Zwiadowców polubiłem głównie ze względu na ich wiarygodność. Jako cykl skierowany do młodszego czytelnika, raczej nie był specjalnie odkrywczy, nie miał wielkiej fabuły czy spektakularnych zwrotów akcji – nadrabiał raczej prostotą, konsekwencją i solidną rzemieślniczą pracą, jaką autor weń włożył. Historie Willa wprowadzały czytelnika w świat baśniowy, ale bardzo przypominający nasz – nie było w nim miejsca na przerysowania, nadmierne uproszczenia czy typową fantastykę. Był bardzo realny i wiarygodny.
Niestety, wszystko zmieniło się wraz z tomem szóstym. Trudno powiedzieć czy to autorowi skończyły się pomysły, czy też zabrnął z historią do punktu, skazującego go na wymyślanie niedorzeczności lub zakończenie kariery pisarza. Fakt pozostaje faktem – Oblężenie Macindaw to książka naciągana, niewiarygodna i raczej mało wciągająca. Dlaczego tak się stało?
Szósty tom Zwiadowców, to kontynuacja części piątej, która rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie rozstaliśmy się z Czarnoksiężnikiem z Północy. Mamy więc graniczną twierdzę w rękach zdradzieckiego rycerza, mamy w tle konflikt z sąsiadem, który szykuje się do ataku na Macindaw i mamy Alyss, uwięzioną w zamkowej wieży. Nic więc dziwnego, że Willowi i Horace’owi, który szybko dołączył do młodego zwiadowcy, przyjdzie zdobywać twierdzę, rozprawiać się z wrogiem i ratować przyjaciółkę.
Główne zastrzeżenie mam tutaj do sposobu zdobywania zamku. Być może to skażenie, jakie każdy człowiek nabywa z wiekiem, ale zwyczajnie nie kupuję pomysłu i prawdopodobieństwa zdobycia zamku w taki sposób, w jaki zrobili to bohaterowie. Autor za wszelką cenę starał się unikać magii i wszelkie nadnaturalne zjawiska tłumaczył naukowo i na rozum, jednak korzystając z dymu, świateł i projekcji ruchomych obrazów, zamku nie da się zdobyć. I choć w sercach obrońców mogłaby zatlić się iskierka niepokoju na widok takich scen, to wątpię, aby była ona na tyle silna, aby młodzi bohaterowie osiągnęli swój cel.
Podobnie zresztą z innymi elementami planu Willa, który mało że był naiwny, to powiódł się tylko i włącznie ze względu na szczęście zwiadowcy i niesubordynację wojaków przeciwnika. Bo jak inaczej wytłumaczyć polecenie spalenia machiny oblężniczej przytoczonej pod mury zamku, które zostało zbagatelizowane po tym, jak nie udało się zająć jej ogniem z kilku wystrzelonych płonących strzał? W każdym normalnym przypadku obrońcy pofatygowaliby się te dwadzieścia metrów, oblali machinę oliwą i zapalili w tradycyjny sposób, zwłaszcza że w pobliżu nie miało być wrogów, a nawet gdyby byli, to grupa podpalająca mogła być broniona ostrzałem z pobliskich murów.
Podobnych dziwnych i rozczarowujących pomysłów autora można by wyliczyć jeszcze kilka i doprawdy nie tłumaczy go fakt pisania dla młodszych czytelników – wszak poprzednie pięć tomów pokazało, że można robić to wiarygodnie. Tutaj za to wciąż mamy srogą północną zimę, która w ogóle zdaje się nie być dostrzegana przez bohaterów, czarne albo białe postacie, proste charaktery i naciągany dramatyzm. Krótko mówiąc: zawiodłem się.
Z drugiej strony jest to kolejny tom sympatycznych bohaterów, napisany lekko i bardzo przyjemnie, który z pewnością może się podobać, jeśli nie będziemy przywiązywać się za bardzo do realizmu, a podążymy płynnie za snutą historią. Wtedy jedyny mankament jaki się dostrzeże, to zabiegi autora, starającego się zrobić wszystko, aby złoczyńcy nie zginęli z rąk szlachetnych bohaterów. W ten sposób kulis uśmiercenia Karena domyślamy się już w pierwszych rozdziałach powieści, a to tylko jedno z bardzo przewidywalnych rozwiązań.
Ogólnie rzecz biorąc jest to książka, od której odradzałbym rozpoczynanie przygody ze Zwiadowcami i to nie tylko ze względu na to, że jest to kontynuacja tomu poprzedniego. Doprawdy trudno przewidzieć jak odbiorą ją fani serii, dla mnie jest jednak najsłabszą powieścią o przygodach Willa. Przeczytać ją warto, ale tylko po to, aby mieć pełny wgląd w całą serię. Wątpię za to, czy ktoś sięgnąłby po nią drugi raz.
Tytuł: | Oblężenie Macindaw |
---|---|
Cykl: | Zwiadowcy, tom VI |
Autor: | John Flanagan |
Wydawca: | Jaguar |
Rok: | 2010 |
Stron: | 380 |
Ocena: | 3 |
Nieprawda
Barzo fajna książka i czytałem już ją dwa razy!
Liczby
Mnie osobiście raziła ilość garnizonu w tym zamku. Na początku jest ich bodajże 25 (po stronie „dobra”), później Keren uzbierał więcej, bo 35. W zamku tak strategicznie ważnym powinno być dużo więcej, bo według autora Stosunek atakujących do obrońców to 4:1 co daje w tym przypadku tylko 130 wojaków, to jest nic.
Druga rzecz to to że oblężenie jest źle opisane tzn. opis mówi o 15-20 zabitych plus jeszcze domyślić się można, że zabito jeszcze z 10 w tak zwanym międzyczasie, a autor mówi że zostało ich jeszcze 20 co mi się kłóciło z wcześniejszymi wydarzeniami.