Równiny ziewnęły swym firmamentem
Lękasz się, bezbronny?
Podejdź, kuszę cię tkliwie
Czyny twe nieobce mi
Podejdź.
Krew spływa wulkaniście
Przez piaski zatoczone mułem
Zieleń nagle, dokądże zawitałeś?
„Szczęśliwa” wołasz
za kotarą czaisz się leniwie
Przebiłeś pustkę nicości
Biegnąc ku wschodom malahitowym…
Gwiazdy zatańczyły na Twą cześć
Armie przystanęły w bezruchu
Splendor ziemskich wodospadów
Ocalony dzięki pastelowym myślom
Splot traw pól bitew wydeptanych
Wędrujesz, poszukujesz, czekasz
Swój oręż złoty wyblaknie
„Nie wbijaj go w serce księżyca”
Malunki wszechsadu, domu Twego
Osaczone lękiem bez trwania
Swój okręt skieruj ku zachodowi
I wypłyń ku bajkom…
niejasnym.
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz