Od niedawna w wielu miejscach w całej Polsce, głównie na dworcach, gdzieniegdzie na ulicach, ale także w prasie, pojawia się osobliwe indywiduum – Zenon P. Dresiarz, jakich wielu – można by wzruszyć ramionami. Ano, można by. Tyle, że Zenon P. jest jednak wyjątkowy. Jego osobliwość polega na tym, że nigdy nie istniał. Nie było żadnego castingu, żadnego „modela”, żadnych zdjęć. Zenon P. powstał w całości, od początku do końca, komputerowo.
Co w tym takiego? Niby nic. Skoro na komputerach powstają całe produkcje filmowe, jeżeli fikcyjne, sztuczne postaci wyglądają czasem zupełnie jak prawdziwe, to jeden biedny Zenon nikogo już dziwić nie powinien. I nie dziwi. Frapujący jest jednak pomysł – stworzenia (dosłownie) na użytek reklamy przejmującego, a zarazem do złudzenia realnego brzydala, którego można by spotkać dosłownie za rogiem. Twórca Zenona miał koncept podobny, jak w przypadku filmowego Obcego. Człowiek od Xenomorpha, kombinując nad swoją kreaturą, zsumował ludzkie lęki – obrzydliwe, podwójne szczęki, pajęcze odnóża, kościsty ogon, czarna, błyszcząca, oślizgła skóra, wszędobylski śluz, jajorodność, kwas zamiast krwi… długo by wymieniać. Nie inaczej jest z naszym Zenonem – tak w ogólnym, jak i w szczególnym zarysie jest to morda zakazana; domorosły paker ubrany w tandetny dres a’la wczesny Jaruzelski, z łańcuchem od hydrantu na szyi uśmiecha się obleśnie do przechodniów i czytelników. Do tego krzywy nos osiedlowego fightera, płaskie czoło neandertalczyka, niechlujne, tłustawe włosy, małe, cwaniackie oczka – i już mamy charakterystykę Zenona P. Kieszonkowca, jak uprzejmie podpowiadają plakaty. W jego wyglądzie mamy wszystko, co budzi niechęć, strach, zażenowanie, obrzydzenie. Zenon jest tak stereotypowy, że bardziej być nie może, a jednak – jest na swój sposób realny.
Co by jednak było, gdyby wiedzę o stereotypach wykorzystać nie do stworzenia kieszonkowca-wieśniaka, ale człowieka idealnego? W zasadzie dzieje się tak już teraz – kilka lat temu Brytyjczycy przeprowadzili eksperyment z twarzami – za pomocą komputera wygenerowali twarze mężczyzny i kobiety, które uosabiały piękno według 10 tysięcy ankietowanych. Co będzie dalej? Można się domyślać, przyglądając się dziś plakatom wyborczym i billboardom, na których politycy zawsze są jacyś ładniejsi. A to czoło wyższe, a to spojrzenie bardziej klarowne, a to włosy bardziej przyprószone siwizną (starszy = bardziej doświadczony, stateczny), i kilogramów jakoś mniej i skóra o wiele zdrowsza. Gdyby jednak przy pomocy komputerów nie tyle retuszować wizerunek istniejącego polityka, co… stworzyć nowego? Stworzyć człowieka, który uosabia wszystko to, co nam się pozytywnie kojarzy – majestatyczne oblicze tchnące rozwagą, siłą, mądrością; przeszywające, przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu (koniecznie, wydają się bardziej szczere!), nienaganna fryzura srebrzystych włosów, rozłożyste ramiona wysportowanego, dojrzałego mężczyzny, zawsze doskonale skrojony garnitur, krawat dobrany ze smakiem. Nowa twarz partii – fenomen, który naród pokocha!
Wydawać by się mogło, że to mrzonka, że taki kandydat nie wygra żadnych wyborów. Przecież nie uściśnie nikomu ręki, nie spotka się z żadnym z szarych obywateli, nie odwiedzi strajkujących górników. Ale… może nie będzie musiał? Jeżeli władza będzie w rękach partii, to ona wybierze człowieka – obojętnie, czy prawdziwego, czy nie. Władzę wystarczy zdobyć raz – później trzeba ją już tylko utrzymać. A w tym idealny, fikcyjny polityk, na przykład premier, byłby niezwykle pomocny. W państwie totalitarnym, które kontroluje media, złudzenie byłoby absolutne – telewizja pokazywałaby sfabrykowane filmy, jak premier odwiedza miejsce katastrofy lotniczej; gazety drukowałyby fotografie premiera tulącego dzieci ze szpitala. Rozwój technologii już wkrótce pozwoli na generowanie trójwymiarowych obrazów – tylko patrzeć, jak tam i z powrotem będą się przechadzać holograficzni ludzie. A wówczas nie będzie wielkim problemem „wystawić” premiera na pokaz ludziom – jeżeli będzie oddzielony od gawiedzi kilkunastoma metrami dystansu, dwoma rzędami ochroniarzy, jeżeli stanie gdzieś za mównicą, za mikrofonami – kto się zorientuje? Kto podda w wątpliwość prawdziwość istnienia polityka, którego kochają miliony, który jest wszędzie w mediach, który właśnie przemawia z okazji święta niepodległości? Kto odważy się krzyknąć do mas – to, co widzicie, nie jest prawdziwe?… Prawdziwym nazywamy to, w co wierzymy, że jest prawdziwe, mawiał Bacon kilka stuleci temu. A dziś?
Dziś Zenon P. uśmiecha się obleśnie z plakatu.
hmm…
„majestatyczne oblicze tchnące rozwagą, siłą, mądrością; przeszywające, przenikliwe spojrzenie niebieskich oczu (…), nienaganna fryzura srebrzystych włosów, rozłożyste ramiona wysportowanego, dojrzałego mężczyzny, zawsze doskonale skrojony garnitur, krawat dobrany ze smakiem” – nie wiem jak innym, ale mi się ten opis kojarzy z naszym ukochanym wicepremierem Andrzejem L. Brakuje tylko ogorzałego lica…
Bosh, Equi… Nie mów, że idol mas został stworzony komputerowo i nie istnieje…