Na serię Kroniki Wardstone, trafiłem zupełnie przypadkiem. Ot, pierwsze dwa tomy udało mi się wygrać na którymś z konkursów jednego z konwentów. Początkowo byłem dosyć sceptycznie nastawiony, gdyż nie należałem do grupy docelowej tej powieści. Jest to w końcu seria dla szeroko pojętej młodzieży.
Ostatecznie jednak Joseph Delaney mnie zaczarował, to właśnie ów autor pokazał mi, że książki skierowane do młodszego czytelnika nie muszą być infantylne i mdłe. Wręcz przeciwnie, mogą posiadać niemałą wartość również i dla starszego odbiorcy. W związku z powyższym kolejne tomy kupowałem, gdy tylko się ukazywały. Ani się obejrzałem, a przychodzi mi napisać recenzję szóstej odsłony serii – Starcia demonów. Miałem sporą przerwę pomiędzy tomem piątym, a szóstym, dlatego szczególnie podekscytowany siadałem do lektury. Cóż ciekawego wydarzyło się w hrabstwie? Z jakimi niebezpieczeństwami tym razem przyszło się zmierzyć uczniowi stracharza?
Starcie demonów zgodnie z domysłami nasuwanymi przez poprzedni tomik, przenosi akcję poza granice hrabstwa, konkretnie zaś do tajemniczej i wypełnionej niebezpieczeństwami Grecji – ojczyzny matki Thomasa Warda. Czytelnika czeka sporo niespodzianek. Mnie osobiście szczególnie zaskoczył pewien sojusz, jednak nie będę tu niepotrzebnie zdradzał interesujących kwestii, w tym celu zapraszam do lektury. Grecja to również całkiem sporo nowych kreatur do odnotowania w bestiariuszu stracharza, z którymi przyjdzie się mierzyć bohaterom. Tu w mojej opinii uwypukliła się pewna wada najnowszego tomiku – przeszkadzała mi zbyt duża liczba walk z kolejnymi sługusami mroku. Delaney najwidoczniej chciał żeby było widowiskowo, ucierpiał jednak na tym nieco swojski klimat (mało jest w tej książce moich ulubionych sytuacji posilania się serem i tym podobnych). Całość fabuły zbudowana jest trochę na zasadzie starej już komputerowej gry Duke Nukem: Manhatan Project. Przyjaciele stopniowo zbliżają się do ostatecznego celu (bossa, że tak to ujmę), po drodze wyrzynając kolejnych jego pobratymców. Psuje to napięcie i doprowadza do sytuacji absurdalnych, kiedy Tom (wraz z Alice) wychodzi z sytuacji bez wyjścia. Wiem, wiem to taka konwencja, ale w tym tomie szczególnie mnie to raziło.
Styl autora, nadal jest unikatowy i ułatwia szybkie przebrnięcie przez książkę, zaś zakończenie tradycyjnie jest na tyle ciekawe, że grzechem byłoby nie sięgnąć po kolejną odsłonę serii. Szczególnie, że wyjątkowo mocno w tym tomie zaczyna dokonywać się przemiana Thomasa, który coraz bardziej zmierza w stronę tak niepożądaną przez stracharza. Kroniki Wardstone przywodziły mi zawsze na myśl klimat serii Harry Potter, a teraz dochodzi do tego aspekt odstawienia na bok swoich dawnych ideałów, zupełnie jak w Gwiezdnych wojnach.
Starcie demonów nie jest z pewnością najlepszym tomem serii, jest po prostu poprawny. Zabrakło bardziej pociągającej fabuły, wymyślniejszej – że tak to ujmę – cwańszej. Zamiast tego wyszedł hack and slash, dobry stylistycznie, z budzącym ciekawość co dalej zakończeniem i kilkoma dodatkowymi smaczkami.
Tytuł: | Starcie demonów |
---|---|
Cykl: | Kroniki Wardstone, tom 6 |
Autor: | Joseph Delaney |
Wydawca: | Jaguar |
Rok: | 2010 |
Stron: | 344 |
Ocena: | 4 |
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz