Za górami, za lasami, heeen daleko, leżało sobie pewne Królestwo, którym rządził Król i jego piękna małżonka, Królowa. Król był kochany przez poddanych (praworządny-dobry) i wszyscy w Królestwie byli szczęśliwi. Wszyscy, z wyjątkiem Króla i Królowej. Do pełni szczęścia brakowało im Dziecka. Starali się o nie jak mogli, nawet po kilka razy dziennie, ale za każdym razem bez skutku. Jednak jak to w bajkach bywa, Los zesłał im w końcu Dziecko (i super-środek poprawiający wigor), a w Królestwie zapanowała powszechna Radość.
Radość Króla i Królowej była tak wielka, że dla wyrównania rachunku musiało zdarzyć się Nieszczęście. Na chrzcinach Dziecka pojawiła się Zła Wiedźma i rzuciła na nie klątwę. Maleństwo miało umrzeć zanim skończy lat osiemnaście, a przyczyną śmierci miało być wrzeciono, w które zdradliwie skaleczy opuszek palca. Po rzuceniu klątwy Wiedźma zniknęła, ale jak za zawołaniem czarodziejskiej różdżki pojawiła się Dobra Wróżka, która chciała zdjąć klątwę. Nie udało się jednak – Dobra Wróżka mogła jedynie złagodzic czar i zamieniła śmierć na stuletni sen (czyli tak naprawdę spartaczyła robotę, bo różnicy większej między nimi nie ma), który zostanie zesłany jednak nie tylko na księcia, a na wszystkich mieszkańców Zamku. Zasmuciło to bardzo Wróżkę, zasmuciło to Królową, zasmuciło to całe Królestwo, jednak Król puknął się w głowę i wykrzyknął:
– Baby głupie! Przecież mamy syna! Od kiedy chłopcy bawią się kołowrotkiem?!
W Królestwie znów zapanowała Radość i wszyscy o klątwie zapomnieli.
Osiemnaście lat później…
Poranek niczym nie różnił się od innych sierpniowych poranków. Długowłosa panna miotała się ze ścierką po izbie skutecznie udając, że sprząta. Nie lubiła tego robić, wolała biegać z mieczem po lesie i zabijać gobliny, których się namnożyło ostatnio dosyć sporo. Nie stanowiły jednak większego problemu w Królestwie, gdyż zamieszkiwały tylko Wielką Puszczę, a na jej skraju stała chatka, w której mieszkała Aurora z ciotką. Aurora była odpowiedzialna za zmniejszanie się populacji goblinów.
Do chatki weszła pomarszczona staruszka, ciotka długowłosej.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin kochanie – zawołała już od progu ciotunia taszcząc coś dużego za sobą. – Dziś wstępujesz w dorosłe życie! Jesteś już kobietą!
– Tjaa… – odparła bez entuzjazmu dziewczyna. W dorosłe życie wstąpiła jakieś dwa lata temu, gdy przystojny leśniczy zrobił z niej kobietę pod krzaczkiem leszczyny. – Co tam masz ciotuniu?
– Prezent dla ciebie, moja droga. Kołowrotek.
– ? – Aurorę zatkało, jednak tylko na chwilę. – Kołowrotek?! A po co mi on?!
– W sumie to nie wiem, może jak przystało na dziewczynę powinnaś nauczyć się go obsługiwać? Spotkałam w lesie handlarkę, taką starą, przygarbią, w czarnym płaszczu i z krzywą gębą. Prawie siłą mi to wcisnęła, nie potrafiłam odmówić. No i dodała mi jeszcze wrzeciono gratis, model Deluxe! Miała jeszcze koszyk takich czerwonych, soczystych jabłek, ale one nie były na sprzedaż.
– Aha… A gdzie ją spotkałaś?
– Na ścieżce, która prowadzi do tej chatki, w której mieszka ta biedna dziewczyna i siedmiu zboczeńców.
– Raczej ta zboczona dziewczyna i siedmiu biedaków. Nie znasz Śnieżki ciociu, a pozory mylą. Daj, zaniosę ten prezent do siebie.
– Ojcze, nie możesz mi zabronić! – książę Eryk postanowił tym razem postawić na swoim. – Kończę dzisiaj osiemnaście lat, jestem dorosły!
– Ależ synu – Król próbował dotrzeć do pustej głowy księcia – przecież ty nigdy wcześniej nie byłeś na polowaniu…
– A więc najwyższy czas, żebym był! – przerwał rozzłoszczony następca tronu i wskoczył na konia.
– Eryku…
– Jadę!
– Synku…
– Jadę!
– …na koniu siedzi się odwrotnie – dokończył Król łapiąc się za czoło. Może i miał urodziwego syna, ale jego uroda była wprost proporcjonalna do jego głupoty. No i książę był też strasznie uparty.
– Aha… – Eryk zsiadł z konia i wlazł na niego ponownie, tym razem jak należy. – Jak już mówiłem, jadę!
– Ech, no dobrze. Ale nie spóźnij się na dzisiejszą uroczystość, w końcu to twoje urodziny. Na pewno chcesz jechać sam?
– Jadę!
Aurora skończyła polerować miecz i wyszła przed chatkę. Rozejrzała się, czy ciotki nie ma w pobliżu, po czym założyła go na plecy.
– Jest czas sprzątania i czas zabijania – powiedziała do siebie sentencjonalnie i ruszyła do lasu mordować gobliny.
Nie uszła daleko, gdy zobaczyła stojącego nieopodal siwego rumaka. Zagwizdała z podziwu – zwierzę było piękne, najprawdopodobniej z królewskiej stajni. Podeszła do niego, pogładziła po boku i głowie. Po chwili wahania wskoczyła mu na grzbiet. Koń zarżał cicho, nie miał nic przeciwko temu.
– A gdzie jest twój właściciel, co?
Rumak zarżał donośniej i ruszył przed siebie, najpierw powoli, a po chwili gnał już jak burza, lecz w pewnym momencie zatrzymał się gwałtownie i zarżał. Aurora ześlizgnęła się na ziemię i zaczęła nasłuchiwać, po czym ruszyła w stronę krzaków leszczyny. Przedzierając się przez nie uśmiechnęła się do swoich wspomnień. „Szkoda, że niedźwiedź odgryzł mu nogi” pomyślała wspominając znajomego myśliwego. Nagle zatrzymała się. Słyszała wrzaski goblinów, musiały być blisko. Uśmiechnęła się złośliwie i podeszła jeszcze kawałek do przodu, aby wyjrzeć ostrożnie z zarośli.
Na środku polanki stało rusztowanie z przewieszonym nad nim grubym palem. Do pala tego, za ręce i nogi, przywiązany był młody chłopak z zakneblowaną buzią. Pod nim kilka goblinów szykowało ognisko.
– Czemu nie zaprosiliście mnie na obiad? – zapytała z udawanym wyrzutem Aurora wychodząc z zarośli. Na jej widok wszystkie gobliny wydały okrzyk przerażenia i umknęły. – Chyba zmienię fryzurę, za szybko mnie poznają – mruknęła do siebie zawiedziona faktem, że nie pozabija sobie dzisiaj.
Odwiązała mężczyznę od pala. Tamten spadł z hukiem na ziemię i spojrzał na nią z wyrzutem. Gdy rozwiązała go, Eryk szybko się wyprostował.
– Trafisz za to do lochu – powiedział władczym głosem masując obolałe pośladki.
– Czyli co? Nie powinnam cię ratować? Dobra.
Po kilku sekundach książę leżał na ziemi związany jak szynka. Aurora zaciągnęła go za nogi do miejsca, gdzie stał koń. Po drodze zauważyła, że książę jest ranny. Jego koszulę zdobiła imponująca, czerwona plama.
– Sierota z ciebie, Eryku.
Eryk nic nie powiedział, siedział tylko na ławie i z kwaśną miną rozglądał się po pomieszczeniu. Był to nieduży, schludnie urządzony pokój. Oprócz ławy, na której siedział, stała tu komoda, łóżko, duże lustro i kołowrotek z dużym wrzecionem, zapewne modelem Deluxe. Poza tym znajdowała się tu też balia z wodą, w której Aurora próbowała doprać koszulę księcia. Czerwona plama, którą wzięła wcześniej za krew, była plamą po soku z jeżyn, które jadł Eryk zanim spadł z konia i ufaflał sobie nimi koszulę. Książę z rozmarzeniem w oczach wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze. „Jestem sexy. Bogowie, jaki ja jestem przystojny”. Te miłe rozmyślania przerwał mu głos Aurory.
– A więc jesteś księciem, tak?
– Tak.
– To czemu dałeś się tak podejść tym zielonym gnojkom?
Książę chrząknął i szybko zmienił temat.
– Ładny kołowrotek.
– Czy ja wiem? Dostałam go od ciotki. A wracając do gob…
– Wrzeciono też niczego sobie.
– Podobno to model Deluxe, ale nie znam się na tym.
– Ja się znam – skłamał książę. Chciał odciągnąć uwagę dziewczyny od tematu goblinów, który głęboko ranił jego miłość własną.
– To model ZX Spectrum, wersja 6.66. Pokazać ci jak działa? – zapytał z cichą nadzieję, że Aurora nie będzie chciała tego zobaczyć.
– Dobra, pokaż – Książę odchrząknął i podszedł do kołowrotka. Obejrzał go nerwowo po czym spojrzał na długowłosą.
Patrzyła na niego z niecierpliwością, widać było, że wątpi w jego umiejętności. Eryk przełknął ślinę i dotknął kołowrotka, a raczej wrzeciona. Jak było do przewidzenia, ukłuł się. Z palca pokapała krew.
– Ech, sierota z cie… – Aurora przerwała. Na jej oczach książę zrobił się najpierw zielony, później niebieski, później szarawy, a na koniec, w kolorze dającym się opisać jako sinokoperkowy metalik, upadł na ziemię bez życia.
– Aaa! Zabiłam go!
Do pokoju wpadła ciotka, pytając co się stało. W tym samym czasie pojawiła się Zła Wiedźma śmiejąc się złowieszczo, po czym zniknęła razem z księciem pozostawiając za sobą fioletowe opary i zapach siarki. Za chwilę pojawiła się Dobra Wróżka.
– Nie zabiłaś go, drogie dziecko – zwróciła się do Aurory. – Teraz będzie spał w swoim zamku, w najwyższej wieży, a z nim cała jego rodzina i ich sługi.
– Wszyscy w jednym łóżku? – zapytała ciotunia.
Wróżka zignorowała pytanie.
– Ponieważ to przez ciebie wypełniła się klątwa, musisz go uratować.
– No jeszcze czego! – oburzyła się Aurora. – Przecież gdyby nie ja, zeżarły by go gobliny!
– No i byłby spokój. Za to teraz Król i Królowa śpią, więc tylko czekać, aż najedzie na nas wrogie Imperium i staniesz się przyczyną zagłady naszego Królestwa.
– No dobra, to co mam zrobić?
– Dostań się do zamku i obudź księcia.
– Tylko tyle?
– Aż tyle. Życzę szczęścia.
Dobra Wróżka zniknęła zostawiając za sobą smugi różowego dymu i woń taniego mydła o zapachu różanym.
– No to się wpakowałaś. Zawsze wiedziałam, że to twoje bieganie po lesie źle się skończy.
– To ty przytargałaś ten cholerny kołowrotek! – warknęła długowłosa, po czym zabrała miecz i wyszła.
Zamek wyglądał nieco inaczej niż zwykle. Obrastały go cierniowe krzaki, a nad wieżami tłoczyły się posępne chmury burzowe, z których co chwilę strzelały pioruny. Wśród cierni widać było wąską ścieżkę, w którą jednak koń nie chciał wjechać.
– Dobra, zostań tutaj. Idę po twojego pana.
Aurora ruszyła ścieżynką odcinając kolczaste gałęzie zagradzające jej od czasu do czasu drogę. Przez gąszcz przedarła się dosyć szybko.
– Łatwo poszło – powiedziała do siebie. – Zbyt łatwo.
Główna brama była otwarta. Wszędzie było cicho i panowała senna atmosfera, tylko gdzieś z boku do uszu Aurory dotarły jakieś głosy.
– Gobliny! – ucieszyła się i pobiegła w tamtym kierunku.
Drzwi otworzyły się gwałtownie pod wpływem siarczystego kopniaka i dziewczyna z mieczem w ręku wparowała do środka. Zdziwiła się lekko widząc, że te gobliny, w przeciwieństwie do leśnych, są odziane w jakieś skórzane zbroje i mają groźniej wyglądającą broń. Nie stanowiło to jednak większego problemu i już po paru sekundach siała wśród nich śmierć i zniszczenie. Kilka minut po wszystkim podłogę wyścielały dwa tuziny trupów oraz dosyć sporo kończyn i innych zielonych „przedmiotów”, które trudno określić mianem ciała. Spacyfikowanie zamku zajęło Aurorze niecałe dwie godziny. Wszędzie walały się kawałki goblinów, które postanowiły wykorzystać fakt, że zamku nikt nie strzeże. Nie spodziewały się jednak, że obiekt z ich koszmarów przyjdzie mordować za nimi aż tutaj.
Aurora siedziała wściekła na dziedzińcu. Przeszukała wszystko dokładnie i nie znalazła nigdzie drogi prowadzącej do wieży, w której spał książę. Nagle zapachniało siarka i przed dziewczyną zmaterializowała się dziwna postać.
– Nigdy tam nie wejdziesz – odezwała się kobieta odziana w fioletowo-czarne szaty i zaśmiała się wrednie. Na głowie miała dwa poskręcane rogi.
– Pokazuj drogę albo cię zabiję – wychrypiała długowłosa.
– No i co jeszcze? – Wiedźma zaśmiała się ponownie.
– I jeszcze odetnę ci palce oraz te sztuczne fajansiaste rogi, które masz na głowie.
– One nie są sztuczne! – oburzyła się czarownica.
– Jak to nie? – Aurora szybkim ruchem wyciągnęła sztylet ukryty w dekolcie i rzuciła w jeden z rogów, który odpadł i uderzył o bruk ze stukiem.
– !!! – Wiedźma zagotowała się ze złości.
– Pokaż mi drogę na górę, albo za drugim razem trafię w oko.
– Śmiesz mi grozić?!
– Mhm – odparła beznamiętnie Aurora.
– A więc zginiesz!
Znowu zapachniało siaką. Gdzieś w oddali uderzył piorun. Wiedźma w mgnieniu oka zmieniła się w wielkiego, czarnego smoka z równie wielką i czarą paszczą pełną wielkich i białych, dla odmiany, zębów.
Jakby tego było mało, smoczyca ziała ogniem.
– Goblinia noga! – przeklęła Aurora i wbiegła do najbliższego poniszczenia przez pobliskie drzwi. Smoczyca, niewiele myśląc, spróbowała dostać się za nią do środka, jednak poza głowę nie zmieściło się nic więcej.
Dziewczyna szybko wybiegła innymi drzwiami i dopadła smoka płci żeńskiej od tyłu. Wbiegła mu po ogonie na plecy i zaczęła grzmocić mieczem w kark.
– Ej, to boli! – wychrypiała Wiedźma.
Nie zważając na to dziewczyna uderzała dalej. Jednak nie przynosiło to skutków. Zeskoczyła więc na ziemię, porwała leżącą obok halabardę i zaczęła ponownie uderzać smoka w to samo miejsce.
– No to to już przegięcie! – smoczyca cofnęła się gwałtownie uwalniając głowę. Wyrwała przy tym kawałek ściany.
– Ładnie to tak zamek demolować? – zawołała jej prosto do ucha Aurora wisząca na szyi. Próbowała wbić w głowę smoczycy swój miecz, ale tu także skóra była za twarda.
– Daj sobie spokój – Wiedźma machała głową na wszystkie strony próbując zrzucić natrętną dziewczynę. Łapami nie mogła jej dosięgnąć i to ją irytowało. – Prędzej czy później i tak cię zabiję.
– Ja będę pierwsza – Aurora złapała się jednego z wystających zębów, podciągnęła szybko i wbiła miecz w podniebienie smoczycy. Tamta zaskrzeczała głośno i zniknęła zostawiając za sobą opary siarki.
Dziewczyna spadła na ziemię i pomasowała obolałe kości.
– Mówiłam, że cię zabiję – powiedziała sama do siebie i podniosła miecz, którego ostrze zrobiło się całe czarne i śmierdziało okropnie.
– A fe! – odrzuciła oręż jak najdalej od siebie. Niebo niespodziewanie pojaśniało i złowieszcze chmury rozstąpiły się. Tuż za nią ukazały się schody prowadzące na wieżę. Musiały być skryte za iluzją, która pękła wraz ze śmiercią Złej Wiedźmy.
– Ojej, niedobrze mi – Aurora zdegustowana stała w wejściu do komnaty Księcia. Całe wnętrze było udekorowane w odcieniach różu i błękitu. Najbardziej różowe było wielkie łoże z baldachimem. Dziewczyna odsłoniła koronkowe zasłony i jej oczom ukazał się leżący w różowej pościeli książę. Uśmiechał się lekko przez sen.
– Wygląda bardziej pedalsko niż zwykle – mruknęła.
– Hej Eryk! Wstawaj! ERYYYK!
Krzyczała tak kilka chwil, ale książę nawet się nie poruszył. Uderzyła więc go lekko w policzek. Żadnego efektu. Uderzyła więc jeszcze raz. I jeszcze raz. I znowu. W końcu uderzył go z pięści. Po kilku minutach dała sobie spokój i wytarła rękawem krew z twarzy księcia.
– Mam nadzieję, że nie złamałam mu nosa.
Usiadła na podłodze przy łóżku i zaczęła myśleć intensywnie nad sposobem obudzenia księcia. W końcu poderwała się na nogi.
– Wiem! – zawołała uradowana i zepchnęła Eryka z łóżka. Książę uderzył o różowe kafelki, na które od razu nakapała krew z jego nosa. O ile dziewczyna nie złamała mu nosa wcześniej, zrobiła to niechybnie teraz.
– WSTAAAWAAJ!! – Aurora była wściekła i zaczęła go okładać pięściami po twarzy. Z każdym nie przynoszącym efektu uderzeniem jej wściekłość rosła i w końcu zaczęła kopać lezącego na posadzce młodzieńca. Gdy wyładowała całą złość zrezygnowana zaczęła rozglądać się po pokoju. W końcu zauważyła wiszący na ścianie pergamin.
– „Instrukcja budzenia śpiących na sen stuletni” – przeczytała. – „Aby osobę na sen stuletni śpiącą ze snu tego wyzwolić, pocałunek prawdziwej miłości na jej ustach należy złożyć.” Co za bzdury, przecież ja go nie kocham. Gdyby tylko tak można go obudzić, Wróżka nie kazałaby mi tego robić. Musi być inny sposób. Hmm… Gdyby tak znaleźć kogoś, kto kocha tego księcia… Chyba tylko on sam mógłby siebie pokochać – długowłosa przypomniała sobie z jakim uczuciem Eryk patrzył na swoje odbicie w lustrze. – To jest myśl!
Po kilku minutach dziewczyna nachyliła się nad księciem z lusterkiem w ręku.
– Oby się udało…
Złapała jedna rękę usta księcia tak, że wykrzywiły się w dzióbek, a drugą przytknęła do niego lusterko.
– Jak możemy ci się odwdzięczyć za pomoc? – zapytał Król.
– Chciałabym jakiegoś konia. No i miecz, bo mój po zabiciu Wiedźmy nie pachnie zbyt dobrze… No i wygląda też trochę nie tak…
– Tylko tyle? – zdziwiła się Królowa i pogłaskała syna po czole, a następnie zmieniła mu opatrunek. Książę nie wyglądał zbyt dobrze – miał całą twarz spuchniętą, limo na lewym oku, złamany nos i rozbitą wargę. Poza tym miał także połamane dwa żebra i liczne siniaki na całym ciele.
Aurora chciała jak najszybciej wynieść się z zamku na wypadek, gdyby ktoś zbytnio zainteresował się źródłem obrażeń księcia.
– Niewiele mi trzeba – dziewczyna uśmiechnęła się – naprawdę to wszystko.
Zaczęła dyskretnie cofać się w stronę wyjścia.
– A może – zapytał nieśmiało Król – wyszłabyś za naszego syna?
W oczach Eryka i Aurory pojawiło się przerażenie.
– N-nie, dziękuję. To zbyt duża nagroda, nie jestem godna… To ja już pójdę… – długowłosa była coraz bliżej drzwi.
– A może się namyślisz?
Jednak nie dane było Królowi usłyszeć odpowiedzi – Aurory już dawno nie było w komnacie. Jak najszybciej pobiegła do królewskich stajni aby odebrać konia i do zbrojowni po miecz. Eryk odetchnął z ulgą i skrzywił się z bólu. Miał dziwne wrażenie, że wie, kto stoi za jego obrażeniami.
A potem wszyscy żyli z dala od siebie. Długo i szczęśliwie.
Oczywiście z wyjątkiem goblinów…
Hmm…
Kiedyś Falka fajne bajki pisała… Ale teraz się straaaasznie rozleniwiła…
phi
Ze mnie jest kobieta pracująca, czasu nie mam 😛
Chociaż w sumie masz rację – jak mam czas, to się lenię… :/
Fajna historia…
Fajna historia:D! Bardzo ciekawa, mi sie podoba:P
Takie sobie
ale może masz coś o tej zboczonej i siedmiu biedakach. I nie leń się już, bo fakt kiedyś lepiej pisałaś. Pozdrawiam.
8 zboczeńców i 1 ciota
Dla mnie średnie opowiadanie. Ale może być.
dobre 🙂
mi sie podobalo
🙂
super