Comic fantasy jest moim ulubionym rodzajem fantastyki. W Polsce, poza przygodami Jakuba Wędrowycza, nie wydaje się dużo prześmiewczej fantasy. I oto nagle trafiła się perełka – „Róża Selerbergu” Ewy Białołęckiej. Ale, niestety, nie nazwałabym jej perełką…
Przyznaję, że kiedy zobaczyłam okładkę tej książki, postanowiłam trzymać się od niej z daleka. Ten bijący po oczach róż przywodził na myśl romansidło, a tych po prostu nie znoszę. Jednak, mimo wszystko, z nudów przeczytałam fragment na stronie Runy i zdziwiłam się nieco – zamiast romansu znalazłam tam tekścik, który nadawałby się do Taferny PGR! Po czym zapomniałam o „Róży…” na dobre kilka miesięcy.
Parę dni temu dostałam od BAZYLa zlecenie przeczytania tej książki i napisania recenzji. Samą książkę też dostałam, więc nie miałam wyboru (znaczy się, teoretycznie miałam, ale asertywność nie jest moją mocną stroną) i zabrałam się za czytanie.
Przyznam szczerze, że książkę czytało się całkiem przyjemnie, skończyłam ją w niecałe dwa dni i nie uważam tego czasu za zmarnowany. Jednak jest małe ale… A raczej kilka.
Po pierwsze, wręcz nachalne i rzucające się podobieństwo do Pottera. Im dalej, tym tego więcej i wyraźniej. Wyczytałam gdzieś w necie, że był to efekt zamierzony, że miała to być parodia potterowskich fanfików i między innymi jedna scena żywcem przypomina tę z fanfiku o zakochanym Malfoy’u. No ale ja fanką Pottera nie jestem, więc to nie jest dla mnie plus.
Po drugie, kiedy już przyzwyczaiłam się do tej pottero-podobności, a fabuła mnie wciągnęła i zaczęła się robić coraz ciekawsza, wątek się urwał. Właściwie to wszystkie wątki się urwały. I to w momencie, który sugerował, że dalej będzie jeszcze ciekawiej! A stronę dalej zaczęła się praktycznie druga książka, która z Selerbergiem nie ma nic wspólnego. Poza samą autorką oczywiście.
Część druga jest o smokach. Ciekawa, zabawna, interesująca… Ale skąd ona się tam wzięła i co ma wspólnego z początkiem książki?! Tak się po prostu nie robi! Czyżby kolejny efekt zamierzony, który nie wypalił? Gdyby pani Białołęcka wydała zbiór opowiadań o samych smokach, dostałby tutaj ode mnie piąteczkę, bo czytało się to świetnie. Ale w tym wypadku czuję się zawiedziona, oszukana i zrobiona w bambuko (czymkolwiek to jest).
Nie mam pojęcia, czy polecić tę książkę, czy nie. Czy mi się podobała, czy nie. Z jednej strony czytało się naprawdę przyjemnie i parę razy prawie padłam na podłogę, aby turlać się ze śmiechu i obijać o nogi krzesła i biurka na zmianę. Z drugiej strony jednak denerwował mnie momentami język, budowa niektórych dialogów czy pojawiające się ni z gruszki, ni z pietruszki wulgaryzmy. Wprawdzie było ich tylko kilka, ale i tak pewien niesmak pozostał.
Podsumuję to tak: mało prawdopodobne jest, że do książki będzie się wracać, więc warto ją przeczytać, ale nie warto kupować. No chyba że gdzieś w przecenie za 5zł, bo akurat tyle jest warta.
Tytuł: | Róża Selerbergu |
---|---|
Autor: | Ewa Białołęcka |
Wydawca: | Runa |
Rok wydania: | 2006 |
Stron: | 336 |
Ocena: | 3+ |
Co prawda to prawda…
Okładka jest strraszliwa…
O mój boże o_O
Yy.. teges.. Osobiście czytałem już pare książek Białołęckiej, tą również mam zamiar kupić, ale chyba założe sobie opaskę na oczy, czy włoże ją głęboko w reklamówke z warzywami aby nie patrzeć na tą okropną okładke -_-
Nieproszony gość…
Ja przeczytałem i żałuję. Żałuję tego, że rodzima autorka musi zżynać ze wszystkich najpopularniejszych cyklów w kanonie. W całej książce nie znalazłbym działu, w którym przeważająca większość fabuły i mowy postaci nie jest ściągnięta. Najwyraźniejsze są „nawiązania” do J.K.Rowling i Terry’ego Pratchetta. Autorka nie postarała się stworzyć ani wiarygodnego, ani oryginalnego świata. Wykorzystała sprawdzone przez innych pisarzy motywy. Nie znoszę chamskich zżynek! Na stos z „Różą Selerbergu”!
Zwłaszcza, że przy okazji jest nuuuuudna.
Tytuł: Róża Selerbergu
Autor:
Ocena: 1
…
Czy to aby na pewno była poważna i rzetelna recenzja?
Autorka, pisząc, że „nie ma pojęcia, czy ksiązka jej się podobała, czy nie i nie wie czy ją polecić’ naraża się na śmieszność. Wielką śmieszność. Jeśli całość recenzji sprowadza się do okładki i skrytykowania pierwszej podczęsci i nieśmiałej pochwały podczęści drugiej, to może autorka czytała niedokładnie lub trzecią podczęść po prostu sobie podarowała?
Trudno też nie zauważyć, co jednak udało się autorce, że całość składa się z trzech mniejszych podzbiorów. Krytkowanie, że akcja zakończyła się w momencie, w którym tak naprawdę się zaczęła rozkręcac po raz kolejny strasznie źle świadczy o autorce recenzji, bo powinna wiedzieć, że ciąg dalszy Selerbergiady nastąpi.
Wracając do treści: podoba mi się. Lekka fabuła, lekka lektura w sam raz na odprężenie się i zafundowanie sobie uśmiechu na zmęczonej gębie. Natomiast recenzja jest katastrofalna i zastanowiłbym się, czy warto autorce w przyszłości powierzać podobne zadania, bo jest po prostu niekompetentna i kiepsko pisze. A z ta przeceną za 5 złotych wzniosła się na wyżyny humoru. Aaargh, jak mawia Rincewind.
@partizan
A kto powiedział, że recenzje muszą być poważne?
Zostałam poproszona o napisanie, co myślę o tej książce, no to napisałam. Dalej nie wiem, czy mi się podobała. Co do polecania, też nic się nie zmieniło – jest za słaba, żeby ją polecać i jednocześnie dosyć przyzwoita, więc nie mogę napisać, że jej nie polecam. Ot, przeciętne czytadło, nic specjalnego.
Recenzja sprowadziła się do okładki i narzekania na urwaną częścią pierwszą, bo niestety tylko to zostało mi w głowie po przeczytaniu. Gdyby zachwycyła mnie fabuła albo oczarował dowcip autorki, napisałabym o tym. Dementuję przy okazji pomówienia, jakobym przeczytała niedokładnie bądź ominęła cokolwiek. Przczytałam całośc od deski do deski, wszystkie trzy podczęści, ba nawet nie uważam tego za stratę czasu.
Poniważ dwie ostatnie podczęści miały w tytule smoki, nie rozdrabniałam się w swojej recenzji i napisałam o nich łącznie. Bo dla mnie to była Seleriada i smoki, parodia Pottera i smoki.
Nie rozumem, dlaczego i skąd miałabym wiedzieć cokolwiek o kontynacji Seleriady – na samej książce nie było o tym słowa. Nie jestem fanką Białołęckiej, nie śledzę nowinek na temat jej twórczości. Przed napisaniem recenzji przejrzałam sobie dokładnie stronę Runy i Biblionetkę. Ani słowa o kontynuacji. Byłabym wdzięczna, gdybyś podał jakiegoś linka do informacji o dalszym ciagu.
Uwag na temat mojego kiepsiego pisania i braku humoru nie będę komentować. Chociaż podziękuję za komplement – nie miałam zamiaru nikogo rozśmieszać, a przypadkiem wzniosłam się na wyżyny humoru. Miło słyszeć, zwłaszcza, że tekst z książką za 5zł nie miał być dowcipem, a zwykłym stwierdzeniem faktu.
czerwona roza
ten tekst jest dobry mogl byc jeszcze lepszy