Kolejny już z serii Opowieści z Narnii film należy rozpatrywać jakoby z dwóch punktów widzenia – jako kolejną ekranizację opowiadania z ksiąg o tym samym tytule i jako samodzielny film o tematyce fantasy. Kiedy szedłem do kina spodziewałem się wiernego oddania zapierającej dech w piersiach podróży flagowego okrętu Narnijskiej Floty; zgodnie z fabułą poprzedniej części (a także kontekstem książki) zdajemy sobie sprawę z tego, że Telmarowie (lud, z którego wywodzi się Kaspian) bali się wody, a zatem przez kilka pokoleń Narnia była nieobecna na wodzie. Całkowity brak doświadczenia na morzu i umiejętności szkutnictwa sprawił, iż Wędrowiec do Świtu był łupiną smaganą falami. Zostało to oddane wspaniale – stateczek był rozkosznie wręcz mizerny. Podobnie jak film, który jako ekranizacja był nędzny i w przeciwieństwie do łodzi już mnie nie zachwycał.
Zacznę od ogólnego wrażenia. Wydaje mi się, że wiem dlaczego film odbiegł aż tak bardzo od swego papierowego oryginału. Być może autorzy chcieli uniknąć epizodyczności tej opowieści, swego rodzaju serialowego charakteru. Załoga bowiem wyruszyła w nieznane, płynęła czas jakiś napotykając wyspę i związane z pobytem na niej trudności, rozwiązywała problem i udawała się w dalszą podróż, płynąc jakiś czas by napotkać wyspę… Dostrzegacie tutaj pewną zależność, nieprawdaż? Film natomiast przedstawia to bardziej w postaci epickiej przygody heroic fantasy niczym z sesji dedeka z akcentem pokemoniastym (zbierzcie je wszystkie by pokonać pradawne zło). Pojedyncza wyspa, która w opowiadaniu była zaledwie epizodem (pogrążona w ciemności wyspa gdzie sny stają się rzeczywiste
) stała się punktem kulminacji i głównym celem podróży. Na każdym odwiedzonym lądzie załoga Wędrowca znajdowała jedynie kolejne wskazówki potrzebne do rozwiązania zagadki i magiczne przedmioty, które miały im pomóc w zadaniu (wciąż dostrzegam bardzo silne podobieństwo do dość oklepanych kampanii RPG). Przy czym chciałbym powiedzieć, że w gruncie rzeczy streściłem cały film, choć nie zdradziłem więcej niż zwiastuny.
Brak głębi fabuły nie jest jedynym problemem tego filmu. Lewis miał na celu stworzenie opowiadań o roli moralizatorskiej, niczym uniwersalne opowieści wigilijne zawsze miały drugie dno, każda część opowiadała o swego rodzaju przemianie (ze zdrajcy w wojownika we Lwie, Czarownicy i Starej Szafie czy też z chłopca w króla w Księciu Kaspianie). Mam wrażenie, że film całkowicie odebrał opowieści całą głębię. Na próżno się tam doszukiwać wyraźnej w opowiadaniu przemiany Eustachego, kształtowania się jego przyjaźni z Ryczypiskiem, przemiany światopoglądu z to bajdurzenie
w kto raz nogę postawi w Narnii, Narnijczykiem się stanie
. Wiem jakie ograniczenia niesie medium jakim jest film; niektórych rzeczy nie da się pokazać, lecz wciąż odnoszę wrażenie, że cała ta przemiana nastąpiła w momencie pojedynku Eustachego z Ryczypiskiem, w jednej z pierwszych scen filmu. Zrzucam to zatem na karb kolejnych braków w głębi – większość postaci była bez wyrazu. Może z wyjątkiem Łucji, jednakże jako faceta średnio pociąga mnie wątek chciałabym być piękna…
.
Autorzy filmu całkowicie zrezygnowali ze swoistej logiki, sensu i chronologii opowiadania na rzecz… cóż, zdaje się, że najbliższym określeniem jest epickość
. Załoga z opowiadania nie chciała podróżować z zesmoczonym
Eustachym, bojąc się o swoje zapasy, tymczasem tutaj możemy go oglądać prawie przez połowę filmu. Przyznaję, że na początku krążący dookoła okrętu smok wyglądał imponująco (jak zresztą większość ujęć, ale o tym później), był też ciekawym dodatkiem do pojedynków, lecz kiedy zaczął go ujeżdżać Ryczypisk poczułem się jak na Eragonie – innymi słowy nie to poszedłem oglądać. Także pojedynek z wężem morskim został pokazany zupełnie inaczej – w opowiadaniu był to podstęp, tutaj po prostu taranowali go okrętem przez jakiś kwadrans zanim uderzył go niebieski laser z nieba (jak skomentował siedzący obok mnie brat – Trochę Jedi, co nie?
).
Ujęcia są kwintesencją piękna. Jak zresztą w każdym z filmów tej serii. Szczególnie przypadną do gustu pasjonatom żeglarstwa. Już we wstępie pisałem o wyglądzie samego Wędrowca – spodziewałem się większego okrętu, choć muszę przyznać twórcom rację – mały okręt lepiej pasuje do tła opowieści, ponadto zdecydowanie lepiej prezentował się w ujęciach przedstawiających sztorm czy wpływanie do zatoki. Podobnie rzecz ma się z efektami specjalnymi. Byłem bardzo ciekaw jak zostanie pokazany sam moment przejścia między światami (częściowo można to było zobaczyć na zwiastunie) i w tym konkretnym przypadku się nie zawiodłem – zostało zrealizowane w sposób ciekawy, a jednocześnie dość prosty i nieprzesadny. Nie inaczej jest z muzyką. Pojawia się motyw muzyczny serii wpleciony w utwory towarzyszące akcji. Bicie w pokładowy dzwon zostało wkomponowane zgrabnie do niektórych kawałków, pojawia się dużo tryumfalnych trąb
. Muzyka przynosi istne rozkosze dla ducha.
Zdaję sobie sprawę, że czytanie tej recenzji może być irytujące. Jestem niczym szczeniak narzekający, że książka była lepsza, podczas gdy piszę recenzję filmu – będącego dziełem zupełnie odrębnym. Postaram się zatem jeden akapit poświęcić na ocenę dzieła wyłącznie jako filmu fantasy. Otrzymujemy wszystko czego dusza może zapragnąć od takiego dzieła. Smoki, miecze, magię, tryumfalne nuty w tle – wszystko to w kompozycji, która buduje napięcie aż do momentu ostatecznej konfrontacji, z której grupa herosów wychodzi zwycięsko dzięki heroicznej postawie najsłabszego spośród nich. Nie ma się co oszukiwać – film zaczerpnąwszy tak wiele z kultury europejskich baśni ludowych musi być przewidywalny. Otrzymujemy także kilka scen komicznych, czyniących z niego przygodowy film rodzinny – tutaj niestety muszę napluć na tlący się płomyk nadziei – większość tych dowcipów w polskim dubbingu została zabita (lub co najmniej poważnie okaleczona). Mam też wrażenie, że film cierpi na bolączkę niektórych przygód RPG (znowu nasuwają mi się skojarzenia, być może scenarzysta naprawdę jest zapalonym graczem?) z serii jeśli jesteś tak potężny to czemu wysyłasz nas byśmy pokonali wielkie zło?
czy też jasne powiem wam gdzie są wasi przyjaciele, ale najpierw quest
. Postacie są płaskie i mało interesujące, historia jest pozbawiona głębi. Gdybyśmy szli po prostu obejrzeć film, otrzymalibyśmy niezobowiązujący intelektualnie relaks z dużą ilością błyszczących efektów specjalnych i jednym czy dwoma zapierającymi dech w piersiach pojedynkami na miecze – choć zrealizowany z istną maestrią, budujący napięcie i w pięknych ujęciach. Jako film oceniam go więc na marne 4 z dużym minusem – niby wszystko jest, lecz satysfakcji brak.
Jako ekranizację… Cóż, myślę że już wiecie. Film ma naprawdę niewiele wspólnego z opowiadaniem C. S. Lewisa. Zaczynam się zastanawiać czy z ekranizacja
ciężar nie powinien się przenieść bardziej w stronę na motywach
. Pomijając braki w logice, chronologii czy też całkowite zmienianie wydarzeń i pomijanie rzeczy zdawałoby się istotnych, zaczynam się zastanawiać, czemu w czasie gdy większość filmów stara się, aby kolejne części wypadły dobrze, tak lekko zostały uchylone wszystkie możliwe furtki. Dla przykładu – ci, którzy przeczytali Srebrne Krzesło (kolejną część z cyklu) wiedzą, że Kaspian i córka Ramadu będą mieli syna (którego losy śledzimy w kolejnym z opowiadań) tymczasem wątek romantyczny został mocno spłaszczony i ograniczył się zaledwie do wypowiedzianego chórem przez Kaspiana i Edmuna zachwytu urodą Gwiazdy… Wiem, że nie wszystko dałoby się upakować w filmie, ale z drugiej strony wrzucono tam mnóstwo pozmyślanych bezsensów… Jako ekranizacji muszę dać tutaj wielkie paskudne 2 (nie dałem pały zakładając, że tę ocenę Tawerna RPG pozostawia dla totalnego dna…).
Podsumowując – lekki film będący skrzyżowaniem Gamers i Piratów z Karaibów z widowiskowym pojedynkiem na końcu, pięknymi ujęciami i jeszcze piękniejszą muzyką. Pojawia się smok. Jest trochę magii. Do książki ma się nijak.
Tytuł: | Opowieści z Narnii: Podróż Wędrowca do Świtu [The Chronicles of Narnia: The Voyage of the Dawn Treader] |
---|---|
Reżyseria: | Michael Aptedi |
Scenariusz: | Christopher Marcus, Stephen McFeely, Michael Petroni |
Obsada: | Georgie Henley, Skandar Keynes, Ben Barnes, Will Poulter |
Rok: | 2010 |
Czas: | 113 min. |
Ocena: | 3+ |
hE;P
Fajny film ^^
opowieści z narnii
oco tu chodzi
…
tylko 3+ powinno być na 6+