Napisany przez Mackace artykuł wzbudził we mnie mieszane uczucia – z jednej strony zgadzam się z co niektórymi tezami, z innej uważam, że autor na siłę starał się bronić swoich iście fantastycznych
tez. Tak więc, nie przedłużając dłużej, zapraszam do dalszej części lektury (a raczej dyskusji) nt. Realizmu, logiki Neuroshimy oraz gatunku, do którego ona należy.
(…) Ale zbierzmy to wszystko do kupy i wymieszajmy w jednym kotle z przyprawami typu Neodżungla, Tornado i przetrwanie w tym świecie (o tym za chwilę). Wyjdzie nam już antyweryzm. Fantasy? Czemu nie!
Neodżungla jest tworem antywerystycznym głównie z jednego powodu. Kwiatki, trawka, drzewka i wszystko inne, potrzebują do przeżycia wody. I wszystko jasne. Las nie może się przesuwać ot tak sobie na północ, gdzie jak wiadomo jest tylko pustynia, a na tej wody nie ma. No chyba, że ta cała dżungla, to nie jest las tropikalny, tylko wielkie skupisko kaktusów, które ten las imituje. Ale zaglądam do książki i co widzę? Tropikalny las deszczowy (…) sięga po nowe terytoria północy. Może ja się nie znam na botanice, ani na geografii, ani na fizyce, ale wody nie można stworzyć tak sobie, a granica pomiędzy pustynią, a dżunglą jest dość szeroka.
Neodżungla jest tworem jak najbardziej science-fiction. Nikt nie przywołał tych roślin za pomocą magii, one same zostały sztucznie wyhodowane i obdarzone możliwie najlepszym genotypem adaptacyjnym, czyt. zmutowane. W podręczniku wyraźnie zaznaczono, iż tam, gdzie pojawiają się rośliny, zachodzą powolne zmiany klimatyczne, przez co mogą bytować coraz delikatniejsze formy flory dżungli. Z każdym pokoleniem rośliny te są coraz lepiej przystosowane do nowych warunków. Czy to nie scince-fiction? Należy pamiętać, że według podręcznika bioinżynieria od roku 2000 wzwyż gwałtownie się rozwinęła.
Co jednak z Tornado? Czarny specyfik przenosi w przeszłość. Istny obłęd! To nie jest możliwe i jak najbardziej antywerystyczne (autor zdaje sobie sprawę z nadużycia tego nader trudnego słowa, w dalszej części tekstu już go tyle nie będzie). Wspólny sen ludzi znajdujących się niedaleko siebie i do tego zawsze przenoszący w ten sam czas? Róbcie symulacje, spekulujcie, dyskutujcie, podpierając się technicznym żargonem, ale ja w to nie uwierzę.
Przenoszenie świadomości ludzkiej w przeszłość, nawet w pamięć przeszłych pokoleń, nie wydaje się być czymś, co nie byłoby przedstawiane w prozie science-fiction. Z tego, co mógłbym wymienić teraz, przychodzi mi do głowy opowiadanie Przodek Dewarta. A patrząc na to wszystko czysto naukowo – w jaki sposób udowodnić coroczne wędrówki ptaków, które przecież z map nie korzystają? Pojawiają się teorie, które zakładają świadomość pokoleń i nie są niczym wydumanym w świecie naukowców.
O co biega z tą logiką?
Autorzy pogubili się ze wszystkim. Cały świat miał być załadowany po same pachy. W jakimś momencie po prostu zgubili wątek i zapomnieli, co chcieli osiągnąć. Po to właśnie ratowali się kolorami.
Z tym zdaniem muszę się niestety zgodzić. Trzeba jednak zaznaczyć, iż z każdym kolejnym dodatkiem do podręcznika podstawowego autorzy Neuroshimy coraz bardziej tracą ten dorosły, zdegenerowany, falloutowy klimat, a zbliżają się do dziwnej mieszaniny hard science-fiction, cyberpunka oraz rąbanki. Hibernatusom, maszynom na zdalne sterowanie i wszczepom mówię STOP.
(…) Autorzy chcą we mnie weprzeć, że USA miało zapasów paliwa płynnego w postaci rafinowanej ropy (w różnych postaciach) na ponad 30 lat? (…)
A co z lekarstwami? Zarzuty są bardzo poważne i ciężko się przed nimi bronić. Lekarstwa bowiem mają to do siebie, że źle przechowywane stają się truciznami, a nie lekami. Nawet jeśli założyć, że były przechowywane w odpowiednich dlań warunkach (co przeczy logice, bo przecież dawno już żadnych lodówek nie ma), to nie ma lekarstw mogących wytrzymać 30 lat i nadawać się do użytku. Mało tego, nauka zna tylko jedną (bodaj) substancję o właściwościach pozwalających na skonsumowanie po wyciągnięciu z grobowca faraona. A mowa oczywiście o miodzie. Naturalnie miodek jest bardzo zdrowy, ale czy ebolę wyleczy, tego pewien nie jestem… Nie ma też oczywiście możliwości syntezowania lekarstw w domowym zaciszu. Potrzeba do tego laboratoriów.
Paliwo przez 20 lat stało odłogiem, nikt z niego nie korzystał, jak więc mogło się wyczerpać? Tym bardziej w Detroit – które już współcześnie jest znane z przemysłu motoryzacyjnego. Nie wolno zapominać także o złożach ropy w Teksasie, której na pewno wystarczy na jeszcze kilkanaście lat użytkowania przez mieszkańców postnuklearnych Stanów.
Leki były przechowywane w magazynach farmaceutycznych, a niektóre zautomatyzowane fabryki po wybuchu wojny wciąż pracowały. Nie wolno zapominać także o tym, iż technologia w przedwojennym świecie przedstawionym w NS, poszła do przodu, więc może przeterminowanie się leków nie ma miejsca?
Jeżeli pomyśleć logicznie, biorąc pod uwagę całą masę czynników, to świat mógłby trwać po apokalipsie, jaką byłaby wojna absolutna. Ludzie oczywiście mogliby powstać z kolan. Jeśli skupić się tylko na Neuroshimie, to według praw chromu i stali świat wcale nie umiera. Wręcz przeciwnie. Natomiast jeśli grać w kolorach rdzy i rtęci (w szczególności rdzy) to świat sam się wykończy prędzej, czy później.
Jeśli dodać do tego, że Neuroshima jest fantasy, to nie ma się o co kłócić w ogóle, tylko grać i cieszyć się, że twórcy stworzyli świat przeładowany, gdzie znajdziecie wszystko. Mutantów, Molocha, Neodżunglę, gangersów, dosłownie wszystko!
Zacznę od najważniejszego – podstawowy podręcznik do Neuroshimy, to nie fantasy. Czytelnik nie uświadczy tam niczego, co można by powiązać stricte z tym gatunkiem – zbuntowane roboty, mutanci, gangi, czy nawet szamani-ćpuni, nie należą do kanonu fantastyki, lecz są doskonałym przykładem postapokalipsy.
Jednakże w żadnym stopniu nie usprawiedliwia to dalszych poczynań twórców, którzy z systemu postnuklearnego, z dodatku na dodatek, zaczęli tworzyć misz-masz, a mówiąc w języku Neuroshimy: gówno. Już wcześniej wspominałem o wpływach różnych podgatunków, ale robienie z całego świata mieszaniny najróżniejszych koncepcji, mija się z celem. Oczywiście idea była szczytna – duża dowolność – lecz przerodziło się to w anarchię. Swoją drogę kupujący także są winni, ponieważ jako fani, powinni wypowiadać się na ten temat, a nie tylko wykładać ciężko zarobioną kasę rodziców na kolejne wątpliwej jakości dodatki, które gmatwają klimat. Dodatkowo mam żal do wielu młodych twórców, którzy sami dodają coś do Neuro – większość tych artykułów zagalopowała się za daleko – np.. po co w tym świecie Obcy? Czy wyobrażacie sobie nieśmiertelnego Mad Maxa z ksenomorfami jako przeciwnikami?
Komentarz, a zarazem podsumowanie, co do polityki wydawcy i twórców wydaje się być oczywisty.
Temat pozostaje oczywiście otwarty…
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz