Najpierw było oczekiwanie, później zaciekawienie i niepokój, a na koniec uczucie niedosytu. Po nieco ponad dwóch latach od premiery poprzedniej części, gry może nie przełomowej i niepozbawionej wad, ale z pewnością o znakomitej fabule i niemalejącej grywalności, wreszcie do sprzedaży trafił sequel – Mass Effect 2.
I już na samym wstępie trzeba powiedzieć, że twórcy wsłuchali się w słowa społeczności graczy i poprawili praktycznie każdy element, z tych, które wskazywano w jedynce jako nienajlepsze. Jak się jednak okazało, nie za darmo, bo gra ME2, mimo że pod wieloma względami lepsza od prequela, wcale nie jest lepsza w ocenie ogólnej.
Od dawna była głoszona informacja, że zapisy stanu gry z części pierwszej będą możliwe do wykorzystania tutaj, a podjęte wcześniej decyzje będą miały istotny wpływ na wydarzenia dziejące się na ekranie. Jest tak w rzeczywistości, choć oczywiście skutki najważniejszych decyzji (na przykład ratowania, bądź nie Rady) są tylko zaznaczone – ich większe rozwinięcie wiązałoby się chyba ze zrobieniem dwóch różnych gier – po jednej dla każdej możliwej decyzji. Tym niemniej już na początku gracz, chcący kontynuować grę z zapisanymi stanami ma problem, bo nie wiadomo jak to zrobić. Owszem jest odpowiedni przycisk w menu, lecz gra nie wykrywa save’ów poprzedniej części, zatem nie można go użyć. W instrukcji także nie ma na ten temat żadnej wzmianki, zaś odnośnik pojawiający się na ekranie startowym gry – prowadzi donikąd. Nawet oficjalne FAQ na polskiej stronie gry nie zawiera rozwiązania, porady zatem trzeba szukać w Internecie. Samo rozwiązanie nie jest szczególnie skomplikowane, trzeba jedynie wskazać katalog ze stanami gry w narzędziu konfiguracyjnym, które w przeciwieństwie do Mass Effect nie odpaliło się przy pierwszym uruchomieniu gry. Na szczęście najnowsza łatka (1.01) – jak czytamy w oficjalnym opisie zawartości – dodaje do gry instrukcje wyjaśniające niejasności.
Kiedy zaimportujemy zapisane stany gry do Mass Effect 2 właściwie możemy przystąpić do rozgrywki. Najpierw mamy coś w rodzaju interaktywnego intro, później zaś możemy zadecydować o wyglądzie postaci, która może wyglądać tak jak w pierwszej części, może przybrać wygląd domyślny lub taki, jaki stworzymy w kreatorze. I tutaj pojawia się kolejna drobna wada, o której nie sposób nie wspomnieć. Otóż kreacja wyglądu postaci jest przeprowadzana od modelu domyślnego. Więc jeśli ktoś chciałby edytować starą postać – choćby zmieniając jej fryzurę – nie może tego zrobić. No chyba że stworzy tę samą postać na nowo.
Trzeba powiedzieć, że już w dniu premiery gry jej wydawca udostępnił na stronie bonusowe pliki ją rozszerzające. Na początku była to jedenasta postać, którą można dołączyć do drużyny, najemnik Zareed i misja związana z tą postacią. Później pojawiła się przygoda w penetrację wraku Normandii (dlaczego wraku i więcej o fabule – w dalszej części tekstu), która choć na dobrą sprawę o niczym, jest jedną z najbardziej klimatycznych misji pobocznych. Jeszcze później pojawił się dodatkowy ekwipunek – pancerz (niestety z niezdejmowanym hełmem, co skutecznie mnie do niego zraziło) i broń Cerberusa. Te dodatki są dostępne dla osób, które nabyły pudełkową wersję gry. A nabywcy edycji kolekcjonerskich, czy też kupujący w przedpremierze, mogą liczyć na dodatkowe bonusy.
Sieć Cerberusa, skąd pobiera się dodatki, także nie została rozwiązana idealnie. Pomijając samą niezbyt wygodną nawigację na stronie i czas jaki zwykle zajmuje poszukiwanie odpowiednich sekcji, irytuje jeszcze coś. Po uruchomieniu gry i odczekaniu nieprzewijalnych filmów promocyjnych wydawcy i producenta (co samo w sobie jest diabelnie irytujące), wyświetla się menu. Niestety, nic nie można z nim zrobić tak długo, aż gra nie nawiąże połączenia ze stroną. Zwykle trwa to tylko kilka (jakże długich!) sekund, lecz w chwili gdy łącze jest obciążone lub połączenie z Internetem niestabilne, sprawia że ma się ochotę kląć.
Mass Effect 2, w stosunku do poprzedniej części, ma poprawione praktycznie wszystko. Ma lepszą, choć dość podobną grafikę, inne rozwiązania walki (wprowadzono możliwość przeskakiwania niektórych przeszkód terenowych służących zwykle za osłonę, moce oddziału ładują się szybciej, usunięto ekwipunek kosztem możliwości modułowego rozwijania uzbrojenia itd.), wprowadzono nowe – lepsze – minigierki, całkowicie zrezygnowano z Mako i bardzo nużącej jazdy pojazdem po powierzchni planet. Za to pojawiły się rozwiązania nie zawsze najlepsze, jak choćby skanowanie planet, które przestaje się podobać już po kilku próbach (choć to i tak lepsze od sterowania Mako), a jest niezbędne jeśli chcemy rozwijać posiadany sprzęt. Za wadę można także uznać ograniczoną możliwość zmiany typu broni (taką możliwość oferują spotykane gdzieniegdzie szafki z bronią, co jest ewidentnie ułomnością rozwiązania pod wersje konsolowe gry). O ile jednak suma tego wszystkiego wychodzi na korzyść ME2, jest coś, co nie może się równać z odpowiednikiem z części pierwszej. A chodzi o fabułę.
Już na samym początku Shepard ginie i gracz nie ma możliwości uniknięcia tego. Pierwsze ludzkie Widmo umiera, Normandia rozbija się, zaś gracz dostaje postać w swoje ręce. Jaką postać? Otóż zwłoki naszego bohatera trafiają w ręce organizacji Cerberus, zarządzanej przez tajemniczego Człowieka Iluzję. Nasi niedawni wrogowie, czując zagrożenie ze strony Żniwiarzy postanawiają ożywić postać i pchnąć ją do dalszej walki, uzbrajając nas, odbudowując Normandię i przydzielając pierwszych towarzyszy. Znów mamy zatem oklepany motyw zabicia bohatera, tylko po to, aby wyzerować mu współczynniki (krytykowałem to przy Gothicu, krytykowałem przy Wiedźminie, będę krytykował przy Mass Effect 2). Szczęście że Shepard zachowuje pamięć!
Przy tej okazji trzeba wspomnieć o współczynnikach jako takich, bo to kolejna z wad w stosunku do poprzedniej części. Otóż jest ich naprawdę niewiele (ich liczba została okrojona), poza tym w większości ich rozwijanie wiąże się ze zwiększeniem mocy biotycznych, technologicznych czy strzeleckich. Pozostawia to spory niedosyt, spłaszczając grę cRPG do poziomu zwykłej strzelanki TPP. Zabija to także ducha komputerowych gier fabularnych, bowiem w nich zwykle, gdy siada historia, można skupić się na rozwijaniu postaci. Tutaj rozwój jest zbyt mało istotny i zbyt marginalny, aby ratować tę grę. Zwłaszcza że historia nie porywa.
Gdybym miał opisać o czym jest Mass Effect 2, musiałbym powiedzieć że o niczym. Przy odrobinie dobrej woli dodałbym, że o kompletowaniu załogi, a ponad to niewiele da się powiedzieć. Zaczynamy z dwójką towarzyszy, po jednej misji wprowadzającej w szczątkową fabułę całej gry dostajemy polecenie skompletowania drużyny. W drużynie może się znaleźć dziesięciu towarzyszy (jedenastą jest Zareed z dodatku, zaś dwunasta ma sie pojawić w kolejnym), więc każda z nich to osobna misja. Oprócz tego dla każdego z towarzyszy można wykonać misję lojalnościową, dzięki której postać nabiera zaufania do bohatera w którego się wcielamy (swoja drogą zastanawiające jest, że starzy znajomi z pierwszej części także nam nie ufają), zyskują nowe zdolności i ubranka. Niestety kiedy to już zrobimy, zostajemy skierowani na tak zwaną misję samobójczą, która jest finałowym zadaniem w grze.
Owszem, w tej produkcji znajdują się także misje dodatkowe, poboczne. Nie jest ich wiele, ale są znakomite – różnorodne, dopracowane i pełne smaczków – na przykład na jednej z planet odnajdujemy działający nadajnik Protean, po uruchomieniu którego mamy wizję – ostrzeżenie przed Żniwiarzami, które było osią napędową pierwszej części gry. Niestety one same nie ratują bardzo ubogiej fabuły głównej. Podobnie nie ratują dodatki w postaci aranżowania kajuty kapitańskiej, gdzie można gromadzić modele statków kosmicznych, hodować rybki i kosmicznego chomika, a nawet zmieniać codzienny przyodziewek.
Wątek główny, choć ogólnie słaby, jest znakomity jeśli chodzi o szczegóły. Już od pierwszych chwil spotykamy starych znajomych, dialogi są błyskotliwe i zabawne, zaś rozwijanie punktów idealisty lub egoisty pozwala nam bezpośrednio wpływać na zaplanowane przez twórców dialogi, najczęściej przerywając je pasującą do postawy akcją. Szkoda tylko że nasze decyzje czy kwestie rzadko mają jakiś realny wpływ na dalszy rozwój wypadków. I dotyczy to także ostatniego dużego wyboru fabularnego – choć w tym przypadku następstwa być może poznamy w trzeciej części gry.
Scenarzyści popełnili kilka drobnych błędów, stawiając wyraźnie na akcję, a nie wiarygodność historii. Już na samym początku, gdy budzimy się po odbudowie w placówce Cerberusa, dowiadujemy się, że ktoś zdradził. Niestety nigdy nie dowiemy się dlaczego zdradził i z jakich powodów główny bohater miał nie zostać odbudowany. Trudno przypuszczać aby sprzedawczyk pracował dla Żniwiarzy, o Zbieraczach nie było jeszcze wtedy wiadomo, podobnie zresztą jak o jakiejkolwiek innej organizacji, mogącej chcieć zaszkodzić Cerberusowi. Zresztą w tym samym czasie napotykamy kolejną kuriozalną sytuację, gdy Shepard, widząc ludzi odzianych w uniformy z emblematami Cerberusa, nie ma pojęcia że jego pomocnicy i wybawcy służą w tej organizacji. Jakiś czas potem Jack, jeden z przyszłych członków naszej załogi, widząc taki symbol wymalowany na kadłubie Normandii zareaguje prawidłowo – tak jak powinien reagować bohater na samym początku.
Szukając w Internecie informacji na temat awaryjności gry, widziałem że sprawuje się ona całkiem nieźle. Nie wiem czy to wina Windows 7, na którym grałem, czy konfiguracji mojego komputera, ale mam trochę inne doświadczenia z Mass Effect 2. Ogólnie gra działa nieźle, ale ma tendencje do zawieszania się. Nie jest to zjawisko szczególnie częste i zwykle pomaga restart systemu, ale zdarzyło się kilkanaście razy, więc nie można uważać tego za incydent bez znaczenia. Sam program miał jeszcze jeden błąd – zdarzały się miejsca, gdzie bohater nie napotykał typowej dla tego tytułu niewidzialnej ściany i wbrew intencjom gracza wspinał się na obiekty. Niestety nie było możliwości zejścia z nich, więc postać poruszała się poziomo, najczęściej w powietrzu. Oczywiście uniemożliwiało to dalszą rozgrywkę. Najbardziej irydujące było jednak co innego. Po instalowaniu niektórych innych programów na komputerze, gra nie chciała się uruchomić, monitując o nieaktualnej wersji PhisX System. Instalacja najnowszej wersji nie pomagała, zaś jedynym lekarstwem było reinstalowanie całej gry i sterowników karty graficznej. Oprócz tego zdarzały się także drobne błędy nie wpływające za bardzo na rozgrywkę, na przykład otwieranie skrzynek przez ściany.
A skoro już przy błędach jesteśmy, to pora zająć się polonizacją. A zacznijmy może od głosów. Kiedy usłyszałem, że w ME2 Marcina Dorocińskiego zastąpi Łukasz Nowicki, ucieszyłem się. Niestety radość moja była przedwczesna, bo mimo ciekawej barwy głosu, nowy aktor zupełnie nie radzi sobie z dubbingiem. Jego głos jest bez wyrazu, nieczuły i wcale nie lepszy od głosu krytykowanego za pierwszą część Dorocińskiego. W gruncie rzeczy jednak, nie bardzo się tym przejąem. Od początku grałem kobietą i bardzo byłem ciekaw jak sprawdzi się Agnieszka Kunikowska, która zastąpiła genialną w pierwszej części Magdalenę Różczkę. Tu jednak tragedii nie było, choć można mieć wydawcy za złe, że zdecydował się na zmianę najjaśniejszego chyba elementu polonizacji pierwszej części.
Wspomniałem już, że w drugiej odsłonie tej produkcji spotykamy wielu starych znajomych. I co najważniejsze, w polskiej wersji, w większości głosy podkładają im te same osoby. Wyłapałem tylko zmianę aktorki, podkładającej głos Liarze, a wspominam o niej dlatego, że kilka razy wśród postaci tła było słychać jej oryginalny głos (Joanna Pach), więc decyzja o tej zmianie wydaje się dziwna. A skoro już przy głosach jesteśmy, zastanawiałem się nieco nad głosem Mirandy, który w oryginale podkłada Yvonne Strahovski. Nie żebym miał coś do zarzucenia Annie Sztejner, ale na miejscu EA Polska spróbowałbym się skontaktować z aktorką z oryginalnej wersji, deklarującą że jej pierwszym językiem jest polski. Może zgodziłaby się podłożyć głos także do naszej wersji, tym bardziej że model Mirandy jest wyraźnie inspirowany jej wyglądem. Byłby to z pewnością spory smaczek dla fanów z naszego kraju, nawet jeśli Yvonne mówiłaby z akcentem.
Podczas gry wyraźnie widać, że prace polonizacyjne były powierzone różnym grupom tłumaczy. Dowodem na to są rozbieżności między tym, co wypowiadają postaci, a napisami na ekranie. Zresztą oprócz tego w napisach roi się od błędów rzeczowych, których nie ma w dialogach mówionych – jak choćby w przypadku stopnia Ashley Willians, która nie jest już sierżantem, a chorążym, czy rozbieżności w tłumaczeniu imienia kroganina na Omedze, gdzie mamy stosowane zamiennie Patriarcha i Wyrocznia.
Nie wiem dlaczego, ale to co stanowiło niemałą dumę BioWare w pierwszej części, czyli synchronizacja dialogów i ruchów ust postaci, tutaj kompletnie leży. Postaci mówią swoje, a usta ruszają się po swojemu, a co gorsze, czasami kwestie mówione urywają się, zanim zostaną wypowiedziane do końca.
Na koniec oceny polonizacji wspomnę o zalecie w stosunku do poprzedniej części. Otóż wreszcie postaci z gry, a szczególnie mam tu na myśli rasy, różnią się w wypowiadaniu swoich kwestii. Wrex nie klnie jak szewc (co jest bliższe jego pierwowzorowi, choć i tamta kreacja mi się podobała) i ogólnie kroganie są opryskliwi, ale nie wulgarni. Zaś dla przykładu tacy salarianie mówią szybko i zalewają rozmówcę istnym słowotokiem, czego nie odczuliśmy w polskiej wersji pierwszej części.
Mass Effect 2 arcydziełem nie jest. To dobra, solidnie przygotowana gra, która niestety na miano produkcji wszech czasów nie zasługuje. Zawiera wiele udoskonaleń w stosunku do pierwszej części, rozwija znane stamtąd wątki i eliminuje wtórność i niedopracowanie misji pobocznych. Niestety wszystko to odbyło się kosztem elementów cRPG i fabuły, które zostały spłaszczone tak bardzo, jak tylko było to możliwe. A na takie rzeczy mojej zgody być nie może.
Jestem zadowolony z tej gry i z pewnością będę do niej jeszcze wracał, choć cały czas odczuwam pewien niedosyt. Poprzednia część miała swoje wady, które można było opisać i poprawić, ale zachwycała fabułą i rozmachem przedstawionego świata. Tutaj niedoróbek nie ma, zaś każda planeta to osobny, w szczegółach dopracowany świat, który może zachwycić widokami. Niestety to zbyt mało. Mass Effect 2 najwięcej traci na fabule, bo w gruncie rzeczy kompletowanie załogi to historia o niczym. Ale mimo wszystko gra warta jest uwagi.
Tytuł: | Mass Effect 2 |
---|---|
Producent: | BioWare |
Wydawca PL: | EA Polska |
Platforma: | PC, X360 |
Rok wydania: | 2010 |
Ocena: | 4+ |
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz