Manila to gra dla nieustraszonych śmiałków gotowych do rywalizacji z konkurencją i bezwzględnymi piratami! Gra przenosi graczy do roku 1821. Od ponad 250 lat Filipiny znajdują się pod jarzmem Korony Hiszpańskiej. Pod samym nosem władz prowadzi się nielegalne interesy, handlując z mieszkańcami azjatyckich wysp. Przemytnicy nie próżnują, a ich kruche, bambusowe barki po brzegi wyładowane gałką muszkatołową, jedwabiem, jadeitem i korzeniami żeń-szenia, każdego dnia płyną wprost do portu w Manili. Przemytnicy używają wszelkich sposobów, by zapewnić sobie powodzenie w interesie.
Korzystając z pomocy wspólników, starają się przekupić kapitanów pracujących dla rywali, ubezpieczyć przemycany towar, a nawet wynająć piratów, by ci zaatakowali upatrzone łodzie!
Tak prezentuje się warstwa fabularna gry Manila – jednej z dwóch, od których polski oddział wydawnictwa Egmont rozpoczął swój planszówkowy szturm na nasze domostwa. Drugą grą jest Niagara, tytuł dobry, ale nie wybitny. Muszę przyznać, że od jakiegoś czasu miałem przeczucie, że to właśnie Manila bardziej mi podejdzie
, choć właściwie nie wiem skąd to przekonanie. Niagara to gra łatwa, po Manili spodziewałem się nieco większej głębi (choć byłem świadom, że to również tytuł rodzinny). Czy się pomyliłem? Czy może wręcz przeciwnie, Manila to ambitna gra rodzinna? Już – zbytnio nie przedłużając – spieszę z wyjaśnieniami.
Zacznę może od pewnej informacji. Mianowicie autor gry – Franz-Benno Delonge – zmarł w zeszłym roku. Muszę przyznać, że nie często zdarza się grać w nowoczesną grę planszową, której autor już nie żyje. Jest to na pewno ciekawe doświadczenie, które wzmaga nieco szacunek dla twórcy. Tym bardziej, że Franz pozostawił po sobie kilka arcyinteresujących tytułów takich jak: Fjords (dobra gra dwuosobowa) czy jeden z hitów targów w Essen z roku 2007 – ekonomiczną, ciężką grę Container. Trzecia i chyba najbardziej popularna gra tego twórcy to właśnie omawiana przeze mnie Manila.
No ale przejdźmy do sedna sprawy, czyli tego, jak mechanicznie prezentuje się Manila. Ano, jest to gra hazardowa ze sporym udziałem losu w postaci kostek. Przewozimy towary po pięknej i dużej planszy, jednocześnie starając się obstawiać najbardziej dochodowe miejsca swoimi wspólnikami (reprezentowanymi przez pionki). I tak możemy ich ustawiać w różnych lokacjach, którym przyporządkowano różne możliwości. W porcie dostajemy pieniądze, jeśli do danego pola dobije łódź, w stoczni identycznie, pieniądze z łodzi otrzymujemy, jeśli ta dobije do portu, z łodzi pirackiej, jeśli nadarzy się okazja do splądrowania innych łodzi itd. Zatrzęsienie opcji do wyboru – jak przystało na porządną, współczesną grę.
Trzeba przyznać, że gra się przyzwoicie. Dzięki ciekawemu systemowi wystawiania pionków, przestoje praktycznie nie istnieją, komponenty gry wykonane są absolutnie świetnie (choć o cenie tej przyjemności wolę nie pisać, ech…), jest też pewna doza interakcji. Niestety, jak to w grach z kośćmi bywa, czasem najlepszy plan może zostać zepsuty przez jakąś jedynkę
czy inną szóstkę
. Na szczęście mechanika jest na tyle wyważona, że zazwyczaj kostki w umyśle widzimy jako intrygującą nieprzewidywalność prądów morskich
niż sentyment po czasach PRL-u
.
Podsumowując, Manila to gra naprawdę dobra i zdaje mi się, że nie pomyliłem się uważając ją za lepszą od Niagary. Dodam, że absolutnej większości graczy, z którymi grałem przygotowując tę recenzję, przypadła ona do gustu. Jeśli szukasz ciekawej i dużej – acz nie supermózgożernej – gry, z pewną (nie znowu tak wielką) dozą losowości, cudnym wykonaniem i nieco miażdżącą ceną, to Manila jest dla ciebie.
Tytuł: | Manila |
---|---|
Autor: | Franz-Benno Delonge |
Wydawca: | Wydawnictwo Egmont |
Ilość graczy: | 3-5 |
Rok wydania: | 2008 |
Ocena: | 4+ |
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz