Na rynku jest kilka mniej lub bardziej udanych gier o pirackiej tematyce – do najbardziej znanych należą z pewnością Kupcy i korsarze, Jamaica i Pirate’s Cove. Libertalia wkracza więc na wody spenetrowane przez kilka okrętów, otwarcie rywalizując z dotychczasowymi kapitanami.
W sporym pudełku znajdziemy dobrze zorganizowaną wypraskę mieszczącą wszystkie elementy. Jest ich dość dużo – poczynając od talii trzydziestu kart w sześciu kolorach, dukatów o nominałach 1, 5 i 10, planszy dla graczy, planszy głównej oraz toru punktacji, żetonów nagród, flag, punktów, na czarnym woreczku i instrukcji kończąc. Wszystkie komponenty są jakości, która zadowoli każdego wilka morskiego. Zasady opisane są bardzo klarownie, więc po ich przeczytaniu nie pozostaje nic innego jak zasiąść do stołu.
Libertalia to pełna interakcji gra karciana, w której gracze wybierają swoje role na daną turę. Rozgrywka trwa trzy rundy – tygodnie, które z kolei dzielą się na poszczególne dni. W czasie sześciu grabione będą przeróżne łupy, a siódmy służy na odpoczynek i podsumowanie wyników punktowych. Gracz który zakończy rozgrywkę najbliżej środka toru punktacji (a co za tym idzie będzie najbogatszy), stworzy opisaną w pirackich legendach krainę – tytułową Libertalię. Choć początkowo gracze zaczynają z tymi samymi kartami na ręku, to wybory które podejmą w trakcie gry spowodują że z każdym kolejnym tygodniem zestaw ról zacznie się różnić.
Na początku rozgrywki jeden z graczy losuje ze swojej talii dziewięć kart ról, ponumerowanych od 1 do 30. Pozostali gracze dobierają na rękę dokładnie te same. Na planszy głównej rozkładane są nagrody za każdy dzień wyprawy w ilości równej liczbie zawodników. Następnie każdy z graczy wybiera jedną z ról i kładzie ją zakrytą przed sobą. Gdy wszyscy dokonają wyboru, karty są odkrywane i układane w rosnącej kolejności. Jeśli ich rangi są takie same, decydują punkty wpływów, które rozróżniają te same postaci na kartach różnych kolorów. Rozpatrywanie danego dnia dzieli się na trzy fazy – dnia, zmierzchu i nocy. W pierwszej uruchamiane są zdolności postaci oznaczone odpowiednią ikonką, poczynając od tej z najniższą rangą. W kolejnej – zbierane są skarby (ale w odwrotnym porządku), czasem również z wykorzystaniem specjalnych efektów. Razem z nagrodami do pirackiej kryjówki trafiają też karty postaci. W czasie nocy działają zdolności oznaczone księżycem. Po sześciu dniach każdemu z graczy pozostaną na ręce trzy karty, które przechodzą na następny tydzień i zostaną uzupełnione o sześć nowych wylosowanych przez jednego z uczestników zabawy. Na zakończenie każdego tygodnia następuje także punktowanie, wykorzystane postaci znajdujące się w kryjówce są odrzucane, zebrane żetony nagród wracają zaś do woreczka.
Kilka słów komentarza należy się na temat ostatniego, gdyż tylko skrzynie ze skarbami, klejnoty i towary bezpośrednio przynoszą punkty. O wiele ciekawsze są chociażby mapy, gdyż za każdy zestaw trzech zdobywamy aż dwanaście punktów – ale niepełna kolekcja jest bezwartościowa. Żetony szabli pozwalają nam zabijać postaci innych graczy z ich kryjówek, hiszpańscy oficerzy z kolei sprawiają, że ginie postać użyta do jego zebrania – oba typy nagród nie przynoszą jednak żadnych punktów. Można trafić także na przeklęte relikwie, przynoszące punkty ujemne – istnieją jednak role, które niwelują ten efekt.
Najważniejsza zaleta Libertalia to aż kipiący z plansz klimat. Negatywna interakcja, za którą odpowiadają walki na okręcie przy podziale łupów, mnóstwo ciekawych kombosów i szybko zmieniająca się sytuacja na stole sprawiają, że grywalność tego tytułu jest ogromna. Wpływ losowości jest przy tym stosunkowo niewielki, gdyż kluczową rolę odgrywa zarządzanie kartami na ręce. Osoby, którym na tym zależy, są w stanie trochę zaplanować, analizując zagrane wcześniej karty, aczkolwiek przy większej liczbie graczy zmiennych robi się naprawdę sporo i niekoniecznie ma to sens. Libertalia ma to, czego brakuje wielu tytułom – czystą frajdę płynącą z każdej rozgrywki, dzięki czemu do tego tytułu ciągle chce się wracać.
Pomimo prostoty zasad gra oferuje mnogość wyborów. Na początku każdej rundy mamy do dyspozycji dziewięć kart, więc przede wszystkim trzeba zaplanować ich użycie w poszczególnych dniach wyprawy. Często, w wyniku działań innych graczy, nasz plan może jednak obrócić się w pył, konieczne jest więc także przystosowywanie do aktualnie panującej sytuacji. Do tego zostajemy pozostawieni przed dylematem czy lepiej wybić się do przodu, od razu zagrywając najsilniejsze karty, czy raczej zachować je na przyszłe rundy i wykorzystać wtedy, gdy rywale pozbędą się swoich egzemplarzy.
Każdej partii towarzyszą nieustanne przepychanki postaci na okręcie. Niejednokrotnie zdarza się, że gracz zwyczajnie ląduje za burtą. Siadając do stołu, trzeba mieć świadomość tego, że walka o skarby staje się momentami bezlitosna – każdy pilnuje tylko i wyłącznie własnego nosa, nie ma tutaj miejsca na taryfę ulgową. Praktycznie dyskwalifikuje to Libertalię jako tytuł familijny, ale w każdym innym wypadku negatywna interakcja nie będzie dużym problemem, a wręcz dodatkowym smaczkiem uatrakcyjniającym ten tytuł. Warto też zauważyć, że w trakcie każdej z partii używane jest 21 z 30 kart wchodzących w skład talii. Sprawia to, że każda rozgrywka jest inna, dzięki przeróżnym kombinacjom losowanych postaci. Dodając do tego każdorazowo losowane na początku tygodnia gry skarby, praktycznie niemożliwym jest wystąpienie identycznych rozgrywek.
Z założeń mechaniki wynikają jednak pewne znaczące wady. Pierwsza z nich to dość kiepska skalowalność, druga to stosunkowo długi czas rozgrywki. Aby w pełni cieszyć się ze smaczków oferowanych przez Libertalię, potrzeba co najmniej czterech osób i jest to grono optymalne. Większa ilość graczy oznacza więcej interakcji, ale odbywa się to kosztem wydłużenia rozgrywki (nawet mimo jednoczesnego wyboru ról)
Paolo Mori wykonał przy projektowaniu Libertalii świetną robotę. Rozgrywka jest szalenie satysfakcjonująca, klimatyczna i pełna wyborów. Obok Kupców i korsarzy oferujących zupełnie inny typ rozgrywki, jest to najlepsza piracka gra na rynku i zdecydowanie jedna z bardziej udanych w tym roku w ogóle. Gdyby nieco skrócić czas rozgrywki (co można teoretycznie zrobić ograniczając się do dwóch tygodni wypraw), kto wie czy nie zasługiwałaby na dodatkowy plusik przy ocenie i znak jakości. Mimo tej skazy, warto jednak w ten tytuł zagrać, by choć przez chwilę poczuć się jak członek nieokrzesanej bandy rodem z Karaibów.
Plusy:
- chce się do niej wracać,
- mnogość wyborów,
- fantastycznie oddany piracki klimat,
- nieustanna interakcja,
- wysoka regrywalność.
Minusy:
- trwa nieco zbyt długo,
- działa dobrze dopiero przy 4-6 graczach.
Tytuł: | Libertalia |
---|---|
Autorzy: | Paolo Mori |
Wydawca: | Marabunta |
Rok: | 2012 |
Liczba graczy: | 2-6 |
Czas gry: | 60 minut |
Ocena: | 5 |
….
Cóż można powiedzieć. Grałam w lepsze i gorsze gry. Libertaria w moim mniemaniu zalicza się do tych słabszych, ale co kto woli.