Marzenia… Ktoś kiedyś powiedział, że to one odróżniają nas od zwierząt. Roztrząsanie, czy tak jest w istocie, odłóżmy może jednak na inny dzień, bo oto ziściło się kilka moich marzeń. Nadeszła długo oczekiwana Królowa. Już wcześniej oddałem się jej cały, ale to spotkanie niosło w sobie nutę goryczy, bo miało być już ostatnim. Czy warto było na nie czekać? Jak cholera!
Trylogia czarnych kamieni, rozpoczęta przez brutalną i ciężką w odbiorze Córkę Krwawych i kontynuowana przez lżejszą w nastroju, doskonałą Dziedziczkę cieni, doczekała się w końcu stojącego na odpowiednim poziomie zakończenia. Królowa ciemności, choć tytuł ma strasznie infantylny, kontynuuje szatański plan podbijania serc czytelników przez Anne Bishop. I robi to tak doskonale, że gdy przewracałem ostatnią stronę, poczułem bolesne ukłucie żalu. Świadomość, że wszystko zostało już powiedziane i ciągu dalszego nie będzie, zmusiła mnie do zastanawiania się, ile czasu minie, zanim znów jakaś książka tak mnie poruszy.
Dla tych, którzy z serią nie mieli do tej pory do czynienia, należy się krótkie wprowadzenie. Trylogia czarnych kamieni jest opowieścią o Jaenelle Angelline. Poznajemy ją jako małą dziewczynkę, dysponującą ogromną mocą, z której jednak nie do końca potrafi korzystać. Swój dar ukrywa przed bliskimi, opowiadając im zarazem o fantastycznych miejscach i istotach. Jest przez to uważana za niezrównoważoną i wymagającą specjalnego leczenia, które odbywa się w zakładzie rodem z najgorszych koszmarów. Dziewczynka odnosi wiele ran, zarówno fizycznych, jak i psychicznych. W końcu jednak znajdują się ludzie, dla których to dziecko (a właściwie wtedy już nastolatka) stanie się najważniejszą istotą na świecie. To dzięki nim Jaenelle pozna, że życie nie musi być tylko pasmem udręki i upokorzeń. To z nimi, istotami prawdziwie z piekła rodem, zwiążą ją więzy silniejsze niż rodzinne. Stanie się ich królową, najpotężniejszą czarownicą w królestwach, żywym marzeniem, które się ziściło. Nie ucieknie jednak od świata, który obawia się jej potęgi, bądź chce wykorzystać ją do swoich celów. My zaś, czytając Królową ciemności możemy być świadkami tej ostatecznej konfrontacji.
Paradoksalnie jednak, to nie starcie między światami Terreile i Kaeleer stanowi istotę książki. Ten wątek rozwiązany został bez większego polotu i sam z siebie nie utrzymałby tej pozycji. Pani Bishop zdecydowanie lepiej wychodzi zajmowanie się pojedynczymi ludźmi, niż narodami. I nie jest to w żadnym razie wada. Może i wielki konflikt nie zyskał należnej mu oprawy, ale książkę czytałem dla Jaenelle, Daemona, Saetana, Lucivara i całej reszty tej zbieraniny, którą sam zacząłem traktować jak rodzinę. A ich nie zabrakło.
Tym razem motywem przewodnim stało się powolne odbudowywanie relacji, jakie łączyły Jaenelle i Daemona, zanim doszło do tragedii w Briarwood. Autorka już poprzednio doskonale przedstawiła skazy, jakie wypaliły w ich psychice wydarzenia, których byli uczestnikami i dalej robi to z prawdziwą maestrią. Portrety psychologiczne tej dwójki, jak i wszystkich pozostałych postaci, są tak wiarygodne, że przeczytawszy poprzednie tomy, bez trudu można odgadywać, jak postąpią w spotykających ich w Królowej sytuacjach. Za kreację postaci najwyższa nota się należy. Są ludzkie, żywe i łatwo się z nimi utożsamiać. Dialogi również stanowią mistrzostwo świata, choć tu ciepłe słowa należą się bardziej tłumaczce. Rzadko spotyka się książki, w których bohaterowie rozmawiają, a nie deklamują swoje kwestie. Tutaj tak jest. A pijana Wilhelmina i jej piosenka po prostu mnie rozbroiły.
Książka w ogóle jest dość zabawna. Z ciężkiego, niesmacznego klimatu pierwszego tomu nie pozostało tu niemal nic. Dopiero pod koniec Sadi pokazuje pazury i robi się obrzydliwie. To jednak zaledwie ułamek książki, która owszem, opowiada o trudnych wyborach, brutalnych zagrywkach i podłych ludziach, ale zarazem jest pełna ciepła i czułości. Momenty pełne akcji przeplatają się z fragmentami podpadającymi pod kategorię romansidła, ale ta mieszanka jest zadziwiająco strawna i wciągająca. Syndrom jeszcze tej jednej strony dotykał mnie już przy Córce i Dziedziczce, ale teraz to już była przesada. Książkę pochłonąłem w ciągu jednego sobotniego popołudnia, zapominając o jedzeniu, czy innych równie przyziemnych czynnościach. Oderwanie się od czytania groziło niemal fizycznym bólem.
Niedoróbki są, i owszem. O pewnej niezdarności w kreowaniu wielkiego konfliktu już pisałem. Praktycznie jednowątkowa akcja też mogłaby być bardziej rozbudowana. Ale tak naprawdę kogo to obchodzi? Ta książka wsysa nawet w obecnej postaci. Jest przewidywalna, ale to jakoś też mi nie przeszkadzało. Kończy się absolutnie szczęśliwie, na co w wielu tytułach narzekałem, a tu jakoś pasuje to do wizji Jaenelle, jako istoty będącej Marzeniem. Również wydawnictwo tym razem spisało się na medal. Patrząc na koszmarnie wydaną Dziedziczkę cieni żywiłem obawy, że Królowa też doczeka się korekty na odwal się, ale ktoś dopilnował, żeby wszyscy robili to, za co dostają pieniądze. Parę literówek, rzecz jasna się znajdzie, ale to pikuś w porównaniu do tego, co było poprzednio.
I tak nadszedł czas rozstania. Coś mi się jednak wydaje, że przeczytam całą trylogię raz jeszcze, w całości. I na pewno jeszcze nie raz do niej wrócę. Znak jakości dla wszystkich trzech tomów, to najmniejszy dowód uznania, jaki mogę przedstawić autorce za te wspaniałe chwile, jakie spędziłem z jej książkami. Na początku było ciężko, ale jak już się człowiek przekona, to świat wokół niego przestaje mieć znaczenie. Ciekaw jestem, czy Initium zdecyduje się na wydanie również innych książek z uniwersum Krwawych. System magii i świat przedstawiony przez Anne Bishop są na tyle ciekawe, że chętnie jeszcze bym o nich poczytał. A że na razie nie ma o tym ani słowa, trzeba cieszyć się tym, co jest. W takim razie… Co tu jeszcze robisz? Do czytania marsz!
Tytuł: | Królowa ciemności [Queen of the Darkness] |
---|---|
Seria: | Trylogia Czarnych Kamieni, tom 3 |
Autor: | Anne Bishop |
Wydawca: | Initium |
Rok wydania: | 2009 |
Stron: | 416 |
Ocena: | 5+ |
To nie musi być koniec 🙂
Panie Pawle jak zwykle świetne recenzje 🙂 Szczerze mówiąc nie zwróciłam uwagi na fakt, że wydawnictwo zmieniło tłumacza. Pierwsza część byłą tak fatalnie przetłumaczona, że momentami zastanawiałam się, czy Pan Szacki w ogóle ją czytał, czy też po prostu użyto jakiegoś tłumacza elektronicznego. „Dziedziczka” była pod tym względem nieco lepsza a trzeci tom jest niewątpliwie przetłumaczony najlepiej z całej trylogii.
Jeżeli zaś chodzi o świat Krwawych to „Królowa” nie musi oznaczać definitywnego rozstania z bohaterami. Anne Bishop napisała jeszcze 4 książki będące uzupełnieniem i kontynuacją Trylogii Czarnych Kamieni (Dreams Made Flesh, Tangled Webs, The Invisible Ring, The Shadow Queen) a w kwietniu ma się ukazać kolejna (Shalador’s Lady). Niestety pozycje te nie są dostępne w polskiej wersji językowej, ale czyta się je tak prosto, że nawet podstawowa znajomość języka angielskiego wystarczy, by w pełni rozkoszować się lekturą.