Kilka lat temu na rynku gier komputerowych pojawił się całkiem miły hack & slash – Dungeon Siege. Oprócz ciekawego (jak na tamte czasy) rozwoju postaci i magicznego sprzętu godnego największych herosów, gra oferowała kilka ciekawych smaczków. Jednym z nich były zaawansowane technologicznie gobliny, biegające z paralizatorami oraz miotaczami ognia, wspierane przez wybuchowe roboty. Taka wizja pojawia się też w Hobbicie Tolkiena, gdzie sprytne bestyjki zajmują się produkcją materiałów wybuchowych. Idąc tym tropem przedstawiam drobne pomysły na analogiczne goblińskie technologie.
Trollowy generator
Już od dawna wiadomo, że goblińskie tunele są zelektryfikowane. Na ścianach wiszą dziwne, świecące wydmuszki, które w razie potrzeby nagle gasną, a nieświadomi niczego bohaterowie dostają obuchem przez łeb. Jak to się dzieje?
– zapytacie, przerażeni potęgą goblińskiej magii. Nic prostszego do wytłumaczenia, ale musicie się na chwilę skupić.
Kluczem do produkcji światła są trolle. Ale przecież trolle nienawidzą światła, rani je ono, a niektóre zamienia w kamień!
– powiecie. Tak jest w istocie, ale goblińscy wynalazcy zapytali dlaczego?
Po serii eksperymentów (ich wynikiem jest cała armia kamiennych trolli, ukrytych w jaskiniach Shan-si) odkryli, że trolle wydzielają z siebie rodzaj dziwnego promieniowania, które osiąga duże natężenie przy wysiłku, a maksymalne w trakcie działania na trolla promieni słonecznych. To promieniowanie, w połączeniu z żelazem, wytwarzał ładunki elektryczne.
Kolejne eksperymenty doprowadziły do stworzenia trollowego generatora, czyli według goblinów: Wzmacniacza Indukcyjno-Organicznego, w skrócie WIO. Urządzenie to przekształca promieniowanie trolli, poddanych wysiłkowi, w elektryczność zasilającą kopalnie. WIO jest żelaznym okręgiem, o dużej średnicy, z dość szeroką podstawą. W środku okręgu umieszcza się trolla. Tuż przed jego nosem, jednak wystarczająco daleko, by nie sięgnął łapą, kładzie się kawał krasnoludzkiego mięsa. I im troll szybciej do niego zmierza, tym szybciej okrąg wiruje i bestia się męczy, wydzielając promieniowanie, które w połączeniu z żelaznymi prętami wytwarza prąd. Jest on kierowany przewodami wzdłuż ściany do miejsca docelowego. Zapytacie jednak, dlaczego troll nie wyjdzie z okręgu i nie chwyci mięcha w garść? To pytanie pozostawmy filozofom, nie inżynierom.
Pomysły na sesje
Łowy – bohaterowie dostają zlecenie od goblińskiego szamana: mają schwytać żywego trolla i przetransportować go do wyznaczonej jaskini. Jak tego dokonają? Co, jeśli trolle występują daleko od miejsca, gdzie należy je dostarczyć? Czy gracze wynajdą odpowiednią ochronę przed światłem słonecznym? Na dodatek, łowami herosów zainteresuje się zakon paladynów. Dlaczego? Czy bohaterowie dowiedzą się, po co goblinom trolle?
Przeklęta kopalnia – co powiecie na zautomatyzowaną (w gobliński sposób) kopalnię, napędzaną przez zespół trollowych generatorów? Gracze będą musieli je wszystkie odnaleźć. Ale nim to zrobią, czeka ich przeprawa przez dziesiątki elektrycznych pułapek, walka z gobotami górniczymi i atak szalonych nietoperzy, rozzłoszczonych światłem. Odnalezienie generatorów to jedno, jednak ich zniszczenie to zupełnie inna sprawa. Promieniowanie wytwarzane przez trolle może przecież naelektryzować wspaniałe zbroje płytowe wojaków, a wystarczy żeby uderzyli mieczem w stalową konstrukcję i bach! Drużynowy kapłan będzie musiał przeprowadzać resuscytację. Pozostaje jeszcze jedno pytanie. Dlaczego w tej kopalni nie ma goblinów? Kiedy zgasną wszystkie światła, herosi sami będą mogli się o tym przekonać…
Umma-gumma
Gobliny lubią wybuchy i wiedzą, jak sprawiać by coś wyleciało w powietrze. Na nic się nie zda zbroja płytowa +6 albo kolczuga świętości, przeciwko wielkiemu BUM
!
Wszystko zaczęło się w trakcie drążenia tuneli. Gobliny to nie krasnoludy – nie ryją i łupią skrawków kamienia – lecz biorą się do pracy z rozmachem. I od razu wysadzają pół góry. Dawnymi czasy pod ścianę, którą trzeba było wysadzić, wysyłano ochotników. Obdarzano ich masą toreb z siarką i prochem, zaś skuteczność tej metody w usuwaniu ochotników była stuprocentowa. Nikt nie zdołał rozpalić ogniska z kilkunastu kilogramów materiałów wybuchowych i wrócić. Pierwszym krokiem ku udoskonaleniu metody kopania, było ładowanie prochu do wnętrza owiec. Wynalazek opatentował niejaki Dratewka. Wystarczyło głodzić owcę przez miesiąc, następnie nakarmić ją siarką i prochem, po czym wypuścić w kierunku korytarza, który miał być wysadzony. Kiedy soki trawienne zaczęły działać na wnętrze bydlęcia, następowała reakcja kończąca się wielką eksplozją! Plusem metody był opóźniony zapłon i niewielkie straty wśród własnego gatunku. Poważny minus, to głupota zwierząt, które czasami gubiły drogę i trafiały na przykład do sali tronowej eks-Króla Goblina.
Mijały kolejne pełnie księżyca, a goblińscy naukowcy w pocie czoła ulepszali metody wysadzania. W jednym z plemion, które służyło pewnemu smokowi, odkryto wreszcie doskonały sposób. Jak wszystkie wielkie odkrycia i tego dokonano przypadkiem. Naczelnik laboratorium rozwścieczył smoka (a wysilać się nie musiał) i został przez niego opluty (smok wstrzymał się przed zionięciem, nie chciał tracić poddanego z intelektem na +4). Podczas późniejszej ablucji w laboratorium, część śliny wymieszała się ze składnikami ładunków wybuchów, tworząc dziwną, galaretowatą substancję. Po polaniu jej wodą, twardniała i przyklejała się do podłoża. Po kilku minutach robiła wielkie bum! Na nieszczęście naczelnika, kilka grudek zatkało mu uszy – na szczęście goblińskiego gatunku, jego asystent przyglądał się temu z bezpiecznej odległości i prawidłowo zinterpretował fakty.
W ten sposób gobliny rozpoczęły seryjną produkcję żelowej substancji, którą następnie rozsmarowywano na ścianach do wysadzenia, wyrzucano w katapultach na mury miast (tylko w trakcie ulewy!) lub… łowiono ryby (wrzucając grudkę do wody, która po wybuchu ogłuszała płetwiaste pożywienie). Jedynym problemem okazało się określenie czasu, w którym nastąpi wybuch. Zwykle działo się to po kilkudziesięciu sekundach, ale znane są miejsca, całe wysmarowane Umma-gummą, które dziesiątki lat spokojnie się trzymają i nagle (w najmniej odpowiednim momencie), wybuchają.
Pomysły na sesje
Maseczka dla paladyna – skoro Umma-gumma nie wybucha od razu, może stać się doskonałym narzędziem zemsty (albo podniesienia napięcia) dla prowadzącego. Wystarczy wysmarować nią całą drużynę i grupę BN-ów, po czym powoli zacząć wysadzać. Proponuję zacząć od bohaterów niezależnych, żeby podnieść napięcie. Czy substancję da się zdjąć lub zneutralizować? Tego nie wiadomo, ale zawsze można ją wykroić… Gorzej, jeśli przykleiła się do ważnych organów…
Bumkrieg – gdyby Sauron korzystał z katapult wyposażonych w Umma-gummę, szybko zdobyłby wszystkie twierdze. Czy bohaterowie poradzą sobie z wrogiem posługującym się tą technologią?
Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz