[Marvel] Początek końca

-
- Majtek
- Posty: 115
- Rejestracja: środa, 2 maja 2007, 14:13
[Marvel] Początek końca
Zachęcam do nawiązywania interakcji między postaciami (przeglądając inne sesje widzę, że raczej niezbyt często się to zdaża, niestety).
Postacie:
- Amelia Rinal. Telekineza.
- Anna Spool. Permanentna forma cienia umożliwiająca fazowanie.
- Douglas Wellington. Łuskowy pancerz, zdolności regeneracyjne, wzmocnione atrybuty fizyczne.
- Kail Katerson. Telepatia w stosunku do zwierząt, przemiana w nie.
15 października 2007
Poniedziałek. Normalni ludzie nienawidzą poniedziałków. Cóż, wy nie jesteście ludźmi, to raz. Poza tym, dowodzeni przez Cyclopsa X-Mani z samego rana polecieli wykonać, jak to określił Xavier, "delikatną misję w Europie", to dwa. Nie mając zatem żadnych zajęć, uczniowie Instytutu spędzali wolny czas na swój własny sposób (daję tu pole do popisu). Około siedemnastej wszyscy zaczęli zbierać się w stołówce by coś zjeść lub po prostu pogadać. Akurat tak się złożyło, że wasza czwórka spotkała się przed wejściem i razem weszła do tego pomieszczenia. Cała wschodnia ściana była wykonana ze szkła, dzięki czemu przebywający tu mutanci mieli bardzo przyjemny widok na jezioro Breakstone. Na niewielkim szwedzkim standardowo stał gar z zupą oraz dwa półmiski, jeden z daniem mięsnym, drugi z wegetariańskim. Spokojnie mogłoby tu jeść naraz ponad pięćdziesiąt osób, ale uczniów nie było wielu. Przy stole najbliżej wyjścia na dwór siedziało dwóch blondynów. Starszy (Sam Guthrie, lot) pokazywał młodszemu (Dallas Gibson, podróże astralne) jakieś papiery. Po chwili dosiadła się do nich różowowłosa dziewczyna o skrzydłach przypominających te motyle (Megan Gwynn, lot, halucynogenny pył). Przy stole obok siedziała popijająca kawę czarnowłosa dziewczyna wpatrzona w ekran laptopa (Sarah Vale, cyberpatia). Najdalej jak się dało od tej grupy siedział ciemnowłosy chłopak ubrany w czarne, syntetyczne ubranie (Kevin Ford, niekontrolowany dotyk śmierci).
Minęło kilkanaście minut. Nagle, do środka wpadła człekokształtna istota rozbijając szybę w drobny mak. Wpadła na jeden z pustych stołów przewracając go. Nie podnosi się.
Opiszcie postacie.
Postacie:
- Amelia Rinal. Telekineza.
- Anna Spool. Permanentna forma cienia umożliwiająca fazowanie.
- Douglas Wellington. Łuskowy pancerz, zdolności regeneracyjne, wzmocnione atrybuty fizyczne.
- Kail Katerson. Telepatia w stosunku do zwierząt, przemiana w nie.
15 października 2007
Poniedziałek. Normalni ludzie nienawidzą poniedziałków. Cóż, wy nie jesteście ludźmi, to raz. Poza tym, dowodzeni przez Cyclopsa X-Mani z samego rana polecieli wykonać, jak to określił Xavier, "delikatną misję w Europie", to dwa. Nie mając zatem żadnych zajęć, uczniowie Instytutu spędzali wolny czas na swój własny sposób (daję tu pole do popisu). Około siedemnastej wszyscy zaczęli zbierać się w stołówce by coś zjeść lub po prostu pogadać. Akurat tak się złożyło, że wasza czwórka spotkała się przed wejściem i razem weszła do tego pomieszczenia. Cała wschodnia ściana była wykonana ze szkła, dzięki czemu przebywający tu mutanci mieli bardzo przyjemny widok na jezioro Breakstone. Na niewielkim szwedzkim standardowo stał gar z zupą oraz dwa półmiski, jeden z daniem mięsnym, drugi z wegetariańskim. Spokojnie mogłoby tu jeść naraz ponad pięćdziesiąt osób, ale uczniów nie było wielu. Przy stole najbliżej wyjścia na dwór siedziało dwóch blondynów. Starszy (Sam Guthrie, lot) pokazywał młodszemu (Dallas Gibson, podróże astralne) jakieś papiery. Po chwili dosiadła się do nich różowowłosa dziewczyna o skrzydłach przypominających te motyle (Megan Gwynn, lot, halucynogenny pył). Przy stole obok siedziała popijająca kawę czarnowłosa dziewczyna wpatrzona w ekran laptopa (Sarah Vale, cyberpatia). Najdalej jak się dało od tej grupy siedział ciemnowłosy chłopak ubrany w czarne, syntetyczne ubranie (Kevin Ford, niekontrolowany dotyk śmierci).
Minęło kilkanaście minut. Nagle, do środka wpadła człekokształtna istota rozbijając szybę w drobny mak. Wpadła na jeden z pustych stołów przewracając go. Nie podnosi się.
Opiszcie postacie.
Ostatnio zmieniony piątek, 15 czerwca 2007, 15:54 przez Tenac, łącznie zmieniany 1 raz.


-
- Majtek
- Posty: 123
- Rejestracja: niedziela, 7 stycznia 2007, 22:36
- Numer GG: 2343993
- Lokalizacja: Gród Bydgoszcz
- Kontakt:
Re: [Marvel] Początek końca
Doug Wellington
Ciesząc się z odwołania zajęć spędził początek dnia w ogrodzie instytutu. Usiadł na jednej z marmurowych ławek i grzał się w słońcu. Był ubrany w czarną koszulkę z długim rękawem, zdobiła ją nazwa jakiejś rockowej kapeli, ciemne jeansy i tenisówki dopełniały stroju. Rozparł się wygodnie i zamknął oczy. Był dosyć wysoki więc gdy wyprostował przegrodził nimi sporą część ścieżki. Czarne ubranie szybko zaczęło się nagrzewać, a na twarzy Douga pojawiał się błogi uśmiech. Ręce ubrane w rękawiczki bez palców oparł na głowie i wyłączył się na jakiś czas ciesząc ciepłem.
Kiedy przyszedł czas na jedzenie przeczesał sięgające ramion włosy palcami, rozruszał kark słysząc ciche chrupnięcia kręgów i ruszył ku budynkowi. Przy wejściu do przeszklonej stołówki przepuścił przodem dwie dziewczyny i posłał im przyjacielski uśmiech. Po wejściu jednak jego oczy o większych niż zwykle zielonych tęczówkach skupiły się na stole z jedzeniem. Wziął miskę i talerz, nałożył sobie nieco zupy i troszkę więcej mięsa i usadowił plecami do przeszklonej ściany. Podwinął rękaw za łokieć i zdjął rękawiczki, które położył na stole. Od łokcia do nadgarstka jego ręki ciągnął się pas łusek, również wierzch dłoni i kostki palców pokrywały zielone łuski. Zaczął jeść raz po raz to zerkając na któregoś z pozostałych uczniów, to zastanawiając się jaką ciekawą akcję mają przed sobą X-Meni.
Trzask rozbijanej szyby poderwał go na równe nogi. Obrócił się na pięcie i odruchowo stanął w pozycji obronnej, gotów do walki. Skupił uwagę na leżącej na rozbitym stole istocie. Poczuł jak jego paznokcie wydłużają się i zakrzywiają. Stał tak czekając na rozwój wypadków, z jego ust raz po raz wysuwał się rozdwojony język.
Ciesząc się z odwołania zajęć spędził początek dnia w ogrodzie instytutu. Usiadł na jednej z marmurowych ławek i grzał się w słońcu. Był ubrany w czarną koszulkę z długim rękawem, zdobiła ją nazwa jakiejś rockowej kapeli, ciemne jeansy i tenisówki dopełniały stroju. Rozparł się wygodnie i zamknął oczy. Był dosyć wysoki więc gdy wyprostował przegrodził nimi sporą część ścieżki. Czarne ubranie szybko zaczęło się nagrzewać, a na twarzy Douga pojawiał się błogi uśmiech. Ręce ubrane w rękawiczki bez palców oparł na głowie i wyłączył się na jakiś czas ciesząc ciepłem.
Kiedy przyszedł czas na jedzenie przeczesał sięgające ramion włosy palcami, rozruszał kark słysząc ciche chrupnięcia kręgów i ruszył ku budynkowi. Przy wejściu do przeszklonej stołówki przepuścił przodem dwie dziewczyny i posłał im przyjacielski uśmiech. Po wejściu jednak jego oczy o większych niż zwykle zielonych tęczówkach skupiły się na stole z jedzeniem. Wziął miskę i talerz, nałożył sobie nieco zupy i troszkę więcej mięsa i usadowił plecami do przeszklonej ściany. Podwinął rękaw za łokieć i zdjął rękawiczki, które położył na stole. Od łokcia do nadgarstka jego ręki ciągnął się pas łusek, również wierzch dłoni i kostki palców pokrywały zielone łuski. Zaczął jeść raz po raz to zerkając na któregoś z pozostałych uczniów, to zastanawiając się jaką ciekawą akcję mają przed sobą X-Meni.
Trzask rozbijanej szyby poderwał go na równe nogi. Obrócił się na pięcie i odruchowo stanął w pozycji obronnej, gotów do walki. Skupił uwagę na leżącej na rozbitym stole istocie. Poczuł jak jego paznokcie wydłużają się i zakrzywiają. Stał tak czekając na rozwój wypadków, z jego ust raz po raz wysuwał się rozdwojony język.

-
- Bombardier
- Posty: 827
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
- Numer GG: 1074973
- Lokalizacja: Sandland
Re: [Marvel] Początek końca
Anna Spool
Była ubrana w żółto czarny kombinezon motocyklisty rajdowego, wraz z kaskiem. Żadna jej część ciała nie była odsłonięta. Żaden kostium nie powinien przylegać tak mocno do ciała jak było to widoczne na Annie, miała 170cm wzrostu, wymiary 86-53-81, co dziwne jej cień wskazywał na długie włosy powiewające na wietrze spod kasku, których w rzeczywistości nie było. Jak na razie nie odezwała się słowem do nikogo, milczała niczym grób. Dzień był piękny, wręcz wyśmienity na piknik, odruchowo przystała i wzięła głęboki wdech świeżego powietrza. Może i nie należała do rozmownych osób, ale lubiła dawać znaki swojego istnienia, wchodząc do pomieszczenia trąciła Amelię i wskazała na piękny widok na jezioro Breakstone, była pobudzona na pewno wewnątrz kasku podziwiała widok zza okna. Po czym zauważyła półmiski z żarciem, podskoczyła do nich masując się po brzuchu. Ponabierała na talerz parę delikatesów, po czym przysiadła się do stołu. Gdy dwoje blondynów patrzało się na jej pobudzoną osobę, pomachała im pociesznie, po czym podniosła szybkę swojego kasku i wrzuciła do wewnątrz ciemnego kasku parę krewetek. Nagle coś trzasnęło i wylądowało na stole przed nią, cały ten huk tak ją wystraszył, że wywaliła się z krzesła, rozczarowana po nieudanej przekąsce założyła dłonie na krzyż, wyglądało by to lepiej gdyby odchrząknęła i powiedziała coś w stylu „może ktoś pomoże mi wstać?”.
Była ubrana w żółto czarny kombinezon motocyklisty rajdowego, wraz z kaskiem. Żadna jej część ciała nie była odsłonięta. Żaden kostium nie powinien przylegać tak mocno do ciała jak było to widoczne na Annie, miała 170cm wzrostu, wymiary 86-53-81, co dziwne jej cień wskazywał na długie włosy powiewające na wietrze spod kasku, których w rzeczywistości nie było. Jak na razie nie odezwała się słowem do nikogo, milczała niczym grób. Dzień był piękny, wręcz wyśmienity na piknik, odruchowo przystała i wzięła głęboki wdech świeżego powietrza. Może i nie należała do rozmownych osób, ale lubiła dawać znaki swojego istnienia, wchodząc do pomieszczenia trąciła Amelię i wskazała na piękny widok na jezioro Breakstone, była pobudzona na pewno wewnątrz kasku podziwiała widok zza okna. Po czym zauważyła półmiski z żarciem, podskoczyła do nich masując się po brzuchu. Ponabierała na talerz parę delikatesów, po czym przysiadła się do stołu. Gdy dwoje blondynów patrzało się na jej pobudzoną osobę, pomachała im pociesznie, po czym podniosła szybkę swojego kasku i wrzuciła do wewnątrz ciemnego kasku parę krewetek. Nagle coś trzasnęło i wylądowało na stole przed nią, cały ten huk tak ją wystraszył, że wywaliła się z krzesła, rozczarowana po nieudanej przekąsce założyła dłonie na krzyż, wyglądało by to lepiej gdyby odchrząknęła i powiedziała coś w stylu „może ktoś pomoże mi wstać?”.

-
- Bosman
- Posty: 2006
- Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...
Re: [Marvel] Początek końca
Kail Katerson
Jak zwykle o tej porze Kail bawił się ze swoim psem. Przewracali się na wzajem i ganiali istniejącego tylko w ich głowach królika. Królik był szybszy od przeciętnego, aby zabawa trwała dłużej niż pięć sekund. Oczywiście w pewnym momencie zwalniał stawał na dwóch łapach rozstawiając malutkie paluszki w znaku "peace”, aby nagrodzić Furkiego za jego ciężki trud.
Mocarny husky po mgnieniu oka miętosił kłębek bezkształtnego białego puchu ciesząc się z tego niezmiernie. Nie okazywał radości w ten sposób jak robią to inne psy, robił to jak psy z dalekiej północy, którym z radości zapalały się małe ogniki w oczach. Jego pan to wiedział, jak i wiedział, że jego pies najbardziej lubi, 0 RH -, więc taką krew mu dawał. Mając świadomość, że jego pies zjadając tego królika wciąż będzie miał pusty żołądek, lecz jego mózg tego nie zrozumie nie pozwolił mu pożreć go w całości. Po skosztowaniu i krótkiej zabawie zwłokami przemienił się spowrotem w człowieka co jego pies zrozumiał dwojako, albo będą aportować, albo czas na
obiado-kolację. Niestety (dla psa) ruszyli powoli w stronę uniwersytetu aportując po drodze.
Przy wejściu pies wytarł łapy i przywarował potem dostał swój udziec wieprzowy i ruszył do budy.
Tym czasem Kail ruszył szybko pod prysznic zmyć z siebie dowody swojej przemiany psa. Po kąpieli odgarnął i zaczesał swoje blond włosy dość mocno zbudowanymi mięśniami, wyciągnął swoją mp3 ze ścieżką dzwienkową do filmu
"Franki Wild" i ruszył na parter. Wziął danie wegetariańskie ( nie był co prawda „rasowym” wegetarianinem, ale ograniczał spożycie mięsa.) i siadł przy stole.
Konsumując upaprał śmietaną bluzkę z napisem „Shekspare doesnt exist” więc wyszedł z jadalni, aby ją wrzucić do prania i założyć inną z napisem „Animals needs you!!!
Ze swojego pokoju usłyszał tylko "łubudu" więc wrócił z tamtą troszkę szybciej niż zamierzał.
Jak zwykle o tej porze Kail bawił się ze swoim psem. Przewracali się na wzajem i ganiali istniejącego tylko w ich głowach królika. Królik był szybszy od przeciętnego, aby zabawa trwała dłużej niż pięć sekund. Oczywiście w pewnym momencie zwalniał stawał na dwóch łapach rozstawiając malutkie paluszki w znaku "peace”, aby nagrodzić Furkiego za jego ciężki trud.
Mocarny husky po mgnieniu oka miętosił kłębek bezkształtnego białego puchu ciesząc się z tego niezmiernie. Nie okazywał radości w ten sposób jak robią to inne psy, robił to jak psy z dalekiej północy, którym z radości zapalały się małe ogniki w oczach. Jego pan to wiedział, jak i wiedział, że jego pies najbardziej lubi, 0 RH -, więc taką krew mu dawał. Mając świadomość, że jego pies zjadając tego królika wciąż będzie miał pusty żołądek, lecz jego mózg tego nie zrozumie nie pozwolił mu pożreć go w całości. Po skosztowaniu i krótkiej zabawie zwłokami przemienił się spowrotem w człowieka co jego pies zrozumiał dwojako, albo będą aportować, albo czas na
obiado-kolację. Niestety (dla psa) ruszyli powoli w stronę uniwersytetu aportując po drodze.
Przy wejściu pies wytarł łapy i przywarował potem dostał swój udziec wieprzowy i ruszył do budy.
Tym czasem Kail ruszył szybko pod prysznic zmyć z siebie dowody swojej przemiany psa. Po kąpieli odgarnął i zaczesał swoje blond włosy dość mocno zbudowanymi mięśniami, wyciągnął swoją mp3 ze ścieżką dzwienkową do filmu
"Franki Wild" i ruszył na parter. Wziął danie wegetariańskie ( nie był co prawda „rasowym” wegetarianinem, ale ograniczał spożycie mięsa.) i siadł przy stole.
Konsumując upaprał śmietaną bluzkę z napisem „Shekspare doesnt exist” więc wyszedł z jadalni, aby ją wrzucić do prania i założyć inną z napisem „Animals needs you!!!
Ze swojego pokoju usłyszał tylko "łubudu" więc wrócił z tamtą troszkę szybciej niż zamierzał.
Ostatnio zmieniony sobota, 16 czerwca 2007, 09:11 przez Azrael, łącznie zmieniany 1 raz.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie
Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.

-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Marvel] Początek końca
Amelia Rinal
Amelia - wysoka, niezwykle szczupła (ale z całkiem sporym biustem) dziewczyna obudziła się z samego rana - czyli około 11:00. Wzięła ręcznik i czysty komplet ubrania - uznała, że lepiej sprawić dobre pierwsze wrażenie. Znalazła łazienkę, weszła do niej - zostawiając lekko uchylone (na kilka centymetrów) drzwi. Rozebrała się i wzięła gorący prysznic. Myła się tak, jakby od tygodnia nie miała takiej okazji. Około 12:00 wyszła z kabiny. Zapomniała już o niedomkniętych drzwiach. Wytarła się, uczesała swoje sięgające jej do ramion pomarańczowe (z kilkoma kolorowymi pasemkami) włosy. Założyła bieliznę. Była ładną dziewczyną, ale urody nigdy za wiele, więc nałożyła lekki makijaż w postaci granatowych cieni do powiek i szminki. Zaczęłą się dalej ubierać: kolorowe sięgające prawie do kolan prążkowane skarpety, niebieskie dżinsy z postrzępionymi dziurami na kolanach i udach oraz metalowym łańcuchem zamiast paska, czarne skórzane kozaczki, oraz dość obcisły w wielokolorowe plamy a'la wojsko t-shirt z samodzielnie obciętym brzuchem.
Była bardzo zadowolona, gdy się dowiedziała, że mają czas dla siebie. Była tutaj nowa, więc nie wiedziała od czego mają wolne, ale jak najbardziej jej to odpowiadało. Poszła na małe zwiedzanie budynku, podczas którego minęła na korytarzu parę osób. Witała się wtedy mówiąc krótkie "cześć" i posyłając lekki uśmiech.
Budynek bardzo jej się spodobał. Łazienka z ciepłą wodą, salon ze stołem bilardowym, sala gimnastyczna nadająca się na zrobienie dyskoteki i ogólnie tyle miejsca ile można tylko chcieć.
Popołudniu zrobiła się głodna. Przypomniała sobie, że już mijała stołówkę. Udała się w tamto miejsce i prawie od razu je znalazła. Przed drzwiami przypadkiem spotkała się z trzema innymi osobami. Uśmiechnęła się do chłopaka, który przepuścił ją i jeszcze inną dziewczynę. Weszła na stołówkę i rozejrzała się dookoła, było tam kilka ciekawych osób. Spodobał jej się wskazany przez kolerzankę widok z okna. Szwedzki stół też wyglądał obiecująco i nałożyła sobie sporo, głównie mięsnego jedzenia. Wzięła trochę więcej niż była w stanie zjeść - jako amunicję na wypadek walki na żarcie. Usiadła przy osobnym stoliku i zaczęła zdrowo pałaszować.
Jedzenie przerwało jej wpadnięcie kogoś przez okno (i jednocześnie ścianę). Miała parsknąć śmiechem, ale zaksztusiła się tylko jedzeniem. Może to i nawet lepiej, gdyż szybko doszła do siebie i w efekcie nie zwróciła na siebie zbytniej uwagi. Siedziała na miejscu czekając na rozwój wypadków.
Amelia - wysoka, niezwykle szczupła (ale z całkiem sporym biustem) dziewczyna obudziła się z samego rana - czyli około 11:00. Wzięła ręcznik i czysty komplet ubrania - uznała, że lepiej sprawić dobre pierwsze wrażenie. Znalazła łazienkę, weszła do niej - zostawiając lekko uchylone (na kilka centymetrów) drzwi. Rozebrała się i wzięła gorący prysznic. Myła się tak, jakby od tygodnia nie miała takiej okazji. Około 12:00 wyszła z kabiny. Zapomniała już o niedomkniętych drzwiach. Wytarła się, uczesała swoje sięgające jej do ramion pomarańczowe (z kilkoma kolorowymi pasemkami) włosy. Założyła bieliznę. Była ładną dziewczyną, ale urody nigdy za wiele, więc nałożyła lekki makijaż w postaci granatowych cieni do powiek i szminki. Zaczęłą się dalej ubierać: kolorowe sięgające prawie do kolan prążkowane skarpety, niebieskie dżinsy z postrzępionymi dziurami na kolanach i udach oraz metalowym łańcuchem zamiast paska, czarne skórzane kozaczki, oraz dość obcisły w wielokolorowe plamy a'la wojsko t-shirt z samodzielnie obciętym brzuchem.
Była bardzo zadowolona, gdy się dowiedziała, że mają czas dla siebie. Była tutaj nowa, więc nie wiedziała od czego mają wolne, ale jak najbardziej jej to odpowiadało. Poszła na małe zwiedzanie budynku, podczas którego minęła na korytarzu parę osób. Witała się wtedy mówiąc krótkie "cześć" i posyłając lekki uśmiech.
Budynek bardzo jej się spodobał. Łazienka z ciepłą wodą, salon ze stołem bilardowym, sala gimnastyczna nadająca się na zrobienie dyskoteki i ogólnie tyle miejsca ile można tylko chcieć.
Popołudniu zrobiła się głodna. Przypomniała sobie, że już mijała stołówkę. Udała się w tamto miejsce i prawie od razu je znalazła. Przed drzwiami przypadkiem spotkała się z trzema innymi osobami. Uśmiechnęła się do chłopaka, który przepuścił ją i jeszcze inną dziewczynę. Weszła na stołówkę i rozejrzała się dookoła, było tam kilka ciekawych osób. Spodobał jej się wskazany przez kolerzankę widok z okna. Szwedzki stół też wyglądał obiecująco i nałożyła sobie sporo, głównie mięsnego jedzenia. Wzięła trochę więcej niż była w stanie zjeść - jako amunicję na wypadek walki na żarcie. Usiadła przy osobnym stoliku i zaczęła zdrowo pałaszować.
Jedzenie przerwało jej wpadnięcie kogoś przez okno (i jednocześnie ścianę). Miała parsknąć śmiechem, ale zaksztusiła się tylko jedzeniem. Może to i nawet lepiej, gdyż szybko doszła do siebie i w efekcie nie zwróciła na siebie zbytniej uwagi. Siedziała na miejscu czekając na rozwój wypadków.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera

Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy

-
- Majtek
- Posty: 115
- Rejestracja: środa, 2 maja 2007, 14:13
Re: [Marvel] Początek końca
Po kilku sekundach zareagował Sam. Blondyn poderwał się z miejsca i skoczył ku postaci krzycząc:
- Jay!
Dopiero teraz rozpoznaliście w nieruchomo leżącej, rudowłosej postaci Jaya Guthriego, młodszego brata Sama. Jednak dotychczas widzieliście go wyrastającymi z łopatek czerwonymi skrzydłami, które, sądząc po ranach i szybko rosnącej kałuży krwi, zostały brutalnie wyrwane. Sam przyklęknął przy bracie, przewrócił go na plecy i drżącymi rękoma sprawdzał puls i oddech. Wstał także Dallas i Sarah, a ta ostatnia wyciągnęła spod stołu Megan. W tym momencie do pomieszczenia wszedł Kail, niewątpliwie zwabiony hałasem rozbijanej szyby. Zapadła cisza, którą przerwał dopiero odgłos odrzutowych silników. X-Mani wrócili! Albo i nie...
W miejscu w którym dawniej była szyba pojawił się ponad sześciometrowy, czerwono-niebieski humanoidalny robot. Wyciągnął w stronę budynku prawą rękę, na której dłoni zaczęła kumulować się energia kolorem podobna do tej używanej przez Cyclopsa.
- Jay!
Dopiero teraz rozpoznaliście w nieruchomo leżącej, rudowłosej postaci Jaya Guthriego, młodszego brata Sama. Jednak dotychczas widzieliście go wyrastającymi z łopatek czerwonymi skrzydłami, które, sądząc po ranach i szybko rosnącej kałuży krwi, zostały brutalnie wyrwane. Sam przyklęknął przy bracie, przewrócił go na plecy i drżącymi rękoma sprawdzał puls i oddech. Wstał także Dallas i Sarah, a ta ostatnia wyciągnęła spod stołu Megan. W tym momencie do pomieszczenia wszedł Kail, niewątpliwie zwabiony hałasem rozbijanej szyby. Zapadła cisza, którą przerwał dopiero odgłos odrzutowych silników. X-Mani wrócili! Albo i nie...
W miejscu w którym dawniej była szyba pojawił się ponad sześciometrowy, czerwono-niebieski humanoidalny robot. Wyciągnął w stronę budynku prawą rękę, na której dłoni zaczęła kumulować się energia kolorem podobna do tej używanej przez Cyclopsa.


-
- Bombardier
- Posty: 827
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
- Numer GG: 1074973
- Lokalizacja: Sandland
Re: [Marvel] Początek końca
Anna Spool
Podniosła się, popatrzyła na ciało rannego mutanta, następnie na światełko robota, szybko zgrała się z jednym z mutantów skinieniem głowy, po czym chwyciła rannego pod ramię i pobiegła razem z nim, czym prędzej jak najdalej stąd, bo z pewnością świecąca zabaweczka blaszaka nie jest zapalniczką.
Normalnie powiedziałaby coś w stylu „obudźcie się! Atakują nas!”
Lecz ten komentarz chyba nie był potrzebny, każdy był już jako tako zorientowany, czy chce żyć czy nie.
Podniosła się, popatrzyła na ciało rannego mutanta, następnie na światełko robota, szybko zgrała się z jednym z mutantów skinieniem głowy, po czym chwyciła rannego pod ramię i pobiegła razem z nim, czym prędzej jak najdalej stąd, bo z pewnością świecąca zabaweczka blaszaka nie jest zapalniczką.
Normalnie powiedziałaby coś w stylu „obudźcie się! Atakują nas!”
Lecz ten komentarz chyba nie był potrzebny, każdy był już jako tako zorientowany, czy chce żyć czy nie.

-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Marvel] Początek końca
Amelia Rinal
Na widok krwi dziewczyna poważnie się zaniepokoiła. To nie były żarty. Wstała, aby lepiej zobaczyć co się dzieje. Poszkodowany najwidoczniej był jednym z mieszkańców tego wspaniałego domu, ale co go tak załatwiło? Po chwili odpowiedź sama pojawiła się w rozbitym oknie - był to wielki robot z pewnością o wrogich zamiarach. Gdy tylko go zobaczyła od razu zareagowała. Może nie w zupełnie idealny sposób, ale tylko to jej przyszło do głowy. Nie oglądając się za siebie wybiegła przez drzwi, którymi tu weszła i pobiegła dalej korytarzem. Była mocno wystraszona i chciała znaleść się jak najdalej stołówki, albo raczej tego wielkiego robota. A jej pierwszy dzień w nowym miejscu zapowiadał się tak znakomicie.
Na widok krwi dziewczyna poważnie się zaniepokoiła. To nie były żarty. Wstała, aby lepiej zobaczyć co się dzieje. Poszkodowany najwidoczniej był jednym z mieszkańców tego wspaniałego domu, ale co go tak załatwiło? Po chwili odpowiedź sama pojawiła się w rozbitym oknie - był to wielki robot z pewnością o wrogich zamiarach. Gdy tylko go zobaczyła od razu zareagowała. Może nie w zupełnie idealny sposób, ale tylko to jej przyszło do głowy. Nie oglądając się za siebie wybiegła przez drzwi, którymi tu weszła i pobiegła dalej korytarzem. Była mocno wystraszona i chciała znaleść się jak najdalej stołówki, albo raczej tego wielkiego robota. A jej pierwszy dzień w nowym miejscu zapowiadał się tak znakomicie.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera

Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy

-
- Majtek
- Posty: 123
- Rejestracja: niedziela, 7 stycznia 2007, 22:36
- Numer GG: 2343993
- Lokalizacja: Gród Bydgoszcz
- Kontakt:
Re: [Marvel] Początek końca
Douglas Wellington
Doug miał już ruszyć by pomóc rannemu gdy w wybitej ścianie pojawił się robot. Nadal stojąc gotów do walki zlustrował maszynę od nóg aż do czubka głowy. Po czym szybko przekalkulował swoje szanse.
- Szlag... - mruknął patrząc na zbierającą się w dłoni robota energię.
Odwrócił się na pięcie przeskoczył nad stojącym tam stolikiem i ruszył ku drzwiom. Kiedy przeskakiwał nad stolikiem poczuł że jego skóra płonie. Wzrok na chwilę przykryła czerwona mgiełka bólu. Znał to uczucie, to łuski pokrywały jego ciało. Przez tę chwilę zamroczenia potknął się o przewrócone krzesło. Stracił równowagę na wystarczającą ilość czasu by uderzyć ramieniem o ścianę przy drzwiach odłupując troche tynku. Pozbierał się jednak i wybiegł za wszystkimi.
Doug miał już ruszyć by pomóc rannemu gdy w wybitej ścianie pojawił się robot. Nadal stojąc gotów do walki zlustrował maszynę od nóg aż do czubka głowy. Po czym szybko przekalkulował swoje szanse.
- Szlag... - mruknął patrząc na zbierającą się w dłoni robota energię.
Odwrócił się na pięcie przeskoczył nad stojącym tam stolikiem i ruszył ku drzwiom. Kiedy przeskakiwał nad stolikiem poczuł że jego skóra płonie. Wzrok na chwilę przykryła czerwona mgiełka bólu. Znał to uczucie, to łuski pokrywały jego ciało. Przez tę chwilę zamroczenia potknął się o przewrócone krzesło. Stracił równowagę na wystarczającą ilość czasu by uderzyć ramieniem o ścianę przy drzwiach odłupując troche tynku. Pozbierał się jednak i wybiegł za wszystkimi.

-
- Bosman
- Posty: 2006
- Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...
Re: [Marvel] Początek końca
Kail Katerson
Z początku na jego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia, a zaraz potem przestrachu. Rzucił się za siebie w górę i wysłał telepatyczny sygnał do swego psa- "W NOGI!!!" Szybko starał się skleić, chociaż zarys jakiegoś "planu", bądź dokładniej chaotycznej ucieczki. Jedyny pomysł, jaki przyszedł mu do głowy w ten sposób poukładał sobie w głowie.
1. Przypomnieć sobie gdzie są X-meni. (bądź telepatycznie wyciągnąć to od kogoś wtajemniczonego)
2. Gdy jedynka zostanie spełniona wyskoczyć przez okno i ich odnaleźć.
Jednak teraz trwał punkt 0: Chaotyczna ucieczka w górę.
Ej, Tenac daj aktualizacje.
Z początku na jego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia, a zaraz potem przestrachu. Rzucił się za siebie w górę i wysłał telepatyczny sygnał do swego psa- "W NOGI!!!" Szybko starał się skleić, chociaż zarys jakiegoś "planu", bądź dokładniej chaotycznej ucieczki. Jedyny pomysł, jaki przyszedł mu do głowy w ten sposób poukładał sobie w głowie.
1. Przypomnieć sobie gdzie są X-meni. (bądź telepatycznie wyciągnąć to od kogoś wtajemniczonego)
2. Gdy jedynka zostanie spełniona wyskoczyć przez okno i ich odnaleźć.
Jednak teraz trwał punkt 0: Chaotyczna ucieczka w górę.
Ej, Tenac daj aktualizacje.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie
Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.

-
- Majtek
- Posty: 115
- Rejestracja: środa, 2 maja 2007, 14:13
Re: [Marvel] Początek końca
Początkowo to Sam i Dallas ciągnęli Jaya w bezpieczne miejsce, jednak widząc, że z pomocą biegnie Anna, starszy z braci Guthrie przystanął. Pod jego stopami wytworzył się żółto-pomarańczowy dym, a po chwili on sam leciał w kierunku niespodziewanego przbysza. Mignęło czerwone światło, oślepliście na ułamki sekund. Gdy odzyskaliście wzrok, Sam leciał już w drugą stronę. W końcu walnął w ścianę nad drzwiami do stołówki. Efektu dopełniła reszta czerwonego promienia, która trafiła w to samo miejsce przysypując Guthriego gruzem i blokując wyjście. Robot przez chwilę stał bez ruchu jakby analizując sytuację. Kail został odcięty od reszty, po chwili przypomniał sobie, że X-Meni są w Europie.
---
---
Nagle w robota coś uderzyło odkrywając trochę elektroniki na jego lewym przedramieniu. W waszych głowach rozbrzmiał głos Xaviera. *Uczniowie, Instytut został zaatakowany, uruchamiam systemy obronne, ale one same nie wystarczą, potrzebują waszej pomocy.*
---
Kod: Zaznacz cały
Potwierdzenie celów.
Ford, Kevin. Mutant. Stopień zagrożenia: zerowy
Katerson, Kail. Mutant. Stopień zagrożenia: przeciętny
Gibson, Dallas. Mutant. Stopień zagrożenia: zerowy
Guthrie, Samuel. Mutant. Stopień zagrożenia: znaczny, obecnie zerowy
Guthrie, Joshua. Mutant. Stopień zagrożenia: niski, obecnie zerowy
Gwynn, Megan. Mutant. Stopień zagrożenia: zerowy
Rinal, Amelia. Mutant. Stopień zagrożenia: znaczny
Spool, Anna. Mutant. Stopień zagrożenia: przeciętny
Vale, Sarah. Mutant. Stopień zagrożenia: niski
Wellington, Douglas. Mutant. Stopień zagrożenia: znaczny
Cele potwierdzone. Potwierdzenie zadania. Zadanie: zniszczenie celów.
Nagle w robota coś uderzyło odkrywając trochę elektroniki na jego lewym przedramieniu. W waszych głowach rozbrzmiał głos Xaviera. *Uczniowie, Instytut został zaatakowany, uruchamiam systemy obronne, ale one same nie wystarczą, potrzebują waszej pomocy.*


-
- Bosman
- Posty: 2006
- Rejestracja: niedziela, 17 grudnia 2006, 11:38
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Nie chcesz wiedzieć... naprawdę nie chcesz wiedzieć...
Re: [Marvel] Początek końca
Kail Katerson
Obejrzał się za siebie z przestrachem. Gruz i kurz zakrztusił mu gardło, więc pokasłując ruszył w górę. Gdy trafił na pierwsze piętro niczym kolorowy piorun pobiegł w stronę okna.
Podczas biegu jego nogi przybrały na masie, lecz wcale to nie przeszkodziło mu nabieraniu prędkości. Jego mięśnie zaczęły nabierać sprężystości i siły. Włosy wydłużały się i zmieniały barwę. Kości zmieniały kształty, skóra stwardniała zęby się wydłużyły, a Kail, który zatracił w połowie swoją człekokształtność i przytył do 250 kg.
Połowiczna przemiana w niedźwiedzia dawała postać brzydszą i wolniejszą niż wilkołak, lecz
dzięki tej przemianie zyskał większą siłę niż pół wilk.
Sapiąc dotarł do okna i zbadał sytuację. (Tu proszę o opis) Po chwili namysłu i wyczerpania wezwał wszystkie zwierzęta w promilu kilometra do posiadłości Xaviera. Nie byłby on w stanie przejąć kontroli nad nimi wszystkimi, lecz wydać proste polecenie „Do mnie” stanowiło wyzwanie, lecz nie wielkie. Rozejrzał się nerwowo i otworzył okno.
Zwierzęta, które przybyły (mg wie, jakie) wpierw rozesłałem po instytucie, a potem do jadalni.
Później zobaczyłem scene samobójczą. Co ta jaszczurka odpier****? Po chwili 250 kg. najpierw zniszczyło okno, a potem wylądowało na robocie. Wbiło pazury w szyję i jak najszybciej odbiło się łapami od pleców, aby odlecieć z kawałkami kabli do tyłu. Poczekał, aż robot się leciutko odwróci, a potem Katerson rzucił się pomiędzy jego nogi (na czworaka) i wbiegł spowrotem do jadalni. Gdy tylko zwierzaki przybyły wszystkim lądowym nakazał odpoczynek natomiast ptaki mają dziobać oczy robota.
*Hm... bardziej prawdziwa będzie koszulka z napisem "YOU NEEDS ANIMALS!!!"*
Obejrzał się za siebie z przestrachem. Gruz i kurz zakrztusił mu gardło, więc pokasłując ruszył w górę. Gdy trafił na pierwsze piętro niczym kolorowy piorun pobiegł w stronę okna.
Podczas biegu jego nogi przybrały na masie, lecz wcale to nie przeszkodziło mu nabieraniu prędkości. Jego mięśnie zaczęły nabierać sprężystości i siły. Włosy wydłużały się i zmieniały barwę. Kości zmieniały kształty, skóra stwardniała zęby się wydłużyły, a Kail, który zatracił w połowie swoją człekokształtność i przytył do 250 kg.
Połowiczna przemiana w niedźwiedzia dawała postać brzydszą i wolniejszą niż wilkołak, lecz
dzięki tej przemianie zyskał większą siłę niż pół wilk.
Sapiąc dotarł do okna i zbadał sytuację. (Tu proszę o opis) Po chwili namysłu i wyczerpania wezwał wszystkie zwierzęta w promilu kilometra do posiadłości Xaviera. Nie byłby on w stanie przejąć kontroli nad nimi wszystkimi, lecz wydać proste polecenie „Do mnie” stanowiło wyzwanie, lecz nie wielkie. Rozejrzał się nerwowo i otworzył okno.
Zwierzęta, które przybyły (mg wie, jakie) wpierw rozesłałem po instytucie, a potem do jadalni.
Później zobaczyłem scene samobójczą. Co ta jaszczurka odpier****? Po chwili 250 kg. najpierw zniszczyło okno, a potem wylądowało na robocie. Wbiło pazury w szyję i jak najszybciej odbiło się łapami od pleców, aby odlecieć z kawałkami kabli do tyłu. Poczekał, aż robot się leciutko odwróci, a potem Katerson rzucił się pomiędzy jego nogi (na czworaka) i wbiegł spowrotem do jadalni. Gdy tylko zwierzaki przybyły wszystkim lądowym nakazał odpoczynek natomiast ptaki mają dziobać oczy robota.
*Hm... bardziej prawdziwa będzie koszulka z napisem "YOU NEEDS ANIMALS!!!"*
Ostatnio zmieniony niedziela, 17 czerwca 2007, 22:28 przez Azrael, łącznie zmieniany 3 razy.
Grupa Nieszanowania Praw Ludzkich oraz Wspierania Bratniej Nienawiści na Tawernie
Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.
Azrael (Śmierć Wszechświatów) jest ich władcą. Wszystkie inne Śmierci są zależne od niego.

-
- Majtek
- Posty: 123
- Rejestracja: niedziela, 7 stycznia 2007, 22:36
- Numer GG: 2343993
- Lokalizacja: Gród Bydgoszcz
- Kontakt:
Re: [Marvel] Początek końca
Doug Wellington
Kaszlnął by pozbyć się pyłu z gardła. Cieszył sie że jaszczurki szybciej mrugają bo pył nie gryzł w oczy. 'To by było na tyle jeśli chodzi o ewakuacje...' - pomyślał wydłużając pazury. Kiedy w jego głowie rozbrzmiały słowa Xaviera odruchowo spojrzał w góre. 'Chyba nigdy do tego nie przywykne...'
Skoczył do przodu. Chwycił jeden ze stolików i cisnął w twarz robota. 'Mam nadzieje ze ta puszka konserw nie jest zbyt mądra...' Z nadzieją że stół odwróci uwagę blaszaka ruszył w jego stronę już cały obleczony w łuskowy pancerz. Skoczył na ramię robota tam gdzie wyrwało pancerz próbując powyrywać ze środka co się da, przy okazji sprawdzając wytrzymałość pancerza pazurami.
Kaszlnął by pozbyć się pyłu z gardła. Cieszył sie że jaszczurki szybciej mrugają bo pył nie gryzł w oczy. 'To by było na tyle jeśli chodzi o ewakuacje...' - pomyślał wydłużając pazury. Kiedy w jego głowie rozbrzmiały słowa Xaviera odruchowo spojrzał w góre. 'Chyba nigdy do tego nie przywykne...'
Skoczył do przodu. Chwycił jeden ze stolików i cisnął w twarz robota. 'Mam nadzieje ze ta puszka konserw nie jest zbyt mądra...' Z nadzieją że stół odwróci uwagę blaszaka ruszył w jego stronę już cały obleczony w łuskowy pancerz. Skoczył na ramię robota tam gdzie wyrwało pancerz próbując powyrywać ze środka co się da, przy okazji sprawdzając wytrzymałość pancerza pazurami.

-
- Bombardier
- Posty: 827
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
- Numer GG: 1074973
- Lokalizacja: Sandland
Re: [Marvel] Początek końca
Anna Spool
Usłyszawszy głos profesora Xaviera nabrała pewności siebie. Nie mogąc zrobić wiele zaczęła rozglądać się za Amelią, mogło jej się coś stać, z resztą na ten czas postarała się zatamować krwawienie rannego mutanta. Jej kostium był umazany krwią, zwłaszcza dłonie.
*Szlag* powiedziała w myślach. Oby Kail i Douglas wyszli z tego cało, zza ścian słychać było odgłosy potyczki.
Usłyszawszy głos profesora Xaviera nabrała pewności siebie. Nie mogąc zrobić wiele zaczęła rozglądać się za Amelią, mogło jej się coś stać, z resztą na ten czas postarała się zatamować krwawienie rannego mutanta. Jej kostium był umazany krwią, zwłaszcza dłonie.
*Szlag* powiedziała w myślach. Oby Kail i Douglas wyszli z tego cało, zza ścian słychać było odgłosy potyczki.

-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Marvel] Początek końca
Amelia Rinal
Dziewczynie nie udało się uciec z jadalni - a raczej z pola walki. Tuż przed nią przejście zostało zawalone, a dodatkowo pod barykadą z gruzu utknął jakiś chłopak. Amelia przeklęła siarczyście.
Kiedy doszły do niej myśli profesora, uznała, że ktoś to powiedział - nie wiedziała kto, ale ten głos już gdzieś słyszała. Nie zastanawiała się nad tym i w sumie nie miało to teraz znaczenia.
Amelia spojrzała na robota.
"I co ja mam kx@x x#x x@x zrobić." - pomyślała.
Inni zaczeli na różne sposoby atakować robota. Bez większego namysłu zrobiła to samo.
Wyciągnęłą obie ręce przed siebie - pomagało jej to używać jej mocy. Niewiele myśląc posłała telekinetyczne uderzenie w miejsce gdzie nogi robota łączą się z jego tłowiem - zwykle jej przeciwników tam najbardziej boli (co niekoniecznie musiało się tyczeć robota).
Dziewczynie nie udało się uciec z jadalni - a raczej z pola walki. Tuż przed nią przejście zostało zawalone, a dodatkowo pod barykadą z gruzu utknął jakiś chłopak. Amelia przeklęła siarczyście.
Kiedy doszły do niej myśli profesora, uznała, że ktoś to powiedział - nie wiedziała kto, ale ten głos już gdzieś słyszała. Nie zastanawiała się nad tym i w sumie nie miało to teraz znaczenia.
Amelia spojrzała na robota.
"I co ja mam kx@x x#x x@x zrobić." - pomyślała.
Inni zaczeli na różne sposoby atakować robota. Bez większego namysłu zrobiła to samo.
Wyciągnęłą obie ręce przed siebie - pomagało jej to używać jej mocy. Niewiele myśląc posłała telekinetyczne uderzenie w miejsce gdzie nogi robota łączą się z jego tłowiem - zwykle jej przeciwników tam najbardziej boli (co niekoniecznie musiało się tyczeć robota).
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera

Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy

-
- Majtek
- Posty: 115
- Rejestracja: środa, 2 maja 2007, 14:13
Re: [Marvel] Początek końca
Kail dobiegł do robota, w czasie gdy Douglas siał spustoszenie w wewnętrznych systemach jego przedramieniu. Nim kończyna przybysza bezwładnie obwisła, zdążył wziąć nią silny zamach zrzucając Wellingtona na dach Instytutu, jednak dzięki swej zwinności i pazurom, bezpiecznie wylądował. Robot już miał wystrzelić czerwony promień w grupę w stołówce, gdy wpadł na niego Katerson, który jednak nie zdołał sforsować stalowego pancerza napastnika. W tym momencie, w okolicach pasa robota pojawiło się spore wgniecenie i kilka iskier. Przybysz zaczął się cofać, gdy pomiędzy jego nogami przebiegł półniedźwiedź/półczłowiek, o którego zahaczył, nim się przewrócił. Reszty dopełnił jakiś pocisk wystrzelony przez systemy obronne Instytutu, który trafił robota w twarz, niemal całkowicie niszcząc jego głowę i unieruchamiając go.
W czasie gdy w waszych organizmach następował spadek adrenaliny, zza rogu wyjechał Xavier na wózku. Nie trzeba było telepaty by stwierdzić, że jest cholernie zaniepokojony.
- Sarah – skinął głowę na czarnowłosą dziewczynę, która wcześniej korzystała z laptopa. – Sprawdź co to jest – wjechał do środka, a kółka jego przymusowego pojazdu tłukły resztki rozbitych szyb. Kiwał głową z niedowierzaniem. Zobaczył Annę, której udało się zatamować krwawienie Jaya, oraz Dallasa, który wydobył Sama spod gruzów. Po chwili nieśmiałym głosem odezwała się Sarah.
- Eee... Profesorze... to zostało zbudowane niedaleko stąd, ale oprogramowanie... no, jakby to powiedzieć, proszę się nie śmiać, jest jakby z przyszłości... Za cel ma likwidacje mutantów.
- To jest to przyszłość do której nie możemy dopuścić – stwierdził całkiem poważnie Xavier. – Douglas, Anna, Kail, Amelia. Będziecie do tego potrzebni. Jesteście gotowi?
W czasie gdy w waszych organizmach następował spadek adrenaliny, zza rogu wyjechał Xavier na wózku. Nie trzeba było telepaty by stwierdzić, że jest cholernie zaniepokojony.
- Sarah – skinął głowę na czarnowłosą dziewczynę, która wcześniej korzystała z laptopa. – Sprawdź co to jest – wjechał do środka, a kółka jego przymusowego pojazdu tłukły resztki rozbitych szyb. Kiwał głową z niedowierzaniem. Zobaczył Annę, której udało się zatamować krwawienie Jaya, oraz Dallasa, który wydobył Sama spod gruzów. Po chwili nieśmiałym głosem odezwała się Sarah.
- Eee... Profesorze... to zostało zbudowane niedaleko stąd, ale oprogramowanie... no, jakby to powiedzieć, proszę się nie śmiać, jest jakby z przyszłości... Za cel ma likwidacje mutantów.
- To jest to przyszłość do której nie możemy dopuścić – stwierdził całkiem poważnie Xavier. – Douglas, Anna, Kail, Amelia. Będziecie do tego potrzebni. Jesteście gotowi?


-
- Bombardier
- Posty: 827
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
- Numer GG: 1074973
- Lokalizacja: Sandland
Re: [Marvel] Początek końca
Anna Spool
-*Do czego? nie kumam, jak można określić czy coś było wyprodukowane w przyszłości? co za bzdura, i co do cholery taki pancerny skur**syn tu robił? nie rozumiem, pierwsze wiedzę żeby coś takiego, ja piórkuje do czego ten świat dąży...* Profesor Xavier mógł wyczytać wiele ze skonsternowanych myśli Anny, pałętających się w zakamarkach jej kasku. Jednak ta milczała oglądając bałagan, jaki wyrządził przybysz, kiwając z niesmakiem głową.
-*Do czego? nie kumam, jak można określić czy coś było wyprodukowane w przyszłości? co za bzdura, i co do cholery taki pancerny skur**syn tu robił? nie rozumiem, pierwsze wiedzę żeby coś takiego, ja piórkuje do czego ten świat dąży...* Profesor Xavier mógł wyczytać wiele ze skonsternowanych myśli Anny, pałętających się w zakamarkach jej kasku. Jednak ta milczała oglądając bałagan, jaki wyrządził przybysz, kiwając z niesmakiem głową.
