[WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Castinaa & Luca
- Mam 29 lat, jeśli chcesz wiedzieć. - uśmiechnął się krzywo. - To przecież żadna tajemnica. A na łodzi rzeczywiście ciemno, ciekaw jestem dlaczego...
Nie dokończył. Przystań powitała ich krzykami i ogniem. Po nabrzeżu biegał płonący człowiek, niczym trafiony ognistą kulą. Na pokładzie toczyła się walka. W świetle żywej pochodni Luca poznał Guntera. Jak na złość Tileańczyk odziany był w strój wyjściowy, nie nosił w gości zbroi. Palce Orlandoniego natychmiast sięgnęły po pistolet. Szarża z białą bronią nie miała póki co sensu. Choć sam był zaskoczony, wyglądało na to, że sami też zaskoczyli wrogów. Przewaga da mu czas na wypalenie z broni. Przyklękając, w jednej dłoni ściskał pistolet a w drugiej trzymał już róg z prochem i sakwę z kulami. Czynił to wszystko o wiele sprawniej niż jeszcze trzy tygodnie temu. Dziesiątki walk stoczonych u boku drużyny uczyniły Lucę żołnierzem. Najpierw jeden pistolet, potem drugi.
- Osłaniaj mnie, Iskierko! – krzyknął do Castinyy. – Wal w tych na łodzi! Gildiril, Ulrich, wiecie co robić! - spojrzał posępnie na przyjaciół.
Nie czekając na innych Castinaa dobyła noża w lewą rękę i ujęła sztylet w prawą. Od razu puściła się biegiem, najszybciej jak umiała, w stronę Guntera. Tymi typkami na przystani jeszcze zdążą się zająć, a ich towarzysz potrzebował wsparcia natychmiast. Zwinnie wyminęła dwójkę zajętą ogniem, nie zatrzymała się przy nich nawet na chwilę.
- Trzymaj się, duży! - zawołała wskakując na pokład, by na chwilę odwrócić uwagę typków atakujących Golema.
Tileańczyk kuśtykał już ku łodzi by oddać strzał z jak najmniejszej odległości i jednocześnie przeklinał wciąż obolałą nogę. O ile sztylety Castinyy były ciche jak śmierć, pistolety narobią hałasu. Na to, po części, Luca liczył. Huk wystrzału z pewnością zwabi jakiś patrol straży. W ostatniej chwili przyklęknął, mierząc w płonącego i jego kumpla, który próbował go gasić. Zatrzymał na chwilę oddech, przygotował uszy na huk wystrzału.
PACH!
Echo poniosło huk po porcie. Castinaa lekko drgnęła, jednak nóż już był w powietrzu i zmierzał do jednego ze zbirów. Kobieta nie czekała, tylko od razu skoczyła z obnażonym sztyletem na drugiego. W tej chwili chciała tylko zabić tych dwóch i upewnić się, że jej przyjaciel jest cały i bezpieczny. O Lucę i resztę się nie martwiła. Jej uwagę przykuło skrzypnięcie pokładu za jej plecami, czyżby było więcej przeciwników na łodzi?
Odrobinę za duża dawka pośpiesznie wsypanego prochu, zaowocowała mocnym wystrzałem i bujnym, gęstym dymem. Orlandoni nie miał szans zobaczyć wyniku. Zamierzał zająć się tymi dwoma, którzy zdawali się być łatwym celem i jak najszybciej przyjść z odsieczą Gunterowi. Dymiąca lufa już spoczywała za pasem a dłoń dobywała rękojeści miecza. Luca skoczył w dym, nieco na lewo od przeciwników, aby wyłonić się z chmury nie tam gdzie się spodziewają. Jednocześnie usłyszał plusk wody. Nie widział jednak kto runął z pokładu, któryś ze zbirów czy Gunter.
Teraz, gdy już się ujawnił mógł wspomóc się psychologią. Sam Tileańczyk, szarżujący w modnym kubraku, z kapeluszem z piórami, może nie wyglądał groźnie. Lecz tamci zapewne wiedzą, ile osób liczy drużyna. Nie zaszkodzi ich przekonać, że mają do czynienia z całością.
- Brać któregoś żywcem! – ryknął do niewidocznych kamratów. – Otoczyć ich, odciąć drogę ucieczki!
- Mam 29 lat, jeśli chcesz wiedzieć. - uśmiechnął się krzywo. - To przecież żadna tajemnica. A na łodzi rzeczywiście ciemno, ciekaw jestem dlaczego...
Nie dokończył. Przystań powitała ich krzykami i ogniem. Po nabrzeżu biegał płonący człowiek, niczym trafiony ognistą kulą. Na pokładzie toczyła się walka. W świetle żywej pochodni Luca poznał Guntera. Jak na złość Tileańczyk odziany był w strój wyjściowy, nie nosił w gości zbroi. Palce Orlandoniego natychmiast sięgnęły po pistolet. Szarża z białą bronią nie miała póki co sensu. Choć sam był zaskoczony, wyglądało na to, że sami też zaskoczyli wrogów. Przewaga da mu czas na wypalenie z broni. Przyklękając, w jednej dłoni ściskał pistolet a w drugiej trzymał już róg z prochem i sakwę z kulami. Czynił to wszystko o wiele sprawniej niż jeszcze trzy tygodnie temu. Dziesiątki walk stoczonych u boku drużyny uczyniły Lucę żołnierzem. Najpierw jeden pistolet, potem drugi.
- Osłaniaj mnie, Iskierko! – krzyknął do Castinyy. – Wal w tych na łodzi! Gildiril, Ulrich, wiecie co robić! - spojrzał posępnie na przyjaciół.
Nie czekając na innych Castinaa dobyła noża w lewą rękę i ujęła sztylet w prawą. Od razu puściła się biegiem, najszybciej jak umiała, w stronę Guntera. Tymi typkami na przystani jeszcze zdążą się zająć, a ich towarzysz potrzebował wsparcia natychmiast. Zwinnie wyminęła dwójkę zajętą ogniem, nie zatrzymała się przy nich nawet na chwilę.
- Trzymaj się, duży! - zawołała wskakując na pokład, by na chwilę odwrócić uwagę typków atakujących Golema.
Tileańczyk kuśtykał już ku łodzi by oddać strzał z jak najmniejszej odległości i jednocześnie przeklinał wciąż obolałą nogę. O ile sztylety Castinyy były ciche jak śmierć, pistolety narobią hałasu. Na to, po części, Luca liczył. Huk wystrzału z pewnością zwabi jakiś patrol straży. W ostatniej chwili przyklęknął, mierząc w płonącego i jego kumpla, który próbował go gasić. Zatrzymał na chwilę oddech, przygotował uszy na huk wystrzału.
PACH!
Echo poniosło huk po porcie. Castinaa lekko drgnęła, jednak nóż już był w powietrzu i zmierzał do jednego ze zbirów. Kobieta nie czekała, tylko od razu skoczyła z obnażonym sztyletem na drugiego. W tej chwili chciała tylko zabić tych dwóch i upewnić się, że jej przyjaciel jest cały i bezpieczny. O Lucę i resztę się nie martwiła. Jej uwagę przykuło skrzypnięcie pokładu za jej plecami, czyżby było więcej przeciwników na łodzi?
Odrobinę za duża dawka pośpiesznie wsypanego prochu, zaowocowała mocnym wystrzałem i bujnym, gęstym dymem. Orlandoni nie miał szans zobaczyć wyniku. Zamierzał zająć się tymi dwoma, którzy zdawali się być łatwym celem i jak najszybciej przyjść z odsieczą Gunterowi. Dymiąca lufa już spoczywała za pasem a dłoń dobywała rękojeści miecza. Luca skoczył w dym, nieco na lewo od przeciwników, aby wyłonić się z chmury nie tam gdzie się spodziewają. Jednocześnie usłyszał plusk wody. Nie widział jednak kto runął z pokładu, któryś ze zbirów czy Gunter.
Teraz, gdy już się ujawnił mógł wspomóc się psychologią. Sam Tileańczyk, szarżujący w modnym kubraku, z kapeluszem z piórami, może nie wyglądał groźnie. Lecz tamci zapewne wiedzą, ile osób liczy drużyna. Nie zaszkodzi ich przekonać, że mają do czynienia z całością.
- Brać któregoś żywcem! – ryknął do niewidocznych kamratów. – Otoczyć ich, odciąć drogę ucieczki!

-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Ulrich de Maar
Ulrich powoli szedł w kierunku łodzi. Informacje od Heironymusa dostarczyły nowego materiału do przemyśleń. Przynajmniej teraz wiedzieli konkretniej z kim mają do czynienia. Słowa „kult gorąco pragnie obalenia Imperium” tłukły się w głowie de Maara. Teraz już nie ma absolutnie żądnych wątpliwości, że trzeba zniszczyć tą organizację. „Trzeba jak najszybciej ruszać do Wittgendorfu.”
Rozszerzył oczy ze zdumienia, gdy zobaczył co się dzieje na łodzi. Zaklął głośno i ruszając w kierunku łodzi, wyszarpnął szpadę. Ładowanie pistoletu w tym momencie nie wchodziło w rachubę.
- Straż, bandyci! – krzyczał. Nie spodziewał się wprawdzie, że akurat będzie w pobliżu jakiś patrol straży, ale może napastnicy przestraszą się ewentualności spotkania z wymiarem sprawiedliwości. Zaraz, trochę za plecami Ulricha rozległ się huk wystrzału słyszalny prawdopodobnie w całej okolicy. I dobrze.
De Maar w biegu władował się na tego, który próbował gasić kompana. Liczył, że przynajmniej obali go na ziemię, a sam zaraz wskoczy na barkę pomóc Castinie i Gunterowi. Olbrzym był otoczony. Przede wszystkim trzeba było zając się tymi dwoma przy Golemie. Castinaa radziła sobie nieźle, ale jeśli sama nie poradzi sobie z tymi dwoma szlachcic jest gotów pójść w sukurs.
- Spokojnie olbrzymie, już jesteśmy! - krzyczał - Zdychać psy!
Ulrich powoli szedł w kierunku łodzi. Informacje od Heironymusa dostarczyły nowego materiału do przemyśleń. Przynajmniej teraz wiedzieli konkretniej z kim mają do czynienia. Słowa „kult gorąco pragnie obalenia Imperium” tłukły się w głowie de Maara. Teraz już nie ma absolutnie żądnych wątpliwości, że trzeba zniszczyć tą organizację. „Trzeba jak najszybciej ruszać do Wittgendorfu.”
Rozszerzył oczy ze zdumienia, gdy zobaczył co się dzieje na łodzi. Zaklął głośno i ruszając w kierunku łodzi, wyszarpnął szpadę. Ładowanie pistoletu w tym momencie nie wchodziło w rachubę.
- Straż, bandyci! – krzyczał. Nie spodziewał się wprawdzie, że akurat będzie w pobliżu jakiś patrol straży, ale może napastnicy przestraszą się ewentualności spotkania z wymiarem sprawiedliwości. Zaraz, trochę za plecami Ulricha rozległ się huk wystrzału słyszalny prawdopodobnie w całej okolicy. I dobrze.
De Maar w biegu władował się na tego, który próbował gasić kompana. Liczył, że przynajmniej obali go na ziemię, a sam zaraz wskoczy na barkę pomóc Castinie i Gunterowi. Olbrzym był otoczony. Przede wszystkim trzeba było zając się tymi dwoma przy Golemie. Castinaa radziła sobie nieźle, ale jeśli sama nie poradzi sobie z tymi dwoma szlachcic jest gotów pójść w sukurs.
- Spokojnie olbrzymie, już jesteśmy! - krzyczał - Zdychać psy!
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"

-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Günter Golem
Golem syknął z wściekłości, kiedy dwa zbiry z wrednymi uśmieszkami zepchnęły go na rufę, ograniczając pole manewru. W dodatku wytrącili mu z ręki ulubioną broń. Ciekawe jednak czy spodziewali się, że jego pięści potrafią być równie mordercze, co ciężka pałka?
Zachwiał się, kiedy plecami oparł się o drewnianą listwę na rufie. Nie oglądał się za siebie, bowiem zdawał sobie sprawę, że za nim rozpościera się już tylko czarna toń rzeki. Przeciwnicy nadal bezlitośnie napierali, zdecydowani najwyraźniej pozbawić olbrzyma życia.
Nagle Golem usłyszał jakieś poruszenie po stronie przystani. Nie, to nie krzyki i przekleństwa palącego się mężczyzny i drugiego, który usiłował mu pomóc. Kątem oka spojrzał w tamtą stronę. To, zdaje się... Tak! Najwyraźniej kompani przybywali Günterowi z pomocą. Zbiry zdały się też to dostrzec, gdyż warknęli coś niezrozumiale i z jeszcze większą zaciętością zaczęli napierać na Golema.
W bezpośrednim starciu mógłby mieć z nimi nie lada kłopot, przypłacając to poważnym uszczerbkiem na zdrowiu, jeśli nie utratą życia. Musiał szybko obmyślić jakiś sposób, by wydostać się z potrzasku. Rozważał skok do wody przez rufę, jednakże było to dość ryzykowne.
Postawił wszystko na jedną kartę. Uchylił się przed bardziej markowanym niż celowo wyprowadzonym cięciem nożem i dał nura do przodu, z zamiarem złapania jednego z przeciwników za nogi. Liczył, że go w ten sposób obali i jednocześnie oddali się poza zasięg broni jego wspólnika. Wiedział, że manewr może się nie powieść, a on wyłoży się jak długi na pokładzie, tudzież otrzyma w międzyczasie kilka cięć. Jednego był jednak pewien - nawet kilka ciosów nie powinno go bardzo poważnie zranić, a w ten sposób może zyskać trochę czasu i przestrzeni. Dla siebie i dla przybywających z odsieczą przyjaciół.
Golem syknął z wściekłości, kiedy dwa zbiry z wrednymi uśmieszkami zepchnęły go na rufę, ograniczając pole manewru. W dodatku wytrącili mu z ręki ulubioną broń. Ciekawe jednak czy spodziewali się, że jego pięści potrafią być równie mordercze, co ciężka pałka?
Zachwiał się, kiedy plecami oparł się o drewnianą listwę na rufie. Nie oglądał się za siebie, bowiem zdawał sobie sprawę, że za nim rozpościera się już tylko czarna toń rzeki. Przeciwnicy nadal bezlitośnie napierali, zdecydowani najwyraźniej pozbawić olbrzyma życia.
Nagle Golem usłyszał jakieś poruszenie po stronie przystani. Nie, to nie krzyki i przekleństwa palącego się mężczyzny i drugiego, który usiłował mu pomóc. Kątem oka spojrzał w tamtą stronę. To, zdaje się... Tak! Najwyraźniej kompani przybywali Günterowi z pomocą. Zbiry zdały się też to dostrzec, gdyż warknęli coś niezrozumiale i z jeszcze większą zaciętością zaczęli napierać na Golema.
W bezpośrednim starciu mógłby mieć z nimi nie lada kłopot, przypłacając to poważnym uszczerbkiem na zdrowiu, jeśli nie utratą życia. Musiał szybko obmyślić jakiś sposób, by wydostać się z potrzasku. Rozważał skok do wody przez rufę, jednakże było to dość ryzykowne.
Postawił wszystko na jedną kartę. Uchylił się przed bardziej markowanym niż celowo wyprowadzonym cięciem nożem i dał nura do przodu, z zamiarem złapania jednego z przeciwników za nogi. Liczył, że go w ten sposób obali i jednocześnie oddali się poza zasięg broni jego wspólnika. Wiedział, że manewr może się nie powieść, a on wyłoży się jak długi na pokładzie, tudzież otrzyma w międzyczasie kilka cięć. Jednego był jednak pewien - nawet kilka ciosów nie powinno go bardzo poważnie zranić, a w ten sposób może zyskać trochę czasu i przestrzeni. Dla siebie i dla przybywających z odsieczą przyjaciół.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek

-
- Marynarz
- Posty: 240
- Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Kraków
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Wszyscy
Odsiecz przyszła w ostatniej chwili.Gunter skoczył do przodu, szybko powalając jednego z napastników. Drugi zamachnął się nożem by zagłębić ostrze w plecach Golema, jednak został trafiony w bark strzałą Gildirila i osunął się na pokład. W tej samej chwili Gunter skończył z powalonym przeciwnikiem wciskając mu oczy głęboko w oczodoły. Ci, co wbiegli na pokład nie zastanawiając się długo próbowali odciąć cumy. Strzały Luci, który powalił płonącego i jego kompana, i jego nawoływania jedynie przyspieszyły ich ruchy. Dwaj skradający się, szybko zmienili swe zdanie, zwłaszcza, gdy jeden z nich padł trafiony sztyletami Castinyy. Drugi był zwinniejszy, uniknął pocisków padając na ziemię, po chwili zaś zginął przebity na wylot przez Ulricha.
Próbujący odciąć cumy padli pod ciosami nacierającego od tyłu Guntera, którego okuta pałka zebrała krwawe żniwo. Na przystani zaległa cisza. Dziwne było, że nie przybyła jeszcze straż, stukot ciężkich buciorów dopiero się zbliżał. Zareagowali za wolno, doświadczenie Gildirila i Castinyy mówiło, że reagują tak, jeśli tak zareagować mają. Kto wie co zrobią widząc trupy walające się po nabrzeżu? Jeden, ten z przeszytym strzałą barkiem wciąż żył i mógł się jeszcze przydać.
Odsiecz przyszła w ostatniej chwili.Gunter skoczył do przodu, szybko powalając jednego z napastników. Drugi zamachnął się nożem by zagłębić ostrze w plecach Golema, jednak został trafiony w bark strzałą Gildirila i osunął się na pokład. W tej samej chwili Gunter skończył z powalonym przeciwnikiem wciskając mu oczy głęboko w oczodoły. Ci, co wbiegli na pokład nie zastanawiając się długo próbowali odciąć cumy. Strzały Luci, który powalił płonącego i jego kompana, i jego nawoływania jedynie przyspieszyły ich ruchy. Dwaj skradający się, szybko zmienili swe zdanie, zwłaszcza, gdy jeden z nich padł trafiony sztyletami Castinyy. Drugi był zwinniejszy, uniknął pocisków padając na ziemię, po chwili zaś zginął przebity na wylot przez Ulricha.
Próbujący odciąć cumy padli pod ciosami nacierającego od tyłu Guntera, którego okuta pałka zebrała krwawe żniwo. Na przystani zaległa cisza. Dziwne było, że nie przybyła jeszcze straż, stukot ciężkich buciorów dopiero się zbliżał. Zareagowali za wolno, doświadczenie Gildirila i Castinyy mówiło, że reagują tak, jeśli tak zareagować mają. Kto wie co zrobią widząc trupy walające się po nabrzeżu? Jeden, ten z przeszytym strzałą barkiem wciąż żył i mógł się jeszcze przydać.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Luca Orlandoni
Walka po chwili została zakończona. Luca dyszał chowając za pas dymiące wciąż pistolety. „Jestem coraz lepszy”, pomyślał patrząc na efekty swojej 'pracy'. Z dala dobiegał tupot buciorów, Castinaa już zbierała swoje sztylety. Tileańczyk rozejrzał się po pokładzie wypatrując Golema.
- Gunter! – zawołał Luca. – Żyjesz?
Kompan pojawił się po chwili przy burcie i dał znać gestem że jest cały. Straż się zbliżała, a należało wymyślić jakąś dobrą bajeczkę. Przez chwilę Orlandoniemu przemknęło przez myśl, że teraz z Castinąą wyglądali tak jak powinni, jak napadnięta szlachcianka i kupiec wraz ze swoją świtą. Tileańczyk spojrzał w stronę rzeki. Należało ukryć jeńca, straż mogła go chcieć zawłaszczyć. Tupot butów się zbliżał. Ukrycie go na barce zajmie za dużo czasu. Luca dostrzegł obok nakrytą derką łódkę. Chwycił rannego (który robiąc sporo hałasu zebrał po gębie od Guntera i stracił przytomność) i nieprzytomnego wciągnął go na łódź i nakrył derką śmierdzącą śledziami. Wskoczył z powrotem na przystań i pobiegł do barki. Słysząc kroki tuż za rogiem wziął rozbieg i skoczył na pokład.
- W razie czego gadkę zostawcie mnie. – rzucił do towarzyszy i z ponurą miną spoglądał w stronę skąd nadbiegali goście.
Walka po chwili została zakończona. Luca dyszał chowając za pas dymiące wciąż pistolety. „Jestem coraz lepszy”, pomyślał patrząc na efekty swojej 'pracy'. Z dala dobiegał tupot buciorów, Castinaa już zbierała swoje sztylety. Tileańczyk rozejrzał się po pokładzie wypatrując Golema.
- Gunter! – zawołał Luca. – Żyjesz?
Kompan pojawił się po chwili przy burcie i dał znać gestem że jest cały. Straż się zbliżała, a należało wymyślić jakąś dobrą bajeczkę. Przez chwilę Orlandoniemu przemknęło przez myśl, że teraz z Castinąą wyglądali tak jak powinni, jak napadnięta szlachcianka i kupiec wraz ze swoją świtą. Tileańczyk spojrzał w stronę rzeki. Należało ukryć jeńca, straż mogła go chcieć zawłaszczyć. Tupot butów się zbliżał. Ukrycie go na barce zajmie za dużo czasu. Luca dostrzegł obok nakrytą derką łódkę. Chwycił rannego (który robiąc sporo hałasu zebrał po gębie od Guntera i stracił przytomność) i nieprzytomnego wciągnął go na łódź i nakrył derką śmierdzącą śledziami. Wskoczył z powrotem na przystań i pobiegł do barki. Słysząc kroki tuż za rogiem wziął rozbieg i skoczył na pokład.
- W razie czego gadkę zostawcie mnie. – rzucił do towarzyszy i z ponurą miną spoglądał w stronę skąd nadbiegali goście.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Gildiril
Na świecie było mnóstwo rzeczy zawodnych. Jedne były zawodne mniej, inne bardziej. Ale do żadnej z tych grup nie należał łuk Gildirila. Elf z satysfakcją odnotował, że wypuszczona przez niego strzała wbiła się w bark jednego z napastników, a ten następnie osunął się na pokład i zastygł w bezruchu. "Jeden-zero" pomyślał Gil. To jednak nie był koniec walki, bo jego towarzysze także dali się we znaki napastnikom, prawdopodobnie poważnie naruszając ciągłość ich tkanek. Czyli nie było źle. Ale źle mogło być zaraz potem. Zbliżała się straż, a na domiar złego robiła to bardzo wolno... Najbardziej prawdopodobny scenariusz zakładał, że teraz to oni staną się kozłami ofiarnymi. Opowieść o samoobronie w kontekście kilku mocno poobijanych ofiar wydawała się mało przekonująca.
-Jasne- powiedział elf, gdy Orlandoni wziął na siebie rozmowę ze strażą. Jak go znał, to da radę jeszcze tym strażnikom coś sprzedać, i to z pokaźnym zyskiem...
Na świecie było mnóstwo rzeczy zawodnych. Jedne były zawodne mniej, inne bardziej. Ale do żadnej z tych grup nie należał łuk Gildirila. Elf z satysfakcją odnotował, że wypuszczona przez niego strzała wbiła się w bark jednego z napastników, a ten następnie osunął się na pokład i zastygł w bezruchu. "Jeden-zero" pomyślał Gil. To jednak nie był koniec walki, bo jego towarzysze także dali się we znaki napastnikom, prawdopodobnie poważnie naruszając ciągłość ich tkanek. Czyli nie było źle. Ale źle mogło być zaraz potem. Zbliżała się straż, a na domiar złego robiła to bardzo wolno... Najbardziej prawdopodobny scenariusz zakładał, że teraz to oni staną się kozłami ofiarnymi. Opowieść o samoobronie w kontekście kilku mocno poobijanych ofiar wydawała się mało przekonująca.
-Jasne- powiedział elf, gdy Orlandoni wziął na siebie rozmowę ze strażą. Jak go znał, to da radę jeszcze tym strażnikom coś sprzedać, i to z pokaźnym zyskiem...

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Castinaa "Arienati" Bassadocci & Luca Orlandoni
Upewniwszy się, że Gunter jest cały i zdrowy, odetchnęła z ulgą. Rzuciła się olbrzymowi na szyję, wyściskała i ucałowała w policzek, cholernie się martwiła o życie przyjaciela. Nie było jednak czasu, by się radować i rozwlekać, szybko zebrała swoje ostrza, zwinnie przeskoczyła przez burtę i zeskoczyła na pomost. W kilku krokach znalazła się koło Luci, jeden rzut oka na mężczyznę i już wiedziała, że nic mu nie jest. Na szczęście wyszedł z tej potyczki bez zadrapania.
- Uff, a już się bałam, że jeden z tych pistoletów wybuchł, tak jak naszemu rajtarowi - mruknęła cicho sama do siebie, gdy Tileańczyk chował mężczyznę w łódce.
- W razie czego gadkę zostawcie mnie – Orlandoni zwrócił się do towarzyszy.
Kobieta cicho westchnęła i podeszła do niego. Ostrza szybko otarła z krwi wycierając je o udo, spodnie miała czarne, więc nie będzie widać.
- Kochanie, ze strażą to lepiej uważaj, coś za długo ich nie było, a i teraz się nie śpieszą. Pewnie zostali przekupieni - ostrzegła go informując o swych obawach. - A tamtego to mogę sama przesłuchać - dodała uśmiechając się niewinnie.
- Domyślam się, skarbie – rzucił do Castinyy obejmując ją w pasie. - Trzeba gadać z nimi z wyczuciem, jeśli ktoś ich kupił, będą chcieć zwalić całą winę na nas. A tego gnojka przesłuchasz jak tylko wyjaśnimy sprawę ze strażą. Przesłuchasz oczywiście na swój sposób – Luca uśmiechnął się ponuro. Wiedziała dobrze o jakie przesłuchanie mu chodziło.
- Przesłucham go mam nadzieję skutecznie - odpowiedziała zadowolona i ucałowała mężczyznę w policzek.
Sama nie była pewna, czemu tak bardzo chce pomęczyć tego człowieka, wszak mogli to zostawić Gunterowi. Pochowała ostrza tak, by ich nie było widać.
- A tak swoją drogą... wydajesz się być sporo młodszy - zauważyła uśmiechając się szeroko i z błyskiem złośliwości w oku.
- Z której strony? – Luca pomachał głową uśmiechając się przy tym szeroko. - Chyba coś mało spałaś i zaczynasz bredzić, Cas. Wyglądam na swoje 29 lat, a ja już wcześniej miałem ci powiedzieć, że ty jakoś staro wyglądasz jak na swoje lata. - obdarował ją rozbrajającym uśmiechem. - Tylko nie bierz tego do siebie kochanie, każdy się kiedyś zestarzeje...
Po przystani poniósł się śmiech Tileańczyka, gdy zwinnie unikał wymierzonych w jego durny łeb ciosów. Doskonale wiedział, że jego kobieta się nie gniewa, widział to rozbawienie w jej oczach i lekki uśmieszek chowający się gdzieś w kącikach ust Castinyy. Przy jednym ciosie potknęła się o jakąś linę, co na przystani nie było takie trudne, a Luca szybko to wykorzystał. Doskoczył do niej, porwał w ramiona i ucałował w policzek.
- I tak ci tego nie daruję! - stwierdziła zanosząc się śmiechem.
- Brrr... ależ się boję – Tileańczyk teatralnie wzruszył ramionami, a zawadiacki uśmiech nie znikał z jego twarzy. Patrzył w jej oczy tak przenikliwie, że Castinaa aż dostała gęsiej skórki. - Dzisiaj w nocy pierwsza runda, dobrze? - puścił jej oczko.
Teraz to kobiecie zrobiło się aż miękko i ciepło, przeszedł ją przyjemny dreszcz od karku aż po pośladki i zupełnie zapomniała, że zbliża się straż. W okolicy stało tyle kuszących beczek, westchnęła. Luca złowił jej spojrzenie i widząc przedmiot jej zbereźnych myśli tylko uśmiechnął się szerzej.
- W nocy - poruszył bezgłośnie ustami i posłał jej całusa.
Upewniwszy się, że Gunter jest cały i zdrowy, odetchnęła z ulgą. Rzuciła się olbrzymowi na szyję, wyściskała i ucałowała w policzek, cholernie się martwiła o życie przyjaciela. Nie było jednak czasu, by się radować i rozwlekać, szybko zebrała swoje ostrza, zwinnie przeskoczyła przez burtę i zeskoczyła na pomost. W kilku krokach znalazła się koło Luci, jeden rzut oka na mężczyznę i już wiedziała, że nic mu nie jest. Na szczęście wyszedł z tej potyczki bez zadrapania.
- Uff, a już się bałam, że jeden z tych pistoletów wybuchł, tak jak naszemu rajtarowi - mruknęła cicho sama do siebie, gdy Tileańczyk chował mężczyznę w łódce.
- W razie czego gadkę zostawcie mnie – Orlandoni zwrócił się do towarzyszy.
Kobieta cicho westchnęła i podeszła do niego. Ostrza szybko otarła z krwi wycierając je o udo, spodnie miała czarne, więc nie będzie widać.
- Kochanie, ze strażą to lepiej uważaj, coś za długo ich nie było, a i teraz się nie śpieszą. Pewnie zostali przekupieni - ostrzegła go informując o swych obawach. - A tamtego to mogę sama przesłuchać - dodała uśmiechając się niewinnie.
- Domyślam się, skarbie – rzucił do Castinyy obejmując ją w pasie. - Trzeba gadać z nimi z wyczuciem, jeśli ktoś ich kupił, będą chcieć zwalić całą winę na nas. A tego gnojka przesłuchasz jak tylko wyjaśnimy sprawę ze strażą. Przesłuchasz oczywiście na swój sposób – Luca uśmiechnął się ponuro. Wiedziała dobrze o jakie przesłuchanie mu chodziło.
- Przesłucham go mam nadzieję skutecznie - odpowiedziała zadowolona i ucałowała mężczyznę w policzek.
Sama nie była pewna, czemu tak bardzo chce pomęczyć tego człowieka, wszak mogli to zostawić Gunterowi. Pochowała ostrza tak, by ich nie było widać.
- A tak swoją drogą... wydajesz się być sporo młodszy - zauważyła uśmiechając się szeroko i z błyskiem złośliwości w oku.
- Z której strony? – Luca pomachał głową uśmiechając się przy tym szeroko. - Chyba coś mało spałaś i zaczynasz bredzić, Cas. Wyglądam na swoje 29 lat, a ja już wcześniej miałem ci powiedzieć, że ty jakoś staro wyglądasz jak na swoje lata. - obdarował ją rozbrajającym uśmiechem. - Tylko nie bierz tego do siebie kochanie, każdy się kiedyś zestarzeje...
Po przystani poniósł się śmiech Tileańczyka, gdy zwinnie unikał wymierzonych w jego durny łeb ciosów. Doskonale wiedział, że jego kobieta się nie gniewa, widział to rozbawienie w jej oczach i lekki uśmieszek chowający się gdzieś w kącikach ust Castinyy. Przy jednym ciosie potknęła się o jakąś linę, co na przystani nie było takie trudne, a Luca szybko to wykorzystał. Doskoczył do niej, porwał w ramiona i ucałował w policzek.
- I tak ci tego nie daruję! - stwierdziła zanosząc się śmiechem.
- Brrr... ależ się boję – Tileańczyk teatralnie wzruszył ramionami, a zawadiacki uśmiech nie znikał z jego twarzy. Patrzył w jej oczy tak przenikliwie, że Castinaa aż dostała gęsiej skórki. - Dzisiaj w nocy pierwsza runda, dobrze? - puścił jej oczko.
Teraz to kobiecie zrobiło się aż miękko i ciepło, przeszedł ją przyjemny dreszcz od karku aż po pośladki i zupełnie zapomniała, że zbliża się straż. W okolicy stało tyle kuszących beczek, westchnęła. Luca złowił jej spojrzenie i widząc przedmiot jej zbereźnych myśli tylko uśmiechnął się szerzej.
- W nocy - poruszył bezgłośnie ustami i posłał jej całusa.

-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Günter Golem
- W samą porę - olbrzym zaśmiał się nerwowo, otrzepując ubranie. Starał się nie dać po sobie tego poznać, jednakże był bardzo przejęty całym zajściem. Kto wie, co by się teraz działo, gdyby towarzysze nie przybyli na czas?
Kończył właśnie uciszać jednego ze zbirów, kiedy w oddali zadudniły ciężkie kroki strażników. Spojrzał pytająco na Lucę. Orlandoni skinął porozumiewawczo głową:
- W razie czego gadkę zostawcie mnie.
Golem przytaknął. Pomijając fakt, że nie prezentował się przekonująco z natury swej urody, był zbyt przejęty, by komukolwiek coś wyjaśniać. Tym bardziej strażnikom, których w tajemniczy sposób zabrakło w bodaj najniebezpieczniejszej dzielnicy miasta.
- Nie wiem tylko, czy warto ściemniać. Na pewno znajdą się jacyś świadkowie, gotowi zeznawać na naszą niekorzyść - zasępił się olbrzym. - Prościej będzie zeznać prawdę. Że zostałem napadnięty, a wy przybyliście w samą porę na pomoc.
- Zresztą, zapewne sam wiesz co powiedzieć - skwitował z uśmiechem.
- W samą porę - olbrzym zaśmiał się nerwowo, otrzepując ubranie. Starał się nie dać po sobie tego poznać, jednakże był bardzo przejęty całym zajściem. Kto wie, co by się teraz działo, gdyby towarzysze nie przybyli na czas?
Kończył właśnie uciszać jednego ze zbirów, kiedy w oddali zadudniły ciężkie kroki strażników. Spojrzał pytająco na Lucę. Orlandoni skinął porozumiewawczo głową:
- W razie czego gadkę zostawcie mnie.
Golem przytaknął. Pomijając fakt, że nie prezentował się przekonująco z natury swej urody, był zbyt przejęty, by komukolwiek coś wyjaśniać. Tym bardziej strażnikom, których w tajemniczy sposób zabrakło w bodaj najniebezpieczniejszej dzielnicy miasta.
- Nie wiem tylko, czy warto ściemniać. Na pewno znajdą się jacyś świadkowie, gotowi zeznawać na naszą niekorzyść - zasępił się olbrzym. - Prościej będzie zeznać prawdę. Że zostałem napadnięty, a wy przybyliście w samą porę na pomoc.
- Zresztą, zapewne sam wiesz co powiedzieć - skwitował z uśmiechem.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek

-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Ulrich de Maar
Tym razem poszło szybko. Zdecydowanie szybciej niż spodziewał się Ulrich. „Już z nikim nie można powalczyć na serio…” przeszło mu przez myśl, ale zaraz wyrzucił te głupie słowa z głowy. Zbliżała się straż. I całe szczęście, bo trzeba wyjaśnić co tu się stało. Jakby co, mieli przecież „naocznego świadka.” Co prawda ze strzałą wbitą w plecy, ale zawsze.
Orlandoni wziął na siebie sprawę wyjaśnienia całego zajścia. Ulrich miał nadzieję, że w momencie, gdy Tileańczyk to mówił, nie było za bardzo widać chwilowej konsternacji na twarzy szlachcica. Prawda, odpowiednim kłamstwem można dużo zdziałać – Ulrich zdążył się o tym przekonać w trakcie podróży w tej kompanii – ale w tej sytuacji wszystko przemawiało na korzyść prawdy. Ulrich jakoś nie brał już pod uwagę możliwości posądzenia ich o coś złego. Najwyżej jedynie o to, że uśmiercili sprawców, miast przekazać ich władzom.
- Gunter ma słuszność – mówił, oczyszczając szpadę z krwi i chowając oręż – W takiej sytuacji tylko ślepiec mógłby się pomylić – nie skomentował nijak słów na temat ewentualnego przekupienia strażników. W tym momencie coś sobie uświadomił:
- Walka to walka – rozumiem, że to dobra rozrywka, ale… kim w ogóle byli ci ludzie? – zapytał. Ojciec byłby dumny z Ulricha. Skłonność do bezmyślnego pakowania się w walkę, to jest to co miał każdy de Maar. No, ale tu chodziło o zdrowie i życie towarzysza!
- Gunterze? Zdradzisz nam to, prawda? – spojrzał w kierunku nadchodzących strażników – Niekoniecznie w tej chwili, jeśli taka twoja wola.
Tym razem poszło szybko. Zdecydowanie szybciej niż spodziewał się Ulrich. „Już z nikim nie można powalczyć na serio…” przeszło mu przez myśl, ale zaraz wyrzucił te głupie słowa z głowy. Zbliżała się straż. I całe szczęście, bo trzeba wyjaśnić co tu się stało. Jakby co, mieli przecież „naocznego świadka.” Co prawda ze strzałą wbitą w plecy, ale zawsze.
Orlandoni wziął na siebie sprawę wyjaśnienia całego zajścia. Ulrich miał nadzieję, że w momencie, gdy Tileańczyk to mówił, nie było za bardzo widać chwilowej konsternacji na twarzy szlachcica. Prawda, odpowiednim kłamstwem można dużo zdziałać – Ulrich zdążył się o tym przekonać w trakcie podróży w tej kompanii – ale w tej sytuacji wszystko przemawiało na korzyść prawdy. Ulrich jakoś nie brał już pod uwagę możliwości posądzenia ich o coś złego. Najwyżej jedynie o to, że uśmiercili sprawców, miast przekazać ich władzom.
- Gunter ma słuszność – mówił, oczyszczając szpadę z krwi i chowając oręż – W takiej sytuacji tylko ślepiec mógłby się pomylić – nie skomentował nijak słów na temat ewentualnego przekupienia strażników. W tym momencie coś sobie uświadomił:
- Walka to walka – rozumiem, że to dobra rozrywka, ale… kim w ogóle byli ci ludzie? – zapytał. Ojciec byłby dumny z Ulricha. Skłonność do bezmyślnego pakowania się w walkę, to jest to co miał każdy de Maar. No, ale tu chodziło o zdrowie i życie towarzysza!
- Gunterze? Zdradzisz nam to, prawda? – spojrzał w kierunku nadchodzących strażników – Niekoniecznie w tej chwili, jeśli taka twoja wola.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"

-
- Marynarz
- Posty: 240
- Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Kraków
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Straż zadowolona nie była. A zaskoczenie szybko zamaskowali. Byli za to dociekliwi, sprawdzając łódź, słuchając waszych wyjaśnień, zbierając ciała. Lucę i Castinęę, jako „szlachciankę i kupca” zabrali na przesłuchanie, zadając masę podobnych pytań niemal przez resztę nocy. Jakiś nadgorliwy urzędnik najwyraźniej uparł się, że "złapani" w końcu dla świętego spokoju przyznają się do czynów, których nie popełnili, a jeśli nawet to z innym zamiarem. Gdy wreszcie wypuszczono przesłuchiwanych, niemal świtało.
Gunter, Gildiril i Ulrich zdążyli już posprzątać wszystko co było nazbyt widoczne i odnaleźć nieprzytomnego bandytę. Na jego przesłuchanie trójka jednak zgodnie czekała na powrót reszty. W końcu też się doczekali, Luca i Castinaa wrócili w niezbyt dobrych nastrojach po nieprzespanej nocy. Jeniec w końcu oprzytomniał i miotał się niczym piskorz związany na środku pokładu...
Gunter, Gildiril i Ulrich zdążyli już posprzątać wszystko co było nazbyt widoczne i odnaleźć nieprzytomnego bandytę. Na jego przesłuchanie trójka jednak zgodnie czekała na powrót reszty. W końcu też się doczekali, Luca i Castinaa wrócili w niezbyt dobrych nastrojach po nieprzespanej nocy. Jeniec w końcu oprzytomniał i miotał się niczym piskorz związany na środku pokładu...
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Gildiril
Elf "ochoczo" wziął się za sprzątanie pobojowiska, nie przejmując się wcale zatrzymaniem Luci i Castiny na przesłuchanie. Wywiną się, choćby ci strażnicy chcieli ich teraz wytargać siłą na szubienicę. Gildiril więc, nucąc pod nosem jakąś prostą melodię starał się ogarnąć cały ten syf. Na szczęście poszło im w miarę szybko. Nawet znaleźli tego nieprzytomnego bandytę. Oj, nawet trochę mu współczuł... Tak "kreatywna" drużyna na pewno sprawi, że chętnie się będzie zwierzał ze wszystkich sekretów. I będzie żałował, że od razu nie dali mu w łeb. Ale to się zobaczy.
W końcu para Tileańczyków wróciła z przesłuchania, a Gildiril żałował, że nie mógł zobaczyć miny strażników. Na pewno byli bardzo niewyraźni... Nawet jeniec się obudził i zaczął się wiercić. Oj, to będzie dłuuugi wieczór. Jednak na dobry początek Gildiril dał mu zachęcający cios w twarz, żeby się trochę uspokoił -Siedź spokojnie, bo inaczej będziemy inaczej się bawić... Radzę ci współpracować- Elf uśmiechnął złowieszczo pod nosem i ustąpił miejsca Luce. Jak go znał, to bandyta wyśpiewa mu wszystko... A jak nie jemu, to komukolwiek innemu. W końcu każdy miał swoje metody "przekonywania", prawda?
Elf "ochoczo" wziął się za sprzątanie pobojowiska, nie przejmując się wcale zatrzymaniem Luci i Castiny na przesłuchanie. Wywiną się, choćby ci strażnicy chcieli ich teraz wytargać siłą na szubienicę. Gildiril więc, nucąc pod nosem jakąś prostą melodię starał się ogarnąć cały ten syf. Na szczęście poszło im w miarę szybko. Nawet znaleźli tego nieprzytomnego bandytę. Oj, nawet trochę mu współczuł... Tak "kreatywna" drużyna na pewno sprawi, że chętnie się będzie zwierzał ze wszystkich sekretów. I będzie żałował, że od razu nie dali mu w łeb. Ale to się zobaczy.
W końcu para Tileańczyków wróciła z przesłuchania, a Gildiril żałował, że nie mógł zobaczyć miny strażników. Na pewno byli bardzo niewyraźni... Nawet jeniec się obudził i zaczął się wiercić. Oj, to będzie dłuuugi wieczór. Jednak na dobry początek Gildiril dał mu zachęcający cios w twarz, żeby się trochę uspokoił -Siedź spokojnie, bo inaczej będziemy inaczej się bawić... Radzę ci współpracować- Elf uśmiechnął złowieszczo pod nosem i ustąpił miejsca Luce. Jak go znał, to bandyta wyśpiewa mu wszystko... A jak nie jemu, to komukolwiek innemu. W końcu każdy miał swoje metody "przekonywania", prawda?

Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Castinaa "Arienati" Bassadocci
Mina kobiety mówiła sama za siebie, Castinaa była więcej niż wściekła. Najpierw ta Lizzie, potem walka, a na końcu nieprzespana noc i to spędzona nie w taki sposób, na jaki miała ochotę. Nie mówiąc już o tym, że nadal nic nie zjadła, a była głodna już u tego czarodzieja. Humor pod zdechłym kotem objawiał się tym, że całą drogę klęła w znanych jej językach i nie wdawała się w rozmowę z Lucą. Idąc w kierunku łodzi marzyła tylko o tym, żeby w końcu odpocząć, zjeść i pójść spać. Jednak widok tego śmiecia, który ich zaatakował, pobudził w niej chęć na przesłuchanie.
Wzięła jakąś szmatę, wyjęła sztylet zabrany kultyście. Wykorzystując chwilę zamroczenia po uderzeniu elfa, doskoczyła do mężczyzny, usiadła na nim, wepchnęła mu kawałek materiału w usta i mocno przycisnęła go całego do desek pokładu. Szybko chwyciła jego rękę i bez zbędnych ceregieli przyłożyła ostrze do małego palca lewej ręki, tuż za pierwszą kostką, idealnie w stawie. Uśmiechnęła się złowieszczo do szumowiny i nacisnęła.
Ostrze, pomimo chwilowego oporu, zaraz wydało ciche, głuche stuknięcie o drewniane deski pokładu, mężczyzna targnął się w bólu, gdy kawałek palca odtoczył się od jego dłoni na bok. Arienati naparła na niego, zaraz ktoś pomógł jej go utrzymać, ale nie patrzyła czyje to ręce przytrzymują drania.
- Nie będę cię straszyć, że coś ci zrobię, jeśli nam się zaraz nie wyspowiadasz ze wszystkiego - syknęła. - Ja po prostu to zrobię, a ty mów co wiesz, to może nie będziesz już więcej cierpiał. Dotarło?!
Złapała go i po chwili szamotaniny kolejny kawałek palca, kolejna kostka potoczyła się po pokładzie. Kałuża krwi powiększała się coraz bardziej, ale Ari się tym nie przejmowała. Facet i tak zginie i tak. Teraz postanowiła dać mu chwilę odpocząć, by po wyjęciu knebla nie wrzeszczał od razu.
"Negocjatorem to ja chyba nie będę" - pomyślała uśmiechając się krzywo.
Mina kobiety mówiła sama za siebie, Castinaa była więcej niż wściekła. Najpierw ta Lizzie, potem walka, a na końcu nieprzespana noc i to spędzona nie w taki sposób, na jaki miała ochotę. Nie mówiąc już o tym, że nadal nic nie zjadła, a była głodna już u tego czarodzieja. Humor pod zdechłym kotem objawiał się tym, że całą drogę klęła w znanych jej językach i nie wdawała się w rozmowę z Lucą. Idąc w kierunku łodzi marzyła tylko o tym, żeby w końcu odpocząć, zjeść i pójść spać. Jednak widok tego śmiecia, który ich zaatakował, pobudził w niej chęć na przesłuchanie.
Wzięła jakąś szmatę, wyjęła sztylet zabrany kultyście. Wykorzystując chwilę zamroczenia po uderzeniu elfa, doskoczyła do mężczyzny, usiadła na nim, wepchnęła mu kawałek materiału w usta i mocno przycisnęła go całego do desek pokładu. Szybko chwyciła jego rękę i bez zbędnych ceregieli przyłożyła ostrze do małego palca lewej ręki, tuż za pierwszą kostką, idealnie w stawie. Uśmiechnęła się złowieszczo do szumowiny i nacisnęła.
Ostrze, pomimo chwilowego oporu, zaraz wydało ciche, głuche stuknięcie o drewniane deski pokładu, mężczyzna targnął się w bólu, gdy kawałek palca odtoczył się od jego dłoni na bok. Arienati naparła na niego, zaraz ktoś pomógł jej go utrzymać, ale nie patrzyła czyje to ręce przytrzymują drania.
- Nie będę cię straszyć, że coś ci zrobię, jeśli nam się zaraz nie wyspowiadasz ze wszystkiego - syknęła. - Ja po prostu to zrobię, a ty mów co wiesz, to może nie będziesz już więcej cierpiał. Dotarło?!
Złapała go i po chwili szamotaniny kolejny kawałek palca, kolejna kostka potoczyła się po pokładzie. Kałuża krwi powiększała się coraz bardziej, ale Ari się tym nie przejmowała. Facet i tak zginie i tak. Teraz postanowiła dać mu chwilę odpocząć, by po wyjęciu knebla nie wrzeszczał od razu.
"Negocjatorem to ja chyba nie będę" - pomyślała uśmiechając się krzywo.

-
- Mat
- Posty: 416
- Rejestracja: czwartek, 13 lipca 2006, 13:03
- Numer GG: 818926
- Lokalizacja: Katowice
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Ulrich de Maar
W końcu się doczekali na powrót Tileańczyków. Wprawdzie straż w ogóle nie powinna była ich zabierać ze sobą – w końcu nie byli winni temu całemu zamieszaniu. Ulrich doprowadzając pokład do jako takiego porządku głowił się nad powodem dla którego ich przesłuchiwano… „Przecież sprawa jest jasna!” Najwidoczniej tylko dla de Maara.
Wpatrywał się uporczywie w ich jeńca, po czym spojrzał po towarzyszach. Otworzył usta, żeby powiedzieć coś jak „No to może nam teraz powiesz coś ty za jeden,” gdy Castinaa zrobiła to co zrobiła.
- Chwila! – krzyknął. Nie spodziewał się po niej czegoś takiego. Chociaż chyba mówiła kim była w przeszłości… Trzeba go ukarać, ale przecież od tego jest prawo! - Chyba „wypada” najpierw zadać jakiekolwiek pytania, prawda? Ja też nie pałam miłością do tego śmiecia, ale to już jakiś… ech… No dobra, ważne że teraz chyba będzie mówić…- spojrzał na więźnia. Jeńca wojennego powinno się traktować odpowiednio. Tu była wątpliwość, bo nie wiadomo czy ten człowiek to jeszcze zwykły bandyta (czyli ma pewne - niewielkie - prawa) czy tylko nic nieznaczący, żałosny kultysta. Ulrich zastanawiał się czy to jeden z ich „znajomych” z Weissbrucku. „Może wiedzielibyśmy, gdyby zdążył coś powiedzieć?!” Ale jeśli tak, to Castinaa postąpiła jak najbardziej słusznie.
- Niech przynajmniej zdąży coś powiedzieć, dobrze? – powiedział już spokojniej po czym uśmiechnął się krzywo patrząc na kałużę krwi – A dopiero co tutaj sprzątaliśmy …
Podszedł do leżącego więźnia. Wyciągnął krótsze ostrze i czekał teraz aż ten człowiek się uspokoi.
- Teraz chcemy się dowiedzieć kim jesteś i czego od nas chciałeś ty i twoi kumple. I nie krzycz. – powiedział zimno, po czym wyjął knebel. Czubek ostrza jego miecza znajdował się teraz przy gardle jeńca. Na wszelki wypadek.
W końcu się doczekali na powrót Tileańczyków. Wprawdzie straż w ogóle nie powinna była ich zabierać ze sobą – w końcu nie byli winni temu całemu zamieszaniu. Ulrich doprowadzając pokład do jako takiego porządku głowił się nad powodem dla którego ich przesłuchiwano… „Przecież sprawa jest jasna!” Najwidoczniej tylko dla de Maara.
Wpatrywał się uporczywie w ich jeńca, po czym spojrzał po towarzyszach. Otworzył usta, żeby powiedzieć coś jak „No to może nam teraz powiesz coś ty za jeden,” gdy Castinaa zrobiła to co zrobiła.
- Chwila! – krzyknął. Nie spodziewał się po niej czegoś takiego. Chociaż chyba mówiła kim była w przeszłości… Trzeba go ukarać, ale przecież od tego jest prawo! - Chyba „wypada” najpierw zadać jakiekolwiek pytania, prawda? Ja też nie pałam miłością do tego śmiecia, ale to już jakiś… ech… No dobra, ważne że teraz chyba będzie mówić…- spojrzał na więźnia. Jeńca wojennego powinno się traktować odpowiednio. Tu była wątpliwość, bo nie wiadomo czy ten człowiek to jeszcze zwykły bandyta (czyli ma pewne - niewielkie - prawa) czy tylko nic nieznaczący, żałosny kultysta. Ulrich zastanawiał się czy to jeden z ich „znajomych” z Weissbrucku. „Może wiedzielibyśmy, gdyby zdążył coś powiedzieć?!” Ale jeśli tak, to Castinaa postąpiła jak najbardziej słusznie.
- Niech przynajmniej zdąży coś powiedzieć, dobrze? – powiedział już spokojniej po czym uśmiechnął się krzywo patrząc na kałużę krwi – A dopiero co tutaj sprzątaliśmy …
Podszedł do leżącego więźnia. Wyciągnął krótsze ostrze i czekał teraz aż ten człowiek się uspokoi.
- Teraz chcemy się dowiedzieć kim jesteś i czego od nas chciałeś ty i twoi kumple. I nie krzycz. – powiedział zimno, po czym wyjął knebel. Czubek ostrza jego miecza znajdował się teraz przy gardle jeńca. Na wszelki wypadek.
Co jest gorsze? Niewiedza, czy obojętnośc?
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"
Nie wiem... nie obchodzi mnie to.
"Najchętniej zaraz oddałbym się diabłu gdybym, do krocset, sam diabłem nie był!"

-
- Marynarz
- Posty: 240
- Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Kraków
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Widząc sztylet człowiek zbladł, zaczynając się powoli trząść. Nie wyglądał na twardziela, raczej na zwykłego opryszka, który z przewagą mniejszą niż trzy do jednego to nie atakuje. Tak zresztą było rzeczywiście. Gdy Castinaa rozpoczęła przesłuchanie w swoim stylu, mężczyzna zaczął szybko, żałośnie, jąkając się co chwile.
- Ja.. ja nic nie wiem! Wynajął mnie jakiś człowiek, mieliśmy dorwać jednego lub chociaż sprawdzić łódź! Ni...nic nie wiem! - czując jak ostrze zagłębia się w kolejny palec pisnął żałośnie, gadając jeszcze szybciej - Tamten powiedział, że może się uda was wywabić, że nie będzie problemu! Nazywał się Mahr... a może Marg... Aaaaa!! - Castinaa szarpnęła odcinając kolejny palec. - Mahr! NA PEWNO Mahr! Wysoki człowiek, z wąsem, brązowe włosy, ze trzydzieści lat! Ale nic więcej o nim nie wiem! Płacił gotowizną, przybył do miasta niedawno. Dokładnie opisał ciebie - wskazał brodą na Golema. - ale nie podał żadnych imion! Ja tylko chciałem zarobić! Mieliśmy przeszukać łódź i cię złapać, widzieliśmy, że nie poszedłeś z resztą! Nic więcej nie wiem! Naprawdę!
Gdy Castinaa chciała kontynuować tamten popłakał się, a brzydki zapach, jaki wypełnił powietrze sugerował również co innego. On chyba naprawdę nic więcej nie wiedział. Albo był genialnym aktorem. Delberz jednak stało się niezbyt przyjacielskim miastem, a wy chyba się domyślaliście skąd przybył tu ów Mahr. W końcu śledzono was od samego Altdorfu.
- Ja.. ja nic nie wiem! Wynajął mnie jakiś człowiek, mieliśmy dorwać jednego lub chociaż sprawdzić łódź! Ni...nic nie wiem! - czując jak ostrze zagłębia się w kolejny palec pisnął żałośnie, gadając jeszcze szybciej - Tamten powiedział, że może się uda was wywabić, że nie będzie problemu! Nazywał się Mahr... a może Marg... Aaaaa!! - Castinaa szarpnęła odcinając kolejny palec. - Mahr! NA PEWNO Mahr! Wysoki człowiek, z wąsem, brązowe włosy, ze trzydzieści lat! Ale nic więcej o nim nie wiem! Płacił gotowizną, przybył do miasta niedawno. Dokładnie opisał ciebie - wskazał brodą na Golema. - ale nie podał żadnych imion! Ja tylko chciałem zarobić! Mieliśmy przeszukać łódź i cię złapać, widzieliśmy, że nie poszedłeś z resztą! Nic więcej nie wiem! Naprawdę!
Gdy Castinaa chciała kontynuować tamten popłakał się, a brzydki zapach, jaki wypełnił powietrze sugerował również co innego. On chyba naprawdę nic więcej nie wiedział. Albo był genialnym aktorem. Delberz jednak stało się niezbyt przyjacielskim miastem, a wy chyba się domyślaliście skąd przybył tu ów Mahr. W końcu śledzono was od samego Altdorfu.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Luca Orlandoni
Z pewnym zainteresowaniem przyglądał się działaniom Castinyy z jeńcem, na koniec jedynie uśmiechnął się do niej, niegłośno rzekł coś do niej w rodzimym języku, wychodząc na pokład i opierając stopę na burcie barki, wpatrywał się gdzieś w dal.
- Idę spieniężyć ładunek. – oznajmił drużynie. – i przeprowadzić małe śledztwo. Pilnujcie barki i trzymajcie się razem. Wrócę niedługo... A ty kochanie odpoczywaj. - pocałował namiętnie Castinęę i zszedł na ląd.
Udał się wpierw do wskazanej przez jeńca karczmy, w której niejaki Mahr najął tych zbirów. Oczywiście już go tu nie było. Imię nic karczmarzowi i bywalcom nie powiedziało. Dopiero rysopis poparty paroma szylingami pozwolił im stwierdzić, to co Luca już wiedział - że zeszłego dnia był tu taki człowiek.
- Potrzebuję informacji – rzekł kupiec do tłumu mętów, z którego od razu powstało kilku zajmujących się podobnymi zadaniami tajemniczych typów.
- Wszystko o tym człowieku. Kiedy przyjechał, gdzie go widziano, czy jest jeszcze w mieście. Przez najbliższych parę godzin będę na rynku i w „Jelenim Rogu” – podał nazwę zajazdu, o którym wczoraj ogłaszał, że będzie można tam go zastać i kupić reklamowane szeroko towary. – Przesyłajcie mi informacje sami albo przez gońców – z portowej ciżby od razu wyłoniło się kilka małych sylwetek, ulicznych brzdąców łasych na miedziaki.
Orlandoni jeszcze dość długo mówił z nimi na boku. Błysnęła złotem rozsupływana sakiewka. Nadgryzane dla sprawdzenia wartości korony zmieniały właściciela. Udał się w stronę rynku, sprzedawać przywiezione z Altdorfu luksusowe dobra, oraz kupować: świetne Middenlandzkie drewno, skóry, wosk i miód, czekać na pierwsze raporty od swoich małych gońców. Luca zarzucił sieć w krwiobieg informacji. Pytanie zostało puszczone w miasto. Teraz oczekiwał odpowiedzi.
Z pewnym zainteresowaniem przyglądał się działaniom Castinyy z jeńcem, na koniec jedynie uśmiechnął się do niej, niegłośno rzekł coś do niej w rodzimym języku, wychodząc na pokład i opierając stopę na burcie barki, wpatrywał się gdzieś w dal.
- Idę spieniężyć ładunek. – oznajmił drużynie. – i przeprowadzić małe śledztwo. Pilnujcie barki i trzymajcie się razem. Wrócę niedługo... A ty kochanie odpoczywaj. - pocałował namiętnie Castinęę i zszedł na ląd.
Udał się wpierw do wskazanej przez jeńca karczmy, w której niejaki Mahr najął tych zbirów. Oczywiście już go tu nie było. Imię nic karczmarzowi i bywalcom nie powiedziało. Dopiero rysopis poparty paroma szylingami pozwolił im stwierdzić, to co Luca już wiedział - że zeszłego dnia był tu taki człowiek.
- Potrzebuję informacji – rzekł kupiec do tłumu mętów, z którego od razu powstało kilku zajmujących się podobnymi zadaniami tajemniczych typów.
- Wszystko o tym człowieku. Kiedy przyjechał, gdzie go widziano, czy jest jeszcze w mieście. Przez najbliższych parę godzin będę na rynku i w „Jelenim Rogu” – podał nazwę zajazdu, o którym wczoraj ogłaszał, że będzie można tam go zastać i kupić reklamowane szeroko towary. – Przesyłajcie mi informacje sami albo przez gońców – z portowej ciżby od razu wyłoniło się kilka małych sylwetek, ulicznych brzdąców łasych na miedziaki.
Orlandoni jeszcze dość długo mówił z nimi na boku. Błysnęła złotem rozsupływana sakiewka. Nadgryzane dla sprawdzenia wartości korony zmieniały właściciela. Udał się w stronę rynku, sprzedawać przywiezione z Altdorfu luksusowe dobra, oraz kupować: świetne Middenlandzkie drewno, skóry, wosk i miód, czekać na pierwsze raporty od swoich małych gońców. Luca zarzucił sieć w krwiobieg informacji. Pytanie zostało puszczone w miasto. Teraz oczekiwał odpowiedzi.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Gildiril
No, aż tak drastycznego obrotu sprawy się nie spodziewał. Castinaa to urodzony kat... A przynajmniej sadysta, który nabiera wprawy z realizowaniu swojego hobby. Gildirilowi przeszły ciarki po plecach, gdy zobaczył, jak tileanka potraktowała dłonie bandyty tak, jak zwyczajowo traktuje się bochenek chleba. Aż ciężko było rozróżnić, kto tu jest oprawcą, a kto zaszczutą ofiarą. Ale elf wzdrygnął się nie dlatego, że miał jakieś poważne obiekcje natury moralnej. On pamiętał, kto stosuje takie metody... A to nie byli dobrzy ludzie... Metody Castiny przypominały jak żywo metody stosowane przez sługusów różnych lokalnych watażków, którzy akurat mieli okazję dorwać jakiegoś nieszczęśliwego dłużnika. Czyli ogólnie nic dobrego. A w sumie to był szeregowy bandyta, skuszony pewnie kwotą, która pomogłabymu w miarę szczęśliwie przetrwać kolejny tydzień.
Gdy "jeniec" zaczął się tłumaczyć, Gil prychnął śmiechem. "Taa... de Maar od razu" Tak naprawdę to nazwiska nie grały teraz roli. Wiadomo tylko było, że mają kogoś ja karku. Nazwisko przyda się przy identyfikacji trupa. A w tym momencie? Elf, nie mając tu nic do roboty (a co robić z zastraszonym, robiącym pod siebie jeńcem?) wpuścił dłonie głęboko w kieszenie i udał się na swoje łóżko. Luca poszedł coś kombinować, niech robi co chce. Gildiril miał już dość wrażeń na dzisiaj. Nie mówiąc o tym, że wypytywanie wieśniaków o szczegóły nie było w tej chwili najbardziej zachęcającym zajęciem.
No, aż tak drastycznego obrotu sprawy się nie spodziewał. Castinaa to urodzony kat... A przynajmniej sadysta, który nabiera wprawy z realizowaniu swojego hobby. Gildirilowi przeszły ciarki po plecach, gdy zobaczył, jak tileanka potraktowała dłonie bandyty tak, jak zwyczajowo traktuje się bochenek chleba. Aż ciężko było rozróżnić, kto tu jest oprawcą, a kto zaszczutą ofiarą. Ale elf wzdrygnął się nie dlatego, że miał jakieś poważne obiekcje natury moralnej. On pamiętał, kto stosuje takie metody... A to nie byli dobrzy ludzie... Metody Castiny przypominały jak żywo metody stosowane przez sługusów różnych lokalnych watażków, którzy akurat mieli okazję dorwać jakiegoś nieszczęśliwego dłużnika. Czyli ogólnie nic dobrego. A w sumie to był szeregowy bandyta, skuszony pewnie kwotą, która pomogłabymu w miarę szczęśliwie przetrwać kolejny tydzień.
Gdy "jeniec" zaczął się tłumaczyć, Gil prychnął śmiechem. "Taa... de Maar od razu" Tak naprawdę to nazwiska nie grały teraz roli. Wiadomo tylko było, że mają kogoś ja karku. Nazwisko przyda się przy identyfikacji trupa. A w tym momencie? Elf, nie mając tu nic do roboty (a co robić z zastraszonym, robiącym pod siebie jeńcem?) wpuścił dłonie głęboko w kieszenie i udał się na swoje łóżko. Luca poszedł coś kombinować, niech robi co chce. Gildiril miał już dość wrażeń na dzisiaj. Nie mówiąc o tym, że wypytywanie wieśniaków o szczegóły nie było w tej chwili najbardziej zachęcającym zajęciem.

-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Re: [WFRP 2.0] Wewnętrzny Wróg [UWAGA: erotyka]
Günter Golem
Musiał przyznać, że Arienati... Castinaa zapoznana była z warsztatem odpowiednim profesjom, o których nie mówi się głośno w miejscach publicznych. Zaangażowanie, z jakim wydzierała informacje z małego palca niefortunnego zbira mogło wpędzić w kompleksy nawet doświadczonego kata. Mimowolnie po karku olbrzyma przemknął dreszcz zgrozy, kiedy wyobraził sobie, co teraz musi czuć nieszczęsny jeniec. Cóż, miał biedaczysko pecha, że znalazł się po niewłaściwej stronie ostrza.
Właściwie trudno było Golemowi stwierdzić jak dalece przesłuchiwany mężczyzna był w tym momencie prawdomówny, a ile było w tym bredzenia człowieka umierającego ze strachu. Wszystko wskazywało jednak, że ogon podąża za drużyną i ma nieczyste wobec niej zamiary. Güntera nie zdziwiło akurat, że mocodawca wskazał zbirom właśnie jego. Nietrudno było przecież zapamiętać i odnaleźć w tłumie tak charakterystycznie toporną facjatę.
Z drugiej strony olbrzym poczuł się doceniony, bowiem wysłano przeciw niemu kilku rosłych i uzbrojonych typów. Na byle szczyla starczyłby jeden, może dwóch oprychów. Najwyraźniej jednak organizator zasadzki sprytnie przeanalizował wcześniejsze golemowe dokonania i wyciągnął z tego odpowiednie wnioski.
Nie liczył się pewnie jednak z tak sromotną porażką. Następnym razem postara się bardziej. Czy pokusi się wynająć profesjonalnego zabójcę? Zależy to od stopnia jego desperacji. Faktem natomiast było, że Golem i jego towarzysze zdążyli już sporo namieszać w planach różnej maści kultystów.
Wniosek z tego jeden: należy odnaleźć i usunąć ogon, zanim ten uderzy ponownie z większą siłą.
Olbrzym pożegnał Lucę. Sam zdecydował się poszukać informacji na własną rękę. Uprzedził towarzyszy o miejscu, które planuje odwiedzić i udał się w stronę knajpy, do której poprzedniej nocy weszły zbiry, nim zaatakowały łódź. Na wszelki wypadek wziął ze sobą broń, pozostawiając na barce tylko kuszę.
Musiał przyznać, że Arienati... Castinaa zapoznana była z warsztatem odpowiednim profesjom, o których nie mówi się głośno w miejscach publicznych. Zaangażowanie, z jakim wydzierała informacje z małego palca niefortunnego zbira mogło wpędzić w kompleksy nawet doświadczonego kata. Mimowolnie po karku olbrzyma przemknął dreszcz zgrozy, kiedy wyobraził sobie, co teraz musi czuć nieszczęsny jeniec. Cóż, miał biedaczysko pecha, że znalazł się po niewłaściwej stronie ostrza.
Właściwie trudno było Golemowi stwierdzić jak dalece przesłuchiwany mężczyzna był w tym momencie prawdomówny, a ile było w tym bredzenia człowieka umierającego ze strachu. Wszystko wskazywało jednak, że ogon podąża za drużyną i ma nieczyste wobec niej zamiary. Güntera nie zdziwiło akurat, że mocodawca wskazał zbirom właśnie jego. Nietrudno było przecież zapamiętać i odnaleźć w tłumie tak charakterystycznie toporną facjatę.
Z drugiej strony olbrzym poczuł się doceniony, bowiem wysłano przeciw niemu kilku rosłych i uzbrojonych typów. Na byle szczyla starczyłby jeden, może dwóch oprychów. Najwyraźniej jednak organizator zasadzki sprytnie przeanalizował wcześniejsze golemowe dokonania i wyciągnął z tego odpowiednie wnioski.
Nie liczył się pewnie jednak z tak sromotną porażką. Następnym razem postara się bardziej. Czy pokusi się wynająć profesjonalnego zabójcę? Zależy to od stopnia jego desperacji. Faktem natomiast było, że Golem i jego towarzysze zdążyli już sporo namieszać w planach różnej maści kultystów.
Wniosek z tego jeden: należy odnaleźć i usunąć ogon, zanim ten uderzy ponownie z większą siłą.
Olbrzym pożegnał Lucę. Sam zdecydował się poszukać informacji na własną rękę. Uprzedził towarzyszy o miejscu, które planuje odwiedzić i udał się w stronę knajpy, do której poprzedniej nocy weszły zbiry, nim zaatakowały łódź. Na wszelki wypadek wziął ze sobą broń, pozostawiając na barce tylko kuszę.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
