[Warhammer] Miasteczko Romagen


-
- Mat
- Posty: 532
- Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 16:41
- Lokalizacja: Chodzież
- Kontakt:

-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
Kolejne osoby, które przeszły mój nabór. Nie było tak źle, prawda?
Zapał - ciekawa, sensowna historia.
Imię:Thorgal
Rasa: Krasnolud
Profesja: Inżynier
Wygląd: Thorgal jest bardzo wysoki jak na krasnoluda, ma długie, proste, jasne włosy. Zupełnie inaczej wygląda jego broda: Długa, opada na piersi, kręcone, blond włosy, po bokach spleciona w warkocze. Ma niebieskie włosy i dość jasną karnację, na ou skroniach ma wytatuowane 2 skrzyżowane strzały, symbol gildii inżynierów, nosi również taki sam wisiorek, który jednak jest niewidoczny przez bujną brodę. Thorgal ubrany jest w spodnie wykonane ze skóry koziej, jasną płócienną koszule, na niej nałożona jest skórzana zbroja i płaszcz z futra.
Historia: Thorgal urodzony został w twierdzy Karak-a-karak położonej daleko w górach Krańca Świata. Ojciec Thorgala był wspaniałym wojownikiem, jednym z wnuków założyciela klanu Czerwonych Zębów. Wsławił się w wielu bitwach, wiele razy wspaniale walczył przy obronie twierdzy przed goblinami. Niestety, pewnego razu, podczas oblężenia twierdzy, zginął podczas samobójczego ataku fanatyków na jego oddział. Dla Thorgala była to straszna wiadomość, załamał się, nie widział sensu życia. Jego dwóch braci Thorberg i Thorgun wstąpili do Zabójców Troli pragnąc przez walke z wszelakimi bestiami ukoić swój ból. Thorgalem zaopiekował się stryj Gavris, który był głównym inżynierem i jednocześnie zwierzchnikiem gildi inżynierów. Stryj uczył Thorgala podstaw matematyki, fizyki, wychowywał go jak swojego syna, nauczył go najprostszych rzeczy jakie młody krasnolud powinien umieć, nauczył go czytać, pisać, gotować(czego jednak Thorgal nienawidził robić) i grać na bębnie bojowym. Gdy Thorgal osiągnął odpowiedni wiek stryj zapisał go do gildii inżynierów. Thorgal był zapalonym uczniem. Interesowała go w szczególności balistyka, budowa umocnień i twierdz, kusze, bronie palne i proch. Reszty też się uczył lecz z mniejszym zapałem i uwagą. Po wielu latach nauki Thorgal wreszcie skończył szkolenie. Podczas wielkiej uroczystości Thorgal otrzymał tytuł inżyniera, wytatułowanou mu znaki gildi na obu skroniach i otrzymał amulet. Thorgal już wtedy wiedział że nie zamierza siedzieć bezczynnie w twierdzy ale chciał ruszyć na poszukiwanie przygód i nowej wiedzy. Gdy żegnał się ze stryjem, ten ofiarował mu najważniejsze przedmioty bez jakich inżynier nie może się obejść i ze łzami w oczach obserwował jak jego wychowanek niknie za załomem gór... Thorgal wędrował na wschód, przez imperium na spotkanie z przygodą. Wiele razy jego wykształcenie pomogło mu nie tyle przeżyć, co zarobić pieniądze, z czego był bardzo rady i dumny. Jako swoje największe osiągnięcie Thorgal uważa zaprojektowanie i wykonanie olbrzymiej wieży dla pewnego Maga, który zaprzyjaźnił się z Thorgalem i zauczył go sporządzania mikstury magicznej, która konserwuje i wzmacia drewno, lecz jej wykonanie jest bardzo bardzo trudne. Thorgal dumny krasnolud, wędrował przez rubieże imperium od miasta do miasta dumny ze swego pochodzenia i wykształcenia.
Ekwipunek:
Skórzana zbroja.
Hełm skórzany
Kusza +20 bełtów
Hubka i krzesiwo
Mały sztylet
Przyrządy geometryczne, parę ołówków
Kilka kartek Pergaminu na których zapisane są największe projekty Throgala, Kilka czystych kartek papieru
lunetka
Wojskowy plecak.
mała beczułka prochu.
Gavrill
Imię: Haakon
Rasa: Człowiek
Klasa: Minstrel
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 20 lat
Kolor oczu: Jasnoniebieskie
Kolor włosów: Jasny blond
Budowa ciała: Dobrze zbudowany, ale nie o przesady. Żaden "paker" (przepraszam za słownictwo).
Rodzina: Teraz już brak
Miejsce urodzenia: Gwyllion
Znaki szczególne: Jasnoniebieskie oczy, przejmujące chłodem, trzy blizny na kolanie; środkowa długości około 2 cm, dwie po bokach mniejsze;
Historia: Fragment pamiętnika znaleziony przez jednego ze skrybów światynnych a napisany przez Haakona: "Nazywam się Haakon. Jestem jedynym, który przeżył rzeź w Gwyllionie, dokonaną przez Drowy. Pamiętam to, jak przez mgłę.
Siedzieliśmy przy stole, jedząc kolację. Nagle usłyszeliśmy krzyk. Ojciec otworzył drzwi. Na podwórzu kłębili się jeźdźcy strzelając z łuków do wyglądających z domów ludzi, podpalali słomiane dachy, wyrzynali wszystkich. Nikogo nie szczędzili.
Ojciec zatrzasnął drzwi. Przytulił mnie mocno. Matka zaczęła płakać. Kazał jej się uciszyć. Pomyślał chwilę i odsunął łóżko, na którym spali. Moim oczom ukazała się niedużej wielkości dziura, wystarczająca jednak bym mógł się przedostać na zewnątrz. Powiedział mi bym biegł, nie oglądając się za siebie. Wyszedłem, szybko pobiegłem w stronę lasu i zatrzymałem się na samym jego skraju.
Z oddali widziałem, jak ojciec wyszedł z chaty. Próbował walczyć z Drowami, lecz one były szybsze. Kilka strzał naraz trafiło go w brzuch i klatkę piersiową. Padł. Matkę wyciągnęli na siłę. Płakała. Ścieli ją. Jej głowa potoczyła się po ziemi. Rozpłakałem się i ja. Nie mogłem już dłużej patrzeć na to, co robili z innymi. Zagłębiłem się w las. Błądziłem dobre kilka godzin zanim się ściemniło. Te głosy, szelesty świsty otaczały mnie, a ja tak strasznie się bałem. Szlochałem cicho, aby chociaż mnie nie usłyszały i biegłem, potykając się coraz to, o wystające korzenie.
Raptownie na trakcie ujrzałem jakiś nieokreślony, duży kształt. Zbliżał się powoli. Okazał się karetą. Dookoła niej jechali na koniach żołnierze. Zatrzymali się na mój widok. Z głębi karety dało się słyszeć głos:
- Co tam? Czemu stanęliśmy?
- Panie, jakiś chłopak na trakcie!
- Jaki chłopak? Co za jeden?
- Zaraz sprawdzę – rycerz podjechał do mnie, a ja stałem, jakbym przyrósł do ziemi.
- Ktoś ty? – Spytał.
- Ja… Zabili… Drowy… Rodziców… - wyjąkałem.
Nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej. Żołnierz podjechał do karety i zaczął tłumaczyć swojemu panu zapewne to, co powiedziałem. Nagle zrobiło mi się strasznie słabo i padłem zemdlony na ziemię."
"…Obudziłem się. W komnacie było ciemno. Jedyna jasność biła od kominka, w którym paliły się jeszcze szczapy drewna. Rozejrzawszy się wokół, stwierdziłem, że muszę być w jakimś pałacu. Komnata była duża. Naprzeciw łoża stała szafa, obok biurko, krzesła i inne meble.
Niespodziewanie drzwi do komnaty otworzyły się i wszedł bogato odziany jegomość. Zwróciłem uwagę na jego strasznie bladą twarz i dłonie. Przedstawił mi się i usiadł na skraju łoża. Pogładził moje włosy, później policzek. Nazywał się Felix von Gampah i był właścicielem zamku, w którym się znajdowaliśmy. Wyjaśnił mi, że gdy zemdlałem, żołnierze, na jego rozkaz, zabrali mnie ze sobą do zamku. W pewnym momencie głos mu zaczął drżeć. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Bał się lub powstrzymywał przed wyznaniem. Popatrzył mi jednak w oczy i się przełamał.
- Nie będę cię oszukiwał. Byłeś bardzo słaby. Umierałeś…
- Ale jeszcze żyję – wtrąciłem.
- Taaaa... to moja zasługa...
- Dziękuję! ..."
To Felix von Gampah nauczył Haakona wielu przydatnych złodziejowi sztuk, ale zapragnął później, by chłopak nie miał utarczek z prawem. Posłał go więc do jednego z lepszych muzyków w mieście, gdzie Haakon
pobierał nauki.W wieku 16 lat wyruszył w świat w poszukiwaniu swojego miejsca. Wynajmował się i szkolił w swoim fachu przygrywając królom i książętom na różnych przyjęciach i ucztach.
Opis zachowania: Opanowany każdej sytuacji. Potrafi zachować zimną krew. Nie znosi pająków - co nie znaczy, że się ich boi. Poprostu czuje obrzydzenie i większość po ich ujrzeniu zabija Smile
Ekwipunek:
- Lutnia
- Mizerykordia
Co do tej postaci prosze jeszcze o wygląd. To znaczy w co jest ubrana postać. Opis może być w pierwszym poście na sesji.

Zapał - ciekawa, sensowna historia.
Imię:Thorgal
Rasa: Krasnolud
Profesja: Inżynier
Wygląd: Thorgal jest bardzo wysoki jak na krasnoluda, ma długie, proste, jasne włosy. Zupełnie inaczej wygląda jego broda: Długa, opada na piersi, kręcone, blond włosy, po bokach spleciona w warkocze. Ma niebieskie włosy i dość jasną karnację, na ou skroniach ma wytatuowane 2 skrzyżowane strzały, symbol gildii inżynierów, nosi również taki sam wisiorek, który jednak jest niewidoczny przez bujną brodę. Thorgal ubrany jest w spodnie wykonane ze skóry koziej, jasną płócienną koszule, na niej nałożona jest skórzana zbroja i płaszcz z futra.
Historia: Thorgal urodzony został w twierdzy Karak-a-karak położonej daleko w górach Krańca Świata. Ojciec Thorgala był wspaniałym wojownikiem, jednym z wnuków założyciela klanu Czerwonych Zębów. Wsławił się w wielu bitwach, wiele razy wspaniale walczył przy obronie twierdzy przed goblinami. Niestety, pewnego razu, podczas oblężenia twierdzy, zginął podczas samobójczego ataku fanatyków na jego oddział. Dla Thorgala była to straszna wiadomość, załamał się, nie widział sensu życia. Jego dwóch braci Thorberg i Thorgun wstąpili do Zabójców Troli pragnąc przez walke z wszelakimi bestiami ukoić swój ból. Thorgalem zaopiekował się stryj Gavris, który był głównym inżynierem i jednocześnie zwierzchnikiem gildi inżynierów. Stryj uczył Thorgala podstaw matematyki, fizyki, wychowywał go jak swojego syna, nauczył go najprostszych rzeczy jakie młody krasnolud powinien umieć, nauczył go czytać, pisać, gotować(czego jednak Thorgal nienawidził robić) i grać na bębnie bojowym. Gdy Thorgal osiągnął odpowiedni wiek stryj zapisał go do gildii inżynierów. Thorgal był zapalonym uczniem. Interesowała go w szczególności balistyka, budowa umocnień i twierdz, kusze, bronie palne i proch. Reszty też się uczył lecz z mniejszym zapałem i uwagą. Po wielu latach nauki Thorgal wreszcie skończył szkolenie. Podczas wielkiej uroczystości Thorgal otrzymał tytuł inżyniera, wytatułowanou mu znaki gildi na obu skroniach i otrzymał amulet. Thorgal już wtedy wiedział że nie zamierza siedzieć bezczynnie w twierdzy ale chciał ruszyć na poszukiwanie przygód i nowej wiedzy. Gdy żegnał się ze stryjem, ten ofiarował mu najważniejsze przedmioty bez jakich inżynier nie może się obejść i ze łzami w oczach obserwował jak jego wychowanek niknie za załomem gór... Thorgal wędrował na wschód, przez imperium na spotkanie z przygodą. Wiele razy jego wykształcenie pomogło mu nie tyle przeżyć, co zarobić pieniądze, z czego był bardzo rady i dumny. Jako swoje największe osiągnięcie Thorgal uważa zaprojektowanie i wykonanie olbrzymiej wieży dla pewnego Maga, który zaprzyjaźnił się z Thorgalem i zauczył go sporządzania mikstury magicznej, która konserwuje i wzmacia drewno, lecz jej wykonanie jest bardzo bardzo trudne. Thorgal dumny krasnolud, wędrował przez rubieże imperium od miasta do miasta dumny ze swego pochodzenia i wykształcenia.
Ekwipunek:
Skórzana zbroja.
Hełm skórzany
Kusza +20 bełtów
Hubka i krzesiwo
Mały sztylet
Przyrządy geometryczne, parę ołówków
Kilka kartek Pergaminu na których zapisane są największe projekty Throgala, Kilka czystych kartek papieru
lunetka
Wojskowy plecak.
mała beczułka prochu.
Gavrill
Imię: Haakon
Rasa: Człowiek
Klasa: Minstrel
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 20 lat
Kolor oczu: Jasnoniebieskie
Kolor włosów: Jasny blond
Budowa ciała: Dobrze zbudowany, ale nie o przesady. Żaden "paker" (przepraszam za słownictwo).
Rodzina: Teraz już brak
Miejsce urodzenia: Gwyllion
Znaki szczególne: Jasnoniebieskie oczy, przejmujące chłodem, trzy blizny na kolanie; środkowa długości około 2 cm, dwie po bokach mniejsze;
Historia: Fragment pamiętnika znaleziony przez jednego ze skrybów światynnych a napisany przez Haakona: "Nazywam się Haakon. Jestem jedynym, który przeżył rzeź w Gwyllionie, dokonaną przez Drowy. Pamiętam to, jak przez mgłę.
Siedzieliśmy przy stole, jedząc kolację. Nagle usłyszeliśmy krzyk. Ojciec otworzył drzwi. Na podwórzu kłębili się jeźdźcy strzelając z łuków do wyglądających z domów ludzi, podpalali słomiane dachy, wyrzynali wszystkich. Nikogo nie szczędzili.
Ojciec zatrzasnął drzwi. Przytulił mnie mocno. Matka zaczęła płakać. Kazał jej się uciszyć. Pomyślał chwilę i odsunął łóżko, na którym spali. Moim oczom ukazała się niedużej wielkości dziura, wystarczająca jednak bym mógł się przedostać na zewnątrz. Powiedział mi bym biegł, nie oglądając się za siebie. Wyszedłem, szybko pobiegłem w stronę lasu i zatrzymałem się na samym jego skraju.
Z oddali widziałem, jak ojciec wyszedł z chaty. Próbował walczyć z Drowami, lecz one były szybsze. Kilka strzał naraz trafiło go w brzuch i klatkę piersiową. Padł. Matkę wyciągnęli na siłę. Płakała. Ścieli ją. Jej głowa potoczyła się po ziemi. Rozpłakałem się i ja. Nie mogłem już dłużej patrzeć na to, co robili z innymi. Zagłębiłem się w las. Błądziłem dobre kilka godzin zanim się ściemniło. Te głosy, szelesty świsty otaczały mnie, a ja tak strasznie się bałem. Szlochałem cicho, aby chociaż mnie nie usłyszały i biegłem, potykając się coraz to, o wystające korzenie.
Raptownie na trakcie ujrzałem jakiś nieokreślony, duży kształt. Zbliżał się powoli. Okazał się karetą. Dookoła niej jechali na koniach żołnierze. Zatrzymali się na mój widok. Z głębi karety dało się słyszeć głos:
- Co tam? Czemu stanęliśmy?
- Panie, jakiś chłopak na trakcie!
- Jaki chłopak? Co za jeden?
- Zaraz sprawdzę – rycerz podjechał do mnie, a ja stałem, jakbym przyrósł do ziemi.
- Ktoś ty? – Spytał.
- Ja… Zabili… Drowy… Rodziców… - wyjąkałem.
Nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej. Żołnierz podjechał do karety i zaczął tłumaczyć swojemu panu zapewne to, co powiedziałem. Nagle zrobiło mi się strasznie słabo i padłem zemdlony na ziemię."
"…Obudziłem się. W komnacie było ciemno. Jedyna jasność biła od kominka, w którym paliły się jeszcze szczapy drewna. Rozejrzawszy się wokół, stwierdziłem, że muszę być w jakimś pałacu. Komnata była duża. Naprzeciw łoża stała szafa, obok biurko, krzesła i inne meble.
Niespodziewanie drzwi do komnaty otworzyły się i wszedł bogato odziany jegomość. Zwróciłem uwagę na jego strasznie bladą twarz i dłonie. Przedstawił mi się i usiadł na skraju łoża. Pogładził moje włosy, później policzek. Nazywał się Felix von Gampah i był właścicielem zamku, w którym się znajdowaliśmy. Wyjaśnił mi, że gdy zemdlałem, żołnierze, na jego rozkaz, zabrali mnie ze sobą do zamku. W pewnym momencie głos mu zaczął drżeć. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Bał się lub powstrzymywał przed wyznaniem. Popatrzył mi jednak w oczy i się przełamał.
- Nie będę cię oszukiwał. Byłeś bardzo słaby. Umierałeś…
- Ale jeszcze żyję – wtrąciłem.
- Taaaa... to moja zasługa...
- Dziękuję! ..."
To Felix von Gampah nauczył Haakona wielu przydatnych złodziejowi sztuk, ale zapragnął później, by chłopak nie miał utarczek z prawem. Posłał go więc do jednego z lepszych muzyków w mieście, gdzie Haakon
pobierał nauki.W wieku 16 lat wyruszył w świat w poszukiwaniu swojego miejsca. Wynajmował się i szkolił w swoim fachu przygrywając królom i książętom na różnych przyjęciach i ucztach.
Opis zachowania: Opanowany każdej sytuacji. Potrafi zachować zimną krew. Nie znosi pająków - co nie znaczy, że się ich boi. Poprostu czuje obrzydzenie i większość po ich ujrzeniu zabija Smile
Ekwipunek:
- Lutnia
- Mizerykordia
Co do tej postaci prosze jeszcze o wygląd. To znaczy w co jest ubrana postać. Opis może być w pierwszym poście na sesji.


-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:


-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:

-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
Ech, no i mamy kolejną przepakowaną postać. Chciałem się przed tym ustrzec ale trudno. Od razu dobrze radzę innym graczom. Ten będzie miał szczęście sprowadzać na siebie nieliche klopoty.
Skoro chcesz grać takim zabójcą bez wad to oczekuj takich samych przeciwników. Postać została przyjęta z dwóch względów.
Primo: Mr.Z ma mało postów więc sądzę, że nie ma dużego doświadczenia w graniu storytellingowym (i znając życie się mylę).
Secundo: Historia została napisana z pewnym swoistym czarnym humorem. A ja niestety mam słabość do takiego humoru
Podsumowując: Witam na pokładzie. Ale tak jak wyżej proszę albo o przesłanie mi pełniejszego opisu wyglądu postaci (to edytuję wtedy tego posta i naniosę zmiany) albo o pełniejszy opis w pierwszym poście na sesji.
Mr.Z
Imię: Morgoth
Wiek: prawdopodobnie 26 lat
Klasa: Wojownik Cienia
Wyglą: Bardzo gładkie oblicze o dośc delikatnych rysach. Czarne oczy, w których błyska złość. Długie włosy opadające częściowo na twarz, a częściowo na plecy.
Historia:
Gdzie urodził się Morgoth - nie wie nikt. On sam zaręcza, ze przyszedł na świat bardzo dawno temu, ale ze względu na młody wygląd niewielu, jesli w ogóle ktokolwiek, mu wierzy.
Slad tułaczki Morgotha prowadziła przez gildie magów całego kontynentu. Wszęsdzie jednak znajdywano powód, by odrzucić go jako adepta sztuk magicznych. jeden z Arcymagów wyzwał go od beztalęcia i głupca. Dwa dni po podjęciu dalszej podróży przez Morgotha Arcymag umarł z niewyjaśnionych przyczyn. Świadkowie wydarzenia powiedzieli, że "widzeli olbrzymie cysty rosnące na skórze Mistrza niczym grzyby i wybuchające rozsiewając wokół smród rozkładu." Niektórzy dodają, że Arcymag Clovis jeszcze zdążył napisać własną krwią sylabę "Mor" na podłodze, kreśląc ręką, ale skonał nim zdążył dopisać resztę.
Morgoth Tym razem począł nawiedzać różne siedziby czarnoksiężników i nekromantów, jednak i tam spotkał się z rejekcją. Ponoc w ty, czasie liczba nekromantów i czarnoksiężników zmniejszyła się znacznie. Ponoć do paska Morgotha przyczepiony jest mieszek, w którym kolebią sie oczy zabitych czarnoksiężników.
Wtedy rozpoczęła się ścieżka Morgotha Zimnokrwistego. Podróżował bez konkretnego celu zabijajac każdego, kto w jego mniemaniu był "złym". ZAbijał zdrajców, morderców, nieuczciwych handlarzy, gwałcicieli i inne tego typu "fekalia". Przynajmniej ON tak twierdził. Wiele osób, które go widziały uznawały go za szaleńca lb kanibala, a to z faktu, ze z ust Morgotha często prowadzi stróżka zaschnietej krwi. Wątpliwości podsyca jeszcze fakt, że Morgoth jest niemal nioewidzialny w cieniu. Zdaje się pochłaniac światło, co czyni go bardziej widocznym w dzień i w pobliżu źródeł światła. Te reagują na jego obecność alergicznie - przygasają, lub tracą część swej jasności. Sam Morgoth nienawidzi światła i każde pytanie na ten temat kwituje odpoweidzią "Dzień jest od spania, a noc od działania".
Tułaczka i poszukiwania sprawiły, ze morgoth nauczył się radzić sobie w dziczy i nie tracić sił nawet jeśli nie spał, nie jadł i nie pił dwa - trzy dni. Mordowanie natomiast pozbawiło go duszy, w pewnym tego słowa znaczeniu. Uznaje, że nie ma rzeczy, które mogłyby go zaskoczyć, więc wszystko przyjmuje z nieludzkim chłodem. Żadko podrózuje w grupie i ogólnie nie jest lbiany, gdyż często wytykka uchybienia swych współtowarzyszy, inni zaś boją się go. Sabbatyna - jego broń przypominająca topór jest ciężka i ydaje się, ze jego wątłe ręce powinny się załamać pod ciężarem czegoś takiego. Morgoth jednak włada swym orężem sprawnie i całkiem szybko. Niewielu zauważy go wyłaniającego sie z cieni, a nawet jeśli, to z reguły jest juz za późno. Wystarczająco odważni pytali Morgotha skąd ma ten sprzęt, lub chciali mu go odebrać. ci pierwsi otrzymywali w odpowiedzi krótki, acz złośliwy i wyjatkowo denerwujacy śmiech. Ci drudzy kończyli z poderżnietym gardłem w rynsztoku, lub powieszeni za bebechy wywleczone z brzucha za jakiś drogowskaz lub stauę.
Ekwipunek:
Sabbatyna - duży, masywny topór z czarnej stali.
Klatka - Tak nazwał swój pancerz z czarnej stali. Lekki, chroniacy klatkę piersiową, przedramienia, potylicę, ramiona, dłonie wraz z nadgarstkami, uda, stopy i piszczele zachowując przy tym lekkość i nei ograniczając zbytnio swobody ruchu.
Kły - dwa czarne noze ulokowane w naramiennikach ostrzem do góry. Wyglądają jak element pancerza, jednak i nimi Morgoth potrafi władać. Odczepiajac od pancerza i uzywając jako sztyletów lub jako ostrzy naramiennych.
Przykro mi, ale nie chciało mnie się poprawiać literówek. Proszę zwracać na to uwagę pisząc posty (szczególnie na sesji).
Żeby trochę zmniejszyć poziom twojej postaci (to wyczes) wprowadziłem Ci pewne poprawki:
- Twój topór jest tylko tyle magiczny, że możesz nim machać w te i we wte. Żadnych dodatkowych bonusów do walki itp.
- Masz najzwyklejszą w świecie zbroję, ładną czarną, dopasowaną, zrobioną na specjalne zamówienie ale całkowiecie niemagiczną. W młotku nie jest tak łatwo znaleźć jakiś sensowny magiczny oręż.
Sesja się rozpocznie jak wszyscy gracze przyślą postaci. Potem jeszcze będę musiał wymyślić jakieś sensowne wprowadzenie dla tak zróżnicowanej bandy.

Primo: Mr.Z ma mało postów więc sądzę, że nie ma dużego doświadczenia w graniu storytellingowym (i znając życie się mylę).
Secundo: Historia została napisana z pewnym swoistym czarnym humorem. A ja niestety mam słabość do takiego humoru
Podsumowując: Witam na pokładzie. Ale tak jak wyżej proszę albo o przesłanie mi pełniejszego opisu wyglądu postaci (to edytuję wtedy tego posta i naniosę zmiany) albo o pełniejszy opis w pierwszym poście na sesji.
Mr.Z
Imię: Morgoth
Wiek: prawdopodobnie 26 lat
Klasa: Wojownik Cienia
Wyglą: Bardzo gładkie oblicze o dośc delikatnych rysach. Czarne oczy, w których błyska złość. Długie włosy opadające częściowo na twarz, a częściowo na plecy.
Historia:
Gdzie urodził się Morgoth - nie wie nikt. On sam zaręcza, ze przyszedł na świat bardzo dawno temu, ale ze względu na młody wygląd niewielu, jesli w ogóle ktokolwiek, mu wierzy.
Slad tułaczki Morgotha prowadziła przez gildie magów całego kontynentu. Wszęsdzie jednak znajdywano powód, by odrzucić go jako adepta sztuk magicznych. jeden z Arcymagów wyzwał go od beztalęcia i głupca. Dwa dni po podjęciu dalszej podróży przez Morgotha Arcymag umarł z niewyjaśnionych przyczyn. Świadkowie wydarzenia powiedzieli, że "widzeli olbrzymie cysty rosnące na skórze Mistrza niczym grzyby i wybuchające rozsiewając wokół smród rozkładu." Niektórzy dodają, że Arcymag Clovis jeszcze zdążył napisać własną krwią sylabę "Mor" na podłodze, kreśląc ręką, ale skonał nim zdążył dopisać resztę.
Morgoth Tym razem począł nawiedzać różne siedziby czarnoksiężników i nekromantów, jednak i tam spotkał się z rejekcją. Ponoc w ty, czasie liczba nekromantów i czarnoksiężników zmniejszyła się znacznie. Ponoć do paska Morgotha przyczepiony jest mieszek, w którym kolebią sie oczy zabitych czarnoksiężników.
Wtedy rozpoczęła się ścieżka Morgotha Zimnokrwistego. Podróżował bez konkretnego celu zabijajac każdego, kto w jego mniemaniu był "złym". ZAbijał zdrajców, morderców, nieuczciwych handlarzy, gwałcicieli i inne tego typu "fekalia". Przynajmniej ON tak twierdził. Wiele osób, które go widziały uznawały go za szaleńca lb kanibala, a to z faktu, ze z ust Morgotha często prowadzi stróżka zaschnietej krwi. Wątpliwości podsyca jeszcze fakt, że Morgoth jest niemal nioewidzialny w cieniu. Zdaje się pochłaniac światło, co czyni go bardziej widocznym w dzień i w pobliżu źródeł światła. Te reagują na jego obecność alergicznie - przygasają, lub tracą część swej jasności. Sam Morgoth nienawidzi światła i każde pytanie na ten temat kwituje odpoweidzią "Dzień jest od spania, a noc od działania".
Tułaczka i poszukiwania sprawiły, ze morgoth nauczył się radzić sobie w dziczy i nie tracić sił nawet jeśli nie spał, nie jadł i nie pił dwa - trzy dni. Mordowanie natomiast pozbawiło go duszy, w pewnym tego słowa znaczeniu. Uznaje, że nie ma rzeczy, które mogłyby go zaskoczyć, więc wszystko przyjmuje z nieludzkim chłodem. Żadko podrózuje w grupie i ogólnie nie jest lbiany, gdyż często wytykka uchybienia swych współtowarzyszy, inni zaś boją się go. Sabbatyna - jego broń przypominająca topór jest ciężka i ydaje się, ze jego wątłe ręce powinny się załamać pod ciężarem czegoś takiego. Morgoth jednak włada swym orężem sprawnie i całkiem szybko. Niewielu zauważy go wyłaniającego sie z cieni, a nawet jeśli, to z reguły jest juz za późno. Wystarczająco odważni pytali Morgotha skąd ma ten sprzęt, lub chciali mu go odebrać. ci pierwsi otrzymywali w odpowiedzi krótki, acz złośliwy i wyjatkowo denerwujacy śmiech. Ci drudzy kończyli z poderżnietym gardłem w rynsztoku, lub powieszeni za bebechy wywleczone z brzucha za jakiś drogowskaz lub stauę.
Ekwipunek:
Sabbatyna - duży, masywny topór z czarnej stali.
Klatka - Tak nazwał swój pancerz z czarnej stali. Lekki, chroniacy klatkę piersiową, przedramienia, potylicę, ramiona, dłonie wraz z nadgarstkami, uda, stopy i piszczele zachowując przy tym lekkość i nei ograniczając zbytnio swobody ruchu.
Kły - dwa czarne noze ulokowane w naramiennikach ostrzem do góry. Wyglądają jak element pancerza, jednak i nimi Morgoth potrafi władać. Odczepiajac od pancerza i uzywając jako sztyletów lub jako ostrzy naramiennych.
Przykro mi, ale nie chciało mnie się poprawiać literówek. Proszę zwracać na to uwagę pisząc posty (szczególnie na sesji).
Żeby trochę zmniejszyć poziom twojej postaci (to wyczes) wprowadziłem Ci pewne poprawki:
- Twój topór jest tylko tyle magiczny, że możesz nim machać w te i we wte. Żadnych dodatkowych bonusów do walki itp.
- Masz najzwyklejszą w świecie zbroję, ładną czarną, dopasowaną, zrobioną na specjalne zamówienie ale całkowiecie niemagiczną. W młotku nie jest tak łatwo znaleźć jakiś sensowny magiczny oręż.
Sesja się rozpocznie jak wszyscy gracze przyślą postaci. Potem jeszcze będę musiał wymyślić jakieś sensowne wprowadzenie dla tak zróżnicowanej bandy.

-
- Marynarz
- Posty: 200
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:56
- Numer GG: 3511208
- Lokalizacja: Grajewo
- Kontakt:
Haakon wygląd:
Wysoki, przystojny, dobrze zbudowany mężczyzna o twarzy wręcz anielskiej. Cera opalona na leciutki brąz. Włosy jasny blond, krótko przycięte. Oczy niebieskie z bijącym od nich chłodem. Mimo tego, albo przez to
ciągną do niego kobiety
Przeważnie ubrany w długi ciemnoczerwony płaszcz z wieloma kieszeniami na wewnętrznej jego stronie, wieloma ukrytmi; kremowe spodnie i granatową koszulę z luźnymi rękawami do połowy dłoni.
Buty skórzane, kremowe, sięgające za kostki, wiązane rzemieniami. Na szyi nosi zaczepioną na skórzanym pasku lutnię. Na ramieniu zawieszona torba podróżna. Mizerykordia schowana pod ubraniem, w malutkiej pochewce.
Wysoki, przystojny, dobrze zbudowany mężczyzna o twarzy wręcz anielskiej. Cera opalona na leciutki brąz. Włosy jasny blond, krótko przycięte. Oczy niebieskie z bijącym od nich chłodem. Mimo tego, albo przez to
ciągną do niego kobiety

Buty skórzane, kremowe, sięgające za kostki, wiązane rzemieniami. Na szyi nosi zaczepioną na skórzanym pasku lutnię. Na ramieniu zawieszona torba podróżna. Mizerykordia schowana pod ubraniem, w malutkiej pochewce.


-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
Kolejna śpiewająca osoba na pokładzie:
Seto
Imię: Elhix
Rasa: Człowiek
Profesja: Bard
Wiek: 20 lat
Płeć: mężczyzna.
Kolor oczu: niebieskie.
Kolor włosów: blond.
Waga: 67kg.
Wzrost: 176cm.
Miejsce urodzenia: Romagen
Ekwipunek:
-lutnia z zapasowymi strunami
-niezapisana książka w skórzanej oprawie
-pióro i atrament
-biała koszula
-jasne skórzane spodnie
-lekkie buty idealne do tańca
-skórzana, obszerna torba
-zapasowe ubranie: niebieska koszula, czarne spodnie, długie buty
-koc
-hubka i krzesiwo
-drewniane sztućce
-sakwa
Historia:
Elhix urodził sie w Romagen tam mieszkał wraz z rodzicami. Od dziecka nie lubił przemocy i rozlewu krwi. Rodzice to akceptowali i wiedzieli że ich dziecko ma talent do śpiewu i tańca więc na 10 urodziny kupili mu lutnię. Elhix wykazał się zaprade niezwykłym talentem, może nawet darem. Chwycił od razu lutnię i zaczął grać i śpiewać utwór tak piękny że wszyscy którzy to słyszeli nie mogli się nadziwić jego umiejętnościom, co najdziwniejsze nigdy wcześniej nawet nie widział lutni i nikt nie uczył go muzyki. Wtedy on sam zrozumiał że posiada talent muzyczny i zaczął go się szkolić grał i śpiewał to było jego główne zajęcie i do tego po pewnym czasie nauczył się też świetnie tańczyć. W wieku 14 lat Elhix zaczął występować przed publicznością, co okazało się świetnym pomysłem. Po jego pierwszym który odbywał się na rynku publicznośc szalała z zachwytu. Występ ten zobaczył pewien szlachcic który był nim(występem) zachwycony i porosił Elhixa żeby wystąpił w jego posiadłości dla niego i ego rodziny. Chłopak bez wachania zgodził się i w domu szlachcica zagrął piękną ballade która szlachcic i jego rodzina byli zachwyceni. Elhix na tym występie dużo zarobił i tak zaczeła się jego kariera barda. Teraz Elhix występwał regularnie u szlachty i u mieszkańców Romagen. Kiedy Elhix miał 19 lat jego rodzice musieli wyjechać z ich rodzinnej miejscowości do innego miasta położonego na zachodzie imperium. Nikt Elhixowi nie powiedział dlaczego jego rodzice musieli to zrobić. W każdym bądź razie od tego czasu słuch o nich zaginął, a Elhix mieszkał sam w Romagen i dalej grał, śpiewał i tańczył to u szlachty to u mieszkańców miasteczka.
Opis: Elhix nie cierpi przemocy, woli wojować pieśnią i muzyką niż mieczem i tarczą. Jest z natury dobry, wesoły i często lekkomyślny. Elhix jest znawcą kobiecego piękna(czyt. jest w pewnym stopniu kobieciarzem)
Wygląd: Wysoki i dość szczupły mężczyzna o twarzy bardziej chłopięcej, ma piękne blond włosy które siędają mu do ramion. Jest ubrany w białą koszule i jasne skórzane spodnie, przez ramię ma przerzuconą niedbale obszerną torbe, lutnia spoczywa zamocowana na jego plecach. Elhix ma łądny aksamitny głos. Ogólnie jest przystojny.
Seto
Imię: Elhix
Rasa: Człowiek
Profesja: Bard
Wiek: 20 lat
Płeć: mężczyzna.
Kolor oczu: niebieskie.
Kolor włosów: blond.
Waga: 67kg.
Wzrost: 176cm.
Miejsce urodzenia: Romagen
Ekwipunek:
-lutnia z zapasowymi strunami
-niezapisana książka w skórzanej oprawie
-pióro i atrament
-biała koszula
-jasne skórzane spodnie
-lekkie buty idealne do tańca
-skórzana, obszerna torba
-zapasowe ubranie: niebieska koszula, czarne spodnie, długie buty
-koc
-hubka i krzesiwo
-drewniane sztućce
-sakwa
Historia:
Elhix urodził sie w Romagen tam mieszkał wraz z rodzicami. Od dziecka nie lubił przemocy i rozlewu krwi. Rodzice to akceptowali i wiedzieli że ich dziecko ma talent do śpiewu i tańca więc na 10 urodziny kupili mu lutnię. Elhix wykazał się zaprade niezwykłym talentem, może nawet darem. Chwycił od razu lutnię i zaczął grać i śpiewać utwór tak piękny że wszyscy którzy to słyszeli nie mogli się nadziwić jego umiejętnościom, co najdziwniejsze nigdy wcześniej nawet nie widział lutni i nikt nie uczył go muzyki. Wtedy on sam zrozumiał że posiada talent muzyczny i zaczął go się szkolić grał i śpiewał to było jego główne zajęcie i do tego po pewnym czasie nauczył się też świetnie tańczyć. W wieku 14 lat Elhix zaczął występować przed publicznością, co okazało się świetnym pomysłem. Po jego pierwszym który odbywał się na rynku publicznośc szalała z zachwytu. Występ ten zobaczył pewien szlachcic który był nim(występem) zachwycony i porosił Elhixa żeby wystąpił w jego posiadłości dla niego i ego rodziny. Chłopak bez wachania zgodził się i w domu szlachcica zagrął piękną ballade która szlachcic i jego rodzina byli zachwyceni. Elhix na tym występie dużo zarobił i tak zaczeła się jego kariera barda. Teraz Elhix występwał regularnie u szlachty i u mieszkańców Romagen. Kiedy Elhix miał 19 lat jego rodzice musieli wyjechać z ich rodzinnej miejscowości do innego miasta położonego na zachodzie imperium. Nikt Elhixowi nie powiedział dlaczego jego rodzice musieli to zrobić. W każdym bądź razie od tego czasu słuch o nich zaginął, a Elhix mieszkał sam w Romagen i dalej grał, śpiewał i tańczył to u szlachty to u mieszkańców miasteczka.
Opis: Elhix nie cierpi przemocy, woli wojować pieśnią i muzyką niż mieczem i tarczą. Jest z natury dobry, wesoły i często lekkomyślny. Elhix jest znawcą kobiecego piękna(czyt. jest w pewnym stopniu kobieciarzem)
Wygląd: Wysoki i dość szczupły mężczyzna o twarzy bardziej chłopięcej, ma piękne blond włosy które siędają mu do ramion. Jest ubrany w białą koszule i jasne skórzane spodnie, przez ramię ma przerzuconą niedbale obszerną torbe, lutnia spoczywa zamocowana na jego plecach. Elhix ma łądny aksamitny głos. Ogólnie jest przystojny.

-
- Kok
- Posty: 1115
- Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Hrubieszów

-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
Kolejne świetnie napisane historie. Tylko brać przykład. (Cholera ja piszę dużo gorsze historie
)
Krzys_ek - znalazłem parę błędów ort. ale poprawiłem.
Imię: Nadiel
Rasa: Człowiek
Wiek: 39
Płeć: Mężczyzna
Kolor oczu: Zielone
Kolor włosów: Brązowe
Wzrost: 1.80m
Waga 50 kg
Profesja: Kapłan
Wiara: Rhya i Taal
Cichy spokojny letni dzień. Słońce wysoko nad horyzontem lekko chyliło się ku zachodowi. Wiatr lekko huczał na konarach drzew, zagłuszany przez gwar dochodzący z pobliskiej wsi. Był to czas szczególny, dzień słońca. Nagle okrzyki ucichły. Tłum ludzi, którzy dotychczas bawili się wesoło zebrał się wokół 14-letniego dziecka. To żegnawszy się po kolei ze wszystkimi, powoli kierowało się w stronę lasu. Była to swego rodzaju tradycja, od kiedy pamiętnych czasów na wioskę padła klęska nieurodzaju. Pola spragnione deszczu, niszczały w słonecznej spiekocie. A zimy były w tym czasie tak długie i srogie, że nie wielu miało szanse przetrwać bez zgromadzonych zapasów. Wtedy to w okolicznych lasach pojawiła się zwierzyna tak obfita, że nikt nie mógł uwierzyć. Myśliwi dwoili się, a jej nie ubywało, aż suszone mięso zapewniło życie każdemu z mieszkańców. Mówiono wtedy, że to z łaski Rhyi. I tak co dziesięć lat podczas obchodów dnia słońca jedno z dzieci posyłane jest do świątyni, by tym sposobem wyrazić wdzięczność swej dobrotliwej bogini.
Praca dla świątyni jak zawsze wiązała się z poświęceniem, toteż nie raz i nie dwa ochotnicy byli przymusowi. Tym razem jednak było inaczej. Chłopiec był kandydatem wymarzonym. Osierocony w dzieciństwie, także nic nie trzymało go w miasteczku. Od dziecka nauczony ciężkiej pracy, radość i spokój znajdował na łonie przyrody, choćby podczas łowów. Tak, był on zapalonym myśliwym, obeznanym od maleńkości z gęstymi ostępami lasu.
Lata spędzone pośród kapłanów, były najszczęśliwszymi w jego życiu. Wreszcie odnalazł prawdziwy dom. Nie dziwiła więc nikogo gorliwość z jaką wykonywał swoje obowiązki. Bardzo szybko bo w kilka lat dostał święcenia i stał się kapłanem, z całej duszy oddanym Taal'owi i Rhyi.
Spokojna noc, a jednak nie wszyscy spali. Nadiel chodził po nerwowo izbie. W pamięci nadal miał sen, który spadł na niego tej nocy. Wiedział co to oznacza. Z łaski Taala spadła na niego próba. Próba na którą czekał od dawna. Jak na wpół przytomny próbował odtworzyć każdy detal snu. Niedźwiedzia rzucającego się na uzbrojonego człowieka, potem ogień trawiący ostępy lasu. Wśród płomieni widział czaszkę jelenia. Znak świętego gaju Taala. Sen był tak realistyczny. Następnego dnia był spakowany i gotowy do drogi. Nie żegnając się z nikim wyruszył o brzasku, zostawiając tylko małą kartkę z wyjaśnieniem. Podróżował długo, na tyle długo, że zaczynał wątpić w sens swojej wędrówki. Czasem żałował, że opuścił swój dom, chciał wracać, ale wytrwałość i upór zwyciężały. W końcu po wielu trudach dotarł tam. Miejsce które widział we śnie, ciche spokojne, jakby zupełnie różne od tamtego z wizji. Przeczuwając przyszłe wydarzenia zamieszkał tam. Pielęgnował gaj,dbał o zwierzęta. Zwykłe obowiązki sprawiły, że czuł znużenie. W końcu zło dało o sobie znać. Gromada zbrojnych pojawiła się na horyzoncie. Niszczyli wszystko, wsie, kapliczki, paląc wszystko co stało na ich drodze, zostawiając za sobą zgliszcza. Nadiel poczuł dreszcz, wiedział, że to jest jego wyzwanie. Zacisnął dłonie na łuku, czekał aż podjadą, by wyjść im na przeciw. Konie zbliżały się coraz bardziej, były tak blisko że mógł wręcz rozpoznać sylwetki jeźdźców. 20 zbrojnych, każdy w czarnej zbroi, z mieczem lub pochodnią w dłoni, w ich oczach widać było obłęd, właściwy tylko stworzeniom chaosu. Pierwsze kępy traw zapalały się od ognia pochodni, konni wjechali już w ulokowany pośrodku kamienny krąg zaczynając wywracać bloki i podpalać wszystko dookoła, jak gdyby nie straszne im była śmierć w płomieniach. Nadiel nie poruszył się. Siedział cicho w ukryciu, przerażony. Było ich tak wielu, a on jeden. Niestety strach przed śmiercią zwyciężył. Zwyciężył wiarę i wszystko co do tej pory uznawał za najważniejsze. Uciekając stamtąd czuł gniew na siebie, bóstwa, a zarazem ból i niepewność, co teraz z nim będzie. Dopiero z oddali dostrzegł padający mocnym strumieniem deszcz. Zjawisko dziwne bo chmura unosiła się tylko nad lasem. Z oddali dochodziło wycie wilków, ryk niedźwiedzi i jęki, jęki istot, które nie mogły należeć do świata natury. Wtedy zrozumiał sens próby. Wiedział że zaprzepaścił swoją szansę, zawiódł.
Nie mógł już wrócić do swoich, nie miał domu do którego mógł wrócić, ludzi, którym mógł spojrzeć w oczy. Zaszył się w najdzikszych ostępach. Był tam zupełnie sam, leśna zwierzyna, która zamieszkiwała te tereny zdawała się unikać go. Las w miejscu, w którym przebywał obumierał, mimo że pielęgnował go codziennie. Żył tak kilka lat, nie potrafiąc wrócić do miasta i nie mogąc pozostać wśród swoich. W końcu Rhya, łaskawsza od swego brata Taala, zlitowała się. Śpiącego niespokojnym snem człowieka obudził śpiew ptaków. Nadiel nie był pewien gdzie się znajduje. Powoli otwierał oczy. Promienie wschodzącego słońca oślepiały go. Rozejrzał się dookoła, miejsce było dziwne, na nowo rozkwitłe zielenią. Naraz zobaczył szarego, dorodnego sokoła. To był znak, Rhya przebaczyła mu i dała pod opiekę swe dzieci. Sokół stał się jego najwierniejszym przyjacielem, towarzyszył mu, umacniał w przekonaniu o misji, dodawał odwagi. Odtąd przemierzał wraz z sokołem krainy imperium, broniąc słabszych stworzeń.
Wygląd i charakter: Wysoki, chudy, wręcz kościsty mężczyzna. Ma długie brązowe, lekko poskręcane włosy, rozpuszczone, tak że część opada na twarz przysłaniając zielone, łagodne oczy. Gdzieniegdzie we włosach odnaleźć można liść lub inną ozdobę lasu. Ubrany w proste szarobrązowe szaty. Spodnie płócienne szare, takaż koszula. Okryty brązowym płaszczem, sprawionym ze skóry niedźwiedzia. Na szyi zawieszony złoty medalik przedstawiający łuk i strzałę - symbol Rhyi. Na jednym ramieniu przewieszony prosty dębowy łuk, na drugim sakwa. w środku trochę jagód, ziół, a także mały nóż myśliwski. Na plecach kołczan, a w nim kilkanaście strzał.
Nadiel jest człowiekiem spokojnym, zawsze opanowanym. Raczej małomówny, czas woli spędzać w towarzystwie zwierząt niż ludzi. Oddany swej religii. Często popada w konflikt z ludźmi z miasta, stając w obronie zwierząt. Nie obce mu są emocje negatywne takie jak strach i zwątpienie, wszelako stara się im nie ulegać. Pogodnie nastawiony do życia, uważa, że każda istota ma swoje miejsce w świecie i swój powód do życia.
Craw
Imie: Arthur Artois
Rasa: Ludź
Klasa: wojak
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 16
Wzrost: 172 cm
Oczy: Jasnoniebieskie, bez jakichkolwiek oznak uczuc
Włosy: Blond
Historia: Arthur pochodzi z dosc zamoznej rodziny szlacheckiej. Tak naprawde nie mial jako takiego dziecinstwa. Od dziecka wpajano mu rycerskie idee, karmiono opowiesciami o dzielnych bohaterach i uczono kurtuazji. W koncu byl dziedzicem z rycerskiego rodu na ktorym spoczywal ciezar podtrzymania tradycji. Problem w tym, ze to go w ogole nie pociagalo. Wiele by oddal w tamtym czasie chocby za chwile zabawy z rowiesnikami. Nie bylo to jednak mozliwe. Cale dnie musial spedzac na nauce szermierki czy czytaniu ksiag. Ciagle musial sie pokazywac na jakichs bankietach. Okropne zycie ktorego nienawidzil. Nienawidzil go a nie mogl o tym powiedziec. Nie mogl dac zadnego znaku, ze cos jest nie tak. Po prostu bal sie to zrobic. Dusil w sobie te uczucia, nie widzac innego wyboru. Tak mijaly lata. Walke mieczem opanowal wrecz do perfekcji. Swoja elokwencja zadziwiaj innych. Jednak coz z tego, jak nastawienie do zycia pozostalo takie samo. W dniu swoich 16-tych urodzin zostal zareczony z mloda dama z rodu Stella. Juz wczesniej slyszal pogloski o jej niezrownanej urodzie, jednak nigdy nie mial okazji zobaczyc jej na oczy. Caly ten cyrk z malzenstwem nie wzbudzal w nim zadnych uczuc. I gdy juz myslal, ze zawsze bedzie czescia tego swiata, cos sie stalo. Tydzien przed data slubu przyszedl straznik z nakazem aresztowania Arthura pod zarzutem gwaltu. Szlachcic oskarzony o takie swinstwo! To byl cios dla rodzicow i plama na dobrym imieniu rodu. Skaza, na ktorejs komus musialo bardzo zalezec. Arthur nie zastanawial sie dwa razy. Zabral tylko swoj miecz, plaszcz oraz troche pieniedzy i uciekl przez okno. Nareszcie wolnosc, mimo ze goniony byl listem gonczym. Coz, wybral nie latwe zycie, jednak wszystko wydawalo mu sie lepsze od poprzedniego.
Wyglad: Arthur jest sredniego wzrostu i sprawia wrazenie jakby byl sredniej budowy. Ma blond lekko falowane blond wlosy spiete w maly kucyk. Na jego twarzy widac brak jakichkolwiek blizn czy sladow. Widac, ze bardzo sie o nia troszczy. Brak tez na niej jakichkolwiek emocji. Ubrany jest w biala, co ciekawe, czysta koszule oraz skorzane spodnie. Na nogach ma buty o wysokiej cholewie. Przy pasie spoczywa miecz o pozlacanej, bogato ornamentowanej rekojesci. Na plecach spoczywa szary plaszcz z kapturem, kontrastujacy nieco z reszta ubioru. W reku trzyma niewielki tobolek.

Krzys_ek - znalazłem parę błędów ort. ale poprawiłem.
Imię: Nadiel
Rasa: Człowiek
Wiek: 39
Płeć: Mężczyzna
Kolor oczu: Zielone
Kolor włosów: Brązowe
Wzrost: 1.80m
Waga 50 kg
Profesja: Kapłan
Wiara: Rhya i Taal
Cichy spokojny letni dzień. Słońce wysoko nad horyzontem lekko chyliło się ku zachodowi. Wiatr lekko huczał na konarach drzew, zagłuszany przez gwar dochodzący z pobliskiej wsi. Był to czas szczególny, dzień słońca. Nagle okrzyki ucichły. Tłum ludzi, którzy dotychczas bawili się wesoło zebrał się wokół 14-letniego dziecka. To żegnawszy się po kolei ze wszystkimi, powoli kierowało się w stronę lasu. Była to swego rodzaju tradycja, od kiedy pamiętnych czasów na wioskę padła klęska nieurodzaju. Pola spragnione deszczu, niszczały w słonecznej spiekocie. A zimy były w tym czasie tak długie i srogie, że nie wielu miało szanse przetrwać bez zgromadzonych zapasów. Wtedy to w okolicznych lasach pojawiła się zwierzyna tak obfita, że nikt nie mógł uwierzyć. Myśliwi dwoili się, a jej nie ubywało, aż suszone mięso zapewniło życie każdemu z mieszkańców. Mówiono wtedy, że to z łaski Rhyi. I tak co dziesięć lat podczas obchodów dnia słońca jedno z dzieci posyłane jest do świątyni, by tym sposobem wyrazić wdzięczność swej dobrotliwej bogini.
Praca dla świątyni jak zawsze wiązała się z poświęceniem, toteż nie raz i nie dwa ochotnicy byli przymusowi. Tym razem jednak było inaczej. Chłopiec był kandydatem wymarzonym. Osierocony w dzieciństwie, także nic nie trzymało go w miasteczku. Od dziecka nauczony ciężkiej pracy, radość i spokój znajdował na łonie przyrody, choćby podczas łowów. Tak, był on zapalonym myśliwym, obeznanym od maleńkości z gęstymi ostępami lasu.
Lata spędzone pośród kapłanów, były najszczęśliwszymi w jego życiu. Wreszcie odnalazł prawdziwy dom. Nie dziwiła więc nikogo gorliwość z jaką wykonywał swoje obowiązki. Bardzo szybko bo w kilka lat dostał święcenia i stał się kapłanem, z całej duszy oddanym Taal'owi i Rhyi.
Spokojna noc, a jednak nie wszyscy spali. Nadiel chodził po nerwowo izbie. W pamięci nadal miał sen, który spadł na niego tej nocy. Wiedział co to oznacza. Z łaski Taala spadła na niego próba. Próba na którą czekał od dawna. Jak na wpół przytomny próbował odtworzyć każdy detal snu. Niedźwiedzia rzucającego się na uzbrojonego człowieka, potem ogień trawiący ostępy lasu. Wśród płomieni widział czaszkę jelenia. Znak świętego gaju Taala. Sen był tak realistyczny. Następnego dnia był spakowany i gotowy do drogi. Nie żegnając się z nikim wyruszył o brzasku, zostawiając tylko małą kartkę z wyjaśnieniem. Podróżował długo, na tyle długo, że zaczynał wątpić w sens swojej wędrówki. Czasem żałował, że opuścił swój dom, chciał wracać, ale wytrwałość i upór zwyciężały. W końcu po wielu trudach dotarł tam. Miejsce które widział we śnie, ciche spokojne, jakby zupełnie różne od tamtego z wizji. Przeczuwając przyszłe wydarzenia zamieszkał tam. Pielęgnował gaj,dbał o zwierzęta. Zwykłe obowiązki sprawiły, że czuł znużenie. W końcu zło dało o sobie znać. Gromada zbrojnych pojawiła się na horyzoncie. Niszczyli wszystko, wsie, kapliczki, paląc wszystko co stało na ich drodze, zostawiając za sobą zgliszcza. Nadiel poczuł dreszcz, wiedział, że to jest jego wyzwanie. Zacisnął dłonie na łuku, czekał aż podjadą, by wyjść im na przeciw. Konie zbliżały się coraz bardziej, były tak blisko że mógł wręcz rozpoznać sylwetki jeźdźców. 20 zbrojnych, każdy w czarnej zbroi, z mieczem lub pochodnią w dłoni, w ich oczach widać było obłęd, właściwy tylko stworzeniom chaosu. Pierwsze kępy traw zapalały się od ognia pochodni, konni wjechali już w ulokowany pośrodku kamienny krąg zaczynając wywracać bloki i podpalać wszystko dookoła, jak gdyby nie straszne im była śmierć w płomieniach. Nadiel nie poruszył się. Siedział cicho w ukryciu, przerażony. Było ich tak wielu, a on jeden. Niestety strach przed śmiercią zwyciężył. Zwyciężył wiarę i wszystko co do tej pory uznawał za najważniejsze. Uciekając stamtąd czuł gniew na siebie, bóstwa, a zarazem ból i niepewność, co teraz z nim będzie. Dopiero z oddali dostrzegł padający mocnym strumieniem deszcz. Zjawisko dziwne bo chmura unosiła się tylko nad lasem. Z oddali dochodziło wycie wilków, ryk niedźwiedzi i jęki, jęki istot, które nie mogły należeć do świata natury. Wtedy zrozumiał sens próby. Wiedział że zaprzepaścił swoją szansę, zawiódł.
Nie mógł już wrócić do swoich, nie miał domu do którego mógł wrócić, ludzi, którym mógł spojrzeć w oczy. Zaszył się w najdzikszych ostępach. Był tam zupełnie sam, leśna zwierzyna, która zamieszkiwała te tereny zdawała się unikać go. Las w miejscu, w którym przebywał obumierał, mimo że pielęgnował go codziennie. Żył tak kilka lat, nie potrafiąc wrócić do miasta i nie mogąc pozostać wśród swoich. W końcu Rhya, łaskawsza od swego brata Taala, zlitowała się. Śpiącego niespokojnym snem człowieka obudził śpiew ptaków. Nadiel nie był pewien gdzie się znajduje. Powoli otwierał oczy. Promienie wschodzącego słońca oślepiały go. Rozejrzał się dookoła, miejsce było dziwne, na nowo rozkwitłe zielenią. Naraz zobaczył szarego, dorodnego sokoła. To był znak, Rhya przebaczyła mu i dała pod opiekę swe dzieci. Sokół stał się jego najwierniejszym przyjacielem, towarzyszył mu, umacniał w przekonaniu o misji, dodawał odwagi. Odtąd przemierzał wraz z sokołem krainy imperium, broniąc słabszych stworzeń.
Wygląd i charakter: Wysoki, chudy, wręcz kościsty mężczyzna. Ma długie brązowe, lekko poskręcane włosy, rozpuszczone, tak że część opada na twarz przysłaniając zielone, łagodne oczy. Gdzieniegdzie we włosach odnaleźć można liść lub inną ozdobę lasu. Ubrany w proste szarobrązowe szaty. Spodnie płócienne szare, takaż koszula. Okryty brązowym płaszczem, sprawionym ze skóry niedźwiedzia. Na szyi zawieszony złoty medalik przedstawiający łuk i strzałę - symbol Rhyi. Na jednym ramieniu przewieszony prosty dębowy łuk, na drugim sakwa. w środku trochę jagód, ziół, a także mały nóż myśliwski. Na plecach kołczan, a w nim kilkanaście strzał.
Nadiel jest człowiekiem spokojnym, zawsze opanowanym. Raczej małomówny, czas woli spędzać w towarzystwie zwierząt niż ludzi. Oddany swej religii. Często popada w konflikt z ludźmi z miasta, stając w obronie zwierząt. Nie obce mu są emocje negatywne takie jak strach i zwątpienie, wszelako stara się im nie ulegać. Pogodnie nastawiony do życia, uważa, że każda istota ma swoje miejsce w świecie i swój powód do życia.
Craw
Imie: Arthur Artois
Rasa: Ludź
Klasa: wojak
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 16
Wzrost: 172 cm
Oczy: Jasnoniebieskie, bez jakichkolwiek oznak uczuc
Włosy: Blond
Historia: Arthur pochodzi z dosc zamoznej rodziny szlacheckiej. Tak naprawde nie mial jako takiego dziecinstwa. Od dziecka wpajano mu rycerskie idee, karmiono opowiesciami o dzielnych bohaterach i uczono kurtuazji. W koncu byl dziedzicem z rycerskiego rodu na ktorym spoczywal ciezar podtrzymania tradycji. Problem w tym, ze to go w ogole nie pociagalo. Wiele by oddal w tamtym czasie chocby za chwile zabawy z rowiesnikami. Nie bylo to jednak mozliwe. Cale dnie musial spedzac na nauce szermierki czy czytaniu ksiag. Ciagle musial sie pokazywac na jakichs bankietach. Okropne zycie ktorego nienawidzil. Nienawidzil go a nie mogl o tym powiedziec. Nie mogl dac zadnego znaku, ze cos jest nie tak. Po prostu bal sie to zrobic. Dusil w sobie te uczucia, nie widzac innego wyboru. Tak mijaly lata. Walke mieczem opanowal wrecz do perfekcji. Swoja elokwencja zadziwiaj innych. Jednak coz z tego, jak nastawienie do zycia pozostalo takie samo. W dniu swoich 16-tych urodzin zostal zareczony z mloda dama z rodu Stella. Juz wczesniej slyszal pogloski o jej niezrownanej urodzie, jednak nigdy nie mial okazji zobaczyc jej na oczy. Caly ten cyrk z malzenstwem nie wzbudzal w nim zadnych uczuc. I gdy juz myslal, ze zawsze bedzie czescia tego swiata, cos sie stalo. Tydzien przed data slubu przyszedl straznik z nakazem aresztowania Arthura pod zarzutem gwaltu. Szlachcic oskarzony o takie swinstwo! To byl cios dla rodzicow i plama na dobrym imieniu rodu. Skaza, na ktorejs komus musialo bardzo zalezec. Arthur nie zastanawial sie dwa razy. Zabral tylko swoj miecz, plaszcz oraz troche pieniedzy i uciekl przez okno. Nareszcie wolnosc, mimo ze goniony byl listem gonczym. Coz, wybral nie latwe zycie, jednak wszystko wydawalo mu sie lepsze od poprzedniego.
Wyglad: Arthur jest sredniego wzrostu i sprawia wrazenie jakby byl sredniej budowy. Ma blond lekko falowane blond wlosy spiete w maly kucyk. Na jego twarzy widac brak jakichkolwiek blizn czy sladow. Widac, ze bardzo sie o nia troszczy. Brak tez na niej jakichkolwiek emocji. Ubrany jest w biala, co ciekawe, czysta koszule oraz skorzane spodnie. Na nogach ma buty o wysokiej cholewie. Przy pasie spoczywa miecz o pozlacanej, bogato ornamentowanej rekojesci. Na plecach spoczywa szary plaszcz z kapturem, kontrastujacy nieco z reszta ubioru. W reku trzyma niewielki tobolek.

-
- Marynarz
- Posty: 200
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:56
- Numer GG: 3511208
- Lokalizacja: Grajewo
- Kontakt:

-
- Majtek
- Posty: 138
- Rejestracja: środa, 14 września 2005, 13:29

-
- Marynarz
- Posty: 200
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:56
- Numer GG: 3511208
- Lokalizacja: Grajewo
- Kontakt:

- BLACKs
- Tawerniany Cygan
- Posty: 3040
- Rejestracja: poniedziałek, 21 listopada 2005, 17:30
Ja jestem średniGavrill pisze:Co ciekawe nie ma tu ludzi zwyklej urodyAlbo nieprzecietnie piekni, albo niezmiernie brzydcy ( przez wzglad na wlasne bezpieczenstwo nie podaje przykladow)

Chciałem się spytać, czy ze względu na mojego przepaka mam jakiś z tych przedmiotów:
- Włócznia Zabójca Demonów,
- Dwa magiczne sztylety.
Mam coś z tego fds?
