[Claymore]Buntowniczka

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Re: [Claymore]Buntowniczka
Beatrice (numer 13)
Pustynia. Powietrze falowało rozgrzane prażącym słońcem. Równie dobrze mogły wędrować nocą, choć nie wpłynęłoby to specjalnie na wrażenia z podróży. Beatrice nie słyszała jeszcze o wojowniczce, która nie potrafiłaby kontrolować temperatury swojego organizmu. Bycie potworem ma czasem swoje plusy. Najważniejsze, żeby te plusy nie przysłoniły nam minusów.
Monotonia krajobrazu była za to w przeciwieństwie do upału nie do zniesienia. Może, jakby była typem defensywnym jak Gabriela? Numer 21 nigdy nie zdradzał parcia do działania to może i taka podróż jej odpowiadała? Jednak tak Shiva jak i ona sama źle znosiły wymuszoną bezczynność. W lasach w centrum kontynentu byłaby przynajmniej szansa na spotkanie jakiejś przypadkowej Yomy.
Jednak te przemyślenia i odczucia zeszły na bok gdy ich oczom ukazało się miasto. Jak wszystkie miasta południa przystosowane było do jak najlepszego chronienia mieszkańców przed uderzającym niczym młot żarem słońca za dnia i przed przenikającym aż do kości chłodem nocy. Reakcja ludzi była jednak taka sama jak na całym świecie. Najpierw zdziwienie ich niezapowiadanym pojawieniem a potem podszytą strachem obserwację. Wyłowiła wzrokiem z zalegającego ulicę tłumu jakiegoś tubylca o w miarę inteligentnej powierzchowności i wypytała go o miejscową starszyznę. Skierowała kroki do wskazanego budynku.
Wojowniczki przekroczyły próg. Trzynastka otaksowała siedzącego za rozpadającym się stołem mężczyznę i spytała. - Ty reprezentujesz tu władzę?
-Powiedzmy, że utrzymuje ten burdel w jakim takim porządku. A kto pyta? -odparł mężczyzna patrząc na wojowniczkę spode łba -Nie przypominam sobie, żeby w mieście czaiła się jakaś Yoma. Jak będziecie potrzebne, poślemy po was. Jeżeli jesteście tu tylko przejazdem, zaopatrzcie się w to, czego potrzebujecie i odejdźcie. - Widocznie był jednym z tych, którym poczucie obowiązku i troska o lud przesłaniały strach o własną skórę. Zawsze to samo. Jak trwoga to do Boga, no a w każdym razie do organizacji. Ale jak jesteś niepotrzebny to fora ze dwora. Potwór zrobił swoje, potwór może odejść. Beatrice widziała to już tyle razy, że miała ochotę rzygać, ale jej nieludzka fizjonomia nie obejmowała takich odruchów, w każdym razie nie w geście obrzydzenia. Dlatego też uśmiechnęła się tylko tak, że nawet poczucie obowiązku nie powstrzymało jej rozmówcy przed tym, żeby odchylić się ze strachem. - Taki mamy zamiar, i dlatego też do ciebie przyszłyśmy. - Nie miała zamiaru okazywać starszemu, czy wójtowi czy jak też go tam miejscowi zwali, żadnego szacunku. - Potrzebne nam informacje. Jedna z naszych najprawdopodobniej niedawno tędy przechodziła. Tak szybko, że obserwujący zajście ludzie nie zdołali nawet uchwycić ruchu 13 dobyła miecza. Nie przejmując się ewentualnymi protestami wyryła w podłodze symbol renegatki. - To jej znak, miała go na ubraniu i na mieczu. Była tu? Starszy człowiek spojrzał na znak i wywrócił oczyma -Wasz cyrk, wasze małpy. Cokolwiek zrobicie, macie nie mieszać w to naszych ludzi. - Przez chwile milczał, po czym westchnął -Tak, była tu. Nawet bez narysowanego symbolu wiedziałem, że coś jest nie tak. Nie wzywaliśmy jej, a ta zatrzymała się u nas na kilka dni. Potem oddaliła się z Lidią. Najpewniej do jej domu. Lidia jest trędowata i nie mieszka z nami.. znaczy z ludźmi. Początkowo myśleliśmy, że to ona wezwała Claymore... a kto ją wie. Nikt, kto się z wiedźmami zadaje długo nie żyje. Trędowata z tą małą już się nie zbliżyły, chyba, że na zakupy... ale o ile pamiętam wiedźmy nie było... wystarczy tyle?- Mężczyzna mimo, że starał się udawać twardego spoci się i nerwowo wyłamywał palce -Dom Lidii jest oddalony jakieś pół dnia drogi na połódnie od wioski... jak chcecie to idźcie... możecie iść nawet dziś. -Dodał z nadzieją.
Wojowniczka nie odezwała się. Dowiedziała się czego chciała, ten tu nie był jej już do niczego potrzebny. Bez słowa umieściła miecz z powrotem na plecach i wyszła skinąwszy na swoje towarzyszki. Po raz kolejny odezwała się dopiero za miastem. - Ruszamy sprawdzić tą trędowatą.. Spojrzała na Gabrielę. -Jak tylko wykryjesz jakieś Yoki, daj znać, tym razem lepiej byłoby potwierdzić obecność celu a potem uderzyć z jakimś planem ułożonym nim zacznie się walka. Przeciwniczka była o dziesięć numerów niższa, ale Beatrice mimo to cały czas był dręczona złymi przeczuciami i nie miała najmniejszego zamiaru jej lekceważyć... zbytnio.
Pustynia. Powietrze falowało rozgrzane prażącym słońcem. Równie dobrze mogły wędrować nocą, choć nie wpłynęłoby to specjalnie na wrażenia z podróży. Beatrice nie słyszała jeszcze o wojowniczce, która nie potrafiłaby kontrolować temperatury swojego organizmu. Bycie potworem ma czasem swoje plusy. Najważniejsze, żeby te plusy nie przysłoniły nam minusów.
Monotonia krajobrazu była za to w przeciwieństwie do upału nie do zniesienia. Może, jakby była typem defensywnym jak Gabriela? Numer 21 nigdy nie zdradzał parcia do działania to może i taka podróż jej odpowiadała? Jednak tak Shiva jak i ona sama źle znosiły wymuszoną bezczynność. W lasach w centrum kontynentu byłaby przynajmniej szansa na spotkanie jakiejś przypadkowej Yomy.
Jednak te przemyślenia i odczucia zeszły na bok gdy ich oczom ukazało się miasto. Jak wszystkie miasta południa przystosowane było do jak najlepszego chronienia mieszkańców przed uderzającym niczym młot żarem słońca za dnia i przed przenikającym aż do kości chłodem nocy. Reakcja ludzi była jednak taka sama jak na całym świecie. Najpierw zdziwienie ich niezapowiadanym pojawieniem a potem podszytą strachem obserwację. Wyłowiła wzrokiem z zalegającego ulicę tłumu jakiegoś tubylca o w miarę inteligentnej powierzchowności i wypytała go o miejscową starszyznę. Skierowała kroki do wskazanego budynku.
Wojowniczki przekroczyły próg. Trzynastka otaksowała siedzącego za rozpadającym się stołem mężczyznę i spytała. - Ty reprezentujesz tu władzę?
-Powiedzmy, że utrzymuje ten burdel w jakim takim porządku. A kto pyta? -odparł mężczyzna patrząc na wojowniczkę spode łba -Nie przypominam sobie, żeby w mieście czaiła się jakaś Yoma. Jak będziecie potrzebne, poślemy po was. Jeżeli jesteście tu tylko przejazdem, zaopatrzcie się w to, czego potrzebujecie i odejdźcie. - Widocznie był jednym z tych, którym poczucie obowiązku i troska o lud przesłaniały strach o własną skórę. Zawsze to samo. Jak trwoga to do Boga, no a w każdym razie do organizacji. Ale jak jesteś niepotrzebny to fora ze dwora. Potwór zrobił swoje, potwór może odejść. Beatrice widziała to już tyle razy, że miała ochotę rzygać, ale jej nieludzka fizjonomia nie obejmowała takich odruchów, w każdym razie nie w geście obrzydzenia. Dlatego też uśmiechnęła się tylko tak, że nawet poczucie obowiązku nie powstrzymało jej rozmówcy przed tym, żeby odchylić się ze strachem. - Taki mamy zamiar, i dlatego też do ciebie przyszłyśmy. - Nie miała zamiaru okazywać starszemu, czy wójtowi czy jak też go tam miejscowi zwali, żadnego szacunku. - Potrzebne nam informacje. Jedna z naszych najprawdopodobniej niedawno tędy przechodziła. Tak szybko, że obserwujący zajście ludzie nie zdołali nawet uchwycić ruchu 13 dobyła miecza. Nie przejmując się ewentualnymi protestami wyryła w podłodze symbol renegatki. - To jej znak, miała go na ubraniu i na mieczu. Była tu? Starszy człowiek spojrzał na znak i wywrócił oczyma -Wasz cyrk, wasze małpy. Cokolwiek zrobicie, macie nie mieszać w to naszych ludzi. - Przez chwile milczał, po czym westchnął -Tak, była tu. Nawet bez narysowanego symbolu wiedziałem, że coś jest nie tak. Nie wzywaliśmy jej, a ta zatrzymała się u nas na kilka dni. Potem oddaliła się z Lidią. Najpewniej do jej domu. Lidia jest trędowata i nie mieszka z nami.. znaczy z ludźmi. Początkowo myśleliśmy, że to ona wezwała Claymore... a kto ją wie. Nikt, kto się z wiedźmami zadaje długo nie żyje. Trędowata z tą małą już się nie zbliżyły, chyba, że na zakupy... ale o ile pamiętam wiedźmy nie było... wystarczy tyle?- Mężczyzna mimo, że starał się udawać twardego spoci się i nerwowo wyłamywał palce -Dom Lidii jest oddalony jakieś pół dnia drogi na połódnie od wioski... jak chcecie to idźcie... możecie iść nawet dziś. -Dodał z nadzieją.
Wojowniczka nie odezwała się. Dowiedziała się czego chciała, ten tu nie był jej już do niczego potrzebny. Bez słowa umieściła miecz z powrotem na plecach i wyszła skinąwszy na swoje towarzyszki. Po raz kolejny odezwała się dopiero za miastem. - Ruszamy sprawdzić tą trędowatą.. Spojrzała na Gabrielę. -Jak tylko wykryjesz jakieś Yoki, daj znać, tym razem lepiej byłoby potwierdzić obecność celu a potem uderzyć z jakimś planem ułożonym nim zacznie się walka. Przeciwniczka była o dziesięć numerów niższa, ale Beatrice mimo to cały czas był dręczona złymi przeczuciami i nie miała najmniejszego zamiaru jej lekceważyć... zbytnio.
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica


-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Claymore]Buntowniczka
Shiva (nr 36):
Shiva miała nadzieję, że chociaż zdąży się odpiaszczyć... Podróż przez pustynię była rzeczą, którą zapragnęła zostawić daleko za sobą... Jak ci ludzie mogli tu w ogóle żyć?
Beatrice zniknęła w trzewiach budynku. Shiva weszła wraz z Gabrielą tuż za przywódczynią, a potem stała sobie z boku z założonymi rękami. Czekała... przedtem myślała, ze najbardziej nie znosi czekać, ale teraz zaszczytne miejsce pierwsze na liście rzeczy znienawidzonych zajmowała pustynia. Rozległ się dźwięk dobywanego miecza, a potem haratania kamienia. Shiva zmarszczyła brwi. Zamyśliła się i w sumie ten dźwięk ją wybudził. Beatrice wyryła mieczem znak ich obecnego celu...
Gadanian tego wodza, czy czego tam, wleciała jednym uchem Shivy, a wyleciała drugim. Zapamiętała z rozmowy tyle, ze dwudziestka trójka zabawiła tu parę dni, potem spotkała sie z trędowatą, poszła z nią , towarzyszyła jej parę dni, a potem prawdopodobnie się ulotniła.
Wreszcie wyszły z budynku. Beatrice ruszyła po prostu poza miasto.
Shiva spojrzała na przywódczynię i westchnęła.
Tak jak myślała, szły do trędowatej... Shiva wątpiła jednak, że będą miały dość szczęścia, by spotkać tam numer dwadzieścia trzy...
Shiva miała nadzieję, że chociaż zdąży się odpiaszczyć... Podróż przez pustynię była rzeczą, którą zapragnęła zostawić daleko za sobą... Jak ci ludzie mogli tu w ogóle żyć?
Beatrice zniknęła w trzewiach budynku. Shiva weszła wraz z Gabrielą tuż za przywódczynią, a potem stała sobie z boku z założonymi rękami. Czekała... przedtem myślała, ze najbardziej nie znosi czekać, ale teraz zaszczytne miejsce pierwsze na liście rzeczy znienawidzonych zajmowała pustynia. Rozległ się dźwięk dobywanego miecza, a potem haratania kamienia. Shiva zmarszczyła brwi. Zamyśliła się i w sumie ten dźwięk ją wybudził. Beatrice wyryła mieczem znak ich obecnego celu...
Gadanian tego wodza, czy czego tam, wleciała jednym uchem Shivy, a wyleciała drugim. Zapamiętała z rozmowy tyle, ze dwudziestka trójka zabawiła tu parę dni, potem spotkała sie z trędowatą, poszła z nią , towarzyszyła jej parę dni, a potem prawdopodobnie się ulotniła.
Wreszcie wyszły z budynku. Beatrice ruszyła po prostu poza miasto.
Shiva spojrzała na przywódczynię i westchnęła.
Tak jak myślała, szły do trędowatej... Shiva wątpiła jednak, że będą miały dość szczęścia, by spotkać tam numer dwadzieścia trzy...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Claymore]Buntowniczka
Gabriela (nr 21)
Wojowniczka nie mogła się nadziwić z jaką niecierpliwością jej towarzyszki znosiły podróż przez pustynię. Droga jak każda inna, a jako Claymore nie musiały przejmować się tym, że się przegrzeją lub zmarzną... Jadły bardzo niewiele i piły praktycznie jeszcze mniej. Bardziej niż sama droga irytowało ją ich marudzenie czemu dała upust na sam koniec ich wędrówki, gdy tylko dostrzegła miasto. Chociaż nie chciała na nie krzyczeć, ale przynajmniej się uspokoiły i zaczęły myśleć racjonalniej... Miała wrażenie, że ma pod swoją opieką dwójkę niespokojnych i niecierpliwych dzieci...
W mieście powtórzył się bardzo dobrze znany wojowniczkom scenariusz. Gdy tylko na bruku rozległo się stukanie trzech par pancernych butów rozległy się komentarze, pojawiły zalęknione lub wrogie spojrzenia. Gabriela od razu skoncentrowała się na badaniu przepływu Yoki w okolicy. Póki co nic ciekawego... Skierowały się w stronę siedziby władz miasta. Standardowa procedura, której Gabriela miewała niekiedy dość...
Wrogość przedstawiciela władz nie była niczym nowym. Cóż... Odważny, trzeba było mu przyznać. Gabriela zachowała swój zimny wyraz twarzy, jak zawsze. Milczała przysłuchując się tylko rozmowie. Stała nieco z tyłu za Beatrice, która nie zamierzała się z kolesiem patyczkować. Gdy przywódczyni dała rozkaz wymarszu bez słowa ruszyła za nią.
- Ruszamy sprawdzić tą trędowatą - poza miastem Beatrice spojrzała na Gabrielę. - Jak tylko wykryjesz jakieś Yoki, daj znać, tym razem lepiej byłoby potwierdzić obecność celu a potem uderzyć z jakimś planem ułożonym nim zacznie się walka - numer dwadzieścia jeden skinęła głową. W przeciwieństwie do przywódczyni nie była skłonna tak łatwo przeskakiwać z numeracją po wyeliminowaniu jednego z wyższych numerów. Nie wiadomo kto przyjdzie na ich miejsce...
- Od czasu wejścia do miasta szukam najdrobniejszych śladów Yoki w okolicy. Jeśli dwudziestka trójka używa pigułek ukrywających Yoki to jej nie znajdziemy tak łatwo. Ale jeśli nie, dam znać, gdy tylko ją wyczuję - oznajmiła. Po tych słowach znów w pełni skupiła się na przepływie Yoki. Szukała i badała każde potencjalne źródło...
Wojowniczka nie mogła się nadziwić z jaką niecierpliwością jej towarzyszki znosiły podróż przez pustynię. Droga jak każda inna, a jako Claymore nie musiały przejmować się tym, że się przegrzeją lub zmarzną... Jadły bardzo niewiele i piły praktycznie jeszcze mniej. Bardziej niż sama droga irytowało ją ich marudzenie czemu dała upust na sam koniec ich wędrówki, gdy tylko dostrzegła miasto. Chociaż nie chciała na nie krzyczeć, ale przynajmniej się uspokoiły i zaczęły myśleć racjonalniej... Miała wrażenie, że ma pod swoją opieką dwójkę niespokojnych i niecierpliwych dzieci...
W mieście powtórzył się bardzo dobrze znany wojowniczkom scenariusz. Gdy tylko na bruku rozległo się stukanie trzech par pancernych butów rozległy się komentarze, pojawiły zalęknione lub wrogie spojrzenia. Gabriela od razu skoncentrowała się na badaniu przepływu Yoki w okolicy. Póki co nic ciekawego... Skierowały się w stronę siedziby władz miasta. Standardowa procedura, której Gabriela miewała niekiedy dość...
Wrogość przedstawiciela władz nie była niczym nowym. Cóż... Odważny, trzeba było mu przyznać. Gabriela zachowała swój zimny wyraz twarzy, jak zawsze. Milczała przysłuchując się tylko rozmowie. Stała nieco z tyłu za Beatrice, która nie zamierzała się z kolesiem patyczkować. Gdy przywódczyni dała rozkaz wymarszu bez słowa ruszyła za nią.
- Ruszamy sprawdzić tą trędowatą - poza miastem Beatrice spojrzała na Gabrielę. - Jak tylko wykryjesz jakieś Yoki, daj znać, tym razem lepiej byłoby potwierdzić obecność celu a potem uderzyć z jakimś planem ułożonym nim zacznie się walka - numer dwadzieścia jeden skinęła głową. W przeciwieństwie do przywódczyni nie była skłonna tak łatwo przeskakiwać z numeracją po wyeliminowaniu jednego z wyższych numerów. Nie wiadomo kto przyjdzie na ich miejsce...
- Od czasu wejścia do miasta szukam najdrobniejszych śladów Yoki w okolicy. Jeśli dwudziestka trójka używa pigułek ukrywających Yoki to jej nie znajdziemy tak łatwo. Ale jeśli nie, dam znać, gdy tylko ją wyczuję - oznajmiła. Po tych słowach znów w pełni skupiła się na przepływie Yoki. Szukała i badała każde potencjalne źródło...

-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
Re: [Claymore]Buntowniczka
Episode II
Chapter II- sick
Gabriela musiała się bardzo dobrze skupić. Zamknęła powieki i jej towarzyszki pierwszy raz zobaczyły zmianę wyrazu twarzy wojowniczki. Zacisnęła lekko usta, na jej czole pojawiły się drobne zmarszczki.
-Jedną wyczuwam od razu. Dość słaba. Widać, że nie bierze pigułek. Jeżeli to dwadzieścia trzy, to walka będzie szybka i prosta...
-Dobrze. Możemy zatem...
-Nie skończyłam-Przerwała przywodczyni Gabriela- Jest jeszcze jedno źródło. Pozostałe wojowniczki zatrzymały się zaciekawione.
-Jeszcze jedno? Potrafisz określić jego położenie.
-Nie dokładnie. Ale nie zdziwiłabym się, gdyby towarzyszyła naszemu zbiegowi.
-Silna?-Chciała wiedzieć Beatrice
-Nie. Jej yoka jest słabsza od zbiega. Za to przepływa bardzo regularnie przez wszystkie części ciala. Mała bardzo dobrze ją kontroluje.
-Yare yare... raczej nie będziemy się dobrze bawić.
-I kto to mówi. Masz najniższy numer z nas trzech-Beatrice zauważyła chłodno. Shiva wyszczerzyła kły
-To nie ja najdłużej lizałam rany po walce z przebudzoną.
-Dajcie spokój-Warknęła numer dwadzieścia jeden.
Dalsza droga upłynęła spokojnie, bez uszczypliwości. Dziewczyny przyzwyczaiły się do siebie w trakcie tych misji. Bo polubiły to zbyt duże słowo. Nie minęło ćwierć dnia a już widziały na horyzoncie niewielkie zabudowania. Chatka z niewielka stodołą. Drewniana, bez kamiennych motywów tak często tu widywanych. Wojowniczki podeszły od frontu, starając się stłumić swoją yokę. Właściwie było to bezcelowe, bo z tej odległości każda dobrze przeszkolona Claymore mogła wyczuć przepływ energii. Będąc jakieś dziesięc metrów od wejścia, usłyszały skrzypienie. Drzwi otworzyły się i oczom dziewczyn ukazała się zgarbiona sylwetka. Jaj twarz zasłanial kaptur. Raz za czas pokaszliwała, kulała na jedną nogę. Wyciągnęła zabandażowaną dłoń i powiedziała niskim głosem.
-Czego chcecie od starej kobiety-Uniosła głowę, lecz potężny garb na plecach blokował część stawów.-Jeżeli przyszłyście mnie ograbić, prosze bardzo. Wszystko w tym domu przyniesie wam śmierć. Jeżeli prosicie o pomoc, niestety nie mogę wam jej udzielić. Sama jestem śmiertelnie chora.
-Jesteśmy tu po dwudziestkę trójkę, babciu.
-Ach tak... nie wiem o czym mówisz. Nie znam waszych rang. Poza tym każdy kto ze mną obcuje, staje się zakażony.
-Bardzo wygodne. Dobrze wiesz o czym mówię -Odparła chłodno przywódczyni
-Beatrice, Shiva... chodźcie na słówko...-Warknęła na towarzyszki Gabriela. Chwilkę potem mówiła zdenerwowana.
-Czuję niewielkie źródło yoki... bardzo stabilne, unormowane, w pelni kontrolowane.
-Czyli zbieg jest tutaj-Ucieszyła się Shiva.
-Nie, nie rozumiesz. Dwudziestkę trójkę wyczułam juz dawno. Ja mówie o tej staruszce. Beatrice zmarszczyła brwi.
-Shiva. Ja i Gabriela będziemy rozmawiać, a ty skoncentruj jak najwięcej yoki w nogach. Renegat wie, że tu jesteśmy, więc nic nie stracimy. W razie najmniejszego ruchu zdradzającego zagrożenie, nie pozwól jej zaatakować. I nie zabijaj od razu.
-Interesujące-mruknął najniższy numer...
Chapter II- sick
Gabriela musiała się bardzo dobrze skupić. Zamknęła powieki i jej towarzyszki pierwszy raz zobaczyły zmianę wyrazu twarzy wojowniczki. Zacisnęła lekko usta, na jej czole pojawiły się drobne zmarszczki.
-Jedną wyczuwam od razu. Dość słaba. Widać, że nie bierze pigułek. Jeżeli to dwadzieścia trzy, to walka będzie szybka i prosta...
-Dobrze. Możemy zatem...
-Nie skończyłam-Przerwała przywodczyni Gabriela- Jest jeszcze jedno źródło. Pozostałe wojowniczki zatrzymały się zaciekawione.
-Jeszcze jedno? Potrafisz określić jego położenie.
-Nie dokładnie. Ale nie zdziwiłabym się, gdyby towarzyszyła naszemu zbiegowi.
-Silna?-Chciała wiedzieć Beatrice
-Nie. Jej yoka jest słabsza od zbiega. Za to przepływa bardzo regularnie przez wszystkie części ciala. Mała bardzo dobrze ją kontroluje.
-Yare yare... raczej nie będziemy się dobrze bawić.
-I kto to mówi. Masz najniższy numer z nas trzech-Beatrice zauważyła chłodno. Shiva wyszczerzyła kły
-To nie ja najdłużej lizałam rany po walce z przebudzoną.
-Dajcie spokój-Warknęła numer dwadzieścia jeden.
Dalsza droga upłynęła spokojnie, bez uszczypliwości. Dziewczyny przyzwyczaiły się do siebie w trakcie tych misji. Bo polubiły to zbyt duże słowo. Nie minęło ćwierć dnia a już widziały na horyzoncie niewielkie zabudowania. Chatka z niewielka stodołą. Drewniana, bez kamiennych motywów tak często tu widywanych. Wojowniczki podeszły od frontu, starając się stłumić swoją yokę. Właściwie było to bezcelowe, bo z tej odległości każda dobrze przeszkolona Claymore mogła wyczuć przepływ energii. Będąc jakieś dziesięc metrów od wejścia, usłyszały skrzypienie. Drzwi otworzyły się i oczom dziewczyn ukazała się zgarbiona sylwetka. Jaj twarz zasłanial kaptur. Raz za czas pokaszliwała, kulała na jedną nogę. Wyciągnęła zabandażowaną dłoń i powiedziała niskim głosem.
-Czego chcecie od starej kobiety-Uniosła głowę, lecz potężny garb na plecach blokował część stawów.-Jeżeli przyszłyście mnie ograbić, prosze bardzo. Wszystko w tym domu przyniesie wam śmierć. Jeżeli prosicie o pomoc, niestety nie mogę wam jej udzielić. Sama jestem śmiertelnie chora.
-Jesteśmy tu po dwudziestkę trójkę, babciu.
-Ach tak... nie wiem o czym mówisz. Nie znam waszych rang. Poza tym każdy kto ze mną obcuje, staje się zakażony.
-Bardzo wygodne. Dobrze wiesz o czym mówię -Odparła chłodno przywódczyni
-Beatrice, Shiva... chodźcie na słówko...-Warknęła na towarzyszki Gabriela. Chwilkę potem mówiła zdenerwowana.
-Czuję niewielkie źródło yoki... bardzo stabilne, unormowane, w pelni kontrolowane.
-Czyli zbieg jest tutaj-Ucieszyła się Shiva.
-Nie, nie rozumiesz. Dwudziestkę trójkę wyczułam juz dawno. Ja mówie o tej staruszce. Beatrice zmarszczyła brwi.
-Shiva. Ja i Gabriela będziemy rozmawiać, a ty skoncentruj jak najwięcej yoki w nogach. Renegat wie, że tu jesteśmy, więc nic nie stracimy. W razie najmniejszego ruchu zdradzającego zagrożenie, nie pozwól jej zaatakować. I nie zabijaj od razu.
-Interesujące-mruknął najniższy numer...
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Czerwona Orientalna Prawica

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Re: [Claymore]Buntowniczka
Beatrice (numer 13)
Nie podobała jej się ta sytuacja. Jeśli Gabriela miała rację, a miała bo z tej odległości nawet Beatrice czuła, choć słabo, że rzekoma trędowata emituje Yoki. W takim wypadku możliwości były trzy. Lidia sama też była renegatką, była Yomą lub przebudzoną. Dwie ostatnie możliwości wydawały się co prawda mało możliwe wobec faktu, że mieszkańcy nie powiadomili organizacji o żadnych atakach. Niezależnie od tego jak było, ich misja właśnie się skomplikowała.
Dała pozostałym dwu wojowniczkom znak by się zatrzymały. Stały w pewnym oddaleniu od babci, co do której podejrzenia żywiła 13. Mogły udawać, że to z obawy przed zarażeniem, choć Beatrice chodziło o coś innego. Zresztą wątpiła by jedna z nich mogła się zarazić trądem, nawet jeśli Lidia faktycznie miała leprę.
- Jesteśmy tu z misją, 23 szukamy przy okazji. - Beatrice mówiła głośno, w zasadzie krzyczała. Chciała żeby ta dziewczyna... Shy, tak się nazywała, ją usłyszała. - Betty, numer 13 nim zginęła chciała żebyśmy ją odnalazły. - W zasadzie nie kłamała, po prostu przedstawiała sytuację w świetle, które jak miała nadzieję wywabi ich cel żeby sam do nich przyszedł, kto wie może nawet uda się atak z zaskoczenia? Staruszka spojrzała na rozmówczynię spode łba. Nieznacznie zgięła nogę w kolanie i starając się nie wzbudzić waszej czujności ustawiła stopy w postawie typowej dla kogoś, kto namyśla się nad szarżą. - Przesłała was organizacja. Z jakim zadaniem? - Przez chwilę zastanawiała się, po czym odrzucia pomysł o dalszej grze. - Nie wyczułam żadnej wrogiej yoki, więc po co tu przyszłyście. Ludzie w czerni już nieraz pokazali, że nasze życie jest dla nich... nieszczególnie cenne. Nie można być zbyt ufnym... - Dalej patrzyła spode łba. Zmarszczyła brwi - Jeżeli macie złe zamiary, odejdźcie. Ja was nie widziałam- a wy mnie. Tak będzie najlepiej, szczególnie dla was. Uwierzcie mi. Beatrice skinęła głową. Widziała jak jej rozmówczyni szykuje się do ataku i sama odruchowo napięła mięśnie gotowa do walki. Nie miała interesu w pakowaniu się do walki z tą tutaj. Jeśli zdołała przez dłuższy czas ujść organizacji to znaczy, że nie jest byle kim. Szkoda tylko, że zadała się z 23, bo chętnie przystała by na propozycję staruszki, nawet wbrew reszcie drużyny. - Ha, no to mamy impas. Jeśli wrócimy i nie wykonamy misji to nasze życie będzie warte jeszcze mniej niż teraz - o ile to w ogóle możliwe, dodała w myślach - a jeśli będziemy nalegać to czeka nas walka z tobą. I tak źle i tak niedobrze. Ale my tu tylko jesteśmy po Shy, ciebie nigdy nie spotkałyśmy, prawda? Nawet jeśli przyjdzie im walczyć z dwiema renegatkami to wolałaby walczyć z nimi jedna po drugiej niż naraz... - Będzie mniej warte niż teraz... Tak mówisz. Skoro jesteś skora na to, by przystać iż nigdy mnie nie widziałaś, znaczy, że twoja lojalność jest pod znakiem zapytania. Nie, nie przerywaj, nie jestem głupia. Dobrze więc. Niech Ci będzie. - Zanim któraś z was zdążyła mrugnąć okiem staruszki już nie było. Gabriela o mało co nie krzyknęła - poziom yoki wzrósł niewiarygodnie. Za plecami Beatrice stała młoda, wyprostowana wojowniczka z mieczem przy gardle przywódczyni. - Nazywam się Miria. Proszę wejdźcie do środka. Chcę z wami porozmawiać. Tylko bez sztuczek. Proszę. - Dodała ostatnie słowo z lekka ironią. - Nie chcę wam robić krzywdy. Dwie pozostałe wojowniczki zaniemówiły. Renegatka odłożyła miecz - Zapraszam, mamy wiele do omówienia. Trochę głupio, że tyle lat po piecie dałam się odnaleźć, ale cóż... może i wyjdzie nam wszystkim to na dobre. "Widmowa Miria? Jak? Organizacja wiedziała? Co tu robi 23?"-Beatrice starała się pozbierać myśli. Zrezygnowała z oporu. Miria była jeszcze szybsza od poprzedniej 13, gdyby chciała je zabić już by nie żyły. Może właśnie o to w tym wszystkim szło? Szła w kierunku chaty ciekawa co też dawny numer 6 zechce im powiedzieć i czy uda im się i z tej przygody wyjść bez ubytków na życiu.
Nie podobała jej się ta sytuacja. Jeśli Gabriela miała rację, a miała bo z tej odległości nawet Beatrice czuła, choć słabo, że rzekoma trędowata emituje Yoki. W takim wypadku możliwości były trzy. Lidia sama też była renegatką, była Yomą lub przebudzoną. Dwie ostatnie możliwości wydawały się co prawda mało możliwe wobec faktu, że mieszkańcy nie powiadomili organizacji o żadnych atakach. Niezależnie od tego jak było, ich misja właśnie się skomplikowała.
Dała pozostałym dwu wojowniczkom znak by się zatrzymały. Stały w pewnym oddaleniu od babci, co do której podejrzenia żywiła 13. Mogły udawać, że to z obawy przed zarażeniem, choć Beatrice chodziło o coś innego. Zresztą wątpiła by jedna z nich mogła się zarazić trądem, nawet jeśli Lidia faktycznie miała leprę.
- Jesteśmy tu z misją, 23 szukamy przy okazji. - Beatrice mówiła głośno, w zasadzie krzyczała. Chciała żeby ta dziewczyna... Shy, tak się nazywała, ją usłyszała. - Betty, numer 13 nim zginęła chciała żebyśmy ją odnalazły. - W zasadzie nie kłamała, po prostu przedstawiała sytuację w świetle, które jak miała nadzieję wywabi ich cel żeby sam do nich przyszedł, kto wie może nawet uda się atak z zaskoczenia? Staruszka spojrzała na rozmówczynię spode łba. Nieznacznie zgięła nogę w kolanie i starając się nie wzbudzić waszej czujności ustawiła stopy w postawie typowej dla kogoś, kto namyśla się nad szarżą. - Przesłała was organizacja. Z jakim zadaniem? - Przez chwilę zastanawiała się, po czym odrzucia pomysł o dalszej grze. - Nie wyczułam żadnej wrogiej yoki, więc po co tu przyszłyście. Ludzie w czerni już nieraz pokazali, że nasze życie jest dla nich... nieszczególnie cenne. Nie można być zbyt ufnym... - Dalej patrzyła spode łba. Zmarszczyła brwi - Jeżeli macie złe zamiary, odejdźcie. Ja was nie widziałam- a wy mnie. Tak będzie najlepiej, szczególnie dla was. Uwierzcie mi. Beatrice skinęła głową. Widziała jak jej rozmówczyni szykuje się do ataku i sama odruchowo napięła mięśnie gotowa do walki. Nie miała interesu w pakowaniu się do walki z tą tutaj. Jeśli zdołała przez dłuższy czas ujść organizacji to znaczy, że nie jest byle kim. Szkoda tylko, że zadała się z 23, bo chętnie przystała by na propozycję staruszki, nawet wbrew reszcie drużyny. - Ha, no to mamy impas. Jeśli wrócimy i nie wykonamy misji to nasze życie będzie warte jeszcze mniej niż teraz - o ile to w ogóle możliwe, dodała w myślach - a jeśli będziemy nalegać to czeka nas walka z tobą. I tak źle i tak niedobrze. Ale my tu tylko jesteśmy po Shy, ciebie nigdy nie spotkałyśmy, prawda? Nawet jeśli przyjdzie im walczyć z dwiema renegatkami to wolałaby walczyć z nimi jedna po drugiej niż naraz... - Będzie mniej warte niż teraz... Tak mówisz. Skoro jesteś skora na to, by przystać iż nigdy mnie nie widziałaś, znaczy, że twoja lojalność jest pod znakiem zapytania. Nie, nie przerywaj, nie jestem głupia. Dobrze więc. Niech Ci będzie. - Zanim któraś z was zdążyła mrugnąć okiem staruszki już nie było. Gabriela o mało co nie krzyknęła - poziom yoki wzrósł niewiarygodnie. Za plecami Beatrice stała młoda, wyprostowana wojowniczka z mieczem przy gardle przywódczyni. - Nazywam się Miria. Proszę wejdźcie do środka. Chcę z wami porozmawiać. Tylko bez sztuczek. Proszę. - Dodała ostatnie słowo z lekka ironią. - Nie chcę wam robić krzywdy. Dwie pozostałe wojowniczki zaniemówiły. Renegatka odłożyła miecz - Zapraszam, mamy wiele do omówienia. Trochę głupio, że tyle lat po piecie dałam się odnaleźć, ale cóż... może i wyjdzie nam wszystkim to na dobre. "Widmowa Miria? Jak? Organizacja wiedziała? Co tu robi 23?"-Beatrice starała się pozbierać myśli. Zrezygnowała z oporu. Miria była jeszcze szybsza od poprzedniej 13, gdyby chciała je zabić już by nie żyły. Może właśnie o to w tym wszystkim szło? Szła w kierunku chaty ciekawa co też dawny numer 6 zechce im powiedzieć i czy uda im się i z tej przygody wyjść bez ubytków na życiu.
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica


-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Claymore]Buntowniczka
Gabriela (nr 21)
Gdy dotarły do chatki Gabriela zdumiona śledziła przepływ Yoki. Dziwna sprawa... Ostrzeżone towarzyszki zachowały ostrożność. Rozmowa przywódczyni z trędowatą toczyła się niezbyt ciekawym torem. Niestety żadna z nich, nawet spokojna Gabriela, nie była osobą odpowiednią do prowadzenia negocjacji. Wojowniczka to rozumiała umiejąc dostrzec wady swoje i towarzyszek.
Rzekoma trędowata szybko zrezygnowała z udawania. Jednak renegatka, albo bardzo dobrze ukrywająca się Przebudzona. Mimo iż doskonale maskowała swoją Yoki Gabriela czuła każdy jej ruch, każdą zmianę w przepływie Yoki.
Rozmowa toczyła się dalej... Gabriela zaskoczona zarejestrowała nagły skok energii. Cofnęła się o krok, niemal już krzyknęła ostrzegawczo, ale już było za późno. Beatrice miała miecz na gardle.
- Widmowa Miria... - odezwała się cicho Gabriela swoim zimnym zwykłym głosem nie zdradzającym najmniejszych emocji. Była zaskoczona tym spotkaniem. Więc dane im będzie poznać kogoś kto wbrew oczekiwaniom Organizacji przeżył Pietę... Osobę, która niegdyś słynęła jako doskonała przywódczyni i ktoś kto był niemal nie do przebicia w walce grupowej.
- Jest czas na walki i czas na rozmowy. Wbrew temu co chce od nas Organizacja wiemy kiedy lepiej jest wymienić słowa niż uderzenia oręża - powiedziała spokojnie. Choć głos brzmiał beznamiętnie można było się domyślać emocji kryjących się za tymi słowami. Gabriela od dawna była dla Organizacji zadrą na gładkim szkle... Zbyt często dokonywała własnych sądów i nie wahała się rzucić ich w twarz tym, którzy zlecali jej misje. Jej towarzyszki już raz widziały jej słowne starcie z człowiekiem ubranym na czarno...
Gdy dotarły do chatki Gabriela zdumiona śledziła przepływ Yoki. Dziwna sprawa... Ostrzeżone towarzyszki zachowały ostrożność. Rozmowa przywódczyni z trędowatą toczyła się niezbyt ciekawym torem. Niestety żadna z nich, nawet spokojna Gabriela, nie była osobą odpowiednią do prowadzenia negocjacji. Wojowniczka to rozumiała umiejąc dostrzec wady swoje i towarzyszek.
Rzekoma trędowata szybko zrezygnowała z udawania. Jednak renegatka, albo bardzo dobrze ukrywająca się Przebudzona. Mimo iż doskonale maskowała swoją Yoki Gabriela czuła każdy jej ruch, każdą zmianę w przepływie Yoki.
Rozmowa toczyła się dalej... Gabriela zaskoczona zarejestrowała nagły skok energii. Cofnęła się o krok, niemal już krzyknęła ostrzegawczo, ale już było za późno. Beatrice miała miecz na gardle.
- Widmowa Miria... - odezwała się cicho Gabriela swoim zimnym zwykłym głosem nie zdradzającym najmniejszych emocji. Była zaskoczona tym spotkaniem. Więc dane im będzie poznać kogoś kto wbrew oczekiwaniom Organizacji przeżył Pietę... Osobę, która niegdyś słynęła jako doskonała przywódczyni i ktoś kto był niemal nie do przebicia w walce grupowej.
- Jest czas na walki i czas na rozmowy. Wbrew temu co chce od nas Organizacja wiemy kiedy lepiej jest wymienić słowa niż uderzenia oręża - powiedziała spokojnie. Choć głos brzmiał beznamiętnie można było się domyślać emocji kryjących się za tymi słowami. Gabriela od dawna była dla Organizacji zadrą na gładkim szkle... Zbyt często dokonywała własnych sądów i nie wahała się rzucić ich w twarz tym, którzy zlecali jej misje. Jej towarzyszki już raz widziały jej słowne starcie z człowiekiem ubranym na czarno...

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Claymore]Buntowniczka
Shiva (nr 36 rzucajacy kurami):
"W nogi, po cholerę? szybki doskok z atakiem?" pomyślała sobie Shiva, słysząc polecenie przywódczyni. Ale chwile później to i tak nie miało znaczenia.
Beatrice miała miecz przy gardle, a trzymał ów miecz nie byle kto... "Miria... pięęęęknie..." pomyślała sobie wojowniczka. Wzruszyła ramionami. Ruszyła spokojnie do środka. Szczerzyła się, ale myśli były z goła odmienne od wesołych. "Ku*a pier**lona mać... noż ja pier**lę... jak pier***ony karaluch... kur*a... rusz się nie tam, gdzie trzeba, a ciebie rozpier***limy.. albo po prostu rozdepczemy... kur*a... kur*a..." myślala, szczerząc się dalej. Kłopot był inny. Shiva miała kłopot z wyborem... do tej pory była jak zwykle, automatem do wyrzynania Yom... teraz sytuacja wymagała myślenia... wymagała wyboru i to niezbyt przyjemnego... tymczasowo przekraczało to jej możliwości umysłowe... pozostało się uśmiechać jak idiotka i udawać, że dobrze jest... taaak...
"W nogi, po cholerę? szybki doskok z atakiem?" pomyślała sobie Shiva, słysząc polecenie przywódczyni. Ale chwile później to i tak nie miało znaczenia.
Beatrice miała miecz przy gardle, a trzymał ów miecz nie byle kto... "Miria... pięęęęknie..." pomyślała sobie wojowniczka. Wzruszyła ramionami. Ruszyła spokojnie do środka. Szczerzyła się, ale myśli były z goła odmienne od wesołych. "Ku*a pier**lona mać... noż ja pier**lę... jak pier***ony karaluch... kur*a... rusz się nie tam, gdzie trzeba, a ciebie rozpier***limy.. albo po prostu rozdepczemy... kur*a... kur*a..." myślala, szczerząc się dalej. Kłopot był inny. Shiva miała kłopot z wyborem... do tej pory była jak zwykle, automatem do wyrzynania Yom... teraz sytuacja wymagała myślenia... wymagała wyboru i to niezbyt przyjemnego... tymczasowo przekraczało to jej możliwości umysłowe... pozostało się uśmiechać jak idiotka i udawać, że dobrze jest... taaak...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
Re: [Claymore]Buntowniczka
Ep. II
Chapter III- Bad day wild-south
Cóż mogły zrobić w tej sytuacji wojowniczki. Wchodziły jedna po drugiej do chatki czują na plecach oddech bardzo pewnej siebie Mirii. Nie mogły sobie poradzić z byłą trzynastką, to czego miały się spodziewać po tej walce. Jedynie trzech zgonów. Gabriela rozglądała się niepewnie i nagle, w kącie, ku jej zaskoczeniu, za niewielką ławą ujrzała znajomą parę oczu. Skąd je kojarzyła? Nie miała pojęcia. Osoba kucająca pod ścianą także sprawiała wrażenie zaskoczonej.
-Co ty tu robisz?-Jęknęła wystraszona. Więc Ciebie też...
Teraz Gabriela przypomniała sobie wszystko. Sierociniec, jedna z tamtejszych dziewczynek. Jak to mogło być. Tyle lat razem w organizacji i nie trafiły na siebie? Teoretycznie miało to ręce i nogi. Numer 21 podróżował z 14, a 23 z byłą 13. Drużyny o podobnej sile zwykle dla równowagi nie słano w jeden rejon. Liczbę Yom się regularnie ograniczało, więc pozwolenie im się rozwijać w danym rejonie, kosząc z nich za to inny, byłoby głupotą. Trzeba było je niszczyć powoli i konsekwentnie. Jak chwasty. Teraz wreszcie się spotkały. A więc to był renegat... numer 23... dziewczynka o kilka lat młodsza, pochodząca z tego samego sierocińca... Patrzyła teraz na wojowniczkę z niepokojem i lękiem. Pozostałe towarzyszki wyrażały zainteresowanie. Jak to dalej się potoczy. Tym razem obyło się bez niespodzianek:
Gabriela patrzyła na dwudziestkę trójkę cały czas tym samym znanym już wszystkim spojrzeniem. Westchnęła
- Więc ponownie się spotykamy... - powiedziała po prostu wojowniczka. Gwałtowne reakcje nie były tym co było zgodne z jej charakterem. Tak więc i teraz zachowała lodowaty spokój. Typowym dla niej było wpierw myśleć, potem działać. Tego Organizacja nie lubiła. Gabriela nie miała jednak zamiaru działać pochopnie.
- Mam nadzieje że uda nam się wszystkim porozmawiać... Jest wiele trudnych spraw... - powiedziała ciszej.
-Owszem-wtrąciła Widmowa Miria.- Jej niski głos rozbrzmiewał w półmroku. Dało sie odczuć klimat niepokoju. Coś wisiało w powietrzu i dopiero teraz wojowniczki zdały sobie z tego sprawę. A czuły przecież od wielu dni, że wiele rzeczy toczy się nie tak, jak powinno.
-Może zacznę.-kontynuowała- nie muszę chyba nikomu przybliżać zdarzeń w Piecie.
Dziewczyny patrzyły się na nią niepewnie. Takiego spotkania na pewno się nie spodziewały.
-Jak wiecie, organizacja nieraz pokazała...
-Mówiłaś-przerwała niecierpliwie Shiva-My nie mamy zdania, my wykonujemy rozkazy.
Ku jej zdziwieniu pozostałe wojowniczki nie potwierdziły jej slow. Patrzyły na Mirię.
-Nie wiem, po co tu jesteście, ale domyślam się, że chodzi o moją towarzyszkę. Jeżeli musicie- walczcie. Jednak o wiele lepiej dla mnie i dla was będzie porozmawiać. Wytłumaczcie mi, co wiecie o tej sprawie... postaram się wam przyblizyć... prawdę? Chyba tak. Potem zadecydujemy, czy powyrzynamy się nawzajem, czy spokojnie podejmiemy jakieś kroki.
Te słowa nie podobały się drużynie. Brzmiały, jakby ta wpadła w wielkie gówno. I to po uszy.
Gabriela słuchała w milczeniu. Teraz ona mówiła. Beatrice z uwagą słuchała dialogu, gotowa odezwać się, kiedy będzie to konieczne. Gabriela, po usłyszeniu słów Mirii nie sądziła by mogła się spodziewać czegoś innego. Przynajmniej ze strony dawnego numeru sześć było wszystko jasne. A w każdym razie znacznie jaśniejsze niż to co mówiła im Organizacja.
- Pozwól więc, że zacznę od tego co wiemy. Potem powiem to czego się domyślamy - powiedziała Gabriela. Wyraz jej twarzy nie zmieniał się...
- Była numer 14 obecnie numer 13 Beatrice. Shiva numer 36 i ja, Gabriela numer 21. Zostałyśmy niedawno zadanie odnalezienia zbiega. Wojowniczkę podejrzaną o zabicie kilku osób podczas akcji eksterminacji Yom. O numer 13. Choć zastosowano standardową procedurę i wysłano 3 wojowniczki za zbiegiem, żadna z nas nigdy nie dorównywała jej możliwościami... Do tego nasza drużyna nie należy do najodpowiedniejszych... Ponieważ się przebudziła nie było okazji zamienić z nią słowa... Przed przebudzeniem pozbawiła życia numer 42 której wedle naszych danych nie powinno tam być. Choć walkę wygrałyśmy, okupiłyśmy ja sporymi stratami... Jeden z ubranych na czarno śledził nasze posunięcia. Pierwsze jego słowa to zdumienie wywołane faktem ze przeżyłyśmy. Nie muszę mówić ze to nie było przyjemne spotkanie. Wydal polecenie: zlikwidować numer 23. Na pytanie za co jest skazana rzucił tylko lakoniczne stwierdzenie ze zabijała postronnych ludzi. To samo oskarżenie ciągnęło się za 13. Jak na mój gust stosunek Organizacji do naszej trojki jest jasny - zamilkła na chwile.
- Trzynastka nim się przebudziła prosiła byśmy odnalazły dwudziestkę trójkę i wyjasnily te sprawę... Ja szukam odpowiedzi - mruknęła na koniec. Przez cala przemowę nie ruszyła się ani o milimetr.
- Wybaczcie mój brak umiejętności snucia opowieści - dodała i zamilkła oczekując na reakcje.
Miria zmarszczyła brwi
-Dobrze więc. Pora, żebym i ja lakonicznie wyjaśniła, co się stało tamtej nocy... I co miało miejsce przed nią.
Dziewczyny patrzyły na nią zaciekawione.
-Niedługo po Piecie zaczęły ginąć nasze. Nie trzeba chyba mówić, że nie zamierzałyśmy podzielić losu naszych towarzyszek. Rozdzieliłyśmy się wkrótce z Clare i resztą. Ja zaaklimatyzowałam się tutaj. Przez dzień jako trędowata, zbierałam informację o tym, czy w pobliżu nie ma żadnych Claymore
"Nazwała nas Claymore... my tak sie nie okreslamy.. ciekawe"-Pomyślała Gabriela
-Jeżeli nie, ćwiczyłam. Pewnego razu z misją pojawiła się numer 23. Co ciekawe, wyczuła mnie. Nie była głupia. Życie było jej miłe. Poza tym też miała na pieńku z organizacją... ale o tym potem. W każdym razie nie dała niczego po sobie poznać.
Tu odezwała się renegatka
-Miria łykała pigułki.-Jej głos był wysoki, niemalże dziecięcy- Ale widocznie już przestawały działać, bo od razu wyczułam źródło yoki. Chociaż może miałam szczęście. W ciągu dwóch dni dowiedziałam się, że jest tu wojowniczka, której być nie powinno...
-Organizacja wysłała właśnie numer 23 i niższe do walki z przebudzoną. Stąd icg pojawienie się...
-Nie miałyśmy oczywiście szans. Tam byłam ja, 35 i 42. To absurdalne. Zresztą, komu jak komu, wam tego nie muszę tłumaczyć.
-Zaryzykowałam i pomogłam im. Nie lubię mordu, a po piecie.. po Piecie mam wiele długów względem koleżanek o niższych numerach. Wielu nie dałam rady pomóc wtedy. Do dzisiaj naprawiam błędy nie popełnione przez siebie. Przebudzona była silna. To była ciężka walka, ale się udało. Niestety 35 zginęła a 42 straciła rękę. Te, które przeżyły postanowiły, że nie widziały mnie na polu walki. Zwycięstwo okupione stratami, jest bardziej prawdopodobne, więc organizacja przełknęła jakoś ów cud przełknęła. Wkrótce 42 odeszła a 23 została i chciała, bym ją w tajemnicy szkoliła.
-Była moim mistrzem. Podwójne życie było ciężkie. Niektórzy coś podejrzewali, ale dobrze się maskowałam. Pewnego dnia 13 z która udawałam się na misje od dłuższego czasu usłyszała imię "Miria". Mówiłam je przez sen. W czasie tej pamiętnej walki z Yomami, powiedziała mi o tym. Uczyłam się już u widmowej pół roku... był to ciężki trening. Kiedy tamtego dnia pokonałyśmy Yomy, ja...
-Ona zabiła tych ludzi-Dodała chłodno Miria- Chciała, by nie wydało się, że tu jestem. Winą obarczyła towarzyszkę. Możecie ją osądzać, ale ta dziewczyna musiała wtedy podjąć decyzję i to zrobiła. Czy słuszną? Nie mnie to oceniać. Nie pochwalam tego czynu, ale co przyniesie dobrego a co złego- czas pokaże.
-Już wtedy przewyższałam towarzyszkę o wiele...
Beatrice i Gabriela lekko zadrżały. Jak to możliwe? Między numerami 23 a 13 jest ogromna różnica. Cóż to musiał być za trening...
-13 skazano, jednak od tego momentu 23 była pod obserwacją. Wtedy popełniła kolejny błąd. Zabiła...
-Zabiłam śledzącego mnie. Zabiłam czarny płaszcz. To było dwa dni temu.
Teraz wojowniczki wiedziały- sytuacja się tak popierdoliła, że każde wyjście było złe.
-Dlatego wysłano was. Nie wiedzieli, że będę tu ja-Odezwała się Miria
-I że ja jestem... silniejsza... silniejsza niż wtedy.
Wojowniczki zamarły
-Jutro odchodzimy... Chcę znać wasze stanowisko...
Gabriela zaczęła, zanim którakolwiek otwarła usta
- Organizacja ostatnio prowadzi bezwzględną eksterminację wszelkich niewygodnych jednostek. Giną wojowniczki wysyłane na samobójcze misje bądź oskarżane o popełnienie przestępstwa. Założono, ze drużyna, której przewodzi osoba w walce wpadająca w berserkerski szal z numerami poniżej numeru ściganej zostanie wycięta w pień. Pomijając Shive, której myśli ciężko odgadnąć i jeszcze ciężej przewidzieć jej działania, nie mamy ochoty tracić życia. Najbardziej ubolewam nad faktem, że wplątuje sie w to osoby, które nigdy nie zwracały na siebie większej uwagi Organizacji - Gabriela wyraziła wstępnie swoje myśli.
- Sadze ze w Organizacji po dzisiejszym dniu nie będzie już miejsca dla kilku kłopotliwych wojowniczek, które nie wykonały swojej misji. - powiedziała krotko.
-Hmmm... Więc mamy interesująca sytuację.-Skomentowala wywód Miria- Jeżeli chociaż jedna z was sie sprzeciwi... Nie chcę wam grozić, ale nie pozwolę na to, by nasz sekret się wydał. Jeżeli ktoś zechce odejść- pozwolę mu na to. Jeżeli pójdzie do organizacji- ucieknę, ale wcześniej zabije jak psa. Jeżeli zaś się przyłączycie, będzie na was ciążył wyrok śmierci. Czli krótko- Kto chce do nas przystać? -proszę bardzo. Przy mnie będziecie mieć zapewnione, że pożyjecie dużej i umrzecie nie jak ścierwo, ale wolni ludzie
Użycie słowa "ludzie" gryzło się z naturą Claymore, ale wszak chodziło o wyrażenie. Wyrażenie, które spowodowało dreszcz u części dziewczyn. Ludzie...
-Poza tym mam pewne zadanie. Jeżeli wyrazicie chęć pozostania ze mną, będzie łatwiej zarówno mnie jak i wam... Czekam
Chapter III- Bad day wild-south
Cóż mogły zrobić w tej sytuacji wojowniczki. Wchodziły jedna po drugiej do chatki czują na plecach oddech bardzo pewnej siebie Mirii. Nie mogły sobie poradzić z byłą trzynastką, to czego miały się spodziewać po tej walce. Jedynie trzech zgonów. Gabriela rozglądała się niepewnie i nagle, w kącie, ku jej zaskoczeniu, za niewielką ławą ujrzała znajomą parę oczu. Skąd je kojarzyła? Nie miała pojęcia. Osoba kucająca pod ścianą także sprawiała wrażenie zaskoczonej.
-Co ty tu robisz?-Jęknęła wystraszona. Więc Ciebie też...
Teraz Gabriela przypomniała sobie wszystko. Sierociniec, jedna z tamtejszych dziewczynek. Jak to mogło być. Tyle lat razem w organizacji i nie trafiły na siebie? Teoretycznie miało to ręce i nogi. Numer 21 podróżował z 14, a 23 z byłą 13. Drużyny o podobnej sile zwykle dla równowagi nie słano w jeden rejon. Liczbę Yom się regularnie ograniczało, więc pozwolenie im się rozwijać w danym rejonie, kosząc z nich za to inny, byłoby głupotą. Trzeba było je niszczyć powoli i konsekwentnie. Jak chwasty. Teraz wreszcie się spotkały. A więc to był renegat... numer 23... dziewczynka o kilka lat młodsza, pochodząca z tego samego sierocińca... Patrzyła teraz na wojowniczkę z niepokojem i lękiem. Pozostałe towarzyszki wyrażały zainteresowanie. Jak to dalej się potoczy. Tym razem obyło się bez niespodzianek:
Gabriela patrzyła na dwudziestkę trójkę cały czas tym samym znanym już wszystkim spojrzeniem. Westchnęła
- Więc ponownie się spotykamy... - powiedziała po prostu wojowniczka. Gwałtowne reakcje nie były tym co było zgodne z jej charakterem. Tak więc i teraz zachowała lodowaty spokój. Typowym dla niej było wpierw myśleć, potem działać. Tego Organizacja nie lubiła. Gabriela nie miała jednak zamiaru działać pochopnie.
- Mam nadzieje że uda nam się wszystkim porozmawiać... Jest wiele trudnych spraw... - powiedziała ciszej.
-Owszem-wtrąciła Widmowa Miria.- Jej niski głos rozbrzmiewał w półmroku. Dało sie odczuć klimat niepokoju. Coś wisiało w powietrzu i dopiero teraz wojowniczki zdały sobie z tego sprawę. A czuły przecież od wielu dni, że wiele rzeczy toczy się nie tak, jak powinno.
-Może zacznę.-kontynuowała- nie muszę chyba nikomu przybliżać zdarzeń w Piecie.
Dziewczyny patrzyły się na nią niepewnie. Takiego spotkania na pewno się nie spodziewały.
-Jak wiecie, organizacja nieraz pokazała...
-Mówiłaś-przerwała niecierpliwie Shiva-My nie mamy zdania, my wykonujemy rozkazy.
Ku jej zdziwieniu pozostałe wojowniczki nie potwierdziły jej slow. Patrzyły na Mirię.
-Nie wiem, po co tu jesteście, ale domyślam się, że chodzi o moją towarzyszkę. Jeżeli musicie- walczcie. Jednak o wiele lepiej dla mnie i dla was będzie porozmawiać. Wytłumaczcie mi, co wiecie o tej sprawie... postaram się wam przyblizyć... prawdę? Chyba tak. Potem zadecydujemy, czy powyrzynamy się nawzajem, czy spokojnie podejmiemy jakieś kroki.
Te słowa nie podobały się drużynie. Brzmiały, jakby ta wpadła w wielkie gówno. I to po uszy.
Gabriela słuchała w milczeniu. Teraz ona mówiła. Beatrice z uwagą słuchała dialogu, gotowa odezwać się, kiedy będzie to konieczne. Gabriela, po usłyszeniu słów Mirii nie sądziła by mogła się spodziewać czegoś innego. Przynajmniej ze strony dawnego numeru sześć było wszystko jasne. A w każdym razie znacznie jaśniejsze niż to co mówiła im Organizacja.
- Pozwól więc, że zacznę od tego co wiemy. Potem powiem to czego się domyślamy - powiedziała Gabriela. Wyraz jej twarzy nie zmieniał się...
- Była numer 14 obecnie numer 13 Beatrice. Shiva numer 36 i ja, Gabriela numer 21. Zostałyśmy niedawno zadanie odnalezienia zbiega. Wojowniczkę podejrzaną o zabicie kilku osób podczas akcji eksterminacji Yom. O numer 13. Choć zastosowano standardową procedurę i wysłano 3 wojowniczki za zbiegiem, żadna z nas nigdy nie dorównywała jej możliwościami... Do tego nasza drużyna nie należy do najodpowiedniejszych... Ponieważ się przebudziła nie było okazji zamienić z nią słowa... Przed przebudzeniem pozbawiła życia numer 42 której wedle naszych danych nie powinno tam być. Choć walkę wygrałyśmy, okupiłyśmy ja sporymi stratami... Jeden z ubranych na czarno śledził nasze posunięcia. Pierwsze jego słowa to zdumienie wywołane faktem ze przeżyłyśmy. Nie muszę mówić ze to nie było przyjemne spotkanie. Wydal polecenie: zlikwidować numer 23. Na pytanie za co jest skazana rzucił tylko lakoniczne stwierdzenie ze zabijała postronnych ludzi. To samo oskarżenie ciągnęło się za 13. Jak na mój gust stosunek Organizacji do naszej trojki jest jasny - zamilkła na chwile.
- Trzynastka nim się przebudziła prosiła byśmy odnalazły dwudziestkę trójkę i wyjasnily te sprawę... Ja szukam odpowiedzi - mruknęła na koniec. Przez cala przemowę nie ruszyła się ani o milimetr.
- Wybaczcie mój brak umiejętności snucia opowieści - dodała i zamilkła oczekując na reakcje.
Miria zmarszczyła brwi
-Dobrze więc. Pora, żebym i ja lakonicznie wyjaśniła, co się stało tamtej nocy... I co miało miejsce przed nią.
Dziewczyny patrzyły na nią zaciekawione.
-Niedługo po Piecie zaczęły ginąć nasze. Nie trzeba chyba mówić, że nie zamierzałyśmy podzielić losu naszych towarzyszek. Rozdzieliłyśmy się wkrótce z Clare i resztą. Ja zaaklimatyzowałam się tutaj. Przez dzień jako trędowata, zbierałam informację o tym, czy w pobliżu nie ma żadnych Claymore
"Nazwała nas Claymore... my tak sie nie okreslamy.. ciekawe"-Pomyślała Gabriela
-Jeżeli nie, ćwiczyłam. Pewnego razu z misją pojawiła się numer 23. Co ciekawe, wyczuła mnie. Nie była głupia. Życie było jej miłe. Poza tym też miała na pieńku z organizacją... ale o tym potem. W każdym razie nie dała niczego po sobie poznać.
Tu odezwała się renegatka
-Miria łykała pigułki.-Jej głos był wysoki, niemalże dziecięcy- Ale widocznie już przestawały działać, bo od razu wyczułam źródło yoki. Chociaż może miałam szczęście. W ciągu dwóch dni dowiedziałam się, że jest tu wojowniczka, której być nie powinno...
-Organizacja wysłała właśnie numer 23 i niższe do walki z przebudzoną. Stąd icg pojawienie się...
-Nie miałyśmy oczywiście szans. Tam byłam ja, 35 i 42. To absurdalne. Zresztą, komu jak komu, wam tego nie muszę tłumaczyć.
-Zaryzykowałam i pomogłam im. Nie lubię mordu, a po piecie.. po Piecie mam wiele długów względem koleżanek o niższych numerach. Wielu nie dałam rady pomóc wtedy. Do dzisiaj naprawiam błędy nie popełnione przez siebie. Przebudzona była silna. To była ciężka walka, ale się udało. Niestety 35 zginęła a 42 straciła rękę. Te, które przeżyły postanowiły, że nie widziały mnie na polu walki. Zwycięstwo okupione stratami, jest bardziej prawdopodobne, więc organizacja przełknęła jakoś ów cud przełknęła. Wkrótce 42 odeszła a 23 została i chciała, bym ją w tajemnicy szkoliła.
-Była moim mistrzem. Podwójne życie było ciężkie. Niektórzy coś podejrzewali, ale dobrze się maskowałam. Pewnego dnia 13 z która udawałam się na misje od dłuższego czasu usłyszała imię "Miria". Mówiłam je przez sen. W czasie tej pamiętnej walki z Yomami, powiedziała mi o tym. Uczyłam się już u widmowej pół roku... był to ciężki trening. Kiedy tamtego dnia pokonałyśmy Yomy, ja...
-Ona zabiła tych ludzi-Dodała chłodno Miria- Chciała, by nie wydało się, że tu jestem. Winą obarczyła towarzyszkę. Możecie ją osądzać, ale ta dziewczyna musiała wtedy podjąć decyzję i to zrobiła. Czy słuszną? Nie mnie to oceniać. Nie pochwalam tego czynu, ale co przyniesie dobrego a co złego- czas pokaże.
-Już wtedy przewyższałam towarzyszkę o wiele...
Beatrice i Gabriela lekko zadrżały. Jak to możliwe? Między numerami 23 a 13 jest ogromna różnica. Cóż to musiał być za trening...
-13 skazano, jednak od tego momentu 23 była pod obserwacją. Wtedy popełniła kolejny błąd. Zabiła...
-Zabiłam śledzącego mnie. Zabiłam czarny płaszcz. To było dwa dni temu.
Teraz wojowniczki wiedziały- sytuacja się tak popierdoliła, że każde wyjście było złe.
-Dlatego wysłano was. Nie wiedzieli, że będę tu ja-Odezwała się Miria
-I że ja jestem... silniejsza... silniejsza niż wtedy.
Wojowniczki zamarły
-Jutro odchodzimy... Chcę znać wasze stanowisko...
Gabriela zaczęła, zanim którakolwiek otwarła usta
- Organizacja ostatnio prowadzi bezwzględną eksterminację wszelkich niewygodnych jednostek. Giną wojowniczki wysyłane na samobójcze misje bądź oskarżane o popełnienie przestępstwa. Założono, ze drużyna, której przewodzi osoba w walce wpadająca w berserkerski szal z numerami poniżej numeru ściganej zostanie wycięta w pień. Pomijając Shive, której myśli ciężko odgadnąć i jeszcze ciężej przewidzieć jej działania, nie mamy ochoty tracić życia. Najbardziej ubolewam nad faktem, że wplątuje sie w to osoby, które nigdy nie zwracały na siebie większej uwagi Organizacji - Gabriela wyraziła wstępnie swoje myśli.
- Sadze ze w Organizacji po dzisiejszym dniu nie będzie już miejsca dla kilku kłopotliwych wojowniczek, które nie wykonały swojej misji. - powiedziała krotko.
-Hmmm... Więc mamy interesująca sytuację.-Skomentowala wywód Miria- Jeżeli chociaż jedna z was sie sprzeciwi... Nie chcę wam grozić, ale nie pozwolę na to, by nasz sekret się wydał. Jeżeli ktoś zechce odejść- pozwolę mu na to. Jeżeli pójdzie do organizacji- ucieknę, ale wcześniej zabije jak psa. Jeżeli zaś się przyłączycie, będzie na was ciążył wyrok śmierci. Czli krótko- Kto chce do nas przystać? -proszę bardzo. Przy mnie będziecie mieć zapewnione, że pożyjecie dużej i umrzecie nie jak ścierwo, ale wolni ludzie
Użycie słowa "ludzie" gryzło się z naturą Claymore, ale wszak chodziło o wyrażenie. Wyrażenie, które spowodowało dreszcz u części dziewczyn. Ludzie...
-Poza tym mam pewne zadanie. Jeżeli wyrazicie chęć pozostania ze mną, będzie łatwiej zarówno mnie jak i wam... Czekam
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Czerwona Orientalna Prawica

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Re: [Claymore]Buntowniczka
Beatrice (renegatka, ex numer 13)
Beatrice słuchała w spokoju. Co prawda cała sytuacja była niesamowicie stresująca, ale czasami bywa tak, że gdy wdepnie się w gówno tak głęboko, że ledwie można oddychać to coś się w człowieku łamie. W potworze zresztą także. Może po prostu nie miała siły się już denerwować? A może to coraz wyraźniej wynikający z rozmowy fakt, że już i tak jest trupem sprawił, iż przestała odczuwać grozę położenia w jakim się znalazły.
- Innymi słowy albo zabijesz nas ty albo organizacja. Żadne wyjście mi nie pasuje. Beatrice nie była brzydka, ale w tej chwili jej uśmiech wyraźnie zdradzający jej potworną nautrę, wykrzywił jej twarz w grymasie mogącym przerazić każdego człowieka. Jednak w pomieszczeniu nie było ludzi. Trzynastka wzruszyła ramionami. - Jeśli wrócimy do organizacji zabiją nas od razu. Jeśli zechcemy cię zdradzić zabijesz nas od razu. Jeśli spróbujemy ucieczki na własną rękę zabiją nas gdzieś tak po miesiącu. Jeśli spróbujemy przyłączyć się do ciebie może uda się nam pociągnąć ze cztery lata. Cztery lata, tyle właśnie spędziła Miria ukrywając się przed organizacją. Cóż, cztery lata to i tak dużo, prawdopodobnie więcej niż wojowniczki z ich stażem pociągnęłyby nawet nie będąc kłopotliwymi jednostkami. - Moja odpowiedź jest chyba oczywista. -Cieszy mnie fakt, że potrafisz chłodno ocenić sytuację. Masz rację - w każdej sytuacji śmierć jest nieunikniona. Ale czy nie zgadzałaś się na to wstępując do organizacji. Z mojej strony spotka cię życzliwość i uczciwość. Z ich wieczne kłamstwa i matactwa. Pytanie tylko, czy jesteś w stanie mi zaufać tak, żebym ja mogła zaufać tobie? - Miria zachowała kamienna twarz. Zaufanie. W zasadzie Beatrice nigdy nie ufała nikomu bo nie było to do niczego potrzebne. Nie miała zresztą komu ufać, nawet sobie nie mogła dowierzać gdy wpadała w szał. - Cóż... Niech szczera odpowiedź będzie gestem dobrej woli. Nie mam zielonego pojęcia. - Dalej się uśmiechała. Mniej drapieżnie niż chwilę temu, ale wciąż nieludzko. Jednak uwadze Mirii nie mogło umknąć, że ten konkretny uśmiech sięga oczu Beatrice. Wyglądało na to, że Berserk w środku mimo wszystko wpływał na wojowniczkę, bo ta pomimo okoliczności zaczynała się dobrze bawić tą rozmową. -Dużą masz moc - Powiedziała ponuro - i łatwo może ona nad tobą zapanować... Dobrze więc. Przystaję na to. Jeżeli chcesz, możesz do nas dołączyć. Pamiętaj tylko- zaufałam CI, a ja nie mam litości dla tych, którzy nadużywają mojego zaufania. Przygotuj się. Jutro wyruszymy. Prześlij się chwile i przemyśl to, co tu usłyszałaś. TO na pewno by ciężki dzień - Spojrzała na Ciebie tak, jakby wydawała Ci rozkaz. Ex trzynastka spojrzała zaskoczona na Mirię. A potem wzruszyła ramionami. Spać jej się zbytnio nie chciało, ale skoro i tak nie miały nic do roboty można skorzystać z okazji i odpocząć. Zastanowiły ją słowa ich nowej przywódczyni o mocy. Zupełnie jakby ta wiedziała o jej szale. W sumie, nic dziwnego, Gabriela przecież o nich opowiadała. Usiadła i oparła się o ścianę. "Po raz kolejny udało się przeżyć." Jak dla niej nie było różnicy pomiędzy Organizacją a Mirią. W końcu czy to wielka różnica kto wydaje rozkazy i kto cię zabije jeśli zawiedziesz?
Beatrice słuchała w spokoju. Co prawda cała sytuacja była niesamowicie stresująca, ale czasami bywa tak, że gdy wdepnie się w gówno tak głęboko, że ledwie można oddychać to coś się w człowieku łamie. W potworze zresztą także. Może po prostu nie miała siły się już denerwować? A może to coraz wyraźniej wynikający z rozmowy fakt, że już i tak jest trupem sprawił, iż przestała odczuwać grozę położenia w jakim się znalazły.
- Innymi słowy albo zabijesz nas ty albo organizacja. Żadne wyjście mi nie pasuje. Beatrice nie była brzydka, ale w tej chwili jej uśmiech wyraźnie zdradzający jej potworną nautrę, wykrzywił jej twarz w grymasie mogącym przerazić każdego człowieka. Jednak w pomieszczeniu nie było ludzi. Trzynastka wzruszyła ramionami. - Jeśli wrócimy do organizacji zabiją nas od razu. Jeśli zechcemy cię zdradzić zabijesz nas od razu. Jeśli spróbujemy ucieczki na własną rękę zabiją nas gdzieś tak po miesiącu. Jeśli spróbujemy przyłączyć się do ciebie może uda się nam pociągnąć ze cztery lata. Cztery lata, tyle właśnie spędziła Miria ukrywając się przed organizacją. Cóż, cztery lata to i tak dużo, prawdopodobnie więcej niż wojowniczki z ich stażem pociągnęłyby nawet nie będąc kłopotliwymi jednostkami. - Moja odpowiedź jest chyba oczywista. -Cieszy mnie fakt, że potrafisz chłodno ocenić sytuację. Masz rację - w każdej sytuacji śmierć jest nieunikniona. Ale czy nie zgadzałaś się na to wstępując do organizacji. Z mojej strony spotka cię życzliwość i uczciwość. Z ich wieczne kłamstwa i matactwa. Pytanie tylko, czy jesteś w stanie mi zaufać tak, żebym ja mogła zaufać tobie? - Miria zachowała kamienna twarz. Zaufanie. W zasadzie Beatrice nigdy nie ufała nikomu bo nie było to do niczego potrzebne. Nie miała zresztą komu ufać, nawet sobie nie mogła dowierzać gdy wpadała w szał. - Cóż... Niech szczera odpowiedź będzie gestem dobrej woli. Nie mam zielonego pojęcia. - Dalej się uśmiechała. Mniej drapieżnie niż chwilę temu, ale wciąż nieludzko. Jednak uwadze Mirii nie mogło umknąć, że ten konkretny uśmiech sięga oczu Beatrice. Wyglądało na to, że Berserk w środku mimo wszystko wpływał na wojowniczkę, bo ta pomimo okoliczności zaczynała się dobrze bawić tą rozmową. -Dużą masz moc - Powiedziała ponuro - i łatwo może ona nad tobą zapanować... Dobrze więc. Przystaję na to. Jeżeli chcesz, możesz do nas dołączyć. Pamiętaj tylko- zaufałam CI, a ja nie mam litości dla tych, którzy nadużywają mojego zaufania. Przygotuj się. Jutro wyruszymy. Prześlij się chwile i przemyśl to, co tu usłyszałaś. TO na pewno by ciężki dzień - Spojrzała na Ciebie tak, jakby wydawała Ci rozkaz. Ex trzynastka spojrzała zaskoczona na Mirię. A potem wzruszyła ramionami. Spać jej się zbytnio nie chciało, ale skoro i tak nie miały nic do roboty można skorzystać z okazji i odpocząć. Zastanowiły ją słowa ich nowej przywódczyni o mocy. Zupełnie jakby ta wiedziała o jej szale. W sumie, nic dziwnego, Gabriela przecież o nich opowiadała. Usiadła i oparła się o ścianę. "Po raz kolejny udało się przeżyć." Jak dla niej nie było różnicy pomiędzy Organizacją a Mirią. W końcu czy to wielka różnica kto wydaje rozkazy i kto cię zabije jeśli zawiedziesz?
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica


-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Claymore]Buntowniczka
Shiva:
No i trzeba było wybrać...
Shiva zagryzłą wargę. Myslala. Jeśli wróci do organizacji bedzie musiała powiedzieć o tym, co sie stalo. Wtedy Miria ją namierzy i zabije.
Kiepska opcja.
Moze wrócić do organizacji i zmyślić jakąś bajkę... ale ona w tym dobra nie była. Będą coś podejrzewać i ją usuną przy pierwszej lepszej okazji. Wyślą przeciw czemuś zbyt silnemu, jak tym razem i tyle...
Też kiepska opcja.
Dołączyc się do Miry? Shivie wydawało sie to niemal niemożliwe... do teraz. Od kiedy pamiętała w jej życiu nie było "chcę". Było "muszę". Bylo poczucie obowiązku i satysfakcja z wykonywanej pracy i spełnionej powinności. Satysfkacja, z bólu tych gnid, ktore pozbawiły jej mozliwości zemsty, gdy wreszcie zdecydowała się działać. Gdy podjęła decyzje...
Ale z drugiej strony czym odpłaciłaby se jej organziacja za powiedzenie prawdy. Służyła im z nienaganną wręcz wiernościa i oddaniem, a oni skazali ją na śmierć... w sumie, na samobójczą misję... mogłaby sprzątać ich śmieci bez mrugnięcia okiem, ale tu też była granica.
- Nie będę poświęcać życia za bandę niewdzięczników - stwierdziła. - Przyłączam się do ciebie - mruknęła do Mirii. Czula sie dziwnie... ale jeszcze nie wiedziała dlaczego.
No i trzeba było wybrać...
Shiva zagryzłą wargę. Myslala. Jeśli wróci do organizacji bedzie musiała powiedzieć o tym, co sie stalo. Wtedy Miria ją namierzy i zabije.
Kiepska opcja.
Moze wrócić do organizacji i zmyślić jakąś bajkę... ale ona w tym dobra nie była. Będą coś podejrzewać i ją usuną przy pierwszej lepszej okazji. Wyślą przeciw czemuś zbyt silnemu, jak tym razem i tyle...
Też kiepska opcja.
Dołączyc się do Miry? Shivie wydawało sie to niemal niemożliwe... do teraz. Od kiedy pamiętała w jej życiu nie było "chcę". Było "muszę". Bylo poczucie obowiązku i satysfakcja z wykonywanej pracy i spełnionej powinności. Satysfkacja, z bólu tych gnid, ktore pozbawiły jej mozliwości zemsty, gdy wreszcie zdecydowała się działać. Gdy podjęła decyzje...
Ale z drugiej strony czym odpłaciłaby se jej organziacja za powiedzenie prawdy. Służyła im z nienaganną wręcz wiernościa i oddaniem, a oni skazali ją na śmierć... w sumie, na samobójczą misję... mogłaby sprzątać ich śmieci bez mrugnięcia okiem, ale tu też była granica.
- Nie będę poświęcać życia za bandę niewdzięczników - stwierdziła. - Przyłączam się do ciebie - mruknęła do Mirii. Czula sie dziwnie... ale jeszcze nie wiedziała dlaczego.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Claymore]Buntowniczka
Gabriela (do dzisiaj nr 21, obecnie renegat)
Gabriela słysząc słowa swoich towarzyszek pomyślała z satysfakcją, że nie jest osamotniona w swoich przekonaniach i decyzjach. Szczególnie ucieszyło ją to, że i Shiva zaczęła przejawiać oznaki myślenia i samodzielnego podejmowania decyzji. Nie było już u niej tak wyraźnych śladów uzależnienia umysłowego od wszelkich poleceń Organizacji. Widać też chciała pożyć nieco dłużej... I być może...
- Nie uśmiecha mi się umrzeć jak pies, czy to z wyroku Organizacji za niesubordynację i odmówienie wykonania zadania czy też zginąć z twojej ręki jako zdrajczyni - odezwała się do Mirii.
- Organizacja już dawno skreśliła nas z listy i od jakiegoś czasu nie ukrywa tego przed nami. Jako wojowniczka wiem, że nie będzie mi dane dożyć starości, ale chciałabym pożyć jednak nieco dłużej. I mieć możliwość kierowania się swoim osądem... Sądzę też, że przyda ci się ktoś, kto specjalizuje się w wykrywaniu Yoki - powiedziała Gabriela swoim niezmiennie zimnym, spokojnym głosem.
Wojowniczka patrzyła srebrnymi oczami na Widmową Mirię, niegdysiejszy numer 6. A więc ona, Gabriela o Kamiennej Twarzy skończy jako renegatka. Poczuła się dziwnie... Jakby słowo renegat w tym wypadku było wyróżnieniem... W porównaniu do pozostania w Organizacji ta perspektywa wydawała się znacznie lepiej rokująca.
Gabriela słysząc słowa swoich towarzyszek pomyślała z satysfakcją, że nie jest osamotniona w swoich przekonaniach i decyzjach. Szczególnie ucieszyło ją to, że i Shiva zaczęła przejawiać oznaki myślenia i samodzielnego podejmowania decyzji. Nie było już u niej tak wyraźnych śladów uzależnienia umysłowego od wszelkich poleceń Organizacji. Widać też chciała pożyć nieco dłużej... I być może...
- Nie uśmiecha mi się umrzeć jak pies, czy to z wyroku Organizacji za niesubordynację i odmówienie wykonania zadania czy też zginąć z twojej ręki jako zdrajczyni - odezwała się do Mirii.
- Organizacja już dawno skreśliła nas z listy i od jakiegoś czasu nie ukrywa tego przed nami. Jako wojowniczka wiem, że nie będzie mi dane dożyć starości, ale chciałabym pożyć jednak nieco dłużej. I mieć możliwość kierowania się swoim osądem... Sądzę też, że przyda ci się ktoś, kto specjalizuje się w wykrywaniu Yoki - powiedziała Gabriela swoim niezmiennie zimnym, spokojnym głosem.
Wojowniczka patrzyła srebrnymi oczami na Widmową Mirię, niegdysiejszy numer 6. A więc ona, Gabriela o Kamiennej Twarzy skończy jako renegatka. Poczuła się dziwnie... Jakby słowo renegat w tym wypadku było wyróżnieniem... W porównaniu do pozostania w Organizacji ta perspektywa wydawała się znacznie lepiej rokująca.

-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
Re: [Claymore]Buntowniczka
Ep II
Chapter IV- Die, die, die my darling...
Słońce prażyło. Pięc kobiet z zasłoniętymi ustami przemierzało pustynię. Ruszyły na północ, w sama paszczę lwa. Początkowo część z was nie rozumiała czemu zawracacie. Przecież dalsza droga na południe zapewniała większe szanse przezycia. Możne byłoby się zaszyc w jakiejś miescinie, z dala od claymore. Eliminować yomy we własnym zakresie tak, by nigdy żadna inna wojowniczka się tam nie pojawiła. Tymczasem sunęły konsekwentnie na północ. Słońce powoli coraz mniej dokuczało, piasek pokrywały rośliny zmieniające się w krzewy, potem drzewa, przybierając ostatecznie formę dość długich lasów.
Miria przeważnie milczała. Początkowo trójka nowych renegatek zasypywała ją setkami pytań, wkrótce jednak dały sobie spokój. Nieoficjalna przywódczyni zdawała sie ich nie dotrzegać. Dziennie dziewczyny około 200% normy- dziesiątki kilometrów. Wkrótce stanęły u bram "Rieshy". Czegoś na wzór miasta granicznego między pustynnym światem a kontynentem. Dwudziestka trójka miała posępną twarz. Gabriela równiez wydawała się zamyślona.
-To tutaj...
-Tak...
Tu miescił sie sierociniec dziewcząt. Zrobiły krok do przodu, jednak Miria zatrzymała je.
-Bedziemy obozować w lesie. Od dzisiaj omijamy lukiem wszelkie miasta. Staramy sie także stlumić naszą yokę. Nie mam już tabletek, więc... same wiecie...
*****************************
-Panie. Dorlin zginął. Szedł za nią i nagle przestał slać raporty. To samo tyczy się Ariela.
-Hmmm... znaczy, że zagnieździła się na południu. Tylko dlaczego tam szła. Dlaczego z taką determinacją. Co ze sledzącym tamta trójkę?
-Także zginął.
Starszy mężczyzna zmarszczył brwi.
-Wiemy, gdzie teraz są?
-Aktualnie podązają w kierunku Rieshy. Miasta granicznego...
-Dobrze. Bardzo dobrze. Postarajmy sie tym razem docenić wroga.
****************************
Noc byla chłodna.Jednakże żadna z dziewcząt nie narzekała- wszystkie ćwiczyły. Pierwszego dnia Gabriela ruszyła na rekonesans. W okolicy od dawna nie było żadnej wojowniczki, więc mogly sobie pozwolić na uwolnienie części yoki.
-Źle-Powiedziała spokojnie Miria gdy Shivie po raz kolejny wypadł miecz z ręki.
-Łatwo Ci mówić. Ty trenowałaś tę sztuczkę przez całe życie. Ja od dwóch dni.
-Spokojnie-Skarciła ją Beatrice, która w parze z Gabrielą trenowały swoją prędkosć.
-Chcę, żebyście zrozumiały- zaczęła Miria- Nie dostosuję żadnej z was do mojej taktyki. Jadnak prędkość i siła ciosów to nie taktyka. To podstawy wladania mieczem. Szybkość jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Dla przykładu Bet- były numer 23, dzisiaj mogłaby sie zmierzyć bez kompleksów z Beatrice. Trenowała dlugi czas i doskonale potrafi skupiac yokę z lewej rece. Co prawda, gdyby któraś z was zaszła ja od tyłu, dziewczyna nie mialaby szans. Jednakże, w walkach jeden na jeden, może bronić sie przed numerami wyższymi nawet o 10 numerów. Uwierzcie mi- także ćwiczyłam. Umiem o wiele więcej niz wtedy... o WIELE więcej.
-W takim razie dobrze-Shiva spojrzała z gniewem na nią- Trenuj dalej!- rzuciła sie na nią z mieczem.
"50% w prawą, 25 w nogi... trochę dużawo"
Miecze machnęły. Gabriela stanęła zdziwiona. Chwile potem Miria i Shiva stały do siebie tyłem. Szalonej wojowniczce płynęła strużka krwi z ramienia.
-Nie upuściłas miecza. Zablokowałas mój atak. Jakim cudem tak szybko zwiększasz yokę w swoich rękach?-Powiedziała spokojnie ex szóstka.
-Nie twoja sprawa. Dobrze było-Uśmiechneła się cynicznie tamta.
-Dobrze.
-Więc nie zadawaj pytań.
Atmosfera w grupie była dobra. Wreszcie dziewczyny czuły się swobodnie. Bez rozkazów, wahań, wątpliwości. Beatrice uśmiechnęła się widząc postępy koleżanki.
-Idziemy do przodu, moje piękne
-BRAWO BRAWO, BRAVISSIMO-cała piątka uslyszala wesoły śpiew. Ustawiły sie w pozycji obronnej, plecami do siebie.
-Czujesz coś?- Miria spytała Gabrieli.
-Własnie, że nic. I to mnie przeraża.
-MALE DZIEWCZYNKI SIĘ BAWIĄ, CO?-Śpiew nie ustawał.
-NIEŁADNIE! MAMUSIA WZYWA DO DOMU NA OBIAD, A MAŁE DZIEWCZYNKI GDZIEŚ ZNIKNĘŁY? DLACZEGO?-Tym razem melodia zmieniły sie z radosnej, na złowrogą, ponurą.
W momencie zmaterializowała się przed wami Młodziutka dziewczyna. Wyglądała jak kilkulatka. Włosy miała białe, na plecach nosiła miecz niemalże wiekszy od niej dwukrotnie.
-Anabelle-Ukłoniła się. Głos miała dźwięczny.
-aktualny Numer 3- jęknęła Miria.
-Hmm...Mam dla was propozycje. nim się spostrzeglyście dziewczynka trzymała w dloni rękę. Nerwowe spojrzenia dookoła pozwoliły wam zakonotować, że numer 23 wije się po ziemi.
-Umowa jest taka- będziecie uciekać. Co 2 sekundy będe ucinac kawałeczek rączki. Kiedy nie zostanie mi nic, zacznę was gonić. Jeżeli do wieczora ktoraś z was przezyje, dam wam spokój... Co wy na to? Proszę, pobawcie się ze mną.
Patrzyłyście na nią z nienawiścią. I strachem.
-Proszę... ostatnim razem jak was oglądałam, zdawalyscie się ciekawe. Bawiłam się wtedy z tą... z 42. Pocięłam ją na kawałki. Nie chciała sie ze mną bawić...- Anabelle zrobiła smutną minę. Zaraz się rozpogodziła. Miecz machnał i kawałek palca uleciał w powietrze.
-BAWIMYYYYY SIĘĘĘĘĘĘ- Zaintonowała.
Chapter IV- Die, die, die my darling...
Słońce prażyło. Pięc kobiet z zasłoniętymi ustami przemierzało pustynię. Ruszyły na północ, w sama paszczę lwa. Początkowo część z was nie rozumiała czemu zawracacie. Przecież dalsza droga na południe zapewniała większe szanse przezycia. Możne byłoby się zaszyc w jakiejś miescinie, z dala od claymore. Eliminować yomy we własnym zakresie tak, by nigdy żadna inna wojowniczka się tam nie pojawiła. Tymczasem sunęły konsekwentnie na północ. Słońce powoli coraz mniej dokuczało, piasek pokrywały rośliny zmieniające się w krzewy, potem drzewa, przybierając ostatecznie formę dość długich lasów.
Miria przeważnie milczała. Początkowo trójka nowych renegatek zasypywała ją setkami pytań, wkrótce jednak dały sobie spokój. Nieoficjalna przywódczyni zdawała sie ich nie dotrzegać. Dziennie dziewczyny około 200% normy- dziesiątki kilometrów. Wkrótce stanęły u bram "Rieshy". Czegoś na wzór miasta granicznego między pustynnym światem a kontynentem. Dwudziestka trójka miała posępną twarz. Gabriela równiez wydawała się zamyślona.
-To tutaj...
-Tak...
Tu miescił sie sierociniec dziewcząt. Zrobiły krok do przodu, jednak Miria zatrzymała je.
-Bedziemy obozować w lesie. Od dzisiaj omijamy lukiem wszelkie miasta. Staramy sie także stlumić naszą yokę. Nie mam już tabletek, więc... same wiecie...
*****************************
-Panie. Dorlin zginął. Szedł za nią i nagle przestał slać raporty. To samo tyczy się Ariela.
-Hmmm... znaczy, że zagnieździła się na południu. Tylko dlaczego tam szła. Dlaczego z taką determinacją. Co ze sledzącym tamta trójkę?
-Także zginął.
Starszy mężczyzna zmarszczył brwi.
-Wiemy, gdzie teraz są?
-Aktualnie podązają w kierunku Rieshy. Miasta granicznego...
-Dobrze. Bardzo dobrze. Postarajmy sie tym razem docenić wroga.
****************************
Noc byla chłodna.Jednakże żadna z dziewcząt nie narzekała- wszystkie ćwiczyły. Pierwszego dnia Gabriela ruszyła na rekonesans. W okolicy od dawna nie było żadnej wojowniczki, więc mogly sobie pozwolić na uwolnienie części yoki.
-Źle-Powiedziała spokojnie Miria gdy Shivie po raz kolejny wypadł miecz z ręki.
-Łatwo Ci mówić. Ty trenowałaś tę sztuczkę przez całe życie. Ja od dwóch dni.
-Spokojnie-Skarciła ją Beatrice, która w parze z Gabrielą trenowały swoją prędkosć.
-Chcę, żebyście zrozumiały- zaczęła Miria- Nie dostosuję żadnej z was do mojej taktyki. Jadnak prędkość i siła ciosów to nie taktyka. To podstawy wladania mieczem. Szybkość jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Dla przykładu Bet- były numer 23, dzisiaj mogłaby sie zmierzyć bez kompleksów z Beatrice. Trenowała dlugi czas i doskonale potrafi skupiac yokę z lewej rece. Co prawda, gdyby któraś z was zaszła ja od tyłu, dziewczyna nie mialaby szans. Jednakże, w walkach jeden na jeden, może bronić sie przed numerami wyższymi nawet o 10 numerów. Uwierzcie mi- także ćwiczyłam. Umiem o wiele więcej niz wtedy... o WIELE więcej.
-W takim razie dobrze-Shiva spojrzała z gniewem na nią- Trenuj dalej!- rzuciła sie na nią z mieczem.
"50% w prawą, 25 w nogi... trochę dużawo"
Miecze machnęły. Gabriela stanęła zdziwiona. Chwile potem Miria i Shiva stały do siebie tyłem. Szalonej wojowniczce płynęła strużka krwi z ramienia.
-Nie upuściłas miecza. Zablokowałas mój atak. Jakim cudem tak szybko zwiększasz yokę w swoich rękach?-Powiedziała spokojnie ex szóstka.
-Nie twoja sprawa. Dobrze było-Uśmiechneła się cynicznie tamta.
-Dobrze.
-Więc nie zadawaj pytań.
Atmosfera w grupie była dobra. Wreszcie dziewczyny czuły się swobodnie. Bez rozkazów, wahań, wątpliwości. Beatrice uśmiechnęła się widząc postępy koleżanki.
-Idziemy do przodu, moje piękne
-BRAWO BRAWO, BRAVISSIMO-cała piątka uslyszala wesoły śpiew. Ustawiły sie w pozycji obronnej, plecami do siebie.
-Czujesz coś?- Miria spytała Gabrieli.
-Własnie, że nic. I to mnie przeraża.
-MALE DZIEWCZYNKI SIĘ BAWIĄ, CO?-Śpiew nie ustawał.
-NIEŁADNIE! MAMUSIA WZYWA DO DOMU NA OBIAD, A MAŁE DZIEWCZYNKI GDZIEŚ ZNIKNĘŁY? DLACZEGO?-Tym razem melodia zmieniły sie z radosnej, na złowrogą, ponurą.
W momencie zmaterializowała się przed wami Młodziutka dziewczyna. Wyglądała jak kilkulatka. Włosy miała białe, na plecach nosiła miecz niemalże wiekszy od niej dwukrotnie.
-Anabelle-Ukłoniła się. Głos miała dźwięczny.
-aktualny Numer 3- jęknęła Miria.
-Hmm...Mam dla was propozycje. nim się spostrzeglyście dziewczynka trzymała w dloni rękę. Nerwowe spojrzenia dookoła pozwoliły wam zakonotować, że numer 23 wije się po ziemi.
-Umowa jest taka- będziecie uciekać. Co 2 sekundy będe ucinac kawałeczek rączki. Kiedy nie zostanie mi nic, zacznę was gonić. Jeżeli do wieczora ktoraś z was przezyje, dam wam spokój... Co wy na to? Proszę, pobawcie się ze mną.
Patrzyłyście na nią z nienawiścią. I strachem.
-Proszę... ostatnim razem jak was oglądałam, zdawalyscie się ciekawe. Bawiłam się wtedy z tą... z 42. Pocięłam ją na kawałki. Nie chciała sie ze mną bawić...- Anabelle zrobiła smutną minę. Zaraz się rozpogodziła. Miecz machnał i kawałek palca uleciał w powietrze.
-BAWIMYYYYY SIĘĘĘĘĘĘ- Zaintonowała.
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Czerwona Orientalna Prawica

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Claymore]Buntowniczka
Beatrice, Gabriela i Shiva (walczące o przeżycie renegatki...)
Gabriela zacisnęła mocniej zęby. Zerknęła w stronę Shy chcąc się szybko zorientować w jakim jest stanie. Cóż... Teraz jej nie pomogą, jak bardzo by się w tym względzie nie starały. Cały czas starała się wyczuwać Yoki w okolicy. Choćby najsłabsze drgnienie energii ze strony Anabelle dałoby minimalne szanse Gabrieli na podjęcie najwłaściwszych kroków... Claymore wiedziała, że ucieczka nie wchodzi w grę. Upiornie szybka Anabelle dorwie je wszystkie, a w pojedynkę mają zerowe szanse... Jakąś nadzieję przedstawiała sobą Miria... Jeśli one - Beatrice, Gabriela i Shiva odwrócą uwagę polującej na nie wojowniczki dadzą szansę Mirii... Zerknęła po towarzyszkach. Cicho, niemal nie ruszając ustami odezwała się
- Odsłońmy ją na atak - rzuciła. Słowa były ledwo słyszalne.
Beatrice szpetnie zaklęła. A potem usłyszała Gabrielę. Numer 21 miała trochę racji. Ucieczka nie wyjdzie. Może Miria dałaby radę jakby ruszyły w różne strony. I jeśli to nie za nią najpierw ruszy Anabelle. Wojowniczka przygryzła wargę. Numer trzy z widoczną rozkoszą pławiła się w ich strachu i niemalże z okrucieństwem kroiła zmienioną na klepsydrę rękę. ”Pieprzona psychopatka!” Walka jak z trzynastką nie ma sensu, ale jeśli tylko zdołają ją zająć na kilka chwil. ” Jak szybko jest w stanie zneutralizować trzy cele uderzające z trzech różnych stron? I jak dobrze radzi sobie z wykrywanie, yoki?” Pomysł Gabrieli mógł się udać tylko jeżeli Miria uderzy z zaskoczenia. Uda się? Popatrzyła na towarzyszki a potem na Mirię. Jeśli uderzą z różnych stron generując tyle yoki ile się da to przy ogromnej dozie szczęścia wyjdą z tego co najwyżej bez paru kończyn. W to, że Miria zrozumie nie wątpiła, była 6 zbyt dobrze znała się na taktyce by nie zrozumieć tego planu. Trzeba było mieć nadzieję, że Anabelle jest na tyle szalona, że nie wpadnie na taką oczywistość. Nagle Beatrice coś zaświtało. Uśmiechnęła się do siebie. To mogło się udać.
Shiva uniosła brew.
- Ja inaczej odmierzałam czas Yomom - mruknęła, szczerząc się. Uśmiech wyszedł sztucznie. Yomy zasłużyły sobie na takie traktowanie...
Potem usłyszała Beatrice. Tja, w końcu Shiva używała tej strategii też tylko wtedy, gdy miała stuprocentową pewność, że żadna gnida się nie wywinie. Czyli maja zamiar zrobić kółeczko i uderzyć... samobójstwo. Pięknie... Claymore nie chciało się kląć, ale juz wolała zdechnać w ataku samobójczym niż podczas ucieczki... ale.. ALE! Zakładając, że we trzy dadzą Mirii możliwość ataku... że zagłuszą jej Yoki... dobra.
- Bawmy się - mruknęła claymore. "Ale nie po twojemu, dziwko"
Gabriela skinęła głową widząc, że zrozumiały. Wciąż badała każdą odrobinkę Yoki w okolicy. Diabli nadali, że ta ją tak dobrze ukrywała. Wojowniczka mocniej ścisnęła swój miecz. Zerknęła na Beatrice. Gabriela dopuszczała możliwość, że ich ryzykowny plan może się nie powieść. Miała jednak nadzieję, że niespodziewany atak Mirii się uda. Gabriela uwolniła Yoki gotowa uderzyć wraz ze swoimi towarzyszkami. Od razu użyła 50% energii... Zawsze zostaje odrobina zapasu... Zagłuszając Yoki Mirii mają szansę... Gabriela gotowa była na atak od frontu... Jeśli straci kończynę lub dwie nie będzie to dla niej tak wielka strata jak dla Beatrice czy Shivy.
Ex 13 westchnęła przeciągle. Przekręciła głową w prawo i w lewo aż dał się słyszeć trzask przeskakujących kości. Może dla człowieka taki gest byłby śmiertelny, nie pamiętała już.
- No dobra dziewczyny, w długą! - Dała znak pozostałym wojowniczkom, żeby uciekały w różnych kierunkach. Sądząc po prędkości, z jaka numer 3 obcinała kolejne kawałki ręki Shy miały jakieś dwadzieścia sekund na ucieczkę. Ruszyła licząc sekundy. Mogła się machnąć nieco, ale w połowie czasu zawróciła i ruszyła w kierunku ich oprawczyni. W drodze zaczęła uwalniać yoki. Pot spłynął jej z czoła, gdy starała się uwolnić dokładnie połowę swojej mocy. Nigdy nie walczyła z innymi wojowniczkami, wolała nie sprawdzać czy to co, przejmuje jej ciało z braku wyraźnego celu nie zaatakuje Shivy lub Gabrieli. To by się Anabelle ucieszyła. Czuła już powoli, że odpływa, zatrzymała dalsze zwiększanie poziomu mocy. W samą porę. Widziała już numer 3 i swoje dwie towarzyszki zbliżające się do wroga. Czas na drugą część planu.
- Musimy dać choć jednej z nas czas na ucieczkę dziewczyny! - Niewiele... Jeżeli ich Nemezis jest, choć trochę inteligentna to się połapie. Oby nie była.
Wszystkie wojowniczki zrobiły pętlę. Shiva nie była specjalnie dobra w odczytywaniu yoki, ale na oko widziała że jej towarzyszki wykorzystują połowę.. czemu tylko połowę?
30% w nogi i 35% w ręce... nie, cholera. Wystawi się na atak ponad nie. 20% w nogi, 25% w ręce i 5% w układ krwionośny. Teraz liczył się tylko ściskany w dłoni miecz, cel i powstrzymywany krzyk cisnący się na usta.
Gdy wojowniczki się rozpierzchły, Gabriela uczyniła to samo licząc na to, że Miria tak jak jej towarzyszki pojęła plan... Wszak Miria słynęła ze swojego geniuszu jeśli chodzi o współpracę w grupie. Ich plan był prosty, tekst rzucony dla zmyłki. Po szybkiej pętli wraz z towarzyszkami natarła na przeciwniczkę. Ona od frontu, Beatrice z prawej, a Shiva z lewej. Gdyby uchwycić choćby ślad Yoki Anabelle...
Cięły. Niemal równocześnie. Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Beatrice. Nie zgrały tego, nie przygotowały się i nie miały doświadczenia we wspólnej walce, no poza tamtą walką przeciw Betty. A teraz w niemal idealnej harmonii z trzech stron – od góry uderzenie Gabrieli, niskie cięcie w nogi Shivy i jej własny, potężny cios z prawej do lewej, od boku prosto w plecy. Gdyby ich przeciwnikiem był, kto inny zapewne to wystarczyłoby by go odesłać na tamten świat, a w każdym razie zranić. Kopnięcie w brzuch. Na „odwal się”… Odleciałaby pewnie na kilka kroków, ale zdążyła się zaprzeć i nawet niemal zahaczyła delikatnie ostrzem pelerynę 3. Nie patrząc na towarzyszki i nie bacząc na ból wywołany wrażym uderzeniem ponowiła atak, starając się wycisnąć, choć jeden dodatkowy procent yoki i przy tym nie odpłynąć. Nie zauważyła, że zaciska zęby tak mocno, że z wargi płynie jej krew. Była zbyt skoncentrowana na tym by skupić na sobie jeszcze więcej uwagi.
Shiva hamowała po drugiej stronie Anabelle, wbijając palce i stopy w ziemię. Na ostrzu nie było krwi. Znaczy chybiła... ale tego cięcia ze strony Anabelle też specjalnie nie poczuła, a oberwała w łopatkę. Płytko, bo sama przylgnęła do ziemi niemal jak cholerna jaszczurka... Dobra, rozgrzewamy się. 25% w nogi, 35% w ręce, 10% w układ krwionośny. Żyły Shivy stały się czarne jak węgiel. Claymore warknęła i rzuciła się naprzód w tym momencie atakując pchnięciem gdzieś w okolice biodra Anabelle.
Gabriela cięła od przodu i z góry... Tak po prawdzie nie liczyła na trafienie, ale póki wszystkie trzy działały razem miały szansę... Bladą, ale zawsze... Z ran powinny się jakoś wylizać... Jakoś... Tak jak się spodziewała nie trafiła. Za to poczuła bolesne cięcie idące przez cały tułów. Niezbyt głębokie, ale wredne i zdradliwe... Anabelle zdecydowanie miała skłonności sadystyczne... Mimo faktu, że Gabriela była jednostką defensywną nie chciała zostać pocięta na kawałki... Do pewnego stopnia regeneracja jest możliwa, ale wciąż była śmiertelniczką...
Wszystkie wojowniczki miały nadzieję na błyskawiczną akcję Mirii... Jeśli się uda, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, który tak nagle zrodził się jednocześnie w ich głowach... Przeżyją...
Gabriela zacisnęła mocniej zęby. Zerknęła w stronę Shy chcąc się szybko zorientować w jakim jest stanie. Cóż... Teraz jej nie pomogą, jak bardzo by się w tym względzie nie starały. Cały czas starała się wyczuwać Yoki w okolicy. Choćby najsłabsze drgnienie energii ze strony Anabelle dałoby minimalne szanse Gabrieli na podjęcie najwłaściwszych kroków... Claymore wiedziała, że ucieczka nie wchodzi w grę. Upiornie szybka Anabelle dorwie je wszystkie, a w pojedynkę mają zerowe szanse... Jakąś nadzieję przedstawiała sobą Miria... Jeśli one - Beatrice, Gabriela i Shiva odwrócą uwagę polującej na nie wojowniczki dadzą szansę Mirii... Zerknęła po towarzyszkach. Cicho, niemal nie ruszając ustami odezwała się
- Odsłońmy ją na atak - rzuciła. Słowa były ledwo słyszalne.
Beatrice szpetnie zaklęła. A potem usłyszała Gabrielę. Numer 21 miała trochę racji. Ucieczka nie wyjdzie. Może Miria dałaby radę jakby ruszyły w różne strony. I jeśli to nie za nią najpierw ruszy Anabelle. Wojowniczka przygryzła wargę. Numer trzy z widoczną rozkoszą pławiła się w ich strachu i niemalże z okrucieństwem kroiła zmienioną na klepsydrę rękę. ”Pieprzona psychopatka!” Walka jak z trzynastką nie ma sensu, ale jeśli tylko zdołają ją zająć na kilka chwil. ” Jak szybko jest w stanie zneutralizować trzy cele uderzające z trzech różnych stron? I jak dobrze radzi sobie z wykrywanie, yoki?” Pomysł Gabrieli mógł się udać tylko jeżeli Miria uderzy z zaskoczenia. Uda się? Popatrzyła na towarzyszki a potem na Mirię. Jeśli uderzą z różnych stron generując tyle yoki ile się da to przy ogromnej dozie szczęścia wyjdą z tego co najwyżej bez paru kończyn. W to, że Miria zrozumie nie wątpiła, była 6 zbyt dobrze znała się na taktyce by nie zrozumieć tego planu. Trzeba było mieć nadzieję, że Anabelle jest na tyle szalona, że nie wpadnie na taką oczywistość. Nagle Beatrice coś zaświtało. Uśmiechnęła się do siebie. To mogło się udać.
Shiva uniosła brew.
- Ja inaczej odmierzałam czas Yomom - mruknęła, szczerząc się. Uśmiech wyszedł sztucznie. Yomy zasłużyły sobie na takie traktowanie...
Potem usłyszała Beatrice. Tja, w końcu Shiva używała tej strategii też tylko wtedy, gdy miała stuprocentową pewność, że żadna gnida się nie wywinie. Czyli maja zamiar zrobić kółeczko i uderzyć... samobójstwo. Pięknie... Claymore nie chciało się kląć, ale juz wolała zdechnać w ataku samobójczym niż podczas ucieczki... ale.. ALE! Zakładając, że we trzy dadzą Mirii możliwość ataku... że zagłuszą jej Yoki... dobra.
- Bawmy się - mruknęła claymore. "Ale nie po twojemu, dziwko"
Gabriela skinęła głową widząc, że zrozumiały. Wciąż badała każdą odrobinkę Yoki w okolicy. Diabli nadali, że ta ją tak dobrze ukrywała. Wojowniczka mocniej ścisnęła swój miecz. Zerknęła na Beatrice. Gabriela dopuszczała możliwość, że ich ryzykowny plan może się nie powieść. Miała jednak nadzieję, że niespodziewany atak Mirii się uda. Gabriela uwolniła Yoki gotowa uderzyć wraz ze swoimi towarzyszkami. Od razu użyła 50% energii... Zawsze zostaje odrobina zapasu... Zagłuszając Yoki Mirii mają szansę... Gabriela gotowa była na atak od frontu... Jeśli straci kończynę lub dwie nie będzie to dla niej tak wielka strata jak dla Beatrice czy Shivy.
Ex 13 westchnęła przeciągle. Przekręciła głową w prawo i w lewo aż dał się słyszeć trzask przeskakujących kości. Może dla człowieka taki gest byłby śmiertelny, nie pamiętała już.
- No dobra dziewczyny, w długą! - Dała znak pozostałym wojowniczkom, żeby uciekały w różnych kierunkach. Sądząc po prędkości, z jaka numer 3 obcinała kolejne kawałki ręki Shy miały jakieś dwadzieścia sekund na ucieczkę. Ruszyła licząc sekundy. Mogła się machnąć nieco, ale w połowie czasu zawróciła i ruszyła w kierunku ich oprawczyni. W drodze zaczęła uwalniać yoki. Pot spłynął jej z czoła, gdy starała się uwolnić dokładnie połowę swojej mocy. Nigdy nie walczyła z innymi wojowniczkami, wolała nie sprawdzać czy to co, przejmuje jej ciało z braku wyraźnego celu nie zaatakuje Shivy lub Gabrieli. To by się Anabelle ucieszyła. Czuła już powoli, że odpływa, zatrzymała dalsze zwiększanie poziomu mocy. W samą porę. Widziała już numer 3 i swoje dwie towarzyszki zbliżające się do wroga. Czas na drugą część planu.
- Musimy dać choć jednej z nas czas na ucieczkę dziewczyny! - Niewiele... Jeżeli ich Nemezis jest, choć trochę inteligentna to się połapie. Oby nie była.
Wszystkie wojowniczki zrobiły pętlę. Shiva nie była specjalnie dobra w odczytywaniu yoki, ale na oko widziała że jej towarzyszki wykorzystują połowę.. czemu tylko połowę?
30% w nogi i 35% w ręce... nie, cholera. Wystawi się na atak ponad nie. 20% w nogi, 25% w ręce i 5% w układ krwionośny. Teraz liczył się tylko ściskany w dłoni miecz, cel i powstrzymywany krzyk cisnący się na usta.
Gdy wojowniczki się rozpierzchły, Gabriela uczyniła to samo licząc na to, że Miria tak jak jej towarzyszki pojęła plan... Wszak Miria słynęła ze swojego geniuszu jeśli chodzi o współpracę w grupie. Ich plan był prosty, tekst rzucony dla zmyłki. Po szybkiej pętli wraz z towarzyszkami natarła na przeciwniczkę. Ona od frontu, Beatrice z prawej, a Shiva z lewej. Gdyby uchwycić choćby ślad Yoki Anabelle...
Cięły. Niemal równocześnie. Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Beatrice. Nie zgrały tego, nie przygotowały się i nie miały doświadczenia we wspólnej walce, no poza tamtą walką przeciw Betty. A teraz w niemal idealnej harmonii z trzech stron – od góry uderzenie Gabrieli, niskie cięcie w nogi Shivy i jej własny, potężny cios z prawej do lewej, od boku prosto w plecy. Gdyby ich przeciwnikiem był, kto inny zapewne to wystarczyłoby by go odesłać na tamten świat, a w każdym razie zranić. Kopnięcie w brzuch. Na „odwal się”… Odleciałaby pewnie na kilka kroków, ale zdążyła się zaprzeć i nawet niemal zahaczyła delikatnie ostrzem pelerynę 3. Nie patrząc na towarzyszki i nie bacząc na ból wywołany wrażym uderzeniem ponowiła atak, starając się wycisnąć, choć jeden dodatkowy procent yoki i przy tym nie odpłynąć. Nie zauważyła, że zaciska zęby tak mocno, że z wargi płynie jej krew. Była zbyt skoncentrowana na tym by skupić na sobie jeszcze więcej uwagi.
Shiva hamowała po drugiej stronie Anabelle, wbijając palce i stopy w ziemię. Na ostrzu nie było krwi. Znaczy chybiła... ale tego cięcia ze strony Anabelle też specjalnie nie poczuła, a oberwała w łopatkę. Płytko, bo sama przylgnęła do ziemi niemal jak cholerna jaszczurka... Dobra, rozgrzewamy się. 25% w nogi, 35% w ręce, 10% w układ krwionośny. Żyły Shivy stały się czarne jak węgiel. Claymore warknęła i rzuciła się naprzód w tym momencie atakując pchnięciem gdzieś w okolice biodra Anabelle.
Gabriela cięła od przodu i z góry... Tak po prawdzie nie liczyła na trafienie, ale póki wszystkie trzy działały razem miały szansę... Bladą, ale zawsze... Z ran powinny się jakoś wylizać... Jakoś... Tak jak się spodziewała nie trafiła. Za to poczuła bolesne cięcie idące przez cały tułów. Niezbyt głębokie, ale wredne i zdradliwe... Anabelle zdecydowanie miała skłonności sadystyczne... Mimo faktu, że Gabriela była jednostką defensywną nie chciała zostać pocięta na kawałki... Do pewnego stopnia regeneracja jest możliwa, ale wciąż była śmiertelniczką...
Wszystkie wojowniczki miały nadzieję na błyskawiczną akcję Mirii... Jeśli się uda, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, który tak nagle zrodził się jednocześnie w ich głowach... Przeżyją...

-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
Re: [Claymore]Buntowniczka
Epizod II
Chapter IV- Die, die, die my darling...
-Czemu akurat tą psychopatkę, panie. Czemu ją? Przecież jest badziej szalona niż tamte trzy razem... czemu je likwidujemy, nie ją?
-Jest posłuszna.
-Tylko tyle?
-Aż tyle... tyle kosztuje życie.
Gabriela dyszała ciężko. Atak za atakiem, a Mirii nie było. Anabelle zmarszczyła brwi i spojrzała na was z dezaprobatą.
-Nieładnie. Miałyśmy się bawić, a wy wszystko psujecie. Czemu?-W jej oku pojawiła się łza.-Tamta dziewczyna, tez nie chciała się bawić. A ja pragnę przecież tylko...
Nie skończyła zdania. Nikt nawet się nie łudził, że dziewczyny się wzruszą. Niemalże natychmiast przeprowadziły atak. Chwile potem stały ponownie w trójkącie dookoła dziewczynki.
Shiva uśmiechnęła się, po czym zakaszlała i chlusnęła krwią. Jej usta zaczerwieniły się od płynącej przez nie posoki. Beatrice patrzyła z lękiem na koleżankę. Gabriela nie zmieniła wyrazu twarzy, zacisnęła mocniej miecz.
-Spokojnie-Szalona wojowniczka podniosła głowę i wypluła zaczerwieniona ślinę-Cięła mnie lekko, trochę przez płuco...-lekko zatoczyła się i oparła ciało na mieczu.-No pięknie... teraz przez dwa następne ataki będę się musiała regenerować... szlag-zacharczała.-No, ale ta suka nie miała lżej- Kaszląc wojowniczka uniosła miecz z którego kapała krew.
Teraz dopiero reszta zauważyła, że oczy dziewczynki płoną. Trzymała się za ramię a z pomiędzy palców kapała jej krew. To był dobry moment. Przeklinając na czym świat stoi, szczególnie zas na Mirię, wojowniczki zaszarżowały.
W ten czas Shiva analizowała swoje posunięcie. Tuz przed atakiem wiedziała już, że trafi. Zaryzykowała i cofnęła wszystko z nóg w rękę. Siła uderzenia, była potężna. Mało kto widział, że obok Anabelle oprócz krwi, leżał kawałek mięsa. oderwany mięsień... Pierwotnym założeniem Shivy było ucięcie ręki. Przez to, że zwolniła, wystawiła się na atak. Dziewczynka to wykorzystała i pchnęła w tors mieczem. Błąd. Zanim go cofnęła, wojowniczka już cięła w pędzie. Uderzenie co prawda nie urwało łapska, ale dziewuszka będzie aż do śmierci mieć ładną dziurę w bicepsie. Na pewno ją to osłabi.
W tym czasie Beatrice już była w powietrzu. Wyskok i atak z góry. Gabriela pochyliła się zaś, celując w miednicę. Anabelle zasłoniła ciało mieczem w geście rozpaczy, ustawiając go w pionie, ale było nieco za późno.
"Jak ona może mieć numer trzy"-zdziwiła się Beatrice tnąc po małym palcu przeciwnika, przedłużając cios na głowę. Gabriela trafiła bezpośrednio w ostrze i nie podejmowała drugiej próby szturmu.
Wróg stał... z pocięta dłonią, bez małego palca, z krwią kapiącą na oczy z rozciętej skóry na skroni.
Najpierw patrzyła się na was przerażona, lecz wkrótce zaczęła się śmiać. Jak psychopatka.
-HAHAHA! Wreszcie się bawimy! Wreszcie ktoś się chce bawić!
Chwyciła miecz za ostrze i niczym włócznią cisnęła w zarośla, po czym... znikła. Czyżby sztuczka widmowej Marii. Natychmiast usłyszałyście charczenie. Spośród drzew wyszedł wasz przeciwnik. Z obu dłoniach miała miecze, w zębach trzymała drugą rękę waszej towarzyszki. Po brodzie płynęła jej krew. Wypluła kawał mięsa na ziemię i lewą stopą ułożyła go na drugiej.
-Warunki zabawy są takie. Podrzucę jej łapkę wyyyyyysoko w niebo. Jeżeli ją złapiecie i ocalicie, koleżanka będzie mogła kiedyś walczyć. Jeżeli nie, podczas opadania, posiekam ją lewą ręką, a prawą was zabiję. Może być?- uśmiechnęła się słodko. W momencie podbiła uciętą kończynę tak mocno, że usłyszałyście tylko chrzęst pękających kości.
Anabelle przygotowała się o cięcia lewa dłonią, a drugi miecz uchwyciła jak poprzednio- niczym włócznię.
Kawał mięcha powoli zaczął opadać i... nagle zniknął w powietrzu. Za wami pojawiła się, nie wiadomo skąd i jak, Miria, trzymając uciętą część ciała koleżanki.
-Wybaczcie spóźnienie. Musiałam po drodze zabić pewnego... kreta.
-Niech i tak będzie- mruknęła zawiedziona dziewczynka. Teraz oba miecze trzymała za ostrza. W ułamku sekundy cisnęła nimi. Wojowniczki cudem zrobiły unik, czując niemal na policzkach rozgrzane powietrze. I nagle- przed lecącymi mieczami- pojawiła się nie wiadomo skąd Anabelle. Uchwyciła je w locie, okręciła w dłoni i powtórzyła ponownie rzut. Ataki te powtarzały się 4 razy. Gabriela przy trzecim z nich wzbogaciła się o przecudną bliznę na policzku.
-Nie chcieliście się bawić. Jesteście nudni.- Ponownie rzuciła, znów czterokrotnie łapała i wypuszczała miecze. Tym razem skupiła się na Shivie. Ta jeszcze nie do końca zdarzyła się zregenerować, więc jej ruch były wolniejsze, niestabilne. Tym razem ostrze przebiło dość mocno udo. Na szczęście minęło kość. Poszarpane mięso trzymało sie jeszcze nogi, więc wojowniczka po wykonaniu kilku uników przyłożyła je do ciała i skupiła się na regeneracji.
Anabelle zaś po czterech atakach przystanęła i spoglądała na was wyniośle.
-Mamy osiem sekund. Na tyle się zatrzymuje... Potem znów zacznie.-Ledwie skończyła mówić, już rzuciła się na wroga. Beatrice i Gabriela ruszyły za nią. Shiva z grymasem kończyła leczyć płuco i męczyła się z nogą. Tym razem wyjdzie z tego, jeżeli w ogóle przeżyje, w większymi obrażeniami niż Gabriela. Los potrafi płatać figle...
-Tyle kosztuje życie... posłuszeństwo?
-To dużo. chłopcze.
-A jeżeli rozkazujesz komus umrzeć? Jaka tu cena życia?
-Nie rozumiesz. Ja jestem ich Bogiem. Daje życie i odbieram. A one nie musza sie o to martwić. Żadna z nich nie umrze bez mojego rozkazu.
-I żadna nie będzie żyć...-doda uczeń z przekąsem
Chapter IV- Die, die, die my darling...
-Czemu akurat tą psychopatkę, panie. Czemu ją? Przecież jest badziej szalona niż tamte trzy razem... czemu je likwidujemy, nie ją?
-Jest posłuszna.
-Tylko tyle?
-Aż tyle... tyle kosztuje życie.
Gabriela dyszała ciężko. Atak za atakiem, a Mirii nie było. Anabelle zmarszczyła brwi i spojrzała na was z dezaprobatą.
-Nieładnie. Miałyśmy się bawić, a wy wszystko psujecie. Czemu?-W jej oku pojawiła się łza.-Tamta dziewczyna, tez nie chciała się bawić. A ja pragnę przecież tylko...
Nie skończyła zdania. Nikt nawet się nie łudził, że dziewczyny się wzruszą. Niemalże natychmiast przeprowadziły atak. Chwile potem stały ponownie w trójkącie dookoła dziewczynki.
Shiva uśmiechnęła się, po czym zakaszlała i chlusnęła krwią. Jej usta zaczerwieniły się od płynącej przez nie posoki. Beatrice patrzyła z lękiem na koleżankę. Gabriela nie zmieniła wyrazu twarzy, zacisnęła mocniej miecz.
-Spokojnie-Szalona wojowniczka podniosła głowę i wypluła zaczerwieniona ślinę-Cięła mnie lekko, trochę przez płuco...-lekko zatoczyła się i oparła ciało na mieczu.-No pięknie... teraz przez dwa następne ataki będę się musiała regenerować... szlag-zacharczała.-No, ale ta suka nie miała lżej- Kaszląc wojowniczka uniosła miecz z którego kapała krew.
Teraz dopiero reszta zauważyła, że oczy dziewczynki płoną. Trzymała się za ramię a z pomiędzy palców kapała jej krew. To był dobry moment. Przeklinając na czym świat stoi, szczególnie zas na Mirię, wojowniczki zaszarżowały.
W ten czas Shiva analizowała swoje posunięcie. Tuz przed atakiem wiedziała już, że trafi. Zaryzykowała i cofnęła wszystko z nóg w rękę. Siła uderzenia, była potężna. Mało kto widział, że obok Anabelle oprócz krwi, leżał kawałek mięsa. oderwany mięsień... Pierwotnym założeniem Shivy było ucięcie ręki. Przez to, że zwolniła, wystawiła się na atak. Dziewczynka to wykorzystała i pchnęła w tors mieczem. Błąd. Zanim go cofnęła, wojowniczka już cięła w pędzie. Uderzenie co prawda nie urwało łapska, ale dziewuszka będzie aż do śmierci mieć ładną dziurę w bicepsie. Na pewno ją to osłabi.
W tym czasie Beatrice już była w powietrzu. Wyskok i atak z góry. Gabriela pochyliła się zaś, celując w miednicę. Anabelle zasłoniła ciało mieczem w geście rozpaczy, ustawiając go w pionie, ale było nieco za późno.
"Jak ona może mieć numer trzy"-zdziwiła się Beatrice tnąc po małym palcu przeciwnika, przedłużając cios na głowę. Gabriela trafiła bezpośrednio w ostrze i nie podejmowała drugiej próby szturmu.
Wróg stał... z pocięta dłonią, bez małego palca, z krwią kapiącą na oczy z rozciętej skóry na skroni.
Najpierw patrzyła się na was przerażona, lecz wkrótce zaczęła się śmiać. Jak psychopatka.
-HAHAHA! Wreszcie się bawimy! Wreszcie ktoś się chce bawić!
Chwyciła miecz za ostrze i niczym włócznią cisnęła w zarośla, po czym... znikła. Czyżby sztuczka widmowej Marii. Natychmiast usłyszałyście charczenie. Spośród drzew wyszedł wasz przeciwnik. Z obu dłoniach miała miecze, w zębach trzymała drugą rękę waszej towarzyszki. Po brodzie płynęła jej krew. Wypluła kawał mięsa na ziemię i lewą stopą ułożyła go na drugiej.
-Warunki zabawy są takie. Podrzucę jej łapkę wyyyyyysoko w niebo. Jeżeli ją złapiecie i ocalicie, koleżanka będzie mogła kiedyś walczyć. Jeżeli nie, podczas opadania, posiekam ją lewą ręką, a prawą was zabiję. Może być?- uśmiechnęła się słodko. W momencie podbiła uciętą kończynę tak mocno, że usłyszałyście tylko chrzęst pękających kości.
Anabelle przygotowała się o cięcia lewa dłonią, a drugi miecz uchwyciła jak poprzednio- niczym włócznię.
Kawał mięcha powoli zaczął opadać i... nagle zniknął w powietrzu. Za wami pojawiła się, nie wiadomo skąd i jak, Miria, trzymając uciętą część ciała koleżanki.
-Wybaczcie spóźnienie. Musiałam po drodze zabić pewnego... kreta.
-Niech i tak będzie- mruknęła zawiedziona dziewczynka. Teraz oba miecze trzymała za ostrza. W ułamku sekundy cisnęła nimi. Wojowniczki cudem zrobiły unik, czując niemal na policzkach rozgrzane powietrze. I nagle- przed lecącymi mieczami- pojawiła się nie wiadomo skąd Anabelle. Uchwyciła je w locie, okręciła w dłoni i powtórzyła ponownie rzut. Ataki te powtarzały się 4 razy. Gabriela przy trzecim z nich wzbogaciła się o przecudną bliznę na policzku.
-Nie chcieliście się bawić. Jesteście nudni.- Ponownie rzuciła, znów czterokrotnie łapała i wypuszczała miecze. Tym razem skupiła się na Shivie. Ta jeszcze nie do końca zdarzyła się zregenerować, więc jej ruch były wolniejsze, niestabilne. Tym razem ostrze przebiło dość mocno udo. Na szczęście minęło kość. Poszarpane mięso trzymało sie jeszcze nogi, więc wojowniczka po wykonaniu kilku uników przyłożyła je do ciała i skupiła się na regeneracji.
Anabelle zaś po czterech atakach przystanęła i spoglądała na was wyniośle.
-Mamy osiem sekund. Na tyle się zatrzymuje... Potem znów zacznie.-Ledwie skończyła mówić, już rzuciła się na wroga. Beatrice i Gabriela ruszyły za nią. Shiva z grymasem kończyła leczyć płuco i męczyła się z nogą. Tym razem wyjdzie z tego, jeżeli w ogóle przeżyje, w większymi obrażeniami niż Gabriela. Los potrafi płatać figle...
-Tyle kosztuje życie... posłuszeństwo?
-To dużo. chłopcze.
-A jeżeli rozkazujesz komus umrzeć? Jaka tu cena życia?
-Nie rozumiesz. Ja jestem ich Bogiem. Daje życie i odbieram. A one nie musza sie o to martwić. Żadna z nich nie umrze bez mojego rozkazu.
-I żadna nie będzie żyć...-doda uczeń z przekąsem
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Czerwona Orientalna Prawica

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Claymore]Buntowniczka
Beatrice, Gabriela i Shiva (wciąż mające nadzieję wyjść z tego cało)
Ich przeciwniczka zatrzymała się i obrzuciła je spojrzeniem pełnym nieskrywanej pogardy i jakiegoś żalu. Nie były zabawnymi ofiarami. W ogóle były jakieś takie nudne. Po raz kolejny uniosła miecze do rzutu zastanawiając się, którą z nich teraz zaatakować. Nie zauważyła jak Beatrice mówi coś półgębkiem do Gaberieli. W końcu, kto zwraca uwagę na to, co mówią do siebie mrówki? Rzuciła. Powietrze zagwizdało przecinane lecącą z wielką prędkością stalą. Anabelle ruszyła do przodu mając zamiar złapać miecze o ile te małe idiotki jakoś zdołają ich uniknąć.
Na tę chwilę czekały. Byłe numery 13 i 21 kiwnęły do siebie głowami i ruszyły. Beatrice po lewej a Gabriela po prawej. Dwa metaliczne uderzenia, stal zderzająca się ze stalą. Miecze, jakie z wielką siłą rzuciła Anabelle leciały szybko, ale po prostej. Udało im się je jakoś zbić.
Gabriele przerażał fakt iż mimo tego, że dają z siebie tak wiele ich przeciwniczka wciąż pozostawała niewykrywalna dla jej zmysłu czytania Yoki... Ukrywała energię tak dobrze... Ale dawało to nadzieję, że nie regeneruje się w czasie tej potyczki... Gabriela była słabsza niż Beatrice, więc zbicie miecza było dla niej większym wyzwaniem. Cudem się udało. Wojowniczka nie czekała aż zdumiona Anabelle popędzi odzyskać broń. Chwyciła za rękojeść drugiej broni szykując się do dalszej walki. Anabelle była zbyt trudnym przeciwnikiem by pozwolić jej na posiadanie tak potężnego uzbrojenia jakim były aż dwa miecze. Renegatki miały przewagę liczebną.
Shiva burczała wściekła, regenerując nogę. Dać się tak chlasnąć... ale sama też jej przyrżnęła... Noga goiła sie powoli, ale Shiva też nie planowała pełnego zaleczenia. Ot, żeby działało...
Z tego co widziała jej towarzyszki zbiły ciśniete przez trójkę miecze. Ładnie... ale ona i tak na razie sie nie ruszy... Nie z taka raną.
Anabelle powinan przestać traktować ją jako zagrozenie... ale czy ona tak w ogóle traktowała którąś z claymore, z którymi chciala się "bawić"? Wątpliwe.
W każdym razie Shiva prawdopodobnie straciła na ważności...
Jak doprowadzi nogę do użytku to spróbuje zaatakować plecy Anabelle...
Numer 3 zdawała się zdziwiona. Gdzie się podziały jej miecze? Nie miała jednak czasu na myślenie o tym, nie, kiedy zaatakowała ją Miria. Były numer 6 nie dawał z siebie wszystkiego, tak samo jak jej przeciwniczka. Lecz pozbawiona broni Anabelle nie mogła sobie dalej pozwolić na całkowite ukrywanie yoki, musiała zacząć go używać by bronić się przed atakiem uzbrojonej wojowniczki. Tymczasem Beatrice obrzuciła spojrzeniem pozostałe członkinie swojej drużyny. Gabriela też trzymała w ręku dwa miecze, jak sławna, poległa w Piecie Undine. Shiva zdaje się doprowadziła nogę do stanu używalności. A w każdym razie jakoś stała. Pot spływał z czoła byłej 13, która zdołała jakoś osiągnąć 53% i wciąż, choć z ogromnym trudem, zachować kontrolę. Mimo wysiłku na jej twarzy pojawił się uśmiech. Zaatakowała!
Gabriela by moc cieszyć się pełną sprawnością w walce dwoma mieczami uwolniła więcej Yoki. Twarz wojowniczki choć pozostała bez wyrazu wyglądała niczym oblicze potwora wyrzeźbione w zimnej skale. Miria atakując dała im - Gabrieli i Beatrice pole do natarcia. Gabriela mocniej ścisnęła miecze i natarła za Beatrice pędząc z drugiej strony na Anabelle. Gabriela niczym ostatniego koła ratunkowego uczepiła się najbledszego śladu Yoki Anabelle. W tę energię celować. Tę energię zgasić... Wojowniczka chciała jeszcze pożyć i wiedziała, że jej towarzyszki również tego chciały. Gdy wyczuła drgnienie Yoki Shivy przygotowującej się do natarcia zwiększyła jeszcze tempo natarcia na Anabelle.
Shiva załatała mniej więcej nogę.
Wstała i wyszczerzyła się, biorąc miecz w dloń. Ruszyła naprzód pakując od razu 40% w nogi i 20% w ręce. Chciała znaleźć się za Anabelle szybko.
Ruszyła, odbijajac się od drzewa, by znaleźć się po drugiej stronie, teraz wybicie prosto w plecy Anabelle. W razie czego nie trafi w żadną towarzyszkę, nawet jesli nie trafi w tamtą sukę.
Odbiła się.
nogi do normy, ale w ręce poszło 50%, a w układ krwionośny - 10%
Teraz albo nigdy.
Teraz atakowały już w czwórkę. Nie były zbyt zgrane, ale mimo to nieuzbrojona przeciwniczka miała problemy. Beatrice nie za bardzo wiedziała jak wykorzystać dodatkowy miecz z korzyścią, zresztą jak się wydawało Gabriela też nie. Cięcie z góry. Od dołu, niemal równocześnie. I nożycowo. Żaden atak nie trafił. Mimo to w miarę jak coraz dłużej walczyły na ciele 3 powoli pojawiały się kolejne, na razie dość płytkie rany. Nagły przypływ Yoki. Oczy Anabelle zabarwiły się na złoto, jej zęby zmieniły się w kły. Twarz poznaczyły nabrzmiałe żyły. Przeszła pod potężnym podwójnym cięciem Beatrice, pięścią nieco odsunęła Mirię. Dopadała ją. Cios kolanem całkowicie zaskoczył Gabrielę. Wypuściła miecz z lewej ręki. Numer 3 nie zwlekała, chwyciła broń i nabiła byłą 21. Ostrze zanurzyło się w brzuchu ich... przyjaciółki niemal po rękojeść. Beatrice nie widziała, co się dalej stało, przekroczyła swoją granicę kontroli, a jaj Yoki zaczęło wzrastać coraz bardziej w miarę jak coraz bardziej zanurzała się w szale. Nie powinna atakować wojowniczek w tym stanie, choć o tym nie wiedziała. Jednak czysta, niepohamowana wściekłość nakierowała ją na Anabelle.
Gabriela poczuła jak świat nagle dla niej zwolnił. Ból rozlał się falą po ciele. Nagle wszystko odzyskało barwy. Wojowniczka widząc dla siebie szansę do ataku lewą ręką chwyciła rękojeść miecza który zatopiony był teraz w jej ciele. Zacisnęła zęby. Uwolniła jeszcze więcej Yoki. Zamachnęła się na Anabelle drugim mieczem. Niektóre zabawki są niebezpieczniejsze niż się wydaje i Gabriela zamierzała udowodnić to Anabelle. Po cięciu zauważyła plamę krwi na swoim mieczu. Trafiła choć nie była pewna jak głęboko bo trójka już od niej odskoczyła. Gabriela wyszarpnęła miecz ze swojego brzucha i zaczęła uwalniać Yoki by jak najszybciej załatać obrażeni.
Wtedy nad całą grupką przeleciała Shiva, zamachując się mieczem. Trafiła. Płytko, ale trafiła. Anabele nie miała dość czasu na reakcję. Dobrze... Shiva wpakowała siew drzewa, tnac gałezie i smiejac się jak wariatka. Jeszcze trochę wiecej mocy, jeszcze odrobina. Da radę to opanować. Anabelle ma zdechnać. Ma sie gnida przekręcic tam, gdzie stoi!
Shiva ruszyła po okręgu. Znów 40% w nogi. i 20% w ręce. Czekała na kolejną okazję, by wybić się, pakujac tym razem 60% w nogi, a po drodze przerzucić wszystko w rece i dodać 10% dla układu krwionosnego... Nie, jeszcze troszkę… 62%...
Ich przeciwniczka zatrzymała się i obrzuciła je spojrzeniem pełnym nieskrywanej pogardy i jakiegoś żalu. Nie były zabawnymi ofiarami. W ogóle były jakieś takie nudne. Po raz kolejny uniosła miecze do rzutu zastanawiając się, którą z nich teraz zaatakować. Nie zauważyła jak Beatrice mówi coś półgębkiem do Gaberieli. W końcu, kto zwraca uwagę na to, co mówią do siebie mrówki? Rzuciła. Powietrze zagwizdało przecinane lecącą z wielką prędkością stalą. Anabelle ruszyła do przodu mając zamiar złapać miecze o ile te małe idiotki jakoś zdołają ich uniknąć.
Na tę chwilę czekały. Byłe numery 13 i 21 kiwnęły do siebie głowami i ruszyły. Beatrice po lewej a Gabriela po prawej. Dwa metaliczne uderzenia, stal zderzająca się ze stalą. Miecze, jakie z wielką siłą rzuciła Anabelle leciały szybko, ale po prostej. Udało im się je jakoś zbić.
Gabriele przerażał fakt iż mimo tego, że dają z siebie tak wiele ich przeciwniczka wciąż pozostawała niewykrywalna dla jej zmysłu czytania Yoki... Ukrywała energię tak dobrze... Ale dawało to nadzieję, że nie regeneruje się w czasie tej potyczki... Gabriela była słabsza niż Beatrice, więc zbicie miecza było dla niej większym wyzwaniem. Cudem się udało. Wojowniczka nie czekała aż zdumiona Anabelle popędzi odzyskać broń. Chwyciła za rękojeść drugiej broni szykując się do dalszej walki. Anabelle była zbyt trudnym przeciwnikiem by pozwolić jej na posiadanie tak potężnego uzbrojenia jakim były aż dwa miecze. Renegatki miały przewagę liczebną.
Shiva burczała wściekła, regenerując nogę. Dać się tak chlasnąć... ale sama też jej przyrżnęła... Noga goiła sie powoli, ale Shiva też nie planowała pełnego zaleczenia. Ot, żeby działało...
Z tego co widziała jej towarzyszki zbiły ciśniete przez trójkę miecze. Ładnie... ale ona i tak na razie sie nie ruszy... Nie z taka raną.
Anabelle powinan przestać traktować ją jako zagrozenie... ale czy ona tak w ogóle traktowała którąś z claymore, z którymi chciala się "bawić"? Wątpliwe.
W każdym razie Shiva prawdopodobnie straciła na ważności...
Jak doprowadzi nogę do użytku to spróbuje zaatakować plecy Anabelle...
Numer 3 zdawała się zdziwiona. Gdzie się podziały jej miecze? Nie miała jednak czasu na myślenie o tym, nie, kiedy zaatakowała ją Miria. Były numer 6 nie dawał z siebie wszystkiego, tak samo jak jej przeciwniczka. Lecz pozbawiona broni Anabelle nie mogła sobie dalej pozwolić na całkowite ukrywanie yoki, musiała zacząć go używać by bronić się przed atakiem uzbrojonej wojowniczki. Tymczasem Beatrice obrzuciła spojrzeniem pozostałe członkinie swojej drużyny. Gabriela też trzymała w ręku dwa miecze, jak sławna, poległa w Piecie Undine. Shiva zdaje się doprowadziła nogę do stanu używalności. A w każdym razie jakoś stała. Pot spływał z czoła byłej 13, która zdołała jakoś osiągnąć 53% i wciąż, choć z ogromnym trudem, zachować kontrolę. Mimo wysiłku na jej twarzy pojawił się uśmiech. Zaatakowała!
Gabriela by moc cieszyć się pełną sprawnością w walce dwoma mieczami uwolniła więcej Yoki. Twarz wojowniczki choć pozostała bez wyrazu wyglądała niczym oblicze potwora wyrzeźbione w zimnej skale. Miria atakując dała im - Gabrieli i Beatrice pole do natarcia. Gabriela mocniej ścisnęła miecze i natarła za Beatrice pędząc z drugiej strony na Anabelle. Gabriela niczym ostatniego koła ratunkowego uczepiła się najbledszego śladu Yoki Anabelle. W tę energię celować. Tę energię zgasić... Wojowniczka chciała jeszcze pożyć i wiedziała, że jej towarzyszki również tego chciały. Gdy wyczuła drgnienie Yoki Shivy przygotowującej się do natarcia zwiększyła jeszcze tempo natarcia na Anabelle.
Shiva załatała mniej więcej nogę.
Wstała i wyszczerzyła się, biorąc miecz w dloń. Ruszyła naprzód pakując od razu 40% w nogi i 20% w ręce. Chciała znaleźć się za Anabelle szybko.
Ruszyła, odbijajac się od drzewa, by znaleźć się po drugiej stronie, teraz wybicie prosto w plecy Anabelle. W razie czego nie trafi w żadną towarzyszkę, nawet jesli nie trafi w tamtą sukę.
Odbiła się.
nogi do normy, ale w ręce poszło 50%, a w układ krwionośny - 10%
Teraz albo nigdy.
Teraz atakowały już w czwórkę. Nie były zbyt zgrane, ale mimo to nieuzbrojona przeciwniczka miała problemy. Beatrice nie za bardzo wiedziała jak wykorzystać dodatkowy miecz z korzyścią, zresztą jak się wydawało Gabriela też nie. Cięcie z góry. Od dołu, niemal równocześnie. I nożycowo. Żaden atak nie trafił. Mimo to w miarę jak coraz dłużej walczyły na ciele 3 powoli pojawiały się kolejne, na razie dość płytkie rany. Nagły przypływ Yoki. Oczy Anabelle zabarwiły się na złoto, jej zęby zmieniły się w kły. Twarz poznaczyły nabrzmiałe żyły. Przeszła pod potężnym podwójnym cięciem Beatrice, pięścią nieco odsunęła Mirię. Dopadała ją. Cios kolanem całkowicie zaskoczył Gabrielę. Wypuściła miecz z lewej ręki. Numer 3 nie zwlekała, chwyciła broń i nabiła byłą 21. Ostrze zanurzyło się w brzuchu ich... przyjaciółki niemal po rękojeść. Beatrice nie widziała, co się dalej stało, przekroczyła swoją granicę kontroli, a jaj Yoki zaczęło wzrastać coraz bardziej w miarę jak coraz bardziej zanurzała się w szale. Nie powinna atakować wojowniczek w tym stanie, choć o tym nie wiedziała. Jednak czysta, niepohamowana wściekłość nakierowała ją na Anabelle.
Gabriela poczuła jak świat nagle dla niej zwolnił. Ból rozlał się falą po ciele. Nagle wszystko odzyskało barwy. Wojowniczka widząc dla siebie szansę do ataku lewą ręką chwyciła rękojeść miecza który zatopiony był teraz w jej ciele. Zacisnęła zęby. Uwolniła jeszcze więcej Yoki. Zamachnęła się na Anabelle drugim mieczem. Niektóre zabawki są niebezpieczniejsze niż się wydaje i Gabriela zamierzała udowodnić to Anabelle. Po cięciu zauważyła plamę krwi na swoim mieczu. Trafiła choć nie była pewna jak głęboko bo trójka już od niej odskoczyła. Gabriela wyszarpnęła miecz ze swojego brzucha i zaczęła uwalniać Yoki by jak najszybciej załatać obrażeni.
Wtedy nad całą grupką przeleciała Shiva, zamachując się mieczem. Trafiła. Płytko, ale trafiła. Anabele nie miała dość czasu na reakcję. Dobrze... Shiva wpakowała siew drzewa, tnac gałezie i smiejac się jak wariatka. Jeszcze trochę wiecej mocy, jeszcze odrobina. Da radę to opanować. Anabelle ma zdechnać. Ma sie gnida przekręcic tam, gdzie stoi!
Shiva ruszyła po okręgu. Znów 40% w nogi. i 20% w ręce. Czekała na kolejną okazję, by wybić się, pakujac tym razem 60% w nogi, a po drodze przerzucić wszystko w rece i dodać 10% dla układu krwionosnego... Nie, jeszcze troszkę… 62%...

-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
Re: [Claymore]Buntowniczka
Epizod II
Chapter V- Long road...
Shiva pobiegła łukiem i cięła na odlew. Zaskoczyło to wojowniczkę. Lekka rana ramienia, potem atak Beatrice, która szarżowała jak oszalała. Anabelle odparła pierwsze ataki i potężnym kopniakiem odrzuciła prowokatora. Numer 13 jednak okręciła się w powietrzu wyhamowała i ponownie ruszyła do przodu. Była szybsza, lecz wyprowadzała ataki bardzo nierozważnie. Co rusz się odsłaniała. Mimo to trójka nie mogła tego wykorzystać. Walka z wszystkimi dziewczynami męczyła ją. W tej sytuacji najlepsza dla niej byłaby walka jeden na jeden. Kiedy już chciała ciąć, jej miecz zablokowała Miria. Beatrice wykorzystała i pchnęła w korpus. Trafiła. Przykręciła miecz i wyciągnęła go z ciała zdziwionej wojowniczki.
"To było za łatwe" pomyślała atakująca z boku Shiva. Coś tu nie grało. I miała rację. Chwilę potem Ich przeciwnik rozpłynął sie w powietrzu. Reszta spojrzała na Mirię, lecz twarz tej wyrażała tylko zdumienie.
-Nie wiem jak to zrobiła. Nawet ja jej nie zauważyłam.-Odparła.
Beatrice dyszała wściekła i patrzyła rozbieganym zwierzęcym wzrokiem dookoła.
-Jak to możliwe...-Nie mogła tego zrozumieć.
-Nie czułyście tej eksplozji yoki?-Spytała Gabriela oddychając przy tym płytko. Rana goiła sie powoli.-Musiała dużo jej wypuscić... ale nie moge jej znaleźć. Jest gdzieś tu, wasza energia zakłóca przekaz...
-Może nie wyczuje yoki, ale krew zobaczę.-Mruknęła Shiva. Faktycznie, liście na jednym z drzew wydawały się lekko zaczerwienione. Na gałęzi kucała numer 3.
Anabelle patrzyła na grupkę Claymore ze zdziwieniem. Potem jednak wstała i lekko zeskoczyła. Mimo zwinności można było zauważyć u niej skurcz bólu. Może dostawała płytkie cięcia, ale ramie i krew zalewająca twarz były znacznym problemem.
Wykręciła młynka mieczem i oblizała wargi. Twarz przeszył sardoniczny uśmiech, będący niekontrolowanym skurczem mięśni. Ciało przeszył dreszcz.
-Nareszcie-Odparła niskim pogrubionym głosem. Gabriela zauważyła, że dziewczynka wypuszcza o wiele więcej yoki niż wcześniej. Dochodziła po prawdzie do granicy. Kontrolowała to jeszcze?
-Wreszcie się naprawdę pobawimy.- Jej oczy zaświeciły się, włosy lekko nastroszyły. Wyszczerzyła kły.
-NARESZCIE!-Ryknęła. Ruszyła na was napinając w biegu niemalże wszystkie mięśnie. Spazm rozkoszy przeszył jej ciało. Wychyliła głowę do przodu a ręce opuściła luźno wzdłuż tułowia zahaczając mieczem o ziemię. Mimo to dostrzeżenie jej ruchów było niemalże niemożliwe. Jedyne co pozostało dziewczynom to uniki. Tym razem się udało. Zaszeleściły liście i wkrótce z rykiem wściekłości i radości jednocześnie wybiegła z nich Anabelle. nie wyglądała już na mała zagubioną dziewczynkę. Twarz potwora zalewała krew, krople posoki podczas biegu zostawały z tyłu tworząc czerwonawą poświatę. Demoniczny widok.
Juz nie czuła bólu. Tylko wściekłość i rozkosz.
-Niedługo osiągnie limit. Wtedy już nie może nie wrócić.-Krzyknęła Miria unikając szybkiego ciosu.
-Czy ta idiotka potrafi tylko szarżować?-warknęła shiva cofając się- Najpierw te miecze, teraz to? Jak taran!
Gabriela całkowicie zagubiła się w sytuacji,. Nie była tak szybka jak koleżanki. Cudem unikała głębszych ran i odskakiwała niemalże na ślepo, kierując sie przeczuciem i unikając uderzeń yoki.
Za to Beatrice była w swoim żywiole. Początkowo zdezorientowana, teraz dziko wybiegała naprzeciw przeciwnika. Szczęki mieczy zagłusza tylko ryk obu wojowniczek. Przecinały się w biegu nieświadome niczego poza walką.Miria stała skupiona i patrzyła na dwie krwawe poświaty to oddalające się od siebie, to zbliżające. I nagle poczuła ten moment. Cos ja pchnęło. Uniosła lekko miech i zostawiła za sobą tylko kurz, świst powietrza. Punkt zderzenia Beatrice i Anabelle przecięła trzecia prosta.
Po chwili wojowniczki stały oddalone od siebie w identycznej odległości. Miria dyszała ciężko. Jej oczy wyrażały ból. Z ust płynęła krew. Osunęła się na kolana.
Oczy Beatrice były przede wszystkim zdziwione. Patrzyła na lewą doń pozbawioną trzech palców. Kawałki ciała lezały całkowicie zmasakrowane na środku polany. Widocznie zdeptane przez którąs nich. Nie nadawały się do niczego. Oczy Anabelle wyrażały smutek i przerażenie. Możliwe, że chciała jeszcze coś powiedzieć, ale gdy tylko poruszyła ustami z jej szyi buchnął strumień krwi. Po chwili upadła bezwładnie.głowa trzymała sie korpusu tylko dzięki kręgosłupowi. Kałuża krwi powiększała się bardzo szybko.
Gabriela bez słowa wbiła miecz przeciwnika w ziemię. Shiva spoglądała zdziwiona to na Mirię, to na Beatrice, to na zmasakrowane palce wdeptane w ziemię.
Były numer 6 odpowiedziała na pytające spojrzenie
-Uniosła dłoń. Miałam szansę cięcia i ją wykorzystałam.
-Wróg skupił się na Beatrice-Odparła Gabriela i popatrzyła na ziemię- z tym juz nic nie zrobimy.
-Uniosła dłoń.-Wyjęczała Miria i ponownie zalała podbródek krwią.
-Tu nie nocujemy-Odparła zdecydowana "były numer 13". Trzymała krwawiącą dłoń.
-Wynosimy się. Przeniesiemy się kilka km. na północ. Omijamy wszelkie osady. Musimy stłumić nasze yoki, musimy sie ukryć, nie możemy...
-Rozumiem rozumiem-mruknęła Shiva.- Idźmy już.- Podeszła do Mirii i pomogła ja nieść wraz z Gabrielą.
Dziewczyny udały się przed siebie, ale z każdą godzina z Mirią było coraz gorzej. Traciła przytomność tylko po to, by ją za kilka chwil odzyskać. Regeneracja szła jej ciężko, traciła wiele krwi.
-Ale Cie poharatała, siostro-Mruknęła Gabriela.-Wyczuwała, że teraz już wszystko zależy od opatrzności. Tracili Mirię, to było pewne.
Noc była długa i chłodna. Ich nieoficjalna przywódczyni jęczała w maglinie, rana nie chciała sie w ogóle goić. Potężne cięcie przez brzuch poharatało narządy wewnętrzne i spowodowało znaczną utratę krwi.
Ranek przyniósł odpowiedź. Miria pożyje 2, góra 3 godziny. Dziewczyny milczały. Była numer 6 jakby świadoma swojego losu stęknęła
-Weźcie mój miecz. Dowód.-Ponownie wypluła krew i zakaszlała...-Idźcie do... khhh... Northdii. W krainie mrozu. Tam was... przyjmą...
Zadrżała. Spojrzała na Baetrice.
-Weź moje palce.-Uśmiechnęła się blado, lecz zaraz jej twarz wykrzywił atak bólu
-Pochowajcie mnie... pod...
Od tego momentu milczała. Przez kilka minut. Potem wyzionęła ducha.
Trojka białowłosych wiedźm tego dnia kopała w milczeniu grób. Trójka wiedźm w milczeniu ruszyła dalej. Trójka wiedźm patrzyła bez slow w zimną, niepewna przyszłość, która z każdą chwilą stawała się coraz bardziej niewiadoma.
Tej nocy, po tym jakże cięzkim dniu, wiele kilometrów za wędrującymi Claymore wlókł sie niski mężczyzna ubrany na czarno. Pot spływał mu gęstymi kroplami po skronii. Przeklinając siarczyście na przełożonych wlókł za sobą 2 ciała. Jedno z nich ubrudzone ziemią. Drugie, z dzienie podskakującą na wybojach głową. Oba blade i całe w ranach, bliznach. Ciała wojowniczek...
Tymczasem dziewczęta szły. Miały przed sobą cały kontynent. Dopiero co wlekły sie na pustynię. I po co? Po to, żeby usłyszeć kilka opowieści i zostac oddelegowanym dalej.
Ale bogatsze o wiedzę, umiejętności. Zdeterminowane.
Po czterech dniach wędrówki jasnym stało się, że muszą jakoś uzupełnić zapasy. Ich stroje były poszarpane, brakowało im tabletek, jedzenie kończyło się, a zwierzyny łownej było coraz mniej. Zimno dawało się coraz bardziej we znaki.
Pojawia się jedna opcja. Miasto. Musiały zakupić ubrania by upodobnić się do cywili, nie wzbudzać podejrzeń w czasie wędrówki. zapasy na tydzień do przodu, ewentualne medykamenty. Chociaż to ostatnie było najmniej ważne.
Najbliższym miejscem była niewielka mieścina. Wypadałoby się tam zatrzymać na jedna noc. Tylko jak nie wzbudzić podejrzeń? W dodatku wszystkie zaniepokoiła Gabriela, która spokojnie oznajmiła, że dokładnie wyczuwa smród yomy.
Ale nie były już "Claymore"
Kim w ogóle były?
Chapter V- Long road...
Shiva pobiegła łukiem i cięła na odlew. Zaskoczyło to wojowniczkę. Lekka rana ramienia, potem atak Beatrice, która szarżowała jak oszalała. Anabelle odparła pierwsze ataki i potężnym kopniakiem odrzuciła prowokatora. Numer 13 jednak okręciła się w powietrzu wyhamowała i ponownie ruszyła do przodu. Była szybsza, lecz wyprowadzała ataki bardzo nierozważnie. Co rusz się odsłaniała. Mimo to trójka nie mogła tego wykorzystać. Walka z wszystkimi dziewczynami męczyła ją. W tej sytuacji najlepsza dla niej byłaby walka jeden na jeden. Kiedy już chciała ciąć, jej miecz zablokowała Miria. Beatrice wykorzystała i pchnęła w korpus. Trafiła. Przykręciła miecz i wyciągnęła go z ciała zdziwionej wojowniczki.
"To było za łatwe" pomyślała atakująca z boku Shiva. Coś tu nie grało. I miała rację. Chwilę potem Ich przeciwnik rozpłynął sie w powietrzu. Reszta spojrzała na Mirię, lecz twarz tej wyrażała tylko zdumienie.
-Nie wiem jak to zrobiła. Nawet ja jej nie zauważyłam.-Odparła.
Beatrice dyszała wściekła i patrzyła rozbieganym zwierzęcym wzrokiem dookoła.
-Jak to możliwe...-Nie mogła tego zrozumieć.
-Nie czułyście tej eksplozji yoki?-Spytała Gabriela oddychając przy tym płytko. Rana goiła sie powoli.-Musiała dużo jej wypuscić... ale nie moge jej znaleźć. Jest gdzieś tu, wasza energia zakłóca przekaz...
-Może nie wyczuje yoki, ale krew zobaczę.-Mruknęła Shiva. Faktycznie, liście na jednym z drzew wydawały się lekko zaczerwienione. Na gałęzi kucała numer 3.
Anabelle patrzyła na grupkę Claymore ze zdziwieniem. Potem jednak wstała i lekko zeskoczyła. Mimo zwinności można było zauważyć u niej skurcz bólu. Może dostawała płytkie cięcia, ale ramie i krew zalewająca twarz były znacznym problemem.
Wykręciła młynka mieczem i oblizała wargi. Twarz przeszył sardoniczny uśmiech, będący niekontrolowanym skurczem mięśni. Ciało przeszył dreszcz.
-Nareszcie-Odparła niskim pogrubionym głosem. Gabriela zauważyła, że dziewczynka wypuszcza o wiele więcej yoki niż wcześniej. Dochodziła po prawdzie do granicy. Kontrolowała to jeszcze?
-Wreszcie się naprawdę pobawimy.- Jej oczy zaświeciły się, włosy lekko nastroszyły. Wyszczerzyła kły.
-NARESZCIE!-Ryknęła. Ruszyła na was napinając w biegu niemalże wszystkie mięśnie. Spazm rozkoszy przeszył jej ciało. Wychyliła głowę do przodu a ręce opuściła luźno wzdłuż tułowia zahaczając mieczem o ziemię. Mimo to dostrzeżenie jej ruchów było niemalże niemożliwe. Jedyne co pozostało dziewczynom to uniki. Tym razem się udało. Zaszeleściły liście i wkrótce z rykiem wściekłości i radości jednocześnie wybiegła z nich Anabelle. nie wyglądała już na mała zagubioną dziewczynkę. Twarz potwora zalewała krew, krople posoki podczas biegu zostawały z tyłu tworząc czerwonawą poświatę. Demoniczny widok.
Juz nie czuła bólu. Tylko wściekłość i rozkosz.
-Niedługo osiągnie limit. Wtedy już nie może nie wrócić.-Krzyknęła Miria unikając szybkiego ciosu.
-Czy ta idiotka potrafi tylko szarżować?-warknęła shiva cofając się- Najpierw te miecze, teraz to? Jak taran!
Gabriela całkowicie zagubiła się w sytuacji,. Nie była tak szybka jak koleżanki. Cudem unikała głębszych ran i odskakiwała niemalże na ślepo, kierując sie przeczuciem i unikając uderzeń yoki.
Za to Beatrice była w swoim żywiole. Początkowo zdezorientowana, teraz dziko wybiegała naprzeciw przeciwnika. Szczęki mieczy zagłusza tylko ryk obu wojowniczek. Przecinały się w biegu nieświadome niczego poza walką.Miria stała skupiona i patrzyła na dwie krwawe poświaty to oddalające się od siebie, to zbliżające. I nagle poczuła ten moment. Cos ja pchnęło. Uniosła lekko miech i zostawiła za sobą tylko kurz, świst powietrza. Punkt zderzenia Beatrice i Anabelle przecięła trzecia prosta.
Po chwili wojowniczki stały oddalone od siebie w identycznej odległości. Miria dyszała ciężko. Jej oczy wyrażały ból. Z ust płynęła krew. Osunęła się na kolana.
Oczy Beatrice były przede wszystkim zdziwione. Patrzyła na lewą doń pozbawioną trzech palców. Kawałki ciała lezały całkowicie zmasakrowane na środku polany. Widocznie zdeptane przez którąs nich. Nie nadawały się do niczego. Oczy Anabelle wyrażały smutek i przerażenie. Możliwe, że chciała jeszcze coś powiedzieć, ale gdy tylko poruszyła ustami z jej szyi buchnął strumień krwi. Po chwili upadła bezwładnie.głowa trzymała sie korpusu tylko dzięki kręgosłupowi. Kałuża krwi powiększała się bardzo szybko.
Gabriela bez słowa wbiła miecz przeciwnika w ziemię. Shiva spoglądała zdziwiona to na Mirię, to na Beatrice, to na zmasakrowane palce wdeptane w ziemię.
Były numer 6 odpowiedziała na pytające spojrzenie
-Uniosła dłoń. Miałam szansę cięcia i ją wykorzystałam.
-Wróg skupił się na Beatrice-Odparła Gabriela i popatrzyła na ziemię- z tym juz nic nie zrobimy.
-Uniosła dłoń.-Wyjęczała Miria i ponownie zalała podbródek krwią.
-Tu nie nocujemy-Odparła zdecydowana "były numer 13". Trzymała krwawiącą dłoń.
-Wynosimy się. Przeniesiemy się kilka km. na północ. Omijamy wszelkie osady. Musimy stłumić nasze yoki, musimy sie ukryć, nie możemy...
-Rozumiem rozumiem-mruknęła Shiva.- Idźmy już.- Podeszła do Mirii i pomogła ja nieść wraz z Gabrielą.
Dziewczyny udały się przed siebie, ale z każdą godzina z Mirią było coraz gorzej. Traciła przytomność tylko po to, by ją za kilka chwil odzyskać. Regeneracja szła jej ciężko, traciła wiele krwi.
-Ale Cie poharatała, siostro-Mruknęła Gabriela.-Wyczuwała, że teraz już wszystko zależy od opatrzności. Tracili Mirię, to było pewne.
Noc była długa i chłodna. Ich nieoficjalna przywódczyni jęczała w maglinie, rana nie chciała sie w ogóle goić. Potężne cięcie przez brzuch poharatało narządy wewnętrzne i spowodowało znaczną utratę krwi.
Ranek przyniósł odpowiedź. Miria pożyje 2, góra 3 godziny. Dziewczyny milczały. Była numer 6 jakby świadoma swojego losu stęknęła
-Weźcie mój miecz. Dowód.-Ponownie wypluła krew i zakaszlała...-Idźcie do... khhh... Northdii. W krainie mrozu. Tam was... przyjmą...
Zadrżała. Spojrzała na Baetrice.
-Weź moje palce.-Uśmiechnęła się blado, lecz zaraz jej twarz wykrzywił atak bólu
-Pochowajcie mnie... pod...
Od tego momentu milczała. Przez kilka minut. Potem wyzionęła ducha.
Trojka białowłosych wiedźm tego dnia kopała w milczeniu grób. Trójka wiedźm w milczeniu ruszyła dalej. Trójka wiedźm patrzyła bez slow w zimną, niepewna przyszłość, która z każdą chwilą stawała się coraz bardziej niewiadoma.
Tej nocy, po tym jakże cięzkim dniu, wiele kilometrów za wędrującymi Claymore wlókł sie niski mężczyzna ubrany na czarno. Pot spływał mu gęstymi kroplami po skronii. Przeklinając siarczyście na przełożonych wlókł za sobą 2 ciała. Jedno z nich ubrudzone ziemią. Drugie, z dzienie podskakującą na wybojach głową. Oba blade i całe w ranach, bliznach. Ciała wojowniczek...
Tymczasem dziewczęta szły. Miały przed sobą cały kontynent. Dopiero co wlekły sie na pustynię. I po co? Po to, żeby usłyszeć kilka opowieści i zostac oddelegowanym dalej.
Ale bogatsze o wiedzę, umiejętności. Zdeterminowane.
Po czterech dniach wędrówki jasnym stało się, że muszą jakoś uzupełnić zapasy. Ich stroje były poszarpane, brakowało im tabletek, jedzenie kończyło się, a zwierzyny łownej było coraz mniej. Zimno dawało się coraz bardziej we znaki.
Pojawia się jedna opcja. Miasto. Musiały zakupić ubrania by upodobnić się do cywili, nie wzbudzać podejrzeń w czasie wędrówki. zapasy na tydzień do przodu, ewentualne medykamenty. Chociaż to ostatnie było najmniej ważne.
Najbliższym miejscem była niewielka mieścina. Wypadałoby się tam zatrzymać na jedna noc. Tylko jak nie wzbudzić podejrzeń? W dodatku wszystkie zaniepokoiła Gabriela, która spokojnie oznajmiła, że dokładnie wyczuwa smród yomy.
Ale nie były już "Claymore"
Kim w ogóle były?
Mroczna partia zjadaczy sierściuchów
Czerwona Orientalna Prawica
Czerwona Orientalna Prawica

-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Re: [Claymore]Buntowniczka
Beatrice
Nie protestowała gdy Miria kazała jej wziąć swoje palce. Czuła się okropnie i bała się. Była 6 stanowiła ich główną nadzieję na przeżycie, bez niej były jak dzieci we mgle, ścigane i nie mające pojęcia o życiu zbiegów. Rano, w promieniach wschodzącego słońca pochowały widmową wojowniczkę. Beatrice przez dłuższą chwilę wpatrywała się w miecz z symbolem numeru 6 sprzed pokolenia. A potem obróciła go w dłoni i wbiła ostrzem w ziemię.
Wzbudziły niepotrzebną sensację wchodząc do miasta, pojawienie się takich jak one zawsze jest pamiętane, same przecież to wykorzystały gdy jeszcze były lojalnymi członkami Organizacji. Zakupy przebiegały w spokoju, nikt nie miał odwagi im przeszkadzać ani się narzucać. Cywilne ubrania pozwolą im nie rzucać się tak bardzo w oczy, ale mimo wszystko zostaje sporo rzeczy mogących je łatwo zdradzić. Oczy, miecze, bladość i dość rzadkie jasne włosy. To wszystko stanowi problem, ale każdy da się rozwiązać. Miecz można ukryć, karnacja i włosy mimo wszystko nie są nieludzkie, ale co z oczami?
Rozważania przerwała Gabriela. Yoma w mieście. Beatrice przygryzła wargi i przymknęła oczy. Co robić? I tak już zwróciły na siebie uwagę, jeśli zabiją stwora nic nie stracą. Ale jeśli nikt nie wzywał Claymore, a nic na to nie wskazywało to ich pojawienie będzie wyglądało jeszcze dziwniej. A jeśli jednak wezwali? A może rozegrać by to na ich korzyść. Cholera, co robić? Wreszcie zdecydowała. - Gabriela, Shiva, zajmijcie się wszystkimi Yoma w wiosce, ja pogadam z tutejszym starszym. Miała nadzieję, że dobrze robi, nie znała się na ludziach, ale podejrzewała, że plan może się udać.
Pozostałe dwie wojowniczki poszły rozejrzeć się za robotą, tymczasem ex 13 bez kłopotu znalazła miejscowego wójta. Mężczyzna był już stary, z daleka śmierdział strachem. - Będę mówiła krótko. Przechodzimy z misją, wasze problemy nie powinny nas obchodzić, ale jest tu parę Yoma. Moje towarzyszki właśnie się nimi zajmują, robimy to za darmo, przy okazji. Ale jeśli komukolwiek o tym powiecie, to Organizacja już nigdy nie przyśle do was nikogo, nawet na wezwanie. Głos wojowniczki był spokojny, mówiła jednostajnym, monotonnym rytmem, takim jakim można opowiadać o pogodzie. - Słyszałam o kilku miastach, które spotkał taki los. Yoma łatwo się o tym dowiadują... Beatrice zawiesiła głos. - Dlatego nikt nas tu nigdy nie widział, prawda? Wójt pokiwał głową tak energicznie, że niemal nie złamał sobie karku. I omal się nie sfajdał. Zresztą kilka innych osób stojących w okolicy, też wyraźnie zdradzało oznaki strachu. Dobrze, strach łatwiej ich przekona niż wdzięczność, zwłaszcza wdzięczność wobec takich jak one.
Czekała przy bramie wiodącej na południe. Wyjdą tędy i okrążą miasto łukiem, ostrożności nigdy za wiele. Przymknęła oczy myśląc o tym co się stało. Znowu zostały w trójkę, tym razem będąc zwierzyną a nie myśliwym. Północ. Miria chciała iść na północ. Gdzie chciała dojść? Beatrice nie miała pojęcia. Ale północ była dobrym kierunkiem, po Wojnie Północnej i wydarzeniach w Piecie surowa kraina całkiem się wyludniła, w ruinach miast jedynie wiatr świszcze pomiędzy resztkami murów. Dobra kryjówka, daleko od ludzi a więc daleko od Organizacji. Będzie musiała omówić to z Gabrielą, Shiva pewnie zgodzi się na wszystko. Ha, parę tygodni temu ona sama zgodziłaby się na cokolwiek byle uniknąć odpowiedzialności dowodzenia, ale teraz były same. Decyzje... Niech to szlag!
Nie protestowała gdy Miria kazała jej wziąć swoje palce. Czuła się okropnie i bała się. Była 6 stanowiła ich główną nadzieję na przeżycie, bez niej były jak dzieci we mgle, ścigane i nie mające pojęcia o życiu zbiegów. Rano, w promieniach wschodzącego słońca pochowały widmową wojowniczkę. Beatrice przez dłuższą chwilę wpatrywała się w miecz z symbolem numeru 6 sprzed pokolenia. A potem obróciła go w dłoni i wbiła ostrzem w ziemię.
Wzbudziły niepotrzebną sensację wchodząc do miasta, pojawienie się takich jak one zawsze jest pamiętane, same przecież to wykorzystały gdy jeszcze były lojalnymi członkami Organizacji. Zakupy przebiegały w spokoju, nikt nie miał odwagi im przeszkadzać ani się narzucać. Cywilne ubrania pozwolą im nie rzucać się tak bardzo w oczy, ale mimo wszystko zostaje sporo rzeczy mogących je łatwo zdradzić. Oczy, miecze, bladość i dość rzadkie jasne włosy. To wszystko stanowi problem, ale każdy da się rozwiązać. Miecz można ukryć, karnacja i włosy mimo wszystko nie są nieludzkie, ale co z oczami?
Rozważania przerwała Gabriela. Yoma w mieście. Beatrice przygryzła wargi i przymknęła oczy. Co robić? I tak już zwróciły na siebie uwagę, jeśli zabiją stwora nic nie stracą. Ale jeśli nikt nie wzywał Claymore, a nic na to nie wskazywało to ich pojawienie będzie wyglądało jeszcze dziwniej. A jeśli jednak wezwali? A może rozegrać by to na ich korzyść. Cholera, co robić? Wreszcie zdecydowała. - Gabriela, Shiva, zajmijcie się wszystkimi Yoma w wiosce, ja pogadam z tutejszym starszym. Miała nadzieję, że dobrze robi, nie znała się na ludziach, ale podejrzewała, że plan może się udać.
Pozostałe dwie wojowniczki poszły rozejrzeć się za robotą, tymczasem ex 13 bez kłopotu znalazła miejscowego wójta. Mężczyzna był już stary, z daleka śmierdział strachem. - Będę mówiła krótko. Przechodzimy z misją, wasze problemy nie powinny nas obchodzić, ale jest tu parę Yoma. Moje towarzyszki właśnie się nimi zajmują, robimy to za darmo, przy okazji. Ale jeśli komukolwiek o tym powiecie, to Organizacja już nigdy nie przyśle do was nikogo, nawet na wezwanie. Głos wojowniczki był spokojny, mówiła jednostajnym, monotonnym rytmem, takim jakim można opowiadać o pogodzie. - Słyszałam o kilku miastach, które spotkał taki los. Yoma łatwo się o tym dowiadują... Beatrice zawiesiła głos. - Dlatego nikt nas tu nigdy nie widział, prawda? Wójt pokiwał głową tak energicznie, że niemal nie złamał sobie karku. I omal się nie sfajdał. Zresztą kilka innych osób stojących w okolicy, też wyraźnie zdradzało oznaki strachu. Dobrze, strach łatwiej ich przekona niż wdzięczność, zwłaszcza wdzięczność wobec takich jak one.
Czekała przy bramie wiodącej na południe. Wyjdą tędy i okrążą miasto łukiem, ostrożności nigdy za wiele. Przymknęła oczy myśląc o tym co się stało. Znowu zostały w trójkę, tym razem będąc zwierzyną a nie myśliwym. Północ. Miria chciała iść na północ. Gdzie chciała dojść? Beatrice nie miała pojęcia. Ale północ była dobrym kierunkiem, po Wojnie Północnej i wydarzeniach w Piecie surowa kraina całkiem się wyludniła, w ruinach miast jedynie wiatr świszcze pomiędzy resztkami murów. Dobra kryjówka, daleko od ludzi a więc daleko od Organizacji. Będzie musiała omówić to z Gabrielą, Shiva pewnie zgodzi się na wszystko. Ha, parę tygodni temu ona sama zgodziłaby się na cokolwiek byle uniknąć odpowiedzialności dowodzenia, ale teraz były same. Decyzje... Niech to szlag!
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica

Nordycka Zielona Lewica

