[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Dziewczyna jęknęła, gdy bełt wbił się w jej ramię. Zdążyła nieco pociąc kusznika i po chwili, zranione ramię wybuchło bólem. Ninerl wypuściła miecz z ręki i odkopnęła go niecop dalej, by ranny bandyta nie mógł go użyć.
Zacisnęła dłoń na ramienieniu-trzeba usunąć bełt. Kość była na szczęście cała, Ninerl krzywiąc się z bólu i jęcząc cicho, pomacała okolice rany. Potem chwilę zbierając oddech, z lekkim okrzykiem wyszarpnęła resztę pocisku. Wyszedł,o dziwo nie uszkodzony, a z rany buchnęła krew. Dziewczyna mocniej zacisnęła palce. Chwilę zrobiło się jej słabo, ale zaraz odzyskała panowanie nad sobą. Oddychała głęboko.Podeszła do niej czarodziejka.
-Dziękuję, spróbuj- próbowała się uśmiechnąć, ale uśmiech przypominał raczej grymas, ramię nadal płonęło. Z oczu pociekły jej łzy. - Zwłaszcza rozerwane mięśnie.
Abbie przyłożyła dłon i Ninerl poczuła ciepło, które na przemian zmieszało się z bólem. Krwawienie się trochę zmiejszyło, a ból przypominał naciąganie i przeciąganie, tak jakby lin.
Ninerl odzyskała głos:-W moich jukach, w tej z prawej jest mała torba. Podajcie mi ją. Trzeba oczyścić i zszyć ranę. Konradzie, szybciej- ponagliła akolitę.
Gdy człowiek wyjął rzecz, dziewczyna powiedziała:- Otwórz ją, jest tam bandaż, igły i nici. Wyjmij małą, płaską buteleczkę i chodź tu. W butelce powoli i jakby z trudem przelewał się gęsty płyn.
-Wylej sobie trochę go na ręce. Nie zakazisz rany, rozetrzyj go na palcach. - Płyn miał kolor i częściwo konsystencję ciemnozielonego szlamu, a pachniał ziołami. Gdy akolita zrobił to, Ninerl dalej udzielała mu instrukcji. W końcu rana, przy pomocy Ravandila została oczyszczona, zszyta i zabandażowana.
Ninerl siedziała chwilę, potem podniosła się na nogi:- Teraz czas na ciebie. - ramię nadal rwało bólem, dobrze, że Ravandil był w stanie ją przytrzymać, gdy Konrad zszywał ranę.
Pomogła akolicie opatrzyć jego zranienie. Nadal oczy momentami zachodziły jej łzami.
- Co do tego płynu, to nie bój się, pomoże ci. To stara receptura, niech zaschnie, oblepi ranę, która szybciej się zrośnie. Dodatkowo bedziesz miał mniejszą bliznę. Nie przejmuj się, gdy nie wyschnie całkowicie, ma tak być. Zresztą pod bandażem, to wszystko jedno - zamknęła apteczkę. Dobrze, że uzupełniła ją ostatnio. Bandaże nie był problem zdobyć, nici i igieł miała pod dostatkiem. San'vian- w jukach była, jeszcze jedna pełna butelka.Oczywiście dobrze zabezpieczona.
Poruszyła ostrożnie lewą ręką i zaklęła:
- No to na tydzień nici z władania mieczem. I strzelaniem - dodała kwaśno. Podniosł miecz, przetarła płaszczem i schowała go niezgrabnie do pochwy. Cmoknęła na Vadatha- koń podszedł do swojej pani. Schowała apteczkę, nastepnie podeszła do Ravandila i wyjęła nóż:
-Zabijmy ich. Przynajmniej ten barbarzyński pomiot- spojrzała z pogardą na kusznika.- Nie widzę powodu zostawiać ich przy życiu, brakuje nam jeszcze ogonów- dodała kwaśno. "Nigdy nie zostawiaj żywych, pokonanych wrogów" pomyślała "Vedrith dobrze mi wpoił tę zasadę" -stary wojownik zawsze ją egzekwował przy ćwiczeniach. Według niego wrogów się zostawiało żywych, gdy:
-trzeba było wydobyć z nich jakiś informacje,
-dla późniejszej zemsty
-dla okupu
Czekając na decyzję reszty, podeszła do czarodziejki:
-Dziękuję ci raz jeszcze. Wiem, że korzystanie z mocy jest bardzo wyczerpujące- popatrzyła poważnym spojrzeniem- Może chcesz się czegoś napić?
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Megara »

Abbie

Czarodziejka była z natury spokojną osobą, ale zagotowała się w środku, gdy Konrad zaczął wpychać się między nią a Ninerl, akurat w momencie gdy rzucała czar uzdrowienia.
- Widzę że bardzo chcesz nam przeszkodzić. - zmarszczyła brwi patrząc na niego. Właściwie zabijała go w tym momencie wzrokiem, w prznośni oczywiście, gdyż wzrok dziewczyny naprawdę potrafił zabić. - Pomaganie innym to nie zawody, nie musisz być wszędzie pierwszy. - rzekła już nieco spokojniej. - Poza tym chyba nie ma rożnicy czy ty jej pomożesz czy ja, prawda? Chyba jedynie ta, że z pomocą magii jej rana szybciej się zagoi, niż przy użyciu twoich wiejskich sposobów leczenia... Chciałam ci pomóc wyleczyć również twoją ranę, ale widzę po twoim zachowaniu że najchętniej spaliłbyś mnie na stosie więc lecz się sam...
Konrad nie darzył jej sympatią i teraz wiedziała już to na pewno. Skoro on był dla niej grubiański i traktował ją jak powietrze postanowiła w ten sam sposób odnosić się do niego. Jedynie Broch i Ravandil traktowali ją w miarę dobrze. Właściwie jedynie Ravandil, gdyż Broch nie zwracał w sumie większej uwagi na czarodziejkę, ale i nie odczuła by był do niej wrogo nastawiony. No i teraz jeszcze Ninerl, cieszyła się ze może jej pomóc i że wreszcie przełamała jej lody nieufności wobec siebie. Gdy elfka podeszła do dziewczyny, czarodziejka uśmiechnęła się do niej szczerze i odpowiedziała.
- Nie, dziękuję. Na razie muszę troszkę odpocząć i zebrać siły. Rzucanie czarów naprawdę bywa wyczerpujące, zwłaszcza tych ofensywnych i wymagających maksymalnego skupienia... A jeśli chodzi o pomoc, to nie musisz za nic dziękować. Mam nadzieję, że twoja rana będzie się szybko goić i za kilka dni wrócisz do pełni sił.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Wszyscy

Walka dobiegła końca. Abbie próbowała wyleczyć ranę Ninerl i trzeba przyznać, że udało jej się w znacznym stopniu. Po kilku chwilach od przyłożenia przez czarodziejkę dłoni do bolącej ręki elfki, po ranie pozostała jedynie wpół zagojona dziura po bełcie. Nie było już bólu, choć Ninerl zdawała sobie doskonale sprawę że na następnych kilka dni może zapomnieć o mieczu, a już tym bardziej o łuku, by rana (bądź co bądź wciąż nie do końca zagojona) nie zaczęła się jątrzyć. Po burzliwej rozmowie Abbie z Konradem, akolita opatrywał swą ranę z dala od czarodziejki mierząc ją ponurym wzrokiem. Chwilę później zajął się rownież rannym szlachcicem.

Zanosiło się na dłuższy popas więc przywiązaliście konie do drzew by czekały na was w cieniu.

Strażnicy dróg dopadli trzech uciekających przez pole bandytów. Prowadzili ich teraz rozbrojonych i związanych drogą w tym jednego ze strzałą Ravandila w ręce.

- To wasze, wy ich pokonaliście – rzekł jeden ze strażników, Andreas jak się przedstawił, zdejmując z jucznego konia trzy dobrej jakości kolczugi, trzy pasy, trzy otwarte stożkowate hełmy, trzy miecze, cztery noże i dwie lekkie kusze z kołczanami pełnymi bełtów. Do tego dorzucił trzy szmaciane sakiewki zawierające łącznie dwadzieścia jeden koron.

Broch rozdał wam dwadzieścia koron czyli po pięć na łebka. Sam zagrabił kilka sznurów pereł i inną biżuterię którą schował do sakwy przy jucznym koniu.

Broch

Obdzierając zabitych i rannych znalazłeś łącznie blisko dwadzieścia pięć koron z czego dwadzieścia rozdałeś pozostałym. Do tego doszły ozdoby i biżuteria warte na oko jeszcze kilkanaście Karlów-Franzów. Oprócz tego przy jednym z ciał znalazłeś misternie rzeźbioną drewnianą fajkę wraz ze sporą porcją tytoniu. Oprócz tego znalazłeś kilka pocisków niezłej jakości i uzupełniłeś nimi kołczan.

Widziałeś, że Elissa ucieszyła się, że jesteś cały. Pomogła ci też objuczyć łupem konie.
Z pewnym lękiem jednak zerkała kiedy czyściłeś z krwi miecz. Zastanawiałeś się, czy w głębi duszy uważa cię za takiego samego jak wszyscy wojacy…czy wybrała cię na swojego opiekuna tylko dlatego, że jesteś silny?

Wszyscy

Siedzieliście w cieniu rozłożystego dębu nieopodal drogi. Obok leniwie paliło się rozpalone przez strażników dróg małe ognisko. Słońce stało wysoko, było ciepło jak na jesień.
Zajęci własnymi ranami, podziałem i zagospodarowaniem łupów obserwowaliście pracę strażników powłóczących końmi w te i we wte po drodze. Niektórzy zajmowali się już bandytą wziętym do niewoli. Obdzierany powolutku ze skóry człowiek dotąd był torturowany aż przestał krzyczeć. Sierżant i dwóch innych powrócili właśnie z pościgu za szefem bandy, jednak choć mieli nowe zarekwirowane konie to wierzchowiec oprycha był wypoczęty a ich zmęczone prawie godzinnym galopem. Teraz trzech strażników zbijało z desek krzyż do którego miał być przybity i ustawiony przy drodze kolejny członek bandy.

Podjechał do was sierżant, Wout von Kessel poznany w gospodzie „Pod Psem”, w towarzystwie Andreasa.
- Pragnę wam podziękować - rzekł. - i oznajmić, że prawdopodobnie będziemy jechać z wami. Raz, musimy odstawić pod sąd do Averheim chociaż jednego z nich. Los padł na niego – wskazał na skurczonego ze strachu bandytę. - Dwa, nie damy rady patrolować całego traktu w siódemkę. To wszystko przez tego pieprzonego von Sturma. Jestem pewien, że jeśli uzyskam audiencję u Rady przyśle tu więcej ludzi. Musimy tylko wrócić pod "Psa" i zwrócić pożyczone konie, jednak pewnie dogonimy was przed wieczorem.

Gdy strażnicy zajęli się własnymi sprawami, podszedł do was szlachcic dotychczas trzymający się ze swą świtą na uboczu.

- Szlachetni panowie i panie.... – rzekł nieco łamanym reikspielem z dziwnym południowym akcentem. – Ocaliliście mnie i moim towarzyszom życie i pragnę wyrazić naszą wdzięczność. Nazywam się Diego Cezare Menezes da Silva, a to mój przyjaciel i rycerz Antonio Nelson Salcido jednak wszyscy mówią na niego Zinha – wskazał na starego weterana – a to mój oddany sługa Ludovic. – wskazany łysawy i chuderlawy człowiek z kuszą ukłonił się dwornie.

Po raz pierwszy mieliście okazję lepiej im się przyjrzeć. Szlachcic wyglądał na dwadzieścia parę lat.
Z szablą przy boku, ubrany był w świadczący o niewątpliwej zamożności strój z płaszczem z purpury, uzupełniony teraz tylko na ręce zakrwawioną opaską. Cechowały go smagła cera, długie, czarne, związane w kok włosy, zarost i bródka. Było w nim coś co sprawiało, że wyobrażaliście sobie go z rozwianym włosem, targanym przez wiatr płaszczem na szczycie góry ratującego księżniczkę z opresji. Pomimo tego bijącego od niego patosu wydawał się sympatycznym człowiekiem, dobrze walczył i był z pewnością dzielny co mogli stwierdzić ci, którzy widzieli jak Konrad wydłubywał mu z rany oczko kolczugi. Towarzyszący mu rycerz był na oko dwa razy starszy. Surowa, niemal ascetyczna twarz urozmaicona tylko gęstym wąsem, ubiór złożony prawie wyłącznie ze zbroi oraz liczne blizny świadczyły, że ma za sobą wiele bitew. Obydwaj na okrywających napierśniki tunikach mieli wymalowane godło - skrzydlatego, zielonego węża na tle ciemnej czerwieni. Sługa na pierwszy rzut oka był bardziej przyjacielem i wychowawcą szlachcica niż sługą. Starszy jeszcze od rycerza, siwawy i łysiejący, skromnie ubrany i chudej postury wyglądał na kogoś kto odda życie za swojego pana. Z ruchliwych oczu bił zarazem wyraz nie lada kombinatora i spryciarza.

- Jesteśmy obcy w tym kraju – kontynuował szlachcic. – Mamy wobec was dług wdzięczności i pragniemy dotrzeć do Averheim. Jeśli zgodzą się szlachetni panowie i panie, będziemy towarzyszyć wam do miasta. Niestety nie mamy przy sobie funduszy aby wynagrodzić wam uratowanie mnie i moim przyjaciołom życia…ale jeśli udacie się z nami do banku Magyaronich w Averheimie wypłacimy każdemu z was po tzrydzieści koron. Czy przyjmiecie nasze towarzystwo?
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Przysłuchiwał się rozmowom pozornie niezainteresowany. Konrad najwyraźniej miał lekki zatarg z Abbie, a najemnik niemal parsknał śmiechem słysząc ostatnie słowa czarodziejki skierowane w stronę akolity.
- Ale ci przygadała... - rzucił ironicznie kierując się z łupami w kierunku luzaka. - Chyba się nie polubicie.
Najemnik nie miał nic do czarodziejki, zwłaszcza że przysłużyła się znacząco w walce z bandziorami. A skoro Konrad tak dziwnie reagował na dziewczynę, oznaczać to mogło, ze miało ku temu własne powody. Może po prostu nie lubił magów? Middenlandczyk nie zamierzał wnikać w szczegóły - to była tylko i wyłącznie ich sprawa. W końcu nikt nie powiedział, ze wszyscy mają się tutaj lubić, ważne że w krytycznych momentach współpracują z sobą.
Objuczył właśnie swego konia i miał zamiar porozmawiać chwilę z Elissą, gdy zjawił się szlachcic i zaczął przemawiać. Rysy twarzy a także specyficzny akcent mogły świadczyć o tym że trójka obcokrajowców pochodzi z Księstw Granicznych. Choć oczywiście Broch mógł się mylić. Popatrzył chwilę na bandytę odzieranego ze skóry. Nie zrobiło na nim wrażenia okrucieństwo strażników. Sam, jeszcze za czasów dowództwa swojej kompanii wielokrotnie dopuszczał się równie brutalnych praktyk, a czasem jeszcze bardziej wyszukanych.
Ogólnie był zadowolony z tego, co udało mu sie znaleźć. Podzielił się pieniędzmi z towarzyszami, biżuterię i tę fajkę którą znalazł miał zamiar opchnąć na targu w Averheimie. Oprócz tego zabrał swoją część monet należących do złapanych przez strażników bandytów. Uśmiechnął się nawet do pomagającej mu dziewczyny i z kupy leżącego sprzętu wybrał dobrej jakości hełm, mógł się przydać w dalszej podróży. Gdy szlachcic skończył mówić najemnik w końcu zabrał głos.
- Propozycja jest dobra, możecie jechać z nami... A tak właściwie co robicie w obcym kraju w tak niespokojnych czasach? Jeśli to pierwsza wizyta w Imperium to trafiliście na niezbyt odpowiedni moment...
Broch zamierzał dowiedzieć się kilku rzeczy, co wynikało raczej z jego nieufności wobec nowo poznanych niż zbytniego wciskania nosa w nie swoje sprawy. Poza tym podróżowanie w większym gronie było teraz jak najbardziej wskazane, w końcu nigdy nie wiadomo na co można trafić na szlaku. A ci trzej nie dość że mogli stanowić potencjalną pomoc, to jeszcze byli skłonni za to zapłacić.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Megara »

Abbie

Dziewczyna odwróciła głowę w drugą stronę widząc odzieranego ze skóry człowieka. Zrobiło jej się niedobrze widząc co wyprawiają z nim strażnicy. Abbie dziwiła się takiej brutalności i jedynie Broch wyglądał na niewzruszonego całym zajściem. Zresztą, nie sprawiał wrażenia człowieka, którego można było czymś zaskoczyć. Odruchowo spojrzała na bandytę, który po chwili został wysłany do domu Morra. Czując że za chwilę żołądek odmówi jej posłuszeństwa podeszła do zwiadowcy by nie myśleć o tym co widziała przed momentem.
- Kiedy wyruszamy, Ravandilu? Nie chciałabym być w drodze po zachodzie słońca. Ci bandyci to pewnie nic w porównaniu z tym co kryją te lasy w nocy. - mimowolnie przyszli jej na myśl orkowie, gobliny, mutanty i inne potworne stworzenia. Jej ciało przeszył nieznaczny dreszcz. Była już niemal w pełni sił. Czekając na odpowiedź elfa wsłuchiwała się w rozmowę szlachcica z najemnikiem.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Strażnicy dróg zjawili się dość szybko. Udało się im złapać część bandytów.Ale to co robili z jednym z nich, Ninerl się bardzo nie podobało. Z trudem stłumiła chęć zwrócenia całego śniadania- odeszła dalej i zajęła się końmi. Krzywiła się na każdy krzyk męczonego człowieka- dla niej to było barbarzyńskie i niepotrzebne. "Oni są straszni" stwierdziła "Przecież można wydobyć informacje, nie uciekając się do takich metod. Oni nie różni się wiele od wyznawców Krwawego Boga. Oni są tacy...prymitywni i jednocześnie ciemni"- ta opinia wcale nie była na wyrost, jak się teraz przekonywała. Przynajmniej w tej części, starsi mieli rację.
Schowała swoją część pieniędzy, zabrała ze stosu rzeczy jeden hełm i podeszła do czarodziejki i Ravandila.
Za chwilę jednym uchem usłyszała słowa szlachcica, który stał teraz przed Brochem. "Niech on to załatwia" wzruszyła ramionami. Ona nie miała nic przeciwko, w większej grupie zawsze bezpieczniej.
- Czemu oni go tak męczą?-mruknęła- To bez sensu. W dodatku, po co krzyżują drugiego? Lepiej i szybciej byłoby go zabić-skrzywiła się.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

"Przynajmniej jeden problem z głowy" - pomyślał akolita, gdy Abbie obiecała mu nieodzywanie się. Nie był z natury gburem, wbrew temu co mówiła czarodziejka. Po prostu jej profesja zmuszała człowieka do kontaktów z Chaosem. Magia przecież nie jest wytworem Matki Natury, tylko zapewne jakiś nieczytych sił. Czarowanie to nic innego jak dobrowolne korzystanie z usług Chaosu, co według dalszego rozumowania akolity nie różniło ją zbyt wiele od tych wszystkich sług Mrocznych Bóstw, które dotychczas stawały mu na drodze. Podkreślić należy, że była to ostatnia rzecz jaką w swoim życiu zrobiły.
Niech sobie gada, ważne że w normalnym ludzkim języku, a nie w jakimś cholernym inwokacyjno-magiczno-Sigmar-wie-jakim-jeszcze, w którym po każdym zdaniu pojawiają się jakieś świetliste kulki z oczu... I tak, masz rację - nie polubimy się zbytnio. - odpowiedział najemnikowi. Prawdopodobnie tylko on w całym tym gronie nie będzie tolerował blondwłosej, nawet Ninerl zaufała nowej koleżance.
Na widok człowieka obdzieranego ze skóry obrócił głowę w inną stronę. Wiedział, że widok jest obrzydliwy, ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że jest to konieczne. Imperium, w swoim obecnym stanie potrzebuje porządku. Publiczne wystawianie na widok bandytów w takim stanie, którzy o ten porządek nie dbali za swego życia jest zarówno dla nich samych dobrą karą po śmierci, jak i skuteczną przestrogą dla innych banitów.
Również przysłuchiwał się opowieści szlachcica. Znowu, z kolejnych ust padła nazwa dużej kwoty pieniędzy, tym razem trzydziestu złotych koron. Na pytanie zadane przez tego bogatego człowieka odpowiedział tylko: Dla mnie w porządku i odszedł. Przypadkowo usłyszał pytanie czarodziejki do Ravandila oraz jej opinię na temat zostania w lesie na noc.
"Skoro masz taką moc, to czego się boisz? Podobno wy czarodzieje przyrzekliście sobie ciągłe zwalczanie Chaosu... W nocy masz najlepszą okazję na to! No chyba, że to tylko takie czcze przechwałki, przyrzeczenia, które tak naprawdę nigdy nie był realizowane. Wcale by mnie nie zdziwiło jakbym miał rację... - pomyślał.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Sytuacja powoli się uspokajała. Abbie uleczyła (w pewnym stopniu) ranę Ninerl i wyglądało na to, że będą mogli swobodnie podróżować. Siedząc na trawie wsparty na łokciach Ravandil zawołał do Ninerl -Nie martw się niczym... Najwyżej będę strzelał za nas dwoje i jakoś będzie- Uśmiechnął się i spojrzał na to, co robi reszta drużyny. Najdziwniejsze było to, że to właśnie od wydawał się najbardziej rozluźniony w całej tej sytuacji, podczas gdy w ich szeregach konflikt wisiał gdzieś w powietrzu. To, że Ninerl a Abbie nie darzą się zbytnio sympatią zauważył już wcześniej, przy wyjeździe z zajazdu, teraz natomiast ujawnił się mały spór Abbie i Konrada. W sumie to było do przewidzenia - akolita, mocno opierający się na kulcie Sigmara i mag nie mogą dojść do porozumienia. W końcu to zupełnie inna natura. Elf oderwał wzrok od towarzyszy i rozejrzał się po okolicy. Nie był to dobry pomysł, bo zobaczył, jak strażnicy torturowali jednego z bandytów. Naprawdę nie był to przyjemny widok, więc Ravandil szybko przestał na to patrzeć. -Jeśli chcesz ich dobić to zrób to... W tym przypadku niestety nie możesz na mnie liczyć. Nawet prawa wojny, choć rzadko przestrzegane, mówią, że rannym trzeba udzielić pomocy... Ja nie jestem w stanie z zimną krwią, patrząc im w oczy odebrać im życia- spojrzał się na Ninerl trzymającą nóż w ręce. Spojrzenie było bardzo wymowne i miał nadzieję, że elfka go zrozumie. W tym momencie zobaczył nadciągających strażników dróg, którzy spaprali swoją robotę. "Sprawiedliwość go nie minie... Jeśli nie teraz, to zginie później, z ręki jakiś poszukiwaczy przygód... Takich jak my".
Przemowa szlachcica i rycerza przyprawiła go o lekki zgryz. Z jednej strony, wypadało pomóc im w tej sytuacji, z drugiej strony gromadka zaczęła niepokojącą się powiększać i mogło dojść do tego, że do Averheim wejdzie prawie cała karawana. Zastanowił się chwilę i odrzekł -Jeśli o mnie chodzi, to nie mam nic przeciwko. Okolica pełna jest rozmaitych szumowin i kolejny napad nie jest wykluczony. A że mamy po drodze...- Spojrzał się na Brocha. Wiedział, że to do niego należeć będzie decyzja. Ten na szczęście się zgodził. "Ładna zbieranina - dwójka elfów, najemnik, akolita, kobieta - mag, jacyś szlachcice obcego pochodzenia ze świtą... Ciekawie, naprawdę ciekawie". Z zamyślenia wyrwało go pytanie Abbie. -Najlepiej byłoby wyruszyć od razu. Podróżowanie nocą to nigdy nie jest dobry pomysł, nawet jeśli jesteśmy w grupie. Jeśli wszyscy są gotowi, to nie traćmy czasu. Na rozmowy i inne rzeczy będziemy mieli czas w mieście- zarzucił łuk na plecy, wsiadł na konia i poczekał na resztę towarzyszy, żeby ruszyć dalej do Averheim.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Usiadł na trawie koło tropiciela i powiedziała- Ale nie rozumiesz mnie.. oni i tak zginą, a tak to mają wybór między bolesną i powolna męczarnią, a szybko i czysto zadaną śmiercią. Ja nie pozwolę, by jakaś istota cierpiała zupełnie niepotrzebnie. Z jakiego niby powodu? - przekonywała go szeptem- Poczekam aż strażnicy pojadą. A ten obdarty ze skóry? Przecież on już jest martwy. To bez sensu... nie moge tego tak zostawić. Gdybym była na nich miejscu, też bym chciała, by ktoś mnie dobił- powiedziała stanowczym tonem. Siedziała dalej, czekając na resztę.Wiedziała, że zrobi to, co zapowiedziała. Nie była w stanie postąpić inaczej- to byłoby bestialstwo. Odezwała się do Ravandila:- Nie jesteś w stanie dobić rannego? Ale czy nie gorsze jest skazywanie go na katusze? Byłbyś taki sam, jak jego oprawcy-powiedziała smutno. "Tak to właśnie jest." myślała "Taka hipokryzja. Niby jestem taki wrażliwy i współczujący, ale jak przychodzi co do czego, to mijam umierających, bo jestem po prostu słaby." Miała nadzieję, że Ravandil zmieni zdanie.
Ona swojego nie zmieni, nie ma mowy, zrobi to co powiedziała. Czasami wiedziała, ze jest zbyt uparta, ale tu było to potrzebne.
Usłyszała jak Abbie mówi coś o lesie. Poparła Ravandila:- Zgadzam się. W końcu niedawno podobno kręciły się tu zwierzołaki.
Wstała i podeszła do konia.
Poczekała, aż wszyscy będą siedzieć w siodłach, a strażnicy odjadą i szepnęła coś Vadathowi, ściskając go za pysk. Chwyciła za wodze i wsiadła. Koń przeszedł parę kroków wyraźnie kulejąc. Ninerl zsiadła i powiedziała:- Oj, chyba ma jakiś kamyczek w kopycie. Jedźcie, zaraz was dogonię.- podniosła nogę konia i zaczęła manipulować przy kopycie.

Ninerl czeka aż wszyscy odjadą, po czym stara się zadać szybką i możliwie bezbolesną śmierć, ledwo żyjącym już bandytom. Potem wsiada na konia i dołącza do reszty.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Słońce stało wysoko na niebie. Było już około południa kiedy strażnicy kończyli z ostatnim z bandytów. Niektórzy korzystając z postoju i rozpalonego ognia spożywali skromny posiłek. Siedząc rozleniwieni w cieniu rozłożystego dębu wysłuchiwaliście co mówią między sobą strażnicy dróg.

- Rzeczywiście, panie... - w tym momencie Diego przerwał oczekując aż najemnik się przedstawi. - Nie trafiliśmy do Imperium w najlepszą porę. Jednak prawdę mówiąc nie mieliśmy wyboru. Zawirowania polityczne w Księstwach Granicznych a tym bardziej w Molachii z której przybywamy bywają dosyć gwałtowne... - w tym momencie Zinha, towarzyszący szlachcicowi rycerz nadepnął mu na odcisk. – Nie chciałbym jednak was zanudzać obcymi dla was sprawami – nadepnięty zmitygował się i dodał: - Może rzeczywiście powinniśmy już jechać?

Wasze rozmowy przerwał nieludzki wrzask przybijanego do krzyża człowieka. Chwilę później jeden z nich podciął mu gardło bez mrugnięcia okiem. Martwy bandyta wisiał teraz za nogi i ręce na podciąganym na linach i podpieranym belkami przez strażników krzyżu. Kiedy krzyż w końcu stanął, obok drogi zobaczyliście pod stopami przybitego napis: „Zabijał i rabował na szlaku”.
- Tak trzeba – powiedział Andreas, który przysiadł się obok was. – Będzie przestrogą dla wszystkich, którzy chcieliby pójść w jego ślady.

Reszta strażników wykonawszy pracę zabrała związanego ostatniego z bandytów i pojechała oddać zarekwirowane konie do zajazdu „Pod Psem”. Mieli dogonić was na własnych wierzchowcach wieczorem. Ninerl zamierzała zakończyć męczarnię dwóch bandytów lecz nie zdążyła, gdyż ubiegli ją strażnicy dróg.

Łupy były podzielone a konie gotowe do drogi.

Kiedy wyruszaliście, z tyłu wyłoniła się gromada pieszych podróżnych w większości chłopów, uchodźców ze Stirlandu, jednak szybko zostawiliście ich w tyle.

Przodem, jakieś kilkadziesiąt metrów przed wami jak zwykle badał teren Ravandil. Przed nim jechali samotrzeć Molachijczycy. Za nimi podążały Abbie i Ninerl. Pochód jak poprzednio zamykał Broch i Elissa na luzaku. Przed Brochem samotnie sunął Konrad.

Droga była spokojna, przed wieczorem dołączyli do was jeszcze strażnicy. Nawet jeśli w mijanych przez was lasach byli jeszcze jacyś bandyci to nikt nie odważył się zaatakować piętnastu zbrojnych.
- Nie myślcie, że porzucamy służbę. – rzekł po dołączeniu do was Wout von Kessel, sierżant strażników. – Po tym jak rozbiliśmy bandę zwierzoludzi w nocy a teraz tych bandytów okolica powinna być raczej spokojna. Poza tym więcej zdziałamy nakłaniając Radę aby przysłała tu więcej ludzi.

Im bliżej Averheimu, tym szlak zrobił się ludniejszy, bezpieczniejszy. Sporo podróżnych zdaje się dołączyło na gościniec bocznymi drogami. Minął was oddział książęcych rajtarów. Błyskający kirysami, w zdobionych kitami hełmach i z pistoletami w olstrach śpiewali powiewając niebieskimi płaszczami:

Jadzie wojak jadzie, zbroją pobrzękuje
Uciekaj dziewczyno, nuż cię pocałuje
A niech pocałuje, kto jemu zabrania
Wszak on własną piersią ojczyznę zasłania!

Po siedmiu godzinach drogi z półgodzinnym popasem dotarliście do małego miasteczka zwanego Grevenmor. W ciągu dnia było pogodnie więc mimo wczesnej jesieni wciąż było jeszcze jasno.
Przejechaliście wpierw małą rzeczkę na przeprawie przez którą sprytnie ustanowiono punkt kontrolny. Miejscowi wojacy pobierali tu myto na zasadzie szylinga od głowy. Zapłaciliście więc po czym ruszyliście dalej.
Stokilkadziesiąd drewnianych i kamiennych domów nie ogrodzone murem było skupione wokół małego ryneczku. Przy nim to stała solidna dwupiętrowa karczma, z kuszącym szyldem w kształcie skrzyżowanego z szaszłykiem kufla piwa. Napis poniżej głosił: „Pod pachą hobbita”.

W środku pełno było żołnierzy, awanturników oraz podróżnych. Po dłuższym oczekiwaniu jednak, spożytkowanym na zadbanie o pozostawione w rozległej stajni za budynkiem wozy i konie, zwolniło się dla was miejsce. Diego zafundował wam do wyboru po kuflu piwa lub kubku wina oraz skromny lecz sycący posiłek. Prycze wynajął dla całej grupy we wspólnej sali. Poza nią zresztą był na górze jeden tylko wolny dwuosobowy pokój za okrągłe dwie korony. Siedzieliście w zatłoczonej i zadymionej sali i rozkoszowaliście się ciepłem, posiłkiem oraz po prostu inną pozycją niż na końskim grzebiecie.

Ravandil

W parterowej izbie zajazdu było kilkanaście kobiet, w tym kilka całkiem ładnych dam łatwych obyczajów bądź rozrywkowych mieszczek ale tylko jedna – szlachcianka z pokażnym biustem wyglądała na zamożną i w dodatku wpatrywała się w ciebie od momentu gdy pojawiłeś się w sali. Imponujące owoce jej kobiecości wręcz wydzierały się przez ledwo utrzymający je w ryzach gorset. Ooo tak, miała czym oddychać. Siedziała ze służką przy stole osamotniona chwilowo przez dyskutującego z kolegami o polityce męża i uśmiechała się zalotnie do ciebie. Sam dobrze wiedziałeś, co takie uśmiechy mogły oznaczać.
Ostatnio zmieniony sobota, 26 maja 2007, 16:46 przez Vibe, łącznie zmieniany 1 raz.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Megara »

Abbie

W czasie podróży niewiele mówiła, wciąż zbierała siły po ostatniej manifestacji mocy. Sunęła powoli na swym rumaku i rozmyślała o wielu rzeczach, od czasu do czasu zerkając za siebie. Ilekroć natrafiła na chłodny wzrok Konrada coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu że jest niepożądana w tym gronie, gdyż takie zapewne było zdanie jednego członka tej osobliwej drużyny. Pozostali najwyraźniej zdążyli ją zaakceptować, co prawda jedni wcześniej, drudzy troszkę później ale cieszyła się że nie jest traktowana jak jakaś opętana Chaosem wiedźma. Podjechała bliżej sierżanta strażników, von Kessela i spytała:
- Powiedz mi, panie, czy często zdarzają się tutaj takie sytuacje jak dzisiaj czy wczoraj wieczorem? Chwała Sigmarowi że jeszcze nic nam się nie stało...
Nie sądziła by sierżant był wylewny na ten temat, ale chciała po prostu wiedzieć. Odruchowo spojrzała po okolicy próbując odpędzić od siebie złe myśli.
Gdy dotarli do punktu kontrolnego, zapłaciła i skierowała się dalej wraz z towarzyszami. Karczma okazała się całkiem przyzwoita. W pierwszej kolejności zapłaciła stajennemu kilka szylingów by zaopiekował się jej wierzchowcem a potem, już w sali podziękowała szlachcicowi za posiłek i wino, po czym rozsiadła się wygodnie przy jednym ze stołów i zaczęła powoli, jakby smakując każdy kęs, jeść. Jedynie skrzywiła się gdy usłyszała że mieli nocować we spólnej sali. Za chwilę jednak wpadł jej do głowy pewien pomysł. Przysiadła się do Ninerl i powiedziała.
- Jeden dwuosobowy pokój na piętrze jest wolny więc może zechciała byś go ze mną dzielić? Trochę nieswojo czuła bym się śpiąc w jednej sali z tyloma mężczyznami. - uśmiechnęła się do elfki i powróciła do spożywania posiłku oczekując na jej odpowiedź.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Najemnik dosiadł swego konia i wraz z Elissą trzymającą się dzielnie na luzaku ruszyli jako ostatni, zamykając pochód. Przodem jechał Ravandil, doskonały drużynowy zwiadowca, więc nie było potrzeby by najemnik jechał na szpicy – jeśli coś byłoby nie tak, elf z pewnością szybko by ich zawiadomił. Broch nie spodziewał się kłopotów, jechali zbyt liczną grupą, poza tym doskonale uzbrojoną. Spojrzał na jadących samotnie Molachijczyków – przeczucie znów go nie myliło i tak jak najemnik założył, pochodzili z Księstw Granicznych. Najwyraźniej jednak nie chcieli za dużo o tym mówić, a Broch nie wnikał, w końcu to nie była jego sprawa.

Przez niemal całą podróż do miasteczka rozmawiał z Elissą na różne tamty, jednocześnie zmrużonymi oczyma obserwował okolicę. Droga była spokojna, co było dość podejrzane jak na ten czas i teren na którym się znajdowali. Podobnie jak towarzysze zapłacił szylinga podczas kontroli i nim się obejrzał, dojechali do Grevenmor. Najemnik, jak zwykł to robić, sam rozjuczył w stajni i oporządził swe konie, zapewnił im również wodę i pożywienie. Następnie skierował się do głównej sali, gdzie mieli spędzić noc, zdjął kirys i w miejscu gdzie miał spać ułożył resztę swoich rzeczy. Z kolczugą i mieczem na razie się nie rozstawał, wszak nigdy nie wiadomo co może się zdarzyć w gospodzie pełnej awanturników. Skinieniem głowy podziękował Molachijczykowi za przyniesiony posiłek i wino, po czym podsunął je dziewczynie, zapewne po tak długiej podróży była głodna i spragniona. Sam postanowił zamówić sobie jajecznicę na boczku i kufel zimnego piwa. Zajadając posiłek wpadło mu do głowy, by wybrać się na miasto wraz z dziewczyną i być może kupić jej jakąś sukienkę. W obecnej, nieco przybrudzonej błotem wyglądała niezbyt wyjściowo.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Po słowach Ninerl zasępił się chwilę, po czym odrzekł -Rozumiem to Ninerl, że tak dla nich będzie lepiej, bo nie ma już ratunku... Ale mimo wszystko takie metody działania nie są w moim stylu. A może po prostu jestem zbyt słaby psychicznie, interpretuj to jak chcesz. Pozostawiam ci wolną rękę, jeśli uważasz, że tak będzie lepiej, to zrób to, w każdym razie ja nie jestem w stanie- Spojrzał jeszcze mimochodem na to, co robią strażnicy dróg. "Naprawdę, osobliwe metody działania mają w tych stronach... Oby faktycznie to była przestroga dla innych..."

-------------
Podróż drogą przebiegała nadzwyczaj spokojnie. Ravandil pierwszy przemierzał szlak jako zwiadowca i czuł ulgę, że nie zdarzyło się nic niespodziewanego. Otuchy dodało mu przyłączenie się grupki zbrojnych - takiego pochodu bandyci nie odważyliby się zaatakować, chyba żeby byli bardzo głupi i zdesperowani. W miarę postępowania naprzód szlak wypełnił się ludźmi. Widać było, że okolica jest bezpieczniejsza i podróżnik nie musi się na każdym kroku obawiać, że jakiś zbójca napadnie go i poderżnie mu gardło.
Po dość długiej jeździe zawitali do miasteczka. Na miejscu Ravandil zeskoczył z konia i rozprostował nieco obolałe kości. Zaprowadził Farnotha do stajni i razem z drużyną rozgościł się w karczmie, w której szczęśliwie zwolniło się miejsce. Początkowo tłum zalegający w gospodzie nieco go przeraził, bo niespecjalnie przepadał za gwarem. Ale najważniejsze, że nie było tu obleśnie i że w sumie było spokojnie. Poprosił Diego o kubek wina i siadł do stołu. Jedzenie, jakie tu podawano, było nawet smaczne, grunt, że zaspokajało głód. Ravandil rozsiadł się wygodniej na krześle i rozejrzał się po sali. Gościło tu mnóstwo osób - podróżnicy, kupcy i nikt nie wie, kto jeszcze. W oczy rzuciła mu się jedna z kobiet, wyglądająca nieco szlachetniej od kilku przebywający poza nią w gospodzie pań. Kobieta ta była całkiem ładna i ubrana... hmmm, wyzywająco. A na dodatek tak dziwnie się do niego uśmiechała. Elf zakłopotał się nieco i odwrócił wzrok. Starał się myśleć o czymś neutralnym, np. o zakupach, jakie będzie trzeba poczynić. W końcu sporo strzał zużył w walce z bandytami. Nie mógł jednak spokojnie sklejać myśli. "Głupstwo, znowu sobie coś wymyśliłem... Przecież to się nawet nie godzi, elf i ludzka kobieta... Nie, nie ma co o tym myśleć". Przymknął oczy i spróbował się zrelaksować. Ostatnio umysł płatał mu dziwne figle.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Strażnicy dobili jednak bandytów, Ninerl była zdziwiona, że to zrobili. "Może zostało w nich trochę uczuć" pomyślała.
Jechała milcząc, miała tyle rzeczy do rozważenia.
Ludzcy szlachcice rozmawiali z Wernrem o jakiś rzeczach, które Ninerl niezbyt interesowały. Ravandil jechał na przedzie, a Abbie zagadnęła sierżanta. Dziewczynie to nie przeszkadzało, teraz potrzebowała chwili samotności.
Po kilkugodzinnej jeździe, dojechali do małego miasteczka. Musieli jeszcze uiścić myto, Ninerl jakoś ten fakt nie zdziwił. W końcu jej klan musiał płacić tyle niepotrzebnych podatków- dlatego też cenił swoje towary odpowiednio wysoko. Ale na razie nie zapowiadało się na zmiany, a popyt na nie nadal był.
Na rynku stała gospoda, Ninerl parsknęła śmiechem widząc jej nazwę. Przypomniał się jej Mieszek Zieleniak i jego kuzyn.
O, dziwo miejsce w dość krótkim czasie się znalazło.
Co prawda Ninerl wątpiła, by byłaby się w stanie przespać w zaduchu wspólnej sali. "Ale przecież zawsze zostaje ten pokój" pomyślała.
Wybrała z dwojga złego kufel piwa i usiadła przy stoliku.
Abbie coś powiedziała o pokoju. Ninerl odparła:
-Dobry pomysł . Nie żebym miała coś przeciwko obecności meżczyzn- zachichotała - Ale może w innych okolicznościach.-dodała, uśmiechając się wesoło.- To zaraz powiem karczmarzowi, ale to za chwilę.
Rozglądała się po sali. Było tu sporo podróznych, żołnierzy, awanturników oraz kobiet im towarzyszących. Ninerl rozpoznawała takie bez trudu. Nie miała nic przeciwko nim, raczej im współczuła. Zarabianie ciałem nie było ani proste ani bezpieczne.
Zauważyła dobrze ubraną kobietę, o sporym biuście, wpatrującą się hmmm... łakomo w storńe ich stolika. Ninerl domyśliła się kto był obiektem tego spojrzenia. Zachichotała, była ciekawa co zrobi tropiciel. Co, prawda ona nie wyobrażała sobie przespania się z człowiekiem, ale z tego co wiedziała, to inni nie mieli takich oporów.
Westchnęła cicho, przypominając sobie, kiedy to ostatni raz nosiła jakaś sukienkę. Zostawiła w domu swoją ulubioną. Ludzie uważali taki krój za wyzywający- ona nie wiedziała dlaczego. Żaden z jej krewniaków tak nie myślał. To ludzi byli dziwni, ich kobiety momentami były całkowicie owinięte materiałem. "Po prostu są pruderyjni" doszła do wniosku "to jest śmieszne. Zupełnie tego nie rozumiem".
Ninerl mimochodem zauważyła, że kobieta nie była sama, siedziała razem z innymi z jej sfery. Nieco się zaniepokoiła. "Miejmy nadzieję, ze nie ma tam jej męża" pomyślała "Ja nie zamierzam mieć kłopotów" spojrzała z ukosa na Ravandila.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

"Dlaczego oni wszyscy mają konie i umieją na nich jeździć?! To ja jestem taki inny, czy mam po prostu szczęście, że podrózuję z całą czwórką osób trochę odchylonych od reszty?" - myślał po drodze Konrad, widząc, że jako jeden z nielicznych (jeśli nie jedyny) porusza się na własnych nogach.
Rozsiadł się wygodnie w karczmie, najadł się, ogólnie odetchnął po całym dniu. Rozglądał się po sali. I jemu nie umknęła, ta mimo wszystko śmieszna scenka, z drużynowym zwiadowcą w roli głównej. Popatrzał pierw na kobietę wpatrującą się w Ravandila, potem na samego elfa. Uśmiechnął się i zwrócił się do obiektu zainteresowania i westchnień młodej, bogatej damy.
Widzisz, chyba robi się nam właśnie taki mały zwyczaj, że z każdej karczmy jaką odwiedzimy po drodze, każdy mężczyzna w drużynie musi wynieść jakąś kobietę. Broch już z tego obowiązku się wywiązał, ja jestem z niego zwolniony, zostałeś tylko Ty, Ravandilu! Do dzieła! - powiedział. Miał nadzieję, że elf nie weźmie na poważnie jego słów, chociaż kto wie co się dzieło w tej chwili w głowie tego małomównego osobnika. Akolita przeciągnął się i czekał na ewentualny dalszy rozwój wydarzeń.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Vibe »

Broch z dziewczyną poszli na miasto a kiedy wróclili – Elissa w nowej, bardzo ładnej sukni - zamówili wspólną kąpiel. Najemnik dowiedział się również, że Elissa chce udać się do obozu uchodźców w Averheim. Abbie rozmawiała o czymś z Ninerl a Ravandil raczej nie zwracał uwagi na względy szlachcianki, z której zachowania można było łatwo wywnioskować, że jest, hmmm... co najmniej czegoś spragniona. Konrad wdał się w jakieś teologiczne dysputy z Molachijczykami którzy poza tym, że byli uprzejmi wobec akolity, gadali między sobą i po swojemu. Strażnicy dróg w ogóle znaleźli sobie na nocleg inne lokum. Z zasłyszanych w gospodzie plotek dowiedzieliście się tylko, że pod Averheim znajduje się wielki obóz uchodźców a jutro ma tam przybyć delegacja Stirlandzkich baronów. Poza tym niewiele się działo. Udaliście się więc niebawem na spoczynek, do wspólnej sali gdzie było łącznie dwadzieścia wyściółanych sianem łóżek. Jedynie Abbie i Ninerl zajęły dwuosobowy, czysty pokoik na piętrze i były z tego nad wyraz zadowolone.

Rano opuściliście położone pośród pokrytych winnicami wzgórz Grevenmor i już sami bez strażników, którzy wyjechali wcześniej wyruszyliście w drogę. Pogoda była dość znośna, mimo iż słońce zakryły chmury, było wciąż dość ciepło. Droga była ludna, miejscami wręcz zapchana. Wyjechaliście już rejonu lasów i teraz niemal co godzinę mijaliście po drodze mniejszą lub większą wioskę. Dominowały tu pola a im bliżej Averheim tym przybywało ogrodów i sadów. Po kilku godzinach drogi teren zrobił się wybitnie nizinny i z niewielkiego lasku wyjechaliście na podmiejskie błonia.

Położone na nizinie miasto z odległości wielu kilometrów przywitało was białymi murami. Nim do nich dotarliście nie minęliście już masy rozłożonych po okolicy wiosek i nie przywitały was rozległe przedmieścia. Pasem zarośli przecinała horyzont przepływająca przez Averheim rzeka. Wszędzie wokół grodu, na rozległych, podmokłych częściowo błoniach rozłożone było wojsko. Po prawej, daleko rozciągał się ogromny obóz uchodźców. Bliżej drogi którą jechaliście ćwiczyły się w związku z zawartym niedawno sojuszem, ochotnicze pułki uchodźców. Averlandzcy oficerowie szkolili ciemnych Stirlandczyków w posługiwaniu się piką i mieczem. Obok drogi przebiegł truchtem odział z pikami w chłopskich sukmanach śpiewając pieśń o sławnej bitwie między Stirlandczykami a Talabeklanderami.

Najkwiększa chyba w Imperium nienawiść między obu prowincjami była powszechnie znana. Potrafili ją teraz wykorzystać Averlandczycy do przekabacenia uchodźców na swoją stronę. Oficerowie zachęcali swoich nowych podkomendnych do wznoszenia propagandowych okrzyków:

- Póki świat światem Talabeklandczyk Stirlanderowi nie będzie bratem, co najwyżej katem!
- Póki woda Stiru nie upłynie, póty pamięć naszych krzywd nie przeminie!

Stanęliście wreszcie w korku na niewielkim przycupniętym wokół bramy przedmieściu kiedy od tyłu dało się słyszeć jakiś rumor. Oto z bocznej, okrążającej miasto wokół murów drogi nadjeżdżało jakieś wojsko. Poprzedzała je milicja zmuszająca wszystkich podróżnych i wozy, w tym was, do zjazdu na pobocze. Niebawem też zza domów przedmieścia wyjechała stępa kolumna zakutych w stal rycerzy. Wszyscy powiewali czarnymi jak smoła płaszczami. Jechali równo i dumnie niczym najkarniejsze wojsko. Na powiewających nad ich głowami chorągwiach wymalowane były znaki i barwy Stirlandzkie. Była to elitarna stirlandzka czarna chorągiew złożona z weteranów bieżącej wojny, kwiat stirlandzkiego rycerstwa. Za pierwszą kolumną podążały wozy, wśród nich przyozdobiona srebrem kareta. Przejechała jeszcze ariergarda i ruszyliście do przodu. Po zapłaceniu kolejnego cła i myta dostaliście się wreszcie do Averheimu.

Przemierzyliście kilka, zastawionych kramami, zatłoczonych wojskiem i przechodniami ulic po czym dotarliście na Mały Rynek. Znajdowała się przy nim świątynia Vereny jak również zajazd o wdzięcznej nazwie „Mordęga”. Molachijczycy zatrzymali się tutaj, przyszła pora się rozstać.

- Jeszcze raz powiem tylko jak żem wdzięczny za uratowanie naszego skromnego życia – powiedział Diego. - Nie zapominamy jednak o nagrodzie jaką wam obiecałem. Niestety bank o tej porze jest już raczej zamknięty…rozumiem, że zostajecie chociaż na noc w Averheim. Umówmy się więc pod bankiem Magyaronich jutro w południe. Co wy na to?

W tym momencie na ryneczek wjechało kilku zbrojnych, z których jeden krzyknął:
- A niech mnie jeśli to nie Kapitan Broch! Co tu robisz, stary przyjacielu?

Mężczyzna zsiadł z konia i podszedł do Wernera. Przywitał się też z wami.

- Siegfried von Schlieffen, dowódca kompanii na służbie Jego Książęcej Mości Ruprechta Trzeciego– ukłonił się grzecznie. Niemal tzrydziestoletni, z długimi do ramion blond włosami, wysoki, szczupły lecz postawny zdecydowanie wyglądał wam na kapitana najemników. Broch doskonale wiedział, że ten człowiek poszedłby za nim do domu Morra.

- A niech mnie - pokiwał głową śmiejąc się. – Nie widzieliśmy się od Middenheim, prawda, kapitanie? Co cię sprowadza do Averheim?
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 28 maja 2007, 10:40 przez Vibe, łącznie zmieniany 2 razy.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen

Post autor: Serge »

Werner Broch

Trzeba przyznać że wspólna kąpiel z Elissą była jedną z przyjemniejszych rzeczy jakie się ostatnio przytrafiły Brochowi. Wreszcie się zrelaksował i co wydało mu się nieco dziwne, odkąd poznał tę dziewczynę nawet lepiej sypiał. Co prawda nie można było tego nazwać błogim i słodkim snem, ale ciepłe ciało kobiety wtulonej w jego ramiona odganiało chyba w jakiś sposób te koszmarne wspomnienia siedzące w jego głowie. Oczywiście nie wszystkie, te najboleśniejsze wciąż dawały mocno w kość.

Gdy w końcu dotarli do Averheim i Molachijczycy zaproponowali spotkanie następnego dnia pod bankiem, najemnik skinął głową.
- Jutro, punkt południe. Stawimy się.
Szlachcic wyglądał na kogoś, dla kogo honor i raz dane słowo są najważniejsze, więc raczej nie było powodu by mu nie wierzyć. Zresztą, na brak pieniędzy akurat on i jego towarzysze narzekać chwilowo nie mogli, więc najemnik właściwie nie przejąłby się zbytnio gdyby Molachijczycy nie byli słowni. W to jednak jakoś nie wierzył.
Gdy Werner usłyszał znajomy głos, jego radości nie było końca. Siegfried był jednym z niewielu ludzi, którym Broch bezgranicznie ufał. Przeżyli razem tyle bitew, tyle najróżniejszych sytuacji, że rosły middenlandczyk był pewny tego najemnego rycerza jak brata. Gdy tylko go zobaczył, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Uścisnął dłoń starego przyjaciela i poklepał po ramieniu.
- Sporo czasu cię nie widziałem, Sieg, będzie od Middenheim. Razem z towarzyszami mamy kilka spraw do załatwienia w mieście. – Broch wskazał na kompanów. - A ty jak widzę wreszcie zostałeś kapitanem własnego oddziału, przyjacielu. - najemnik spojrzał na kilku zbrojnych, którzy na polecenie Siegfrieda zatrzymali swe wierzchowce kilka metrów dalej. - Może byś się napił ze starym dowódcą wódki, musimy jakoś uczcić to nasze spotkanie. Co ty na to?

Broch spojrzał za siebie. Knajpa „Mordęga” wydawała się być dobra do tego celu. Poza tym trzeba się było gdzieś zakwaterować. Popatrzył na Elissę – zmieniła się nieco od ostatniego popasu. Ubrana w ładną suknię i wykąpana, prezentowała się dużo lepiej niż choćby dzień wcześniej. W jednej chwili przypomniał sobie że chciała by ją zawieźć do obozu uchodźców.
- Zatrzymamy się tutaj. - rzucił do towarzyszy wskazując na „Mordęgę”. - Może nazwa niezbyt ciekawa, ale w środku nie jest najgorzej. Ja muszę jeszcze załatwić coś na mieście i niedługo wracam.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Zablokowany