[Freestyle RPG dla wszystkich] Zamczysko

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Wilczyca ponownie odezwała się swoim schrypniętym głosem.
- Znamy się z dawnych czasów. Teraz wiele się zmieniło. Ani ty nie znasz wystarczajaco dobrze mnie, ani ja nie znam wystarczajaco dobrze ciebie byśmy mogli być pewni co się będzie działo w czasie pojedynku. Jeśli chcesz się ze mną zmierzyć to niezależnie od tego czy spotkamy się na arenie czy nie można spróbować swych sił po turnieju. Obawiam się jednakże, że może nie być za wielu chętnych... Mój pacyfizm dawno temu już poszedł w niepamięć... - wywarczała wręcz ostatnie zdanie. Wzór na jej twarzy zmienił się gwałtownie. Poruszył się niespokojnie i niczym wijaca się, złowroga roślina porósł kolcami. Wygladało to tak jakby płowa twarzy WW schowana była za czarną, żywą maską z cierni.
Westchnęła. Gorączkowo narastała w niej chęć podjęcia boju. Wiedziała, że do waki staną Drakula i Skryberianin. Nie była pewna co na to Zeth. Książę Ciemności stał się ostatnio dziwnie... hmm... Kręcił się gdzieś. Nie starała się śledzić jego wzorca. Zachowywał się jakby zabłądził i nie do końca wiedział gdzie się znajduje. Chyba nie służyło mu wędrowanie po światach i zaświatach jego księgi. Wilczyca dobrze pamietała jak zagubiła się w tej plątaninie... I jak w całym tym chaotycznym galimatiasie straciła wzrok. Potem po zabiciu demona dostała coś ciekawszego... Od tamtego czasu udało jej się sporo w sobie zmienić. Nauczyła się też podróżować po wewnętrznym wieloświecie księgi bez jej pomocy i bez przewodnika. Wzór na jej twarzy był jakby pamiątka po kilku takich wyprawach. Chwilowo nie zamierzała tam wracać. Znudziło ją skakanie z jednego zniszczonego uniwersum do drugiego... Znudziło ją przemieszczanie się po światach bliskich zagłady... I takich, które istniały w przeszłości. Teraz nadszedł czas na badanie teraźniejszości. Carpe diem! Zmiana jej stosunku do świata zaowocowała zmianą jej podejścia do samej siebie.
Zastanawiała się czy ktoś jeszcze stanie do pojedynku... Jej prawa dłoń znalazła się na rekojeści miecza. Z trudem powstrzymała się, by nie dobyć broni. W tej postaci Wilczyca choć wygladała niepozornie i raczej nieszkodliwie to jednak jej wojowniczość działała ludziom na wyobraźnię...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Post autor: Perzyn »

Hrabia rozpłynął się a w miejscu gdzie stał jeszcze przez chwilę pozostawała chmura ciemności. Znikąd, nie korzystając już nawet z wszechobecnego cienia, pojawił się na arenie. Od razu poznał wilczycę, w końcu niezależnie od formy krew zawsze jest ta sama, a to właśnie ona mówiła do Draculi. Druga postać też miała krew, a jej krew krzyczała. I hrabia wiedział, że to nie będą przelewki, bo jego potencjalna rywalka nie była tym, na kogo wyglądała, w jej krwi czaiła się olbrzymia moc. Na twarzy wampira pojawił się szeroki uśmiech, wszystko zdawało się obiecywać, że dziś zabawi się jak nigdy wcześniej. Hrabia radował się widząc siłę przeciwnika, już dawno nie stał przed porządnym wyzwaniem. Zresztą takie istoty mogą go nie docenić, ponieważ jest tylko wampirem, a to dałoby hrabiemu rozkoszną okazję do wyprowadzenia ich z błędu. Zwłaszcza teraz, gdy jego domena tak się powiększyła. Zresztą sama jego natura dawała mu w walce przewagę, wszak nikt z tu obecnych nie znał śmierci od tej strony, od której poznał ją hrabia. Owszem, pewnie spotykali się ze Śmiercią, ale żadne z nich nigdy nie umarło, a śmierć otwiera oczy na wiele rzeczy. - Zdaje się, że mamy jeszcze nieco czasu do turnieju. Co powiecie na przyjacielski sparring? Hrabiego aż rozpierała chęć działania, pewnie dlatego, że od pięciuset lat nie miał w sobie tyle życia. Ta myśl go wyraźnie rozbawiła, ponieważ zaśmiał się głośno i wyciągnął w bok rękę. W ciemności wewnątrz jego płaszcza otworzyły się liczne oczy. Struga czerni tak głębokiej, że wydawała się niemal raną w osnowie rzeczywistości zaczęła otaczać jego rękę. Bardzo szybko kłębiący się mrok uformował olbrzymią włócznię, znacznie wyższą od hrabiego, który do ułomków nie należał. Dracula zakręcił bronią, która przypominała raczej kawaleryjską lancę z ostrzem, jakiego nie powstydziłby się zwiehender na końcu, kilka młynków. W rękach wampira DunkelheitSpieß zdawała się być lekka jak źdźbło trawy, ale potępieńczy furkot rozcinanego powietrza, które podrywało piasek wyścielający arenę na wysokość kilku metrów, temu przeczył. I było to przeczenie słuszne albowiem żaden człowiek ani wampir nie byłby w stanie nawet jej unieść, niewielu było w stanie unieść ciężar własnego życia, nie mówiąc o setkach cudzych żyć. Ale hrabia zbyt długo nie żył i zbyt wiele żyć przeciekło między jego rękoma by przejmować się takimi szczegółami, było wręcz odwrotnie, były one dla niego wygodne i dodawały mu sił. - To jak?
trittion
Pomywacz
Posty: 51
Rejestracja: poniedziałek, 14 listopada 2005, 13:10
Lokalizacja: Mrocznej Puszczy

Post autor: trittion »

Zaskoczony niespodziewanym pojawieniem się pieknej pani, omal się nie udławił. Podczas gdy z trudem przełykał kęsy jedzenia, by się przywitać nieznajoma szybko się przedstwiła i znikła. Znikła, ot tak po prostu. Ledwo to zauważył, gdyż kucharka właśnie zaczęł klepać go po plecach, coby się nie zadusił. Gdy wreszcie odzyskał oddech grzecznie podziękował kobiecie za pomoc i zamyślony powrócił do konsumpcji posiłku. *A niech mnie - pomyślał - ale mam szczęscię, spotkałem wielką panią. Jak ona miała na imię ... a tak Ouzaru. Te piękne szaty zabrudzone z taką łatwością. Z pewnością, jest można panią, no tak a ta świątynia na jej cześć. Może to nawet pani tego zamku. Tak, z pewnością, jest władcznią tego zamku, a to natomiast oznacza, że mimo wszystko trochę tutaj zawadzę. Nie odmawia się wielkim damom. Zwłaszcza, jeśli grzecznie proszą. *
Gdy powoli dojadał czwartą dokładkę, popijając ją piatym piwem, jego humor całkowicie się poprawił. W końcu mowa o poważnym stanowisku i będzie mógł coś pozmieniać. Ołtarz, trzeba będzie go wywalić, a na jego miejsce ... może mała fontanna w kształcie eee beczułki piwa ? Wychodząc chwiejnym krokiem z kuchni, zdążył zaopatrzyć się w beczułkę piwa, na wypadek, gdyby musiał przedstawić wzór fontanny. Ale czemu miałaby byc pełna, przecież pusta wygląda tak samo. Poświęcając się jej opróżnieniu udał się spokojnym krokiem w stronę katedry. Gdy po trudach schodów i licznych ścian dotarł wreszcie pod bramę katedry, beczułka była pusta, a cały dziedziniec rozbrzmiewał donośnym głosem śpiewaną piosenką o jeżu, która zakończyła się z chwilą, gdy wielebny potknął się o próg i tracąc przytomność padł krzyżem na kamienną posadzkę katedry.
Nie ma prawdy obiektywnej. Każdy wierzy w to co chce. <- Truizmy, ale kto w to wierzy ;)

Obrazek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Samouczek RPG] Zamczysko

Post autor: BlindKitty »

Skryberianinka uśmiechnęła się lekko i opadła na ziemię. W mgnieniu oka na jej miejscu stał starzec, co najmniej stuletni, żółtoskóry, maleńki i powykręcany jak drzewko bonsai.
- Wilczyco, ja nie zmieniam się tak szybko, byś już nie wiedziała o mnie wszystkiego. Ja zaś zapominam zbyt wolno, byś ty mogła czuć się inna niż wtedy. Tym bardziej że ten dość bezpośredni wgląd do twojego umysłu, który kiedyś otrzymałem, dał mi o wiele więcej wiedzy niż bym się spodziewał. - staruszek miał głos niczym szum piasku przesypującego się po suchej skórze trupa leżącego od tygodni na pustyni. Głos którym mogłyby mówić dawno minione tysiąclecia.
Przyglądał się jej uważnie. Wieloświat Księgi był jednym z nieskończenie wielu w metawieloświecie, który przebywał z każdą mijającą sekundą przez ostatnie... Przez wiele czasu.
Ciężko jest porównywać czas płynący w różnych światach, szczególnie że gdzieniegdzie jest więcej niż jednowymiarowy. Nie da się wytłumaczyć komuś, kto sam tego nie doświadczył, czym jest sekunda kwadratowa.
Zresztą, jest to mało istotne.
Tak czy inaczej, czegoś takiego jak ten żywy tatuaż nie mógł sobie przypomnieć. Wiedział jednak, że kawałeczek kwarcu w którym zapisana jest cała jego wiedza na ten temat, już mknie przez wysoką próżnię, od czasu do czasu zderzając się z atomami wodoru.
Tymczasem jednak przeniósł oczy na miecz.
Isedes, trzeba mu to przyznać, dobrze wytłumił swoją aurę. Skąd miał biedak wiedzieć, że skryberiańskie zmysły i tak wykryją pochodzenie miecza?
Zawsze wykrywały. Nie dało się zaskoczyć kogoś tak starego w tak prosty sposób.
- Pojedynek, mówisz? Na razie jest tak niewielu chętnych, że być może rozegrane zostaną systemem każdy z każdym. To byłoby chyba najciekawsze, nie sądzicie? - zwracał się teraz również do Drakuli, który kręcił młynka swoją włócznią o nazwie wyrażalnej jedynie w najplugawszym z języków wieloświata.
Roześmiał się, a ten śmiech nieprzyjemnie przywodził na myśl szelest piasku w klepsydrze odmierzającej czas do śmierci.
- Obawiam się że wolę zaczekać aż ustalone zostaną zasady... Jakiekolwiek. Bo mój ostatni przyjacielki sparring zakończył się gigantyczną eksplozją termojądrową, a nie wiem czy powtórzenie tego w tej okolicy jest rozsądnym pomysłem. Ouz mogłaby się pogniewać. - staruch uśmiechnął się. Skóra jego twarzy zaskrzypiała wyraźnie.
Dopiero teraz wampir spostrzegł, że w jego ciele nie było ani kropli krwi.
Staruszek wyprostował się nieco. Miał teraz może cztery i pół stopy wzrostu. Nawet gdyby stanął zupełnie prosto nie przekroczyłby pięciu stóp i dwóch cali.
- Chciałem walczyć uczciwym, zimnym żelazem, ale widzę że wszyscy chcecie użyć cięższego sprzętu. Zgoda więc i na to, ale ja też przestaję się bawić w dobieranie twardości stali. - wyciągnął rękę w powietrze. W jego dłoniach pojawiła się trzyczęściowa pałka, której elementy połączone były łańcuchami. Zakręcił nią przez moment w powietrzu. Jedna z części pałki była ewidentnie kościana. Środkowa część zdawała się mieć kolor popiołu, jasnoszarego, jak ze spalonego papieru. Trzecia wyglądała jak zrobiona ze skrzepłej krwi.
- A więc popiół, krew i kości. Zobaczymy, co takiego ciekawego się wydarzy, czyż nie?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Craw
Bosman
Bosman
Posty: 1864
Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
Numer GG: 5454998

Re: [Samouczek RPG] Zamczysko

Post autor: Craw »

Towarzystwo pani zamku było zdecydowanie miłe - niestety, było też zdecydowanie krótkie, gdyż uciekła ona do kuchni. Widać była mocno zabiegana - szczególnie iż gości wciąż przybywało. No i ten turniej, który postanowiła zorganizować. Trzeba przyznać, że anioł ciekaw był jego przebiegu - było wiele istnień, które mogły go wygrać, więc ciekaw był jak to wszystko się potoczy. On sam oczywiście nie miał zamiaru w nim występować - z kilku powodów, jednak najważniejszym był zakaz wykorzystywania przemocy do własnych, szczególnie tak przyziemnych, celów. No ale patrzeć to już mu nikt nie zakazywał... na szczęście.
Gdy w końcu niebianin znalazł się w ogrodzie poszukał jakiegoś zacienionego miejsca pełnego kwiatów i tam też udał się na drzemkę. Wprawdzie anioły nie musiały spać, to jednak mogły to robic - choćby dla przyjemności. Miał nadzieję, że nikt mu nie będzie przeszkadzać.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Samouczek RPG] Zamczysko

Post autor: Mr.Zeth »

*Zeth, nie dąsaj się, dobrze wiesz, ze ci jakoś wynagrodzę ten mój chwilowy brak czasu* - przesłała myśl wprost do umysłu Księcia. - *A jak, to juz sam cos wymyślisz* - dodała posyłając mu uśmiech.
*Hmm... wiesz przecież, że sama masz bardziej rozwiniętą fantazję w tym goście. Zaskocz mnie* Książę się uśmiechnął i westchnął. Miał teraz problem z samym sobą. Znów studiował księgę. Jego podróż nie zakończyła się w pełni... *Taaa... jestem zbyt chaotyczna i niestabilna, by proponować cokolwiek. Poza tym nieco tęsknię za Drow'em i raczej moja propozycja podlegałaby cenzurze* - zaśmiała się. *Wiesz przecież, że ja nie miałbym nic przeciw takiej propozycji. W sumie pojawiłem się tu tylko przez wzgląd na Ciebie* mruknął Książę i westchnął. *I pogubiłem trochę elementów "than", właśnie je zbieram* westchnął ciężko. *Hmm...* - zamyśliła się - *Zgoda* - odparła krotko. - *Ale najpierw turniej i bal!*
*Jak sobie życzysz*
odparł Książę. *W razie jakbyś potrzebowała partnera do tańca, to daj znać... znaczy jeśli będziesz w stanie opędzić się od reszty* Książę się uśmiechnął. *Turniej... nie, jakoś średnio mnie bawi walka, nie ma zabawy, jeśli któryś z walczących nie ma szans na wygraną* pokręcił głową.
*Nie mów do mnie jak uniżony sługa, jesteśmy przecież przyjaciółmi. Ty sobie nie 'życzysz'?* - zapytała ganiąc go delikatnie. *Powiedzmy, że jestem Ci po prostu uległy* odparł Książę. *Tak jak już mówiłem liczysz się tutaj tylko Ty... może trochę inni dawni znajomi, ale to jak porównywać kubek wody do oceanu* stwierdził szybko.
*Uległy? Liczę się tylko ja?* - spytała zdziwiona nie za bardzo go rozumiejąc. - *To tak jakoś nie brzmi... tak jakoś jak nie ty...*
*Podróże kształcą i zmieniają. Byłem w wielu miejscach, widziałem wiele rzeczy... brakowało mi czegoś... potem zorientowałem się, że brakowało mi kogoś. Ciebie. Chociażby rozmowy... dlatego byłem wściekły... w sumie przybyłem tu wyłącznie z Twego powodu i... no z resztą. Chyba rozumiesz?*
zapytał. *Czy mam któryś element rozwinąć?*
*Próżność mi podpowiada, że ten o mnie* - uśmiechnęła się. - *Ale nie musisz odpowiadać.* Książę się zaśmiał cicho. *To jak się spotkamy.. a skoro próżność Ci odpowiada...* mrugnął do kobiety. *Czekam na twój znak* dodał. *Każdy i oczekuję z niecierpliwością* podkreślił.
*Martwi mnie trochę ta księga, mam wrażenie, że ci szkodzi* - stwierdziła po chwili milczenia. - *Jesteś... inny* - dodała. Książę westchnął. *Owszem... zmieniłem się nieco. Tak, jak już mówiłem, podróże kształcą... powiedzmy, że wcześniej byłem dość... niekompletny. Pamiętasz jeszcze, jak sprowadziłaś mnie na zamek.. wtedy, dawno temu? Gdy jeszcze kryłem twarz pod kapturem?* zapytał. *Pamiętam bardzo dokładnie, skarbie, jak mogłabym zapomnieć?* odpowiedziała pytaniem. *Czy jesteś inną osobą teraz? Czy jesteś lepszą osobą? A może zmieniłeś się, ale wcale nie na lepsze...?*
*Może wydoroślałem, może zdziecinniałem... Ty mi to powiesz... Zawsze starałem zmieniać sie na lepsze* westchnął. *Księga to tylko środek transportu. Masz konia i od jeźdźca zależy czy wyjedzie traktem do celu czy zboczy i pojedzie w las* stwierdził. *Przebyłem dzięki tobie kawał tej drogi tam - w zamku... poczułem potrzebę na kontynuowanie tej wędrówki i wykorzystałem Księgę. Teraz jestem tu.. może nadasz mi nowy kierunek? Może wskażesz błędy? Nie wiem... wiem tylko, że nie pozostaniesz bezczynna, gdy zobaczysz ze coś jest ze mną nie tak, dlatego też tu przybyłem*
*Hmm... zrobimy tak... drobna wymiana. Ja za Księgę*
- zaproponowała. - *Pasuje? Sprawdzę, co jest z tobą i z nią nie tak, a ty będziesz miał jakieś zajęcie, by za nią aż tak nie tęsknić* - posłała mu mrugnięcie okiem. Książę uśmiechnął się szeroko *Musiałbym postradać zmysły by odmówić* odparł. *Zawarliśmy właśnie umowę* powiedział. *Nie oznacza to jednak, że będę twoją własnością!* - dodała szybko Ouzaru. - *Jestem wolna...Tak jak zawsze chciałam i nie chciałam być. Mam nadzieję, że to uszanujesz?*
*Ponegocjujemy*
zaśmiał się Książę. *Oczywiście. Traktowanie Cię przedmiotowo to coś, za co osobiście bym pacjenta strącił do Sefaru... to taki wymiar... piekło przy tym to szept na wietrze...* odparł Książę.
*Nie tylko o to mi chodzi, mam na oku kilka osób w Zamczysku i mam zamiar się dobrze bawić* - powiedziała szczerze. - *A zacznę od udziału w turnieju!* - zaśmiała się. *Hmm.. dobrze, jak coś to wiesz gdzie mnie szukać.. a to, ze chcesz się dobrze bawić rozumiem...* odparł. *Wiec... baw się dobrze, jak już mówiłem czekam na jakiś znak...* Ouzaru poczuła na policzku muśnięcie jak powiew ciepłego wiatru.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Samouczek RPG] Zamczysko

Post autor: WinterWolf »

Dziewczyna już nie wytrzymała dłużej. Dobyła miecza z czarnego, dziwnie lśniącego metalu, który przy blizszym przyjrzeniu się wyglądał jakby był półprzezroczysty. Ciężki półtoraręczny miecz był dla niej bronią precyzyjna niczym skalpel i lekką jak piórko. Wzór na jej twarzy zmienił gwałtownie kształt. Uważny obserwator dostrzegł czarne, podłużne wzory spełzające z jej palców na miecz i oplatające go dokładnie zmieniając przy tym kolor. Całą głownie pokryły wzory identyczne jak te na jej twarzy tylko, że na przemian były jadowicie zielone i krwistoczerwone... Uśmiechnęła się unosząc lekko głowę i w pełnej krasie ukazując długie, wilcze kły.
- Jeśli Ouzaru pozwoli na to byśmy zaczęli się tłuc przed turniejem to nie mam nic przeciwko krótkiej zabawie. Obawiam sie jednak, że jeśli ona zamierza wziąć udział w walkach to będzie nas chciała mieć w pełni sprawnych, bo to żadna przyjemność walczyć z kimś kto już siły wyczerpał. A ja nie bawię się w żarty. Na ile znam Skryberianina na tyle wiem, że i ja i on mamy w pewnym stopniu rację i w pewnych kwestiach się mylimy. Uzupełniamy się i mamy ze sobą dość wyrównane szanse. Książę wampirów także jest godnym przeciwnikiem i to mnie cieszy. Czuję w tobie wolę walki - powiedziała szczerząc się ponownie. Wracała jej normalna barwa głosu. Był on inny niż kiedyś. Wcześniej był bardziej ludzki teraz przypominał warczenie. Zamachnęła się mieczem. Mimo tego że nie dotknęła nim niczego rozległ się zgrzyt jakby metal ciął metal i posypały się iskry.
- Czekamy na ogłoszenie zasad. Nie mam nic przeciwko "wszyscy na wszystkich", bo w chaosie bitewnym jest najlepsza zabawa - zaśmiała się nie mogąc się już doczekać.
Spojrzała na Skryberianina dając mu tym samym do zrozumienia, że tym razem jego długowieczność działa na jego niekorzyść. Ona zmieniała się zbyt szybko i zbyt chaotycznie, by on - pozornie powolny jak procesy górotwórcze i jednocześnie szybki jak fala uderzeniowa supernowej - mógł za zmianami nadążyć. Jednocześnie tkwiła w niej świadomość, że zbyt wiele chaosu mogłoby ją zniszczyć... Ale wszystko co jej dotyczyło zależało od jej chwilowego kaprysu...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Samouczek RPG] Zamczysko

Post autor: Perzyn »

Hrabia uśmiechnął się widząc reakcję Wilczycy. Dawno już nie widział takiego entuzjazmu. - Nie martw się o uszkodzenia, mnie naprawdę ciężko jest na dłużej wyłączyć z gry. Co do zasad to proponuje pojedynek, w walce takiej umiejętności wojownika błyszczą najjaśniej. Dziewczyn skinęła mu głową na znak zgody. Jej atak był błyskawiczny, oko człowieka by z nim nie nadążyło. Nie do końca zrozumiałym sposobem zamiast w szyję hrabiego miecz trafił w drzewce olbrzymiej włóczni i się zatrzymał. Wilczyca spodziewała się, że wampir będzie godnym przeciwnikiem, ale mimo wszystko szybkość, z jaką zastawił się swoją bronią była zaskakująca prze jej rozmiarze a nieporęczności. Jednak w walce nie ma czasu na zdziwienie, nim przeciwnik miał czas na kontratak Wilczyca ponowiła cięcie. Cięła ukośnie, od dołu, prosto pod pachę. Miecz szarpnął nieco, gdy ostrze zagłębiało się w ciało hrabiego. Jednak nim na twarz wojowniczki zdołał wpełznąć, choć cień uśmiechu hrabia rozwiał się w chmurę ciemności i niemal natychmiast pojawił się spowrotem za plecami Wilczycy. Potężne cięcie DunkelheitSpieß zdolne było przeciąć spory budynek. Tylko dzięki niezwykłym, zwierzęcym instynktom jego przeciwniczka zdołała uskoczyć w bok. Czarne włosy dziewczyny rozwiały się gdy zawirowała w piruecie mającym przybliżyć ją do wroga. Finta nie dawała szans na blok, dziewczyna już widziała oczyma duszy jak klinga spada na kark hrabiego posyłając jego głowę w powietrze, gdy nagle poczuła ukłucie w brzuchu. " niemożliwe, z tak bliska nie mógł przecież pchnąć tą włócznią!" Dopiero gdy jej wzrok opadł w dół spostrzegła co się stało. Dłoń hrabiego był wbita w jej brzuch. Dwójka odskoczyła od siebie i już szykowała się do kolejnego starcia, gdy nagle oboje usłyszeli głos Ouzaru. Starczy! Potem jeszcze będzie okazja się dłużej pobawić. Na razie dajcie sobie nawzajem spokój.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Samouczek RPG] Zamczysko

Post autor: BlindKitty »

Świetlik uśmiechnął się ze skrzypnięciem starej skóry, śledząc niespiesznymi ruchami gałek ocznych krótki, powolny balet Wilczycy i Hrabiego. Ta włócznia nieco go intrygowała. Było w niej za dużo aur, nie powinno tyle ich mieścić się w tak w sumie niewielkim przedmiocie. Z drugiej strony, nie był to pierwszy przedmiot który był inny niż powinien.
Żeby nie szukać daleko, jego broń, Sangre Hueso de la Ceniza, zdecydowanie była inna niż powinna. Niż cokolwiek powinno.
Zrobił krok do tyłu i usiadł na arenie. Pałka leżała koło niego. Przebiegał wszystkimi zmysłami całą okolicę. Szukał meteorytów krążących w pobliżu. Przejść do Nirwany Mechanusa. Zbiorników magmy blisko powierzchni.
Trzeba przygotować się do walki, bo to może być równie wielkie wyzwanie, jak pokonanie Księcia Ciemności. Tym razem da sobie troszkę więcej swobody w użyciu mocy, bo zdaje się że Hrabia jest całkiem sprawny w walce.
A co do Wilczycy...
...Dla niej miał osobny, mały plan.
Głos Ouzaru przerwał walkę. Odczekał jeszcze chwilę, wracając do tempa w którym żyli i oni, żeby byli w stanie rozpoznać co mówi.
- Widzę że macie paskudną ochotę kogoś poszatkować. Sądzę że to uczyni turniej ciekawszym. I z całą pewnością bardzo ucieszy Isedesa. - cichutki skrzyp skóry, gdy kąciki ust znów uniosły się w uśmiechu. - Zresztą, nie przeczę że i ja mam ochotę na walkę. Warto walczyć, to daje... Wiele doświadczeń. A skoro mamy walczyć z Ouzaru, to może wszyscy na nią? To dałoby nam przynajmniej iluzję szansy na podjęcie walki, nie sądzicie?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Ouzaru

Re: [Samouczek RPG] Zamczysko

Post autor: Ouzaru »

Przeciągnęła się i zamyśliła na chwilę. Wszak nie miała jeszcze swojej komnaty, a gdzieś trzeba się było w końcu urządzić, czyż nie? Rozejrzała się leniwie po jaskini i wybrała sobie za cel małą zaciemnioną niszę. Utworzyła w niej niewielki tunel, wystarczająco wysoki by można go było przejść w pozycji wyprostowanej i dość szerokim, by nie zawadzać łokciami o ściany, na jego końcu pojawiła się mała jaskinia... wielkości dużego salonu. Całe jej podłoże wypełniały róże, których czerwona barwa była tak ciemna, że aż niemal czarna, zapach kwiatów dziwnie kojarzył się z krwią. Płatki róż zdawały się być dziwnie poszarpane, ale gdyby ktoś ich dotknął, miałby niemiłą niespodziankę. Ostre jak brzytwa i kłujące niczym tłuczone szkło, od razu by się przyssały i zaczęły wysysać z nieszczęśnika krew. Ouzaru uśmiechnęła się dziko, kwiaty te kiedyś zdobiły całą polanę i służyły elfickim Wiedźmom Krwi za niemałą rozrywkę. Po prostu wrzucały skazańca w sam środek i patrzyły, powoli jak kona w męczarniach. To były piękne czasy, gdy jeszcze zajmowała swe miejsce wśród nich...
W centrum łąki pojawiło się czarne, kamienne łoże, które chyba bardziej pasowało na jakiś demoniczny ołtarz. Rzeźbiony dookoła w sceny orgii zaopatrzony był w łańcuchy i przykryty miękkimi futrami zwierząt. Niepokojący zapach przemocy, krwi, łez i gwałtu zaczął się unosić w sypialni Ouzaru, na co ona jedynie kiwnęła głową zadowolona. Obniżyła trochę temperaturę, bo nie lubiła ciepła i przeniosła się przed świątynię.
Pochyliła się nad zemdlonym, a może śpiącym kapłanem i na jej twarzy pojawił się miły, delikatny uśmiech, jakby była teraz zupełnie inną istotą. Podniosła go ostrożnie i przeniosła do małego pokoju, przeznaczonego do odpoczynku po mszy. Ułożyła mężczyznę na skromnym, drewnianym łóżku i sięgnęła do jego umysłu. Zaśmiała się cicho i zmieniła ołtarz na tryskającą fontannę... jednak w kształcie glinianego dzbana wina, a nie beczki. Szkarłatna, słodka ciecz poczęła z niego wypływać i napełniać po brzegi basenik, w powietrzu uniosła się szlachetna woń dojrzałego trunku. Po brzegach fontanny stanęły posągi przedstawiające piękne, młode, skąpo ubrane kobiety w różnych pozach tańca.
- Powinno mu się spodobać - mruknęła cicho do siebie i skierowała się w stronę wyjścia.
Z każdym jej krokiem świątynia coraz bardziej się zmieniała, w końcu po dawnym mrocznym gotyckim wystroju pozostało tylko wspomnienie w umyśle Ouzaru. Białe, wapienne ściany zdobiły teraz łagodne freski, płaskorzeźby i pełznące po nich winne rośliny. Zdawało się tu wpadać więcej światła, całość była jasna i przestronna. Kobieta lekko się wzdrygnęła patrząc na swoje dzieło i zamykając drzwi za sobą, zupełnie jej się tutaj nie podobało. Ale nie uważała tego za zbyt ważne, bardziej zależało Ouzaru na tym, by kapłan poczuł się tutaj lepiej.
'Czuj się przyjęty' - szepnęła słodko do jego myśli. - 'Jakbyś czegoś potrzebował, wołaj mnie.'
Skierowała swe kroki na arenę walk i już z daleka doszły ją odgłosy potyczki. Pobiegła szybko, by nic nie stracić i zauważyła Hrabiego walczącego z Wilczycą. Ich starce zapowiadało się interesująco, choć Ouzaru doskonale sobie zdawała sprawę z faktu, iż mężczyzny nie da się pokonać w normalny sposób. Ciężko było... zmęczyć bądź uśmiercić martwą już istotę. Potężny cios trafił Wilczycę i kobieta krzyknęła schodząc z trybun:
- Starczy! Potem jeszcze będzie okazja się dłużej pobawić. Na razie dajcie sobie nawzajem spokój.
Podeszła do zawodników i zastanowiła się. Nie było ich zbyt dużo, chyba będzie musiała zaprosić kilka osób. Ale najpierw... Zaczęła cicho nucić pod nosem tkając potężne zaklęcie, nitki mocy splatały się między jej palcami, słowa powoli płynęły z ust kobiety. Oplotła zebranych i przetarła czoło.
- Uff... teraz będzie nieco ciekawiej. Przeniesiemy się na piątą arenę i przyzwę parę istot do walki, odbędzie się to na zasadzie bitwy i każdy z każdym. Celem jest zabicie przeciwnika - uśmiechnęła się złowieszczo. - Oplotłam was zaklęciem, które po... zabiciu przeniesie ciało do świątyni. Oczywiście żywe i uleczone, zupełnie, jakby się nic nie stało. Więc nie obawiajcie się - dodała łagodnym tonem.
Nie czekając na odpowiedź zebranych uniosła dłonie i przeniosła wszystkich na teren piątej areny. Właściwie niewiele się zmieniło, a dokładniej mówiąc nic. Ouzaru pochyliła się nad makietą i spojrzała na znajdujących się na niej gotowych do walki wojowników. Poszperała wśród figurek i rzuciła kilka istot. Poza zwykłym śmieciem i mięsem armatnim pojawił się czarnoskóry elf o czarnych jak noc włosach i pełnych nienawiści oczach, w tym samym kolorze. Również jego strój nie odbiegał kolorystycznie od reszty, obcisłe spodnie i krótka, rozpięta kamizelka z cielęcej skórki zdawały się zlewać w jedność z ciałem mężczyzny. Jak na elfa był wysoki i dość dobrze zbudowany, zwłaszcza ramiona i przedramiona miał potężne oraz pięknie umięśniony brzuch. Jego twarz znaczyła paskudna blizna ciągnąca się od prawej kości policzkowej, przez cały policzek i usta po skosie aż do brody. Tylko uderzenie bicza zostawiało taki ślad na skórze. W ręku trzymał długi pręt z czarnego metalu zakończony pokaźnej wielkości kulką z tego samego tworzywa nabijaną długimi kolcami. Spojrzał się po zebranych, podrzucił swą broń do góry łapiąc za samą końcówkę trzonka, zakręcił kilka kółek nad swoją głową i wyprostował ramię, jakby badając ciężkość. Skierował ją wtedy w stronę zebranych i trzymał przez chwilę w wyciągniętej ręce. Nie czuć było żadnej magii czy innych sztuczek, po prostu był silny...
Ouzaru wezwała jeszcze kilka osób, które zdawały się w pewien sposób znajome. Kobieta z włócznią, wysoki barczysty człowiek z dwuręcznym toporem i Czarny Elf w płaszczu. Jedynie dwa brzydkie, bladoskóre Mroczne Elfy i Elfka z blizną ma krtani byli zupełnie obcy.
- Harad, Yuki, Kage, Bruce oraz Sid, Sornalis i Niriel. Dobrze władają bronią i magią, więc mogą okazać się ciekawymi przeciwnikami, choć zapewne nie na długo... Wszyscy na mnie? - spytała i pojawiła się przed 'starcem' uśmiechając od ucha do ucha. - Niech każdy atakuje kogo zechce, najpierw sojusz, później zdrada. Mogę być to ja, oczywiście - wzruszyła lekko ramionami. - Myślę, że może być ciekawie.
Spojrzała za siebie na armię Minotaurów, Harpii, Meduz, Mantikor i całej maści poczwar rodem z piekła. Postać Ouzaru zakryła się zielonkawą chmurką, która poczęła topić i rozpuszczać ubranie okrywające kobietę. Skóra nieco jej pobladła, włosy zmieniły kolor na ciemny fiolet, oczy stały się zielone. Część chmury przykleiła się do ciała i zmieniła w długą, trującą, zieloną suknię, druga połowa zaczęła się gotować i niespokojnie wić. Powiększała się, nabierała kształtów i twardniała. W końcu, po kilku sekundach, nad polem walki rozniósł się donośny ryk mrożący krew w żyłach i sprowadzający lęk do najodważniejszych serc. Kilkumetrowy, wynaturzony smok pochylił się nad swą Władczynią i pozwolił, by na niego wsiadła. Machnął kilka razy skrzydłami i wzbił się z nią w powietrze. Zielone łuski połyskiwały na słońcu, od zwierzęcia unosił się zatęchły zapach trucizn i kwasu.
- Gotowi? - spytała nie swoim głosem.
*Pozdrowienia dla Darkning'a* - przekazała Księciu Ciemności i zaśmiała się.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Samouczek RPG] Zamczysko

Post autor: BlindKitty »

Skóra Świetlika przestała skrzypieć. Zdaje się, że czas nadszedł, żeby wziąć się w garść. Staruszek podniósł z ziemi pałkę i stanął na nogach, mniej więcej wyprostowany. Ale wciąż przypominał żółtoskóre drzewko bonsai, cały powykrzywiany i powykręcany.
Tym nielicznym, którzy kiedyś je widzieli, mógł przypominać wręcz góry bonsai, hodowane przez mnichów czasu w dalekim zakątku multiwersum.
Po chwili stał gdzieś pośród armii. Monstra, ludzie i elfy kręciły się po okolicy, w niemałych ilościach. Cóż, ataki obszarowe to specjalność Sangre Hueso de la Ceniza, i pozostaje tylko mieć nadzieję że wystarczą.
Odezwał się do Wilczycy.
- Wspomniałaś wcześniej - jego głos wciąż przypominał dźwięk przesypujących się po pustyni wydm - że dobrze się uzupełniamy. Ponieważ zgadzam się w pełni z tą opinią, możemy spróbujemy teraz stanąć do siebie plecami i przetrwać w takim naszym małym sojuszu, dopóki dookoła się nie przerzedzi? - spytał, kręcąc powoli swoją trzyczęściową pałką, pieszczotliwie zwaną Cenizza. Powoli znaczyło, że jej trzecia sekcja - ta kościana - rozmywała się wprawdzie w pozornie jednolitą tarczę, ale jeszcze nie słychać było charakterystycznego trzasku łamania bariery prędkości dźwięku.
Czysta, uczciwa siła nie ma tutaj szans, choćby była nie wiem jak wielka, więc nim nie należy się przejmować. Magia może być nieco większym problemem. Tłumy tych pomniejszych kreatur to żadna przeszkoda. Tak naprawdę najłatwiej byłoby użyć Bosque Hueso, ale to chyba zepsułoby wszystkim zabawę, a przynajmniej jej początkowy kawałek.
Nie czekając na odpowiedź Wilczycy, nagle uderzył kościaną sekcją pałki o ziemię. Potężny kieł wystrzelił z ziemi tuż pod stopami Hrabiego, a ten odskoczył nieznacznie.
Potężny ząb o kolorze kości słoniowej pomknął na sto stóp w górę i zaraz schował się z powrotem do ziemi.
- Może na razie się rozdzielimy, żeby zabawa stała się ciekawsza? Szukanie przeciwników do pojedynku w środku bitwy to też fajna zabawa. - dodał, znów kręcąc pałką nad głową, teraz jednak świszczała końcówka z zaschniętej krwi.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Perzyn
Bosman
Bosman
Posty: 2074
Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
Numer GG: 6094143
Lokalizacja: Roanapur
Kontakt:

Re: [Samouczek RPG] Zamczysko

Post autor: Perzyn »

Hrabia popatrzył na przyzwaną przez Ouzaru armię. Przez chwilę zastanawiał się czy nie rozszerzyć swego dominum i nie zorganizować regularnej bitwy, ale uznał, że wtedy część zabawy by przpadła. Hrabiemu nie podobał się ten smok, którego dosiadała Ouzaru. Co prawda sam miał w herbie jednego, ale zawsze uważał smoki za strasznie pretensjonalne. Cóż, jak widać nawet pani tego zamku ma swoje gusta, które przecież nie muszą być podobne do gustów hrabiego. Nie pozostawało mu zatem nic innego niż pozbyć się gada. Jednak na przeszkodzie w realizacji tego szlachetnego celu stanęła mu banda rezunów wezwanych przez Ouzaru. Wampir nie miał ochoty bawić się z pionkami toteż postanowił poszczuć wrogów Baskervillem. Niemal cała prawa połowa jego ciała zmieniła się w ciemność, z której spoglądały liczne oczy. Ciemność zakotłowała się, zawirowała i przybrała postać olbrzymiego psa, który był nie do końca uformowany. Zresztą skoro już o tym mowa był też nie do końca cielesny. Baslerville płynnie oderwal się od Draculi, który znów był cały, i pognał walczyć z elfami. Tepes był pewien, że będą miały nieco zabawy z tym praktycznie niezniszczalnym stworem. Gdy już pozbył się zbędnego towarzystwa rozpadł się w chmarę nietoperzy. Chmara poleciała prosto na smoka, którego dosiadała władczyni zamku. Ostatnie dzielące go od niej metry hrabia przeleciał już w swojej postaci. Czarne ostrze DunkelheitSpieß wydało z siebie przypominający bitewny krzyk dobywający się z setek gardeł w chwili gdy dosięgło smoka. Bestia była wielka, ale za to niewątpliwie mało manewrowna. Nim toksyczna chmura zdążyła uczynić hrabiemu jakąś szkodę odskoczył poza jej zasięg aby zobaczyć jak Ouzaru jednym gestem naprawia śmiertelną wyrwę w boku gada. - Nieładnie pani, jak bawimy się w coś to nie oszukujemy. Bądź tak łaskawa i na czas walki zaniechaj wykorzystania swej nieograniczonej władzy. Na twarzy pani zamku pojawił się delikatny rumieniec i gad znikł. Tak jak i hrabia, który pojawił się pośrodku najgłębszego tłumu wrogów rozdając na prawo i lewo potężne ciosy, z których każdy powalał przynajmniej kilkudziesięciu wrogów. Ouzaru miał zamiar zostawić na deser, w końcu nie można zaczynać od razu od najsmaczniejszego dania, czyż nie?
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Samouczek RPG] Zamczysko

Post autor: WinterWolf »

- Więc tańczmy Świetliku póki mamy możliwość się zabawić i rozgrzać przed prawdziwym starciem! - zawyła radośnie. Jej niemal ludzki głos zlał się w jedno z wilczym warczeniem. Trzymając swój potężny miecz w prawej dłoni natarła na pierwszą grupę przeciwników. Wzór na jej twarzy zmienił się. Zaczął przypominać czarne płomienie. Wilczyca przybrała na wpół cienistą postać i natarła na gromadę istot czerpiąc przyjemność z przedzierania się przez gęsty szereg błyskawicznymi cięciami miecza, potężnymi uderzeniami czarnych, długich pazurów i ciężkich kopnięć opancerzonymi butami. Najbardziej ubawiła się, gdy w zamęcie bitewnym jakiś niezbyt mądry minotaur wymyślił sobie zaatakować ją od tyłu. Wycofała się gwałtownie i nabiła go na kolce, które wyrosły wzdłuż jej kręgosłupa przebijając skórzaną kurtkę i zabijając go na miejscu. Opadający na jej głowę topór znalazł wygodne miejsce w jej lewej dłoni. Na pokrytej wzorami twarzy pojawił się dziki, obłąkańczy uśmiech, gdy niesiona bitewnym podnieceniem Wilczyca poddała się całkowicie żądzy walki. Tak zadziałała na nią obecność Isdesa, z którego bliskości zdawała sobie sprawę dość mgliście. Wiedziała, że towarzyszy im w tej bitwie, bo towarzyszył wszystkim zawsze i wszędzie. Nie wiedziała jednakże, że przyjął postać jej wiernego miecza.
W pewnej chwili odeszła jej ochota na zabawę z całą gromadą słabeuszy. Wbiła miecz w ziemię areny posyłając w stronę otaczających ją przeciwników setki drobnych kryształowych okruchów. Każdy ostry jak brzytwa i każdy śmiertelnie niebezpieczny. Po sekundzie zrobiło się naokoło niej zdecydowanie luźniej.
- Kici, kici, kici... - wyszczerzyła się ważąc w dłoni ciężki topór. Nawet się nie zgrzała. Adrenalina w dużych dawkach robi swoje... Miotnęła toporem z wielka siłą w strone pierwszego dostrzeżonego tzw. bohatera. Jedną z nielicznych obdarzonych imieniem istot na tej arenie. Padło na elfa z blizną na twarzy.
Świetlik chciał coś mruknąć, ale uznał, że zdradziłoby to zbyt dużo z jego niespodzianki przygotowanej dla Wilczycy na koniec. Tymczasem więc spojrzał na nadciągającą mantikorę. Niestety, była bez jeźdźca.
- Zostawiam cię na sekundkę, Wilczyco. - powiedział, po czym pobiegł w stronę mantikory. Końcówka pałki przyspieszyła ze świstem, tak że poczuł turbulencje które nią targały. Blisko prędkości dźwięku, zwierzak nie ma prawa tego wytrzymać.
Matikora spadła z góry na nadbiegającego staruszka, pałka przecięła powietrze z upiornym dźwiękiem i wylądowała na czaszce stwora.
Świetlik odbił się od walącego się na ziemię ciała i z saltem wrócił w pobliże Wilczycy.
- Widzę, iż milcząco zaakceptowałaś moją propozycję? - zdawało się że jego głos zmienia się leciutko.
Wilczyca przekrzywiła głowę tak, że mimo nadciagajacego w jej stronę elfa spojrzała w oczy Skryberianinowi.
- Wpierw tu posprzątajmy. Potem zacznie się zabawa. Potrzebuję rozgrzewki... - wywarczała. Nie odwróciła sie tylko uchyliła przed ciosem elfa i z poszerzającym się uśmiechem na twarzy oddała cios. Weszła w piruet pozbawiając przeciwnika broni. Ten elf był dla niej za wolny, a ona mimo to zabawiła się jego kosztem. Z pięści uderzyła prosto w jego splot słoneczny. Za szybko by mógł się odchylić.
- Dobranoc! - rzuciła z paskudnym usmiechem i po wejściu w kolejny piruet z łokcia uderzyła go w głowę. Przeciwnik padł ogłuszony na ziemię. Siła to nie wszystko. Mieczem dokończyła sprawę.
- Świetliku... Masz ochotę na pyszne przystawki? - spytała wskazując Yukiego, Kage i Bruce'a.
- Bo ja nabrałam na nich ochoty - rzuciła pokazujac przy tym język w paskudnym, złośliwym wyrazie twarzy. Kły tylko się wydłużyły. Dziewczyna przejechała po nich językiem, poprawiła chwyt na mieczy i przesunęła prawą nogę po ziemi. Wzór na jej twarzy roztańczył się na dobre. Pojawiły się na niej różne symbole, gdy dziewczyna spięła się do natarcia.
- Odwrócisz ich uwage na chwilę? - poprosiła grzecznie szczerząc sie do Skryberianina.
- Podejrzewam że prędzej ci mili panowi zwróciliby uwagę na ciebie, niż ta miła pani na mnie, ale mogę się postarać. - wyszczerzył zęby.
To były zęby, które jednoznacznie mówiły, że ludzie mogliby żyć co najmniej sto lat, gdyby tylko o siebie dbali. Mimo że umieszczone w szczęce takiego starca, wyglądały jakby wciąż mogły gryźć orzechy.
Zresztą, znając Świetlika, na pewno mogły.
Ruszył biegiem, znów ze świszczącą w dłoniach pałką, żeby obiec ich z lewej...
...prawej...
...lewej...
...prawej...
...oczy całej trójki podążały z nim z jednej strony na drugą, gdy Skryberianin zaczął z nadludzką szybkością obiegać ich z obu stron naraz. Minął ich, a oni patrzyli, ciągle nie mogą się zdecydować w którą stronę. Nie zauważyli przy tym, że obrócili się plecami do Wilczycy.
Wilczyca w tym czasie w postaci rozmytego cienia podbiegła do potężnie zbudowanego mężczyzny. Jej miecz szybko znalazł drogę do jego serca. Wyrywajac miecz z jego klatki piersiowej weszła w piruet, kopnęła opancerzonym butem Yukiego i płazem miecza ogłuszyła Kage puszczając swoją broń. Gdy kobieta zbierała się z ziemi Wilczyca podeszła do Czarnego Elfa.
- Ja nie lubię ciebie, ty nie lubisz mnie... Zaraz oboje będziemy szczęśliwi - uśmiechnęła się paskudnie i pozbawiła go możliwości zaprotestowania czy odezwania się uderzając w niego potężnym ładunkiem elektryczności. Jego magia nie robiła na niej wrażenia, a teraz nie miało to już znaczenia. W tym czasie jej miecz pozbawił życia Kage. Broń wróciła do wyciagnietej dłoni Wilczycy. Zawyła zmieniając postać. Urosła do prawie trzech metrów, zamiast ubrania jej ciało pokrywała czarna, gęsta sierść. W potężnej łapie trzymała miecz, który teraz zdawał się być dla niej zwykłym długim mieczem. Wielki wilczy łeb równiez nosił ślady tajemniczego wzoru zwijającego się na jej fizjonomii. Ten jednakże był biały jak śnieg. Zawyła po raz drugi ogłaszając swą gotowość do podjęcia prawdziwej walki.
Świetlik zatrzymał się gwałtownie. Wilczyca wyraźnie się rozgrzewała, i w sumie on też czuł się coraz lepiej. Dawno nie walczył...
Nawet nie oglądając się za siebie, nagle uderzył w ziemię krwawą sekcją swojej pałki.
- Chubasco de la Sangre! - krzyknął. Na atakujące z tyłu oddziały harpii polała się z nieba żrąca, czarna posoka. Krew demonów, a może diabłów. Nie dbał o to; był daleko poza tym co odróżniało jedne od drugich, a więc prawem.
Pióra na skrzydłach stworzeń zwęgliły się, skóra pokryła się bąblami. W krwawej ulewie jedna po drugiej harpie zaczęły spadać, i w ciągu kilkunastu sekund atakujący oddział przestał istnieć.
- Jeśli tylko chcesz, rozglądaj się dalej za jakimś smacznym daniem, moja droga. - puścił do niej oko. Zmiana w jego głosie była teraz wyraźniejsza.
Tak jakby wiatr niosący piach po pustyni przybierał powoli na sile.
Po arenie potoczył się zwierzęcy ryk bestii, której postać przyjęła. Jeszcze kilka stworzeń górnolotnie zwanych mięsem armatnim zginęło zmażdżonych w stalowym uscisku szczęk Wilczycy.
- Obawiam się, że popsuły się nam zabaweczki... Jak wampir skończy swoją kolejkę zaczniemy prawdziwą zabawę - rzuciła metalicznym, zgrzytliwym głosem. Jej paszcza pozostała lekko uchylona, gdy mówiła. Głos wydobywał się gdzieś z gardzieli, ale nie była to normalna mowa.
- Te nieliczne niedobitki, które się tu nieopatrznie kręcą można załatwić choćby tak - uderzyła wielką łapą w ziemię. W promieniu kilku metrów rozeszła się fala wyrywajaca z podłoża większe kamienie i głazy i nabijająca nań nieszczęsne niedobitki jej poprzednich harców. Spomiędzy zębisk wystawał wywalony zawadiacko jęzor świadcząc o tym, że Wilczyca zaczyna się dobrze bawić i że ma ochotę na więcej.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
trittion
Pomywacz
Posty: 51
Rejestracja: poniedziałek, 14 listopada 2005, 13:10
Lokalizacja: Mrocznej Puszczy

Re: [Samouczek RPG] Zamczysko

Post autor: trittion »

Gdy powoli odzyskiwał przytomność po niefortunnym starciu z podłogą, w jego umyśle ukształtowało się jakby senne wspomnienie postaci pani Ouzaru. *Czuj się przyjęty* -te słowa powoli przywoływały go se świata snu. Gdy uchylił oczy ujrzał, że znajduje się w małym pomieszczeniu. Oprócz małego drewnianego łoża, na którym leżał w pokoju stał mały stolik, fotel, oraz mała biblioteczka wypełniona starymi manuskryptami. Z pewnością opisującymi niezliczone kulty, jakie zaistniały w tym świecie. Czyżby był w zamku - wystrój ani trochę nie przypominał katedry, do której wszedł nad ranem. Nie, to jednak katedra, tyle tyko... że zmieniona. Przekonał się o tym gdy wyjrzał przez drewniane drzwi, zdobione ornamentami o kształtach ciał niebieskich. Ciemne mury z czerwonej cegły zastąpiono białym murem wapiennym, liczne maszkary na witrażach zastąpiono wizerunkami przyrody, a w miejscu okropnego ołtarza stała teraz ... hahahaa - nie mógł się powstrzymać i wybuchł śmiechem - fontanna, w kształcie dzbana, z której spływało wino o przepięknym aromacie, który wypełniał całą katedrę. Zapewne wcześniej by w to nie uwierzył, lecz chyba mógł kreować to miejsce za pomocą samej woli umysłu. Czy to sen ? Czas sprawdzić, i skosztować wina. W snach zawsze smakuje tak samo. Gdzie się podział mój worek ? No tak, zapewne zostawił go w kuchni.
Ruszył pędem w jej stronę i po chwili zadyszany wypytywał kucharkę o swoje rzeczy. No tak, oczywiście okazało się że służący zaniósł worek do jakiegoś pomieszczenia w podziemiach, w którym trzyma się niepotrzebne szpargały. Nie czekając na przewodnika klecha ruszył pędem schodami do podziemi. Ponieważ ze schodów w kuchni korzystała tylko służba, więc nie miały one żadnej barierki i jednocześnie były strome. Gdy był już w połowie schodów zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie zwolnić, więc starając się za wszelką cenę utrzymać równowagę pomknął w dół. Schody skończyły się raptem i niczym wystrzelony z procy poleciał wprost na idącą spokojnie postać. W ułamku sekundy, zdążył spostrzec że postać ma na twarzy czerwony kaptur. W kolejnej chwili rozpędzony kapłan zderzył się z brzuchem nieznajomego, po czy odbił się od niego i wylądował na podłodze w pozycji siedzącej. W lekkim szoku pochylił głowę i powiedział *pokornie proszę o wybaczenie, ten niefortunny wypadek ... Spokojnie, czy nic ci się nie stało ? - przerwał tubalnym głosem nieznajomy. Po chwili obaj z Justynem, gdyż tak się nazywał ów nieznajomy zmierzali do zamkowej rupieciarni. Justyn okazał się miłym człowiekiem, jednakże odrobinę samotnym. Gdy juz dotarli do celu i wygrzebali z góry śmieci worek Krotmara kat zaproponował by chwilę odpoczęli i zaoferował ziele z jego rodzinnych stron. Po chwili dwójka ludzi siedziała na starych i powycieranych fotelach i pociągała na zmianę z fajki kata. Atmosfera była na tyle przyjemna, że gdy wypalili fajkę do końca uzgodnili, że będą się spotykać raz na jakiś czas właśnie w tym pomieszczeniu pełnym starych i na wpół zepsutych mebli i innych przedmiotów codziennego użytku. Gdy wreszcie dotarli do schodów prowadzących do kuchni, kapłanowi wpadł do głowy świetny pomysł i zaprosił Justyna na kielich dobrego wina po kolacji. Następnie pożegnał się z katem i udał do katedry. W końcu musiał sprawdzić, czy wino jest wystarczająco smaczne, coby smakowało jego przyszłym gościom. Gdy pociągnął łyk ze swojego starego kielicha, jego gardło wypełnił płyn o tak delikatnym smaku, że to nie wino lecz jakiś nektar. Tak, wino było doskonałe, z pewnością będzie wszystkim smakowało. Lecz czas pomyśleć o wystroju katedry, bądź co bądź cos by się jeszcze przydało zmienić.
W ułamku sekundy kamienna podłoga zniknęła a jej miejsce zajęła ziemia porośnięta bujną trawą, wśród której widniały piękne kwiaty. Szyby w oknach zniknęły, a bluszcz porósł całe ściany gdzieniegdzie tylko pozostawiając płaskorzeźby przedstawiające dziką naturę. Pojawił się też drewniany blat otaczający fontannę, na nim parę drewnianych kubków a przy każdym z nich drewniane krzesło z oparciami na łokcie. Tak, teraz o wiele lepiej - powiedział kapłan i rozsiadł się wygodnie w krześle zwróconym twarzą do drzwi katedry.
Nie ma prawdy obiektywnej. Każdy wierzy w to co chce. <- Truizmy, ale kto w to wierzy ;)

Obrazek
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Re: [Samouczek RPG] Zamczysko

Post autor: Zaknafein »

Przemierzał korytarze zamczyska w poszukiwaniu wyjścia na dziedziniec - postanowił wyjść z ogrodów inną drogą niż do nich wszedł, co zaowocowało zagubieniem. W końcu jednak udało mu się opuścić mury i znaleźć się na dziedzińcu. Nie znosił turniejów i pojedynków. Nie chciał patrzeć na turniej. Już nigdy więcej. Nigdy. Ruszył więc szybkim krokiem w stronę mocno zmodyfikowanego dzieła Księcia Ciemności - Świątyni Wielkiej Ouzaru. Wielce był zaskoczonym, gdy miast gotyckiej katedry ujrzał piękną białą świątynię, porośniętą wewnątrz bluszczem i trawą. Przestąpił próg i poczuł pod stopami miękką trawę i woń wspaniałego wina. Stanął więc przed progiem i począł rozglądać się po płaskorzeźbach, po wznoszącym się bluszczu, po strumieniach wina płynących z fontanny. Ujrzał przy tym również kapłana, który zdawał się już zadomowić w nowym miejscu. Elf przeszedł przez świątynię i dotarł do blatu przy którym siedział nowy kapłan Ouzaru. Powitał go lekkim ukłonem i wyciągnął rękę przedstawiając się
Witaj! Jestem Zaknafein, choć możesz mówić na mnie Zak - to krótsze i łatwiejsze do wymówienia uśmiechnął się, po czym zajął miejsce w fotelu, napełniając po drodze kubek winem z fontanny. Z tego miejsca świątynia wyglądała jeszcze piękniej. Zwrócił się jednak do Krotmara i rzekł
W pięknej świątyni dane jest Ci pracować... Czujesz się tu dobrze? Spróbował fontannianego napoju och! A jakie wino przecudne tu masz...
Ouzaru

Re: [Samouczek RPG] Zamczysko

Post autor: Ouzaru »

Zaklęła pod nosem, brzydkie przyzwyczajenie kazało jej uzdrowić smoka, a przecież mogła go zostawić. Sam by się dość szybko zregenerował. Westchnęła unosząc się nad ziemią, spojrzała na walczącą na dole Wilczycę i jej towarzysza. Zmarszczyła niezadowolona brwi widząc, jak dziewczyna rozprawiła się z Harad'em.
- No, tak się z mym ulubieńcem nie postępuje - syknęła.
Jej włosy zmieniły kolor na ciemnozielony, usta przybrały podobny odcień i jakby cała skóra kobiety lekko posiniała. Ułożyła dłonie i zebrała między nimi kulkę zielonego czegoś. Wirujący obłok skrzył się i mienił barwami od zielonego po brąz, co chwilę wypuszczał jakąś małą błyskawicę. Wściekła, spojrzała jeszcze raz na ciało martwego Czarnego Elfa i posłała w plecy Wilczycy małą niespodziankę. Jeszcze zanim pocisk kwasu, trucizny, klątw i wszelkiego plugastwa ją sięgnął, Władczyni Agonii uśmiechnęła się. Przed tym nie było ucieczki i nie można się było zasłonić. Nie patrzyła na efekt swych działań, zmieniła postać. W kilka uderzeń serca na miejscu Nefryty stało inne ulubione wcielenie Ouzaru - uzbrojona po zęby rudowłosa Elfka o śniadej cerze, wściekle zielonych oczach i warkoczu długim aż za pas. Miecz i scimitar przy pasie, półtorak na plecach, łuk, mała kusza oraz dziesiątki amuletów połyskujących na szyi pachniały magią.
Wilczyca poczuła za plecami wymierzony w nią ładunek. To zabije jej ciało... Nie miała co do tego żadnych wątpliwości. Zajęta zabijaniem tutaj nie uważała należycie na innych uczestników... Dobiła jakiegoś stwora, który najwyraźniej ocknął się po ogłuszeniu i wyprostowała się odwracając głowę i posyłając Ouzaru zębaty, wilczy uśmiech. *Miłej zabawy z wampirem* rzuciła mentalnie nim dosięgnął ją pocisk Władczyni Agonii. Potem była już tylko ciemność. Wilczyca nie opierała się. Wszak nie mogła zaprzeczyć faktom. Ten cios wykluczył ją z turnieju...
Zbyt długo jednak trwała przemiana Ouzaru, zbyt długo Kurai spoglądała na martwe, znikające już ciało Harad'a i cieszyła się nad swym zwycięstwem nad Wilczycą. Jej rozmyślania przerwał świst broni i w ostatniej chwili odskoczyła unikając niechybnej śmierci z rąk Hrabiego. W ciągu uderzenia serca w jej rękach pojawił się połyskujący miecz i czarny niczym noc scimitar. Z całą siłą i wściekłością przeprowadziła szarżę atakując pierwszym ostrzem, wampir wykonał jedynie prosty gest parując to uderzenie. Posypały się iskry, gdy obie bronie spotkały się. Kurai mocno się zdziwiła, jej magiczne ostrze przecinało wszystko niczym ciepły nóż zatapiający się w maśle. Może nie tyle, że było ostre, po prostu pod wpływem magii w nim zawartej każda materia się szybko rozstępowała przed mieczem. Najbardziej odczuwali to wrogowie Elfki, którzy czuli, jak ich ciało się rozrywa na dwa kawałki, by zrobić drogę klindze... Zmarszczyła niezadowolona brwi i cofnęła się. Skoro Gwiezdny Metal nic nie wskórał, także runy ostrości na scimitarze nic nie dadzą. Schowała broń, ściągnęła z pleców Łuk z Żelaznego Drzewa, sięgnęła po strzałę i już musiała szybko uciekać przed kolejnymi ciosami. Nie tylko jego niesamowita broń ale i 'ciemność' atakowały ją ze wszystkich stron, czuła, jak pod jego naporem zaczyna się wycofywać. Nałożyła strzałę na łuk, naciągając cięciwę szybko wycelowała i puściła. Strzała pomknęła wprost w serce Hrabiego, który jedynie rozłożył swój płaszcz i wchłonął ją. Elfka zaklęła cicho pod nosem.
- Useless... - syknęła i już chciała coś dodać, gdy przerwał im potyczkę atak świetlika...
Hrabia bawił się jak nigdy w życiu walcząc z przemienioną Ouzaru. Uśmiechną się widząc błysk zdziwienia w jej oczach, gdy jego broń nie ustąpiła przed jej ostrzem. Nie na darmo władał ostrzem, którego natura była wyjątkowa. Również zmiana taktyki ze strony jego przeciwniczki nie odniosła oczekiwanego skutku, ataki z dystansu były pozbawione sensu. Gdy wszystko zaczynało się ciekawie układać wtrącił się Świetlik. Zarówno Hrabia jak i Ouzaru nie byli zadowoleni z tego, że ktoś przerwał im udaną zabawę, Dracula wręcz uznał interwencję Skryberianina za osobistą obrazę. Wystarczyło jedno skinięcie głów, aby walcząca ze sobą dwójka doszła do milczącego porozumienia, najpierw pozbędą się niekulturalnego towarzystwa a potem dokończą swoją prywatną zabawę. W ręku Ouzaru ponownie błysnął jej miecz, zaatakowała staruszka nacierając z niespodziewaną furią. Tymczasem z rękawa hrabiego wypłynęła ciemność, która oplotła jego lewą dłoń. Bardzo szybko pojawił się w niej znajomy ciężar. Czarny niczym noc, pistolet w ręku hrabiego był znacznie większy od swoich znanych w niektórych światach odpowiedników. Lufa w kształcie graniastosłupa była tak czarna, że nie było widać jej wylotu. Gdy Świetlik zajęty był odpieraniem ataków Ouzaru hrabia rozpłynął się w ciemności i pojawił się tuż za jego plecami. Rozległ się ogłuszający huk, który był złączonym w jeden dźwięk tętentem kopyt szarżujących rycerzy, wystrzałów prymitywnych skałkowych karabinów i huku armat, dźwięk ten był połączeniem szczęku mieczy, stukotu kół pancernych pociągów i rzężenia silników czołgów. Kula z Götterdämmerung’a przeszyła ciało lubiącego wtrącać się w cudze sprawy Skryberianina. Rana nie byłaby śmiertelna dla kogoś jego kalibru, kula jedynie wyrwała płuca i poszarpała zacznie pozostałe organy, ale chwilę nieuwagi wywołaną tym postrzałem bezbłędnie wykorzystała Ouzaru, która chociaż na czas walki nałożyła sobie ograniczenie we wszechwładzy, wciąż była zdolna odesłać poważnie ranionego starca do świątyni. Szybkie jak błyskawica ciosy zdefragmentowały świetlika czyniąc go niezdolnym do dalszej walki.
- A zatem zostaliśmy tylko we dwójkę pani.
Głos Hrabiego pozostawał jak zawsze zimny i spokojny, trudno jest ulegać emocjom gdy nie ma się działających gruczołów. Dracula wiedział, że we krwi jego przeciwniczki krąży teraz czysta adrenalina, i że natrze ona na niego z całą furią tego świata. Jednak wiedział też, że emocje oznaczają błędy a Chaos oznacza niekonsekwencje. Z drugiej strony wampir był uosobieniem spokoju. Jego umysł pracował z lodowatą precyzją, wiedział, że gdyby jego przeciwniczka walczyła z pełną mocą nie miałby szans, jednak na warunkach areny walka zapowiadała się wyrównana. Dracula pchnął potężnie włócznią i w momencie, gdy rudowłosa wojowniczka z gracją tancerki robiła unik wystrzelił z trzymanego w drugiej ręce pistoletu. Tylko nadludzi refleks pozwolił Ouzaru zablokować nadlatującą kulę mieczem, choć siła pocisku była tak wielka, że nawet dzierżąca miecz silna dłoń Ouzaru zadrżała i nieco od niej zdrętwiała. To już nie był ten sam wampir, który przybył do zamku, dzięki Isdesowi jego dominium osiągnęło rozmiary nieporównywalne z niczym. Hrabia był niczym w tym powiedzeniu – sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Tylko, że on był sam sobie władcą, królestwem i armią. Przeciągły gwizd przywołał ucztującego dotychczas na ciałach poległych Baskerville’a , w wyciu psa odezwał się bitewny okrzyk wydobywający się z tysiąca gardeł, w świście przecinanego włócznią powietrza odezwał się bitewny zgiełk.
- Cóż, sądzę, że czas kończyć naszą małą zabawę, nieprawdaż?
Ouzaru skinęła głową. Następne starcie miało wyłonić zwycięzcę.
Znów się przemieniła i tym razem przeciwnikiem Hrabiego stała się mała, wręcz nieprzyzwoicie niska Azjatka. Długie czarne lśniące włosy spływały jej na ramiona i plecy, czarne bio-oczy badały wampira na różne sposoby. Kikyou zrobiła niezadowoloną minę, gdy odkryła, że jej przeciwnik jest cały zimny. Przełączyła się więc na zwykły tryb i przekrzywiła lekko głowę przyglądając mu się ciekawie. Młoda twarz mogła należeć do nastolatki, lecz tak to już mają kobiety z Dalekiego Wschodu, że ciężko określić ich prawdziwy wiek. Nawet po oczach nie mógł poznać, ile wiosen może sobie liczyć ta dama.
Zdjęła czarny długi płaszcz, poprawiła nieco wzmacniany chityną gorset i sięgnęła po katanę na plecach. Ostrze, które się pojawiło w jej ręce, było białe. Wykonała kilka próbnych cięć w powietrzu, klinga przez chwilę żarzyła się wydzielając ciepło. Przy odpowiednim ataku mogła przeciąć wszystko...
Broń hrabiego znikła, podobnie jak widmowy brytan. Wampir sięgnął gdzieś w głąb płaszcza i wyciągnął miecz. Potężny, dwuręczne miecz był niemal całkowicie czarnym, jedynie mrugające tu i ówdzie oczy odcinały się od doskonałej czerni ostrza, jelca i rękojeści. Gdy Scheinschneider zakręcił się w ręku hrabiego zdawało się, że dookoła wampira zrobiło się jeszcze ciemniej, zupełnie jakby miecz pociął te resztki światła, jakie jeszcze były w okolicy. Zaczęli powoli stąpać zataczając krąg. Nie śpieszyło jej się, miała dużo czasu, wolała wybadać przeciwnika. Jego kroki były zarówno pewne jak i finezyjnie delikatne, zdawał się stąpać twardo i ledwie muskać stopami ziemię. Nie mogła też zaprzeczyć gracji ruchów czy choćby tego, jak trzymał miecz. Ciarki przeszły ją po plecach, było to jakby idealnym zestawieniem kilku różnych postaw z wielu sztuk walki i szkół szermierstwa. Czymś idealnym i doskonałym w swej prostocie, lecz jakże skutecznym. Oczami wyobraźni widziała, jak ją może zaatakować i jak sparować. Nie miała szans... Szybki niczym myśl ruch przykuł jej wzrok, uchyliła się opadając jednocześnie nisko na kolanach, miecz ze świstem przeciął powietrze nad głową zabójczyni. Odwinęła się o obróciła na jednej nodze tnąc go po łydkach, lecz jego już tam nie było. Z pozycji niemal klęczącej wykonała przewrót do przodu i wstała na nogi unikając kolejnego ciosu, który rozpłatałby jej drobne plecy. Nie odwróciła się jednak w stronę napastnika, chwyciła katanę oburącz i poczekała ułamek sekundy. Skierowała ostrze osłaniając swoje plecy i w tym samym czasie rozległ się dźwięk metalu uderzającego o metal. Zablokowała cios i szybko się odwinęła tnąc Hrabiego po gardle. Musnęła jedynie powietrze w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stał, teraz był kilka metrów przed nią.
Mierzyli się wzrokiem, zimnym i nieprzyjemnym. Rzuciła się do ataku, ostatecznego cięcia. On nie pozostał bierny, wyskoczył do przodu tnąc po drodze powietrze. Zapadła ciemność, dało się słyszeć cichy metaliczny brzdęk i po chwili przejaśniło się. Stali odwróceni do siebie plecami, Kikyou oddychała szybko i ciężko. Katana wypadła jej z ręki i ona sama osunęła się na ziemię niczym ścięty kwiat, przyjmując znów pierwotną postać.
- Czy mi się wydaje, czy główna zasada brzmi "do śmierci"? - Zapytał Książę wyłaniając się z cienia Ouzaru. Uśmiechnął się szeroko i wskazał Hrabiego.
Kobieta pomimo zmęczenia i odczuwanego bólu podniosła się i wyprostowała. Jedynie niewielki grymas pojawił się jej na twarzy.
- Zeth? - Zapytała zdziwiona. - Mówiłeś, ze nie walczysz...
- Mogę zrobić wyjątek, poprzez zaistniałą sytuacje. Mówiłem, ze walka nie jest zabawna, gdy wiadomo, kto wygra.... a z Hrabia nie wygrasz, bo on już jest nieumarły - stwierdził spokojnie mężczyzna.
Uśmiechnęła się szeroko na słowa przyjaciela.
- Wiem, sama ustalałam te reguły - powiedziała cicho do jego ucha. - Ale jak chcesz się z nim zmierzyć, bronić nie będę.
Książę już chciał dobyć broni, ale zawahał się. Spojrzał w oczy Ouzaru.
- Nie - uśmiechnął się szeroko. - Wiedziałaś, kto będzie w tym uczestniczył i... - machnął ręką. - Jak sobie chcesz - trącił nos kobiety palcem i rozpłynął się w ciemności. Wkrótce gdzieś daleko z ziemi wystrzeliła kolumna z czarnego granitu zwieńczona tronem.
- Obstawiam, ze wygra Hrabia - powiedział Książę ze złośliwym uśmiechem. - Szkoda, ze na widowni sam jestem - westchnął i rozsiali się wygodnie, oparłszy głowę o dłoń.
Hrabia z niechęcią przysłuchiwał się rozmowie Ouzaru z tym rzekomym księciem ciemności. Wampir wyraźnie nie lubił Zeth'a i z lubością wyobrażał go sobie obdartego z mocy i wbitego na pal. Jednak tym, co wstrząsnęło nim najbardziej był fakt, że turniej jest ustawiony. Jego duma i miłość własna znacznie ucierpiały, gdy się o tym dowiedział. Jego twarz wykrzywił złośliwy grymas. - Przykro mi pani, że mnie tak nie doceniałaś. To bardzo miłe, że przedłożyłaś chęć sprawienia mi przyjemności nad stare przyjaźnie, ale chciałbym to skończyć uczciwie - rzekł spokojnym tonem i opanowanym jak zawsze, głębokim głosem. - Proponuję drobną zmianę zasad. Zetrzemy się w ostatniej walce na miecze, wygrywa ten kto pierwszy zdekapituje przeciwnika. Żadnej magii, żadnych zmian postaci, czyste umiejętności fechtunku. Co ty na to pani?
- Pojedynek nie był aż tak ustawiony jak myślisz. Po prostu nie mam zamiaru wygrywać - uśmiechnęła się i zaczęła żałować, że nie może posłać mu za przeciwnika starszej najemniczki o imieniu Wertha. Ale skoro już nabroiła...
- Zgoda - stwierdziła kłaniając się lekko i przed wampirem stanęła młoda dziewczyna o blond włosach i niebieskich oczach. Mogła mieć jakieś dwadzieścia lat może? Pani Zamczyska zniknęła gdzieś w oczach Ouzaru, na twarzy dziewczyny zagościł miły uśmiech. Z nieba spadła klinga wbijając się po samą rękojeść w ziemię. Podeszła do niej i nieco się siłując z mieczem, wyciągnęła go. Choć jak na półtoraka zdawał się być lżejszy niż powinien, Ouzi zdawała się mieć mały problem ze swobodnym utrzymaniem go.
- No dawaj - zachęciła Hrabiego choć wiedziała, że jej... żadne umiejętności szermierskie nie na wiele się zdadzą. Znów udało się Ouzaru postawić na swoim.
Wampir spojrzał na stojącą przed nim dziewczynę. Wiedział, że to jest prawdziwa postać Ouzaru, taka, jaką jest poza tą domeną. Widział też, że nie potrafi ona walczyć mieczem, więcej, ledwie była w stanie go utrzymać. Jego przenikliwe spojrzenie znad okularów spotkało się z oczyma Ouzaru. Na jego twarzy pojawił się arogancki, nieco wręcz pogardliwy uśmiech. Wiedział, że wygrał, z tą osobą nie mógł przegrać, zwłaszcza, gdy miała w sobie to, co dostrzegł w jej oczach. Po raz kolejny jego przewrotna natura dała o sobie znać. Już unosił miecz by zadać coup de grace, gdy w rosnącym mroku błysnęły białe jak śnieg zęby. W jednej chwili mrok zniknął podobnie jak miecz. - Poddaję się. Wygrałaś pani.
Zamarła na te słowa i nie wiedziała co Hrabia przed chwilą powiedział. Spoglądała na niego dużymi jak spodki oczyma i nie mogła wykrztusić z siebie żadnego słowa. Zepsuł jej całą zabawę!
- TY KOKOCIE, TY! - krzyknęła w końcu wściekła i rzuciła mieczem o ziemię śmiertelnie obrażona. - Paskud - mruknęła pod nosem jak mała dziewczynka i rozeźlona wróciła do postaci Pani Zamczyska.
- Walka skończona, turniej wygrała Ouzi. Jaka szkoda, że nie ma jej wśród nas... - rzekła spokojnie. - Spotkamy się u ciebie - powiedziała do Hrabiego i zniknęła.
Musiała się jeszcze przygotować do balu, ale póki co opadła zmęczona na swe niezwykłe łoże w jaskini. Wtuliła się twarzą w futra zwierząt i zaczęła przysypiać. Bal może się przecież przygotować sam, bez jej ingerencji...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Samouczek RPG] Zamczysko

Post autor: WinterWolf »

Wilczyca zgodnie z zapowiedzią Ouzaru znalazła się po swej śmierci w świątyni. Od razu przybrała postać wilka. Była dla niej najwygodniejsza. W ostatnim czasie bardzo się do tej postaci przywiązała i przyzwyczaiła. Tak było jej najwygodniej. Niebawem dołączył do niej Świetlik. Można się było tego spodziewać. Wilczyca nie była zaskoczona. Otrzepała się. Przynajmniej się trochę rozerwała choć ubolewała nad faktem, że nie udało jej się zmierzyć z żadnym poważniejszym przeciwnikiem...
Nagle z gardła Wilczycy dobiegło zdziwione ni to mruknięcie ni to warknięcie. Zamrugała oczami, posadziła zad na zimnej, kamiennej posadzce i zaczęła się drapać tylną łapą po grzbiecie... Została pokonana podwójnie. Nie dość, że wykluczono ją z turnieju uderzeniem w plecy to jeszcze... Jakiś parszywy minotaur zaraził ją pchłami! Zemsta zza grobu... Na tę myśl Wilczyca zaskomlała żałośnie. Otrzepała się raz jeszcze i powlokła na zewnątrz. Skamląc pod nosem podreptała łapa za łapą na piaszczystą drogę, by wytarzać się w jej kurzu. Nie pomogło... Zęby poszły w ruch, gdy Wilczyca starała się pozbyć upierdliwych pasożytów ze swojego futra. I tym razem nic... Skamlenie przeszło w żałosny skowyt. Wilczyca znów zaczęła się drapać po grzbiecie i bokach. Warknęła coś nieprzychylnego. Ponownie wytarzała się w pyle drogi. Zmierzwione, zakurzone futro i nieszczęśliwe spojrzenie mówiły wszystko o jej obecnym nastroju. W takich chwilach magia na nic się nie zdawała... Jej zwierzęca natura kazała szukać pomocy z problemem od tysiącleci dręczącym jej gatunek... Wielka czarna bestia włóczyła się po całym zamku szukając kogoś kto się nad nią zlituje i wybawi z opresji... Co jakiś czas przysiadała na zadzie, by ulżyć sobie chwilowo w cierpieniu i pogrozić pchłom warczeniem, kłami i drapaniem.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Zablokowany