[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Ravandil
Zaśmiał się w duchu widząc, że Broch przyszedł do karczmy z jakąś nieznajomą dziewczyną. Widać przeczucia go nie myliły. "Werner po prostu nie mógł wyjść na spacer i tak po prostu wrócić... Ciekawe, ilu ludzi zabił po drodze... Dobrze, że mamy go po swojej stronie". Ravandil zjadł kolację, siedząc i nie odzywając się zbytnio. Przyglądał się nieznacznie nowym towarzyszkom. "Chyba robi się nieco tłoczno... Mam nadzieję, że to nam zbytnio nie przeszkodzi". Gwar karczmy nieco go znużył, czuł, że powoli ogarnia go sen. A warto było wypocząć przed następnym dniem. Koniec końców wszyscy więc poszli spać, odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo pozostawiając Kislevitom. -Dobranoc wszystkim- rzucił reszcie towarzyszy i udał się do swojego pokoju. Rozebrał się, położył się na łóżku i rozmyślał. Wiedział, że łatwo tej nocy nie zaśnie... znowu. Przed oczami mignęły mu obrazy z dzisiejszego dnia - krajobraz Averlandu, Abbie, Elise...
Następnego ranka obudził się lekko niedospany. "Nie powinienem ciągle rozpamiętywać starych błędów, tylko wreszcie normalnie przesypiać noce". Elf pogimnastykował się trochę, opłukał w zimnej wodzie i ubrał się, po czym zszedł na dół. -Witam wszystkich- powiedział i wziął się za śniadanie. Tym razem zjadł więcej niż zwykle, bo czuł nieprzyjemne zmęczenie. Nie miał siły nawet martwić się, że ich drużyna nieoczekiwanie zwiększyła liczebność. Miał nadzieję, że Broch na tyle zajmie się Elise, że ta nie będzie sprawiać większych problemów. Razem z Ninerl poszedł wyprowadzić konia ze stajni i poczekał na resztę, sprawdzając przy okazji, czy czegoś nie zapomniał. W odpowiedzi Ninerl na pytanie Abbie złapał w lot, co elfka chciała przekazać. Nie dziwił się jej, sam w końcu nie był przesadnie ufny i wolał od razu się ze wszystkim nie zdradzać -Cóż... Masz rację. Takie osoby jak my zajmują się różnymi rzeczami. A w tych okolicach na pewno na brak zajęć nie można narzekać. Jesteśmy w końcu podróżnikami, a tacy niestety potrzebują pieniędzy, sama radość z podróżowania nas nie wyżywi. Sama się przekonasz, Abbie, czym się zajmujemy- tu zakończył, mając nadzieję, że Abbie nie będzie zadawała więcej pytań... Przynajmniej na razie.
Zaśmiał się w duchu widząc, że Broch przyszedł do karczmy z jakąś nieznajomą dziewczyną. Widać przeczucia go nie myliły. "Werner po prostu nie mógł wyjść na spacer i tak po prostu wrócić... Ciekawe, ilu ludzi zabił po drodze... Dobrze, że mamy go po swojej stronie". Ravandil zjadł kolację, siedząc i nie odzywając się zbytnio. Przyglądał się nieznacznie nowym towarzyszkom. "Chyba robi się nieco tłoczno... Mam nadzieję, że to nam zbytnio nie przeszkodzi". Gwar karczmy nieco go znużył, czuł, że powoli ogarnia go sen. A warto było wypocząć przed następnym dniem. Koniec końców wszyscy więc poszli spać, odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo pozostawiając Kislevitom. -Dobranoc wszystkim- rzucił reszcie towarzyszy i udał się do swojego pokoju. Rozebrał się, położył się na łóżku i rozmyślał. Wiedział, że łatwo tej nocy nie zaśnie... znowu. Przed oczami mignęły mu obrazy z dzisiejszego dnia - krajobraz Averlandu, Abbie, Elise...
Następnego ranka obudził się lekko niedospany. "Nie powinienem ciągle rozpamiętywać starych błędów, tylko wreszcie normalnie przesypiać noce". Elf pogimnastykował się trochę, opłukał w zimnej wodzie i ubrał się, po czym zszedł na dół. -Witam wszystkich- powiedział i wziął się za śniadanie. Tym razem zjadł więcej niż zwykle, bo czuł nieprzyjemne zmęczenie. Nie miał siły nawet martwić się, że ich drużyna nieoczekiwanie zwiększyła liczebność. Miał nadzieję, że Broch na tyle zajmie się Elise, że ta nie będzie sprawiać większych problemów. Razem z Ninerl poszedł wyprowadzić konia ze stajni i poczekał na resztę, sprawdzając przy okazji, czy czegoś nie zapomniał. W odpowiedzi Ninerl na pytanie Abbie złapał w lot, co elfka chciała przekazać. Nie dziwił się jej, sam w końcu nie był przesadnie ufny i wolał od razu się ze wszystkim nie zdradzać -Cóż... Masz rację. Takie osoby jak my zajmują się różnymi rzeczami. A w tych okolicach na pewno na brak zajęć nie można narzekać. Jesteśmy w końcu podróżnikami, a tacy niestety potrzebują pieniędzy, sama radość z podróżowania nas nie wyżywi. Sama się przekonasz, Abbie, czym się zajmujemy- tu zakończył, mając nadzieję, że Abbie nie będzie zadawała więcej pytań... Przynajmniej na razie.

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Broch:
- Umiem jeździć konno – odrzekła Elissa. – Kmiecą jestem córką a jeślim snadniejsza z wymowy to temu, żem służyła na państwa dworze. Dużą wsią była nasza. Pani dziedziczka osobliwie mnie sobie umiłowała i przyuczyła obyczajów, pan zaś pozwalał na koniach jeżdzić. Dobre byli ludzie. Świeć Morrze nad ich duszami...
Łzy zabłysły w dziewczęcych oczach. Twoje pytanie musiało obudzić w niej bolesne wspomnienia. Nie powiedziała wszystkiego ale reszty, jak najgorszej mogłeś się domyślać.
Wszyscy:
Zjedliście poranny posiłek i ruszyliście na trakt.
Szlachcic, rycerz i sługa oraz towarzyszący im najemnicy wyruszyli krótko po pierwszym brzasku, zaraz po tym jak wstaliście, prawie godzinę przed wami. Czternastu zbrojnych…oni raczej nie muszą obawiać się bandytów czy zwierzoludzi. W ślad za wami szykowała się do drogi gromada uchodźców i pieszych podróżnych. Tych z kolei było prawie pięćdziesięciu. Wyglądało na to, że będziecie najlepszym celem.
Wyruszyliście. Z przodu jechał Broch, zaraz za nim Elissa na jego luzaku. Tuż za nią Ravandil i Ninerl, którzy rozmawiali o czymś i nie zwracali większej uwagi na otoczenie. Pochód zamykali Konrad i Abbie.
Jechaliście nie niepokojeni wśród łąk, pól i lasów. Piaszczysta droga prowadziła kręto po obu stronach lasu ograniczona licznymi kępami krzewów i zagajnikami. Po obu stronach drogi dominowały sosny. Minęły już ponad dwie godziny gdy ze zbliżającego się zakrętu dały się słyszeć jakieś odgłosy. Tak! Teraz było dobrze słychać: okrzyk, uderzenie stali o stal – od przodu dobiegały odgłosy walki.
Jakieś pięćdziesiąt metrów przed wami, na prawo od szlaku w przydrożnym zagajniku toczyło się starcie. Dwa przywiązane do drzew konie miotały się w strachu. Po drodze krążył jeździec wydając rozkazy walczącym wśród drzew piechurom. Po prawej stronie drogi teren opadał łagodnie w dół, zaś tam, przy zagajniku spadek zamieniał się w niewysoką skarpę. Do niej zostali przyparci obrońcy. Po chwili rozpoznaliście w atakujących najemników z zajazdu, zaś w osaczonych – ich pracodawców, szlachcica i rycerza z karczmy. Prawdopodobnie pseudo-najemnicy zaatakowali podczas popasu, gdyż w czasie drogi dosiadający koni pracodawcy mogliby im łatwo uciec. Rycerz i jego pan trzymali się na razie dzielnie. Dopisywało im też szczęście bowiem z posyłanych w ich stronę z bliska strzał i bełtów wszystkie utknęły w drzewach bądź poleciały za skarpę, gdzieś w dal. Za to jeden z napastników leżał już powalony bełtem z przeładowywanej teraz przez sługę szlachcica kuszy. Najprawdopodobniej walka rozpoczęła się niedawno, bowiem było jasne, że przytłoczeni przewagą liczebną i spieszeni obrońcy muszą w końcu ulec. Dwóch bandytów zsunęło się już ze skarpy i uzbrojeni w kusze wychodzili teraz osaczonym za plecy.
Tyle zobaczyliście wychyleni zza zakrętu. Zaś z bandytów widział was tylko jeden. Dowódca, pozostający na koniu zobaczył wpierw Brocha (co nie było trudne) i przez chwilę stał zaskoczony tym widokiem. Po chwili zobaczył was wszystkich. To było za dużo. Dowódca bandytów zeskoczył z konia i wpadł z nim między drzewa. Krzyczał teraz na swoich towarzyszy, zwracając ich uwagę na nowe zagrożenie.
- Umiem jeździć konno – odrzekła Elissa. – Kmiecą jestem córką a jeślim snadniejsza z wymowy to temu, żem służyła na państwa dworze. Dużą wsią była nasza. Pani dziedziczka osobliwie mnie sobie umiłowała i przyuczyła obyczajów, pan zaś pozwalał na koniach jeżdzić. Dobre byli ludzie. Świeć Morrze nad ich duszami...
Łzy zabłysły w dziewczęcych oczach. Twoje pytanie musiało obudzić w niej bolesne wspomnienia. Nie powiedziała wszystkiego ale reszty, jak najgorszej mogłeś się domyślać.
Wszyscy:
Zjedliście poranny posiłek i ruszyliście na trakt.
Szlachcic, rycerz i sługa oraz towarzyszący im najemnicy wyruszyli krótko po pierwszym brzasku, zaraz po tym jak wstaliście, prawie godzinę przed wami. Czternastu zbrojnych…oni raczej nie muszą obawiać się bandytów czy zwierzoludzi. W ślad za wami szykowała się do drogi gromada uchodźców i pieszych podróżnych. Tych z kolei było prawie pięćdziesięciu. Wyglądało na to, że będziecie najlepszym celem.
Wyruszyliście. Z przodu jechał Broch, zaraz za nim Elissa na jego luzaku. Tuż za nią Ravandil i Ninerl, którzy rozmawiali o czymś i nie zwracali większej uwagi na otoczenie. Pochód zamykali Konrad i Abbie.
Jechaliście nie niepokojeni wśród łąk, pól i lasów. Piaszczysta droga prowadziła kręto po obu stronach lasu ograniczona licznymi kępami krzewów i zagajnikami. Po obu stronach drogi dominowały sosny. Minęły już ponad dwie godziny gdy ze zbliżającego się zakrętu dały się słyszeć jakieś odgłosy. Tak! Teraz było dobrze słychać: okrzyk, uderzenie stali o stal – od przodu dobiegały odgłosy walki.
Jakieś pięćdziesiąt metrów przed wami, na prawo od szlaku w przydrożnym zagajniku toczyło się starcie. Dwa przywiązane do drzew konie miotały się w strachu. Po drodze krążył jeździec wydając rozkazy walczącym wśród drzew piechurom. Po prawej stronie drogi teren opadał łagodnie w dół, zaś tam, przy zagajniku spadek zamieniał się w niewysoką skarpę. Do niej zostali przyparci obrońcy. Po chwili rozpoznaliście w atakujących najemników z zajazdu, zaś w osaczonych – ich pracodawców, szlachcica i rycerza z karczmy. Prawdopodobnie pseudo-najemnicy zaatakowali podczas popasu, gdyż w czasie drogi dosiadający koni pracodawcy mogliby im łatwo uciec. Rycerz i jego pan trzymali się na razie dzielnie. Dopisywało im też szczęście bowiem z posyłanych w ich stronę z bliska strzał i bełtów wszystkie utknęły w drzewach bądź poleciały za skarpę, gdzieś w dal. Za to jeden z napastników leżał już powalony bełtem z przeładowywanej teraz przez sługę szlachcica kuszy. Najprawdopodobniej walka rozpoczęła się niedawno, bowiem było jasne, że przytłoczeni przewagą liczebną i spieszeni obrońcy muszą w końcu ulec. Dwóch bandytów zsunęło się już ze skarpy i uzbrojeni w kusze wychodzili teraz osaczonym za plecy.
Tyle zobaczyliście wychyleni zza zakrętu. Zaś z bandytów widział was tylko jeden. Dowódca, pozostający na koniu zobaczył wpierw Brocha (co nie było trudne) i przez chwilę stał zaskoczony tym widokiem. Po chwili zobaczył was wszystkich. To było za dużo. Dowódca bandytów zeskoczył z konia i wpadł z nim między drzewa. Krzyczał teraz na swoich towarzyszy, zwracając ich uwagę na nowe zagrożenie.

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Werner Broch
Rzucił okiem na zagajnik w którym toczyła się bitwa i ocenił sytuację. Najwyraźniej najemnicy obrócili się przeciwko swoim pracodawcom, którzy jednak jak na razie trzymali się dzielnie. No cóż, w dzisiejszych czasach trzeba uważać kogo najmuje się do ochrony. Nie zamierzał angażować się na razie w walkę w zwarciu. Zatrzymał Gevaudana i luzaka. Polecił Elissie by skryła się w lesie po drugiej stronie traktu i wyszła dopiero na jego znak. Następnie dobył kuszy i zsiadł z konia.
- Trzeba im pomóc, bo długo tak nie wytrzymają... - mruknął spokojnie do kompanów wciąż nie supszczając oka z walczących. - Abbie, zajedź od drugiej strony i pokaż co potrafi ten twój magiczny wiatr!!! Przekonamy się co warte twoje towarzystwo i przydatność dla drużyny. Ninerl, Ravandil - łuki. Konrad, wybierz sobie ktoregoś z brzegu, tylko nie właź centralnie w środek bitwy! Trzeba ubić ich jak najwięcej z dystansu, a potem zajmiemy się resztą...
Sytuacja dla szlachcica i jego rycerza była dość nieciekawa. Nawet jeśli potrafili walczyć, z tak licznym przeciwnikiem nie dadzą rady w dwóch. Liczył, że gdy Broch i drużyna zaatakują, wśród bandytów zapanuje panika, a wtedy będzie tylko kwestią czasu wycięcie ich w pień. Oburącz, z lekkiego przysiadu wyprostował się naciągając cięciwę na orzech. Założył bełt i wycelował. Mierzył spokojnie i uważnie. Wiedział, że nie może się równać z zawodowymi kusznikami – nigdy nie był dobry w strzelaniu, mimo iż już nie raz, nie dwa z kuszy i łuku kładł wrogów. Celował starannie i pewnie, nie musiał się spieszyć. Na razie.
Rzucił okiem na zagajnik w którym toczyła się bitwa i ocenił sytuację. Najwyraźniej najemnicy obrócili się przeciwko swoim pracodawcom, którzy jednak jak na razie trzymali się dzielnie. No cóż, w dzisiejszych czasach trzeba uważać kogo najmuje się do ochrony. Nie zamierzał angażować się na razie w walkę w zwarciu. Zatrzymał Gevaudana i luzaka. Polecił Elissie by skryła się w lesie po drugiej stronie traktu i wyszła dopiero na jego znak. Następnie dobył kuszy i zsiadł z konia.
- Trzeba im pomóc, bo długo tak nie wytrzymają... - mruknął spokojnie do kompanów wciąż nie supszczając oka z walczących. - Abbie, zajedź od drugiej strony i pokaż co potrafi ten twój magiczny wiatr!!! Przekonamy się co warte twoje towarzystwo i przydatność dla drużyny. Ninerl, Ravandil - łuki. Konrad, wybierz sobie ktoregoś z brzegu, tylko nie właź centralnie w środek bitwy! Trzeba ubić ich jak najwięcej z dystansu, a potem zajmiemy się resztą...
Sytuacja dla szlachcica i jego rycerza była dość nieciekawa. Nawet jeśli potrafili walczyć, z tak licznym przeciwnikiem nie dadzą rady w dwóch. Liczył, że gdy Broch i drużyna zaatakują, wśród bandytów zapanuje panika, a wtedy będzie tylko kwestią czasu wycięcie ich w pień. Oburącz, z lekkiego przysiadu wyprostował się naciągając cięciwę na orzech. Założył bełt i wycelował. Mierzył spokojnie i uważnie. Wiedział, że nie może się równać z zawodowymi kusznikami – nigdy nie był dobry w strzelaniu, mimo iż już nie raz, nie dwa z kuszy i łuku kładł wrogów. Celował starannie i pewnie, nie musiał się spieszyć. Na razie.
Ostatnio zmieniony wtorek, 22 maja 2007, 09:30 przez Serge, łącznie zmieniany 1 raz.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Marynarz
- Posty: 240
- Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Kraków
Abbie
Słysząc pytanie Konrada, czarodziejka uśmiechnęła się nieco.
- Mam pewną sprawę do załatwienia w Averheim, nic co by cię zainteresowało... - zbyła go szybko. Słysząc odpowiedź Ninerl zdała sobie sprawę, że elfka nie darzy jej chyba zbyt wielką sympatią. O ile można nią darzyć kogoś poznanego zaledwie wczorajszego wieczoru. Dziewczyna stwierdziła że jej nowi towarzysze byli bardzo ostrożni i nieufni. Wolała więc nie wnikać w szczegóły ich podróży do miasta, w końcu i tak wszystko się wyjaśni w odpowiednim czasie.
W czasie podróży traktem niewiele sie odyzwała, mimo iż obok niej jechał Konrad. Podświadomie wyczuwała jego niechęć, tyle że prawdopodobnie nie do niej, a do profesji jaką Abbie uprawiała. Nie zamierzała go jednak do niczego przekonywać i podejmować rozmowy na tematy, których Konrad raczej unikał. Wolała pogrążyć się we własnych rozmyślaniach i nie zabierać głosu.
Gdy wyjechali zza zakrętu i zostali przypadkowymi świadkami małej bitwy, serce Abbie zabiło mocniej. Pierwszy raz widziała takie coś na własne oczy. Nijak sie to miało do wyolbrzymionych opowieści jakimi raczyli ją mistrzowie na Uniwersytecie. Gdy zwrócił się do niej Broch, skinęła mu głową i odjechała swym wierzchowcem kilka metrów dalej. To co mówił najemnik zapewne było najlepszym wyjściem. Zresztą, nie wiedziała czy najlepszym, ale podświadomie ufała temu olbrzymowi. Werner wyglądał na kogoś, kto zna się na dowodzeniu i nie zamierzała mu się sprzeciwiać. Wyciągnęła z tulei kostur, uniosła go do góry, po czym wypowiadając pod nosem inkantancję czaru miała nadzieję, że po chwili z jej oczu tryśną świetliste pociski wymierzone w bandytów. Nie w smak było jej włączać się czynnie do walki, zwłaszcza że wojowniczka była z niej marna. Wolała atakować z dystansu. Jednocześnie dziękowała Sigmarowi że nie jest na trakcie sama.
Słysząc pytanie Konrada, czarodziejka uśmiechnęła się nieco.
- Mam pewną sprawę do załatwienia w Averheim, nic co by cię zainteresowało... - zbyła go szybko. Słysząc odpowiedź Ninerl zdała sobie sprawę, że elfka nie darzy jej chyba zbyt wielką sympatią. O ile można nią darzyć kogoś poznanego zaledwie wczorajszego wieczoru. Dziewczyna stwierdziła że jej nowi towarzysze byli bardzo ostrożni i nieufni. Wolała więc nie wnikać w szczegóły ich podróży do miasta, w końcu i tak wszystko się wyjaśni w odpowiednim czasie.
W czasie podróży traktem niewiele sie odyzwała, mimo iż obok niej jechał Konrad. Podświadomie wyczuwała jego niechęć, tyle że prawdopodobnie nie do niej, a do profesji jaką Abbie uprawiała. Nie zamierzała go jednak do niczego przekonywać i podejmować rozmowy na tematy, których Konrad raczej unikał. Wolała pogrążyć się we własnych rozmyślaniach i nie zabierać głosu.
Gdy wyjechali zza zakrętu i zostali przypadkowymi świadkami małej bitwy, serce Abbie zabiło mocniej. Pierwszy raz widziała takie coś na własne oczy. Nijak sie to miało do wyolbrzymionych opowieści jakimi raczyli ją mistrzowie na Uniwersytecie. Gdy zwrócił się do niej Broch, skinęła mu głową i odjechała swym wierzchowcem kilka metrów dalej. To co mówił najemnik zapewne było najlepszym wyjściem. Zresztą, nie wiedziała czy najlepszym, ale podświadomie ufała temu olbrzymowi. Werner wyglądał na kogoś, kto zna się na dowodzeniu i nie zamierzała mu się sprzeciwiać. Wyciągnęła z tulei kostur, uniosła go do góry, po czym wypowiadając pod nosem inkantancję czaru miała nadzieję, że po chwili z jej oczu tryśną świetliste pociski wymierzone w bandytów. Nie w smak było jej włączać się czynnie do walki, zwłaszcza że wojowniczka była z niej marna. Wolała atakować z dystansu. Jednocześnie dziękowała Sigmarowi że nie jest na trakcie sama.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Ninerl
Na szczęście Ravandil zrozumiał o co chodzi, zresztą byłaby zdziwiona, gdyby mu się nie udało. Czarodziejka nie zadawała więcej pytań i dobrze. Sama zresztą nie chciała zdradzić celu swojej podózy do miasta. "Wet za wet" pomyślała Ninerl "Każdy ma swoje tajemnice."
Droga była całkiem przyjemna, a otoczenie również- lasy i łąki.
Gawędzili na różne tematy- Ninerl, towarzystwo czarodziejki przypomniało pewną sprawę.
-Ciekawa jestem, jak to jest władać magią. - powiedziała w zamyśleniu - Mi nikt nigdy nie robił testów, więc nie mam pojęcia czy miałabym jakieś zdolności.
Jechali dalej, gdy do uszu Ninerl dobiegły odgłosy walki. Za chwilę potem ukazał się następujący widok: trzej zbrojni i atakujący ich najemnicy.
Rozpoznała ich, wczoraj stacjonowali w karczmie. Napadniętymi byli chyba ich towarzysze? "No, proszę" myślała Ninerl zeskakując z konia "Stara zasada nieufania innym się sprawdza". Klepnęła Vadatha po zadzie, a koń zszedł na bok. Następnie schowała się za najbliższym drzewem i zaczęła powoli eksterminować bandytów, strzelając z łuku.
- Schowajcie się-krzyknęła do towarzyszy- Wszysyc strzelcy. Osłaniajmy Konrada.-dodała.
Tak jak w tekście, Ninerl znalazła sobie jakąś osłonę i bedzie zmniejszac liczebnośc wroga, strzlając. Dodatkowo gdyby któryś z towarzyszy ruszył do walki wręcz, bedzie go osłaniała, w miare możności.
Na szczęście Ravandil zrozumiał o co chodzi, zresztą byłaby zdziwiona, gdyby mu się nie udało. Czarodziejka nie zadawała więcej pytań i dobrze. Sama zresztą nie chciała zdradzić celu swojej podózy do miasta. "Wet za wet" pomyślała Ninerl "Każdy ma swoje tajemnice."
Droga była całkiem przyjemna, a otoczenie również- lasy i łąki.
Gawędzili na różne tematy- Ninerl, towarzystwo czarodziejki przypomniało pewną sprawę.
-Ciekawa jestem, jak to jest władać magią. - powiedziała w zamyśleniu - Mi nikt nigdy nie robił testów, więc nie mam pojęcia czy miałabym jakieś zdolności.
Jechali dalej, gdy do uszu Ninerl dobiegły odgłosy walki. Za chwilę potem ukazał się następujący widok: trzej zbrojni i atakujący ich najemnicy.
Rozpoznała ich, wczoraj stacjonowali w karczmie. Napadniętymi byli chyba ich towarzysze? "No, proszę" myślała Ninerl zeskakując z konia "Stara zasada nieufania innym się sprawdza". Klepnęła Vadatha po zadzie, a koń zszedł na bok. Następnie schowała się za najbliższym drzewem i zaczęła powoli eksterminować bandytów, strzelając z łuku.
- Schowajcie się-krzyknęła do towarzyszy- Wszysyc strzelcy. Osłaniajmy Konrada.-dodała.
Tak jak w tekście, Ninerl znalazła sobie jakąś osłonę i bedzie zmniejszac liczebnośc wroga, strzlając. Dodatkowo gdyby któryś z towarzyszy ruszył do walki wręcz, bedzie go osłaniała, w miare możności.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Konrad z Boven
Cholera jasna, nie mam szczęścia do zwierzoczłeków od dłuższego czasu. Cały czas tylko bandyci czy jakie inne szumowiny należące do gatunku ludzkiego. Sigmarze, jakieś urozmaicenie proszę w mojej walce o stabilność Imperium! - mruczał pod nosem do siebie.
Policzył na szybko przeciwników, z jego rachunków wyszło, że jest koło dziesiątki, może mniej. Spojrzał na swoją ekipę, oceniając swoją rolę w całym starciu. Zdziwił się bardzo, widząc Brocha strzelającego z kuszy. Najemnik zdecydowanie robił lepsze wrażenie ze swoim dwuręcznym mieczem w dłoni, niż w chwili obecnej z kuszą. Akolita nie wiedział jak będzie z efektywnością tego przedsięwzięcia, ale te kilka trupów mniej na koncie najemnika nie powinno mu zaszkodzić. Z mieczem w dłoni ruszył naprzód, ku pseodu-najmitom. To była jego pięć minut. Osłaniany przez pozostałą trójkę, sam wykona najbrudniejszą i co tu nie mówić, najgroźniejszą dla jego zdrowia robotę. Zdecydowanie spodziewał się celujących wyników swojej "pracy".
Widząc wyprzedzającą go Abbie krzyknął do niej: Dorwij tego przywódcę i przywlecz go tutaj, resztę z łaski swojej zostaw nam! Biegiem dobiegł do najbliższego z przeciwników, zgodnie z rozkazem (a może bardziej radą) Brocha. Ostrze miał nachylone równolegle do powierzchni. Sprawdzony manewr polegał na tym, że z rozpędu wbije go w przeciwnika, szybko wyjmie i zajmie się następnym, tym razem już w standardowym stylu. Reszta to zwyczajne "kto pierwszy ten lepszy... pod miecz". Cały czas starał się zostawać na obrzeżach pola bitwy. Dopiero pod koniec starcia rzucił się w środek garstki pozostałych, dokańczając dzieła.
Cholera jasna, nie mam szczęścia do zwierzoczłeków od dłuższego czasu. Cały czas tylko bandyci czy jakie inne szumowiny należące do gatunku ludzkiego. Sigmarze, jakieś urozmaicenie proszę w mojej walce o stabilność Imperium! - mruczał pod nosem do siebie.
Policzył na szybko przeciwników, z jego rachunków wyszło, że jest koło dziesiątki, może mniej. Spojrzał na swoją ekipę, oceniając swoją rolę w całym starciu. Zdziwił się bardzo, widząc Brocha strzelającego z kuszy. Najemnik zdecydowanie robił lepsze wrażenie ze swoim dwuręcznym mieczem w dłoni, niż w chwili obecnej z kuszą. Akolita nie wiedział jak będzie z efektywnością tego przedsięwzięcia, ale te kilka trupów mniej na koncie najemnika nie powinno mu zaszkodzić. Z mieczem w dłoni ruszył naprzód, ku pseodu-najmitom. To była jego pięć minut. Osłaniany przez pozostałą trójkę, sam wykona najbrudniejszą i co tu nie mówić, najgroźniejszą dla jego zdrowia robotę. Zdecydowanie spodziewał się celujących wyników swojej "pracy".
Widząc wyprzedzającą go Abbie krzyknął do niej: Dorwij tego przywódcę i przywlecz go tutaj, resztę z łaski swojej zostaw nam! Biegiem dobiegł do najbliższego z przeciwników, zgodnie z rozkazem (a może bardziej radą) Brocha. Ostrze miał nachylone równolegle do powierzchni. Sprawdzony manewr polegał na tym, że z rozpędu wbije go w przeciwnika, szybko wyjmie i zajmie się następnym, tym razem już w standardowym stylu. Reszta to zwyczajne "kto pierwszy ten lepszy... pod miecz". Cały czas starał się zostawać na obrzeżach pola bitwy. Dopiero pod koniec starcia rzucił się w środek garstki pozostałych, dokańczając dzieła.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Ravandil
Podróż mijała bez większych problemów, a czas płynął całkiem przyjemnie spędzony na rozmowie z Ninerl. Ravandila uderzyła jedna rzecz w zachowaniu elfki. Zwiadowca nie był specjalistą od psychologii, ale nietrudno było zauważyć, że Ninerl podchodzi do Abbie z dużym dystansem i nieufnością. W sumie jej się nie dziwił, ale miał nadzieję, że nie wyniknie z tego żadna nieprzyjemna sytuacja. W chwili obecnej Ravandilowi chodziła po głowie jedna myśl - było spokojnie. Za spokojnie. Po łachudrach, których widzieli wyjeżdżając z miasta na szczęście nie było śladu. Ale po jakimś czasie w końcu usłyszeli odgłosy walki. W okolicznych zagajniku toczyła się bitwa. Ravandil bez problemu poznał napastników. I niespecjalnie go zdziwiło, że zbuntowali się przeciwko swojemu panowi. Już w zajeździe wydawali się bardzo podejrzani, wyglądali na takich, którym nie można nawet dać płaszcza do potrzymania. Ale to w tej chwili było nieważne. Ważne było, że bój rozgorzał na dobre i że trzeba było pomóc niewinnemu (być może, ludzie zawsze mają jakieś grzeszki na sumieniu) człowiekowi. Ravandil miękko zeskoczył z konia, odprowadził go trochę dalej i przygotował łuk do strzału. Rozejrzał się w poszukiwaniu dogodnej pozycji do ostrzału. Przycupnął za jednym z krzaczków i, mając nadzieję, że nikt go do tej pory nie zauważył, spokojnie przymierzył w walczących "najemników". Spojrzał kątem oka na Brocha. Najemnik był gotowy do akcji -Zaczynamy zabawę...- szepnął do siebie pod nosem i, w momencie gdy drużyna była gotowa do ataku wypuścił strzałę celując w skroń jednego z bandytów. Po raz kolejny rozlew krwi był nieunikniony. Niestety...
Podróż mijała bez większych problemów, a czas płynął całkiem przyjemnie spędzony na rozmowie z Ninerl. Ravandila uderzyła jedna rzecz w zachowaniu elfki. Zwiadowca nie był specjalistą od psychologii, ale nietrudno było zauważyć, że Ninerl podchodzi do Abbie z dużym dystansem i nieufnością. W sumie jej się nie dziwił, ale miał nadzieję, że nie wyniknie z tego żadna nieprzyjemna sytuacja. W chwili obecnej Ravandilowi chodziła po głowie jedna myśl - było spokojnie. Za spokojnie. Po łachudrach, których widzieli wyjeżdżając z miasta na szczęście nie było śladu. Ale po jakimś czasie w końcu usłyszeli odgłosy walki. W okolicznych zagajniku toczyła się bitwa. Ravandil bez problemu poznał napastników. I niespecjalnie go zdziwiło, że zbuntowali się przeciwko swojemu panowi. Już w zajeździe wydawali się bardzo podejrzani, wyglądali na takich, którym nie można nawet dać płaszcza do potrzymania. Ale to w tej chwili było nieważne. Ważne było, że bój rozgorzał na dobre i że trzeba było pomóc niewinnemu (być może, ludzie zawsze mają jakieś grzeszki na sumieniu) człowiekowi. Ravandil miękko zeskoczył z konia, odprowadził go trochę dalej i przygotował łuk do strzału. Rozejrzał się w poszukiwaniu dogodnej pozycji do ostrzału. Przycupnął za jednym z krzaczków i, mając nadzieję, że nikt go do tej pory nie zauważył, spokojnie przymierzył w walczących "najemników". Spojrzał kątem oka na Brocha. Najemnik był gotowy do akcji -Zaczynamy zabawę...- szepnął do siebie pod nosem i, w momencie gdy drużyna była gotowa do ataku wypuścił strzałę celując w skroń jednego z bandytów. Po raz kolejny rozlew krwi był nieunikniony. Niestety...

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Broch i Ravandil
Najemnik wystrzelił, jednak jego bełt minął celu. W zagajniku kotłowali się ludzie, zasłaniały ich drzewa. Łatwo mógł trafić ofiary napadu. Zwrócił za to na siebie uwagę dwóch bandytów z kuszami próbujących zajść szlachcica od tyłu. Po chwili też jeden bełt przemknął tuż koło Brocha. Rosły middenlandczyk padł i nad jego głową przeleciał drugi. Stwierdził, że oni dwaj będą lepszym celem stojący sami na otwartym terenie. Tak samo pomyślał Ravandil, który napinając łuk przyklęknął koło Brocha. Razem oddali kolejną salwę. Tym razem bełt Brocha utknął w zasłaniającej ładującego kuszę bandyty tarczy. Strzała elfa trafiła w lewą rękę jego kolegę. To było dla nich za dużo. Poderwawszy się opuścili niedogodną pozycję i wspinając się po skarpie zniknęli za zagajnikiem.
Konrad
Ruszyłeś na najbliższego przeciwnika. Zaangażowany w bitwę nie zdołał nawet zauważyć twojego ostrza które zatopiłeś z łatwością w jego plecach. Trysnęła krew i padł martwy na ziemię. Chaos starcia sprawił, że nim się obejrzałeś znalazłeś się w samym jego centrum stojąc plecami do rycerza, który dzielnie odpierał ataki swego przeciwnika. Gdzieś obok padł kolejny z napastników ze strzałą w plecach. Elfy działały sprawnie lecz nie było teraz czasu by zastanawiać się kto osłania wasze tyłki w tym momencie. Kolejnych dwóch wrogów ruszyło na ciebie.
Ninerl
Krążyłaś po drodze na skraju zagajnika mierząc z łuku do kryjących się wśród drzew bandytów. Wyłowiłaś z pomiędzy krzewów głowę jednego i puściłaś cięciwę. Siła uderzenia odrzuciła trafionego do tyłu i jedynie rozprysk krwi świadczył o tym, że strzała przebiła obojczyk oponenta. Kolejnego trafiłaś w brzuch, gdy zachodził od tyłu sługę rycerza. Próbowałaś dopaść jeszcze kilku jednak był tam już Konrad i mogłaś go trafić. Dojrzałaś za to kilku bandytów z kuszami zmierzających w stronę skarpy. Najpewniej zamierzali ostrzeliwać swych wrogów z góry. Znikali właśnie za zakrętem gdy decydowałaś co robić. Wiedziałaś że nie możesz na to pozwolić.
Abbie
Skoncentrowałaś się wypowiadając znane tylko sobie słowa czaru. Chwilę później zerwał się porywisty wiatr, po czym dwa ostre świetliste pociski uderzyły z twoich oczu. Jeden z nich trafił w bandytę który przeleciał kilka metrów w powietrzu. Krew i rozerwane oczka kolczugi świadczyły o tym, że został trafiony centralnie w korpus. Drugi ze świetlistych pocisków uderzył w najbliższe drzewo w zagajniku. Złamane w pół zwaliło się na trzech zbliżających się do rycerza bandytów. Nagle poczułaś się niesamowicie słaba, kręciło ci się w głowie. Rzucenie czaru zawsze kosztowało cię sporo sił. Opuściłaś kostur i oparłaś głowę o szyję rumaka, by zebrać siły. Kątem oka dojrzałaś dwóch bandytów którzy zwrócili na ciebie uwagę. Biegli właśnie w twoją stronę wykrzykując coś. Jeden z nich naciągał właśnie cięciwę swej kuszy.
Najemnik wystrzelił, jednak jego bełt minął celu. W zagajniku kotłowali się ludzie, zasłaniały ich drzewa. Łatwo mógł trafić ofiary napadu. Zwrócił za to na siebie uwagę dwóch bandytów z kuszami próbujących zajść szlachcica od tyłu. Po chwili też jeden bełt przemknął tuż koło Brocha. Rosły middenlandczyk padł i nad jego głową przeleciał drugi. Stwierdził, że oni dwaj będą lepszym celem stojący sami na otwartym terenie. Tak samo pomyślał Ravandil, który napinając łuk przyklęknął koło Brocha. Razem oddali kolejną salwę. Tym razem bełt Brocha utknął w zasłaniającej ładującego kuszę bandyty tarczy. Strzała elfa trafiła w lewą rękę jego kolegę. To było dla nich za dużo. Poderwawszy się opuścili niedogodną pozycję i wspinając się po skarpie zniknęli za zagajnikiem.
Konrad
Ruszyłeś na najbliższego przeciwnika. Zaangażowany w bitwę nie zdołał nawet zauważyć twojego ostrza które zatopiłeś z łatwością w jego plecach. Trysnęła krew i padł martwy na ziemię. Chaos starcia sprawił, że nim się obejrzałeś znalazłeś się w samym jego centrum stojąc plecami do rycerza, który dzielnie odpierał ataki swego przeciwnika. Gdzieś obok padł kolejny z napastników ze strzałą w plecach. Elfy działały sprawnie lecz nie było teraz czasu by zastanawiać się kto osłania wasze tyłki w tym momencie. Kolejnych dwóch wrogów ruszyło na ciebie.
Ninerl
Krążyłaś po drodze na skraju zagajnika mierząc z łuku do kryjących się wśród drzew bandytów. Wyłowiłaś z pomiędzy krzewów głowę jednego i puściłaś cięciwę. Siła uderzenia odrzuciła trafionego do tyłu i jedynie rozprysk krwi świadczył o tym, że strzała przebiła obojczyk oponenta. Kolejnego trafiłaś w brzuch, gdy zachodził od tyłu sługę rycerza. Próbowałaś dopaść jeszcze kilku jednak był tam już Konrad i mogłaś go trafić. Dojrzałaś za to kilku bandytów z kuszami zmierzających w stronę skarpy. Najpewniej zamierzali ostrzeliwać swych wrogów z góry. Znikali właśnie za zakrętem gdy decydowałaś co robić. Wiedziałaś że nie możesz na to pozwolić.
Abbie
Skoncentrowałaś się wypowiadając znane tylko sobie słowa czaru. Chwilę później zerwał się porywisty wiatr, po czym dwa ostre świetliste pociski uderzyły z twoich oczu. Jeden z nich trafił w bandytę który przeleciał kilka metrów w powietrzu. Krew i rozerwane oczka kolczugi świadczyły o tym, że został trafiony centralnie w korpus. Drugi ze świetlistych pocisków uderzył w najbliższe drzewo w zagajniku. Złamane w pół zwaliło się na trzech zbliżających się do rycerza bandytów. Nagle poczułaś się niesamowicie słaba, kręciło ci się w głowie. Rzucenie czaru zawsze kosztowało cię sporo sił. Opuściłaś kostur i oparłaś głowę o szyję rumaka, by zebrać siły. Kątem oka dojrzałaś dwóch bandytów którzy zwrócili na ciebie uwagę. Biegli właśnie w twoją stronę wykrzykując coś. Jeden z nich naciągał właśnie cięciwę swej kuszy.

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Werner Broch
Najemnik przeklął siarczyście pod nosem gdy dwa wypuszczone przez niego bełty minęły swego celu. „To by było na tyle jeśli chodzi o moje umiejętności strzeleckie”, pomyślał. Zwiadowca miał więcej szczęścia, ale i był lepszym strzelcem od Brocha.
- Pieprzyć strzelanie... - mruknął do Ravandila, po czym odłożył kuszę najwyraźniej zirytowany. Chwycił za tarczę i w tej samej chwili dobył swego miecza o niemal metrowym ostrzu. Postanowił zmierzyć się z bandziorami twarzą w twarz.
- Osłaniasz, Ravandil. Za mną... – mruknął do elfa.
Broch zacisnął zęby i lekko pochylony ruszył szybko w kierunku drzew. Miał zamiar wykorzystać je jako dodatkową osłonę i ściąć się ze zbirami nim ci zdecydują się na dalsze ostrzeliwanie. Wściekłość i furia kotłowały się w nim wyostrzając zmysły. Uniósł tarczę zasłaniając cały lewy bok i ubezpieczając również kroczącego za nim elfa. Baczył jednocześnie jak radzi sobie Konrad wmieszany przypadkowo w środek tej jatki. W razie problemów skierował się w jego stronę by mu pomóc. Dłoń zacisnęła się mocno na rękojeści miecza. Przyszedł czas na bezpośrednie zabijanie.
Najemnik przeklął siarczyście pod nosem gdy dwa wypuszczone przez niego bełty minęły swego celu. „To by było na tyle jeśli chodzi o moje umiejętności strzeleckie”, pomyślał. Zwiadowca miał więcej szczęścia, ale i był lepszym strzelcem od Brocha.
- Pieprzyć strzelanie... - mruknął do Ravandila, po czym odłożył kuszę najwyraźniej zirytowany. Chwycił za tarczę i w tej samej chwili dobył swego miecza o niemal metrowym ostrzu. Postanowił zmierzyć się z bandziorami twarzą w twarz.
- Osłaniasz, Ravandil. Za mną... – mruknął do elfa.
Broch zacisnął zęby i lekko pochylony ruszył szybko w kierunku drzew. Miał zamiar wykorzystać je jako dodatkową osłonę i ściąć się ze zbirami nim ci zdecydują się na dalsze ostrzeliwanie. Wściekłość i furia kotłowały się w nim wyostrzając zmysły. Uniósł tarczę zasłaniając cały lewy bok i ubezpieczając również kroczącego za nim elfa. Baczył jednocześnie jak radzi sobie Konrad wmieszany przypadkowo w środek tej jatki. W razie problemów skierował się w jego stronę by mu pomóc. Dłoń zacisnęła się mocno na rękojeści miecza. Przyszedł czas na bezpośrednie zabijanie.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Marynarz
- Posty: 240
- Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Kraków
Abbie
Czarodziejka nienawidziła stanu w którym obecnie się znajdowała. Zawsze opuszczały ją siły po rzuceniu zaklęcia, co w sytuacji takiej jak obecnie, było mało wskazane. Próbowała jak najszybciej dojść do siebie, choć głowa wciąż była ciężka, a obraz przed oczami dziwnie się kołysał. Unosząc lekko głowę dostrzegła dwóch oprychów zbliżających się do niej. Była wyczerpana, jednak zdeterminowana by chronić własne życie. Ostatkiem sił próbowała zrobić to, co umiała najlepiej - rzucić zaklęcie, szybciej niż jeden z bandytów zdąży załadować kuszę. Czarodziejka składała na szybko treść czaru próbując się skoncentrować. Zbliżający się szybko napastnicy nie ułatwiali jej zadania. Prosiła Sigmara by pomógł jej w tej trudnej chwili.
Czarodziejka nienawidziła stanu w którym obecnie się znajdowała. Zawsze opuszczały ją siły po rzuceniu zaklęcia, co w sytuacji takiej jak obecnie, było mało wskazane. Próbowała jak najszybciej dojść do siebie, choć głowa wciąż była ciężka, a obraz przed oczami dziwnie się kołysał. Unosząc lekko głowę dostrzegła dwóch oprychów zbliżających się do niej. Była wyczerpana, jednak zdeterminowana by chronić własne życie. Ostatkiem sił próbowała zrobić to, co umiała najlepiej - rzucić zaklęcie, szybciej niż jeden z bandytów zdąży załadować kuszę. Czarodziejka składała na szybko treść czaru próbując się skoncentrować. Zbliżający się szybko napastnicy nie ułatwiali jej zadania. Prosiła Sigmara by pomógł jej w tej trudnej chwili.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ninerl
Szybko myślała co zrobić- "Trzeba działać szybko, zanim nas zdziesiatkują. Ale jestem sama jedna, niech to cholera " zaklęła w duchu. Zdecydowała się, klucząc i skradając się, na tyle, ile to możliwe, przy dość szybkim poruszaniu się, podążyć za bandytami. Wykorzystywała drzewa i krzaki, podążając za ofiarami. Zamierzała stworzyć iluzję większej ilość łuczników- będzie się przemieszczała, w jedną i druga strone, oczywiście cały czas, korzystając z osłon.
"To może byc dobry pomysł" pomyślała "Zobaczymy jak mi pójdzie jego realizacja..."
To, co w opisie---
Szybko myślała co zrobić- "Trzeba działać szybko, zanim nas zdziesiatkują. Ale jestem sama jedna, niech to cholera " zaklęła w duchu. Zdecydowała się, klucząc i skradając się, na tyle, ile to możliwe, przy dość szybkim poruszaniu się, podążyć za bandytami. Wykorzystywała drzewa i krzaki, podążając za ofiarami. Zamierzała stworzyć iluzję większej ilość łuczników- będzie się przemieszczała, w jedną i druga strone, oczywiście cały czas, korzystając z osłon.
"To może byc dobry pomysł" pomyślała "Zobaczymy jak mi pójdzie jego realizacja..."
To, co w opisie---
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
Chcąc, nie chcąc znalazł się samym środku bitwy. Nie był jakimś szczególnie dobrym szermierzem, ale za laika w tej sztuce też się nie uważał. Widząc dwóch przeciwników szarżujących prosto na niego przyjął pozycję obronną. Ostatnio, przy eksterminacji obozu bandytów zdarzyła się podobna sytuacja i akolita w pewnym momencie starcia miał spore trudności z powaleniem przeciwników. Nie chciał, by ta sytuacja powtórzyła się i dzisiaj. Dlatego właśnie wolał poczekać i przygotować się do sparowania ciosów, niż próbować uderzyć jako pierwszy. Miecz trzymał z najmocniej jak potrafił, nie chciał by siła ciosu napastnika wyprowadziła go z równowagi. Gdy padło pierwsze uderzenie, zgodnie ze swoją nowo obraną taktyką próbuje parować cios. To samo tyczy się drugiego napastnika. Atakuje dopiero wtedy, gdy ma pewność, że trafi w pseudo-najmitów. Nie celuje w żadne konkretne miejsca na ciele. Kieruje się bardziej zasadą "jedno cięcie - jeden zabity".
Chcąc, nie chcąc znalazł się samym środku bitwy. Nie był jakimś szczególnie dobrym szermierzem, ale za laika w tej sztuce też się nie uważał. Widząc dwóch przeciwników szarżujących prosto na niego przyjął pozycję obronną. Ostatnio, przy eksterminacji obozu bandytów zdarzyła się podobna sytuacja i akolita w pewnym momencie starcia miał spore trudności z powaleniem przeciwników. Nie chciał, by ta sytuacja powtórzyła się i dzisiaj. Dlatego właśnie wolał poczekać i przygotować się do sparowania ciosów, niż próbować uderzyć jako pierwszy. Miecz trzymał z najmocniej jak potrafił, nie chciał by siła ciosu napastnika wyprowadziła go z równowagi. Gdy padło pierwsze uderzenie, zgodnie ze swoją nowo obraną taktyką próbuje parować cios. To samo tyczy się drugiego napastnika. Atakuje dopiero wtedy, gdy ma pewność, że trafi w pseudo-najmitów. Nie celuje w żadne konkretne miejsca na ciele. Kieruje się bardziej zasadą "jedno cięcie - jeden zabity".
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil pewnie i tak zadeklarował by chęć podążenia za Brochem, więc kontynuuję akcję.
Ninerl
Ruszyłaś naprzód drogą. Wyminęłaś zagajnik i skręciłaś za nim w prawo, tam gdzie spodziewałaś się znaleźć dwóch bandytów.
Przeczucie nie zmyliło cię. Wdrapali się właśnie na skarpę i z naładowanymi kuszami od północy ruszali do lasku aby wspomóc towarzyszy. Gdy ich zobaczyłaś jeden znikał już właśnie między drzewami, drugi jednak cię zauważył. Skręcając z drogi w nierówny teren musiałaś zwolnić co dało mu czas na wymierzenie kuszy. Z odległości pięciu metrów ciężko było nie trafić. Bełt ugodził cię w lewe górne ramię. Zaklęłaś z bólu. Kusznik dobywszy miecza skoczył ku tobie by cię dobić. Po raz kolejny przeklęłaś. Akurat wszyscy zajęci byli walką w lasku i wiedziałaś, że nikt z kompanii nie zauważy cię i nie przyjdzie na pomoc. Ujrzałaś nad sobą opadające już ostrze gdy bandyta zauważył uciekających z lasku swoich kompanów. Ta chwila wystarczyła. Chwyciłaś za miecz i rozcięłaś mu pierś a jego ostrze upadło koło ciebie. On sam jęknął, przewrócił na plecy i próbując zatamować krew wił się w piachu pod twoimi nogami.
Broch, Ravandil
Weszliście razem między drzewa.
Ravandil, osłaniany tarczą potężnego wojownika szedł z naciągniętym łukiem. Przedarłszy się przez wyjątkowo gęstą kępę krzaków ujrzeliście walczących. Napadnięci na wasz widok zakrzyknęli radośnie i przeszli do kontrofensywy. Szlachcic ranny w ramię wymachując szablą napierał na przeciwników krzycząc po swojemu:
- Aye Molachae!
Stary wąsaty rycerz zwarł się z jednym z przeciwników. Bez namysłu olbrzymi middenlandczyk podszedł i zagłębił miecz w plecy bandyty. Buchnęła krew. Gdy ten osuwał się na ziemię, Broch poprawił niemal odrąbując mu głowę. Ochlapany posoką rycerz podziękował gestem i obaj rzucili się w sukurs szlachcicowi. Ten właśnie wytrącił miecz przeciwnikowi i bandyci rzucili się do ucieczki. Ravandil zdołał zdjąć dwóch kolejnych ze swojego łuku. W oddali Broch dostrzegł Konrada, który właśnie został trafiony.
- Lewa! – rzucił jeszcze do elfa najemnik i skierował się w stronę akolity.
Abbie
W ostatniej chwili udało ci się rzucić zaklęcie. Impet świetlistych kul odrzucił obu napastników. Sama natomiast, wyczerpana po walce zsunęłaś się ze swego wierzchowca na ziemię. Leżałaś chwilę zbierając siły. Słońce miło ogrzewało twoje ciało.
Konrad
Szybkimi uderzeniami swego miecza położyłeś dwóch bandytów i w chaosie bitwy starłeś się w końcu z szefem bandy. Z coraz większym trudem parowałeś jego cięcia. Był silny, zdecydowanie silniejszy od ciebie i zdeterminowany by cię zabić. W pewnym momencie dowódca bandytów doskoczył pochylony i poziomym cięciem rozorał ci lewy bok. Syknąłeś z bólu i uklęknąłeś na jedno kolano. Gdy herszt miał zadać ostateczny cios, nagle zza krzaków wyszedł niczym zjawa Broch z pokrwawionym mieczem. Tego było już za dużo dla szefa bandy.
Wszyscy
Dowódca bandytów wypadł na drogę i przywołał swego konia. Ravandil uwolnił strzałę, jednak odległość była za duża. Szef bandy wskoczył na wierzchowca i popędzając konia pomknął na łeb na szyję drogą w stronę Averheimu.
Za nim wyleciał z zagajnika jeszcze jeden bandyta i dosiadł uwiązanego do drzewa konia szlachcica. Zdołał ujechać może kilkanaście metrów gdy przywiązane do swego pana zwierzę zrzuciło go na drogę. Zrzucony podniósł się i czmychnął w las po lewej stronie.
Trzech bandytów, w tym dwóch bez broni uciekało ku północnej stronie lasku. Opuściwszy drzewa zsunęli się ze skarpy i ścigani strzałami elfa oraz bełtami sługi szlachcica zwiewali na przełaj przez pole.
Kiedy ucichła pulsująca w głowach krew, wystrzały i okrzyki, usłyszeliście tętent kopyt. Od strony zajazdu „Pod Psem” pędzili strażnicy na wypoczętych, zapewne zarekwirowanych jakiejś karawanie koniach. Siódemka cieni cwałując pomknęła w stronę walki. Trzech od razu rzuciło się w pościg za dowódcą bandytów, trzech zjechało ze skarpy ścigając uciekających przez pole.
Ochłonęliście nieco oglądając rany. Konrad miał nieco rozcięty bok. Miecz przeszedł przez mięso i rana nie była groźna ale póki co krwawiła nieźle. Ninerl pocisk kusznika rozorał górne lewe ramię. Ręka drętwiała i krwawiła. Tej rany sama sobie nie opatrzy.
Pocieszaliście się tym, że bandyci zostali odparci. Kilku zostało zabitych przez was. Trzech pozostałych było ciężko rannych: jeden z przestrzelonym przez Ninerl obojczykiem, drugi z rozciętą przez elfkę piersią, trzeci zmasakrowany przez rycerza.
Ninerl
Ruszyłaś naprzód drogą. Wyminęłaś zagajnik i skręciłaś za nim w prawo, tam gdzie spodziewałaś się znaleźć dwóch bandytów.
Przeczucie nie zmyliło cię. Wdrapali się właśnie na skarpę i z naładowanymi kuszami od północy ruszali do lasku aby wspomóc towarzyszy. Gdy ich zobaczyłaś jeden znikał już właśnie między drzewami, drugi jednak cię zauważył. Skręcając z drogi w nierówny teren musiałaś zwolnić co dało mu czas na wymierzenie kuszy. Z odległości pięciu metrów ciężko było nie trafić. Bełt ugodził cię w lewe górne ramię. Zaklęłaś z bólu. Kusznik dobywszy miecza skoczył ku tobie by cię dobić. Po raz kolejny przeklęłaś. Akurat wszyscy zajęci byli walką w lasku i wiedziałaś, że nikt z kompanii nie zauważy cię i nie przyjdzie na pomoc. Ujrzałaś nad sobą opadające już ostrze gdy bandyta zauważył uciekających z lasku swoich kompanów. Ta chwila wystarczyła. Chwyciłaś za miecz i rozcięłaś mu pierś a jego ostrze upadło koło ciebie. On sam jęknął, przewrócił na plecy i próbując zatamować krew wił się w piachu pod twoimi nogami.
Broch, Ravandil
Weszliście razem między drzewa.
Ravandil, osłaniany tarczą potężnego wojownika szedł z naciągniętym łukiem. Przedarłszy się przez wyjątkowo gęstą kępę krzaków ujrzeliście walczących. Napadnięci na wasz widok zakrzyknęli radośnie i przeszli do kontrofensywy. Szlachcic ranny w ramię wymachując szablą napierał na przeciwników krzycząc po swojemu:
- Aye Molachae!
Stary wąsaty rycerz zwarł się z jednym z przeciwników. Bez namysłu olbrzymi middenlandczyk podszedł i zagłębił miecz w plecy bandyty. Buchnęła krew. Gdy ten osuwał się na ziemię, Broch poprawił niemal odrąbując mu głowę. Ochlapany posoką rycerz podziękował gestem i obaj rzucili się w sukurs szlachcicowi. Ten właśnie wytrącił miecz przeciwnikowi i bandyci rzucili się do ucieczki. Ravandil zdołał zdjąć dwóch kolejnych ze swojego łuku. W oddali Broch dostrzegł Konrada, który właśnie został trafiony.
- Lewa! – rzucił jeszcze do elfa najemnik i skierował się w stronę akolity.
Abbie
W ostatniej chwili udało ci się rzucić zaklęcie. Impet świetlistych kul odrzucił obu napastników. Sama natomiast, wyczerpana po walce zsunęłaś się ze swego wierzchowca na ziemię. Leżałaś chwilę zbierając siły. Słońce miło ogrzewało twoje ciało.
Konrad
Szybkimi uderzeniami swego miecza położyłeś dwóch bandytów i w chaosie bitwy starłeś się w końcu z szefem bandy. Z coraz większym trudem parowałeś jego cięcia. Był silny, zdecydowanie silniejszy od ciebie i zdeterminowany by cię zabić. W pewnym momencie dowódca bandytów doskoczył pochylony i poziomym cięciem rozorał ci lewy bok. Syknąłeś z bólu i uklęknąłeś na jedno kolano. Gdy herszt miał zadać ostateczny cios, nagle zza krzaków wyszedł niczym zjawa Broch z pokrwawionym mieczem. Tego było już za dużo dla szefa bandy.
Wszyscy
Dowódca bandytów wypadł na drogę i przywołał swego konia. Ravandil uwolnił strzałę, jednak odległość była za duża. Szef bandy wskoczył na wierzchowca i popędzając konia pomknął na łeb na szyję drogą w stronę Averheimu.
Za nim wyleciał z zagajnika jeszcze jeden bandyta i dosiadł uwiązanego do drzewa konia szlachcica. Zdołał ujechać może kilkanaście metrów gdy przywiązane do swego pana zwierzę zrzuciło go na drogę. Zrzucony podniósł się i czmychnął w las po lewej stronie.
Trzech bandytów, w tym dwóch bez broni uciekało ku północnej stronie lasku. Opuściwszy drzewa zsunęli się ze skarpy i ścigani strzałami elfa oraz bełtami sługi szlachcica zwiewali na przełaj przez pole.
Kiedy ucichła pulsująca w głowach krew, wystrzały i okrzyki, usłyszeliście tętent kopyt. Od strony zajazdu „Pod Psem” pędzili strażnicy na wypoczętych, zapewne zarekwirowanych jakiejś karawanie koniach. Siódemka cieni cwałując pomknęła w stronę walki. Trzech od razu rzuciło się w pościg za dowódcą bandytów, trzech zjechało ze skarpy ścigając uciekających przez pole.
Ochłonęliście nieco oglądając rany. Konrad miał nieco rozcięty bok. Miecz przeszedł przez mięso i rana nie była groźna ale póki co krwawiła nieźle. Ninerl pocisk kusznika rozorał górne lewe ramię. Ręka drętwiała i krwawiła. Tej rany sama sobie nie opatrzy.
Pocieszaliście się tym, że bandyci zostali odparci. Kilku zostało zabitych przez was. Trzech pozostałych było ciężko rannych: jeden z przestrzelonym przez Ninerl obojczykiem, drugi z rozciętą przez elfkę piersią, trzeci zmasakrowany przez rycerza.
Ostatnio zmieniony czwartek, 24 maja 2007, 13:52 przez Vibe, łącznie zmieniany 1 raz.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Werner Broch
Szybko się skończyło. Za szybko. Middenlandczyk jak zwykle był niezadowolony z przebiegu bitwy. Znów nie zdążył ubić tylu, ilu zamierzał. Może gdyby nie wpadł na ten beznadziejny pomysł z kuszą, statystyki jego udziału w tej bitce wyglądały by dużo lepiej. Nie zamierzał się tym teraz przejmować. Stał naprzeciw Konrada trzymającego się za ranę i krzywiącego z bólu.
- Wyliżesz się, to tylko niegroźne draśnięcie. - rzucił do przyjaciela. Wiedział doskonale, że akolita zna się trochę na leczeniu i za chwilę poradzi sobie ze swoją raną. Zresztą, nie tylko swoją. W kolejce czekała jeszcze Ninerl, której rana wyglądała dużo paskudniej.
Broch zagwizdał w charakterystyczny sposób na Gevaudana i ten po chwili przybiegł do swego pana. Tuz za nim dojechała Elissa na luzaku. Najemnik szybko i precyzyjnie zaczął przeszukiwać ciała bandytów. Liczył na jakieś pieniądze i być może biżuterię. Jeśli coś udało mu się znaleźć, podzielił po równo między towarzyszy i zabrał się za czyszczenie okrwawionego miecza używając tuniki jednego z martwych. W pierwszym zamyśle miał zamiar dobić rannych, ale zjawili się strażnicy dróg więc niech oni teraz myślą co z nimi zrobić. Widząc zaciętość na ich twarzach, rosły middenlandczyk doszedł do wniosku, że cios mieczem byłby aktem łaski zważając na to, co spotka ich z rąk strażników.
Szybko się skończyło. Za szybko. Middenlandczyk jak zwykle był niezadowolony z przebiegu bitwy. Znów nie zdążył ubić tylu, ilu zamierzał. Może gdyby nie wpadł na ten beznadziejny pomysł z kuszą, statystyki jego udziału w tej bitce wyglądały by dużo lepiej. Nie zamierzał się tym teraz przejmować. Stał naprzeciw Konrada trzymającego się za ranę i krzywiącego z bólu.
- Wyliżesz się, to tylko niegroźne draśnięcie. - rzucił do przyjaciela. Wiedział doskonale, że akolita zna się trochę na leczeniu i za chwilę poradzi sobie ze swoją raną. Zresztą, nie tylko swoją. W kolejce czekała jeszcze Ninerl, której rana wyglądała dużo paskudniej.
Broch zagwizdał w charakterystyczny sposób na Gevaudana i ten po chwili przybiegł do swego pana. Tuz za nim dojechała Elissa na luzaku. Najemnik szybko i precyzyjnie zaczął przeszukiwać ciała bandytów. Liczył na jakieś pieniądze i być może biżuterię. Jeśli coś udało mu się znaleźć, podzielił po równo między towarzyszy i zabrał się za czyszczenie okrwawionego miecza używając tuniki jednego z martwych. W pierwszym zamyśle miał zamiar dobić rannych, ale zjawili się strażnicy dróg więc niech oni teraz myślą co z nimi zrobić. Widząc zaciętość na ich twarzach, rosły middenlandczyk doszedł do wniosku, że cios mieczem byłby aktem łaski zważając na to, co spotka ich z rąk strażników.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Marynarz
- Posty: 240
- Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Kraków
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Abbie
Białowłosa dziewczyna leżała chwilę w słońcu zbierając siły. Czuła się już trochę lepiej choć wciąż kołowało jej się nieco w głowie. Zebrała się w końcu i dosiadła swego wierzchowca. Podjechała bliżej cąłego pobojowiska i dostrzegła rannych Konrada i Ninerl. Skierowała się najpierw w stronę elfki, po czym rzekła:
- Jeśli chcesz, to przy użyciu magii mogę spróbować wyleczyć twoją ranę... - czarodziejka sądziła że należy najpierw spytać, gdyż Ninerl była dość mocno do niej uprzedzona i trochę dziwnie by to wyglądało, gdyby Abbie nagle podeszła do niej i zaczęła leczyć przy użyciu technik poznanych na Uniwersytecie w Altdorfie. Bez wątpienia chciała jej pomóc i w małym choćby stopniu zmniejszyć poziom nieufności wobec siebie.
Jeśli Ninerl się zgodziła, Abbie zsiadła z konia, wypowiedziała słowa czaru i przyłożyła prawą rękę do rany elfki. Miała nadzieję, że będzie mogła jej pomóc. W ten sam sposób, jeśli oczywiście Konrad jej na to pozwolił, próbowała pomóc akolicie. Następnie postanowiła odpocząć nieco po starciu w którym uczestniczyli. Oparła się o pobliskie drzewo i obserwowała okolicę, jednocześnie słuchając co mają do powiedzenia inni.
Białowłosa dziewczyna leżała chwilę w słońcu zbierając siły. Czuła się już trochę lepiej choć wciąż kołowało jej się nieco w głowie. Zebrała się w końcu i dosiadła swego wierzchowca. Podjechała bliżej cąłego pobojowiska i dostrzegła rannych Konrada i Ninerl. Skierowała się najpierw w stronę elfki, po czym rzekła:
- Jeśli chcesz, to przy użyciu magii mogę spróbować wyleczyć twoją ranę... - czarodziejka sądziła że należy najpierw spytać, gdyż Ninerl była dość mocno do niej uprzedzona i trochę dziwnie by to wyglądało, gdyby Abbie nagle podeszła do niej i zaczęła leczyć przy użyciu technik poznanych na Uniwersytecie w Altdorfie. Bez wątpienia chciała jej pomóc i w małym choćby stopniu zmniejszyć poziom nieufności wobec siebie.
Jeśli Ninerl się zgodziła, Abbie zsiadła z konia, wypowiedziała słowa czaru i przyłożyła prawą rękę do rany elfki. Miała nadzieję, że będzie mogła jej pomóc. W ten sam sposób, jeśli oczywiście Konrad jej na to pozwolił, próbowała pomóc akolicie. Następnie postanowiła odpocząć nieco po starciu w którym uczestniczyli. Oparła się o pobliskie drzewo i obserwowała okolicę, jednocześnie słuchając co mają do powiedzenia inni.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Konrad z Boven
Niektóre sytuacje zdecydowanie lubią się powtarzać w życiu Konrada. Szczególnie ta, w której jest o krok od śmierci. Pocieszał się jedynie tym, że dowódca nie był byle jakim przeciwnikiem i sam fakt, że wyszedł w miarę cało z tego starcia oznacza sukces. Co prawda byłby on znacznie większy, gdyby jego trup właśnie leżał pod nogami akolity, ale nie to było teraz ważne. Zwyciężyli i to się tylko liczyło.
Spojrzał na swoją ranę. Było tak jak mówił Broch - do zagojenia się, szczególnie biorąc pod uwagę, skromną bo skromną ale jednak, wiedzę Konrada na temat medycyny. Na razie postanowił wytrzymać jakoś ten ból i w pierwszej kolejności pomóc Ninerl, której obrażenia były zdecydowanie bardziej groźne dla zdrowia niż jego. Niestety, dobre chęci Konrada wyprzedziła Abbie ze swoją propozycją wyleczenia rany za pomocą czaru. Chociaż walka już ucichła, w Konradzie wszystko zaczęło się na nowo kotłować. Podszedł do elfki, delikatnie wpychając się się przed czarodziejkę.
Zobacz co u tego rycerza i szlachcica, tą raną ja się zajmę - powiedział do niej nie patrząc jej na twarz, tylko zrywając kawałek ubranie Ninerl, mające posłużyć za opatrunek. Jeśli Abbie jeszcze nie ruszyła dodał: Czy do rzucania na nich czarów potrzebujesz jakiegoś specjalnego zaproszenia?. Gdy w końcu blondwłosa dziewczyna zniknęła gdzieś dalej, zaczął do elfki półszeptem, dalej zajmując się raną:
Przypomnij mi, żebym w Averheim kupił jakieś porządniejsze bandaże, ubrania niezbyt się nadają do ich roli. Wydajesz się zachartowana, więc nie będzie dla Ciebie straszną wiadomością fakt, że noga może boleć. W razie szczególnie okropnego bólu czy innych komplikacji zgłoś się do mnie, zobaczę co będę mógł zrobić. W razie czego poszukamy jakiegoś medyka. A teraz Ty zrób coś dla mnie i powiedz mi czy nasza nowopoznana koleżanka rzuciła już ten swój cholerny czar?
Po odpowiedzi od Ninerl zajął się swoją raną, w razie potrzeby prosząc o pomoc (np. w przytrzymaniu "bandaży") któregoś z towarzyszy.
Niektóre sytuacje zdecydowanie lubią się powtarzać w życiu Konrada. Szczególnie ta, w której jest o krok od śmierci. Pocieszał się jedynie tym, że dowódca nie był byle jakim przeciwnikiem i sam fakt, że wyszedł w miarę cało z tego starcia oznacza sukces. Co prawda byłby on znacznie większy, gdyby jego trup właśnie leżał pod nogami akolity, ale nie to było teraz ważne. Zwyciężyli i to się tylko liczyło.
Spojrzał na swoją ranę. Było tak jak mówił Broch - do zagojenia się, szczególnie biorąc pod uwagę, skromną bo skromną ale jednak, wiedzę Konrada na temat medycyny. Na razie postanowił wytrzymać jakoś ten ból i w pierwszej kolejności pomóc Ninerl, której obrażenia były zdecydowanie bardziej groźne dla zdrowia niż jego. Niestety, dobre chęci Konrada wyprzedziła Abbie ze swoją propozycją wyleczenia rany za pomocą czaru. Chociaż walka już ucichła, w Konradzie wszystko zaczęło się na nowo kotłować. Podszedł do elfki, delikatnie wpychając się się przed czarodziejkę.
Zobacz co u tego rycerza i szlachcica, tą raną ja się zajmę - powiedział do niej nie patrząc jej na twarz, tylko zrywając kawałek ubranie Ninerl, mające posłużyć za opatrunek. Jeśli Abbie jeszcze nie ruszyła dodał: Czy do rzucania na nich czarów potrzebujesz jakiegoś specjalnego zaproszenia?. Gdy w końcu blondwłosa dziewczyna zniknęła gdzieś dalej, zaczął do elfki półszeptem, dalej zajmując się raną:
Przypomnij mi, żebym w Averheim kupił jakieś porządniejsze bandaże, ubrania niezbyt się nadają do ich roli. Wydajesz się zachartowana, więc nie będzie dla Ciebie straszną wiadomością fakt, że noga może boleć. W razie szczególnie okropnego bólu czy innych komplikacji zgłoś się do mnie, zobaczę co będę mógł zrobić. W razie czego poszukamy jakiegoś medyka. A teraz Ty zrób coś dla mnie i powiedz mi czy nasza nowopoznana koleżanka rzuciła już ten swój cholerny czar?
Po odpowiedzi od Ninerl zajął się swoją raną, w razie potrzeby prosząc o pomoc (np. w przytrzymaniu "bandaży") któregoś z towarzyszy.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [Warhammer] Spisek w Bogenhafen
Ravandil
Razem z Brochem ruszył w wir walki. Taktyka była prosta - Najemnik walczy w zwarciu, a elf go osłania. I trzeba przyznać, że ta taktyka jak najbardziej się sprawdziła. Żaden bandyta nie mógł nie skapitulować przed mężczyzną o wyglądzie niedźwiedzia i szaleństwem w oczach i przed gradem strzał wypuszczanym z łuku. We dwójkę szło im dość łatwo. Szczęśliwie udało im się w porę pomóc rycerzowi i ruszyć z odsieczą szlachcicowi. Niestety mniej szczęścia miał Konrad - Ravandil kątem oka dostrzegł, że Akolita dostał, miał jednak nadzieję, że to niezbyt groźna rana. Szczęśliwie resztę zgrai udało się szybko spacyfikować, jednak zwiadowcy było żal, że strzała wypuszczona w dowódcę grupy nie dosięgła celu. -Niech to szlag trafi... Coś czuję, że będziemy jeszcze mieli do czynienia z tym typkiem- Rzadko się denerwował, ale zirytował się, że jego łucznicze zdolności tym razem go zawiodły. Westchnął cicho i objął wzrokiem pole bitwy. Było nieciekawie. Kilka zmasakrowanych trupów, mnóstwo krwi i ranni towarzysze. Bilans gorszy, niż tego dnia, gdy rozpoczęli wspólna podróż. Na szczęście wyglądało na to, że Abbie może pomóc Konradowi i Ninerl, sam zresztą też znał się trochę na bandażowaniu -Jeśli potrzeba, to mogę pomóc was opatrzeć... Robiłem to już kilka razy- Gdy reszta zajęła się ranami (lub później, jeśli też pomagał), przyprowadził swojego konia, który jak gdyby nigdy nic pasł się gdzieś po drugiej stronie drogi. W tym momencie zauważył rannych -Co z nimi zrobimy? Wiem, że to szumowiny, ale skoro nie zginęli od razu to czy powinniśmy tak po prostu ich tak zostawić? Musimy podjąć jakąś decyzję- Wziął głęboki oddech i siadł na miękkiej trawie, po czym pociągnął solidny łyk wody z bukłaka. Trzeba było poczekać, aż wszyscy będą gotowi do drogi.
Przepraszam, że poprzednio nie odpisałem, ale w środę nie załapałem się na update, a wczoraj forum zaczęło działać, jak już mnie nie było. Ale teraz już będzie wszystko w odpowiednim czasie
Razem z Brochem ruszył w wir walki. Taktyka była prosta - Najemnik walczy w zwarciu, a elf go osłania. I trzeba przyznać, że ta taktyka jak najbardziej się sprawdziła. Żaden bandyta nie mógł nie skapitulować przed mężczyzną o wyglądzie niedźwiedzia i szaleństwem w oczach i przed gradem strzał wypuszczanym z łuku. We dwójkę szło im dość łatwo. Szczęśliwie udało im się w porę pomóc rycerzowi i ruszyć z odsieczą szlachcicowi. Niestety mniej szczęścia miał Konrad - Ravandil kątem oka dostrzegł, że Akolita dostał, miał jednak nadzieję, że to niezbyt groźna rana. Szczęśliwie resztę zgrai udało się szybko spacyfikować, jednak zwiadowcy było żal, że strzała wypuszczona w dowódcę grupy nie dosięgła celu. -Niech to szlag trafi... Coś czuję, że będziemy jeszcze mieli do czynienia z tym typkiem- Rzadko się denerwował, ale zirytował się, że jego łucznicze zdolności tym razem go zawiodły. Westchnął cicho i objął wzrokiem pole bitwy. Było nieciekawie. Kilka zmasakrowanych trupów, mnóstwo krwi i ranni towarzysze. Bilans gorszy, niż tego dnia, gdy rozpoczęli wspólna podróż. Na szczęście wyglądało na to, że Abbie może pomóc Konradowi i Ninerl, sam zresztą też znał się trochę na bandażowaniu -Jeśli potrzeba, to mogę pomóc was opatrzeć... Robiłem to już kilka razy- Gdy reszta zajęła się ranami (lub później, jeśli też pomagał), przyprowadził swojego konia, który jak gdyby nigdy nic pasł się gdzieś po drugiej stronie drogi. W tym momencie zauważył rannych -Co z nimi zrobimy? Wiem, że to szumowiny, ale skoro nie zginęli od razu to czy powinniśmy tak po prostu ich tak zostawić? Musimy podjąć jakąś decyzję- Wziął głęboki oddech i siadł na miękkiej trawie, po czym pociągnął solidny łyk wody z bukłaka. Trzeba było poczekać, aż wszyscy będą gotowi do drogi.
Przepraszam, że poprzednio nie odpisałem, ale w środę nie załapałem się na update, a wczoraj forum zaczęło działać, jak już mnie nie było. Ale teraz już będzie wszystko w odpowiednim czasie

