[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl
W miarę, jak do jej uszu docierał opis Averlandu i jego mieszkańców, mina jej trochę zrzedła. "O, nie, tylko nie spiski i intrygi. Tylko nie to..." myślała "No, ale trudno skoro już się zgodziłam".
Schowała sakiewkę- w najbliższym czasie postanowiła dobrze ukryć pieniądze. "Tak, na wszelki wypadek" pomyślała.
Na widok karafki, przełknęła ślinę. "Tylko nie wino" jękneła w duchu. Chwyciła kieliszek, starając się powstrzymać grymas wstrętu. Miała nadzieję, że książę nic nie zauważył. Wzię głęboki oddech i przełknęła odrobinę, powstrzymując mdłości. Jeden kieliszek była w stanie wypić, ale nie więcej...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Z uwagą wysłuchał słów von Raukowa. Szczególnie zainteresował go fragment wypowiedzi mówiący o mieszkańcach Averlandu. Wiedział, że wykonując to zadanie będą musieli wykazać się szczególną ostrożnością, by nie paść ofiarą porywczości Averów. O swoje zachowanie się raczej nie martwił, bo raczej zachowywał się z rozwagą, ale mimowolny dreszcz przeszedł go po plecach, gdy kątem oka spojrzał na Brocha. "Wygląda na to, że on może być porywczy jeszcze bardziej od nich... Nie nadawali by się na partnerów do rozmowy. Mam nadzieję, że Konradowi uda się trochę wpłynąć na Wernera... To bardzo silna osobowość, mam nadzieję, że nie będziemy mieć w związku z tym żadnych kłopotów". Część mowy von Raukowa odnosząca się do intryg i spisków Averów również nie dawała zbytnich powodów do optymizmu. Jak do tej pory, Ravandil niechętnie angażował się z rozmaite kombinacje i spiski. Preferował otwarte i uczciwe działanie, zresztą gubił się w intrygach. Uważał, że to dobre raczej dla ludzi, ewentualnie dla niziołków, przypominając sobie w tym momencie klan Zieleniaków. "No ładnie, z jednej intrygi wpadliśmy w drugą... A przecież nie jestem szpiegiem, tylko zwiadowcą". Miał nadzieję, że jego zadanie skończy się na kwestiach czysto militarno-geograficznych. Wypad do Averlandu, rozpoznanie terenu, zaplecza militarnego i nastrojów ludności - na to liczył. Polityczne intrygi nie były dla niego. Von Raukowa skończył mówić i spojrzał się na elfa. -Zrobię wszystko, co w mojej mocy panie, by cię nie zawieść- Powiedział w odpowiedzi na ostatnie zdania Księcia. W tym momencie ochroniarz wręczył mu sakiewkę ze złotem. Była dość ciężka, wypchana po brzegi pieniędzmi. Ravandil niedbałym ruchem umieścił mieszek w plecaku. "Lepiej nie nosić takich pieniędzy na widoku... Przynajmniej nie w tym mieście". Elf wziął kieliszek podany mu przez Kurta z lekkim grymasem na twarzy. -Za powodzenie naszej misji- odpowiedział na toast von Raukowa. Spojrzenie Księcia mówiło wszystko - że na tym się nie skończy. Ravandil wypił szybko swoją porcję wina i odłożył kieliszek. -Dziękuję, więcej nie wypiję, bo muszę być w pełni sił na jutrzejszy dzień, mam nadzieję, że to rozumiesz, panie- Spojrzał na von Raukowa, licząc na jego wyrozumiałość. Wiedział, że z ludźmi tego pokroju lepiej nie zadzierać.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

- A ja tam się napiję jeszcze...
- rzucił wesoło Broch odkładając pusty kieliszek i podsuwając von Raukowowi by ten nalał mu jeszcze raz to samo. - W końcu nie zawsze ma się okazję pić w książecym towarzystwie - puścił oczko do porzyjaciela i uśmiechnął się szeroko odkrywając rządek białych, równych zębów.
W międzyczasie najemnik schował do torby pieniądze otrzymane od ostlandzkiego ochroniarza. Nie liczył nawet - wiedział dobrze że suma się zgadza. Pieniądze przydadzą się na zakup prowiantu na podróż, w końcu do Averheim daleka droga. Słysząc że Ninerl spytała o Averland, Broch nie mógł się powstrzymać i wtrącił swoje.
- Książę zapomniał dodać, żeby nie robić interesów z tamtejszymi kupcami, nie zadzierać ze strażą i nigdy nie ufać averskim kobietom. Coś o tym wiem... - na jego twarzy znów pojawił się uśmiech, tym razem nieco bardziej ironiczny.
Broch był parę razy w Averheim, w większości przypadków zawsze pakował się w jakieś kłopoty, oczywiście, jak sam twierdził, nie z własnej winy. Averzy byli jak dla niego dość niezrównoważeni emocjonalnie, a najemnik z kolei nie należał do ludzi którzy dają sobą pomiatać.
Z rozmyślań wyrwał go kolejny toast von Raukowa. Najemnik wypił trunek kolejny raz, przetarł usta dłonią, po czym postawił kieliszek do góry dnem, gdy książe chciał polać następną kolejkę.
- Na dzisiaj wystarczy, przyjacielu... - dwóch kieliszków słabego wina Broch nawet nie poczuł, jednak mieli wobec księcia pewne zobowiązania i należało zbastować z piciem. Przynajmniej dzisiaj. - Tak jak wspomniał Ravandil musimy być trzeźwi na ciele i umyśle skoro mamy wyruszyć jutro z rana. Przed nami długa podróż i jeśli to wszystko, panie, to pójdziemy już przygotowywać się do wyjazdu...
Po tych słowach wstał, pożegnał się z von Raukowem i wyszedł udając się do karczmy "Kot Bury". Miał zamiar pogadać z Amosem o zapasach żywności na podróż.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Akolita nie zamierzał być gorszy i też wychylił kieliszek wina. Na drugi już nie miał ochoty, i tak w ciągu ostatnich dwóch dni wyrobił swoją tygodniową normę wypitego alkoholu. Dalej rozmyślał nad tym jak powiedzieć reszcie, że nie zamierza jakoś szczególnie wyruszyć do Averlandu. Sprawa była o tyle trudna, że dostał już swoją zaliczkę. Nawet jeśli nie pojedzie, to co zrobić z tymi pieniędzmi? Oddać księciu? Wtedy uzna akolitów Sigmara za nielojalnych, leniwych, czy tchórzliwych. Zatrzymać je? Wtedy wyjdzie na to, że je ukradł. A książe sam podobno jako chyba jeden z nielicznych bogatych, wydaje się być uczciwym człowiekiem.
Wyszedł jako ostatni. Przez chwilę jeszcze spojrzał na księcia, ale szybko tego zaprzestał, nie chciał by padło z jego ust przypadkiem pytanie "W czymś jeszcze mogę pomóc?". Przez chwilę jeszcze się zastanawiał czy to powiedzieć, w końcu jednak usta jakby same się otwarły.
Słuchajcie, być może mamy mały kłopot. - elfy i najemnik spojrzeli na niego pytającym wzrokiem. Zabijanie zwierzoczłeków, szczuroludzi, orków czy jeszcze jakiego innego paskudztwa - zgoda. Eksterminacja obozu bandytów wyjętych spod prawa - zgoda. Ale udzielanie się po jednej stronie w wojnie domowej - nie zgadzam się. Być może nie przyjdzie nam walczyć, choć wątpię. Ale sam fakt, że mam w czymś takim brać udział już jest dla mnie okropieństwem. Zapewne mało was to interesuje, ale Sigmar wyraźnie nakazał, że jedność Imperium jest najwyższym dobrem. A ja go słucham, czy tego chcę, czy nie. W tym przypadku akurat chcę. W skrócie - raczej z wami nie pojadę.
Akolita rozglądał się po towarzyszach. Szczególnie czekał na moment, w którym głos zabierze Broch.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

Najemnik mimochodem uniósł prawą brew gdy usłyszał o czym prawi akolita. Spojrzał na niego z zupełnym zdziwieniem.
- Chyba ostatnimi czasy zdecydowanie za dużo alkoholu wypiłeś Konradzie bo zaczynasz wygadywać jakieś dziwne rzeczy. - rzekł. - A kto powiedział że zamierzamy mieszać się w wojnę między Stirlandem a Averlandem? Ja bynajmniej nie zamierzam. Moja rola, tak jak i Ninerl i Twoja ma sprowadzać się jedynie do towarzyszenia Ravandilowi i EWENTUALNEJ pomocy gdyby coś się działo. Rav z kolei ma jedynie rozejrzeć się, pozbierać informacje i wysłać raport do księcia, więc nie wydaje mi się byśmy musieli opowiadać się zbrojnie po jednej ze stron. A co do orków, zwierzoludzi i innych pomiotów, to jak na każdej wojnie - jestem przekonany że poprzez skierowanie większości milicji i straży dróg do służby na froncie, averskie goścince zaroiły się od zielonoskórych i bandytów, tak więc i tam zapewne będziesz mógł kontynuować swą misję w imię Sigmara.
Broch poprawił miecz na plecach i raz jeszcze obrzucił akolitę spojrzeniem.
- Drużyna trzyma się razem, więc jedziesz z nami i to nie podlega dyskusji... Poza tym wziąłeś już pieniądze, a księciu się nie odmawia... Mnie zresztą również. - na twarzy Brocha pojawił się ironiczny uśmiech.
Najemnik uciął temat i Konrad dobrze wiedział, że sprawa została rozstrzygnięta. Broch nie przyjmował sprzeciwu zwłaszcza gdy wiedział że ma rację. Akolitą targały niepotrzebne wątpliwości co do słuszności tej wyprawy, ale Werner miał nadzieję, że wraz z ostatnim słowem udało mu się je rozwiać. Ba!, był tego pewien.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Była zdziwiona słowami Konrada- "to jak zabijał bandytów, którzy byli mieszkańcami Imperium, jakby na to nie patrzeć, to mu nie przeszkadzało? Ech, te ludzkie elastyczne skrupuły." Ninelr westchnęła- ta misja już zapowiadała się na skomplikowaną, a teraz jeszcze akolita wyskakuje z czymś takim..."Ech, to właśnie takie wiernopoddańcze służenie kapryśnym istotom znanym jako bogowie" pomyślała " I pomyśleć, że oni wszyscy pochodzą z Pustki".
Oświadczyła:- Ja się zgadzam z Wernerem, Konradzie. Nie zauważyłam, byś nie działał na rzecz Imperium. Co jest lepsze: obecna sytuacja czy zakończenie wojny domowej, do którgo być może się przczynimy?- popatrzyła przenikliwie na akolitę.- Jak dla mnie większe zagrożenie, to to co się dzieje teraz...- czekała na odpowiedź duchownego.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Elf z uwagą przyglądał się dyskusji pozostałych członków drużyny. Ton głosu Konrada wydawał mu się nieco dziwny i nie Ravandil do końca wiedział, jak ma się w tej sytuacji zachować. Nie uśmiechała mu sie wizja rozłączenia drużyny, a szczególnie Konrada i Brocha, którzy tyle razem przeżyli, a teraz mają się spierać z powodu JEGO misji. Wziął głęboki oddech i odezwał się zaraz po tym, jak Ninerl skończyła mówić -Oni mają rację Konradzie... Twoje obawy są raczej nieuzasadnione. Nie jedziemy przecież na wyprawę zbrojną, nie mam w planie zabijania kogokolwiek, to nie w moim stylu. Jeśli nam dobrze pójdzie, a na to liczę, to wykonamy zadanie łatwo, szybko i bez rozlewu krwi. Myślę, że to nie powinno kolidować z twoimi poglądami... Jeśli nie zrobimy nic i wybuchnie otwarta wojna, to dopiero wtedy jedność Imperium będzie zagrożona. Dlatego, Konradzie, musimy zrobić to delikatnie i ostrożnie. Możemy tylko pomóc. Obojętność jest gorsza niż śmierć- Ostatnie zdanie zabrzmiało nieco ostro, ale Ravandil chciał rozwiać u Konrada wszelkie wątpliwości. Wiedział, że drużyna musi stanowić jedność, jeśli nie chcą zepsuć tego zadania.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Vibe »

Po otrzymaniu pieniędzy i wypiciu kolejki trunku z księciem (w niektórych przypadkach nawet dwóch), opuściliście klub „Złoty Pstrąg” i udaliście się do gospody Amosa. W międzyczasie Konrad miał pewne obawy czy wasze poczynania i wyjazd są słuszne, jednak pozostała trójka skutecznie na niego wpłynęła i wszystko stało się jasne. Inaczej sprawa miała się z Antonovem, który poprzedniej nocy zniknął gdzieś i więcej go nie widzieliście. Widać miał ważniejsze sprawy na głowie niż przebywanie w waszym towarzystwie.

Gdy dotarliście do karczmy, Broch zagadnął Amosa o prowiant na podróż. Gospodarz postanowił wam pomóc i zapewnił, że nazajutrz wszystko będzie gotowe. Nie za darmo oczywiście, ale korona jaką musieliście zapłacić Amosowi nie miała w tym momencie większego znaczenia, w końcu trochę grosza przy sobie mieliście i nie zwracaliście uwagi na drobiazgi. Opłatę uiścił Broch, a Amos zabrał się za przygotowania. Resztę dnia spędziliście dość spokojnie – Konrad z Wernerem odwiedzili świątynie odpowiednio Sigmara i Ulryka, a Ninerl i Ravandil oddawali się rozmowom przy wspólnym stole, spędzając we własnym towarzystwie niemal całe popołudnie i wieczór.

Noc przyszła szybko i po dobrym śnie jaki wam przyniosła, nadszedł dzień wyjazdu. Zjedliście solidne śniadanie i przygotowaliście się do drogi. Koń juczny Brocha obładowany był dwoma workami pożywienia. Dzień był paskudny – od rana padał deszcz i wiał nieprzyjemny wiatr. Gdy opuszczaliście przyzajezdną stajnię, Amos wyszedł do was by się pożegnać.

- Niech Sigmar was prowadzi, przyjaciele! - rzucił. - W jukach macie ser, trochę wędlin, chleb, wino, wodę, suchary i trochę suszonego mięsa... Mam nadzieję, że to wystarczy na jakiś czas. A nawet jeśli nie, to na szlaku na pewno natraficie na jakiś zajazd. Bywajcie i spokojnej drogi! Uważajcie na siebie!


Na PW rozdałem wam punkty doświadcznia za pierwszą część przygody.

Jeśli kogoś dziwiłaby nieobecność na sesji hyjka, to poinformował mnie że odpisze dopiero w weekend.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

Nowy dzień przyniósł Brochowi minorowy nastrój. Pomijając fakt, że znów zasnął grubo po północy, pogoda raczej nie napawała optymizmem. Najpierw wykonał serię ćwiczeń, które utrzymywały go w wysokiej formie, a potem przepłukał się wodą przyniesioną przez służkę. W ciszy i skupieniu przygotowywał się do drogi. Na wełnianą koszulę zarzucił kolczugę, potem kirys. Sztylet, który zawsze dla bezpieczeństwa wkładał w nocy pod poduszkę, teraz wylądował w cholewie prawego buta. Swój miecz, ostrze towarzyszące mu od niemal siedemnastu lat zapiął na plecach. Wziął kuszę, kołczan i resztę swojego ekwipunku. Zszedł na dół.

Przy śniadaniu niewiele mówił, rozmyślając o tym, co może wydarzyć się na szlaku. Zmierzył kompanów wzrokiem. Najwyraźniej pogoda również wpłynęła na ich dość ponure nastroje. A może to nie pogoda? Może sam fakt wyjazdu do krainy trawionej wojną? Tego jednak rosły najemnik nie mógł odgadnąć. Dla niego samego było to bez różnicy. Widział tak wiele starć i bitew, że wobec wyjazdu do ogarniętego konfliktem Averlandu przechodził dość obojętnie i chłodno.

Po śniadaniu zarzucił na siebie płaszcz z dobrze wyprawionego wilczego futra i wyprowadził ze stajni wierzchowce. Dosiadł Gevaudana akurat w momencie, gdy przed karczmą pojawił się Amos żegnając ich ciepło.
- Niech Ulryk ma cię w swej opiece, przyjacielu - odpowiedział. - Do zobaczenia, dbaj o siebie i rodzinę...
Broch nie lubił pożegnań, dlatego skinął tylko głową karczmarzowi, po czym wraz z towarzyszami, w pełnym rynsztunku bojowym ruszył powoli ku bramie wyjazdowej z miasta. Ku nowym wyzwaniom.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Konrad jednak dał się przekonać, co cieszyło Ninerl. "W grupie zawsze raźniej" pomyślała. Wyszli ze "Złotego Pstrąga" ciężsi o trochę złota, Ninerl na razie zamierzała je trzymać.
Reszta dnia upłynęła spokojnie, ludzi odwiedzali światyni, co dla Ninerl nie bło do końca zrozumiałe, a ona z Ravandilem siedziała w karczmie i po prostu rozmawiała. Miło było spotkać wreszcie kogoś, kto myśli podobnie i można z nim prowadzić interesującą konwersację, nie ograniczoną inteligencją rozmówcy. Nadal czuła się trochę obco, jak widać Ravandil miał już to za sobą.
- Jak ty to robisz?- spytała- Jak przywykłeś do hmm, specyfiki ludzkiego świata? Dla mnie jest jeszcze za obcy, mimo, że przecież wychowałam się, jak tu by nie patrzeć na jego skraju.. Po chwili dodała:- Co prawda wolę nie myśleć, jak by mnie potraktowali moi krewniacy z Ulthuanu.- zaśmiała się - Spoufalanie się z ludźmi, postępowanie podobne do nich, heh. Musze tam wreszcie pojechać, a zwłaszcza do Chrace. Mam tam rodzinę.- wyjaśniła.
Podniosła swój kubek, tym razem wypełniony tylko sokiem- chciała być całkowicie trzeźwa.

Poszła w miarę wcześnie spać, chcąc być wypoczęta. Wstała w miarę wcześnie, całkowicie wypoczęta. Coś jej się śniło, ale nie pamiętała, co to było. Szybko się umyła, ubrała i zeszła na dół zjeśc śniadanie.
Jakiś czas później poszła do stajni, pogoda jak zauważyła, nie była zachecająca do podróży. "Lubię deszcz, ale może bez wiatru. W połączeniu z tym, pewnie będzie łamać mnie w kościach" stwierdziła. Kiedyś złamała nogę i chociaż noga się zrosła szybko i prawie całkowicie sama, to już była słabsza od drugiej, zdrowej.
Weszła do stajni. Wyczyściła Vadatha, osiodłała go i opłukała wodą ręce. Załadowała na konia juki i wyprowadziła go przed karczmę.
Podziękowała Amosowi za prowiant:- Jeśli zwykłe jedzenie było tak dobre, to prowiant pewnie też będzie smaczny. Czego nie mozna powiedzieć o większości prowiantów.-dodała, uśmiechając się.
Wsiadła na konia i pomachała mu ręką: - Spokojnych gości i dużego utargu. Żegnaj !.
Gdy wyjeżdżali już z miasta, Ninerl sobie coś przypomniała:- Heej,kto chce moje wino za wodę?-spytała- Może ty, Ravandilu?
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Kamień spadł mu z serca, że jednak Konrad dał się przekonać. W chwili obecnej drużynie potrzeba było spokoju i wszelkie konflikty były raczej nie wskazane. Wiedział, że atmosfera panująca w kontaktach między nimi mogła mieć duże znaczenie dla powodzenia misji. Reszta dnia upłynęła mu w dobrym humorze. Podczas gdy Konrad i Broch poszli odwiedzić świątynie Sigmara i Ulryka, Ravandil spędzał czas w siedząc w karczmie i rozmawiając z Ninerl. W przyjemniej atmosferze czas płynął miło, a także bardzo szybko, tak, że elf nawet nie zorientował się, gdy nastał wieczór.
-Widzisz, wychowałem się w Altdorfie, praktycznie całe życie spędziłem w towarzystwie ludzi. Można powiedzieć, że się do tego przyzwyczaiłem, ale nie, że się do końca z tym pogodziłem. U elfa nie można tak łatwo stłumić poczucia swojej przynależności rasowej. Nauczyłem się żyć wśród ludzi, ale ciężko mi powiedzieć, że im bezgranicznie ufam i że nie rażą mnie ich niektóre zachowania... Ale lepiej jest żyć z nimi w zgodzie, bo spotyka się ich na każdym kroku... Być może przywykniesz do tego, tak jak ja. Swoją drogą, chciałbym odwiedzić kiedyś Ulthuan, albo Las Laurelorn. W końcu to rdzennie elfie siedziby. Ciekawe, czy bym tam pasował- odpowiedział na pytanie Ninerl, z śmiejąc ł się nieznacznie przy ostatnim zdaniu. Dzień zakończył kilkoma łykami wina, wypijając jednak tylko pół kubka - nie miał ochoty pić tego dnia więcej.

Noc minęła mu raczej spokojnie, chociaż przez pierwsze dwie godziny nie mógł zasnąć. Snuły mu się w głowie fantastyczne wizje siedzib elfów w Ulthuanie i Larelorn... Obiecał sobie, że w końcu je odwiedzi, i na tych rozmyślaniach zasnął. Ranek okazał się paskudny i deszczowy, tak jak poprzedni. Ravandil tradycyjnie zrobił lekką gimnastykę, po czym ubrał się, zabrał swoje rzeczy i zszedł na dół. Po niedużym śniadaniu, podczas gdy Werner zajmował się pakowaniem prowiantu, elf poszedł wyprowadzić ze stajni Farnotha. Cieszył się, że wreszcie jego rumak będzie miał okazję się rozruszać, bo spędzanie dużej ilości czasu w stajni niespecjalnie mu służyło. Ravandil uzupełnił zapas jedzenia, napełnił wszystkie bukłaki wodą, przygotował uprzęż konia i był już gotowy do podróży. Przy wyjeździe rzucił do Arnosa -Wielkie dzięki za gościnę, bywaj zdrów!-
Podróż na razie zapowiadała się spokojnie, przynajmniej miał nadzieję, że do samego Averlandu nie spotka nic ich, czego by nie chcieli. Gdy okazało się, że Ninerl zapomniała wody, zaśmiał się -Jak można zapomnieć wody? Ale to nic, poradzimy coś na to- uśmiechnął się pod nosem i sięgnął po jeden z bukłaków -Trzymaj, zawsze mam przy sobie kilka... Przy takim trybie życia nigdy nie wiesz, kiedy zawitasz w mieście, dlatego lepiej mieć zapas... A wino zostawimy na jakąś bardziej odpowiednią okazję-
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Vibe »

Rozdział II: Na ostrzu noża

Przez niemal dwa tygodnie posuwaliście na wschód, przemierzając las Reikwald, pokonując rzekę Aver, znaleźliście się w końcu w Averlandzie mijając po kolei miasta Grissenwald, Nuln i Streissen. Cała podróż upływała dość spokojnie, podążaliście uczęszczanymi, głównymi drogami mijając dość często patrole strażników dróg, w dłuższym odstępie czasu napotykając na kupców z towarem (jedynie wtedy gdy pogoda była znośniejsza). A ta, im bliżej celu waszej wyprawy byliście, tym stawała się łagodniejsza. Prowiant skończył się po około tygodniu, ale rozsiane po drodze zajazdy nie pozwoliły wam przymierać głodem ani spać pod gołym niebem, choć ten fakt uszczuplił nieco wasze sakiewki i w tym momencie każde z was miało po około czterdzieści koron. Ciężkie deszcze towarzyszące wam od Bogenhafen, na ziemiach averskich przeszły w lekką mżawkę, a przez ciemne chmury przebijały promienie słońca. Niestety, przez tę fatalną pogodę Ninerl złapała lekki katar, a Konrad miał kłopoty z gardłem. Jedynie Broch i Ravandil wyglądali na okazy zdrowia, jednak byli to ludzie drogi, zahartowani przez różne warunki pogodowe.

Po przekroczeniu granicy nie mieliście wątpliwości, że prowadzone są tutaj działania wojenne. Odbijając szlakiem na północ od Nuln mijaliście opuszczone i zniszczone osady i wsi, a ukrzyżowane ciała wzdłuż drogi wskazywały na to, że władze oprócz problemów ze stirami, zmagają się z wszelkimi zbójami i bandytami, wymierzając karę doraźnie, na szlaku.

Niedobitki mieszkańców ukrywały się także przed wami, przemykającymi przez ową krainę. Dzień powoli chylił się ku końcowi – poznaczony czarnymi smugami dymów, rozjaśniony odległymi pożarami, stratowanymi polami i zakrwawionymi zwłokami, bliźniaczo podobny do wszystkich innych dni ostatniego półrocza w Averlandzie.

W końcu dotarliście do jakiegoś przydrożnego zajazdu o wdzięcznej nazwie „Pod Psem”. Gospodę prowadził gruby mężczyzna imieniem Heinz, a w środku znajdowało się sporo gości: podróżni, awanturnicy, żołnierze, uchodźcy wojenni, kupiec z pomocnikiem oraz przybyły niedawno szlachcic ze świtą i bandą najemników. Po zaprowadzeniu koni do przyzajezdnej stajni rozsiedliście się wygodnie przy jednym z wolnych stolików w sali. Elfi minstrel grał jedną z pieśni traktującej o wojnie - jakże aktualnym obecnie temacie.

Z rozmyślań wyrwał was głos karczmarza.

- Witam w moich skromnych progach, moi drodzy. Podać coś konkretnego? Piwa pod dostatkiem, moje własne w zajeździe warzone, szylinga za kufel. Wino młode, jesienne z tutejszych winnic niezgorsze. Gorzałka… Z mięsiwem trochę gorzej, porekwirowali co lepsze. Był taki okres cożeśmy koninę i szczury podawali hehe, nie no żartuję – zaśmiał się jowialnie. - Ale kurak czy trochę królika się znajdzie, to i rosołek czy inną zupkę upichcimy... Do tego chlebek, micha fasoli albo o! Kasza ze skwarkami! Pyszności, moja żona robi.

Heinz zamyślił się trochę.

- Zostały jeszcze trzy pokoje jeno jak byście przenocować chcieli. Widzicie jaki tłok mam dzisiaj. Dwa szylingi za noc. Czasy paskudne się zrobiły ostatnio więc lepiej na szlaku nie nocować…Zastanówcie się, a ja wracam za chwilkę… Zostawże tą belkę parszywcze! Dom mi chcesz zawalić?...- to rzekłszy karczmarz poleciał uspokoić jakiegoś typka co i rusz zataczającego się na podtrzymujący werandę filar.

Po chwili powrócił i z rozbrajającym uśmiechem na twarzy spytał:

- To co podać?
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl

-Nie zapomniałam wody. Mam cztery pełne bukłaki.- parsknęła na słowa elfa- Ale nie chcę tego wina, które tu mam- poklepała juki- Przecież wiesz, że go nie lubię. A zawadza mi tylko miejsce- dodała, wręczając Ravandilowi bukłak z winem:- Tobie się lepiej przyda. Na inne okazje- powiedziała, uśmiechając się i puszczając mu oko.


----------------------------------------------------------------------------------------
Dwa, trzy tygodnie później
Ninerl pociągnęła nosem. Pogoda wuraźnie się poprawiała, co ją nadzwyczaj cieszyło. Wreszcie będzie w stanie wysuszyć całkowicie swoje rzeczy- przez te deszcze, momentami nadal były wilgotne.
Lepiej poznała też swoich towarzyszy i mogła stwerdzić, że intuicja jej nie zawiodła, byli godni zaufania.
Gdy wkroczyli na ziemie Averu, widoki stały się zaiste interesujące- jeśli ktoś lubował się, jak stwierdziła Ninerl w widoku martwych ciał. Na początku wzdrygała się za każdym razem, ale po pewnym czasie przywykła... było tego tak dużo. Najbardziej szkoda było jej mieszkańców , którzy przeżyli- w końcu nie byli niczemu winni, a cały ich dobytek został zniszczony. Jak zwykle, na wojnie cierpiała ludność cywilna. Nie podobało się jej to, ale uznała, że ludzi nie można zmienić.
Zachowanie ludzi ją nadal dziwiło, nie przypominała sobie, by jej ziomkowie mieli aż takie problemy z elfimi bandytami. "Widac, to jakoś świadczy o rasie" pomyślała "Może ludzie nie rozumieją związku- osłabiony kraj, to więcej głodu i niebezpieczeństw."
Na razie udawało im się trzymać daleko od głownych starć- chociaż płonące zagrody i zniszczone pola wciąż o tym przypominały.
Dotarli w końcu do jakiegoś zajazdu, który o dziwo jeszcze stał.
Ninerl miała nadzieję, że wreszcie tego wieczoru, pójdzie spać w prawdziwym łóżku. Spanie na ziemi nie było takie straszne, ale ziemia była mokra, a łóżko zazwyczaj suche.
I wreszcie się umyje- kąpieli bardzo jej brakowało, a sama myśl o gorącej wodzie była nieodparcie kusząca.
Umieściła Vadatha w boksie, rozkulbaczyła go i wyczyściła.
Weszła do gospody i natychmiast zauważyła jeszcze jednego z jej rodaków- elf ministrel. Zmarszczyła brwi zastanawiając się, co on tu robi?
Czyż nie lepiej byłoby grać w dużych miastach i nie ogarniętych przez wojnę?
Podszedł do nich karczmarz i przedstawił swoją ofertę. Ninerl wysłuchała go i powiedziała:
-Poproszę trochę kaszy i jeśli byłby jakiś gulasz, to chętnie. I to właściwie wszystko.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Widząc, że Ninerl puszcza mu oko, mimowolnie odwrócił na sekudnę wzrok, walcząć z napływającym mu na twarz rumieńcem. Rzadko czuł się zakłopotany, ale do tej pory nie spotkał jeszcze osoby, z którą byłby w tak dobrych kontaktach. Starając się ukryć lekkie zmieszanie, odpowiedział
-To dobrze, że jednak nie zapomniałaś wody. A to wino, no cóż... Faktycznie, piło się lepsze. Ale koniec końców nie jest takie złe. Przechowam je, nie sprawi mi to raczej problemu-


---------------------------------------------------------------------------------------
Dwa tygodnie podróży, jego zdaniem, przebiegły raczej spokojnie. Przynajmniej w porównaniu do tego, co potrafiło bywać dawniej. Możetylko pogoda po staremu płatała figle, nie pozwalając się cieszyć słońcem. Nie robiło to na elfie większego wrażenia, bo przyzwyczajony był do trudnych warunków. Niestety o Ninerl i Konradzie nie można było powiedzieć tego samego, bo skarżyli się na drobne dolegliwości. Na szczęście nie było to nic na tyle poważnego, żeby przerywać podróż. Zbytnich problemów z zaopatrzeniem również nie było. Pewne zastrzeżenia można było mieć do jakości noclegów, no ale w końcu pobyt w Bogenhafen nieco go rozbestwił. Natomiast niezbyt podobał mu się krajobraz Averlandu, szczególnie rozrzucone tu i ówdzie ciała zabitych. "Nawet nikt nie zadał sobie trudou, by usypać choćby byle jaką mogiłę... ".
Starał się omijać wzrokiem zbiorowiska ciał, bo przywoływało mu to okropne wspomnienia z ostatniej wojny. "Czemu ci ludzie lubią się tak zabijać nawzajem? Wszystko o jakiś skrawek ziemi, która zresztą jest własnością wszystkiego, co żyje." Wolał o tym nie myśleć, by nie psuć sobie humoru. Uśmiechnął się pod nosem widząc nazwę karczmy, do której zawitali. „<<Pod Psem>>... Dość wymowna nazwa, mam nadzieję, że nie zgadza się ze stanem faktycznym”. Klimat gospody był jakże inny od tego, co widział kilkanaście dni temu. Tam, w karczmie bard śpiewał pieśni o miłości, tutaj śpiewano o wojnie. Widać taka specyfika krainy.
Oferta gospody nie była zbyt szeroka. Ale z drugiej strony, nie zatrzymywali się tu na ucztę. –To ja poproszę może pieczeń z królika i trochę chleba, i to będzie wszystko-
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

Niespodziewanie droga do Averlandu okazała się spokojna i bezpieczna, co w obecnych czasach było prawdziwym ewenementem. Gdy w końcu przekroczyli granicę prowincji, krajobraz diametralnie się zmienił. Kraina trawiona była wojną, a ukrzyżowani ludzie byli jedynie potwierdzeniem słów Brocha które powiedział do Konrada jeszcze w Bogenhafen – tutejsze władze musiały radzić sobie i z wrogiem, i z szerzącym się bandyctwem. Nie napawało to optymizmem, choć z drugiej strony najemnik tęsknił już za dobrą walką. Dwa tygodnie podróży podczas której niewiele się działo wynudziło go niezmiernie. Zdążył jednak lepiej poznać swoich nowych elfich znajomych, choć Ravandil jak zwykle był małomówny i Brochowi czasami podczas podróży nasuwała się myśl, że Ninerl mówi za nich dwoje. Ale w końcu to była kobieta, a one lubią dużo gadać, niezależnie od rasy. Pogodą zupełnie się nie przejmował, zahartowany na ziemiach Norski, Kislevu i najpaskudniejszych miejsc Księstw Granicznych przywykł do dużo cięższych warunków niż oferowała jesień Imperium.

Po dotarciu do karczmy zaprowadził oba wierzchowce do stajni i dopilnował by stajenny sumiennie je oporządził. Nie lubił zostawiać swych zwierząt w obcych łapach, ale teraz myślał raczej o ciepłej strawie i napitku. Gdy znaleźli się w sali, obrzucił wszystkim mętnym spojrzeniem. Nie był zdziwiony obecnością tylu gości. Wojna, nieważne gdzie i z kim prowadzona, zawsze była wodą na młyn dla wszelkiej maści najemników i awanturników szukających chwały i pieniędzy. Rozsiadł sie wygodnie przy stole, odpiął miecz i położył go w zasięgu ręki. To samo zrobił z kuszą, choć nie sądził by w razie jakichś kłopotów miał czas by jej użyć. Podniósł wzrok na karczmarza, gdy ten zawitał przy ich stoliku.
- Dla mnie też kasza ze skwarkami, chleb i dwa kufle grzanego piwa. Tylko gibko, gospodarzu, głodni i spragnieni jesteśmy! - burknął. Gdy Konrad również złożył zamówienie i oberżysta poszedł do kuchni, najemnik powiedział do trójki swoich towarzyszy. - Możecie zatrzymać się w tych trzech pokojach. Ja prześpię się w stajni, zresztą, i tak pewnie nie mają na tym zadupiu łóżka mojego rozmiaru. - na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Gdy otrzymał posiłek, szybko go skonsumował popijając piwem i począł zbierać się do wyjścia. Błogie ciepło gospody i hipnotyzująco tańczące płomienie w kominku przywoływały wspomnienia, o których Broch nie chciał pamiętać.
- Jutro po śniadaniu ruszamy dalej. Z tego co się orientuję, do Averheim już niedaleko. Spokojnej nocy.
Pożegnał się z przyjaciółmi i mimo iż noc była jeszcze młoda, postanowił skierować się do stajni i porządnie wyspać. Ostatnie przehulane wraz z Konradem noce w różnych zajazdach na trakcie do Averheim sprawiły, że potrzebował odetchnąć od nocnego życia. Zabrał swoje rzeczy i wyszedł z gospody zostawiając towarzyszy.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Vibe »

Ninerl, Ravandil, Konrad, częściowo Broch

Otrzymaliście posiłki i mimo iż kontrastowały smakiem z tymi, które jadaliście u Amosa w Bogenhafen, to były dość syte i skutecznie zaspokajały głód. Po kolacji Broch postanowił udać się na spoczynek i wychodząc z gospody minął się w drzwiach z grupką siedmiu mężczyzn, którzy wyglądali przy rosłym najemniku naprawdę mizernie. Niewątpliwie byli to strażnicy dróg Averlandu. Spod otwartych hełmów wyzierały twarze wychudłe, zmęczone, strudzone podróżą i walką. Gdy podeszli bliżej szynku dostrzegliście, że hełmy i blachy były w wielu miejscach powgniatane, tarcze poszczerbione zaś twarze stróżów prawa okrywały opatrunki i blizny. Płaszcze i tuniki ze złotymi gwiazdami były w wielu miejscach ubrudzone zaschniętą krwią i błotem. Jeden – wąsacz z przesiąkniętym krwią opatrunkiem na czole – zataczając dookoła spojrzenia błędnym wzrokiem ledwo trzymał się na nogach. Strażnicy zatrzymali się przy barze. Gdy gwar już zupełnie ucichł a wszyscy skierowali wzrok w ich stronę, strażnik z dystynkcjami sierżanta uniósł rękę. Na jego twarzy skrajne wyczerpanie mieszało się z determinacją. Przemówił.

- Nazywam się Wout von Kessel i jestem sierżantem straży dróg Averlandu.– przedstawił się basowym głosem z charakterystycznym akcentem. - Nie będzie niczym nowym jeśli powiem, że drogi są niebezpieczne. Jednak wczoraj widziano na południowym trakcie grupę zwierzoludzi. Jest ich około dziesięciu, są dobrze uzbrojeni i niezwykle groźni. Dzisiaj otrzymaliśmy wiadomość, że są w pobliżu. Radziłbym wystawić na noc warty i omijać gościniec na zachód. Dla własnego bezpieczeństwa.

- Zostańcie na noc, panie. Jakem Heinz Henrikssen dam wam darmo nocleg, paszę dla koni i ciepły posiłek - do strażników przemówił zaaferowany karczmarz.

- Nie mogę Heinz. - odrzekł sierżant spojrzawszy na niego - Jeśli zostaniemy, te skurwysyny wybiją i spalą kolejną wieś. A jutro zapadną w lasy i będzie ich trzeba szukać na drugim końcu Averlandu. Musimy ich dorwać teraz kiedy są blisko. Najlepiej dzisiejszej nocy. Daj trzy bukłaki z wodą i ruszamy dalej.

Karczmarz skinął głową i pędem pobiegł do kuchni. Zebrani w sali, w tym wy, dokładnie oglądaliście sobie strudzonych ciągłą walką strażników dróg, chwile potem wszyscy jednak powrócili do własnych zajęć skupieni na rozmowach i piciu. na sali po chwili pojawił się Heinz i wręczył trzy pełne bukłaki z wodą strażnikom. Gdy opuszczali karczmę, Wout rzekł.

- Bądźcie czujni na trakcie, niejedno licho śpi tej jesieni w lasach. Niech Sigmar wam błogosławi! - po czym wraz ze swą kompanią wyszedł z gospody. Chwilę potem usłyszeliście tętent koni, który oddalał się od gospody z każdą mijającą chwilą.

Przy sąsiednim stoliku szlachcic i towarzyszący mu rycerz rozmawiali w nieznanym wam, dźwięcznym języku. Towarzyszący im najemnicy obgadywali w reikspielu przeróżnych hrabiów, książąt oraz ich siostry i matki z użyciem licznych niegodnych przytaczania przymiotników.
Po drugiej stronie grupa uchodźców dzieliła się wieściami z ogarniętego wojną Stirlandu. Ravandil wsłuchał się uważnie w słowa, które krążyły po sali. Wieść niosła, że jeden z averlandzkich książąt planuje nowe zaciągi aby przyjść z odsieczą zagrożonemu przez Nulneńczyków Wurtbadowi. Sprzymierzył się w tym celu z koalicją stirlandzkich baronów, do tej pory lansującą własnego kandydata. Prawdopodobnie ceną przymierza było uznanie przez Stirlandczyków jego praw do tronu. Mając takie atuty w ręku książę Albert był potencjalnie najsilniejszym kandydatem do stirlandzkiej korony.

Werner Broch

Po skończonym posiłku wyszedłeś z karczmy prosto w mrok nocy, mijając się w drzwiach z kilkoma zbrojnymi, w których bez trudu rozpoznałeś strażników dróg. Karczma i stojąca kilka metrów dalej stajnia były oświetlone kilkoma latarenkami, dlatego pewnie kroczyłeś ścieżką do miejsca swego noclegu. Ciszę nocy przerwał nagle przeraźliwy kobiecy krzyk dobiegający gdzieś zza gospody. Chwilę później powtórzył się. Ruszyłeś by sprawdzić o co chodzi. Choć na tyłach karczmy nie było latarni, dzięki księżycowi odsłoniętemu przez chmury było dostatecznie jasno. Bez płaszcza, w poplamionej błotem sukni zerwanej z ramion, młoda dziewczyna szarpała się w objęciach dwóch zbirów. Trzeci zbój, ostrzeżony tupotem butów, skoczył wściekle z mieczem ku tobie.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

Pojawienie się strażników dróg w karczmie o tej porze mogło zwiastować w mniemaniu Brocha dwie rzeczy – albo przyjechali odpocząć po służbie, albo przywieźli z sobą niepokojące wieści. Najemnikowi nie chciało się wracać z powrotem do sali by wysłuchać co mają do powiedzenia i gdy usłyszał po kilku chwilach kobiecy krzyk, stwierdził że postąpił słusznie. Przerzucił kuszę przez ramię, dobył swego miecza i ostrożnie skierował swe kroki w kierunku źródła krzyków.
Nie był zaskoczony widokiem jaki zastał. Najwyraźniej trzech jegomościów chciało zabawić się z dziewczyną która obecnie szarpała się w ich uścisku. Nie było jej do śmiechu.
- Zostawcie ją sucze syny! - warknął Broch. W jego oczach błysnął ogień szaleństwa i furii. - Albo łby pourywam!!!
Trzech napastników nie zrobiło na nim wrażenia. Stwierdził nawet, że to za mało jak na solidną rozgrzewkę. Najemnik ufał w twarde mięśnie dzierżącej miecz ręki i głownię swej broni. Mimo olbrzymiej postury swego ciała, runął z niezwykłą kocią zwinnością do przodu próbując odbić cios oponenta i wyprowadzić własne, mordercze uderzenie. Na jego twarzy malował się złowieszczy, szalony uśmiech.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Zablokowany