[Forgotten Realms] Planobiegacze
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Feyra
Walka odbyła się dość szybko. Okazało się, że nie wymagała żadnej wymyślnej strategii. Kiedy było po wszystkim chłopi zaproponowali złoto w zamian za udzieloną im pomoc. Feyra wiedziała, że o to chodziło w tym teście. Wpatrywała się w oferowane jej złoto. Chciała aby było ono jej własnością. Pożądała go z całego serca, ale wiedziała, że nie może go wziąć. Była jednocześnie zdenerwowana i zrozpaczona. Zacisnęła mocno zęby. Miała je dostać, ale nic z tego nie będzie. Czuła się jakby ją z niego okradano. Patrząc na nie pożądliwym wzrokiem (i nieomal ze łzami w oczach), powiedziała:
- Nie mogę tego przyjąć... Zresztą tylko trochę pomogłam. Sami się obroniliście.
Westchnęła ciężko i przełknęła ślinę.
- Możecie mi dać kufel chłodnego piwa i wystarczy. - powiedziała.
Była to tylko symboliczna nagroda, z której nie mogła zrezygnować, a na którą (jak sądziła) mogła sobie pozwolić.
Walka odbyła się dość szybko. Okazało się, że nie wymagała żadnej wymyślnej strategii. Kiedy było po wszystkim chłopi zaproponowali złoto w zamian za udzieloną im pomoc. Feyra wiedziała, że o to chodziło w tym teście. Wpatrywała się w oferowane jej złoto. Chciała aby było ono jej własnością. Pożądała go z całego serca, ale wiedziała, że nie może go wziąć. Była jednocześnie zdenerwowana i zrozpaczona. Zacisnęła mocno zęby. Miała je dostać, ale nic z tego nie będzie. Czuła się jakby ją z niego okradano. Patrząc na nie pożądliwym wzrokiem (i nieomal ze łzami w oczach), powiedziała:
- Nie mogę tego przyjąć... Zresztą tylko trochę pomogłam. Sami się obroniliście.
Westchnęła ciężko i przełknęła ślinę.
- Możecie mi dać kufel chłodnego piwa i wystarczy. - powiedziała.
Była to tylko symboliczna nagroda, z której nie mogła zrezygnować, a na którą (jak sądziła) mogła sobie pozwolić.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Silmathiel
- Nie, nie odpłaca nam. Z pewnością są też prawa, które mogą nam pomóc, ale on powołuje się na przepis który zabrania komukolwiek z wioski wchodzić do domu wójta bez jego pozwolenia. A tam właśnie są księgi, w których spisane są wszelkie prawa, więc nie możemy, nawet gdybyśmy chcieli, znaleźć takiego które mogłoby nam pomóc. A poza tym, jest dość dobym rządcą, ale większość naszych zysków trafia do niego...
- Komukolwiek z wioski tak? Ja nie jestem z wioski - powiedziala fey'ri z szelmowskim usmiechem na ustach. - Czy chcecie nadal postepowac wedle praw, ktore wami rzadzily? Czy uwazacie, ze te prawa wam cos moga dac, ze sa wam pomocne? Jesli tak to moge wam pomoc wszystkim sie z nimi zapoznac. Tak zeby nie bylo juz zadnych watpliwosci w tej kwestii i zeby juz nikt taki jak wasz rzadca nie naduzywal swej wladzy. Bo to jest naduzycie - mruknela do czlowieka, z ktorym rozmawiala.
- Oczywiście! My wierzymy, że prawa są dobre, jedynie ich zastosowanie może być złe. Gdyby tak księgi były porozdzielane po domach, tak żeby każdy mógł z nich skorzystać i nikt nie zgromadził wszystkich, z pewnością dalibyśmy sobie doskonale radę!
- Czy w tej chwili ktos jest w domu rzadcy? - spytala bezceremonialnie.
- Pewnie nie, wszyscy są tutaj. Ale nie powinno się wchodzić do domu pod nieobecność właściciela... Zaczekaj, pani, zawołam go, święte prawo gościnności nakaże mu przyjąć cię.
Dziewczynie zadrzala brew, gdy sluchala slow tego czlowieka. Jego paplanie o prawach doprowadzalo ja do obledu. Przez chwile miala ochote rzucic to w diably jesli jeszcze raz uslyszy slowo "prawo". Westchnela jednak tylko i z mina swiaczaca o wielkim niezadowoleniu skinela glowa. Moze chociaz ta cholerna sprzeczka sie skonczy i bedzie tu troche ciszej...
Po chwili chłop wrócił z wójtem.
- Witaj w naszej skromnej wiosce, pani.
Dziewczyna dmuchnieciem pozbyla sie grzywki znad oczu. Przeslaniala jej widok... Wredna z powrotem znalazla sie na oczach poldemonicy.
- Witaj - mruknela. Zastanawiala sie nad tym czy byc szczera czy nieszczera... I zastanawiala sie czy od razu rabnac wojta w morde czy zrobic to pozniej... Zdecydowala sie grac.
- Widze ze calkiem niezle sie wam tu powodzi. Zyjecie raczej dostatnio... - powiedziala skinawszy glowa.
- Tak, sądzę że to prawda... - odpowiedział ostrożnie wójt - podobno chciałaś, pani, zażyć gościny w moim domu. Zapraszam, zapraszam!
Skinela glowa w milczeniu bardziej juz z uprzejmosci niz z innego powodu. Zamyslila sie. Ten czlowiek bardzo jej sie nie podobal. Byl zbyt... No nie wiedziala jeszcze co... Zawierzyla przeczuciu.
Wójt zaprowadził Sil do swojego domostwa. Zobaczyła tu stos ksiąg ułożonych na stole.
- Moja żona za chwilę poda ci, pani, coś do jedzenia, a ja muszę wyjść jeszcze na chwilę, by załatwić ważne urzędowe sprawy.- W kuchni brzęknęły garnki, a półdemonica zwróciła uwagę że jedna z ksiąg jest otwarta, a inna zaznaczona zakładką...
Dziewczyna stala spokojnie i skinela glowa gdy wojt mowil swoje slowa. Gdy wyszedl podeszla do ksiegi po to by rzucic nan okiem. Co to za otwarta strona? I jakaż to strone zaznaczyl w drugiej ksiedze?
Księga otwarta była na prawie pozwalającym zabrać świnie. Ale zakładka była o wiele bardziej interesująca... Zaznaczone było nią prawo pozwalające usunąć wójta, gdyby ktoś zdołał wygrać z nim w zawodach na szybkość biegu. Było pewne utrudnienie - mianowicie współzawodnik wójta miał być obciążony dwoma dwudziestofuntowymi krążkami metalu. Nikt jednak nie wspomniał o zakazie używania magii czy podobnych nadnaturalnych zdolności...
Sil zostawila wiec ksiegi tak jak byly zeby nie bylo widac, ze grzebala, ale nie starala sie jakos specjalnie tego ukryc. Zaczela sie wiercic po pokoju jak osoba, ktora sie smiertelnie nudzi...
Po chwili żona wójta wyszła z kuchni, z ciastem i winem, stawiając je na stole. Zanim Sil zdążyła usiąść, wrócił wójt.
- Witam ponownie. Jak się pani podoba w naszych skromnych progach?
- Skromnych? W moich stronach mozna tylko pomarzyc o takim bogactwie - powiedziala nie przesadzajac. Po tym jak splonal jej dom rodzinny rzeczywiscie w jej stronach nie ostalo sie wiele bogactwa...
- Och, sądzę jednak, że dobre prawa i słuszne zarządzanie przyniosłby im dobrobyt.
Pokrecila glowa pograzona przez chwile we wspomnieniach.
- Cala seria niewyjasnionych pozarow spalila cale polacie lasow i terenow zdatnych pod uprawe pozbawiajac ludzi dobytku. Wielu przyplacilo to zyciem. Tylko dlatego ze zarzadca byl zbyt zachlanny i spotkalo sie to z czyjas zemsta. Ta wymknela sie spod kontroli... Zarzadca stracil zycie z reki przybranej corki - powiedziala szczera prawde. - Czasem zle wykorzystane prawa zwracaja sie przeciw tym ktorzy stoja na ich strazy - dodala.
- Z pewnością, z pewnością... Cóż za szczęście że u nas prawo zawsze jest dobrze wykorzystywane
- Nie watpie - powiedziala w zamysleniu. "Czy ten glupi czlowiek naprawde wierzy w te slowa? Ewentualnie jest strasznym egoista..." pomyslala. Jej spojrzenie odplynelo w dal. Pamietala chlodna rekojesc sztyletu ktorym przebila serce ojczyma... POtem lata cale walczyla o przetrwanie i dochodzila do siebie... Dlugo trwalo nim przestala bac sie ciemnosci. Ciasnych pomieszczen bac sie nie przestala... Chociaz teraz jakos tak mniej ja przerazaly to jednak nadal odczuwala niepokoj.
- Mozna prosic o otwarcie okna? - spytala
- Oczywiście - wójt wstał i otworzył szeroko okno - co panią do nas sprowadza?
- Dziekuje. Jestem tu przejazdem - odparla szczerze. Doszla do wniosku ze wygodniej bedzie mowic niepelna prawde niz klamac w zywe oczy. Mniej z tym problemow. Rozejrzala sie po pomieszczeniu.
- Pracuje pan z papierami? Bo pelno tu ksiazek... Ojczym gdy jezcze zyl wielokrotnie narzekal na papierkowa robote... - dziewczyna sie zamyslila. "I na lapowki jakie dawal ludziom za trzymanie jezyka za zebami ze trzyma takie cos w piwnicy" Jej twarz spochmurniala.
- Tak, jestem, można rzec, ekspertem od prawa.
- Studiuje pan prawo jak mniemam. We wlasnym zakresie z tego co widze - powiedziala. Na jej twarzy pojawil sie wyraz zafrasowania.
- Tak, we własnym zakresie... Nikt inny w wiosce się tym nie interesuje. - na twarzy wójta pojawił się wyraz lekkiej podejrzliwości.
Skinela powoli glowa w zamysleniu.
- Czy prawa ktorymi sie zajmujesz mowia cos o opiece nad dziecmi? - spytala.
- Nie, o prawach zajmujących się opieką nad dziećmi nic nie wiem
- A czy orientujesz sie w prawie mowiacym jaka kara czeka za jakie wykroczenie? - spytala. Bylo to raczej pytanie ktore powinna zadac zajmujacemu sie takimi rzeczami prawnikowi... Ale ona od takich ludzi stronila. Teraz po prostu miala okazje...
- Och, to zależy jakiego charakteru to wykroczenia. O prawie własności wiem najwięcej, co nieco również o prawie karnym
- Prawo karne... - zamyslila sie dziewczyna. Przymknela oczy wiedzac ze gdy zamysla sie glebej nie kontroluje koloru oczu... Nie otwierajac ich powiedziala - Prosze wyobrazic sobie sytuacje w ktorej dziecko zostaje pod opieka meza matki. Nie jest to jego dziecko. Po smieci matki na niego spada odpowiedzialnosc za opieke nad potomstwem jeg zony. A w kazdm razie wedle panujacego w pewnym miejscu prawa. Co jesli sa opieke ograniczy do zapewnienia dziecka ledwie wystarczajacych do przezycia racji zywnosci i wody i zamknie je bez faktycznej opieki w ciasnej komorce w piwnicy? Dodajmy ze jest czlowiekiem bogatym i stac go na kilka wsi - mruknela. Nurtowala ja kwestia jak prawo rozwiazaloby jej problem...
- W zależności od prawa w tym miejscu, mógłby być skazany za zaniedbanie opieki, albo też - i na to szansa jest większa - uznany za niewinnego, przynajmniej jeśli dziecko przeżyło to i nie oszalało.
- Dziecko po 15 latach w takich warunkach nabawilo sie ciezkiej klaustrofobii i leku przed ciemnoscia. Blisko 30 lat cierpialo potem na nerwice - opisywala dziewczyna. - Dochodza do tego ogolne oslabienie organizmu, wycienczenie i nieprzystosowanie do zycia.
- No cóż, z pewnością możnaby go oskarżyć o zaniedbanie opieki... Nie ma jednak stuprocentowej pewności, czy sąd by go skazał. Gdybym to ja bym był sędzią skazałbym go, ale to nic pewnego...
Sil nie otworzyla oczy przez dluzsza chwile. I oto cala prawna sprawiedliwosc. Jej niechec do prawa wzrosla do niewyobrazalnych rozmiarow. Niechec do zasad kierujacych zyciem ludzi ktorzy sie prawu poddaja. Poprawila swoja pozycje na krzesle.
- Rozumiem - powiedziala powoli. - Jakimi jeszcze prawami sie zajmujesz. Mowiles o prawie wlasnosci, tak? Na czym to polega? - spytala
- Na tym zasadniczo, kiedy coś zaczyna do kogoś należeć, a kiedy przestaje.
- Aha czyli rozstrzygasz konflikty wynikajace np. z kradzierzy? Albo o to czy grusza na miedzy nalezy do jednego czy do drugiego rolnika? - spytala
- Kradzież zasadniczo jest raczej jasnym przypadkiem - złodziej nie jest właścicielem niczego co ukradł. Ale konflikty o miedzę, owszem.
- I jak w takim razie taki konflikt o miedze bys rozstrzygnal? - spytala otwierajac oczy i patrzac na wojta
- Och, to zależy od bardzo wielu czynników. Na ogół jednak udaje się zaprowadzić takie rozwiązanie, żeby zadowolone były obie strony.
- Na przyklad? - dopytywala sie. - Zalozmy ze mam problem z sasiadem ktory utrzymuje ze grusza stojaca na miedzy jest jego. No ale gruszki spadaja na moje pole... Nikt tez nie powiedzial ze miedza lub grusza rzeczywiscie do niego naleza. Jest sprzeczka. Jakie rozwiazanie? - spytala zaciekawiona
- Te gałęzie, które są nad twoim polem, należą do ciebie. Te które są nad jego, należą do niego. Te które są nad niczyją miedzą, są niczyje, i gruszki z nich przypadają temu, kto zbierze je pierwszy.- Pokiwala glowa w zamysleniu.
- Ale z tego co zauwazylam i ciebie nie omijaja problemy. Prawo nie daje widac odpowiedzi na wszystko... Prowadziles dzis wyjatkowo zazarta wymiane zdan z jednym z mieszkancow osady. O co poszlo? - zainteresowala sie.
- Och, nie zgadzał się z zastosowanym przeze mnie przepisem, mimo iż był słuszny i adekwatny do sytuacji. Niestety, nie wszyscy umieją pogodzić się z prawem
- Adekwatny do sytuacji? Hmm... Dlaczego mu taki przepis nie odpowiada? I co to za przepis przeciw ktoremu ktos w tak prowadzonej osadzie sie nie zgada? - dopytywala sie
- Przepis mu nie odpowiada, bo pozwala pozbawić go czegoś, a ten egoista nie może się z tym pogodzić. I nawet w stadzie z najlepszym pasterzem znajdzie się czasem czarna owca.
- A czy ten przepis ma jakies historyczne i spoleczne uzasadnienie czy ma na celu jedynie pozbawic go jego wlasnosci bez wyraznego powodu? - spytala
- Och, oczywiście że ma. Był przygotowany na wypadek wojny i innych ważkich zdarzeń losowych.
- Prowdzicie jakas wojne? - zdumiala sie - Okolica wydaje sie spokojna... A moze kogos nawiedzila kleska? - spytala
- Och, wojny nie, nie tym razem, na szczęście. Ale zdarzył się ważny przypadek losowy... Sądzę zresztą, że to ja powinienem oceniać takie rzeczy, jako ekspert od prawa.
- Coz to za przypadek losowy? Bo wie pan... Mozna czlowiekowi wiele rzeczy wytlumaczyc bez takich klotni i sprzeczek... - powiedziala
- Jeśli nie zrozumiał moich tłumaczeń, to niczyich nie zrozumie, naprawdę
- Wiec jestes jeszcze negocjatorem? Hmmm... Jakich argumentow uzyles? - spytala
- Nie chodzi to u sposób argumentacji. Przyczyna albo jest, albo jej nie ma. W tym wypadku jest i już, i jeśli on tego nie rozumie, żadne słowa tego nie zmienią.
- Skad mozesz wiedziec ze spokojne wyjasnienie waznej sytuacji nie wplynie na zmiane podejscia tego czlowieka? Jaka to przyczyna nie dociera do jego umyslu? Moze po prostu nie rozumie tego i trzeba mu to wyjasnic? - zastanawiala sie na glos.
- Jeśli tego nie rozumie, jest to wyłącznie jego problem, i nie sądzę żeby ktokolwiek musiał mu cokolwiek tłumaczyć.
Dziewczyna zamknela oczy i przez dluzsza chwile milczala. Wscieklosc wrecz sie w niej gotowala. Wyraz jej twarzy pozostal kamienny lecz wiedziala ze jesli teraz otworzy oczy to wojt spojrzy w sam srodek najgorszego chaosu negatywnych emocji... Jej oczy nie chcialy pozostac w jakims jednym okreslonym kolorze. Od tego co teraz powie ten czlowiek bedzie wiele zalezec...
Wójt zdawał się czekać na słowa dziewczyny...
Sil odezwala sie spokojnym, opanowanym glosem - Skoro uwazasz ze twoja argumentacja jest jak najbardziej zgodna z wszelkimi przepisami to dlaczego nie chcesz mi powiedziec co bylo przyczyna podjecia przez ciebie takiej decyzji? - spytala. Nie otwierala oczu.
- Bo nie sądzę żebyś powinna to wiedzieć.
Na jej twarzy nie drgnal zaden miesien - Bo zrobiles to dla wlasnych materialnych korzysci nie liczac sie z prawami i zdaniem mieszkancow osady, czyz nie? - stwierdzila, nie zapytala. - Postapiles tak bo masz dostep do praw o ktorych oni nic nie wiedza. Masz do nich dostep i umiesz je stosowac nie pozwalajac innym na wglad do nich... NIe liczac sie z tym ze choc jestes opiekunem tej wsi to tak naprawde funkcjonujesz na tych samych zasadach... - jej glos byl zimny.
Wójt milczał, dało się jednak wyczuć napięcie... Jakby usilnie się zastanawiał czy jest jakieś prawo pozwalające wyrzucić gościa z domu
- Tak jak myslalam. Czy uswiadomienie ci tego ze oni tez maja swoje prawa pozwoli mi zaufac iz udostepnisz im swoje materialy i pozwolisz im na to by zgodnie ze swym prawem rowniez decydowali o sobie czy wolisz bym ja zabrala glos w tej sprawie? Pamietaj ze twoje slowa i decyzje mnie nie dotycza - powiedziala powaznie
- Tak długo jak te księgi są w moim domu, tak długo tylko ja będę z nich korzystał. I nic mnie od tego nie odwiedzie.
- Nawet jesli zostaniesz usuniety ze stanowiska? Zgodnie z prawem obowiazujacym w tym miejscu? - spytala usmiechajac sie szyderczo i otwierajac powoli oczy. Ich kolor zmienial sie jak w kalejdoskopie. Wygladalo to jakby miala zaraz zaczac miotac blyskawice samym tylko spojrzeniem. Patrzenie w nie moglo wywolac mdlosci....
- Jeśli zostanę usunięty, to wprowadzi się tu nowy wójt, i to on przejmie ten dom wraz z księgami... - w głosie wójta pojawił się niepokój.
- Owszem. Bedzie tu nowy wojt. Jesli uznam ze lepiej sprawuje swoj urzad i mieszkancy osady go przyjma wtedy on zajmie twoje miejsce i nie bedziesz mial nic do powiedzenia... Dopilnuje wtedy zeby sprawiedliwosci stalo sie zadosc. Pamietaj ze szczerze mowiac wasze prawa mnie odrzucaja ale kazdy czlowiek moze sam decydowac o sobie. Jesli chcecie miec prawa to wasza sprawa. Ale wtedy musza byc przez wszystkich przestrzegane. Nawet przez wojta. Slyszales o ogranicczonym kredycie zaufania wobec wladzy? Mieszkany maja prawo cie odwolac - powiedziala lodowatym tonem gdy usmiech zniknal z jej twarzy.
- Nie istnieje żadne prawo na mocy którego mogliby mnie odwołać...
- Czyzby? Jest prawo pozwalające usunąć wójta, gdyby ktoś zdołał wygrać z nim w zawodach na szybkość biegu. Poza tym... Sa inne skuteczne choc drastyczne metody usuniecia kogos ze stanowiska - mruknela. W jej glosie brzmial cien grozby ale mial on jedynie za zadanie nastraszyc wojta na tyle by bez pakowania sie w wyscig zdecydowal podzielic sie ksiegami. - Chcesz dalej piastowac swoj urzad czy wolisz zaryzykowac wszystko co masz? - spytala
Wójt uśmiechnął się paskudnie. - Proponuję dystans stu pięćdziesięciu kroków.
- Przelicz mi to prosze na metry. Taka sie jednostka miary posluguje a nie cudzymi krokami - mruknela dziewczyna.
- koło stu dwudziestu metrów.
Sil sie zamyslila. - Jak szybko biegasz na tym dystansie? - spytala z krzywym usmiechem. NIe lubila tego czlowieka
- Nie mam pojęcia. Nigdy nie próbowałem. Sądzę jednak że szybciej niż ktokolwiek dociążany tym, czym ma być dociążaony.
- Czyli 120 mterowa prosta, tak? Na tym dystansie sie scigamy? - spytala Sil. Bardzo go nie lubila. Wkurzalo ja to ze koles sie jeszcze chce w to bawic. Miala ochote na miejscu sprawe zalatwic i po prostu zrobic sobie naszyjnik z jego uszu... Ale wiesniacy mieli przewage liczebna a ona juz sie w to wplatala.
- Tak, dokładnie tak. Jeśli cię to interesuje, to dokładnie taką długość ma dłuższa z dróg biegnących przez wioskę,
- To o ktorej? - spytala dziewczyna unoszac brwi. Byla zla ale starala sie paskudny nastoj maskowac. Jej oczy jednakze zdradzaly i jej nature i jej humor..
- Na przykład teraz?
- A masz wszystko co ci potrzeba? Zdaje sie ze chciales mnie czyms obciazyc? - mruknela. Zakladala ze w normalnych warunkach przescignelaby tego czlowieka... Teraz zastanawiala sie jednak czy nie powinna uzyc ktorejs ze swoich sztuczek.. Bedzie chyba musiala to zrobic...
- Mam specjalnie przygotowane na tę okazję ciężarki... - stwierdził wójt i zza sterty ksiąg wydobył ciężary, dokładnie takie jak opisane w prawie
- Pokaz no je. Chce wiedziec z czym mam sie silowac - mruknela wyciagajac dlon po ciezarek.
Wójt podał Sil jeden z ciężarków. Miały ważyć dziesięć funtów każdy, i na oko ważyły mniej więcej tyle ile powinny.
- Mhm... Miecz jednak odoze na czas biegu - mruknela pod nosem. Oddala ciezarek. Zastanawiala sie czy to co teraz bedzie robic w jakikolwiek sposob poprawi sytuacje tych ludzi... Ale coz... Zmiany sa konieczne...
- Oczywiście, dodatkowe obciążenie możesz odłożyć... Jak bardzo chcesz, to nawet ubranie, bo skórzane jest, zdaje się, całkiem ciężkie. - Wójt uśmiechnał się, tym razem obleśnie
- Jesli jest sie slabeuszem to owszem jest ciezkie - mruknela zaciskajac uzbrojona w skorzane nabijane cwiekami rekawice piesc. Usmiechnela sie paskudnie. Nagle zapragnela przymierzyc rozklad cwiekow na pieszczosze do twarzy wojta. Jej spojrzenie dobitnie o tym swiadczylo...
Zmrużył oczy. Chyba dopiero teraz zwrócił uwagę że oczy dziewczyny co jakiś czas zmieniają kolor...
- Chodźmy więc.
- Mhm... - stwierdzila Sil opuszczajac reke. Rozprostowala ramiona i rozgrzala kosci. Czas bedzie wyprobowac co warte byly nabyte dzieki krysztalom zdolnoci... Miala nadzieje ze sie oplacilo...
Wójt wyszedł wraz z Sil przed swój dom, i poszedł na początek drogi. Zaznaczył stopą na ziemi linię.
-To będzie meta - Po czym wraz z Sil przeszedł na drugi koniec wioski i zrobił drugą krechę. - A to start - Chłopi patrzyli z okien domów...
Sil zamknela oczy i sie uspokoila. Jej oczy po otwarciu byly szare. - Dooobraaa... No to kto potrzyma moj miecz? - spytala ogladajac sie na tych ktorzy zdecydowali sie wyjrzec z domow. - On nie lubi siedziec sam - dodala unoszac brwi i siegajac do pasa na bron. - Na ziemie go nie odloze - dodala.
Przez chwilę nikt się nie ruszył, ale po chwili podszedł do Sil jakiś mały chłopiec, na oko dziesięcioletni.
- Ja mogę potrzymać pani miecz. - Powiedział cicho, patrząc w ziemię.
Elfka przyklekla przy chlopcu z cieplym usmiechem. - Jak masz na imie moj maly? - spytala patrzac na niego cieplymi zielonymi oczami i odpinajac przy tym miecz od pasa. - Jestes pewien ze go uniesiesz? - spytala. - To ciezka bron - dodala.
- Na imię mi Thasil. Jestem silnym chłopcem, na pewno uniosę! - chłopiec wyprężył się dumnie.
- Wierze - powiedziala dziewczyna z usmiechem po czym podala mu miecz w pochwie na plasko do rak. Dziecko rolnikow zapewne bylo wystarczajaco silne byt trzymac miecz... - Trzymaj. Zaraz wracam. Ufam ze w twych rekach jest bezpieczny - powiedziala z usmiechem i zatrzymala palec tuz przed nosem chlopca.
Chłopiec złapał miecz, lekko schylił się pod jego ciężarem, ale zaraz stanął prosto, dumnie trzymając miecz w obu rękach. Uśmiechnął się w sposób przepełniony tą szczególną, dziecięcą godnością. Wójt zaś stwierdził:
- Czas obciążyć cię przed biegiem - I podał Sil cztery obciążniki. Po jednym na każdą rękę i nogę.
Dziewczyna zamocowala obciazniki - Sprawdz jesli ci to ma poprawic humor - mruknela. Sama wyprobowala przy tym jak idzie jej poruszanie sie z obciazeniem. - Swoja droga ciekawe ze o kims kto przewodzi wiosce decyduje prawo sprawdzajace jego fizyczne mozliwosci... Jak dawno temu biegales? - spytala od niechcenia.
- Wierzę na słowo, że są dobrze przywiązane. A biegałem... Może z pięć lat temu, ostatnio.
Sil czuła, że z obciążnikami porusza się o wiele mniej wygodnie. Nie były wprawdzie jakieś niesamowicie ciężkie, ale ponieważ były na rękach i nogach, bardzo utrudniały poruszanie się.
- A wiesz jak wygladaja pola uprawne z lotu ptaka? - spytala patrzac w strone mety. Cale to prawo wydawalo jej sie bzdurne. NIe mialo wedlug niej logicznego uzasadnienia... Obciazniki ja irytowaly. Wcale nie zamierzala bawic sie w uczciwosc jesli nawet prawo okazywalo sie niesprawiedliwe... - Kto da sygnal do biegu? - spytala na koniec przyzwyczajajac jeszcze konczyny.
- Nie mam pojęcia. A sygnał da jeden z chłopów, którego ty masz prawo wybrać.
Sil obrocila sie i zamaszystym ruchem wskazala pierwszego czlowieka jaki nawinal sie pod reke i ktoremu dobrze z oczu patrzylo.
Chłop podszedł do lini startu, i odczekawszy aż wójt i Sil ustawią się na linii startu, uniósł rękę do góry.
Dziewczyna ustawiwszy sie na linii startu przygotowala sie do biegu. Zamierzala wystartowac dla zabawy uczciwie i w sumie dopiero gdyby przez obciazniki miala przegrac chciala uzyc Zagiecia czasoprzestrzeni by przenies sie na miejsce mety bez straty czasu. Obecny wojt zdecydowanie nie nadawal sie do pelnienia swojego urzedu. A skoro mieszkancy sady byli do swoich praw przywiazani to ich sprawa. Ona nie bedzie im burzyc porzadku. Pozbedzie sie tylko wrednego wojta... Bez przelewania jego krwi...
Chłop krzyknął "Start" i machnął ręką. Wójt i dziewczyna ruszyli gwałtownie z miejsca. W pierwszym momencie wydawało się że Sil zyskuje przewagę, kiedy jednak wójt zauważył to, przyspieszył i uzyskał przewagę. Kiedy był w połowie dystansu, demonica miała za sobą dopiero jego jedną trzecia, i biegła wyraźnie wolniej...
Sil odczekala az wojt znalazl sie w 3/4 dystansu. Poki miala szanse wyrownac poty starala sie przyspieszyc. Kiey uznala ze tej szansy juz nie ma postanowila skorzystac z niedawno nabytej mocy i przeniesc sie na linie mety tak by przekroczyc ja przed wojtem.
Dziewczyna wycisnęła z siebie absolutnie wszystko co mogła, nie była w stanie jednak dogonić wójta. Gdy ten znalazł się w trzech czwartych dystansu, ona nie osiągnęła nawet dwóch trzecich. Nagle jednak złapała...
...rzeczywistość...
...i zawijając ją wokół siebie przeniosła się na metę.
Zanim zdążyła zareagować, cała wioska eksplodowała radością, krzycząc coś niezbyt zrozumiałego, jedynymi wróżniającymi się słowami było 'wójt' i 'wreszcie'.
Dziewczyna powoli zaczela sie pozbywac z rak i nog swoich ciezarkow i ze spokojem ruszyla po odbior swojego miecza nie patrzac w strone wojta. Skoro ludzie sie cieszyli z powodu konca jego "panowania" to tylko tyle bylo wazne...
Chłopiec podbiegł do niej z mieczem i podał jej broń. Gdy tylko Sil odebrała swoje ostrze z rąk chłopaczka, poczuła delikatne szarpnięcie w okolicach pępka i nagle wszystko zniknęło... Mocniej schwyciła swój miecz nie wiedząc co się teraz stanie... Obawiała się tego, bo zmiany nastapiły dość gwałtownie. Jednocześnie była ciekawa...
- Nie, nie odpłaca nam. Z pewnością są też prawa, które mogą nam pomóc, ale on powołuje się na przepis który zabrania komukolwiek z wioski wchodzić do domu wójta bez jego pozwolenia. A tam właśnie są księgi, w których spisane są wszelkie prawa, więc nie możemy, nawet gdybyśmy chcieli, znaleźć takiego które mogłoby nam pomóc. A poza tym, jest dość dobym rządcą, ale większość naszych zysków trafia do niego...
- Komukolwiek z wioski tak? Ja nie jestem z wioski - powiedziala fey'ri z szelmowskim usmiechem na ustach. - Czy chcecie nadal postepowac wedle praw, ktore wami rzadzily? Czy uwazacie, ze te prawa wam cos moga dac, ze sa wam pomocne? Jesli tak to moge wam pomoc wszystkim sie z nimi zapoznac. Tak zeby nie bylo juz zadnych watpliwosci w tej kwestii i zeby juz nikt taki jak wasz rzadca nie naduzywal swej wladzy. Bo to jest naduzycie - mruknela do czlowieka, z ktorym rozmawiala.
- Oczywiście! My wierzymy, że prawa są dobre, jedynie ich zastosowanie może być złe. Gdyby tak księgi były porozdzielane po domach, tak żeby każdy mógł z nich skorzystać i nikt nie zgromadził wszystkich, z pewnością dalibyśmy sobie doskonale radę!
- Czy w tej chwili ktos jest w domu rzadcy? - spytala bezceremonialnie.
- Pewnie nie, wszyscy są tutaj. Ale nie powinno się wchodzić do domu pod nieobecność właściciela... Zaczekaj, pani, zawołam go, święte prawo gościnności nakaże mu przyjąć cię.
Dziewczynie zadrzala brew, gdy sluchala slow tego czlowieka. Jego paplanie o prawach doprowadzalo ja do obledu. Przez chwile miala ochote rzucic to w diably jesli jeszcze raz uslyszy slowo "prawo". Westchnela jednak tylko i z mina swiaczaca o wielkim niezadowoleniu skinela glowa. Moze chociaz ta cholerna sprzeczka sie skonczy i bedzie tu troche ciszej...
Po chwili chłop wrócił z wójtem.
- Witaj w naszej skromnej wiosce, pani.
Dziewczyna dmuchnieciem pozbyla sie grzywki znad oczu. Przeslaniala jej widok... Wredna z powrotem znalazla sie na oczach poldemonicy.
- Witaj - mruknela. Zastanawiala sie nad tym czy byc szczera czy nieszczera... I zastanawiala sie czy od razu rabnac wojta w morde czy zrobic to pozniej... Zdecydowala sie grac.
- Widze ze calkiem niezle sie wam tu powodzi. Zyjecie raczej dostatnio... - powiedziala skinawszy glowa.
- Tak, sądzę że to prawda... - odpowiedział ostrożnie wójt - podobno chciałaś, pani, zażyć gościny w moim domu. Zapraszam, zapraszam!
Skinela glowa w milczeniu bardziej juz z uprzejmosci niz z innego powodu. Zamyslila sie. Ten czlowiek bardzo jej sie nie podobal. Byl zbyt... No nie wiedziala jeszcze co... Zawierzyla przeczuciu.
Wójt zaprowadził Sil do swojego domostwa. Zobaczyła tu stos ksiąg ułożonych na stole.
- Moja żona za chwilę poda ci, pani, coś do jedzenia, a ja muszę wyjść jeszcze na chwilę, by załatwić ważne urzędowe sprawy.- W kuchni brzęknęły garnki, a półdemonica zwróciła uwagę że jedna z ksiąg jest otwarta, a inna zaznaczona zakładką...
Dziewczyna stala spokojnie i skinela glowa gdy wojt mowil swoje slowa. Gdy wyszedl podeszla do ksiegi po to by rzucic nan okiem. Co to za otwarta strona? I jakaż to strone zaznaczyl w drugiej ksiedze?
Księga otwarta była na prawie pozwalającym zabrać świnie. Ale zakładka była o wiele bardziej interesująca... Zaznaczone było nią prawo pozwalające usunąć wójta, gdyby ktoś zdołał wygrać z nim w zawodach na szybkość biegu. Było pewne utrudnienie - mianowicie współzawodnik wójta miał być obciążony dwoma dwudziestofuntowymi krążkami metalu. Nikt jednak nie wspomniał o zakazie używania magii czy podobnych nadnaturalnych zdolności...
Sil zostawila wiec ksiegi tak jak byly zeby nie bylo widac, ze grzebala, ale nie starala sie jakos specjalnie tego ukryc. Zaczela sie wiercic po pokoju jak osoba, ktora sie smiertelnie nudzi...
Po chwili żona wójta wyszła z kuchni, z ciastem i winem, stawiając je na stole. Zanim Sil zdążyła usiąść, wrócił wójt.
- Witam ponownie. Jak się pani podoba w naszych skromnych progach?
- Skromnych? W moich stronach mozna tylko pomarzyc o takim bogactwie - powiedziala nie przesadzajac. Po tym jak splonal jej dom rodzinny rzeczywiscie w jej stronach nie ostalo sie wiele bogactwa...
- Och, sądzę jednak, że dobre prawa i słuszne zarządzanie przyniosłby im dobrobyt.
Pokrecila glowa pograzona przez chwile we wspomnieniach.
- Cala seria niewyjasnionych pozarow spalila cale polacie lasow i terenow zdatnych pod uprawe pozbawiajac ludzi dobytku. Wielu przyplacilo to zyciem. Tylko dlatego ze zarzadca byl zbyt zachlanny i spotkalo sie to z czyjas zemsta. Ta wymknela sie spod kontroli... Zarzadca stracil zycie z reki przybranej corki - powiedziala szczera prawde. - Czasem zle wykorzystane prawa zwracaja sie przeciw tym ktorzy stoja na ich strazy - dodala.
- Z pewnością, z pewnością... Cóż za szczęście że u nas prawo zawsze jest dobrze wykorzystywane
- Nie watpie - powiedziala w zamysleniu. "Czy ten glupi czlowiek naprawde wierzy w te slowa? Ewentualnie jest strasznym egoista..." pomyslala. Jej spojrzenie odplynelo w dal. Pamietala chlodna rekojesc sztyletu ktorym przebila serce ojczyma... POtem lata cale walczyla o przetrwanie i dochodzila do siebie... Dlugo trwalo nim przestala bac sie ciemnosci. Ciasnych pomieszczen bac sie nie przestala... Chociaz teraz jakos tak mniej ja przerazaly to jednak nadal odczuwala niepokoj.
- Mozna prosic o otwarcie okna? - spytala
- Oczywiście - wójt wstał i otworzył szeroko okno - co panią do nas sprowadza?
- Dziekuje. Jestem tu przejazdem - odparla szczerze. Doszla do wniosku ze wygodniej bedzie mowic niepelna prawde niz klamac w zywe oczy. Mniej z tym problemow. Rozejrzala sie po pomieszczeniu.
- Pracuje pan z papierami? Bo pelno tu ksiazek... Ojczym gdy jezcze zyl wielokrotnie narzekal na papierkowa robote... - dziewczyna sie zamyslila. "I na lapowki jakie dawal ludziom za trzymanie jezyka za zebami ze trzyma takie cos w piwnicy" Jej twarz spochmurniala.
- Tak, jestem, można rzec, ekspertem od prawa.
- Studiuje pan prawo jak mniemam. We wlasnym zakresie z tego co widze - powiedziala. Na jej twarzy pojawil sie wyraz zafrasowania.
- Tak, we własnym zakresie... Nikt inny w wiosce się tym nie interesuje. - na twarzy wójta pojawił się wyraz lekkiej podejrzliwości.
Skinela powoli glowa w zamysleniu.
- Czy prawa ktorymi sie zajmujesz mowia cos o opiece nad dziecmi? - spytala.
- Nie, o prawach zajmujących się opieką nad dziećmi nic nie wiem
- A czy orientujesz sie w prawie mowiacym jaka kara czeka za jakie wykroczenie? - spytala. Bylo to raczej pytanie ktore powinna zadac zajmujacemu sie takimi rzeczami prawnikowi... Ale ona od takich ludzi stronila. Teraz po prostu miala okazje...
- Och, to zależy jakiego charakteru to wykroczenia. O prawie własności wiem najwięcej, co nieco również o prawie karnym
- Prawo karne... - zamyslila sie dziewczyna. Przymknela oczy wiedzac ze gdy zamysla sie glebej nie kontroluje koloru oczu... Nie otwierajac ich powiedziala - Prosze wyobrazic sobie sytuacje w ktorej dziecko zostaje pod opieka meza matki. Nie jest to jego dziecko. Po smieci matki na niego spada odpowiedzialnosc za opieke nad potomstwem jeg zony. A w kazdm razie wedle panujacego w pewnym miejscu prawa. Co jesli sa opieke ograniczy do zapewnienia dziecka ledwie wystarczajacych do przezycia racji zywnosci i wody i zamknie je bez faktycznej opieki w ciasnej komorce w piwnicy? Dodajmy ze jest czlowiekiem bogatym i stac go na kilka wsi - mruknela. Nurtowala ja kwestia jak prawo rozwiazaloby jej problem...
- W zależności od prawa w tym miejscu, mógłby być skazany za zaniedbanie opieki, albo też - i na to szansa jest większa - uznany za niewinnego, przynajmniej jeśli dziecko przeżyło to i nie oszalało.
- Dziecko po 15 latach w takich warunkach nabawilo sie ciezkiej klaustrofobii i leku przed ciemnoscia. Blisko 30 lat cierpialo potem na nerwice - opisywala dziewczyna. - Dochodza do tego ogolne oslabienie organizmu, wycienczenie i nieprzystosowanie do zycia.
- No cóż, z pewnością możnaby go oskarżyć o zaniedbanie opieki... Nie ma jednak stuprocentowej pewności, czy sąd by go skazał. Gdybym to ja bym był sędzią skazałbym go, ale to nic pewnego...
Sil nie otworzyla oczy przez dluzsza chwile. I oto cala prawna sprawiedliwosc. Jej niechec do prawa wzrosla do niewyobrazalnych rozmiarow. Niechec do zasad kierujacych zyciem ludzi ktorzy sie prawu poddaja. Poprawila swoja pozycje na krzesle.
- Rozumiem - powiedziala powoli. - Jakimi jeszcze prawami sie zajmujesz. Mowiles o prawie wlasnosci, tak? Na czym to polega? - spytala
- Na tym zasadniczo, kiedy coś zaczyna do kogoś należeć, a kiedy przestaje.
- Aha czyli rozstrzygasz konflikty wynikajace np. z kradzierzy? Albo o to czy grusza na miedzy nalezy do jednego czy do drugiego rolnika? - spytala
- Kradzież zasadniczo jest raczej jasnym przypadkiem - złodziej nie jest właścicielem niczego co ukradł. Ale konflikty o miedzę, owszem.
- I jak w takim razie taki konflikt o miedze bys rozstrzygnal? - spytala otwierajac oczy i patrzac na wojta
- Och, to zależy od bardzo wielu czynników. Na ogół jednak udaje się zaprowadzić takie rozwiązanie, żeby zadowolone były obie strony.
- Na przyklad? - dopytywala sie. - Zalozmy ze mam problem z sasiadem ktory utrzymuje ze grusza stojaca na miedzy jest jego. No ale gruszki spadaja na moje pole... Nikt tez nie powiedzial ze miedza lub grusza rzeczywiscie do niego naleza. Jest sprzeczka. Jakie rozwiazanie? - spytala zaciekawiona
- Te gałęzie, które są nad twoim polem, należą do ciebie. Te które są nad jego, należą do niego. Te które są nad niczyją miedzą, są niczyje, i gruszki z nich przypadają temu, kto zbierze je pierwszy.- Pokiwala glowa w zamysleniu.
- Ale z tego co zauwazylam i ciebie nie omijaja problemy. Prawo nie daje widac odpowiedzi na wszystko... Prowadziles dzis wyjatkowo zazarta wymiane zdan z jednym z mieszkancow osady. O co poszlo? - zainteresowala sie.
- Och, nie zgadzał się z zastosowanym przeze mnie przepisem, mimo iż był słuszny i adekwatny do sytuacji. Niestety, nie wszyscy umieją pogodzić się z prawem
- Adekwatny do sytuacji? Hmm... Dlaczego mu taki przepis nie odpowiada? I co to za przepis przeciw ktoremu ktos w tak prowadzonej osadzie sie nie zgada? - dopytywala sie
- Przepis mu nie odpowiada, bo pozwala pozbawić go czegoś, a ten egoista nie może się z tym pogodzić. I nawet w stadzie z najlepszym pasterzem znajdzie się czasem czarna owca.
- A czy ten przepis ma jakies historyczne i spoleczne uzasadnienie czy ma na celu jedynie pozbawic go jego wlasnosci bez wyraznego powodu? - spytala
- Och, oczywiście że ma. Był przygotowany na wypadek wojny i innych ważkich zdarzeń losowych.
- Prowdzicie jakas wojne? - zdumiala sie - Okolica wydaje sie spokojna... A moze kogos nawiedzila kleska? - spytala
- Och, wojny nie, nie tym razem, na szczęście. Ale zdarzył się ważny przypadek losowy... Sądzę zresztą, że to ja powinienem oceniać takie rzeczy, jako ekspert od prawa.
- Coz to za przypadek losowy? Bo wie pan... Mozna czlowiekowi wiele rzeczy wytlumaczyc bez takich klotni i sprzeczek... - powiedziala
- Jeśli nie zrozumiał moich tłumaczeń, to niczyich nie zrozumie, naprawdę
- Wiec jestes jeszcze negocjatorem? Hmmm... Jakich argumentow uzyles? - spytala
- Nie chodzi to u sposób argumentacji. Przyczyna albo jest, albo jej nie ma. W tym wypadku jest i już, i jeśli on tego nie rozumie, żadne słowa tego nie zmienią.
- Skad mozesz wiedziec ze spokojne wyjasnienie waznej sytuacji nie wplynie na zmiane podejscia tego czlowieka? Jaka to przyczyna nie dociera do jego umyslu? Moze po prostu nie rozumie tego i trzeba mu to wyjasnic? - zastanawiala sie na glos.
- Jeśli tego nie rozumie, jest to wyłącznie jego problem, i nie sądzę żeby ktokolwiek musiał mu cokolwiek tłumaczyć.
Dziewczyna zamknela oczy i przez dluzsza chwile milczala. Wscieklosc wrecz sie w niej gotowala. Wyraz jej twarzy pozostal kamienny lecz wiedziala ze jesli teraz otworzy oczy to wojt spojrzy w sam srodek najgorszego chaosu negatywnych emocji... Jej oczy nie chcialy pozostac w jakims jednym okreslonym kolorze. Od tego co teraz powie ten czlowiek bedzie wiele zalezec...
Wójt zdawał się czekać na słowa dziewczyny...
Sil odezwala sie spokojnym, opanowanym glosem - Skoro uwazasz ze twoja argumentacja jest jak najbardziej zgodna z wszelkimi przepisami to dlaczego nie chcesz mi powiedziec co bylo przyczyna podjecia przez ciebie takiej decyzji? - spytala. Nie otwierala oczu.
- Bo nie sądzę żebyś powinna to wiedzieć.
Na jej twarzy nie drgnal zaden miesien - Bo zrobiles to dla wlasnych materialnych korzysci nie liczac sie z prawami i zdaniem mieszkancow osady, czyz nie? - stwierdzila, nie zapytala. - Postapiles tak bo masz dostep do praw o ktorych oni nic nie wiedza. Masz do nich dostep i umiesz je stosowac nie pozwalajac innym na wglad do nich... NIe liczac sie z tym ze choc jestes opiekunem tej wsi to tak naprawde funkcjonujesz na tych samych zasadach... - jej glos byl zimny.
Wójt milczał, dało się jednak wyczuć napięcie... Jakby usilnie się zastanawiał czy jest jakieś prawo pozwalające wyrzucić gościa z domu
- Tak jak myslalam. Czy uswiadomienie ci tego ze oni tez maja swoje prawa pozwoli mi zaufac iz udostepnisz im swoje materialy i pozwolisz im na to by zgodnie ze swym prawem rowniez decydowali o sobie czy wolisz bym ja zabrala glos w tej sprawie? Pamietaj ze twoje slowa i decyzje mnie nie dotycza - powiedziala powaznie
- Tak długo jak te księgi są w moim domu, tak długo tylko ja będę z nich korzystał. I nic mnie od tego nie odwiedzie.
- Nawet jesli zostaniesz usuniety ze stanowiska? Zgodnie z prawem obowiazujacym w tym miejscu? - spytala usmiechajac sie szyderczo i otwierajac powoli oczy. Ich kolor zmienial sie jak w kalejdoskopie. Wygladalo to jakby miala zaraz zaczac miotac blyskawice samym tylko spojrzeniem. Patrzenie w nie moglo wywolac mdlosci....
- Jeśli zostanę usunięty, to wprowadzi się tu nowy wójt, i to on przejmie ten dom wraz z księgami... - w głosie wójta pojawił się niepokój.
- Owszem. Bedzie tu nowy wojt. Jesli uznam ze lepiej sprawuje swoj urzad i mieszkancy osady go przyjma wtedy on zajmie twoje miejsce i nie bedziesz mial nic do powiedzenia... Dopilnuje wtedy zeby sprawiedliwosci stalo sie zadosc. Pamietaj ze szczerze mowiac wasze prawa mnie odrzucaja ale kazdy czlowiek moze sam decydowac o sobie. Jesli chcecie miec prawa to wasza sprawa. Ale wtedy musza byc przez wszystkich przestrzegane. Nawet przez wojta. Slyszales o ogranicczonym kredycie zaufania wobec wladzy? Mieszkany maja prawo cie odwolac - powiedziala lodowatym tonem gdy usmiech zniknal z jej twarzy.
- Nie istnieje żadne prawo na mocy którego mogliby mnie odwołać...
- Czyzby? Jest prawo pozwalające usunąć wójta, gdyby ktoś zdołał wygrać z nim w zawodach na szybkość biegu. Poza tym... Sa inne skuteczne choc drastyczne metody usuniecia kogos ze stanowiska - mruknela. W jej glosie brzmial cien grozby ale mial on jedynie za zadanie nastraszyc wojta na tyle by bez pakowania sie w wyscig zdecydowal podzielic sie ksiegami. - Chcesz dalej piastowac swoj urzad czy wolisz zaryzykowac wszystko co masz? - spytala
Wójt uśmiechnął się paskudnie. - Proponuję dystans stu pięćdziesięciu kroków.
- Przelicz mi to prosze na metry. Taka sie jednostka miary posluguje a nie cudzymi krokami - mruknela dziewczyna.
- koło stu dwudziestu metrów.
Sil sie zamyslila. - Jak szybko biegasz na tym dystansie? - spytala z krzywym usmiechem. NIe lubila tego czlowieka
- Nie mam pojęcia. Nigdy nie próbowałem. Sądzę jednak że szybciej niż ktokolwiek dociążany tym, czym ma być dociążaony.
- Czyli 120 mterowa prosta, tak? Na tym dystansie sie scigamy? - spytala Sil. Bardzo go nie lubila. Wkurzalo ja to ze koles sie jeszcze chce w to bawic. Miala ochote na miejscu sprawe zalatwic i po prostu zrobic sobie naszyjnik z jego uszu... Ale wiesniacy mieli przewage liczebna a ona juz sie w to wplatala.
- Tak, dokładnie tak. Jeśli cię to interesuje, to dokładnie taką długość ma dłuższa z dróg biegnących przez wioskę,
- To o ktorej? - spytala dziewczyna unoszac brwi. Byla zla ale starala sie paskudny nastoj maskowac. Jej oczy jednakze zdradzaly i jej nature i jej humor..
- Na przykład teraz?
- A masz wszystko co ci potrzeba? Zdaje sie ze chciales mnie czyms obciazyc? - mruknela. Zakladala ze w normalnych warunkach przescignelaby tego czlowieka... Teraz zastanawiala sie jednak czy nie powinna uzyc ktorejs ze swoich sztuczek.. Bedzie chyba musiala to zrobic...
- Mam specjalnie przygotowane na tę okazję ciężarki... - stwierdził wójt i zza sterty ksiąg wydobył ciężary, dokładnie takie jak opisane w prawie
- Pokaz no je. Chce wiedziec z czym mam sie silowac - mruknela wyciagajac dlon po ciezarek.
Wójt podał Sil jeden z ciężarków. Miały ważyć dziesięć funtów każdy, i na oko ważyły mniej więcej tyle ile powinny.
- Mhm... Miecz jednak odoze na czas biegu - mruknela pod nosem. Oddala ciezarek. Zastanawiala sie czy to co teraz bedzie robic w jakikolwiek sposob poprawi sytuacje tych ludzi... Ale coz... Zmiany sa konieczne...
- Oczywiście, dodatkowe obciążenie możesz odłożyć... Jak bardzo chcesz, to nawet ubranie, bo skórzane jest, zdaje się, całkiem ciężkie. - Wójt uśmiechnał się, tym razem obleśnie
- Jesli jest sie slabeuszem to owszem jest ciezkie - mruknela zaciskajac uzbrojona w skorzane nabijane cwiekami rekawice piesc. Usmiechnela sie paskudnie. Nagle zapragnela przymierzyc rozklad cwiekow na pieszczosze do twarzy wojta. Jej spojrzenie dobitnie o tym swiadczylo...
Zmrużył oczy. Chyba dopiero teraz zwrócił uwagę że oczy dziewczyny co jakiś czas zmieniają kolor...
- Chodźmy więc.
- Mhm... - stwierdzila Sil opuszczajac reke. Rozprostowala ramiona i rozgrzala kosci. Czas bedzie wyprobowac co warte byly nabyte dzieki krysztalom zdolnoci... Miala nadzieje ze sie oplacilo...
Wójt wyszedł wraz z Sil przed swój dom, i poszedł na początek drogi. Zaznaczył stopą na ziemi linię.
-To będzie meta - Po czym wraz z Sil przeszedł na drugi koniec wioski i zrobił drugą krechę. - A to start - Chłopi patrzyli z okien domów...
Sil zamknela oczy i sie uspokoila. Jej oczy po otwarciu byly szare. - Dooobraaa... No to kto potrzyma moj miecz? - spytala ogladajac sie na tych ktorzy zdecydowali sie wyjrzec z domow. - On nie lubi siedziec sam - dodala unoszac brwi i siegajac do pasa na bron. - Na ziemie go nie odloze - dodala.
Przez chwilę nikt się nie ruszył, ale po chwili podszedł do Sil jakiś mały chłopiec, na oko dziesięcioletni.
- Ja mogę potrzymać pani miecz. - Powiedział cicho, patrząc w ziemię.
Elfka przyklekla przy chlopcu z cieplym usmiechem. - Jak masz na imie moj maly? - spytala patrzac na niego cieplymi zielonymi oczami i odpinajac przy tym miecz od pasa. - Jestes pewien ze go uniesiesz? - spytala. - To ciezka bron - dodala.
- Na imię mi Thasil. Jestem silnym chłopcem, na pewno uniosę! - chłopiec wyprężył się dumnie.
- Wierze - powiedziala dziewczyna z usmiechem po czym podala mu miecz w pochwie na plasko do rak. Dziecko rolnikow zapewne bylo wystarczajaco silne byt trzymac miecz... - Trzymaj. Zaraz wracam. Ufam ze w twych rekach jest bezpieczny - powiedziala z usmiechem i zatrzymala palec tuz przed nosem chlopca.
Chłopiec złapał miecz, lekko schylił się pod jego ciężarem, ale zaraz stanął prosto, dumnie trzymając miecz w obu rękach. Uśmiechnął się w sposób przepełniony tą szczególną, dziecięcą godnością. Wójt zaś stwierdził:
- Czas obciążyć cię przed biegiem - I podał Sil cztery obciążniki. Po jednym na każdą rękę i nogę.
Dziewczyna zamocowala obciazniki - Sprawdz jesli ci to ma poprawic humor - mruknela. Sama wyprobowala przy tym jak idzie jej poruszanie sie z obciazeniem. - Swoja droga ciekawe ze o kims kto przewodzi wiosce decyduje prawo sprawdzajace jego fizyczne mozliwosci... Jak dawno temu biegales? - spytala od niechcenia.
- Wierzę na słowo, że są dobrze przywiązane. A biegałem... Może z pięć lat temu, ostatnio.
Sil czuła, że z obciążnikami porusza się o wiele mniej wygodnie. Nie były wprawdzie jakieś niesamowicie ciężkie, ale ponieważ były na rękach i nogach, bardzo utrudniały poruszanie się.
- A wiesz jak wygladaja pola uprawne z lotu ptaka? - spytala patrzac w strone mety. Cale to prawo wydawalo jej sie bzdurne. NIe mialo wedlug niej logicznego uzasadnienia... Obciazniki ja irytowaly. Wcale nie zamierzala bawic sie w uczciwosc jesli nawet prawo okazywalo sie niesprawiedliwe... - Kto da sygnal do biegu? - spytala na koniec przyzwyczajajac jeszcze konczyny.
- Nie mam pojęcia. A sygnał da jeden z chłopów, którego ty masz prawo wybrać.
Sil obrocila sie i zamaszystym ruchem wskazala pierwszego czlowieka jaki nawinal sie pod reke i ktoremu dobrze z oczu patrzylo.
Chłop podszedł do lini startu, i odczekawszy aż wójt i Sil ustawią się na linii startu, uniósł rękę do góry.
Dziewczyna ustawiwszy sie na linii startu przygotowala sie do biegu. Zamierzala wystartowac dla zabawy uczciwie i w sumie dopiero gdyby przez obciazniki miala przegrac chciala uzyc Zagiecia czasoprzestrzeni by przenies sie na miejsce mety bez straty czasu. Obecny wojt zdecydowanie nie nadawal sie do pelnienia swojego urzedu. A skoro mieszkancy sady byli do swoich praw przywiazani to ich sprawa. Ona nie bedzie im burzyc porzadku. Pozbedzie sie tylko wrednego wojta... Bez przelewania jego krwi...
Chłop krzyknął "Start" i machnął ręką. Wójt i dziewczyna ruszyli gwałtownie z miejsca. W pierwszym momencie wydawało się że Sil zyskuje przewagę, kiedy jednak wójt zauważył to, przyspieszył i uzyskał przewagę. Kiedy był w połowie dystansu, demonica miała za sobą dopiero jego jedną trzecia, i biegła wyraźnie wolniej...
Sil odczekala az wojt znalazl sie w 3/4 dystansu. Poki miala szanse wyrownac poty starala sie przyspieszyc. Kiey uznala ze tej szansy juz nie ma postanowila skorzystac z niedawno nabytej mocy i przeniesc sie na linie mety tak by przekroczyc ja przed wojtem.
Dziewczyna wycisnęła z siebie absolutnie wszystko co mogła, nie była w stanie jednak dogonić wójta. Gdy ten znalazł się w trzech czwartych dystansu, ona nie osiągnęła nawet dwóch trzecich. Nagle jednak złapała...
...rzeczywistość...
...i zawijając ją wokół siebie przeniosła się na metę.
Zanim zdążyła zareagować, cała wioska eksplodowała radością, krzycząc coś niezbyt zrozumiałego, jedynymi wróżniającymi się słowami było 'wójt' i 'wreszcie'.
Dziewczyna powoli zaczela sie pozbywac z rak i nog swoich ciezarkow i ze spokojem ruszyla po odbior swojego miecza nie patrzac w strone wojta. Skoro ludzie sie cieszyli z powodu konca jego "panowania" to tylko tyle bylo wazne...
Chłopiec podbiegł do niej z mieczem i podał jej broń. Gdy tylko Sil odebrała swoje ostrze z rąk chłopaczka, poczuła delikatne szarpnięcie w okolicach pępka i nagle wszystko zniknęło... Mocniej schwyciła swój miecz nie wiedząc co się teraz stanie... Obawiała się tego, bo zmiany nastapiły dość gwałtownie. Jednocześnie była ciekawa...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Darkan
Kula kwasu zmiotła z nóg jednego z bandytów. Reszta grupy ruszyła gwałtownie na wojownika. Miecz ciął jednego, drugiego, trzeciego...
...Po chwili Darkan leżał na ziemi, na stosiku trupów, powalony przygniatającą przewagą liczebną wrogów. Kopnięcie, cios, kolejny trup pada na ziemię.
Cyganie wbijają się w bok tej grupy. Paladyn patrzy w niebo, czując ból w rannym brzuchu. Po raz pierwszy od cholernie dawna czuł się wolny od swoich klątw, choć przez moment.
A potem szarpnięcie.
Feyra
Jakiś wieśniak podał ci kufel. Łyknęłaś z niego, ale zanim dopiłaś do połowy, poczułaś szarpnięcie.
Wszyscy
Po chwili znowu staliście przed tym samym aniołem co ostatnio. Wachlował się skrzydłem.
- Widzę, że udało wam się całkiem sprawnie i skutecznie. To świetnie. - odsunął się. Za jego plecami zobaczyliście teraz bramę.
Bramę do raju.
Przeszliście przez portal.
...
Staliście na maleńkiej wysepce - tak maciupeńkiej, że prawie z niej spadaliście gdy tylko ktokolwiek próbował choćby drgnąć. Dookoła, aż po horyzont, ciągnęło się przepiękne, srebrzyste morze, odbijające słońce tak, że nigdy nikogo nie oślepiało. W pobliżu widać było olbrzymią górę, która tworzyła właściwie Siedem Nieb Celestii. W waszą stronę płynął anioł na drewnianej łodzi, powoli przebierając wiosłem.
- Witajcie strudzeni wędrowcy! - pozdrowił was, unosząc rękę. - Proszę, wsiadajcie na łódź. Przewiozę was ku brzegom Niebiańskiej Góry. Dalej musicie iść już sami. A teraz trzeba uważać - pomógł Antharowi wsiąść na łódź, podtrzymując go ręką, po czym odpłynął, upewniając się że wszyscy są na pokładzie - bo po ostatniej koniunkcji planów czasem da się tu znaleźć stwory, które nie powinny przynależeć do tego planu. - mimo że płynęło się powoli, a góra była daleko, dystans znikał niesamowicie szybko. - No, jesteśmy już prawie na miejscu. Możecie wysiadać, tutaj buty i nogi schnął szybko. - anioł uśmiechnął się lekko.
Plaża była piękna, jak z obrazka. Bialutki piasek, dalej palmy, przechodzące potem w krzewy i niski busz, na tyle gęsty, że dawał schronienie zwierzętom. Srebrzyste morze i błękitne niebo dopełniały obrazu tego, czym rzeczywiście była Celestia - raju.
Anioł odpłynął.[/b]
Kula kwasu zmiotła z nóg jednego z bandytów. Reszta grupy ruszyła gwałtownie na wojownika. Miecz ciął jednego, drugiego, trzeciego...
...Po chwili Darkan leżał na ziemi, na stosiku trupów, powalony przygniatającą przewagą liczebną wrogów. Kopnięcie, cios, kolejny trup pada na ziemię.
Cyganie wbijają się w bok tej grupy. Paladyn patrzy w niebo, czując ból w rannym brzuchu. Po raz pierwszy od cholernie dawna czuł się wolny od swoich klątw, choć przez moment.
A potem szarpnięcie.
Feyra
Jakiś wieśniak podał ci kufel. Łyknęłaś z niego, ale zanim dopiłaś do połowy, poczułaś szarpnięcie.
Wszyscy
Po chwili znowu staliście przed tym samym aniołem co ostatnio. Wachlował się skrzydłem.
- Widzę, że udało wam się całkiem sprawnie i skutecznie. To świetnie. - odsunął się. Za jego plecami zobaczyliście teraz bramę.
Bramę do raju.
Przeszliście przez portal.
...
Staliście na maleńkiej wysepce - tak maciupeńkiej, że prawie z niej spadaliście gdy tylko ktokolwiek próbował choćby drgnąć. Dookoła, aż po horyzont, ciągnęło się przepiękne, srebrzyste morze, odbijające słońce tak, że nigdy nikogo nie oślepiało. W pobliżu widać było olbrzymią górę, która tworzyła właściwie Siedem Nieb Celestii. W waszą stronę płynął anioł na drewnianej łodzi, powoli przebierając wiosłem.
- Witajcie strudzeni wędrowcy! - pozdrowił was, unosząc rękę. - Proszę, wsiadajcie na łódź. Przewiozę was ku brzegom Niebiańskiej Góry. Dalej musicie iść już sami. A teraz trzeba uważać - pomógł Antharowi wsiąść na łódź, podtrzymując go ręką, po czym odpłynął, upewniając się że wszyscy są na pokładzie - bo po ostatniej koniunkcji planów czasem da się tu znaleźć stwory, które nie powinny przynależeć do tego planu. - mimo że płynęło się powoli, a góra była daleko, dystans znikał niesamowicie szybko. - No, jesteśmy już prawie na miejscu. Możecie wysiadać, tutaj buty i nogi schnął szybko. - anioł uśmiechnął się lekko.
Plaża była piękna, jak z obrazka. Bialutki piasek, dalej palmy, przechodzące potem w krzewy i niski busz, na tyle gęsty, że dawał schronienie zwierzętom. Srebrzyste morze i błękitne niebo dopełniały obrazu tego, czym rzeczywiście była Celestia - raju.
Anioł odpłynął.[/b]
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Silmathiel
- Oj - bąknęła stojąc na plaży i wciąż trzymając w dłoniach nieprzypięty miecz. Dziwnie się czuła. Trochę ją ten plan egzystencji onieśmielał. Zupełnie nie odpowiadał jej pod żadnym względem. Wszystko było tu zbyt bardzo na miejscu... Zbyt bardzo uporządkowane i poukładane. Nie było tu miejsca na niedoskonałość czy improwizację. Nawet ziarenka piasku, po których stąpała wydawały się idealnie regularne. Czuła się tutaj nie na miejscu jako potomkini demonów... Rozejrzała się czujnie dokoła jakby szukając jakiegoś zagrożenia. Prawie zapomniała, że mieli ważny cel do osiągnięcia i to dlatego tu się znaleźli. Spojrzała niepewnie na towarzyszy.
- To dokąd? - spytała wręcz nieśmiało.
- Oj - bąknęła stojąc na plaży i wciąż trzymając w dłoniach nieprzypięty miecz. Dziwnie się czuła. Trochę ją ten plan egzystencji onieśmielał. Zupełnie nie odpowiadał jej pod żadnym względem. Wszystko było tu zbyt bardzo na miejscu... Zbyt bardzo uporządkowane i poukładane. Nie było tu miejsca na niedoskonałość czy improwizację. Nawet ziarenka piasku, po których stąpała wydawały się idealnie regularne. Czuła się tutaj nie na miejscu jako potomkini demonów... Rozejrzała się czujnie dokoła jakby szukając jakiegoś zagrożenia. Prawie zapomniała, że mieli ważny cel do osiągnięcia i to dlatego tu się znaleźli. Spojrzała niepewnie na towarzyszy.
- To dokąd? - spytała wręcz nieśmiało.
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 7 maja 2007, 01:44 przez WinterWolf, łącznie zmieniany 1 raz.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Darkan:
-Pytaj mnie, a ja ciebie- mruknął. Rozejrzał się po terenie i wstrząsnął nim dreszcz obrzydzenia. -Im szybciej załatwimy to po co przyszliśmy tym lepiej. Powietrze tu sprawia, że jest mi niedobrze- mruknął. Obejrzał się za odpływającym aniołem. Powstrzymał się przed obrzuceniem go stekiem wyzwisk. Wszystko tu zdawało się wpływać mu na nerwy. Wszystko od góry do dołu. Od przeżytej przed chwila przygody po to, gdzie byli teraz. nekromanta odetchnął z ulgą. *Wreszcie jesteś sobą* skomentował. Darkan się skrzywił. *Dobrze by było, gdyby tak pozostało* dodał nekromanta. Czarny strażnik skinął głową.
-Pytaj mnie, a ja ciebie- mruknął. Rozejrzał się po terenie i wstrząsnął nim dreszcz obrzydzenia. -Im szybciej załatwimy to po co przyszliśmy tym lepiej. Powietrze tu sprawia, że jest mi niedobrze- mruknął. Obejrzał się za odpływającym aniołem. Powstrzymał się przed obrzuceniem go stekiem wyzwisk. Wszystko tu zdawało się wpływać mu na nerwy. Wszystko od góry do dołu. Od przeżytej przed chwila przygody po to, gdzie byli teraz. nekromanta odetchnął z ulgą. *Wreszcie jesteś sobą* skomentował. Darkan się skrzywił. *Dobrze by było, gdyby tak pozostało* dodał nekromanta. Czarny strażnik skinął głową.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Feyra
Kiedy wysiedli na plaży rozejrzała się dookoła. Widok był niczego sobie. Towarzysze drowki zastanawiali się dokąd powinni teraz iść.
- Plażą nigdzie nie dojdzemy. Gdyby tu był jakiś port, popłynelibyśmy wprost do niego. A przybyliśmy tutaj. Ruszajmy w głąb lądu! - powiedziała dziarsko.
Następnie ruszyła powoli we wspomnianym kierunku. Odwróciła jeszcze nieco głowę, aby kątem oka sprawdzić, czy reszta ruszyła za nią.
Kiedy wysiedli na plaży rozejrzała się dookoła. Widok był niczego sobie. Towarzysze drowki zastanawiali się dokąd powinni teraz iść.
- Plażą nigdzie nie dojdzemy. Gdyby tu był jakiś port, popłynelibyśmy wprost do niego. A przybyliśmy tutaj. Ruszajmy w głąb lądu! - powiedziała dziarsko.
Następnie ruszyła powoli we wspomnianym kierunku. Odwróciła jeszcze nieco głowę, aby kątem oka sprawdzić, czy reszta ruszyła za nią.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Anthar
- Napewno nigdzie nie dojdziemy zastanawiając się dokąd iść. - stwierdził psion rozciągając się po rejsie dość małą łódką dla niego.
Gdy stawy strzeliły mu we wszystkich możliwych miejscach ruszył za Feyrą.
Spojrzał na Darkana i Silmathiel. - Idziecie czy czekacie do zmroku? - zapytał z uśmiechem
- Napewno nigdzie nie dojdziemy zastanawiając się dokąd iść. - stwierdził psion rozciągając się po rejsie dość małą łódką dla niego.
Gdy stawy strzeliły mu we wszystkich możliwych miejscach ruszył za Feyrą.
Spojrzał na Darkana i Silmathiel. - Idziecie czy czekacie do zmroku? - zapytał z uśmiechem
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Silmathiel
- Idziemy, idziemy... - bąknęła nie chcąc zostawać tutaj sama. Widać było jej zaniepokojnenie wszystkim co działo się na tym planie. Każdy podmuch wiatru czy szum liści wywoływał u niej dziwny dreszcz. Czuła się wręcz chora. Jakby pod przymusem zmieniła postać na srebrnowłosą elfkę o szarych oczach chcąc się w ten sposób wmieszać, pozostac niezauważoną... Udawać, że wcale nie ma jej na tym planie albo nawet, że wcale nie jest fey'ri... Że nie ma w swych żyłach krwi istot złych i zrodzonych z chaosu...
Powoli i niepewnie ruszyła się z miejsca. Po chwili pobiegła już za Antharem i Feyrą nie chcąc zostać w tyle i stracić ich z oczu.
- Idziemy, idziemy... - bąknęła nie chcąc zostawać tutaj sama. Widać było jej zaniepokojnenie wszystkim co działo się na tym planie. Każdy podmuch wiatru czy szum liści wywoływał u niej dziwny dreszcz. Czuła się wręcz chora. Jakby pod przymusem zmieniła postać na srebrnowłosą elfkę o szarych oczach chcąc się w ten sposób wmieszać, pozostac niezauważoną... Udawać, że wcale nie ma jej na tym planie albo nawet, że wcale nie jest fey'ri... Że nie ma w swych żyłach krwi istot złych i zrodzonych z chaosu...
Powoli i niepewnie ruszyła się z miejsca. Po chwili pobiegła już za Antharem i Feyrą nie chcąc zostać w tyle i stracić ich z oczu.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Darkan:
Spojrzał na psiona wzrokiem, przypominającym spojrzenie kota na trzymaną pod łapą mysz. -Zgaduj- warknął i ruszył naprzód. To miejsce wpływało mu na nerwy w wystarczającym stopniu. Anthar wcale nie musiał go wspomagać w żaden sposób. Czarny strażnik szedł za resztą klnąc cicho pod nosem, sycząc i złorzecząc. Ktoś musiałby zaprawdę być kompletnym matołem, by nie widzieć, że Darkanowi się tu nie podoba.
Spojrzał na psiona wzrokiem, przypominającym spojrzenie kota na trzymaną pod łapą mysz. -Zgaduj- warknął i ruszył naprzód. To miejsce wpływało mu na nerwy w wystarczającym stopniu. Anthar wcale nie musiał go wspomagać w żaden sposób. Czarny strażnik szedł za resztą klnąc cicho pod nosem, sycząc i złorzecząc. Ktoś musiałby zaprawdę być kompletnym matołem, by nie widzieć, że Darkanowi się tu nie podoba.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Zagłębiliście się w busz, przez dłuższą chwilę maszerując tędy. Nagle usłyszeliście szum skrzydeł. Odwróciliście się i spojrzeliście w górę. Kolejny anioł spływał od strony słońca, pokrywając was cieniem, tak że mimo kierunku z którego nadlatywał, nic was nie oślepiało.
W końcu wylądował, z uśmiechem podając wam wisiorki.
- Zapomnieliśmy o czymś, kiedy do nas przybywaliśmy. Te amulety ochronią was przed wpływem tutejszej aury dobra. - jego oczy mówiły wyraźnie, że wolałby, żebyście się zmienili, ale nie powiedział tego głośno. Podał wisiorki Feyrze i Darkanowi. - A ten chroni przed nadmiarem prawa w powietrzu. - podał amulecik Sil. - Nie martwcie się, nie szkodzą żadnym innym magicznym wisiorkom i amuletom które nosicie. Możecie używać ich jednocześnie. A teraz ruszajcie dalej, wkrótce traficie na ścieżkę do Drugiego Nieba. Tam zapewne przestaniecie się nudzić.
Odleciał.
A przed wami nadal ciągnęła się ścieżka przez coraz wyższy busz, dalej zasnuty mgłą, łączącą się aż z nisko wiszącymi chmurami.
Ale w krzakach nie było kolców, a chmury były bielutkie i pierzaste, takie jakie dzieci rysują na błękitnym niebie, kiedy chcą wyrazić swoją radość.
W końcu wylądował, z uśmiechem podając wam wisiorki.
- Zapomnieliśmy o czymś, kiedy do nas przybywaliśmy. Te amulety ochronią was przed wpływem tutejszej aury dobra. - jego oczy mówiły wyraźnie, że wolałby, żebyście się zmienili, ale nie powiedział tego głośno. Podał wisiorki Feyrze i Darkanowi. - A ten chroni przed nadmiarem prawa w powietrzu. - podał amulecik Sil. - Nie martwcie się, nie szkodzą żadnym innym magicznym wisiorkom i amuletom które nosicie. Możecie używać ich jednocześnie. A teraz ruszajcie dalej, wkrótce traficie na ścieżkę do Drugiego Nieba. Tam zapewne przestaniecie się nudzić.
Odleciał.
A przed wami nadal ciągnęła się ścieżka przez coraz wyższy busz, dalej zasnuty mgłą, łączącą się aż z nisko wiszącymi chmurami.
Ale w krzakach nie było kolców, a chmury były bielutkie i pierzaste, takie jakie dzieci rysują na błękitnym niebie, kiedy chcą wyrazić swoją radość.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Feyra
"Amulety ochroniące przed wpływem aury dobra? Że niby mogą mi zaszkodzić?! A co ja jestem złem!?!" - pomyślała.
Feyra zastanowiła się chwilę nad tym. Faktycznie nie była zbyt dobra dla innych.
Wzruszyła ramionami i przestała o tym myśleć. Przyjęła amulet, udając że nie wie o co chodzi. Nie był złoty, ale założyła go na szyję. Spoczywał wyżej od jej amulet Vhaeraun'a, gdyż był na krótszym łańcuszku.
Zastanowiła się nad tym co anioł powiedział wręczając amulet Silmathiel. Spojrzała na nią i pomyślała:
"To ty aż tak łamiesz prawo, że potrzebny ci amulet? No no. Cicha woda."
Dowiedzieli się, że mają dojść do jakiegoś ciekawszego miejsca. Feyra nie traciła czasu i dziarsko ruszyła na przód.
"Amulety ochroniące przed wpływem aury dobra? Że niby mogą mi zaszkodzić?! A co ja jestem złem!?!" - pomyślała.
Feyra zastanowiła się chwilę nad tym. Faktycznie nie była zbyt dobra dla innych.
Wzruszyła ramionami i przestała o tym myśleć. Przyjęła amulet, udając że nie wie o co chodzi. Nie był złoty, ale założyła go na szyję. Spoczywał wyżej od jej amulet Vhaeraun'a, gdyż był na krótszym łańcuszku.
Zastanowiła się nad tym co anioł powiedział wręczając amulet Silmathiel. Spojrzała na nią i pomyślała:
"To ty aż tak łamiesz prawo, że potrzebny ci amulet? No no. Cicha woda."
Dowiedzieli się, że mają dojść do jakiegoś ciekawszego miejsca. Feyra nie traciła czasu i dziarsko ruszyła na przód.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Anthar
Psionowi strasznie sie śpieszyło. Już zaczęli iść a tu kolejny przystanek. Jakiś aniołek daje wisiorki. I tak pewnie na wiele się nie przydadzą, a ten tylko czas zabiera. Jedyne co powiedział wartościowego to to, że skończy się próżnowanie. Gdy anioł skończył swój monolog srebrny elf rzekł ponuro:
- Skoro mamy się przestać nudzić to ruszajmy! - po czym ruszył szybkim krokiem po szlaku
Psionowi strasznie sie śpieszyło. Już zaczęli iść a tu kolejny przystanek. Jakiś aniołek daje wisiorki. I tak pewnie na wiele się nie przydadzą, a ten tylko czas zabiera. Jedyne co powiedział wartościowego to to, że skończy się próżnowanie. Gdy anioł skończył swój monolog srebrny elf rzekł ponuro:
- Skoro mamy się przestać nudzić to ruszajmy! - po czym ruszył szybkim krokiem po szlaku
Ostatnio zmieniony czwartek, 10 maja 2007, 17:28 przez Ant, łącznie zmieniany 1 raz.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Silmathiel
Z wahaniem założyła amulet na szyję. Jak ręką odjął. Aura tego planu przestała ją tak denerwować. Dziewczyna wyprostowała się. Teraz czuła się bezpiecznie. Diabelski błysk ponownie zagościł w jej oku. O taaak... Zdecydowanie lepiej. Już nie ma tego uczucia przytłoczenia i zamknięcia w sztywnych ramach. Nie ma wrażenia niedopasowania do tego świata. Sil wróciła do naturalnej postaci. Tak było lepiej. Wygodniej. Rozprostowała na chwilę skrzydła. Zahaczyła o coś więc postanowiła je ostrożnie złożyć. Odetchnęła z ulgą i ruszyła naprzód przed siebie krokiem pewnym i dziarskim.
Z wahaniem założyła amulet na szyję. Jak ręką odjął. Aura tego planu przestała ją tak denerwować. Dziewczyna wyprostowała się. Teraz czuła się bezpiecznie. Diabelski błysk ponownie zagościł w jej oku. O taaak... Zdecydowanie lepiej. Już nie ma tego uczucia przytłoczenia i zamknięcia w sztywnych ramach. Nie ma wrażenia niedopasowania do tego świata. Sil wróciła do naturalnej postaci. Tak było lepiej. Wygodniej. Rozprostowała na chwilę skrzydła. Zahaczyła o coś więc postanowiła je ostrożnie złożyć. Odetchnęła z ulgą i ruszyła naprzód przed siebie krokiem pewnym i dziarskim.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Darkan z burknięciem założył swój wisiorek. W jego zachowaniu nic się zauważalnie nie zmieniło... Ale pewnie jak zwykle miał po prostu ochotę pozrzędzić.
Ruszyliście dalej przez busz. Wkrótce był już wyższy od was, po chwili zakrył nawet nienaturalnie wysokiego Anthara.
A zaraz potem nagle się skończył. Przed wami były kamienne schody, prowadzące... Na wyższy poziom raju.
Przeszyło was dziwne uczucie - świadomość że właśnie widzicie na własne oczy miejsca, będące... przysłowiowymi. Miejsca które pojawiają się jako symbole.
I co gorsza, ten raj rzeczywiście był... Rajem. Po prezencie od anioła, już dla wszystkich.
Ruszyliście schodami w górę. Stuk butów po granicie niósł się daleko w górę i w dół. Ale gdy byliście mniej więcej w połowie schodów...
Świst i stuk.
Strzała wbiła się w granit przed wami. Spojrzeliście w powietrze. Cztery duże, humanoidalne stworzenia, o skórze koloru bursztynu i czerwonych, pierzastych skrzydłach, latały nad wami, z łukami w rękach.
Na schodach powyżej was stał człowiek z głową lwa, rakshasa, którego dłonie mieniły się magiczną energią.
A z buszu właśnie wyłonił się...
...Astralny Łowca.
Również z grubsza człekokształtny, ale prawie trzymetrowego wzrostu, o skórze czarnej niczym gagat, niesamowicie szerokich barkach i cylindrycznej czaszce. Zamiast dłoni miał potężne, ostre jak brzytwa szpony.
Legendarne stworzenie, przeźliwie szybkie i silne. Polujące na najpotężniejsze stwory Wieloświata.
I zwykle zwyciężające...
Ruszyliście dalej przez busz. Wkrótce był już wyższy od was, po chwili zakrył nawet nienaturalnie wysokiego Anthara.
A zaraz potem nagle się skończył. Przed wami były kamienne schody, prowadzące... Na wyższy poziom raju.
Przeszyło was dziwne uczucie - świadomość że właśnie widzicie na własne oczy miejsca, będące... przysłowiowymi. Miejsca które pojawiają się jako symbole.
I co gorsza, ten raj rzeczywiście był... Rajem. Po prezencie od anioła, już dla wszystkich.
Ruszyliście schodami w górę. Stuk butów po granicie niósł się daleko w górę i w dół. Ale gdy byliście mniej więcej w połowie schodów...
Świst i stuk.
Strzała wbiła się w granit przed wami. Spojrzeliście w powietrze. Cztery duże, humanoidalne stworzenia, o skórze koloru bursztynu i czerwonych, pierzastych skrzydłach, latały nad wami, z łukami w rękach.
Na schodach powyżej was stał człowiek z głową lwa, rakshasa, którego dłonie mieniły się magiczną energią.
A z buszu właśnie wyłonił się...
...Astralny Łowca.
Również z grubsza człekokształtny, ale prawie trzymetrowego wzrostu, o skórze czarnej niczym gagat, niesamowicie szerokich barkach i cylindrycznej czaszce. Zamiast dłoni miał potężne, ostre jak brzytwa szpony.
Legendarne stworzenie, przeźliwie szybkie i silne. Polujące na najpotężniejsze stwory Wieloświata.
I zwykle zwyciężające...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Darkan:
-Sugestie?- mruknął. Nie podobało mu się to. Nikomu nie miało prawa się podobać. Nawet nekromanta rzucił kilka niepochlebnych tekstów. W sumie, gdyby odliczyć przekleństwa to nie powiedziałby nic. Dłoń czarnego strażnika zacisnęła się na rękojeści miecza, ale tutaj miecz za wiele chyba nie pomoże.
Darkan wiódł oczyma za likami i ruchem istot. Im dłużej widział ich gładki, bezbłędny sposób poruszania się, tym większą miał ochotę je zabić, połamać i spalić kwasem. I może jeszcze podeptać.
Nie maja w tym niebie czegoś, co można by zniszczyć i zgnoic? Przydałoby się na zredukowanie nerwów...
-Sugestie?- mruknął. Nie podobało mu się to. Nikomu nie miało prawa się podobać. Nawet nekromanta rzucił kilka niepochlebnych tekstów. W sumie, gdyby odliczyć przekleństwa to nie powiedziałby nic. Dłoń czarnego strażnika zacisnęła się na rękojeści miecza, ale tutaj miecz za wiele chyba nie pomoże.
Darkan wiódł oczyma za likami i ruchem istot. Im dłużej widział ich gładki, bezbłędny sposób poruszania się, tym większą miał ochotę je zabić, połamać i spalić kwasem. I może jeszcze podeptać.
Nie maja w tym niebie czegoś, co można by zniszczyć i zgnoic? Przydałoby się na zredukowanie nerwów...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
![Obrazek](http://img234.imageshack.us/img234/4746/pic09040oj3.gif)
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Feyra
Drowka przyjrzała się wszystkim dookoła. Wyglądało na to, że przeciwnik miał przewagę.
"Znowu daliśmy się podejść." - wyrzucała sobie.
Szybko dokonała analizy taktycznej. Przeciwnik miał 4 latające stworzenia, a oni tylko jedno. Właściwie to nie miało większego znaczenia bo byli całkowicie wystawieni na deszcz strzał. Do tego jeszcze ta magia sfinksa i... tooo... 3 matrowe bydlę.
Feyra wiedziała, że miecz na niewiele się tu zda, ale jej dłoń bezwiednie spoczęła na jego rękojeści.
Zresztą gdyby te stworzenia miały zamiar ich zabić, to już byłoby po wszystkim. Feyra uznała, że najlepiej będzie właśnie tego się trzymać.
- Przybyliśmy do boga smoków metalicznych, Bahamuta! - powiedziała wprost.
Drowka przyjrzała się wszystkim dookoła. Wyglądało na to, że przeciwnik miał przewagę.
"Znowu daliśmy się podejść." - wyrzucała sobie.
Szybko dokonała analizy taktycznej. Przeciwnik miał 4 latające stworzenia, a oni tylko jedno. Właściwie to nie miało większego znaczenia bo byli całkowicie wystawieni na deszcz strzał. Do tego jeszcze ta magia sfinksa i... tooo... 3 matrowe bydlę.
Feyra wiedziała, że miecz na niewiele się tu zda, ale jej dłoń bezwiednie spoczęła na jego rękojeści.
Zresztą gdyby te stworzenia miały zamiar ich zabić, to już byłoby po wszystkim. Feyra uznała, że najlepiej będzie właśnie tego się trzymać.
- Przybyliśmy do boga smoków metalicznych, Bahamuta! - powiedziała wprost.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Silmathiel
Jej skóra stwardniała upodabniając się do powłoki golema. Dziewczyna stanęła w pogotowiu sięgając ręką po miecz. Skrzydła się skurczyły i zniknęły, by nie zawadzać. Wyszczerzyła zęby w paskudnym wyrazie. Tylko, że teraz wyglądały one niczym uzębienie smoka widzianego w Otchłani. Syknęła i zamachnęła się nerwowo ogonem wywerny. Jeśłi dojdzie do potyczki ona będzie gotowa się bronić. I będzie walczyć zaciekle. Wycofała się nieco pod osłonę drzew.
- Feyra... Rakshasa to wredne psie syny... Nie ma się co z nimi układać... Jeśli ta grupka jest razem to szykuj miecz. Mam ochotę wypruć komuś flaki... Może być ten pręgowany frajer. Będę miała ładny płaszczyk z jego skóry - demonicy zebrało się na czarny humor.
Jej skóra stwardniała upodabniając się do powłoki golema. Dziewczyna stanęła w pogotowiu sięgając ręką po miecz. Skrzydła się skurczyły i zniknęły, by nie zawadzać. Wyszczerzyła zęby w paskudnym wyrazie. Tylko, że teraz wyglądały one niczym uzębienie smoka widzianego w Otchłani. Syknęła i zamachnęła się nerwowo ogonem wywerny. Jeśłi dojdzie do potyczki ona będzie gotowa się bronić. I będzie walczyć zaciekle. Wycofała się nieco pod osłonę drzew.
- Feyra... Rakshasa to wredne psie syny... Nie ma się co z nimi układać... Jeśli ta grupka jest razem to szykuj miecz. Mam ochotę wypruć komuś flaki... Może być ten pręgowany frajer. Będę miała ładny płaszczyk z jego skóry - demonicy zebrało się na czarny humor.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)