[Freestyle RPG dla wszystkich] Zamczysko

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ouzaru

[Freestyle RPG dla wszystkich] Zamczysko

Post autor: Ouzaru »

Wzgórze z trzech stron otaczały gęste lasy, z czwartej zaś kończyło się ono ostrym klifem i wysokim spadkiem do zimnego morza. Niespokojne fale z hukiem roztrzaskiwały się o skały, w powietrzu unosił się skrzek nawołujących się mew. Na zboczu można było dostrzec niestrudzenie wspinającą się istotę, która targana silnym wiatrem co chwilę zatrzymywała się i poprawiała długie włosy odgarniając je z twarzy. W końcu dotarła na sam szczyt, przysiadła na zielonej trawie i spojrzała na widoki rozpościerające się przed nią.
Błękitne niebo, po którym leniwie sunęły białe, puchate obłoczki, na dole stary, gęsty las w kolorze ciemnej zieleni. W oddali połyskiwała srebrna nić strumieni i między drzewami można było dojrzeć płynącą rzekę. Z kolei z drugiej strony było otwarte morze, które aż po horyzont zlewało się z niebem w doskonałą jedność. Woda była tak czysta i przejrzysta, że widać było niewielkie kolonie glonów, ławice małych ryb i kamienne dno. Idealne to było miejsce, bo choć wietrzne i wilgotne, to jednak ciepłe i stabilne. Tu byliby bezpieczni...
Nie zwlekając dłużej osoba wstała, otrzepała się z trawy i przeszła na sam środek wzgórza. Przy pomocy patyka zrobiła w ziemi małą dziurkę i włożyła tam nasionko, które później skrupulatnie zakryła. Odsunęła się szybko i zaczęła zbiegać na dół, w kierunku lasu. Po kilku minutach wzgórze zatrzęsło się w samej podstawie i z głośnym rykiem zaczęło z niego wyrastać... zamczysko.
Stare, ponure i nadgryzione zębem czasu, wystrzeliło w górę i rzuciło cień na całą dolinę. Wystraszone ptaki z głośnym protestem odleciały gdzieś, po chwili nastała niemal całkowita cisza. Tylko wiatr niespokojnie świszczał w oknach.
- Heh... i znowu na górę... - dało się słyszeć kobiecy głos i dziewczyna ruszyła w stronę zamczyska.
Ogromna brama stała otworem, jednak bardziej straszyła swymi stalowymi zębiskami, niż witała strudzonych podróżą gości. Mury były zrobione z ogromnych ciosanych bloków skalnych, niektóre kamienie porastał już mech i trawa, na zachodniej ścianie powoli piał się ku górze bluszcz. Dziewczyna weszła na dziedziniec, minęła podwórze i wspięła się schodami na górę, by wejść do środka. Ogromny korytarz, którego zwieńczeniem były kolejne schody, stał niemal pusty. O ile nie liczyć starych, dużych okien, arrasów, posągów i dwóch tuzinów zbroi. Przeszła szybko po nieco wytartym, ale nadal pięknym dywanie na sam środek korytarza i zatrzymała się czekając.
Po chwili z niewielkich drzwi przy schodach wyszedł starszy, wyprostowany niczym struna lokaj, który zajął swe miejsce przy wejściu. Nieco zniecierpliwiona dziewczyna podeszła do lustra i zaczęła... się zmieniać.
Długie blond włosy zostały zaplecione w fantazyjny, szykowny kok, kurtka i spodnie przeobraziły się w wykwintną średniowieczną suknię sięgającą samej ziemi. Szarawe oczy przybrały kolor intensywnego błękitu, policzki nabrały rumieńców. Szmaragdowa suknia lekko się błyszczała i atłas miło szeleścił, gdy dziewczyna skierowała swe kroki w stronę lokaja.
- Idą już? - spytała zniecierpliwionym, poddenerwowanym głosem.
- Tak, pani - odpowiedział mężczyzna. - Idą.



I tym o to wstępem zapraszam do zabawy.
Nie będzie to zwykła sesja, każdy zostanie swoim własnym i cudzym MG, ja jedynie będę wyjaśniać niektóre zasady panujące w tym miejscu i dodawać nowe lokacje, kiedy już się tu zadomowicie. Niech każdy z Was wybierze sobie kim chciałby być i przeistoczy się w swoją wymarzoną postać. Staniecie się mieszkańcami lub gośćmi Zamczyska, będziecie mogli dowolnie urządzić swoje komnaty, brać udział w balach, polowaniach i codziennym życiu. Należy pisać w trzeciej osobie, jak na sesjach i grać. Wszelki spam jest zabroniony.
Nie ma do tego rekrutacji, zabawa jest przeznaczona dla wszystkich użytkowników Tawerny. Jedyne co trzeba teraz zrobić, to wejść przez główne wejście, opisać swój wygląd i stanąć koło dziewczyny...
Ostatnio zmieniony niedziela, 22 lipca 2007, 00:10 przez Ouzaru, łącznie zmieniany 1 raz.
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Post autor: Zaknafein »

Elf przedzierał się przez gęstwinę lasu już kilka dni. Mimo iż las powinien być mu przyjaznym jako jego naturalne środowisko, podróż dawała mu się we znaki. Mroczny las zdawał się nie mieć końca. W znoju bezustannego maszerowania zagrała jednak nutka nadziei. Dosłownie. Lutnia przerzucona na skórzanym pasku przez jego plecy wydała z siebie pojedynczy i niemal niełyszalny dźwięk. On usłyszał.
- [ ... ]? - szepnął w nieznanym, śpiewnie i melodyjnie brzmiącym języku.
W odpowiedzi uzyskał kolejną nutkę.
*Więc już niedaleko, Ouzie się postarała. * - pomyślał i ruszył dalej, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Uzyskawszy dawkę energii do dalszej podróży ruszył żwawym krokiem w stronę zamku. W lesie z każdym krokiem zdawało się przybywać światła, a na jego szyi coś błysnęło odbijając pocieszające promienie słońca, które znalazły wreszcie drogę między bujnymi koronami drzew. Dotarł wreszcie do krańca tej leśnej udręki i odetchnął z ulgą. Gdyby ktoś teraz wyjrzał z ukrycia, lub obserwował to miejsce w jakikolwiek sposób, ujrzałby niewysokiego blondwłosego elfa w schludnym - choć nieco zabrudzonym trudami podróży ubraniu. Na skórzanym pasku przerzuconym przez plecy towarzyszyła mu lutnia, a przez ramię skórzana torba. Ale nikt nie mógł ujrzeć, bo któż przyglądałby się temu zapomnianemu przez wszelkie istoty miejscu?
Otrzepał ubranie z liści, gałązek i poszycia leśnego, po czym lekkim krokiem ruszył w stronę strumyka, którego wody okazały się krystalicznie czyste. Na szczęścię poza chwilowym chłodem kąpiel zapewniła mu rześkość i poczucie komfortu. Odział się na powrót i począł grzebać w swej torbie. Po chwili grzebania odwrócił się do strumyka i dłońmi nabrał trochę wody, którą zaraz wlał do torby.
-Krystaliczna woda, dla krystalicznej piękności... szepnął i zamknął torbę. Odwrócił się na pięcie, poprawił lutnię na plecach i ruszył w stronę kamiennego zamczyska. Po chwili wspinaczki dotarł do bramy zamczyska, które pierwszym wrażeniem skłoniło go do wątpliwości, czy to aby na pewno ten zamek. Błyskawiczna refleksja pomogła mu wykluczyć tą dziwną możliwość i przeszedł przez bramę, na dziedziniec. Wspinaczka po schodach była niemal tak czasochłonna jak przejście przez cały dziedziniec, po drodze rzucił:
-Nieźle jak na parę minut...
Korytarz prowadzący dalej był dość przytłaczający, pewnie zgubiłby się tu, gdyby nie czuł gdzie ma iść. A czuł dość wyraźnie. Przeszedł następne schody i ujrzał kobietę w szmaragdowej sukni, przebywającą w pomieszczenu.
Czuł. To Ona.
Uśmiechnął się szeroko i szczerze, i wesołym głosem przypominającym nieco śpiew przywitał się:
-Witaj Adm... Ouzaru! - poprawił się - Widzę, że tym razem nie jestem spóźniony, starałem się dotrzeć jak najszybciej. Miło Cię znów zobaczyć, czekałem długo na tą chwilę.
Ukłonił się Pani tego zamczyska, a zza koszuli wysunęła mu się drobna kryształowa błyskotka na łańcuszku.
Phoven
Bosman
Bosman
Posty: 1691
Rejestracja: piątek, 21 lipca 2006, 16:39

Post autor: Phoven »

Owinięta w czarną jak bezgwiezdna noc pelerynę wpłynęła Ona. Wpłynęła to dobre słowo. Ona bowiem lewitowała tuż nad powierzchnią podłoża. Mimo iż eter nie został skażony przez najmniejszy podmuch wiatru jej peleryna wciąż falowała targana ludzkimi niepokojami. Dosłownie. Szpiczasty kaptur zakrywał oblicze które większość ludzi widziała tylko raz w życiu. Pod sam jego koniec. Czaszka wykrzywiona w grymasie bólu i rozpaczy, będąca jednocześnie odzwierciedleniem błogiego spokoju. Sens tego paradoksu potęgowały puste ślepia w których cały czas buchały iskierki, te iskry które doprowadziły do powstania wszechrzeczy. Te iskry które są początkiem i końcem wszystkiego. Alfą i Omegą. To właśnie ta postać dzierżyła w kościstej dłoni kosę. Kosę o ostrzu lżejszym i cieńszym niż promyk światła. Jednak to właśnie to ostrze przetnie nić życia uniwersum. To one przecina każdą nić, zawsze, niezmiennie, nieodwołalnie. Nagle rozbrzmiał głos. Istota nie poruszała swoimi ustami acz głos istniał. Głos trwał. Wydobywał się i zanikał w najgłębszych okowach rzeczywistości.
- Witaj... Pani.
- Witaj... - Pani wypowiedziała imię Istoty.
- Nikt mnie tak nie nazywa, jestem Śmiercią.
- Wszyscy mają miana. Ale prawdziwe imię jest tylko jedno. – rzekła Pani
- Prawda.
Śmierć wpłynęła w zamczysko. Póki co jest puste, ale puste być nie może. Wkrótce przyjdą inni. Trzeba więc przyzwać swe sługi. Sługi które służyć będą Śmierci. Sługi bez których wszechświat pozbawiony jest sensu. Pani to rozumie, Pani wszystko rozumie. Nawet imię Śmierci.
Craw
Bosman
Bosman
Posty: 1864
Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
Numer GG: 5454998

Post autor: Craw »

Niespodziewanie goście usłyszali krzyk - donośny i rozpaczliwy. Taki, jakby wydał go ktoś, kto spadał z bardzo wysoka. I nagle się urwał a zastapiony został przez głośny odgłos zderzenia z kamienną posadzką. Upadek musiał być bolesny gdyż kamień, nawet ten nowowyrośnięty, należy do twardych tworzyw. Za to nie wzbił się żaden kurz - o dziwo zamki wyrastające z nasion nie potrafiły przy okazji wykształcić własnego kurzu... Działo się tak pewnie dlatego iż kurz to jedna z oznak upływającego czasu, coś, co nadaje majestat i powagę - nie można tego od tak wytworzyć. Tak więc żadne tumany kurzu czy też innego pyłu. Co ciekawe, żadne wnętrzności - oczy, kawałki rąk, fontanny krwi - także się nie pojawiły. Gospodyni i jej lokaj szybko pobiegli na dziedziniec żeby sprawdzić co to się wydarzyło i co to za opętaniec spadł prosto z nieba.

Na dziedzińcu zaś leżała... kupa pierza. Pare piór wirowało jeszcze w powietrzu, za to ich prawdziwe skupisko położone było w jednym punkcie. Co jednak jeszcze dzwiniejsze, pióra te zaczęły się ruszać. Albo raczej połowa tych piór - druga część była nieruchoma. Dziwne to zjawisko, tym bardziej, że z całej tej piórzastej masy wyłoniło się coś czarnego.
Burza czarnych loków wyłoniła się spod skrzydeł, po chwili pojawiła się też ręka, która zaczęła masować głowę.
- Tym razem mocno upadłem - powiedział anioł.
Ostatnio zmieniony sobota, 12 maja 2007, 21:41 przez Craw, łącznie zmieniany 1 raz.
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Widok dobrego przyjaciela uradował ją, nie była pewna, czy odpowie na jej zaproszenie. Jednak widać więzy przyjaźni były silniejsze, niż mogła marzyć, a odległość i trud podróży nie zniechęciły elfa...
- Zaknafein! - uśmiechnęła się szeroko i uściskała przybysza.
Jej wzrok przykuł wisiorek, który elf nosił na szyi. Bez skrępowania sięgnęła ręką w jego dekolt i wyjęła błyskotkę.
- Heh, nadal to masz? - spytała nieco się rumieniąc na twarzy. Nie spodziewała się, że Zan zatrzyma ten drobny podarek i będzie go jeszcze nosił.
Niestety młodzieniec nie zdążył odpowiedzieć, gdy z głośnym łoskotem ktoś 'wpadł' na podwórze. Ouzaru przeprosiła przyjaciela na chwilę i szybko wybiegła z lokajem, by zobaczyć co się stało. Kupa pierza leżąca na środku podwórka nie mogła narobić takiego łoskotu, targana dziwnym przeczuciem zeszła po schodach i ostrożnie podeszła.
Anioła powoli wstał masując obolałą głowę, jego lewe skrzydło zwisało bezwładnie wzdłuż ciała.
- O Bogowie! - krzyknęła kobieta. - Zak, chodź tutaj szybko i pomóż mi!
Nie musiała długo czekać na reakcję, chwilę później elf pojawił się na schodach i zbiegł do niej na dół. Razem podeszli do mężczyzny.
- Pozwól, że ci pomożemy wejść do zamku - powiedziała Ouzaru z troską w głosie. - Co się stało? Czy skrzydło bardzo cię boli?
Mówiąc to wzięli razem z Zaknafein'em anioła pod ramiona i pomogli wejść po schodach.
Z baszty spokojnie przyglądał się temu Śmierć, Ouz jedynie posłała mu znaczące spojrzenie i szepnęła:
- Ten jeszcze żyje i żyć będzie, nie masz tu czego szukać. Nie teraz... Gdyby jednak ktoś zakłócał spokój mego Zamczyska, wiesz, co należy czynić.
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Post autor: Zaknafein »

Zak zaskoczony wydarzeniem i nagłym wybiegnięciem Ouz wybiegł za Nią z komnaty. Z początku latające wszędzie pióra zdawały mu się zabawne, lecz gdy dostrzegł co się dzieje zbladł. Wspólnie złapali Anioła pod ramiona i pomogli mu dostać się na górę. Po drodze wydało mu się, że na zamku pojawił się ktoś jeszcze. Ktoś, kto go przerażał. Przerażał, jako że miał już z nim styczność. Przed oczami przeleciał mu zamglony obraz ogrodowego zaułka, siebie opartego o żywopłot naprzeciw klombu. Przypomniał sobie tą wspaniałą Muzykę i Śmierć...
Szybko odzyskał równowagę po potknięciu na schodach i na szczęście udało mu się nie potłuc Anioła. Przeprosił szybko i poprawił chwyt na jego ramieniu. Uznał, że nie powinien się odzywać zanim Ouzaru nie dowie się czego potrzebuje. Zbyt wiele pytań mogłoby go skołować i nie dostalibyśmy odpowiedzi na żadne z nich.
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Szedł. Nie zwracał chwilowo uwagi na otoczenie, nic zresztą dziwnego, szedł po dnie morza, jego wędrówka trwała już dobrych parę dni. Wyszedł ze swojej dziedziny na krótki spacer, ale najwyraźniej musiał pomylić wyjścia. Jak zawsze musiała mu się przytrafić, choć szczypta chaosu w nawet najbardziej zaplanowanej podróży a co tu dopiero mówić o późno popołudniowym spacerze? Gdzie tylko kroczył zwierzęta, które do tej pory nawet nie wiedziały o istnieniu takiego hormonu, czuły przypływ adrenaliny rozchodzący się po całym ciele. Foki zbierały się do prędkiej ucieczki a goniące je orki robiły to z jeszcze większa zaciekłością niz. zwykle. Wszędzie, gdzie toczyła się odwieczna walka o przetrwanie, nabierała nowego wymiaru, wręcz ostateczności. Chyba udało mu się znaleźć jakieś wyjście z tego niezbyt przytulnego miejsca, gdyż woda przed nim zaczęła przybierać jaśniejszego odcienia. Prawie mu się udało, niestety trafił na skalisty klif. Może jego strój nie był przystosowany do wspinaczki, ale nie przeszkadzało mu to, nie był człowiekiem, choć niewątpliwie większość czasu spędzał w takiej postaci. Wbił dłonie i stopy w skałę i zaczął wspinaczkę. Powoli z wody zaczęła się wynurzać postać, na szczęście nikt tego nie obserwował. Właściwie to spod czerni nie było nic widać. Najpierw wyłoniły się koniuszki czarnych skrzydeł ociekających wodą, potem zakute w czarną stal dłonie i cała reszta ciała, między skrzydłami swobodnie spływała peleryna. Nie widać było włosów skrytych pod równie czarnym hełmem. Z boku zwisał miecz z czarna rękojeścią w takiejże pochwie. Gdyby się bliżej przyjrzeć możnaby dostrzec pojawiające się tu i ówdzie rudo-brązowe plamy. W tym momencie skrzydła jak i peleryna wyglądały komicznie, całe przemoczone i w nieładzie. Cała postać wyglądałaby komicznie, gdyby nie sposób, w jaki wspinała się po pionowej ścianie. Nie dość, że w pełnej zbroi płytowej to tam, gdzie nie było uchwytu dla dłonie lub stopy wystarczył jeden lekki cios, by taki uchwyt powstał. Udało mu się w końcu wdrapać na skałę, ale to niestety nie był koniec wspinaczki jak się okazało klif przeszedł w ścianę zdawałoby się starego zamku. Zazwyczaj w takich miejscach czuł pewna aurę, ale ten wydawał się nowy, jakby świeżo zbudowany, nikt go jeszcze nie oblegał, nie było żadnych turniejów ani pojedynków. No cóż, chyba znalazł miejsce, w którym jeszcze nigdy nie był. Nie przejmował się możliwością obejścia konstrukcji, po prostu wszedł ścianą. Na blankach strzepnął skrzydła i wycisnął pelerynę. Zeskoczył na główny plac amortyzując nieco skrzydłami. Odpiął miecz od pasa, obecnie blisko dwumetrowe ostrze tylko by zawadzało wlokąc się po ziemi, przypiął je do pleców. No tak jeszcze jeden ważny szczegół dotyczący tej postaci. Miała trochę przeszło dwa i pół metra a zbroja na niej wyglądała jak kuta na beczkę.

Poszedł za głosami dobiegającymi z jednego z korytarzy. Coś się tutaj szykowało, spojrzał na zebraną grupkę. Wyglądała conajmniej dziwnie, anioł, stara dobra znajoma z kosą w ręku, jakiś elf, lokaj i najwyraźniej pani zamku, gdyż Śmierć zazwyczaj była w gościnie, no chyba ze w swojej posiadłości poza czasem i przestrzenią, najwyraźniej też się wybrała na spacer. Zdjął hełm przypominający nieco koronę i skłonił się nisko mimo ciężkiej zbroi. Chmura czarnych włosów opadła na jego twarz przesłaniając ją na chwilę. Gdy znów się wyprostował oczom zgromadzonych ukazała się dość blada twarz składająca się niemalże z samych ostrych linii stanowiących niejako preludium do zupełnie czarnych oczu. Nie było tam białek, tęczówek czy źrenic, po prostu były czarne, jak zbroja, skrzydła, peleryna i jak tam można było dojrzeć gdzieniegdzie delikatne plamki rdzawo brązowego koloru, jak zaschnięta krew.
-Witaj pani, jeśli byłabyś łaskawa powiedzieć gdzie się znalazłem, byłbym umiarkowanie wdzięczny i gotów urządzić niewielki turniej poświecony Twemu imieniu.
Otoczenie było dla niego typowe i znajome, ale atmosfera jakoś nie. Nie była przesiąknięta zapachem krwawego potu, hektolitrami adrenaliny, krzykiem łowcy i ofiary. *Hmm zawsze to jakaś odmiana.*
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Craw
Bosman
Bosman
Posty: 1864
Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
Numer GG: 5454998

Post autor: Craw »

Anioł nagle poczuł, że się unosi... Było to niemożliwe ze względu na potworny ból skrzydła jaki czuł... A jednak się unosił. Dopiero po chwili zauważył, że tak na prawdę podnosi go kobieta i elf. Elfy były na prawdę już rzadkością, więc zdziwił się że spotkał jednego w takim miejscu. Widać nawet go świat czasami zaskakuje. Tym bardziej, że byli na nim ludzie na tyle mili, że pomogli mu wstać. Jeśli jego upadek miałby miejsce gdzie indziej ani chybił ludzie zamiast go podnieść zaczęli by wyrywać jego pióra. Gdy już stał na nogach wyszarpnął się lekko z objęć tak, jakby chciał zasygnalizować, że nowopoznani mogą go puścić.
- Nic mi nie będzie... no prawie. - powiedział próbując dotknąć swojego lewego skrzydła, gdy jednak mu się to udało syknął z bólu, po czym dodał z grymasem - Chyba złamane. Cóż, widać zabawię tu na dłużej...
Powiedziawszy to chciał się otrzepać z kurzu, ale zauważył, że nie ma na nim żadnego brudu. Za to ubrania miał nieco potargane. Anioł miał na sobie służbową, białą długą szatę przepasaną złotym sznurkiem, nie nosił też żadnych butów. Jego prawe skrzydło było dość szeroko rozpoztarte, z to lewe zwisało bezwładnie. Nagle szybko się wyprostował, jego loki zatańczyły w powietrzu a piwne oczy zaczęły się śmiać, podobnie zresztą jak cała buzia.
-Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu.
Phoven
Bosman
Bosman
Posty: 1691
Rejestracja: piątek, 21 lipca 2006, 16:39

Post autor: Phoven »

Śmierć nie zabija ludzi. Ona przychodzi gdy nadchodzi czas. Nie, nie ten Czas. Tylko Jego żywioł – wszechogarniający nieustannie płynący – czas. Jednak czasem potrzebni są ludzie którzy będą pilnować by nikt nie zakłócał nici życia innym. To Słudzy Śmierci. Słudzy wszechrzeczy. Różnie ich nazywają, różnie wyglądają – lecz wszyscy mają jedno, to samo zadanie. Stać na straży równowagi Rzeczywistości. I dlatego Śmierć jako pierwszego wezwała Go.
Mistrz Małodobry, tak go zwą. Piewca Umarłych, tak go zwą, Ostatni Sługa Sprawiedliwości, tak go zwą. Bez względu na przydomki – to on jest jednym ze Strażników. Bo cóz stało by się stało ze światem bez Niego? Jak by przetrwał bez Niego, który odziela ziarno od plew. Dzierżąc swój mocarny topór dzierżył również Sprawiedliwość. Sprawiedliwość która by istnieć musiała wykluczać mącących nieskazitelną wodę. Zakrywając oblicze szkarłatnym kapturem odrzucał swą osobowość by służyć Prawu. Ignoranci twierdzą że jego kroki zwiastują śmierć. Tymczasem powinny być one symbolem chęci pomocy zarówno dla społeczeństwa jak i dla skazanego pozwalając mu odpokutować za winy.
Kat podszedł pewnym acz powolnym krokiem do piątki osobliwych istot. Czwórka stała koło siebie, zaś władczyni Kata wirowała jakby ospale nad zdajacym się niczego nie zauważać towarzystwem. Nagle odleciała, Kat się nie zdziwił – przecież musiała to zrobić. Zresztą, Ona będzie tutaj zawsze i nigdy jednocześnie. Tak jak Śmierć. Pomny swej roli Kat rzekł:
- Pani, Panowie... - oparł topór na posadzce – Przybyłem tu by pilnować porządku i spełniać prawo z ramienia Pani, bądź mianownych przez nią Sędziów. Kto zostanie wskazany przez Wieszczy Sprawiedliwości zostanie odepchnięty z tego zamku. Nie macie sie niczego obawiać Panowie. Ma Władczyni bym sądził winnych, nie radujących się gości. - przez cały czas mówił z tej samej pozycji, nie ruszając się choćby o szerokość kciuka – Tak więc korzystajcie z gościny Pani, nie nadużywajcie jej, tymczasem stary Kat pójdzie znaleźć odpowiednią pracownię. I jeszcze proszę, nazwano mnie Justynem by pokazać komu służę, jednak jeśli uznacie że niegodne jest mnie tak zwać będę dla was po prostu Katem.
I poszedł stromymi schodami prowadzącycmi wprost do lochów.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Węszyła. Natrafiła na znajmy trop. Wędrowała długo po śladach trzymając się w bezpiecznej odległości. Wiele tygodni zajęło jej odnalezienie energetycznej nici wiodącej do celu. Zapach elfa był już niewyraźny. Ginął wśród wielu innych, ale jej wilczy nos i tym razem jej nie zawiódł. Wiatr wiejąc z oddali przywiał woń morza. Taaak... Musiała być już blisko. Poruszała się truchtem z brzuchem przy ziemi. Pewnie stąpała na czterech łapach. Po kilku kolejnych godzinach dostrzegła z oddali zamczysko. Uniosła łeb ku niebu i zaczęła węszyć czujnie. To było to! Ze szczęścia, że udało jej się odnaleźć to miejsce z jej gardła dobiegło pełne niepohamowanej radości wycie. Niosło się ono wiele kilometrów we wszystkie strony. Osoby przebywające w zamku posłyszały ten dźwięk odbijający się od zimnych murów i zwielokrotniony echem. Oto odnalazła swoje stado! Wycie się urwało. Czarna jak smoła wilczyca o bursztynowożółtych oczach skoczyła naprzód pędząc w stronę zamczyska. Gdyby w tej chwili ktoś spojrzał w stronę lasu dostrzegłby wielki ciemny kształt gnający przez polanę w podskokach, w chłodnych podmuchach wiatru. Wilczyca wpadła przez bramę. Pazury zastukały na kamiennym bruku. Zwierzę się spłoszyło. Gwałtowna zmiana otoczenia mimo, że spodziewana wywołała w jej umyśle pewną rozterkę. Instynkt nakazał się schować. Przemknęła pod ścianę spłoszona... Z cienia rozległo się uporczywe węszenie. Są tutaj! Oni są tutaj! Radosne skamlenie było znakiem, że gdyby nie pewne obawy już gnałaby dalej. Zaczęła się przekradać pod murem. Krok za krokiem, szorując brzuchem po ziemi z podkulonym pod siebie ogonem. Podążała za znajomym zapachem... Za śladem energii wypełniajacej całą okolicę. Znajoma magia... Ach jakże znajoma! Odważyła się opuścić cień, który skrywał jej postać. Pognała tam z wywieszonym jęzorem... I prawie wpadła na wielką postać w zbroi w ostatniej chwili wyhamowała zaledwie muskając w przestrachu sierścią mokry jeszcze pancerz dziwnej istoty. Skoczyła w stronę znajmych postaci i mijając elfa schroniła się za Panią tego zamku. Z cichym skamleniem trąciła mokrym nosem jej dłoń. Obawiała się nieco tej wielkiej postaci... Wygladało to o tyle komicznie, że sięgała do pasa każdemu dorosłemu, potężnie zbudowanemu mężczyźnie, gdy stała na wszystkich czterech łapach. A teraz kuliła się jak szczenię tuląc uszy po sobie i chowając ogon pod siebie. Nie spodziewała się zastać tu tego dziwnego mężczyzny...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Kawairashii
Bombardier
Bombardier
Posty: 827
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
Numer GG: 1074973
Lokalizacja: Sandland

Post autor: Kawairashii »

Na małej polance pasła się niewiadomo skąd koza(?) Była najwyraźniej zszokowana, gdyż kawałki przeżuwanej trawy wypadały jej z ust. Nagle zatrzęsła się ziemia, grunt pod nią zaczął się piętrzyć, natychmiast odskoczyła. W mgnieniu oka z ziemi wydobyła się zamknięta dłoń z drewna, pięść otworzyła się, a linie papilarne przybrały formę drzwi.
Ktoś pociągnął za klamkę, a drzwi otworzyły się, trawa ugięła się pod naciskiem, koza zadrżała. Ślady stóp? Ale kogo? W znak jej niemego pytania, na tle pejzażu zaczęła niechętnie, aczkolwiek nieuniknione przybierać kształty postać kozo podobna, a jednak tak ludzka jak żadna koza.
Jeszcze niepewna siebie, twarz postaci przybrała szczęśliwy wyraz, uśmiechając się do kozy.
Rogi wystrzeliły z czaszki kręcąc się niczym loki, siwawe włosie pokryło jej krągłości, kopyta osadziły się wśród zieleni, niewyraźna twarz ze skromnym czarnym noskiem.
Najwyraźniej była to kobieta, zawinęła biodrami, obracając się ku zamczysku, po merdała krótkim kozim ogonkiem, po czym ruszyła z pięty, a w jej ślady wplatały się wyrastające fiołki.
Bo na framudze drzwi widniał napis, stał się on czytelny dla kozy, a brzmiał „Sen” wtem dłoń zapadła się pod ziemię, tak gwałtownie jak wyrosła, a cała przeżuwana zieleń wypadła z ust zwierza.

Stukot kopyt odbijał się lekkim echem, a nowo przybyli mogli dostrzec cienisty niechętnie ukazujący się, zwiewny kształt nagiej owłosionej i rogatej „bestii”? Wpierw ujrzała Elfa. Na ten znak przybrała bardziej ludzkie kształty, sierść przemieniła się w lekkie owłosienie, poroże cofnęło się delikatnie, twarz także wydawała się bardziej użyteczna i mimicznie uzdolniona. Pojawiły się stopy i dłonie, natychmiast się wyprostowała. Wtem ujrzała Kobietę w pięknej sukni, na ten znak, w mgnieniu oka, była odziana, skromnie, a zarazem skutecznie, szata okryła jej prywatne miejsca, powiewając w rytm głuchego wiatru. I anioł się ukazał po chwili, niesiony przez parę, na ten znak zza pleców wyłoniły się łabędzie skrzydła. Był także i lokaj, oraz ktoś kogo często widuje…
-Nie może być… i ciebie tu przywiało?
Rzuciła szczęśliwie do śmierci, na ten znak natychmiast przybrała manier, i z trudem zmieniała formę. Bardzo trudno przybrać postać śmierci gdyż tak jak i sen, każdy ma inną. Po pewnym czasie, zawstydzony mały diabelski ogonem wyrósł jej z kości ogonowej.
Ukazał się i rycerski średniowieczny, kask na jej czole, osłaniający jedynie tył głowy, policzki i nos, by nie utrudniać koordynacji. Rozejrzała się… *no tak, kask po tym gigancie odziedziczyłam*
Uśmiechnęła się i ukłoniła śmierci.
My Anime List
Obrazek
3 weeks to AvP Release.
scorez
Kok
Kok
Posty: 1183
Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
Numer GG: 3374868
Lokalizacja: otchłań

Post autor: scorez »

Kakashi zeskoczył z drzewa niedaleko miejsca, które wskazał mu piąty Hokage. Uśmiechnął się delikatnie znajdując się przed wielkimi wrotami ‘Zamczyska’. Odsłonił nawet trochę swoje okaleczone lewe oko... czerwony oczodół nie był normalny... oko, które się w nim znajdowało było czerwone z trzema łzami wokoło miejsca gdzie powinna znaleźć się źrenica. Uśmiech, który zagościł na jego twarzy był widoczny nawet spod wysokiego kołnierza zakrywającego dolną część twarzy z nosem. Nasunął, bandanę z ochraniaczem na lewe oko z herbem ukrytej wioski Konoha i przeczesał swoje białe włosy. Jego zwykłe, orzechowe oko śmiało się wręcz ze szczęścia. Wiedział, że oto przed chwilą przybył nad 'Zamczysko'. Schował swoją perwersyjną, perwersyjnie różową książkę z równie zboczoną treścią. Zielona kamizelka, którą miał na swoim ciemno błękitnym golfem z wysokim kołnierzem. Jego równie błękitne spodnie i czarne wysokie buty składały się na uniform Ninja zwanych gdzie-nie-gdzie Shinobi. To tutaj czeka go misja. Piąty nie powiedziała mu jeszcze, na czym ona ma polegać. Rozejrzał się po wysokich murach i westchnął. –Takie mury można łatwo przeskoczyć, w końcu tuż pod zamkiem jest las. Ciekawe, co czeka mnie tam w środku.- To mówiąc poprawił swój przybornik. Włożył do środka rękę. -Wszystko jest. Shuriken’y, noże, pieczęcie i zwoje oraz substancja zwana ‘solider pill’s’. Narkotyk, którym były pozwalał zachować pełną sprawność fizyczną i umysłową przez pół dnia bez odpoczynku. Wszedł przez wielki portal zamku i nagle znalazł się na rozległym dziedzińcu. Było tam już sporo osób. Całkiem pokaźna ferajna. Podszedł do kobiety. –Hakate Kakashi Shinobi z Ukrytej Wioski Konoha na polecenie Piątego Hokage przybywa pani.- Pochylił się. Cieszyłbym się gdyby ugościła mnie pani, droga do tego miejsca zajęła mi całe pół tygodnia.- Pominął już, że przez tę całą drogę pozbył się tych przydupasów. Naruto’a, Sasuke’a i Sakura’y. Po połowie drogi wrócili zaszlachtowani przez okolicznych ninja’ów. Rozejrzał się po zebranych. Tworzyli najdziwniejsze indywidua, jakie kiedykolwiek widział. Jakiś limit krwi? Zdolność klanowa? Nie wiedział. Czekał tylko na odpowiedź.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Post autor: Zaknafein »

Zak zdziwił się nagłym powrotem Anioła do zdrowia. Jeszcze przed chwilą leżał w chmurze własnych piór i nie był w stanie się ruszyć, o chodzeniu nie wspominając. Cóż, niezbyt znał się na aniołach, prawdę mówiąc On był pierwszym którego w życiu widział. Spojrzał na jego ubranie, które przywodziło mu na myśl stereotypowy strój anielski. Znał anioły tylko z pieśni, tych których wysłuchał i tych które przekazał innym. Zdawało mu się, że od anioła powinna bić świetlista aura, która oślepiałaby zwykłych śmiertelników. Do tego brakowało mu długich, złotych włosów, które powinien każdy typowy anioł mieć. Mimo wszystko czarne loki w kontraście z bielą stroju i skrzydeł robiły dobre wrażenie. Cóż, mimo wszystko brakowało mu tej światłości wiekuistej, lecz mimo wszystko trzeba będzie go zaakceptować. Anioł otoczony był wyczuwalną przyjazną aurą - tak przynajmniej zdawało się Zakowi, nie wyczuwał żadnej wrogości.

Pytanie gościa bardzo go zdziwiło, odzwyczaił się od pytania Ouzaru o gościnę. Nie wierzył że mogłaby jej odmówić komuś w takiej potrzebie. Zerknął na jego skrzydło, mimo iż był zupełnie w tej sprawie bezsilny, nie będąc uzdrowicielem. poklepał go po prawym ramieniu, chciał dodać otuchy ciepłym słowem, gdy stało się coś strasznego. Na dziedziniec od strony niemal niemożliwego do przebycia klifu i morskiej toni wskoczyło jakieś monstrum. Miało ze trzy metry wysokości, w łapach wielki miecz i akurat zdejmowało go z pasa. Po elfie przeszedł dreszcz. Na szczęście chwilkę później nieznajomy ( przestał już być monstrum w jego oczach ) schował broń na plecy i niezbyt grzecznie zaproponował Ouzaru zorganizowanie jakiejś krwawej formy rozrywki. *Umiarkowanie wdzięczny... phi! Bezczelny! - pomyślał, lecz nie dał po sobie tego znać, nie chciał zadzierać z kimś, kto tak wygląda.

Powitał natomiast szerokim uśmiechem starą znajomą, Wilczycę. Gdy skryła się za Ouzaru, cofnął się do niej odrobinę i podrapał za uszami.
-Witaj! - rzekł swoim śpiewnym głosem - Widzę, że postanowiłaś nas odwiedzić? Zaśmiał się W sumie nas to trochę za dużo powiedziane, ja też jestem gościem Ouzaru. Dawnośmy się nie widzieli, co u Ciebie? Zapytał i uśmiechnął się ponownie.

Następna istota przybyła do zamku wprawiła go w niemałe zakłopotanie. Wydawała mu się zmieniać z każdym krokiem. Sądząc po minach innych nie tylko jemu się tak zdawało. Ale zamachał do niej dłonią w geście serdecznego powitania. Przyjrzał się jej swoimi zielonymi oczami, po czym zwrócił uwagę na kolejnego gościa.
On również wyglądał podejrzanie, choć przynajmniej był uprzejmy gdy pytał o gościnę. *Trzeba będzie mieć na niego oko*

Zwrócił się w stronę Pani tego zamczyska, z pytającym wzrokiem, i rzekł niepewnie
-Nie dziwi Cię fakt, że na takim odludziu nagle pojawiło się tyle osób w tak krótkim czasie? Nie chciałbym wyjść na gbura, samemu korzystając z Twojej gościny, mając innym za złe to samo, lecz intryguje mnie, skąd znalazło się tu tyle istot?
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Mogła być zaskoczona przybyłymi i dziwić się ich pomysłom. Ale nie była w ogóle zdziwiona, jedynie uśmiechała się szeroko zadowolona, gdyż każdy pasował tutaj bardziej, niż gdziekolwiek indziej.
- Zacniejszych gości, niż Wy, nie mogłam sobie nawet wymarzyć. Goszczenie Was wszystkich pod moim dachem będzie niemałym zaszczytem - to mówiąc puściła Anioła, gdyż ten zdawał się być na tyle silny, by stać samemu.
- Turniej? Brzmi interesująco, ale chyba najpierw poczekamy na więcej osób, bo tak to raczej trochę nudne będzie... - odpowiedziała wysokiemu wojownikowi.
Poklepała go po ramieniu i puściła przelotnie oczko uśmiechając się szerzej. Stanęła na środku, wilczyca poszła za nią i nosem trącała jej rękę, by dziewczyna w końcu zwróciła na nią swą uwagę.
- Najpierw jednak chciałabym zapoznać wszystkich z panującymi tu regułami, Kat przedstawił jedną z nich. Każdy, kto będzie zakłócał spokój mych gości i mieszkańców tego miejsca, zostanie wyproszony, zamknięty w Lochu a w razie bezskuteczności tych poczynań... stracony - powiedziała poważnym tonem. - Jednak nie martwcie się, czujcie jak u siebie! Zaraz lokaj zaprowadzi Was do Waszych pokoi, póki co stoją one puste, ale możecie je urządzić wedle uznania i życzenia. Służę przy tym pomocą... Zwracajcie się do mnie po imieniu, Ouzaru lub Ouz jak wolicie. Ouzi też ujdzie.
Uśmiechnęła się i nie wytrzymała dłużej. Ukucnęła i zaczęła tarmosić uszy wilczycy, mierzwiąc przy okazji całą sierść na ucieszonym pysku zwierzęcia. Nie przejmowała sie przy tym co pomyślą o niej inni, kochała psiaki i nie miała zamiaru dłużej ignorować swej ulubienicy.
- Trafiłaś tu tak? Sama trafiłaś? Dzielna, dzielna dziewczynka... - zaczęła mówić jak do małego dziecka i pocałowała wilczyce w nos.
Z zabawy wyrwało ją zapytanie elfa. Odwróciła się w jego stronę zaskoczona pytaniem i zaczęła przyglądać mu się zdziwiona. Nie wiedziała, skąd takie coś mogło mu przyjść do głowy, dla niej sprawa była jasna jak słonce.
- Przecież to oczywiste, czyż nie? Jestem Ouzaru, prawda? To chyba powinno wystarczyć za odpowiedź, wszak dobrze mnie znasz - zaśmiała się serdecznie.
Lokaj na jej słowa przewrócił jedynie oczyma niezadowolony z zachowania Pani tego Zamczyska i podszedł kolejno do każdej osoby i zaprowadził do osobnej komnaty, jeśli czyimś życzeniem było pozostać, wręczał jedynie klucz z numerem.
Kawairashii
Bombardier
Bombardier
Posty: 827
Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
Numer GG: 1074973
Lokalizacja: Sandland

Post autor: Kawairashii »

Kostucha jak zawsze była ożywiona niczym młoda wierzba… pilnując porządku rzeczy. I słusznie, odważnie poklepała go po ramieniu. Coś przebiegło pomiędzy nogami przybyłych i skryło się za Panią Zamczyska. Natychmiast, na ten znak wszystkie zęby zamieniły jej się w ciosane siekacze.
Stała nieopodal Śmierci, jako wcielenie Piaskowego Dziadka trzymała się swoich… rzecz jasna razem z nim była równie blisko wszystkich jak siebie. Uśmiechała się robiąc dobre wrażenie, szczerząc nowo nabyte, śnieżno białe, siekacze. Gdy, wydawało się że przybyli już wszyscy, pojawił się przybysz.
-Skąd się znacie?
Rzuciła swojsko do Kostuchy zakładając ramiona, kiwnęła brodą na Ozuaru. Między czasie jej oczy zaczęły przybierać dziwne barwy, a nawet wzory… po pewnym czasie dały sobie spokój i odziedziczyła po „Kakashim” długie, siwe włosy.
W obecnej chwili wyglądała następująco;
Średniej wysokości bosonoga i skąpo odziana kobieta koźlicołaczka z wilczym uzębieniem, skrzydłami łabędzia i diabelskim ogonkiem. Spod ciemnego średniowiecznego kasku wystawały, zawiłe rogi, sterczące uszy i długie aż do pasa siwe włosy.
Nuciła sobie cichutko pod nosem, a w tym rytmie pod nogami rosły jej kwiatki.
Naprawdę podobał jej się zamek, sprawiał wrażenie opustoszałego, świetny pomysł na kolejny sen, a nawet i koszmar. Odmachała przyjacielsko elfowi, niemal by go pominęła. Sny o pięknym lesie… ummm… jedne z moich ulubionych.

Ouz przemówiła, na zakończenie ekscentrycznym powiedzonkiem zgasiła elfa, to jej się podobało, w duszy biła jej oklaski. Wzięła kostuchę za rękę
-Pozwolisz, że ci potowarzyszę?
W końcu nawet śmierć otrzyma pokój, postanowiła go odprowadzić.
My Anime List
Obrazek
3 weeks to AvP Release.
Zaknafein
Bombardier
Bombardier
Posty: 729
Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
Numer GG: 4464308
Lokalizacja: Free City Vratislavia
Kontakt:

Post autor: Zaknafein »

- Przecież to oczywiste, czyż nie? Jestem Ouzaru, prawda? To chyba powinno wystarczyć za odpowiedź, wszak dobrze mnie znasz
Uśmiechnął się i odrobinę zarumienił * Jak mogłem o tym nie pomyśleć?*
-Skoro już wszyscy się rozchodzą do komnat, to czy i my nie powinniśmy? - Zaproponował
-Założę się, że w tym zamku są jakieś zapasy, na pewno znajdzie się dobre wino, które mogłoby umilić nam wieczór. A jeśli się nie znajdzie to przecież Ty jesteś Ouzaru - przy Tobie niczego nie zabraknie.
Pożegnał Wilczycę pogładzeniem za uszami, po czym złapał Ouzaru za dłoń i zaczął prowadzić jak zaciekawione czymś dziecko dorosłego.
-Spóźnionymi gośćmi powinien zająć się ten lokaj, prawda? spytał, choć nie spodziewał się odpowiedzi.
Prowadził ją za rękę przez ciemne korytaże nowopowstałego zamku, po drodzę zwinnym ruchem ręki zapewnił butlę pierwszorzędnego wina oraz kryształowe kieliszki, które przypadkiem stały na kredensie w jednym z korytarzy...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Na zamkowym dziedzińcu zaczęły się pojawiać nowe osoby. Ta dziwna kobieta, która tak zmieniała kształty sprawiła, że zwierzę wydało z siebie ciche, krótkie warknięcie. Chyba nie była groźna, ale trzeba ją mieć na oku...
Parsknęła pod nosem i kichnęła czując zapach tego dziwacznego człowieczka o białych włosach. Woń obcych krain i dziwacznych, niebezpiecznych substancji kręciły ją w nosie. Ten to dopiero jej się nie podobał. Wydawało się jakby przybył tu z nieczystymi zamiarami... Wcale jej się to nie podobało!
Obejrzała się znów po dziedzińcu. Elf z ciepłymi słowami podrapał ją za uszami. Wydała z siebie zachwycony pomruk, który ktoś kto jej nie znał mógł wziąć za groźbę... Co miała poradzić, że będąc tak dużym zwierzęciem miała donośny głos... Machnęła uradowana raz ogonem i wywaliła jęzor. Był to znak, że wszystko u niej dobrze.
Gdy Pani na zamku zaczęła krążyć po dziedzińcu poczłapała za nią raz po raz trącając zimnym nosem jej dłoń. W końcu jej wysiłki zaowocowały. Wielki łeb zwierzęcia pomrukującego w nieopisanym zachwycie znalazł się w objęciach Ouz. Wielka, czarna bestia zachowywała się niczym rozradowany psiak nadstawiając potężny pysk i mocny kark do głaskania. Całus w nos zupełnie "rozpuścił" Wilczycę. Gdy zabawa się skończyła z wywalonym jęzorem i pyskiem otwartym w zębatym uśmiechu w końcu się pozbierała z bruku i otrzepała. Zwichrzona sierść ułożyła się na pysku i grzbiecie bestii. Podrapała się jeszcze za uchem i ponownie otrzepała. Ziewnęła i siedząc przyglądała zebranym.
Lokaj zaczął odprowadzać wszystkich do ich komnat. Wilczyca parsknęła. Wycofała się w cień, by lokaj ją minął. Potem minęła ją dziwaczna kobieta, która zapożyczyła sobie od ZimowejWilczycy uzębienie. Pachniała jedzeniem. Zwierzę poczuło tylko jak ślina zaczyna napływać do pyska. Zgłodniała... Ta pachnąca kozami kobieta wyglądała bardzo obiecująco... Wilczyca się oblizała i potrząsnęła łbem opamiętując się. Nie zjadać gości Ouz! Choćby niewiadomo jak byli dziwni, póki nie stanowią zagrożenia nie zjadać ich! Prychnęła. Wiele tygodni podróżowania w wilczym ciele sprawiło, że Wilczyca długo się koncentrowała nim udało jej się w sobie znaleźć ludzki pierwiastek. Jeśli miała jakoś funkcjonować przy tej kózce to na pewno nie jako wygłodniała bestia... Wyraz błyszczących w cieniu oczy nieco się zmienił. Ich kolor nie był już taki jaskrawy i niepokojący. Rozległo się westchnięcie, a potem już zupełnie ludzki jęk.
- O cholera - bąknął dziewczęcy, schrypnięty od długiej bezczynności głos. Wilczyca podniosła się na dwie nogi. Tymczasowo musi używać tej powłoki... Było to o tyle skomplikowane, że przez długi czas pozostawania w ciele zwierzęcia wiele słów uległo zapomnieniu, znaczenie innych straciło wyrazistość, a utrzymanie równowagi na dwóch kończynach graniczyło z cudem.
Z cienia chwiejnie wyszła postać, której wzrost był nieco poniżej średniej. Szczupła, ubrana w starą, czarną, skórzaną kurtkę i czarną koszulę, spodnie z mocnego materiału z dziurą na prawym kolanie tego samego koloru, co reszta ubioru. Ciężkie okute metalem buty dzwoniły po bruku. Jej wąskie biodra opinał mocny pas ze srebrną sprzączką. Na lewym nadgarstku widniały trzy posplatane rzemienie, a na prawym trzyrzędowa pieszczocha. Idealnie pasowała do kolczastej obroży, którą nosiła zapiętą na szyi. Na skroni i prawym policzku, bliżej ucha widniało coś co przypominało tatuaż. Były to splecione, czarne wzory wyglądające jak wijąca się kolczasta winorośl... I rzeczywiście się poruszała. Wiła i splatała... Ruchu nie było widać, jednakże, gdy ktoś spojrzał na nią raz, na chwilę odwrócił wzrok i spojrzał ponownie wzór był już nieco inny. Oparła się dłonią o ścianę i idąc wzdłuż niej ćwiczyła swój zmysł równowagi. Gdy uznała, że starczy już tych niepewnych kroków, odepchnęła się od ściany, zachwiała i podreptała do zamku. Odebrała po drodze niechętnie klucz od lokaja dając mu przy tym do zrozumienie, że chce coś zjeść i podążyła do przydzielonej komnaty. Gdy zabłądziła w końcu w odpowiedni korytarz i trafiła do komnaty posiłek na nią już czekał. Pożarła go błyskawicznie... Dopiero później rozejrzała się po pomieszczeniu. Było przytulne na wilczą modłę. To znaczyło, że jakiś człowiek lub elf nazwałby ją niegościnną i ponurą. Pomieszczenie nie było duże. Nie było tam ozdób. Ściany wyłożone były skórami zwierząt. Nie było tam krzeseł tylko poduszki. Zamiast stołu był niewielki, niski stoliczek. Zamiast typowego łóżka było wielkie, ciepłe legowisko wygodne i dla człowieka i dla zwierzęcia. Panował tu przyjemny półmrok. Wilczyca uśmiechnęła się do siebie. Zostawiła klucz pod barłogiem i wychyliła się z pomieszczenia. Zamierzała zwiedzić zamek. Konieczność pozostawania w ludzkiej postaci zniknęła wraz z zaspokojeniem głodu. Poczłapała już jako wilk mrocznym korytarzem... Stukot pazurów po posadzce zagłuszał węszenie...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Zablokowany