Alkohole
-
- Tawerniak
- Posty: 1271
- Rejestracja: środa, 14 lutego 2007, 21:43
- Numer GG: 10455731
- Lokalizacja: Radzymin
-
- Mat
- Posty: 403
- Rejestracja: niedziela, 19 listopada 2006, 21:36
- Numer GG: 7230085
- Lokalizacja: Sagan
huh jak byłem mały na urodzinach babci/wujka oprózniłem szklanki/kieliszki/wszystko co miało w sobie napój Bougów... czyli chodzi mi o koniak ;] Zakończyłem ten proceder(tzn mama jak zobaczyła co ja robie) U nas w mieście jest takie miejsce "wyspa" komentarz mojego kolegi : Przyjść na wyspe i się nie nawalić ? niemożliwe.... 60% osób tam to nie trzeżwe na100latki i w ogóle kul...
-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin
hehe a ja mowilem o swiadomym piciuJa zacząłem pić w wieku 4 lat. Rzuciłem w wieku 5 lat . Mój ojciec miał to do siebie, że dawał mi co nieco piwa, gł. piankę ze szklanki
tak ze ojciec mi dawal to miaelm dwa przypadki. Majac mniej niz 5 lat walnąłem kieliszek vodki stwierdzajac ze jest fuj! i niwchcialem tego nigdy wiecej do ust barc. Rodzica sie dziwilem jeszce długo jak moga to pic.
Majac 5 lat zasmakowalem w winie obrucilem dosc duzo na jakiejs rodzinnej imprezie kszdy dawal mi tylko sprobowac
-
- Kok
- Posty: 1348
- Rejestracja: niedziela, 14 sierpnia 2005, 17:33
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Z Karczmy "Pod Wyszczerbionym Toporem"
Ja mam zdjęcie jak ja jako 3 latek pociągam łyka z butelki z piwem. Ojciec był i jest nadal moim wielkim autorytetem, a że tata pije sobie jedno lub dwa piwka dziennie (od niepamiętnych czasów, w sensie od czasu nim się narodziłem) to ja też chciałem pić ów piwo. Nie pamiętam czy mi smakowało, ale pewnie to było na zasadzie, na jakiej nie lubiłem ryb. A mianowicie kiedyś matka spytała się czy lubię ryby. Ojciec stwierdził, że nie lubi, to ja też powiedziałem że nie lubię... tak się złożyło, że do dziś nie lubię, tylko, że teraz dlatego, bo mi nie smakuje. Piwo zaś przez to, że ojciec pił, to lubiłem i do dziś lubię (i to już nie dlatego że ojciec lubi).
Co do ostrożności z alkoholem, to miałem kiedyś taką sytuację. Wracałem od kumpla, z którym byliśmy na 1 browarku i ojciec podjeżdża samochodem. W głowie nie czułem piwa, a nie byłbym sobą gdybym nie chciał pojechać i... kurde, w życiu tego nie powtórzę. Dojechałem pod dom te 300 metrów bardzo prawidłowo, ale jak idiotycznie się prowadzi... Nigdy więcej nie polecam nikomu takiego doświadczenia. Przestrzegam by nigdy, przenigdy nie prowadzić po łyku nawet alkoholu, chyba, że odczeka bezpieczną ilość godzin.
Ja lubię sobie od czasu do czasu wypić. Nie mówię tu bynajmniej o 1 browarze, bo to tam się zdarza średnio raz na 2 tygodnie. Lubię imprezy "działkowe" z ludźmi, z którymi naprawdę lubię wypić i im ufam. Kiedy wypiję sobie do stanu "wesołego", czyli że jestem w sumie upity, ale nie schlany, bo tego nie znoszę (z 2 razy w życiu mi się tak zdażyło, że wymiotowałem czego nie chcę powtarzać), tylko pogadać, pośmiać się, ew. powygłupiać na zasadzie np. tańca z koleżanką i mając bezpieczną odległość od łóżka się bawić. Bowiem kiedy jestem upity, to robię się senny i kiedy będąc wstawionym pójdę sobie spać, to niczego mi więcej nie potrzeba. Rano się budzę, sprzątamy po jedzeniu i zabawie i do domu. Kulturalnie, jak przystało na ludzi. Nie lubię się upijać, gdy nie mam w pobliżu łóżka, bo czuję sie wtedy niekomfortowo, a trzeźwieć samemu też nienawidzę... Głupie uczucie i tyle. Trzeźwienie trzeba przespać. Szczerze przyznam, że baaaaaaaardzo żadko zdarza mi się być na tego typu imprezie, bo jestem na niej z... 2-3 razy w skali roku. W sumie trochę szkoda, mogłoby być o te 2 razy więcej, no ale i tak to nie jest dużo.
Nielubię "perfum", czyli wszelkiego rodzaju szkockich, jinów, czy whisky. Dla mnie to wszystko smakuje jak mydło... Bleh
Co do ostrożności z alkoholem, to miałem kiedyś taką sytuację. Wracałem od kumpla, z którym byliśmy na 1 browarku i ojciec podjeżdża samochodem. W głowie nie czułem piwa, a nie byłbym sobą gdybym nie chciał pojechać i... kurde, w życiu tego nie powtórzę. Dojechałem pod dom te 300 metrów bardzo prawidłowo, ale jak idiotycznie się prowadzi... Nigdy więcej nie polecam nikomu takiego doświadczenia. Przestrzegam by nigdy, przenigdy nie prowadzić po łyku nawet alkoholu, chyba, że odczeka bezpieczną ilość godzin.
Ja lubię sobie od czasu do czasu wypić. Nie mówię tu bynajmniej o 1 browarze, bo to tam się zdarza średnio raz na 2 tygodnie. Lubię imprezy "działkowe" z ludźmi, z którymi naprawdę lubię wypić i im ufam. Kiedy wypiję sobie do stanu "wesołego", czyli że jestem w sumie upity, ale nie schlany, bo tego nie znoszę (z 2 razy w życiu mi się tak zdażyło, że wymiotowałem czego nie chcę powtarzać), tylko pogadać, pośmiać się, ew. powygłupiać na zasadzie np. tańca z koleżanką i mając bezpieczną odległość od łóżka się bawić. Bowiem kiedy jestem upity, to robię się senny i kiedy będąc wstawionym pójdę sobie spać, to niczego mi więcej nie potrzeba. Rano się budzę, sprzątamy po jedzeniu i zabawie i do domu. Kulturalnie, jak przystało na ludzi. Nie lubię się upijać, gdy nie mam w pobliżu łóżka, bo czuję sie wtedy niekomfortowo, a trzeźwieć samemu też nienawidzę... Głupie uczucie i tyle. Trzeźwienie trzeba przespać. Szczerze przyznam, że baaaaaaaardzo żadko zdarza mi się być na tego typu imprezie, bo jestem na niej z... 2-3 razy w skali roku. W sumie trochę szkoda, mogłoby być o te 2 razy więcej, no ale i tak to nie jest dużo.
Nielubię "perfum", czyli wszelkiego rodzaju szkockich, jinów, czy whisky. Dla mnie to wszystko smakuje jak mydło... Bleh
"Nie wiem na co będzie trzecia wojna światowa, ale czwarta będzie na pewno na maczugi." Albert Einstein
-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Jak jesteśmy przy opisywaniu pierwszych doświadczeń to i ja się podzielę. I pominę podpijanie piany tylko od razu walne z grubej (jak na tamte czasy) rury. Mianowicie lata temu, jak jeszcze w podstawówce byłem to zakład pracy mojej matki organizował doroczne pikniki. Było ognisko, kiełbaski i... stojące bezpańsko zgrzewki piwa. Tak się to u mnie zaczęło. Ale jakoś nigdy się wtedy nie schlałem mimo, że dla 12-13 latka 'na 1 levelu' ilości jakie tam wypijałem musiały byc spore. Może to zasługa mojej nadprzeciętnej masy?
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica
Nordycka Zielona Lewica
-
- Bosman
- Posty: 1864
- Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
- Numer GG: 5454998
Pierwsze razy? Bodajze na weselu, kiedy to na nasza prosbe pijany starosta\wujek nam polal. Chyba wypilem wtedy dwa kieliszki. Nie pamietam, czy jakos to na mnie wplynelo, ale raczej nie. Potem dlugo dlugo nie pilem i w sumie przez dluzszy czas staralem sie unikac alko. Potem zdarzalo sie popijac czasami, ale nigdy zeby sie upic.
Kiedy pierwszy raz mocno sie schalem? Sam juz nie pamietam.. Nie, ze mi sie film urwal, bo to stalo sie dlugo pozniej (i nie na cala noc, mialem po prostu male luki ;]). Po prostu nie odnotowalem tego w pamieci jako jakis chwalebny pierwszy raz.
Teraz mam zupelnie inne podejscie do picia niz kiedys. Jest tylko jedna zasada - pic trzeba umiec! A niestety, nie kazdy to potrafi.
Kiedy pierwszy raz mocno sie schalem? Sam juz nie pamietam.. Nie, ze mi sie film urwal, bo to stalo sie dlugo pozniej (i nie na cala noc, mialem po prostu male luki ;]). Po prostu nie odnotowalem tego w pamieci jako jakis chwalebny pierwszy raz.
Teraz mam zupelnie inne podejscie do picia niz kiedys. Jest tylko jedna zasada - pic trzeba umiec! A niestety, nie kazdy to potrafi.
-
- Tawerniana Wiewiórka
- Posty: 2008
- Rejestracja: poniedziałek, 23 sierpnia 2004, 15:54
- Numer GG: 1087314
- Lokalizacja: dziupla ^^
- Kontakt:
Jeżeli chodzi o alkohol, to jestem wybredna i rzadko piję. A jak już coś wpadnie w me łapki, to nie może toto smakować jak alkohol.
Gdy piję wino, a wina wprost uwielbiam, to muszę czuć owoce, a nie procenty -- dlatego przepadam za Sangrią, w której zakochałam się w zeszłe wakacje. Jest to mieszanka czerwonego wina, soków owocowych i kawałków owoców. Można też zaszaleć i dodać dodatkowo wina białego i sprite'a, ale nie miałam okazji spróbować.
Jeśli chodzi o drinki, to lubię je z mlekiem. Moje ulubione coś, czego nazwy nie pamiętam, składa się z odrobiny Baileysa, dwa razy większej odrobiny Kahlui i mleka, którym dopełnia się szklankę. Można dodać jeszcze ciut Smirnoffa, ale na smak to zupełnie nie wpływa, więc zazwyczaj go ignoruę, gdy robię to w domu.
Ciekawa jest też gorąca czekolada z Baileysem i/lub Kahluą. Ale to już chyba nie jest drink. W każdym razie jest pyszne i świetnie rozgrzewa.
Ulubionego piwa nie mam, bo piwo pijam bardzo rzadko. A jak już piję, to nie wydziwiam, bo dla mnie każde smakuje tak samo ;)
Co do pierwszego razu, to zaczęłam nieśmiało łykać alkohol, głównie piwo, w 3 klasie liceum. Potem 4 liceum i pierwsze dwa lata studiów przepłynęly pod znakiem "win nie tańszych niż 5zł, bo ma się te resztki godności". Nigdy dużo nie piłam, a teraz wróciłam do tego, co było w liceum, czyli praktycznie nie piję. Ot, butelka wina do kolacji raz na kilka tygodni, jak się trafi promocja w sklepie na jakieś dobre wino ;)
Gdy piję wino, a wina wprost uwielbiam, to muszę czuć owoce, a nie procenty -- dlatego przepadam za Sangrią, w której zakochałam się w zeszłe wakacje. Jest to mieszanka czerwonego wina, soków owocowych i kawałków owoców. Można też zaszaleć i dodać dodatkowo wina białego i sprite'a, ale nie miałam okazji spróbować.
Jeśli chodzi o drinki, to lubię je z mlekiem. Moje ulubione coś, czego nazwy nie pamiętam, składa się z odrobiny Baileysa, dwa razy większej odrobiny Kahlui i mleka, którym dopełnia się szklankę. Można dodać jeszcze ciut Smirnoffa, ale na smak to zupełnie nie wpływa, więc zazwyczaj go ignoruę, gdy robię to w domu.
Ciekawa jest też gorąca czekolada z Baileysem i/lub Kahluą. Ale to już chyba nie jest drink. W każdym razie jest pyszne i świetnie rozgrzewa.
Ulubionego piwa nie mam, bo piwo pijam bardzo rzadko. A jak już piję, to nie wydziwiam, bo dla mnie każde smakuje tak samo ;)
Co do pierwszego razu, to zaczęłam nieśmiało łykać alkohol, głównie piwo, w 3 klasie liceum. Potem 4 liceum i pierwsze dwa lata studiów przepłynęly pod znakiem "win nie tańszych niż 5zł, bo ma się te resztki godności". Nigdy dużo nie piłam, a teraz wróciłam do tego, co było w liceum, czyli praktycznie nie piję. Ot, butelka wina do kolacji raz na kilka tygodni, jak się trafi promocja w sklepie na jakieś dobre wino ;)
Sblam! | "Orły są duże i tupią"
-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Leśny Dzban? Zawsze byłem przekonany, że to coś nie zasługuje na nazwę wina... Wiesz dla mnie coś co kosztuje 5zł (bodaj, nie piłem akurat tego) i sprzedawane jest w folii ciężko uznać za alkohol nie należący do kategorii jaboli. Toż to jak powiedzieć o Komandosie lub Kelerisie, że to wino!
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica
Nordycka Zielona Lewica
-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
Ech, nie wybrzydzaj
Jak człowiek ma 5 dych na tydzień i namiot to je knorra w 5 minut, pije piwo Mocarz i wino Leśny dzban... Poza tym nie cena, ale smak sie liczy, a siery w tym nie czuc tylko lekki owocowy posmak
Ale dobra... Z droższych to Malibu, Wszelkie Vermuty, Martini, Likier cytrynowy i jak jest jakas impreza, to w niewielkich ilościach finlandie z sokiemporzeczkowym jako przepita
Jak człowiek ma 5 dych na tydzień i namiot to je knorra w 5 minut, pije piwo Mocarz i wino Leśny dzban... Poza tym nie cena, ale smak sie liczy, a siery w tym nie czuc tylko lekki owocowy posmak
Ale dobra... Z droższych to Malibu, Wszelkie Vermuty, Martini, Likier cytrynowy i jak jest jakas impreza, to w niewielkich ilościach finlandie z sokiemporzeczkowym jako przepita
-
- Marynarz
- Posty: 262
- Rejestracja: sobota, 21 sierpnia 2004, 18:44
- Lokalizacja: Negative Material Plane, Fortress of Regrets (Bytom)
- Kontakt:
perzyn -> Bez roznicy, jak je nazwiesz, nie zmienia to faktu, ze komandos jest w istocie smaczny, czego nie mozna powiedziec o winach drozszych, zaczynajac na sofii, konczac na markach po 100 zl/butelka. Komandosy, lesne dzbany, patykiem pisane, byki, zlote jelenie.. same dobre rzeczy - szczerze polecam.
-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
^ Widzisz, ja ogólnie w winach nie gustuję a jak od czasu do czasu się napiję to dlatego, że matka kupiła/dostała od kogoś butelkę to i skorzystam. Z tym, że ja lubię wina wytrawne raczej niż słodkie.
A z innej beczki pił ktoś kiedyś domowe nalewki? Ja miałem tą przyjemność ze dwa razy i powiadam, że kupne alkohole nie umywają się do porządnej domowej nalewki na przykład z wiśni. Niby zrobione jest to na wódce/spirytusie (w zasadzie powinno się na spirytusie, ale jak się nie ma co się lubi...) ale % w ogóle nie czuć. Do tego jest takie cos stosunkowo gęsta i ma bardzo wyrazisty owocowy smak. Sądze, że mamie Falce przypadłoby do gustu.
A z innej beczki pił ktoś kiedyś domowe nalewki? Ja miałem tą przyjemność ze dwa razy i powiadam, że kupne alkohole nie umywają się do porządnej domowej nalewki na przykład z wiśni. Niby zrobione jest to na wódce/spirytusie (w zasadzie powinno się na spirytusie, ale jak się nie ma co się lubi...) ale % w ogóle nie czuć. Do tego jest takie cos stosunkowo gęsta i ma bardzo wyrazisty owocowy smak. Sądze, że mamie Falce przypadłoby do gustu.
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica
Nordycka Zielona Lewica
-
- Bosman
- Posty: 2349
- Rejestracja: czwartek, 22 marca 2007, 18:09
- Numer GG: 9149904
- Lokalizacja: Wrzosowiska...
Nooo... dwumetrowy nordyski cherubinie, wreszcie się zgadzamy
Pijam naleweczki wisniowe i orzechowe domowej robótki Przepalaja gardziej jak mało co i maja len charakterystyczny słodki smak, są gęściutkie i .... mmmmmmm Palce lizać
A co do win to tylko słodkie i półsłodkie
I zgadzam sie z Woktexem, że tanie nie oznacza złe (Mino marki wino, łzy sołtysa, Belzebub i Patyk)
Pijam naleweczki wisniowe i orzechowe domowej robótki Przepalaja gardziej jak mało co i maja len charakterystyczny słodki smak, są gęściutkie i .... mmmmmmm Palce lizać
A co do win to tylko słodkie i półsłodkie
I zgadzam sie z Woktexem, że tanie nie oznacza złe (Mino marki wino, łzy sołtysa, Belzebub i Patyk)
-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin
człowieku ja takie nalewki kiedys wytwarzałem hurtowo jeszcze w LO ku wielkiej uciesze moich rodzicow ktozy sie podłączali zawsze a to do nalewek a to do wina ktore pedziłemA z innej beczki pił ktoś kiedyś domowe nalewki?
normalnie mam jeszcze butelke z 1997 r. moje pierwsze wino a bakcyla podlapalem od brata :D:d
[/quote]
-
- Majtek
- Posty: 113
- Rejestracja: piątek, 21 lipca 2006, 17:54
- Numer GG: 1349086
- Lokalizacja: Warszawa
Więc tak: nie ukrywam że lubię pić. Nie lubię natomiast się upijać bo głupieje człowiek, nad odruchami nie panuje, mozna się obudzić w złym miejscu i ze złą osobą (nie zdarzyło mi się aczkolwiek mozliwość zawsze pozostaje) a poza tym kac jest złem największym i przez diabła wymyślonym.
Inna sprawa, że czasami zdarza mi się popłynąć, na zakończenie roku szkolnego, urodzinach 18 lub Sylwestrze. Zdarza sie, ale nie jak moim znajomym, raz w miesiącu conajmniej. Ogólnie od alkoholu nie uciekam, pijam często ale staram się zawsze zachowywac umiar. W swoim otoczeniu mam ludzi z którymi nie boję się stracić filmu, aczkolwiek jeszcze mi się to nie zdarzyło.
Ulubione piwo to Miller, Bud i wszelkie tego typu.
Wódka tylko Żołądkowa Gorzka, klasyczna, nie to coś z miętą.
Wino każde różowe, nachętniej Carlo Rossi.
Wszelkiego rodzaju drinki, najchętniej z Wermutem.
I to raczej tyle.
Aha, wódki czystej poza Żołądkową nienawidze i nie pije nigdy.
Inna sprawa, że czasami zdarza mi się popłynąć, na zakończenie roku szkolnego, urodzinach 18 lub Sylwestrze. Zdarza sie, ale nie jak moim znajomym, raz w miesiącu conajmniej. Ogólnie od alkoholu nie uciekam, pijam często ale staram się zawsze zachowywac umiar. W swoim otoczeniu mam ludzi z którymi nie boję się stracić filmu, aczkolwiek jeszcze mi się to nie zdarzyło.
Ulubione piwo to Miller, Bud i wszelkie tego typu.
Wódka tylko Żołądkowa Gorzka, klasyczna, nie to coś z miętą.
Wino każde różowe, nachętniej Carlo Rossi.
Wszelkiego rodzaju drinki, najchętniej z Wermutem.
I to raczej tyle.
Aha, wódki czystej poza Żołądkową nienawidze i nie pije nigdy.
-
- Kok
- Posty: 1348
- Rejestracja: niedziela, 14 sierpnia 2005, 17:33
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Z Karczmy "Pod Wyszczerbionym Toporem"
Jabol to jest poprostu tanie wino, więc winem można to nazwać. Ja pamiętam idee młodości kiedy tylko piłem wina poniżej 5zł! A dlaczego to już inna sprawa, bo nie o tym tu chciałem gadać, a i już tego nie piję więc wspomnienia to inna bajka (aczkolwiek bardzo miłe).
Nalewki domowe to... ech pycha! Polecam nalewkę z miodu i cytryn! Genialna mieszanka, jeszcze dość delikatna, bo zalewana wódką a nie spirytusem (ale to akurat kwestia preferencji i przepisu). Alkoholu w ogóle nie czuć, tylko słodko kwaskowy smak miodu i cytryny. Coś dla Falki akurat.
Jeszcze Falko jeśli nie lubisz drinków gdzie czuć alkohol, to jest świetny drink Caipirinha (czyta się kajpira). Robi się to rozgniatając limonkę (zieloną odmianę cytryny), aby jak najwięcej soku wyleciało (najlepiej wszystko robić w takim dzbanku do rozlewania soku), potem dodać do tego cukru i zalać zagraniczną wódką o tej samej nazwie - Caipiria. Potem z dzbanka nalać tak z połowę szklanki i się rozkoszować. Najlepiej żeby w tym dzbanku drink cały czas był w tych skórkach od limonki. Może czuć leciuteńki posmak alkoholu, ale tak nieistotny, że się nie zwraca na niego uwagę.
Nalewki domowe to... ech pycha! Polecam nalewkę z miodu i cytryn! Genialna mieszanka, jeszcze dość delikatna, bo zalewana wódką a nie spirytusem (ale to akurat kwestia preferencji i przepisu). Alkoholu w ogóle nie czuć, tylko słodko kwaskowy smak miodu i cytryny. Coś dla Falki akurat.
Jeszcze Falko jeśli nie lubisz drinków gdzie czuć alkohol, to jest świetny drink Caipirinha (czyta się kajpira). Robi się to rozgniatając limonkę (zieloną odmianę cytryny), aby jak najwięcej soku wyleciało (najlepiej wszystko robić w takim dzbanku do rozlewania soku), potem dodać do tego cukru i zalać zagraniczną wódką o tej samej nazwie - Caipiria. Potem z dzbanka nalać tak z połowę szklanki i się rozkoszować. Najlepiej żeby w tym dzbanku drink cały czas był w tych skórkach od limonki. Może czuć leciuteńki posmak alkoholu, ale tak nieistotny, że się nie zwraca na niego uwagę.
"Nie wiem na co będzie trzecia wojna światowa, ale czwarta będzie na pewno na maczugi." Albert Einstein