[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Ravandil
Złożywszy zamówienie nieśpiesznie ruszył w stronę stolika. Rozsiadł się wygodnie na krześle, przewiesił płaszcz przez oparcie krzesła i powiesił na nim swój kapelusz. Kołczan strzał położył obok krzesła, pod nogami, bo jak się zdążył już przekonać warto być przygotowanym na każdą okazję. Na szczęście służący nie kazali na siebie długo czekać i po paru minutach przynieśli, co zamówił. Nalał sobie kubek averlandzkiego wina i pił powoli, między jednym kęsem pieczeni a drugim. Nie śpieszył się, w końcu w tym zawodzie nigdy nie można być pewnym, w jakich warunkach spędzi się następny wieczór. Zmrużył oczy i zamyślił się, tak, że nawet nie zauważył, kiedy w sali pojawił się bard. Wsłuchał się z uwagą w dźwięki pieśni. Nie był koneserem sztuki, ale dawno już czegoś takiego nie słyszał. Muzyka, wespół z ciepłem kominka i wina rozgrzewającego ciało, sprawiła, że zrobił się nieco senny. "Odpoczynek dobrze mi zrobi, ostatnio zbyt szybko opadam z sił... Żebym tylko nie przyzwyczaił się do takiego trybu życia". Odnotował, że w sali zaczyna przybywać ludzi. Nie lubiał tłoku. Karczma i dużo podpitych klientów oznaczały potencjalne zarzewie jakieś kłótni. A elf nie lubił się zbytnio w takie kłótnie angażować. Gdy skończył jeść, razem z Ninerl udali się do innego stolika, w trochę bardziej spokojne miejsce. Kątem oka zauważył, jak Antonov znika za kotarą. "Lepiej w to nie wnikać... Jeśli uzna, że powinniśmy wiedzieć o jego interesach, to na pewno nam o tym powie". Na pytanie Brocha odwrócił się i powiedział. -To jest bardzo dobry pomysł. Mój kołczan już prawie świeci pustkami, a okolice nie wydaja się szczególnie przyjazne... Zakupy bardzo by nam się teraz przydały. Pójdę z tobą, Wernerze. A ty, Ninerl, może też pójdziesz z nami- powiedział, przy ostatnim zdaniu zwracając się do elfki. Rozsiedli się wygodnie przy stoliku. Nalał sobie jeszcze jeden kubek wina i spojrzał się na Ninerl. W końcu się odezwał -Może opowiesz mi coś o sobie? W końcu już troszkę podróżujemy w tym gronie, a tak właściwie mało wzajemnie o sobie wiemy... Mam nadzieję, że nie sprawi ci to zbytniego problemu...-
Złożywszy zamówienie nieśpiesznie ruszył w stronę stolika. Rozsiadł się wygodnie na krześle, przewiesił płaszcz przez oparcie krzesła i powiesił na nim swój kapelusz. Kołczan strzał położył obok krzesła, pod nogami, bo jak się zdążył już przekonać warto być przygotowanym na każdą okazję. Na szczęście służący nie kazali na siebie długo czekać i po paru minutach przynieśli, co zamówił. Nalał sobie kubek averlandzkiego wina i pił powoli, między jednym kęsem pieczeni a drugim. Nie śpieszył się, w końcu w tym zawodzie nigdy nie można być pewnym, w jakich warunkach spędzi się następny wieczór. Zmrużył oczy i zamyślił się, tak, że nawet nie zauważył, kiedy w sali pojawił się bard. Wsłuchał się z uwagą w dźwięki pieśni. Nie był koneserem sztuki, ale dawno już czegoś takiego nie słyszał. Muzyka, wespół z ciepłem kominka i wina rozgrzewającego ciało, sprawiła, że zrobił się nieco senny. "Odpoczynek dobrze mi zrobi, ostatnio zbyt szybko opadam z sił... Żebym tylko nie przyzwyczaił się do takiego trybu życia". Odnotował, że w sali zaczyna przybywać ludzi. Nie lubiał tłoku. Karczma i dużo podpitych klientów oznaczały potencjalne zarzewie jakieś kłótni. A elf nie lubił się zbytnio w takie kłótnie angażować. Gdy skończył jeść, razem z Ninerl udali się do innego stolika, w trochę bardziej spokojne miejsce. Kątem oka zauważył, jak Antonov znika za kotarą. "Lepiej w to nie wnikać... Jeśli uzna, że powinniśmy wiedzieć o jego interesach, to na pewno nam o tym powie". Na pytanie Brocha odwrócił się i powiedział. -To jest bardzo dobry pomysł. Mój kołczan już prawie świeci pustkami, a okolice nie wydaja się szczególnie przyjazne... Zakupy bardzo by nam się teraz przydały. Pójdę z tobą, Wernerze. A ty, Ninerl, może też pójdziesz z nami- powiedział, przy ostatnim zdaniu zwracając się do elfki. Rozsiedli się wygodnie przy stoliku. Nalał sobie jeszcze jeden kubek wina i spojrzał się na Ninerl. W końcu się odezwał -Może opowiesz mi coś o sobie? W końcu już troszkę podróżujemy w tym gronie, a tak właściwie mało wzajemnie o sobie wiemy... Mam nadzieję, że nie sprawi ci to zbytniego problemu...-

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Ninerl
Gdy obsługa wniosła potrawy, Ninerl miała nadzieję, że będą tak dobre, jak zachwalał je karczmarz. Wyglądały na takie, a jak się wkrótce Ninerl przekonała tak samo wspaniale smakowały. Pas z mieczem przewiesiła przez poręcz krzesła, a nieodłączny sztylet miała zwsze przy sobie. Co prawda, miejsce wyglądało na spokojne i dziewczyna wreszcie czuła się bezpiecznie.
Odpowiedziała na propozycję Brocha: -Oczywiście, że tak. Zwsze lubiłam robić zakupy- zaśmiała się. Powoli kończyła kaczkę, właściwie wpychała w siebie ostatnie kęsy. Teraz nie jadła dużo, a ostatnio gdy żywiła się głównie mięsem oraz suszonymi owocami, wystarczało jej jeszcze mniej. Skończyła i wstała. "Mam nadzieję, że będę jutro rano w stanie zjeść śniadanie" pomyślała. Wreszcie było jej ciepło i była najedzona, co zdecydowanie poprawiło jej nastrój. Ziewnęła, zakrywając dłonią usta. "Mam nadzieję, że nie usnę na siedząco" pomyślała, siadając na przeciwko Ravandila. Nalała niewielką procję wódki do kubka i przełknęła łyk. Jak zawsze obrzydliwy i gorzki smak, teraz ją obudził i czuła się bardziej przytomna niż przed chwilą.
Cieszyła się, że siedzi na uboczu- ludzkie oberże miały zadziwiające właściwości, zawsze wybuchały w nich jakieś kłotnie. A takich sytuacji Ninerl nie lubiła.
Bard cicho grał jakś pieśn, Ninerl nie wsłuchiwała się dokładnie w jej słowa. Muzyka była całkiem przyjemna, nic nadzwyczajnego, ale czego oczekiwać w takim miejscu. "Muzyka. Wreszcie! I to całkiem niezła. Kiedy ostatni raz słyszałam naprawdę wspaniałą kompzycję?" zamyśliła się na chwilę "Chyba jeszcze w domu, tuż przed wyruszeniem".
Odprężyła się całkowicie, wreszcie nie musiała zachowywac stałej czujności, a ten głęboko ukryty, podświadomy lęk teraz zupełnie zniknął. Świat ludzi nadal czasem ją przerażał, był tak dziwny i prymitywny, a zarazem niebezpieczny i nieprzewidywalny. Pamiętała swoje pierwsze chwile poza Marienburgiem. Dziwiła się, że nie wróciła jak najszybciej, ale jakoś nie wyobrażała sobie tego powrotu. To byłoby... takie tchórzliwe.
Pytanie Ravandila oderwało ją od rozmyśleń:
- A co chcesz wiedzieć?-uśmiechnęła się- Może jakieś pytania? Bo nie wiem, czego się chcesz dokładnie dowiedziec o mnie...a tak opowiadać bez celu, to trochę bez sensu.No i pod warunkiem, że zrewanżujesz się tym samym- nadal miała radosną minę. Czekała na jego odpowiedź, z oczami lśniącymi z ciekawości i zarazem zadowolenia.
Gdy obsługa wniosła potrawy, Ninerl miała nadzieję, że będą tak dobre, jak zachwalał je karczmarz. Wyglądały na takie, a jak się wkrótce Ninerl przekonała tak samo wspaniale smakowały. Pas z mieczem przewiesiła przez poręcz krzesła, a nieodłączny sztylet miała zwsze przy sobie. Co prawda, miejsce wyglądało na spokojne i dziewczyna wreszcie czuła się bezpiecznie.
Odpowiedziała na propozycję Brocha: -Oczywiście, że tak. Zwsze lubiłam robić zakupy- zaśmiała się. Powoli kończyła kaczkę, właściwie wpychała w siebie ostatnie kęsy. Teraz nie jadła dużo, a ostatnio gdy żywiła się głównie mięsem oraz suszonymi owocami, wystarczało jej jeszcze mniej. Skończyła i wstała. "Mam nadzieję, że będę jutro rano w stanie zjeść śniadanie" pomyślała. Wreszcie było jej ciepło i była najedzona, co zdecydowanie poprawiło jej nastrój. Ziewnęła, zakrywając dłonią usta. "Mam nadzieję, że nie usnę na siedząco" pomyślała, siadając na przeciwko Ravandila. Nalała niewielką procję wódki do kubka i przełknęła łyk. Jak zawsze obrzydliwy i gorzki smak, teraz ją obudził i czuła się bardziej przytomna niż przed chwilą.
Cieszyła się, że siedzi na uboczu- ludzkie oberże miały zadziwiające właściwości, zawsze wybuchały w nich jakieś kłotnie. A takich sytuacji Ninerl nie lubiła.
Bard cicho grał jakś pieśn, Ninerl nie wsłuchiwała się dokładnie w jej słowa. Muzyka była całkiem przyjemna, nic nadzwyczajnego, ale czego oczekiwać w takim miejscu. "Muzyka. Wreszcie! I to całkiem niezła. Kiedy ostatni raz słyszałam naprawdę wspaniałą kompzycję?" zamyśliła się na chwilę "Chyba jeszcze w domu, tuż przed wyruszeniem".
Odprężyła się całkowicie, wreszcie nie musiała zachowywac stałej czujności, a ten głęboko ukryty, podświadomy lęk teraz zupełnie zniknął. Świat ludzi nadal czasem ją przerażał, był tak dziwny i prymitywny, a zarazem niebezpieczny i nieprzewidywalny. Pamiętała swoje pierwsze chwile poza Marienburgiem. Dziwiła się, że nie wróciła jak najszybciej, ale jakoś nie wyobrażała sobie tego powrotu. To byłoby... takie tchórzliwe.
Pytanie Ravandila oderwało ją od rozmyśleń:
- A co chcesz wiedzieć?-uśmiechnęła się- Może jakieś pytania? Bo nie wiem, czego się chcesz dokładnie dowiedziec o mnie...a tak opowiadać bez celu, to trochę bez sensu.No i pod warunkiem, że zrewanżujesz się tym samym- nadal miała radosną minę. Czekała na jego odpowiedź, z oczami lśniącymi z ciekawości i zarazem zadowolenia.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Ravandil
Odpowiedź Ninerl raczej go nie zaskoczyła. Większość elfów, jakie znał była rzeczowa i konkretna. Nie spuszczając wzroku z rozmówczyni odparł -Wiesz, nie wszystko na tym świecie ma swój cel, nieprędko się o tym przekonasz... Czasem nawet rozmowa bez sensu ma swój urok, a warunki do tego są idealne...- w tym momencie uśmiechnął się pod nosem. -Ale cóż, jeśli mam coś o sobie opowiedzieć... Trochę by się tego znalazło - rodzina, podróże... Jak już wiesz, jestem zwiadowcą na usługach armii Imperium. Podróżuję tu i ówdzie, doglądając fortyfikacji albo pisząc sprawozdania z działalności lokalnych sił zbrojnych. Od czasu do czasu muszę zdać raport z ostatnich podróży. Wczoraj, gdy miał miejsce ten incydent w karczmie, akurat miałem postój w podróży do Middenheim. Byłaś tam kiedyś-podniósł oczy na Ninerl -To miasto ma jakiś urok... Na swój sposób. A potem? Być może znów wyślą mnie gdzieś do odległej Tilei lub Estalii... No chyba że wybuchnie kolejna wojna z Chaosem, bo w czasie wojny mam trochę inny zakres obowiązków. Zwiad, tropienie wroga, przecieranie szlaków... Ale nikt nie mówił, że życie w wojsku będzie łatwe. Sam zdecydowałem się iść tą drogą. Moi rodzice, kupcy z Altdorfu, chcieli, żebym był taki jak oni - ustatkował się, założył rodzinę i wiódł nudne życie wśród tamtejszej arystokracji, myśląc, jak pomnożyć swój majątek. Ale to nie dla mnie... Ja wolałem działać. Po tym, jak uciekłem z domu, pierwsze o czym pomyślałem to wojsko, bo chciałem robić coś pożytecznego... Mam nadzieję, że będę mógł w końcu udać się do Altdorfu, w końcu nie widziałem się z rodziną tyle lat... Chyba jestem im coś winny... Praktycznie cały czas jestem w drodze, tak, że nawet nie mam czasu odwiedzić stolicy Imperium... Ale myślę, że to temat na inną okazję - znów się uśmiechnął i spojrzał w oczy rozmówczyni -To jak? Chyba zaspokoiłem choć częściowo twoją ciekawość... Teraz ty mi coś o sobie opowiedz, ja się wywiązałem- powiedział, po czym oparł się wygodnie o stolik i z pogodnym wyrazem twarzy spojrzał na Ninerl.
Odpowiedź Ninerl raczej go nie zaskoczyła. Większość elfów, jakie znał była rzeczowa i konkretna. Nie spuszczając wzroku z rozmówczyni odparł -Wiesz, nie wszystko na tym świecie ma swój cel, nieprędko się o tym przekonasz... Czasem nawet rozmowa bez sensu ma swój urok, a warunki do tego są idealne...- w tym momencie uśmiechnął się pod nosem. -Ale cóż, jeśli mam coś o sobie opowiedzieć... Trochę by się tego znalazło - rodzina, podróże... Jak już wiesz, jestem zwiadowcą na usługach armii Imperium. Podróżuję tu i ówdzie, doglądając fortyfikacji albo pisząc sprawozdania z działalności lokalnych sił zbrojnych. Od czasu do czasu muszę zdać raport z ostatnich podróży. Wczoraj, gdy miał miejsce ten incydent w karczmie, akurat miałem postój w podróży do Middenheim. Byłaś tam kiedyś-podniósł oczy na Ninerl -To miasto ma jakiś urok... Na swój sposób. A potem? Być może znów wyślą mnie gdzieś do odległej Tilei lub Estalii... No chyba że wybuchnie kolejna wojna z Chaosem, bo w czasie wojny mam trochę inny zakres obowiązków. Zwiad, tropienie wroga, przecieranie szlaków... Ale nikt nie mówił, że życie w wojsku będzie łatwe. Sam zdecydowałem się iść tą drogą. Moi rodzice, kupcy z Altdorfu, chcieli, żebym był taki jak oni - ustatkował się, założył rodzinę i wiódł nudne życie wśród tamtejszej arystokracji, myśląc, jak pomnożyć swój majątek. Ale to nie dla mnie... Ja wolałem działać. Po tym, jak uciekłem z domu, pierwsze o czym pomyślałem to wojsko, bo chciałem robić coś pożytecznego... Mam nadzieję, że będę mógł w końcu udać się do Altdorfu, w końcu nie widziałem się z rodziną tyle lat... Chyba jestem im coś winny... Praktycznie cały czas jestem w drodze, tak, że nawet nie mam czasu odwiedzić stolicy Imperium... Ale myślę, że to temat na inną okazję - znów się uśmiechnął i spojrzał w oczy rozmówczyni -To jak? Chyba zaspokoiłem choć częściowo twoją ciekawość... Teraz ty mi coś o sobie opowiedz, ja się wywiązałem- powiedział, po czym oparł się wygodnie o stolik i z pogodnym wyrazem twarzy spojrzał na Ninerl.

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Konrad z Boven
Potrawa zamówiona przez akolitę była doprawdy wyborna. Duża porcja, pozwalająca najeść się do syta spełniała marzenia kulinarne prawdopodobnie każdego w Starym Świecie. Teraz Konrad dołączył do tej nielicznej grupy szczęśliwców, którzy mieli okazję (i wykorzystali ją oczywiście) skosztować takiego specjału. Na chwilę obecną nic więcej oprócz snu nie było trzeba, aby mężczyzna odczuł pełnię szczęścia.
Nie wiem jak wygląda Twoje pojęcie na temat mody i w ogóle garderoby. Jeśli znasz się i w tych dziedzinach, to pomożesz mi wybrać jakąs porządną szatę, mam dość narzekania na obecną. Jeśli z kolei Twoje pojęcie na ten temat jest mizerne... No cóż, wygląda na to, że oboje będziemy musieli przyswoić tą wiedzę w trybie przyśpieszonym. - odpowiedział na pytanie Brocha, mimo, że nie było adresowane do niego. Właśnie kończył kotleta, ostatnie co zostało na jego talerzu, gdy padły kolejne słowa najemnika. Rozglądnął się po sąsiednich stolikach, upewniając się, czy w pobliżu nie ma jakichś niepożądanych, dodatkowych słuchaczy. Przez chwilę zbierał jeszcze myśli w głowie, po czym zaczął opowiadać.
Maszerujemy już ze sobą trochę czasu. Przyznam się, że momentami jesteś dla mnie jak brat, mimo faktu, że mam jednego, w którym płynie ta sama krew co moja... W pewnym sensie zastępujesz mi go. Ale nie o Sylwestrze będzie ta opowieść, tylko o...
Serge - sprawdz swoje PW, reszta - niestety, to jak telenowela brazylijska, gdzie najwazniejsze momenty zawsze sa pod koniec kazdego odcinka, a najwieksza tajemnica glownego bohatera ujawniana jest dopiero w ostatnim. Musicie jeszcze troche poczekac, bo to dopiero okolo 50 odcinek. Z 250 (moze troche wiecej)
Potrawa zamówiona przez akolitę była doprawdy wyborna. Duża porcja, pozwalająca najeść się do syta spełniała marzenia kulinarne prawdopodobnie każdego w Starym Świecie. Teraz Konrad dołączył do tej nielicznej grupy szczęśliwców, którzy mieli okazję (i wykorzystali ją oczywiście) skosztować takiego specjału. Na chwilę obecną nic więcej oprócz snu nie było trzeba, aby mężczyzna odczuł pełnię szczęścia.
Nie wiem jak wygląda Twoje pojęcie na temat mody i w ogóle garderoby. Jeśli znasz się i w tych dziedzinach, to pomożesz mi wybrać jakąs porządną szatę, mam dość narzekania na obecną. Jeśli z kolei Twoje pojęcie na ten temat jest mizerne... No cóż, wygląda na to, że oboje będziemy musieli przyswoić tą wiedzę w trybie przyśpieszonym. - odpowiedział na pytanie Brocha, mimo, że nie było adresowane do niego. Właśnie kończył kotleta, ostatnie co zostało na jego talerzu, gdy padły kolejne słowa najemnika. Rozglądnął się po sąsiednich stolikach, upewniając się, czy w pobliżu nie ma jakichś niepożądanych, dodatkowych słuchaczy. Przez chwilę zbierał jeszcze myśli w głowie, po czym zaczął opowiadać.
Maszerujemy już ze sobą trochę czasu. Przyznam się, że momentami jesteś dla mnie jak brat, mimo faktu, że mam jednego, w którym płynie ta sama krew co moja... W pewnym sensie zastępujesz mi go. Ale nie o Sylwestrze będzie ta opowieść, tylko o...
Serge - sprawdz swoje PW, reszta - niestety, to jak telenowela brazylijska, gdzie najwazniejsze momenty zawsze sa pod koniec kazdego odcinka, a najwieksza tajemnica glownego bohatera ujawniana jest dopiero w ostatnim. Musicie jeszcze troche poczekac, bo to dopiero okolo 50 odcinek. Z 250 (moze troche wiecej)

Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Spożyliście posiłek i zapłaciliście karczmarzowi. Z wyjątkiem Brocha, który jadł i pił na koszt gospody wyniosło was to po niecałej półkoronie. Syci i napici, po kilku godzinach rozmów we własnym gronie udaliście się na spoczynek. Pokoje które zajmowaliście były kameralne, jednak bardzo czyste. Łóżka okazały się niezwykle wygodne, a pokoje zostały solidnie przewietrzone co pozwoliło wam szybko zasnąć. Pomijając Brocha rzecz jasna, który, męczony sam wiedział tylko czym, zasnął grubo po północy.
***
Ranek przywitał was dość znośną pogodą jak na jesień. Spod ciemnych chmur przebijały nieśmiałe promienie słońca, choć nie wyglądało na to, by aura miała się znacząco poprawić w ciągu dnia. Sala jadalna, na której zjawiliście sie późnym rankiem była niemal pusta, jedynie kilka osób konsumowało poranny posiłek. Wy również jedliście śniadanie, lecz jakoś nie byliście skorzy do rozmów przy stole. Spało sie nieźle, choć Konrad wyglądał po tej nocy nieco mizerniej niż ostatniego wieczoru. Amos przez chwilę dotrzymywał wam towarzystwa przy stole, jednak zawołany przez swą pyzatą żonę zniknął po chwili w kuchni i już się nie pokazał na sali.
Słuchając nowinek które płynęły z ust do ust przy sąsiednich stolikach dowiedzieliście się że minionego dnia do Bogenhafen przybył Książe-Elektor Wielkiego Księstwa Ostlandu Valmir von Raukow wraz ze swoją świtą i ponoć na gwałt poszukuje doświadczonego zwiadowcy. Sprawa musiała być poważna bo między gośćmi wciąż przewijały się słowa o solidnym wynagrodzeniu i najwyraźniej byli tym niezmiernie poruszeni. Mimochodem Ninerl, Broch i Konrad skierowali swój wzrok na Ravandila patrząc na nego znacząco.
Spokojnie spożywaliście posiłek mając jednocześnie dość sprecyzowane plany na najbliższe kilka godzin.
Konrad
Przyszedłeś na śniadanie w nieco przybitym nastroju. I bynajmniej nie chodziło o to, że łóżko na którym spałeś było niewygodne. Nie, nie o to chodziło. Tej nocy śniła ci się Ona. Dziwne, bo przecież już dawno nic takiego nie miało miejsca. Dziwny był też sam sen. Widziałeś ją na jakiejś polanie, w śnieżno białej sukni. Była piękna jak zawsze – falowane blond włosy związane miała w długi warkocz, a niektóre z kosmyków opadały na jej pełną uroku buzię. Swymi zielonymi oczyma patrzyła na ciebie i krzyczała coś w twoim kierunku. Nie słyszałeś jednak żadnych słów, mimo iż bardzo chciałeś je usłyszeć. W końcu czarny jak smoła rumak którego dosiadała stanął dęba i po chwili zniknął w ogromnym lesie usytuowanym za nią. Wszystko trwało chwilę a jednocześnie było takie realne...Obudziłeś się i już do rana nie zmrużyłeś oka rozmyślając o tym śnie.
Wątek Antonova pociągnę dalej jak tylko Sergi opanuje problemy z kompem i wróci do gry. Oczywiście dla waszych bohaterów również przygotowałem sub-questy zazebiające się z głównym wątkiem, ale o tym każdy przekona się w swoim czasie (jedni szybciej, inni trochę później
).
***
Ranek przywitał was dość znośną pogodą jak na jesień. Spod ciemnych chmur przebijały nieśmiałe promienie słońca, choć nie wyglądało na to, by aura miała się znacząco poprawić w ciągu dnia. Sala jadalna, na której zjawiliście sie późnym rankiem była niemal pusta, jedynie kilka osób konsumowało poranny posiłek. Wy również jedliście śniadanie, lecz jakoś nie byliście skorzy do rozmów przy stole. Spało sie nieźle, choć Konrad wyglądał po tej nocy nieco mizerniej niż ostatniego wieczoru. Amos przez chwilę dotrzymywał wam towarzystwa przy stole, jednak zawołany przez swą pyzatą żonę zniknął po chwili w kuchni i już się nie pokazał na sali.
Słuchając nowinek które płynęły z ust do ust przy sąsiednich stolikach dowiedzieliście się że minionego dnia do Bogenhafen przybył Książe-Elektor Wielkiego Księstwa Ostlandu Valmir von Raukow wraz ze swoją świtą i ponoć na gwałt poszukuje doświadczonego zwiadowcy. Sprawa musiała być poważna bo między gośćmi wciąż przewijały się słowa o solidnym wynagrodzeniu i najwyraźniej byli tym niezmiernie poruszeni. Mimochodem Ninerl, Broch i Konrad skierowali swój wzrok na Ravandila patrząc na nego znacząco.
Spokojnie spożywaliście posiłek mając jednocześnie dość sprecyzowane plany na najbliższe kilka godzin.
Konrad
Przyszedłeś na śniadanie w nieco przybitym nastroju. I bynajmniej nie chodziło o to, że łóżko na którym spałeś było niewygodne. Nie, nie o to chodziło. Tej nocy śniła ci się Ona. Dziwne, bo przecież już dawno nic takiego nie miało miejsca. Dziwny był też sam sen. Widziałeś ją na jakiejś polanie, w śnieżno białej sukni. Była piękna jak zawsze – falowane blond włosy związane miała w długi warkocz, a niektóre z kosmyków opadały na jej pełną uroku buzię. Swymi zielonymi oczyma patrzyła na ciebie i krzyczała coś w twoim kierunku. Nie słyszałeś jednak żadnych słów, mimo iż bardzo chciałeś je usłyszeć. W końcu czarny jak smoła rumak którego dosiadała stanął dęba i po chwili zniknął w ogromnym lesie usytuowanym za nią. Wszystko trwało chwilę a jednocześnie było takie realne...Obudziłeś się i już do rana nie zmrużyłeś oka rozmyślając o tym śnie.
Wątek Antonova pociągnę dalej jak tylko Sergi opanuje problemy z kompem i wróci do gry. Oczywiście dla waszych bohaterów również przygotowałem sub-questy zazebiające się z głównym wątkiem, ale o tym każdy przekona się w swoim czasie (jedni szybciej, inni trochę później

My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Ninerl
Słuchała uważnie Ravandila. W końcu fragment jego powieści był podobny do jej historii. Gdy skończył, odpowiedziała: - Rozmowa bez sensu...jak jednak wolę, gdy ma jakiekolwiek sens. Moja historia jest krótsza. Moja rodzina mieszka w Marienburgu, cały klan. Wiesz, chcieli bym zajmowała się głównie targami z tymi liczykrupami, hordą chciwców. Ja jednak stwierdziłam, że mi to nie odpowiada, no i że hmm, czas poznać ziemie na których mieszkam. Poza tym, taka wędrówka młodszych z nas, to powiedzmy, że taki zwyczaj, co prawda teraz już prawie nie kultywowany. Poza tym w domu było czasami zbyt nudno i jednostajnie. Czas doświadczyć czegoś jeszcze...więc wyruszyłam z domu, kiedy nie było mojej babki...- ugryzła się w język, on nie musi tego wiedzieć- No i tak sobie wędruję. Starsi bardzo wydziwiali, ale nie słuchałam się ich. Ile można...-westchnęła- No i to właściwie wszystko...W Middenheim byłam tylko przez chwilę...było całkiem interesującym miastem.
Po pewnym czasie doapdło ją zmęczenie, więc życzyła Ravandilowi dobrej nocy i poszła do swojego pokoju. Zasypiając, wspominała jej poprzednie życie...
Słuchała uważnie Ravandila. W końcu fragment jego powieści był podobny do jej historii. Gdy skończył, odpowiedziała: - Rozmowa bez sensu...jak jednak wolę, gdy ma jakiekolwiek sens. Moja historia jest krótsza. Moja rodzina mieszka w Marienburgu, cały klan. Wiesz, chcieli bym zajmowała się głównie targami z tymi liczykrupami, hordą chciwców. Ja jednak stwierdziłam, że mi to nie odpowiada, no i że hmm, czas poznać ziemie na których mieszkam. Poza tym, taka wędrówka młodszych z nas, to powiedzmy, że taki zwyczaj, co prawda teraz już prawie nie kultywowany. Poza tym w domu było czasami zbyt nudno i jednostajnie. Czas doświadczyć czegoś jeszcze...więc wyruszyłam z domu, kiedy nie było mojej babki...- ugryzła się w język, on nie musi tego wiedzieć- No i tak sobie wędruję. Starsi bardzo wydziwiali, ale nie słuchałam się ich. Ile można...-westchnęła- No i to właściwie wszystko...W Middenheim byłam tylko przez chwilę...było całkiem interesującym miastem.
Po pewnym czasie doapdło ją zmęczenie, więc życzyła Ravandilowi dobrej nocy i poszła do swojego pokoju. Zasypiając, wspominała jej poprzednie życie...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Werner Broch
Miniony wieczór minął Brochowi i Konradowi na różnych rozmowach – koncentrowali się głównie na opowieściach ze swojego życia i obaj poznali kilka ciekawych faktów zarówno z życiorysu jednego, jak i drugiego.
W nocy najemnik jak zwykle nie mógł spać. Nim jednak udał się na spoczynek zabrał ze sobą butelkę wódki, która była jego wierną towarzyszką w łóżku. Rozmyślając o różnych, często nieprzyjemnych dla niego sprawach z przeszłości w końcu zmorzył go sen.
Rankiem, gdy wszyscy zjawili się przy stole, Werner zamówił jedynie jajecznicę, w dodatku tylko z dwóch jaj – wypity wczoraj alkohol nie pozwalał na nic więcej. Porzucił nawet serię porannych ćwiczeń które zwykł wykonywać każdego dnia rano – był po prostu w kiepskim nastroju.
Słysząc pogłoski o pojawieniu się w Bogenhafen von Raukowa i jego poszukiwaniach zwiadowcy, rzekł do siedzącego po przeciwnej stronie stolika elfa:
- To chyba odpowiednie zajęcie dla ciebie, Ravandilu... Jeśli szuka doświadczonego zwiadowcy myślę że powinieneś przynajmniej sprawdzić o co chodzi, może i dla nas znalazłoby się jakieś zajęcie. Służyłem pod von Raukowem w czasie Burzy Chaosu gdy ratowaliśmy Bohsenfels z łap oblegającej miasto armii Tzeentch'a. Wtedy jeszcze był „tylko” hrabią. Dobry człowiek i dowódca, swoich skrzywdzić nie da a i godziwe pieniądze płaci...
Po chwili popatrzył na Konrada. Akolita rzeczywiście nie wyglądał zbyt dobrze.
- Co się stało? Chyba twój poranny nastrój nie jest efektem naszej wczorajszej rozmowy? - spytał cicho.
Najemnik powoli kończył posiłek, jednocześnie spokojnie przyglądając się gościom w karczmie.
- Kończymy śniadanie i idziemy do tej knajpy o której mówił ten niziołek. Im szybciej odbierzemy zapłatę, tym lepiej, poza tym trzeba jeszcze kupić co nieco na mieście. Mam nadzieję, Ninerl – skierował swe słowa do elfki. - ... że w miarę szybko kupisz odpowiednie rzeczy na rynku. Wy kobiety jesteście takie niezdecydowane, jeśli chodzi o zakupy... - uśmiechnął się do niej pod nosem.
Po śniadaniu postanowił jeszcze spytać Amosa o drogę do gospody „U Berta” o której wspomniał Mieszek. Najemnik znał miasto, jednak nie tak dobrze jak by niektórym mogło się wydawać, więc zasięgnięcie języka u rdzennego mieszkańca było jak najbardziej wskazane.
Gdy wiedział już gdzie mieści się przybytek, wraz z kompanami udał się pieszo na spotkanie z niziołkami.
Miniony wieczór minął Brochowi i Konradowi na różnych rozmowach – koncentrowali się głównie na opowieściach ze swojego życia i obaj poznali kilka ciekawych faktów zarówno z życiorysu jednego, jak i drugiego.
W nocy najemnik jak zwykle nie mógł spać. Nim jednak udał się na spoczynek zabrał ze sobą butelkę wódki, która była jego wierną towarzyszką w łóżku. Rozmyślając o różnych, często nieprzyjemnych dla niego sprawach z przeszłości w końcu zmorzył go sen.
Rankiem, gdy wszyscy zjawili się przy stole, Werner zamówił jedynie jajecznicę, w dodatku tylko z dwóch jaj – wypity wczoraj alkohol nie pozwalał na nic więcej. Porzucił nawet serię porannych ćwiczeń które zwykł wykonywać każdego dnia rano – był po prostu w kiepskim nastroju.
Słysząc pogłoski o pojawieniu się w Bogenhafen von Raukowa i jego poszukiwaniach zwiadowcy, rzekł do siedzącego po przeciwnej stronie stolika elfa:
- To chyba odpowiednie zajęcie dla ciebie, Ravandilu... Jeśli szuka doświadczonego zwiadowcy myślę że powinieneś przynajmniej sprawdzić o co chodzi, może i dla nas znalazłoby się jakieś zajęcie. Służyłem pod von Raukowem w czasie Burzy Chaosu gdy ratowaliśmy Bohsenfels z łap oblegającej miasto armii Tzeentch'a. Wtedy jeszcze był „tylko” hrabią. Dobry człowiek i dowódca, swoich skrzywdzić nie da a i godziwe pieniądze płaci...
Po chwili popatrzył na Konrada. Akolita rzeczywiście nie wyglądał zbyt dobrze.
- Co się stało? Chyba twój poranny nastrój nie jest efektem naszej wczorajszej rozmowy? - spytał cicho.
Najemnik powoli kończył posiłek, jednocześnie spokojnie przyglądając się gościom w karczmie.
- Kończymy śniadanie i idziemy do tej knajpy o której mówił ten niziołek. Im szybciej odbierzemy zapłatę, tym lepiej, poza tym trzeba jeszcze kupić co nieco na mieście. Mam nadzieję, Ninerl – skierował swe słowa do elfki. - ... że w miarę szybko kupisz odpowiednie rzeczy na rynku. Wy kobiety jesteście takie niezdecydowane, jeśli chodzi o zakupy... - uśmiechnął się do niej pod nosem.
Po śniadaniu postanowił jeszcze spytać Amosa o drogę do gospody „U Berta” o której wspomniał Mieszek. Najemnik znał miasto, jednak nie tak dobrze jak by niektórym mogło się wydawać, więc zasięgnięcie języka u rdzennego mieszkańca było jak najbardziej wskazane.
Gdy wiedział już gdzie mieści się przybytek, wraz z kompanami udał się pieszo na spotkanie z niziołkami.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Ravandil
Z uwagą wysłuch, co Ninerl miała mu do powiedzenia. Uśmiechnął się w duchu - w końcu ich historie były dosyć podobne. "Może po prostu elfy mają we krwi podróżowanie? Widać nie tak łatwo elfowi zostać kupcem albo bankierem". -Dobrej nocy- szepnął w odpowiedzi odchodzącej od stołu elfce. Sam też udał się do swojego pokoju, w końcu potrzebował odpoczynku. Noc minęła mu spokojnie, zasnął nawet szybciej niż zwykle. Był chyba na tyle zmęczony, że nie miał siły już zmagać się z własnymi wspomnieniami.
Wstał rano pełen siły i wypoczęty. Sen dobrze mu zrobił. Otworzył szeroko okno i zrobił kilka ćwiczeń na dobry początek dnia. Czuł się o wiele lepiej niż poprzedniego dnia. Zszedł na dół, gdzie już czekała reszta. Uderzyło go, że wszyscy wyglądali na przygnębionych. Nawet Konrad wyglądał jak swój własny cień. Ravandil zamówił tylko bochen chleba i trochę mięsa, z czego znaczną część schował na potem. Mimo dobrego samopoczucia rano nie jadał zbyt wiele. Kwestia przyzwyczajenia. Gdy ich uszu dobiegły słuchy o tym, że von Raukow szuka zwiadowcy, momentalnie jego wzrok zderzył się ze wzrokami towarzyszy. Na słowa Brocha odpowiedział -Więc mówisz Wernerze, że to godny zaufania człowiek? W takim razie rzeczywiście wypada sprawdzić, co takiego oferuje-. "Hmm... Inaczej bym tego nie zrobił, ale jeśli nawet Broch go chwali... Czemu nie?"-Pójdę do niego tylko, jak załatwimy wszystkie sprawy związane z niziołkami i zrobimy wszystkie niezbędne zakupy... Dowiem się o co chodzi, a może i dla was jakieś zajęcie się znajdzie... Taką mam nadzieję- Elf kończył jeść śniadanie. Mimo, że nie było tego dużo czuł się syty i pełen energii na kolejny dzień. "Trzeba to wykorzystać... Ostatnio nie często mi się to zdarza". W międzyczasie, gdy Werner wypytywał się o drogę, Ravandil szykował się do wyjścia. Ubrał się, sprawdził stan swojej broni, w tym eleganckiego zdobycznego miecza, zarzucił kołczan na plecy i oparł się o ścianę przy drzwiach wejściowych, czekając na resztę.
Z uwagą wysłuch, co Ninerl miała mu do powiedzenia. Uśmiechnął się w duchu - w końcu ich historie były dosyć podobne. "Może po prostu elfy mają we krwi podróżowanie? Widać nie tak łatwo elfowi zostać kupcem albo bankierem". -Dobrej nocy- szepnął w odpowiedzi odchodzącej od stołu elfce. Sam też udał się do swojego pokoju, w końcu potrzebował odpoczynku. Noc minęła mu spokojnie, zasnął nawet szybciej niż zwykle. Był chyba na tyle zmęczony, że nie miał siły już zmagać się z własnymi wspomnieniami.
Wstał rano pełen siły i wypoczęty. Sen dobrze mu zrobił. Otworzył szeroko okno i zrobił kilka ćwiczeń na dobry początek dnia. Czuł się o wiele lepiej niż poprzedniego dnia. Zszedł na dół, gdzie już czekała reszta. Uderzyło go, że wszyscy wyglądali na przygnębionych. Nawet Konrad wyglądał jak swój własny cień. Ravandil zamówił tylko bochen chleba i trochę mięsa, z czego znaczną część schował na potem. Mimo dobrego samopoczucia rano nie jadał zbyt wiele. Kwestia przyzwyczajenia. Gdy ich uszu dobiegły słuchy o tym, że von Raukow szuka zwiadowcy, momentalnie jego wzrok zderzył się ze wzrokami towarzyszy. Na słowa Brocha odpowiedział -Więc mówisz Wernerze, że to godny zaufania człowiek? W takim razie rzeczywiście wypada sprawdzić, co takiego oferuje-. "Hmm... Inaczej bym tego nie zrobił, ale jeśli nawet Broch go chwali... Czemu nie?"-Pójdę do niego tylko, jak załatwimy wszystkie sprawy związane z niziołkami i zrobimy wszystkie niezbędne zakupy... Dowiem się o co chodzi, a może i dla was jakieś zajęcie się znajdzie... Taką mam nadzieję- Elf kończył jeść śniadanie. Mimo, że nie było tego dużo czuł się syty i pełen energii na kolejny dzień. "Trzeba to wykorzystać... Ostatnio nie często mi się to zdarza". W międzyczasie, gdy Werner wypytywał się o drogę, Ravandil szykował się do wyjścia. Ubrał się, sprawdził stan swojej broni, w tym eleganckiego zdobycznego miecza, zarzucił kołczan na plecy i oparł się o ścianę przy drzwiach wejściowych, czekając na resztę.

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Konrad z Boven
Zmęczenie spowodowane nieprzespaną nocą nie było najprzyjemniejszym uczuciem człowieka, który dopiero co wstał z łóżka. Jednak nie to było największym problemem akolity, nie raz już w końcu z czymś takim się zmagał. Prawdziwym utrapieniem była zagadkowość snu, jak również fakt występowania w nim właśnie TEJ kobiety. Wygląda na to, że akolita odwiedzi dzisiaj jeszcze jedną świątynię - tą należącą do Morra. Słudzy Pana Snów powinni dostarczyć przynajmniej kilku odpowiedzi czy interpretacji tego nocnego wytworu umysłu Konrada. Na pytanie Brocha odpowiedział:
Nie, skąd, bynajmniej nasza rozmowa nie przyczyniła się do tego, że wyglądam jak wyglądam. Alkohol też nie miał w tej kwestii żadnego zdania, zaledwie kilka słów jeśli można to tak nazwać. Miałem dziwny sen... Z nią... Mówiłeś, że ty z czymś takim męczysz się co noc. Poczułem to samo na własnej skórze i wiesz co? Nie zazdroszczę Ci...
Szybko złożył jeszcze zamówienie na cokolwiek, które po chwili okazało się być omletem, kilkoma kromkami chleba i szklanką wody. Przez chwilę próbował się jeszcze ogarnąć, po czym żwawo ruszył za resztą.
Zmęczenie spowodowane nieprzespaną nocą nie było najprzyjemniejszym uczuciem człowieka, który dopiero co wstał z łóżka. Jednak nie to było największym problemem akolity, nie raz już w końcu z czymś takim się zmagał. Prawdziwym utrapieniem była zagadkowość snu, jak również fakt występowania w nim właśnie TEJ kobiety. Wygląda na to, że akolita odwiedzi dzisiaj jeszcze jedną świątynię - tą należącą do Morra. Słudzy Pana Snów powinni dostarczyć przynajmniej kilku odpowiedzi czy interpretacji tego nocnego wytworu umysłu Konrada. Na pytanie Brocha odpowiedział:
Nie, skąd, bynajmniej nasza rozmowa nie przyczyniła się do tego, że wyglądam jak wyglądam. Alkohol też nie miał w tej kwestii żadnego zdania, zaledwie kilka słów jeśli można to tak nazwać. Miałem dziwny sen... Z nią... Mówiłeś, że ty z czymś takim męczysz się co noc. Poczułem to samo na własnej skórze i wiesz co? Nie zazdroszczę Ci...
Szybko złożył jeszcze zamówienie na cokolwiek, które po chwili okazało się być omletem, kilkoma kromkami chleba i szklanką wody. Przez chwilę próbował się jeszcze ogarnąć, po czym żwawo ruszył za resztą.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Ninerl
Ninerl podniosła się powoli, nadal mocno zasnpana. Obudził ją jakiś dźwięk, to pamiętała. Dodatkowo, zrobiło jej się zimno. "Takie są skutki, zostawienia otwartego okna". Ochlapała twarz zimną i czystą wodę z miski i nagle uderzyła ją myśl " Przecież to było niebezpieczne, zostawić tak otwarte okno. Widać mam za dużo pieniedzy i szczęście sprzyja głupim, takim jak ja." Wspomniała opowiadane jej przez ojczyma, historie o zabójcach Druchii. Potworach, tak podobnych do jej rasy i na dodatek jej splugawionych krewniaków. Cieszyła, że są daleko, za morzem, a czarne statki trafiają się rzadko. Zeszła na dół, z workiem zarzuconym na plecy. Usiadła przy stole, przy którym siedzieli już jej towarzysze. Poprosiła o jakieś mięso i warzywa. Dziewczyna przyniosła jej gulasz z warzywami. Ninerl jadła, przysłuchując się rozmowom towarzyszy.
Odpowiedziła Wernerowi- Nie martw się, ja się szybko decyduję. I nie spędzam czasu na bezproduktywnym oglądaniu szat czy ozdób. Co do pracy zwiadowcy, to ja nigdy nim nie byłam-zastrzegła.
-Prędzej byłabym w stanie kupić lub wyposażyć odpowiednio statek.
Wstała, przeciągnęła się. Sprawdziła, że broń jest w pełni sprawna. Zostawiła ekwipunek, prosząc karczmarza, by go przypilnował. Skoro był znajomym Wernera, to mogła mu...chyba zaufać.
Ninerl podniosła się powoli, nadal mocno zasnpana. Obudził ją jakiś dźwięk, to pamiętała. Dodatkowo, zrobiło jej się zimno. "Takie są skutki, zostawienia otwartego okna". Ochlapała twarz zimną i czystą wodę z miski i nagle uderzyła ją myśl " Przecież to było niebezpieczne, zostawić tak otwarte okno. Widać mam za dużo pieniedzy i szczęście sprzyja głupim, takim jak ja." Wspomniała opowiadane jej przez ojczyma, historie o zabójcach Druchii. Potworach, tak podobnych do jej rasy i na dodatek jej splugawionych krewniaków. Cieszyła, że są daleko, za morzem, a czarne statki trafiają się rzadko. Zeszła na dół, z workiem zarzuconym na plecy. Usiadła przy stole, przy którym siedzieli już jej towarzysze. Poprosiła o jakieś mięso i warzywa. Dziewczyna przyniosła jej gulasz z warzywami. Ninerl jadła, przysłuchując się rozmowom towarzyszy.
Odpowiedziła Wernerowi- Nie martw się, ja się szybko decyduję. I nie spędzam czasu na bezproduktywnym oglądaniu szat czy ozdób. Co do pracy zwiadowcy, to ja nigdy nim nie byłam-zastrzegła.
-Prędzej byłabym w stanie kupić lub wyposażyć odpowiednio statek.
Wstała, przeciągnęła się. Sprawdziła, że broń jest w pełni sprawna. Zostawiła ekwipunek, prosząc karczmarza, by go przypilnował. Skoro był znajomym Wernera, to mogła mu...chyba zaufać.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Zagadnięty przez Brocha, Amos szybko wyjaśnił wam jak dotrzeć do karczmy „U Berta”, gdzie, po skończonym śniadaniu postanowiliście się udać.
Po wyjściu z gospody uderzyło was rześkie, jesienne powietrze. Nie było tak zimno jak minionego dnia i mimo ciemnych chmur raczej nie zanosiło się na deszcz. Przynajmniej na razie. Pokonując kolejne ulice i kręte uliczki Bogenhafen nie mijaliście zbyt wielu mieszkańców – o tej porze większość zapewne była w pracy. Po niemal kwadransie dotarliście w końcu do doków portowych, gdzie zobaczyliście przycupnięty nad brunatnymi wodami rzeki Bogen lichy budynek, który swoje najlepsze dni miał już dawno za sobą. W ścianach widać było pęknięcia i szczeliny przez które gwizdał wiatr, a strzecha dachu miejscami pozapadała się do środka. Budynek pomalowany był szarą, łuszczącą się farbą, a od frontu wymalowano duże, błyszczące „B”. Gospoda nie miała okien, a jedynie niewielki ganek i framugę frontowych drzwi. Gdy podeszliście bliżej tej rudery, w drzwiach pojawił się dobrze znany wam już niziołek – Mieszek.
- Witajcie! Mówiłem że dotrzymam słowa... – halfling uśmiechnął się szeroko. - Zobaczcie tylko jaki jest nasz los. Zostaliśmy zmuszeni do ukrywania się w tej paskudnej budzie, a nasi prześladowcy z pewnością zajadają się ciasteczkami i śpią na puchowych poduszkach. Wejdźcie, przyjaciele, żwawo!
Mieszek kiwnął swa małą dłonią i zniknął w środku. Ruszyliście za nim. W środku gospoda nie wyglądała lepiej niż z zewnątrz. Podłoga wypaczyła się od wilgoci, a miejscami z desek wystawały pordzewiałe gwoździe. Pod ścianami leżały resztki połamanych stolików, od ciemnego drewna ich blatów wyraźnie odznaczały się żłobienia, wycięte sztyletami inwektywy i nieprzyzwoite obrazki. W rogu pomieszczenia, przykryty znoszonym płaszczem spał jakiś mężczyzna, a na barze siedział kuzyn Mieszka, który na wasz widok uśmiechnął się promiennie. Wyciągnął zza baru cztery pękate sakiewki i podał pobratymcowi.
- Oto zapłata za waszą nieocenioną pomoc. Chcecie – przeliczcie, jednak musicie wiedzieć że my Zieleniacy nie jesteśmy oszustami. W każdej z sakiewek jest czterdzieści koron. - Mieszek wręczył wam je, po czym kontynuował przemowę. - Wczoraj wam wspominałem, że nasz klan walczy z nieuczciwym dekretem rady miasta, który zakazuje nam sprzedaży placków z obwoźnych straganów. Jeśli będzie tak dalej, to pójdziemy z torbami. Tydzień temu, zanim zostaliśmy porwani, złożyłem na ręce rady petycję o unieważnienie dekretu. Wygłosiłem też mowę o ochronie naszych praw. Porwanie nastąpiło kilka godzin później, co sugeruje że nadepnęliśmy na odcisk komuś, komu zależy na tym, byśmy wylecieli z interesu. Podejrzewam, że za naszym porwaniem stoi Gosbert Ruggbroder lub Heinrich Steinhager. Gdyby udało nam się zdobyć mocny dowód na to, że najbardziej wpływowe rodziny kupieckie działają poza prawem, mielibyśmy solidną kartę przetargową w dalszych negocjacjach z radą. I to jest właśnie moja prośba do was. My niziołki zwracamy na siebie uwagę, lecz wy zapewne moglibyście skutecznie śledzić obydwu mężczyzn. Być może spotkają się z kolejnymi bandytami by uzgodnić kolejne porwania, lub zdradzą się w jakiś inny sposób. Zapłacimy wam po trzydzieści koron na głowę...
Kuzyni spojrzeli na was pytająco.
Po wyjściu z gospody uderzyło was rześkie, jesienne powietrze. Nie było tak zimno jak minionego dnia i mimo ciemnych chmur raczej nie zanosiło się na deszcz. Przynajmniej na razie. Pokonując kolejne ulice i kręte uliczki Bogenhafen nie mijaliście zbyt wielu mieszkańców – o tej porze większość zapewne była w pracy. Po niemal kwadransie dotarliście w końcu do doków portowych, gdzie zobaczyliście przycupnięty nad brunatnymi wodami rzeki Bogen lichy budynek, który swoje najlepsze dni miał już dawno za sobą. W ścianach widać było pęknięcia i szczeliny przez które gwizdał wiatr, a strzecha dachu miejscami pozapadała się do środka. Budynek pomalowany był szarą, łuszczącą się farbą, a od frontu wymalowano duże, błyszczące „B”. Gospoda nie miała okien, a jedynie niewielki ganek i framugę frontowych drzwi. Gdy podeszliście bliżej tej rudery, w drzwiach pojawił się dobrze znany wam już niziołek – Mieszek.
- Witajcie! Mówiłem że dotrzymam słowa... – halfling uśmiechnął się szeroko. - Zobaczcie tylko jaki jest nasz los. Zostaliśmy zmuszeni do ukrywania się w tej paskudnej budzie, a nasi prześladowcy z pewnością zajadają się ciasteczkami i śpią na puchowych poduszkach. Wejdźcie, przyjaciele, żwawo!
Mieszek kiwnął swa małą dłonią i zniknął w środku. Ruszyliście za nim. W środku gospoda nie wyglądała lepiej niż z zewnątrz. Podłoga wypaczyła się od wilgoci, a miejscami z desek wystawały pordzewiałe gwoździe. Pod ścianami leżały resztki połamanych stolików, od ciemnego drewna ich blatów wyraźnie odznaczały się żłobienia, wycięte sztyletami inwektywy i nieprzyzwoite obrazki. W rogu pomieszczenia, przykryty znoszonym płaszczem spał jakiś mężczyzna, a na barze siedział kuzyn Mieszka, który na wasz widok uśmiechnął się promiennie. Wyciągnął zza baru cztery pękate sakiewki i podał pobratymcowi.
- Oto zapłata za waszą nieocenioną pomoc. Chcecie – przeliczcie, jednak musicie wiedzieć że my Zieleniacy nie jesteśmy oszustami. W każdej z sakiewek jest czterdzieści koron. - Mieszek wręczył wam je, po czym kontynuował przemowę. - Wczoraj wam wspominałem, że nasz klan walczy z nieuczciwym dekretem rady miasta, który zakazuje nam sprzedaży placków z obwoźnych straganów. Jeśli będzie tak dalej, to pójdziemy z torbami. Tydzień temu, zanim zostaliśmy porwani, złożyłem na ręce rady petycję o unieważnienie dekretu. Wygłosiłem też mowę o ochronie naszych praw. Porwanie nastąpiło kilka godzin później, co sugeruje że nadepnęliśmy na odcisk komuś, komu zależy na tym, byśmy wylecieli z interesu. Podejrzewam, że za naszym porwaniem stoi Gosbert Ruggbroder lub Heinrich Steinhager. Gdyby udało nam się zdobyć mocny dowód na to, że najbardziej wpływowe rodziny kupieckie działają poza prawem, mielibyśmy solidną kartę przetargową w dalszych negocjacjach z radą. I to jest właśnie moja prośba do was. My niziołki zwracamy na siebie uwagę, lecz wy zapewne moglibyście skutecznie śledzić obydwu mężczyzn. Być może spotkają się z kolejnymi bandytami by uzgodnić kolejne porwania, lub zdradzą się w jakiś inny sposób. Zapłacimy wam po trzydzieści koron na głowę...
Kuzyni spojrzeli na was pytająco.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Werner Broch
Otrzymawszy wypchaną sakiewkę, najemnik spojrzał do środka i wzrokowo ogarnął pieniądze. Kwota raczej się zgadzała, zresztą, nie wyglądało na to, by niziołki chciały ich oszukać, zwłaszcza że zaproponowały kolejną robotę. Gdy Broch usłyszał szczegóły, roześmiał się gromko po czym pokiwał głową patrząc na Mieszka.
- Jestem wojownikiem, a nie jakimś tam detektywem czy szpiegiem niziołku. - mruknął - Nie mam zamiaru nikogo śledzić, nawet gdybyś płacił mi pięćdziesiąt koron z góry. Zanudziłbym się po prostu... Po drugie, może i moi towarzysze nie wyróżniają się zbytnio z tłumu, ale popatrzcie na mnie... Nie ma chyba osoby, która przeoczyłaby moją sylwetkę... Nie podejmę się tego zadania...
Pewność w głosie najemnika świadczyła o tym, że podjął już decyzję, a ci, którzy go znali wiedzieli, że raz powiedzianego słowa Broch nigdy nie cofa.
Przez całą drogę do gospody Werner rozmyślał o von Raukowie. Znał tego człowieka na tyle dobrze, że wiedział, iż z pewnością zaoferuje bardziej interesujące zajęcie niż śledzenie kogoś. Tego najemnik nienawidził i z reguły zostawiał takie rzeczy innym, sam koncentrując sie na tym, na czym znał się najlepiej, czyli robieniu mieczem.
- Sprawdźmy lepiej w jakim celu von Raukow poszukuje zwiadowcy. Kto wie, może i nasze umiejętności się przydadzą... – rzucił do Ravandila. - Co do was, niziołki, już swoje powiedziałem i zdania nie zmienię... - najemnik schował sakiewkę do torby podróżnej przewieszonej przez ramię i spojrzał na towarzyszy. - Idziecie ze mną, czy będziecie dalej tak stać?
Po czym opuścił ruderę kŧórą niegdyś można było nazwać gospodą, kierując się w stronę rynku. Miał zamiar zrobić solidne zakupy.
Vibe, na PW wysłałem ci listę rzeczy które Broch chciałby zakupić i pieniądze które posiada. Sam zdecyduj co udało mu się dostać na rynku.
Otrzymawszy wypchaną sakiewkę, najemnik spojrzał do środka i wzrokowo ogarnął pieniądze. Kwota raczej się zgadzała, zresztą, nie wyglądało na to, by niziołki chciały ich oszukać, zwłaszcza że zaproponowały kolejną robotę. Gdy Broch usłyszał szczegóły, roześmiał się gromko po czym pokiwał głową patrząc na Mieszka.
- Jestem wojownikiem, a nie jakimś tam detektywem czy szpiegiem niziołku. - mruknął - Nie mam zamiaru nikogo śledzić, nawet gdybyś płacił mi pięćdziesiąt koron z góry. Zanudziłbym się po prostu... Po drugie, może i moi towarzysze nie wyróżniają się zbytnio z tłumu, ale popatrzcie na mnie... Nie ma chyba osoby, która przeoczyłaby moją sylwetkę... Nie podejmę się tego zadania...
Pewność w głosie najemnika świadczyła o tym, że podjął już decyzję, a ci, którzy go znali wiedzieli, że raz powiedzianego słowa Broch nigdy nie cofa.
Przez całą drogę do gospody Werner rozmyślał o von Raukowie. Znał tego człowieka na tyle dobrze, że wiedział, iż z pewnością zaoferuje bardziej interesujące zajęcie niż śledzenie kogoś. Tego najemnik nienawidził i z reguły zostawiał takie rzeczy innym, sam koncentrując sie na tym, na czym znał się najlepiej, czyli robieniu mieczem.
- Sprawdźmy lepiej w jakim celu von Raukow poszukuje zwiadowcy. Kto wie, może i nasze umiejętności się przydadzą... – rzucił do Ravandila. - Co do was, niziołki, już swoje powiedziałem i zdania nie zmienię... - najemnik schował sakiewkę do torby podróżnej przewieszonej przez ramię i spojrzał na towarzyszy. - Idziecie ze mną, czy będziecie dalej tak stać?
Po czym opuścił ruderę kŧórą niegdyś można było nazwać gospodą, kierując się w stronę rynku. Miał zamiar zrobić solidne zakupy.
Vibe, na PW wysłałem ci listę rzeczy które Broch chciałby zakupić i pieniądze które posiada. Sam zdecyduj co udało mu się dostać na rynku.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Marynarz
- Posty: 395
- Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
- Lokalizacja: Piździawy Zdrój
- Kontakt:
Konrad z Boven
"To będzie porządna ofiara" - pomyślał, gdy zobaczył pieniądze w mieszku aktualnie leżącym na jego rękach. Dokładnie wysłuchał co miał do powiedzenia niziołek. Odpowiedź Brocha też nie umknęła jego uszom. Po chwili zastanowienia odpowiedział:
Obawiam się, że mój przyjaciel ma rację. Każdy z nas czymś się wyróżnia, więc próby śledzenia kogokolwiek mają niskie szanse na powodzenie. Ja jestem akolitą, jak wielu ich widujesz na ulicy? Werner wbrew pozorom byłby najmniej zauważalny, jego sylwetka to nie aż tak wielki problem, ale i tak co bardziej spostrzegawcze oko mogłoby zwrócić na niego swoją uwagę. No i jeszcze długowieczni. Jeden elf w mieście to już sensacja, a co dopiero dwa, na dodatek chodzące wszędzie razem. Obawiam się, że nawet gdybyśmy chcieli Ci pomóc, zwyczajnie nie podołalibyśmy. Poza tym popatrz na nas - każdy uzbrojony po zęby i zapoznany z walką, co zresztą udowodniliśy Ci, gdy odbijaliśmy Cię z rąk bandytów. Myślę, że jesteśmy odpowiedni do bojowych zadań...
Akolita wyszedł za Brochem, jak podejrzewał w kierunku rynku. Na jego liście zakupów znajdowała się nowa szata i przybory do pisania. Towary dość mało dostępne, ale wierzył, że przy odrobinie szczęścia wszystko idzie kupić. Następnym punktem jego planu na dziś była wizyta w świątyni Morra. Odłączył się od najemnika i jeśli nie mógł samodzielnie trafić do niej, popytał kilku przechodniów o drogę. Na miejscu opowiedział kapłanowi swój sen i poprosił o pomoc w jego intepretacji. Szczególnie interesowało go, co mógł znaczyć ten czarny koń.
"To będzie porządna ofiara" - pomyślał, gdy zobaczył pieniądze w mieszku aktualnie leżącym na jego rękach. Dokładnie wysłuchał co miał do powiedzenia niziołek. Odpowiedź Brocha też nie umknęła jego uszom. Po chwili zastanowienia odpowiedział:
Obawiam się, że mój przyjaciel ma rację. Każdy z nas czymś się wyróżnia, więc próby śledzenia kogokolwiek mają niskie szanse na powodzenie. Ja jestem akolitą, jak wielu ich widujesz na ulicy? Werner wbrew pozorom byłby najmniej zauważalny, jego sylwetka to nie aż tak wielki problem, ale i tak co bardziej spostrzegawcze oko mogłoby zwrócić na niego swoją uwagę. No i jeszcze długowieczni. Jeden elf w mieście to już sensacja, a co dopiero dwa, na dodatek chodzące wszędzie razem. Obawiam się, że nawet gdybyśmy chcieli Ci pomóc, zwyczajnie nie podołalibyśmy. Poza tym popatrz na nas - każdy uzbrojony po zęby i zapoznany z walką, co zresztą udowodniliśy Ci, gdy odbijaliśmy Cię z rąk bandytów. Myślę, że jesteśmy odpowiedni do bojowych zadań...
Akolita wyszedł za Brochem, jak podejrzewał w kierunku rynku. Na jego liście zakupów znajdowała się nowa szata i przybory do pisania. Towary dość mało dostępne, ale wierzył, że przy odrobinie szczęścia wszystko idzie kupić. Następnym punktem jego planu na dziś była wizyta w świątyni Morra. Odłączył się od najemnika i jeśli nie mógł samodzielnie trafić do niej, popytał kilku przechodniów o drogę. Na miejscu opowiedział kapłanowi swój sen i poprosił o pomoc w jego intepretacji. Szczególnie interesowało go, co mógł znaczyć ten czarny koń.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Ravandil
Nieco rozczarował się widokiem gospody "U Berta". W końcu nasłuchał się już nieco o Zieleniach, jacy to oni bogaci, a tymczasem ukrywali się w tak nędznej ruderze. "Muszą mieć naprawdę wpływowych wrogów... Albo po prostu chcą wzbudzić w nas litość". Wnętrze również nie było zbyt przytulne. Wszechobecna wilgoć, brak okien i gwizdający w szczelinach wiatr dopełniały tego żałosnego widoku.
W milczeniu przyjął od Mieszka sakiewkę. Rzucił pobieżnie okiem na jej zawartość, bo czym schował ją do torby. Liczył na to, że niziołki go nie oszukały. A przynajmniej nie chciałby być w ich skórze, jeśli rzeczywiście by to zrobiły. Wsłuchał się w ich rozmowę z Brochem. Trudno było się nie zgodzić, że nie nadają się na szpiegów. Poza tym Werner był nieugięty. Ravandilowi w pewnym sensie zrobiło się żal niziołków, ale w sumie nie miał zbytniej ochoty angażować się w ich ciemne interesy. "Mówią, jacy to oni są pokrzywdzeni... Mogę się założyć o dwie takie sakiewki, że i oni nie są bez winy". Poza tym myślami był już przy von Raukowie. Zastanawiał się, do jakiegoż to zadania może on potrzebować zwiadowcy.
-Mam nadzieję, że i dla was coś się znajdzie Wernerze... W końcu jesteśmy drużyną, prawda? I chciałbym, żebyście poszli ze mną. Skoro von Raukow cię zna, to na pewno lepiej będzie się negocjować warunki pracy- odpowiedział Brochowi i zwrócił się do niziołków -Przykro mi, że nie możemy wam pomóc... Ale jak sami widzicie, Werner dość jasno postawił sprawę i chyba nawet Konrad nie jest teraz w stanie na niego wpłynąć... Ale jeśli zmieni zdanie, to na pewno wrócimy. A teraz żegnajcie-. Odwrócił sie na pięcie i ruszył za Brochem. Przede wszystkim chciał uzupełnić braki w ekwipunku, ze szczególnym uwzględnieniem strzał, a poza tym przydałby mu się nowy nóź myśliwski. Zaraz potem miał zamiar udać się z resztą drużyny do von Raukowa.
Nieco rozczarował się widokiem gospody "U Berta". W końcu nasłuchał się już nieco o Zieleniach, jacy to oni bogaci, a tymczasem ukrywali się w tak nędznej ruderze. "Muszą mieć naprawdę wpływowych wrogów... Albo po prostu chcą wzbudzić w nas litość". Wnętrze również nie było zbyt przytulne. Wszechobecna wilgoć, brak okien i gwizdający w szczelinach wiatr dopełniały tego żałosnego widoku.
W milczeniu przyjął od Mieszka sakiewkę. Rzucił pobieżnie okiem na jej zawartość, bo czym schował ją do torby. Liczył na to, że niziołki go nie oszukały. A przynajmniej nie chciałby być w ich skórze, jeśli rzeczywiście by to zrobiły. Wsłuchał się w ich rozmowę z Brochem. Trudno było się nie zgodzić, że nie nadają się na szpiegów. Poza tym Werner był nieugięty. Ravandilowi w pewnym sensie zrobiło się żal niziołków, ale w sumie nie miał zbytniej ochoty angażować się w ich ciemne interesy. "Mówią, jacy to oni są pokrzywdzeni... Mogę się założyć o dwie takie sakiewki, że i oni nie są bez winy". Poza tym myślami był już przy von Raukowie. Zastanawiał się, do jakiegoż to zadania może on potrzebować zwiadowcy.
-Mam nadzieję, że i dla was coś się znajdzie Wernerze... W końcu jesteśmy drużyną, prawda? I chciałbym, żebyście poszli ze mną. Skoro von Raukow cię zna, to na pewno lepiej będzie się negocjować warunki pracy- odpowiedział Brochowi i zwrócił się do niziołków -Przykro mi, że nie możemy wam pomóc... Ale jak sami widzicie, Werner dość jasno postawił sprawę i chyba nawet Konrad nie jest teraz w stanie na niego wpłynąć... Ale jeśli zmieni zdanie, to na pewno wrócimy. A teraz żegnajcie-. Odwrócił sie na pięcie i ruszył za Brochem. Przede wszystkim chciał uzupełnić braki w ekwipunku, ze szczególnym uwzględnieniem strzał, a poza tym przydałby mu się nowy nóź myśliwski. Zaraz potem miał zamiar udać się z resztą drużyny do von Raukowa.

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Ninerl
Ninerl nie podobało się miejsce, w którym mieli odebrać pieniądze. "Prawie jak kryjówka przemytników" skonstanstowała " Albo miejsce, gdzie gromadzą się różne ludzkie męty." To, ze niziołki były tutaj, nie zdziwiło ją. "Pewnie się chcieli ukryć, na jakiś czas, zanim znajdą haka na zleceniodawcę ich porwania"pomyślała. Wzięła sakiewkę i dokładnie przeliczyła pieniądze. Wszystko się zgadzało- odetchnęła z ulgą. Wreszcie uzupełni ekwipunek i dokona jego niezbędnych napraw.
Słuchała jak się wypowiadają wszyscy kolejno. Sama postanowiła wtrącić swoje trzy grosze:- Zgadzam się z Konradem. W końcu ile z nas szpieguje ludzi? O ile mi wiadomo, żaden. A jeśli już, to posiada zdolności, które mu to ułatwiają, a których my nie mamy. Nie będziemy się wtrącać w wasze rasowe rozgrywki. To nas nie dotyczy. I żadna suma mnie do tego nie zmusi - czuła wewnętrzną odrazę, wywołaną słowami niziołka "Dobre sobie! Ja miałaby szpiegować, jakiś tłustych ludzkich kupców. Żałosne. Nie zniżam się do takiego poziomu". Na jej twarzy można było dostrzec z trudem skrywane obrzydzenie. "Szpiegować barbarzyńców, tfuu. Niech ten malec się cieszy, że jestem tolerancyjna osobą. Inny już poczułby się głęboko obrażony i dobrze, jeśliby się tylko na tym skończyło" pomyślała. Czuła złość, że ktoś ośmielił się jej złożyć taką propozycję. Za chwilę się zreflektowała " W końcu jestem, jakby tu nie patrzeć, wygnańcem. Nic dziwnego, że dostaję takie propozycje, pewnie na niego wyglądam." Odetchnęła głęboko i powiedziała:-Sami rozumiecie, że nic tu po nas. Z pewnością znajdziecie lepszych kandydatów. Życzę wam powodzenia.
Zwróciła się do Ravandila: - Miło mi będzie ci towarzyszyć. I wam też-dodała patrząc na Konrada i Wernera.
Ninerl ciekawiło co też miejscowy targ oferuje- potrzebowała trochę strzał, poza tym trzeba skontrolować stan broni, szukała jeszcze granatowej tuniki- jej już była nieco podniszczona. Najpierw postanowiła obejrzeć wyroby miejscowych kowali i zbrojmistrzów. Jeśli jakiś byłby odpowiedni, to dopiero najlepszemu, dałaby do ręki swój miecz. W końcu było to dobre ostrze, wykute przez jej krewniaków i nie zamierzała dać go w ręce byle komu. Uzupełniła zapasy i drobniejsze rzeczy- smar, nowa ostrzałka do miecza, nici i itp. Zastanawiało ją czy znajdzie coś interesującego- przydałyby się zioła, tylko, że te których potrzebowała, były uprawiane głównie przez jej lud.
Ninerl nie podobało się miejsce, w którym mieli odebrać pieniądze. "Prawie jak kryjówka przemytników" skonstanstowała " Albo miejsce, gdzie gromadzą się różne ludzkie męty." To, ze niziołki były tutaj, nie zdziwiło ją. "Pewnie się chcieli ukryć, na jakiś czas, zanim znajdą haka na zleceniodawcę ich porwania"pomyślała. Wzięła sakiewkę i dokładnie przeliczyła pieniądze. Wszystko się zgadzało- odetchnęła z ulgą. Wreszcie uzupełni ekwipunek i dokona jego niezbędnych napraw.
Słuchała jak się wypowiadają wszyscy kolejno. Sama postanowiła wtrącić swoje trzy grosze:- Zgadzam się z Konradem. W końcu ile z nas szpieguje ludzi? O ile mi wiadomo, żaden. A jeśli już, to posiada zdolności, które mu to ułatwiają, a których my nie mamy. Nie będziemy się wtrącać w wasze rasowe rozgrywki. To nas nie dotyczy. I żadna suma mnie do tego nie zmusi - czuła wewnętrzną odrazę, wywołaną słowami niziołka "Dobre sobie! Ja miałaby szpiegować, jakiś tłustych ludzkich kupców. Żałosne. Nie zniżam się do takiego poziomu". Na jej twarzy można było dostrzec z trudem skrywane obrzydzenie. "Szpiegować barbarzyńców, tfuu. Niech ten malec się cieszy, że jestem tolerancyjna osobą. Inny już poczułby się głęboko obrażony i dobrze, jeśliby się tylko na tym skończyło" pomyślała. Czuła złość, że ktoś ośmielił się jej złożyć taką propozycję. Za chwilę się zreflektowała " W końcu jestem, jakby tu nie patrzeć, wygnańcem. Nic dziwnego, że dostaję takie propozycje, pewnie na niego wyglądam." Odetchnęła głęboko i powiedziała:-Sami rozumiecie, że nic tu po nas. Z pewnością znajdziecie lepszych kandydatów. Życzę wam powodzenia.
Zwróciła się do Ravandila: - Miło mi będzie ci towarzyszyć. I wam też-dodała patrząc na Konrada i Wernera.
Ninerl ciekawiło co też miejscowy targ oferuje- potrzebowała trochę strzał, poza tym trzeba skontrolować stan broni, szukała jeszcze granatowej tuniki- jej już była nieco podniszczona. Najpierw postanowiła obejrzeć wyroby miejscowych kowali i zbrojmistrzów. Jeśli jakiś byłby odpowiedni, to dopiero najlepszemu, dałaby do ręki swój miecz. W końcu było to dobre ostrze, wykute przez jej krewniaków i nie zamierzała dać go w ręce byle komu. Uzupełniła zapasy i drobniejsze rzeczy- smar, nowa ostrzałka do miecza, nici i itp. Zastanawiało ją czy znajdzie coś interesującego- przydałyby się zioła, tylko, że te których potrzebowała, były uprawiane głównie przez jej lud.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Gdy Mieszek usłyszał wasze słowa, skrzywił się nieco. Przez chwilę chodził po sali w tę i z powrotem, po czym powiedział:
- No cóż, skoro nie chcecie nam pomóc, to chyba żadne moje słowa was nie przekonają do zmiany zdania. Będę więc musiał wynająć kogoś innego do tego zadania. Bywajcie więc przyjaciele i niech Ranald będzie dla was łaskawy.
Pożegnaliście się z niziołkami i ruszyliście w kierunku rynku. Klucząc między budynkami i uliczkami, całkiem przypadkiem natrafiliście na solidny, wykonany z czarnego marmuru budynek zwieńczony owalną, niemal w pełni przezroczystą kopułą. Szerokie wejście z kamiennym nadprożem, a także otwarte, masywne wrota zdradzały iż była to świątynia Morra. Zatrzymaliście się przy niej na moment, gdyż Konrad postanowił skorzystać z porady kapłana. Chwilę później akolita zniknął w czeluści masywnych wrót domu boga snów i śmierci.
Gdy dołączył do was po kilku minutach, z jego twarzy łatwo można było wyczytać, że przejął się nieco tym co usłyszał od kapłanów tego łaskawego dla zmarłych boga. Ruszyliście dalej i po kilkunastu minutach weszliście na główny rynek. Na prawo od ratusza ukazała wam się ogromna hala pod arkadami, która trzeba przyznać, robiła spore wrażenie. Jak na niewielkie miasto jakim było Bogenhafen, straganów wszelkiej maści było tutaj bardzo wiele, jak również ludzi, którzy krzątali się między nimi. Pierwsze, pobieżne oględziny utwierdziły was w przekonaniu że można tutaj dostać niemal wszystko. Rozdzieliliście się więc i każde z was ruszyło w obranym wcześniej kierunku by zakupić interesujące wasz rzeczy.
Lista sprzętu którą miał zamiar kupić Broch, była, jak przystało na wojaka, związana z uzbrojeniem i opancerzeniem. Tu i ówdzie rozglądał się za potrzebnym ekwipunkiem i po jakiejś pół godzinie kupił w końcu solidnie wyglądającą metalową, okrągłą tarczę rycerską, a także kirys ciężkiej piechoty. U pewnego chuderlawego kupca wyglądającego na araba zaopatrzył się w pokrowiec do kuszy, pęk bełtów i konia jucznego, najpierw jednak dokładnie go oglądając. Zwierzę wyglądało na zadbane i zdrowe – takie, które będzie w stanie nosić ekwipunek najemnika. Ostatnim zakupem Wernera okazały się być juki do zakupionego wcześniej konia. Kieszeń middenlandczyka zrobiła się tym samym lżejsza o całe sześćdziesiąt koron z groszami.
Konrad natomiast zamierzał kupić kapłańskie odzienie a także przybory do pisania, jednak o ile w przypadku Brocha broń była łatwo dostępnym towarem, tak szaty akolity a tym bardziej przybory piśmiennicze dużo rzadszym. Szukając potrzebnych rzeczy, miał jednak szczęście trafiając na pewnego kupca z Tilei, u którego udało mu się zakupić wieczne pióro, kilka arkuszy papieru i flakon czarnego atramentu. Szat, mimo usillnych poszukiwań nie udało mu się dostać. W sumie wykosztował się na siedem koron.
Ravandil i Ninerl po krótkich poszukiwaniach trafili na stragan kupca, który zajmował się sprzedażą strzał, bełtów a także broni strzeleckiej. Wybrali pęk dwudziestu dobrze wykonanych strzał i zapłacili za nie dziesięć koron. Kilka straganów dalej rozdzielili się, a Ravandil wypatrzył dobrze leżący w dłoni nóż myśliwski, którego stał się po chwili posiadaczem. Za wszystko zapłacił osiemnaście koron.
Strzały które zakupiła Ninerl były dobrej jakości. Wyroby miejscowych kowali okazały się jednak dość przeciętne jak na gust i wymagania elfki, dlatego postanowiła zająć się pozostałymi zakupami. U pewnego brodatego kupca zaopatrzyła się w ostrzałkę do miecza, u innego w tunikę (kupiec proponował wiele ciekawszych kolorów jednak Ninerl uparła się przy granacie). Nici a także ziół nie udało jej się dostać, a za ekwipunek który kupiła zapłaciła szesnaście koron.
Było niemal południe, gdy spotkaliście się znów wszyscy w głównym pasażu targowiska.
hyjek - patrz PW
- No cóż, skoro nie chcecie nam pomóc, to chyba żadne moje słowa was nie przekonają do zmiany zdania. Będę więc musiał wynająć kogoś innego do tego zadania. Bywajcie więc przyjaciele i niech Ranald będzie dla was łaskawy.
Pożegnaliście się z niziołkami i ruszyliście w kierunku rynku. Klucząc między budynkami i uliczkami, całkiem przypadkiem natrafiliście na solidny, wykonany z czarnego marmuru budynek zwieńczony owalną, niemal w pełni przezroczystą kopułą. Szerokie wejście z kamiennym nadprożem, a także otwarte, masywne wrota zdradzały iż była to świątynia Morra. Zatrzymaliście się przy niej na moment, gdyż Konrad postanowił skorzystać z porady kapłana. Chwilę później akolita zniknął w czeluści masywnych wrót domu boga snów i śmierci.
Gdy dołączył do was po kilku minutach, z jego twarzy łatwo można było wyczytać, że przejął się nieco tym co usłyszał od kapłanów tego łaskawego dla zmarłych boga. Ruszyliście dalej i po kilkunastu minutach weszliście na główny rynek. Na prawo od ratusza ukazała wam się ogromna hala pod arkadami, która trzeba przyznać, robiła spore wrażenie. Jak na niewielkie miasto jakim było Bogenhafen, straganów wszelkiej maści było tutaj bardzo wiele, jak również ludzi, którzy krzątali się między nimi. Pierwsze, pobieżne oględziny utwierdziły was w przekonaniu że można tutaj dostać niemal wszystko. Rozdzieliliście się więc i każde z was ruszyło w obranym wcześniej kierunku by zakupić interesujące wasz rzeczy.
Lista sprzętu którą miał zamiar kupić Broch, była, jak przystało na wojaka, związana z uzbrojeniem i opancerzeniem. Tu i ówdzie rozglądał się za potrzebnym ekwipunkiem i po jakiejś pół godzinie kupił w końcu solidnie wyglądającą metalową, okrągłą tarczę rycerską, a także kirys ciężkiej piechoty. U pewnego chuderlawego kupca wyglądającego na araba zaopatrzył się w pokrowiec do kuszy, pęk bełtów i konia jucznego, najpierw jednak dokładnie go oglądając. Zwierzę wyglądało na zadbane i zdrowe – takie, które będzie w stanie nosić ekwipunek najemnika. Ostatnim zakupem Wernera okazały się być juki do zakupionego wcześniej konia. Kieszeń middenlandczyka zrobiła się tym samym lżejsza o całe sześćdziesiąt koron z groszami.
Konrad natomiast zamierzał kupić kapłańskie odzienie a także przybory do pisania, jednak o ile w przypadku Brocha broń była łatwo dostępnym towarem, tak szaty akolity a tym bardziej przybory piśmiennicze dużo rzadszym. Szukając potrzebnych rzeczy, miał jednak szczęście trafiając na pewnego kupca z Tilei, u którego udało mu się zakupić wieczne pióro, kilka arkuszy papieru i flakon czarnego atramentu. Szat, mimo usillnych poszukiwań nie udało mu się dostać. W sumie wykosztował się na siedem koron.
Ravandil i Ninerl po krótkich poszukiwaniach trafili na stragan kupca, który zajmował się sprzedażą strzał, bełtów a także broni strzeleckiej. Wybrali pęk dwudziestu dobrze wykonanych strzał i zapłacili za nie dziesięć koron. Kilka straganów dalej rozdzielili się, a Ravandil wypatrzył dobrze leżący w dłoni nóż myśliwski, którego stał się po chwili posiadaczem. Za wszystko zapłacił osiemnaście koron.
Strzały które zakupiła Ninerl były dobrej jakości. Wyroby miejscowych kowali okazały się jednak dość przeciętne jak na gust i wymagania elfki, dlatego postanowiła zająć się pozostałymi zakupami. U pewnego brodatego kupca zaopatrzyła się w ostrzałkę do miecza, u innego w tunikę (kupiec proponował wiele ciekawszych kolorów jednak Ninerl uparła się przy granacie). Nici a także ziół nie udało jej się dostać, a za ekwipunek który kupiła zapłaciła szesnaście koron.
Było niemal południe, gdy spotkaliście się znów wszyscy w głównym pasażu targowiska.
hyjek - patrz PW
Ostatnio zmieniony środa, 9 maja 2007, 13:34 przez Vibe, łącznie zmieniany 1 raz.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Werner Broch
Gdy zobaczył że Konrad wyszedł ze świątyni tocząc z sobą jakąś wewnętrzną walkę, spytał:
- I co powiedzieli kapłani w świątyni? Patrząc po wyrazie twojej twarzy, chyba nic optymistycznego...
Po otrzymaniu odpowiedzi ruszył wraz z pozostałymi kompanami na rynek. Jego ogrom sprawił, że postanowili się rozdzielić. Po krótszych i dłuższych oględzinach towaru, Broch wybrał kilka potrzebnych rzeczy i finalnie był rad z poczynionych zakupów, gdyż udało mu się dostać właściwie wszystko czego potrzebował. Nieco mniej cieszył się z zawartości swojej sakiewki; kupcy tutaj cenili się dobrze, zwłaszcza za opancerzenie. Kończył precyzyjnie zapinać juki swemu jucznemu wierzchowcowi, gdy pojawiła się reszta towarzyszy, również z kilkoma nowymi przedmiotami i zapewne lżejsza o kilka złotych monet.
- Po dobrych zakupach pora na dobry obiad... - rzucił wesoło. - Pora chyba odpowiednia, więc najpierw przekąsimy coś u Amosa, a potem udamy się do von Raukowa. Ciekaw żem niezmiernie co ma do zaoferowania...
Przytroczył tarczę do przypiętych sakiew, przerzucił przez grzbiet konia swój nowy kirys, po czym wraz z kompanami ruszył do "Kota Burego", wcześniej wypytując na mieście o miejsce pobytu Księcia Ostlandu. Zostawił luzaka w przykarczemnej stajni, upominając stajennego o pożywieniu i wodzie dla niego, a następnie udał się na obiad. Po skończonym posiłku ruszył wraz z towarzyszami na spotkanie z von Raukowem.
Gdy zobaczył że Konrad wyszedł ze świątyni tocząc z sobą jakąś wewnętrzną walkę, spytał:
- I co powiedzieli kapłani w świątyni? Patrząc po wyrazie twojej twarzy, chyba nic optymistycznego...
Po otrzymaniu odpowiedzi ruszył wraz z pozostałymi kompanami na rynek. Jego ogrom sprawił, że postanowili się rozdzielić. Po krótszych i dłuższych oględzinach towaru, Broch wybrał kilka potrzebnych rzeczy i finalnie był rad z poczynionych zakupów, gdyż udało mu się dostać właściwie wszystko czego potrzebował. Nieco mniej cieszył się z zawartości swojej sakiewki; kupcy tutaj cenili się dobrze, zwłaszcza za opancerzenie. Kończył precyzyjnie zapinać juki swemu jucznemu wierzchowcowi, gdy pojawiła się reszta towarzyszy, również z kilkoma nowymi przedmiotami i zapewne lżejsza o kilka złotych monet.
- Po dobrych zakupach pora na dobry obiad... - rzucił wesoło. - Pora chyba odpowiednia, więc najpierw przekąsimy coś u Amosa, a potem udamy się do von Raukowa. Ciekaw żem niezmiernie co ma do zaoferowania...
Przytroczył tarczę do przypiętych sakiew, przerzucił przez grzbiet konia swój nowy kirys, po czym wraz z kompanami ruszył do "Kota Burego", wcześniej wypytując na mieście o miejsce pobytu Księcia Ostlandu. Zostawił luzaka w przykarczemnej stajni, upominając stajennego o pożywieniu i wodzie dla niego, a następnie udał się na obiad. Po skończonym posiłku ruszył wraz z towarzyszami na spotkanie z von Raukowem.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
