[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Była zła, że nie udało się jej znaleźć niczego nadającego się do stworzenia dokumentu. "To źle, moga nas zostawić z niczym" pomyślała "Nadzieja w Wernerze, myślę, że on się lepiej orientuje w ludzkich miastach i odzyskiwaniu długów." Skinieniem głowy podziękowała dziewczynie, schowała pieniądze do skrytki w pasie. "Przydadzą się na pewno" uznała "A szkoda żeby padły czyimś łupem." Słuchała niziołka opowiadającego o problemie jego rodziny, wcale jego rodzaj jej nie zdziwił- "ciekawe czy w tej radzie nie zasiada przypadkiem, właściciel jakiejś piekarni albo czegoś podobnego...pewnie nie życzy sobie konkurencji. Albo niziołki są zbyt ambitne i komuś to przeszkadza. Pewnie boi się utraty wpływów." Wspomniała jedną sytuację, jak na kupców z jej klanu i innych nałożono dodatkowe cło za sprzedaż towaru na terenie miasta i kolonii. Obeszli go łatwo- wystarczyło przybić nieco dalej do brzegu, gdzie miasta już nie było. Straty na handlu były niewielkie, a rada mista nie miała zysku z prawie nieściągalnego podatku, więc wkrótce go zniosła. Słuchała dalej opowieści o porwaniu i uwolenieiu Zieleniaków- "proszę, proszę, ktoś tu próbuje pozyskać stronnika? Albo wywrzeć dobre wrażenie. Jak widać, mu się to udaje. "
Dotarli wreszcie do miasta, które Ninerl się nie podobało, jak zresztą większośc ludzkich miast. Było wedle jej standardów- małe, brudne, prymitywne. Widok głodnych oczu, spoglądajacych łakomie na kawalkadę, jeszcze ją w tym upewnił. Jednym słowem- dzicz. "Niewiele to lepsze od zwierzoludzi i bandytów" stwierdziła, upewniając się, że ma pod ręką broń.
Kupiec się wkrótce z nimi pożegnał, Ninerl na jego życzenia odpowiedziała: - I ciebie, panie wszyscy dobrzy bogowie na tym świecie.
Słowa niziołka wcale nie spodobały się jej- "No i właśnie moga nas po prostu okpić. Szkoda, że nie mam tego papieru, naprawdę".
Kiedy dziewczyna skończyła mówić, Ninerl zauważyła zniknięcie niziołków -"No tak, to już po naszych pieniądzach. Ci dwaj, to pewnie z gildii. Może ten ich interes to tylko przykrywka?". Odezwała się kwaśnym tonem:-No to po naszych pieniądzach. Chyba, że niziołek okaże się uczciwy, co byłoby dziwne jak na złodzieja. Szkoda, że nie spisałam z nimi kontraktu na ochronę i eskortę do miasta, nie mieliby się w razie czego, jak wykręcić. A teraz mogą się wszystkiego wyprzeć. I pewnie im prędzej uwierzą niż nam. No, trudno-warknęła do siebie i skierowała konia przed powóz Elise.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Chyba jako jedyny z całej czwórki wierzył w zapewnienia niziołków dotyczących zapłaty i jutrzejszego spotkania. Wynikało to zapewne z faktu, że to jego pierwsze spotkanie z tymi istotami. Wolał nie ufać plotkom, stereotypom na temat "rasy złodzieji i cwaniaków", przynajmniej do momentu w którym te okażą sie prawdą. Nie zabierał już dzisiaj raczej głosu, swoje się nagadał co trzeba. Poza tym i tak nie dodałby nic odkrywczego do siebie - równiez zapewniłby ochronę Elise, ale że Broch był pierwszy, to nie będzie mu wchodził w słowo, na dodatek powtarzając jego deklarację. Zresztą, wbrew pozorom to Werner zawsze mówił pierwszy, choć jego mowy zazwyczaj trwały nieco krócej niż te Konrada, często były też ubogie w jakieś wyniosłe słowa, powiedzenia. Nie ma się co dziwić, większość z nich dotyczyła walki, krwi i śmierci. Na szczęście nie wszystkie...
Porozglądał się dookoła. W miastach nigdy nie wiadomo, czy aby akurat Ty nie jesteś celem złodzieja, skrytobójcy czy jeszcze jakiegoś innego cholerstwa. Gdy ruszyli nie zaprzestawał swoich obserwacji, maszerując po prawicy Elise. Po drodze zagadał do Brocha na temat karczmy, aczkolwiek nie za głośno, nie musiało ich słyszeć całe miasto przecież.
Powiedz mi Wernerze, czy Ty znasz pół Imperium? Wszędzie masz jakichś znajomych? Czasami mam wrażenie, że na Ulthuanie czy na Północnych Pustkowiach też znasz kilka osób... - zpytał, kwitując całą wypowiedź szyderczym uśmiechem.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

- Istotnie, mało jest miejsc w Imperium w których nie stanęła moja noga, Konradzie... - mruknął Broch patrząc kompanowi prosto w oczy. - Zresztą, podróżując ze mną widzisz jakie życie prowadzę i nie powinno już cię raczej dziwić że tu czy tam napotykam znajome twarze. Przez ostatnie siedemnaście lat przeróżnych zleceń, bitew czy nawet wojen poznałem wielu ludzi, i jestem przekonany że na niektórych moich znajomych rzuciłbyś się z mieczem gdybyś wiedział czym się zajmują... - najemnik uśmiechnął się zimno. - Nie pora jednak by o tym mówić, może kiedyś opowiem ci to czy tamto...
Broch rozejrzał się po ulicy sunąc wolno na swym wierzchowcu. Po chwili przypomniała mu się pewna rzecz.
- Pamiętasz naszą ostatnią wizytę w Delberz i rozrachunek ze skavenami?*** - rzucił po cichu do Konrada. - Powiedziałeś wtedy że przy dobrym trunku opowiesz mi o wspomnieniach które cię gnębią... Wydaje mi się że dziś jest dobry moment, poza tym nie moge patrzeć jak cały czas tłamsisz to w sobie... Gdy fdotrzemy do karczmy wezmę kilka flaszek wódki i pogadamy sobie... Co ty na to?

*** - inne przygody Brocha i Konrada
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Vibe »

- Twoja pamięć cię nie zawodzi, panie! - rzekła Elise uśmiechając się lekko. - „Kot Bury” nieco ucierpiał podczas Burzy Chaosu, tak jak i pozostała część miasta, jednak karczma w dalszym ciągu istnieje. Znajduje się całkiem niedaleko mojej rezydencji, jakieś czterysta metrów może. Skoro prowadzi ją twój znajomy, więc polecać jej nie muszę jako miejsca dobrego do odpoczynku...

Po kilku chwilach znaleźliście się na miejscu. Wysoki mur zwieńczony żelazną bramą i marmurową tabliczką z inicjałami „H.S. Magirius” strzegł majaczącego w oddali sporego budynku. Gdzieniegdzie świeciły się światła; główna, wyłożona brukiem ścieżka oświetlona była kilkoma latarniami.

- Dziękuję raz jeszcze. Bardzo mi dzisiaj pomogliście – wskazała wzrokiem na kufer który trzymała w obu dłoniach. - Złoto to marna zapłata, za to co żeście uczynili dla mnie. Gdybyście czegokolwiek potrzebowali podczas pobytu w Bogenhafen, możecie na mnie liczyć.

Dziewczyna pożegnała się z wami, po czym zniknęła po chwili za żelazną kratą swego domostwa. Odprowadziliście ją wzrokiem, po czym ruszyliście w kierunku karczmy dobrze znanej Brochowi. Minęliście kilka mniejszych, opustoszałych już uliczek, gdy nagle drzwi jednego z przyległych do ulicy domostw otworzyły się i wybiegł z niego ubrany w habit, zakapturzony mężczyzna. Krzyczał coś głośno w waszą stronę, gdy nagle w oświetlonych drzwiach domu pojawiła się jednocześnie jakaś ciemna sylwetka.

Chwilę później słyszeliście od strony drzwi wyraźny dźwięk spuszczanej cięciwy, po którym nastąpił o wiele bliższy odgłos uderzenia. Zakapturzony mężczyzna krztusząc się krwią padł na ziemię. W jego plecach dostrzegliście bełt. Mężczyzna stojący w drzwiach, w długim płaszczu i charakterystycznym kapeluszu o szerokim rondzie zbliżył się szybkim krokiem w kierunku ciała, jakby zupełnie nie zwracając na was uwagi. Na jego szyi, jakby eksponowany, dostrzegliście dyndający medalion z symbolem Sigmara.

Dopiero po chwili podniósł głowę – Broch i Konrad szybko skojarzyli twarz kislevskiego łowcy czarownic Pyotra Antonova, który również rozpoznał najemnika i akolitę. Przeszukał zwłoki i spod habitu martwego mężczyzny wyciągnął wisior z amuletem przedstawiającym splamiony krwią sierp, po czym schował go do jednej z kieszeni swego specjalnie wykonanego płaszcza. Popatrzył na was wszystkich jakby przed chwilą zupełnie nic się nie stało.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

- Zdrastwuj, tawarisz... – rzucił na powitanie najemnik w rodzimym języku kislevczyka, po chwili znów przechodząc na reikspiel. - Sporo czasu minęło od naszego ostatniego spotkania i potyczki z umarlakami pod La Maisontaal **... Widzę że wciąż dobrze się trzymasz...
Broch spojrzał na martwego mężczyznę w habicie. Mimo i Łowca Czarownic szybko schował do kieszeni płaszcza przedmiot należący do trupa, to wprawne oko Middenlandczyka dojrzało symbol pokrwawionego sierpu, kultu, z którym najemnik miał już okazję się spotkać jakiś czas temu podróżując przez Ostermark.
- Cały czas prowadzisz swoją krucjatę przeciwko Chaosowi... - rzucił ironicznie Werner choć było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Wskazał wzrokiem na ciało. - Co tym razem? Kultyści Ahalta? - mężczyzna zmarszczył brwi. - Po tym jak rozprawiłem się z ich arcykapłanem w Fortenhaf***, sądziłem, że nie spotkam żadnego z tych bluźnierców na swojej drodze...Widać te chwasty rozprzestrzeniły się już na całe Imperium...
Broch nie liczył, że Antonov zechce cokolwiek wspomnieć o swoich obecnych zamiarach i właściwie nie obchodziły go one. Podczas ich wspólnych podróży zdążył poznać kislevczyka na tyle, by wiedzieć, iż nie jest skłonny do zbytnich zwierzeń, zwłaszcza na temat tego, co planuje w danej chwili. Był za to wyśmienitym kompanem w walce i do dysput na różne tematy.
Najemnik dosyć chłodno podchodził do ludzi profesji Antonova, mimo nierzadkiej współpracy z nimi. Nie raz spotykał na swej drodze fanatycznych Łowców Czarownic gotowych spalić całą wioskę by zabić ukrywającego się w niej jednego kultystę. Sczytny cel uświęcający środki, psia mać.
Antonov jednak wydawał się działać i myśleć inaczej niż ogół tych sigmaryckich popieprzeńców.
- Jeśli akurat nie masz w planach ubicia kolejnego Chaosyty, czy innego ścierwa, to zapraszam cię na kilka kolejek wódki do „Burego Kota”... Towarzystwo do picia jak widzisz wyborne... – Broch wskazał wzrokiem akolitę i dwójkę elfów. - Poza tym starym kompanom się nie odmawia, prawda Konrad?

** - inne przygody Brocha i Antonova
*** - inne przygody Brocha w realu
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Pyotr Antonov

Płowe rondlo kapeluszu uchyliło się lekko i powędrowało ku zgromadzonej "zacnej" drużynie. Na twarzy kislevskiego łowcy pojawił się ironiczny, prawie szczery uśmiech gdy ujrzał znajome twarze... sigmaryta i olbrzymi wojownik. A któż był w ich otoczeniu?? Mętne, lecz piękne piwne oczy Antonova przebiegły po sylwetkach zgromadzonych wkoło.
Choć jego wzrok spoczął na nich tylko na chwile można byłoby odczuć chłód jakim ich wtedy obdarzył, nie byłą to niechęć do ich rasy, lecz raczej nieufność i pewnego rodzaju groźba odnośnie sytuacji której byli świadkami.
- Zdrastwuj tie, Werner- odpowiedział mu prostując swą sylwetkę.
- Wiele czasu upłynęło a twoja znajomość mego rodzimego języka wciąż na poziomie pospólstwa...
Antonov zgrabnych ruchem dłoni zdjął płowy kapelusz; odsłaniając tym samym swe miedziane włosy, spadające w nieładzie na oczy przykrywając je lekko. Kislevczyk był istnym przeciwieństwem najemnika, młody, energiczny z wyglądu oraz oczywiście przystojny. Jedynie płytka blizna przecinała lewy policzek łowcy, jedyna widoczna rana tego mężczyzny.
- Krucjata to zbyt wielkie słowo, ja bym rzekł ,że to mój sposób na życie i "zabijanie" mego czasu...- odparł mu równie żartobliwie jak rozpoczął konwersacje.
- Widzę iż podróżujesz w zacnym towarzystwie akolity- uśmiechnął się kojarząc stojącego niedaleko mężczyznę w habicie, wtedy też lekko skłonił głowę w geście przywitania, ukazują pewne wrodzone maniery.
- Lecz muszę przyznać ,że zaskakujesz mnie druhu... myślałem ,że towarzystwo krasnoludów jest ci bliższe**- Antonov spojrzał zuchwałym wzrokiem w stronę elfów, po czym kurtuazyjnie ukłonił się, tak jak niegdyś czyniono w wyższych sferach.
- Ma godność zacne elfy to Pyotr Atonov, kislevski Łowca Czarownic...- uśmiechnął się kładąc dłoń na rękojmi swego miecza.
- Żałuje jedynie że w tej kompani nie będę mógł się pochwalić swą elokwencją z przedstawicielami khazadów.- Pyotr założył ponownie swój kapelusz i dodał.
- Jeśli już mamy ucztować, to daruj mi tego trunku co wy w middehaimie zwiecie alkoholem a jest jedynie słabym substytutem napojów Kislevu...- rzucił hardo.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Słysząc obietnicę Elise, Ninerl pomyślała "Dobrze wiedzieć. Miejmy nadzieję, że nie trzeba będzie z niej korzystać" wolała polegać na sobie, tak na wszelki wypadek. Jeśli korzystać z czyjejś pomocy, to przyjaciół i rodziny.
Jej koń wolno człapał ulicą, a Ninerl nadal obserwowała czujnie otoczenie. Czuła się zmęczona i chciała odpocząć. Nagle rozległ się huk drzwi, uderzających o ścianę budynku i Ninerl prawie podskoczyła w siodle. Odruchowo ściągnęła wodze, koń raptownie stanął i niespokojnie zadrobił kopytami w miejscu, rżąc chrapliwie. Zaraz potem Ninerl puściła wodze i jednym ruchem wyciągnęła miecz i nóż. Meżczyzna mógł być zagrożeniem, Ninerl uważnie śledziła jego bieg. Spostrzegła, że jest przerażony, nie wydawał się groźny i przygotowała się na coś gorszego, co go mogło ścigać.
Na dźwięk uderzającego i wbijającego się w ciało pocisku, Ninerl cała się sprężyła i była przygotowana, by jednym ruchem rzucić nożem. W drzwiach pojawiła się jakaś sylwetka, po posturze sądząc mężczyzny. Podbiegł do ofiary, Ninerl zauważyła, że coś błysnęło, jakby wisiorek. Miał chyba kształt sierpu. Dziewczyna czekała.
Nagle odezwał się Werner, Ninerl na dźwięk jego głosu się wzdrygnęła- zabrzmiał niesamowicie. Najemnik powitał obcego, z jego słów dziewczyna wywnioskowała że ma przed sobą Łowcę Czarownic. Oj, nie lubiła tych ludzi- byli całkowicie szaleni, niedouczeni i ciemni, a często bezlitośni i ślepi na fakty. "Piorunująca mieszanka, często bardzo niebezpieczna dla otoczenia. Nie mam ochoty na takie towarzystwo"- może elfy nie były od razu podejrzewane o konszachty z Chaosem, ale większość Łowców, jak Ninerl miała wrażenie, nadal wierzyła w niektóre bujdy i mity na temat jej ludu. Łowca przedstawił się, Ninerl po sposobie jego wyrażania się, przypuszczała, że być może, należał do tamtejszej szlachty i był nieco bardziej okrzesany niż większość jego, mniej szlachetnych rodaków.
- Jestem Ninerl Nerethin, podróżnik - odparła - Wędruję sobie tu i tam -machnęła ręką w nieokreślonym geście, mierząc przenikliwym spojrzeniem Antonova. Na wzmiankę o krasnoludach, Ninerl cicho parsknęła - "Ciekawe, jaką elokwencją? Na temat piwa lub złota? ".
Schował broń i ściągnęła wodze wierzchowca. Przedtem poklepała go po szyji, w uznaniu tego, że jakoś się nie spłoszył na poprzedni hałas i żeby uspokoić konia. Vadath parsknłą i westchnął. Potem lekko opuścił głowę. Ninerl wiedziała, że on i ona potrzebują wypoczynku. Ramiona ją nadal trochę bolały.
-Panowie, może dość tych galanterii i uprzejmości?- odezwała się. - -Chciałabym wreszcie usiąść na czymś innym niż koński grzbiet. Jestem głodna i zmęczona. Prowadźcie do tej karczmy- "Ile można gadać? Ludzie zawsze muszą strzępić na próżno języki."- była nieco zirytowana "Zaraz sama jej poszukam." Musnęła łydką bok konia i Vadath wolno ruszył przed siebie.
-To gdzie ona się dokładnie znajduje?- zadała pytanie, obracając się siodle i patrząc na resztę.


Żeby nie było.. :D Ninerl tylko wysunęła się, o kilka kroków przed resztę.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

17 lat. Nawet nie podejrzewał, że Werner ma za sobą już taki szmat czasu bezustannych tułaczek i bitew. Akolita myślał, że jego pół roku to dużo. Teraz, w porównaniu do najemnika ten okres wyglądał mizernie, słabiutko. Tyle tylko, że Werner jakby cieszył się z tych wszystkich kilometrów. Konrad nie do końca...
Jeszcze przed efektownym wejściem Antonova, Konrad odpowiedział na pytanie przyjaciela.
Myślałem o tym jeszcze przed wycieczką do Bogenhafen, ale dobrze pamiętasz jak wyszło w tamtej karczmie. Gdyby nie tamte oprychy, teraz by minął już cały dzień od moemntu, w którym stałbyś się współposiadaczem moich wspomnień, mojej historii, ważniejszych momentów w moim życiu. Jeśli tylko znowu nie zdarzy się nic nadzwyczajnego...
W tym momencie pojawił się właśnie łowca czarownic.

Akolita kojarzył tą postać, tylko nie wiedział do końca skąd. Również przywitał się z jegomościem, nie chciał wyjść na jakiegoś niewychowanego gbura. Przyjrzał mu się dokładnie, usilnie próbując odświerzyć swoją pamięć, bezskutecznie niestety. Widząc, że Ninerl powoli traci cierpliwośc również zrobił mały krok na przód.
Elfka ma rację, usiądźmy w "Kocie Burym" i tam się wszyscy pochwalimy swoimi osiągnięciami... - powiedział. Mogło to zabrzmieć jak jakieś szyderstwo, ale w zamierzeniu wcale nie miało nim być. Wręcz przeciwnie - akolita zapewne z wypiekami na twarzy słuchał opowieści Pyotra, o ile ten chciałby sie nimi z kimkolwiek podzielić. Po drodze po cichu rzucił do Brocha:
Błagam Cię, przypomnij mi skąd ja go znam... Mówię poważnie...
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Elf odetchnął z ulgą, gdy Elise potwierdziła, że gospoda "Kot Bury" wciąż istnieje. Oznaczało to, że nie będą musieli tracić czasu na poszukiwanie noclegu. Westchnął cicho i pożegnawszy dziewczynę ruszył razem z resztą drużyny w stronę karczmy, powoli prowadząc obok siebie swojego konia. Spojrzał w niebo. Było zaskakująco czyste, zważywszy na dzisiejszą pogodę. Miał nadzieję, że w końcu następny dzień okaże się ładniejszy. Miał jak na razie dosyć deszczu. Deszcz to zmora każdego zwiadowcy, a w sumie i każdego podróżnika. Z zadumy wyrwał go hałas. Z jednego z budynków wypadł zakapturzony mężczyzna, który biegł prosto na nich. Ravandil błyskawicznie zdjął z pleców łuk i wyjął jedną strzałę z kołczana. Był gotowy do strzału. Usłyszał jednak odgłos spuszczanej cięciwy i tajemnicza postać padła na drogę. Bez wątpienia strzał był śmiertelny. Elfowi w oczy rzucił się mężczyzna, który oddał strzał. Długi płaszcz i szeroki kapelusz utrudniały jego identyfikację. Widział jedynie amulet z symbolem Sigmara, co go nieco uspokoiło. Ravandil czekał w milczeniu. Zobaczył jak nieznajomy wyciąga spod ubrania zmarłego wisior z amuletem w kształcie zakrwawionego sierpa. Zwiadowca znał ten symbol. To znak jednego z kultów Chaosu. Próbował sobie przypomnieć jakiego, ale nie zdołał, nie przywiązywał do tego nigdy szczególnej uwagi. "To pewnie łowca czarownic, nie brakuje ich w tych okolicach... Tak naprawdę to nigdzie ich nie brakuje". Trzeba przyznać, że elfa zdziwiło, że Broch zna tego człowieka. W końcu w takich okolicznościach ciężko jest się spodziewać, że ujrzy się znajomego. Ravandil poznał akcent nieznajomego. Kislevski. Cztery lata temu był w Erengardzie, by dowiedzieć się, jak wygląda sytuacja w pobliżu Pustkowi Chaosu. A akcent kislevski zapada w pamięć, jest niepodobny do żadnego innego w Imperium.
Idąc wzorem Ninerl, przedstawił się Antonovowi -Jestem Ravandil Galanodel, hmm... również podróżnik, jeśli można tak to nazwać. Bardzo mi miło- . Elf chciał jak najszybciej udać się do karczmy. Ten dzień był zdecydowanie zbyt pełny wrażeń.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

Gdy najemnik patrzył tak na teatralne ruchy i równie teatralną przemowę Łowcy nie mógł opanować śmiechu. Słysząc jednak słowa Antonova, Broch nie wytrzymał i roześmiał się szczerze.
- Pospólstwa z którego sam zapewne się wywodzisz, Pyotrze – odparł ironicznie najemnik. - Świadczyć o tym może twój cięty język i aroganckie zachowanie, za które ktoś kiedyś pewnie skróci cię o głowę. - uśmiech nie znikał z twarzy Middenlandczyka. - Zastanawiałeś się kiedyś nad zmianą zawodu? Jako cyrkowiec sprawdziłbyś się wybornie... Bawić ludzi potrafisz jak mało kto...
Broch wiedział, że kislevczyk nie weźmie tych słów do siebie, a nawet jeśli, to olbrzymi najemnik miał to gdzieś. Gdy w końcu opanował śmiech odrzekł spokojnie.
- Widzę, że bardzo tęsknisz za Nordinem i Skorrunem**... Rozstałem się z nimi w Wissenlandzie, ponoć mieli coś do załatwienia w Karak Azgal. A co do wódki, to miałem na myśli jej kislevską odmianę gdyż jedynie taką pijam, ale sądzę że to będzie za mocny trunek jak na twoją słabą głowę. Może jakiś sok owocowy będzie dla ciebie odpowiedniejszy...Nie pijam z ludźmi, których po dwóch kieliszkach muszę szukać pod stołem... – uśmiechnął się do Łowcy. - Jedziemy do „Kota Burego”. Chcesz się przyłączyć, dobrze. Nie - też dobrze... Nie zatrzymujemy jeśli masz ważniejsze sprawy na głowie... Sami też nie próżnujemy...

Widząc że Ninerl odjechała kilka metrów, rzucił do niej.
- Jeszcze dwie ulice i powinniśmy być na miejscu. Ruszajmy, bo sam żem głodny jak niedźwiedź...

Smagnął boki Gevaudana piętami, po czym podążył za elfką. Zagadnięty przez akolitę, odparł:
- Nie pamiętam bym spotkał Antonova podróżując z tobą, więc musiałeś poznać go w innych okolicznościach, Konradzie...
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Vibe »

Wszyscy

Noc już na dobre otuliła swym całunem całą krainę. Mrok miasta rozpraszały jedynie latarnie ustawione wzdłuż głównej drogi biegnącej przez dzielnicę. Antonov błyskawicznie usunął ciało mężczyzny w jakąś ciemną uliczkę, po czym już w piątkę udaliście się w kierunku gospody. Minęliście dwie ulice i dostrzegliście dość duży, parterowy, kamienny budynek kryty strzechą w staroświeckim stylu. Nad drzwiami dostrzegliście szyld w kształcie siedzącego kota a pod nim napis „Kot Bury”. Miłe zapachy zapraszały już od ulicy, więc pozostawiliście swe konie w przyzajezdnej stajence i weszliście do środka.

Sala jadalna była przestronna, stało w niej kilkanaście stołów, w większości już zajętych. Wewnątrz panował spory ruch i gwar, nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, że zjawiliście się w środku. Kilka dziewek krzątało się między stołami donosząc a to piwa a to jadła. Zajęliście stolik po prawej stronie od wejścia, w głębi sali. Chwilę trwało gdy za szynkwasem pojawił się tyczkowaty mężczyzna w podeszłym wieku o lekkim zaroście, ubrany w białą koszulę i bordową kamizelkę. Rozejrzał się po sali i gdy dostrzegł Brocha, szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Przeciskając się między stolikami i gośćmi podszedł do waszego stolika.

- Werner, stary przyjacielu! - powiedział uradowany i uścisnął dłoń najemnika. - Ile to już będzie lat odkąd się nie widzieliśmy? Trzy, cztery?

Dopiero po chwili mężczyzna dostrzegł iż najemnik nie jest sam przy stoliku. Przejechał wzrokiem po twarzach pozostałych i rzucił.

- Przepraszam bardzo, gdzież moje maniery. Nazywam się Amos Jensen i jestem właścicielem tej gospody. Co wam podać moi drodzy? Mamy świetną pieczoną kaczkę z farszem mojej żony, kaszę ze skwarkami, fasolkę po bretońsku, jajecznicę, kotlety schabowe w sosie czosnkowym z ziemniakami, do tego zupy: szczawiowa, pomidorowa, owocowa. Z napojów świetne wino averlandzkie i najlepsze w Bogenhafen piwo...I wódka prosto z Kislevu rzecz jasna. Katia!! - zawołał nagle przez salę. Chwilę potem zjawiła się młoda, szczupła czarnowłosa dziewczyna. - Notuj co nasi goście sobie życzą... A ty, stary wilku – swe słowa skierował do Brocha – opowiadaj co się u ciebie działo przez te wszystkie lata...

Pyotr Antonov

Gdy tylko pojawiłeś się w sali, dostrzegłeś mężczyznę z którym byłeś umówiony. On również wyłowił cię z tłumu. Młody blondyn o zmierzwionych włosach popijał piwo i po kilku chwilach od momentu w którym usadowiłeś się wygodnie przy stoliku, skinął ci głową, po czym przemykając między gośćmi zniknął za drzwiami przesłoniętymi płócienną kotarą po przeciwnej stronie sali.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

Obraz karczmy jaki Broch zapamiętał niewiele się zmienił od ostatniej jego wizyty w tym przybytku. Z zewnątrz budynek wyglądał identycznie, choć najwyraźniej Amos postanowił zmienić szyld na bardziej reprezentatywny.
W stajni Werner samodzielnie rozjuczył i oporządził swego wierzchowca. Później dał szylinga stajennemu i przykazał, żeby ten baczył czy Gevaudan ma świeżą wodę i obrok. Następnie udał się wraz z towarzyszami do sali.
Tłok jaki zastali wewnątrz nie zdziwił najemnika. Amos był dobrym gospodarzem i serwował dobre jedzenie, a więc i klientów miał stałych. W tej kwestii nie zmieniło się nic od ostatniego razu. Gdy wreszcie karczmarz dostrzegł go pośród gości i podszedł do stolika który zajmowali, Broch nie krył entuzjazmu.
- Hoi Ulric, Amos! – mężczyzna uśmiechnął się szeroko witając starego przyjaciela. Swego czasu Broch ocalił jego najmłodszego syna i od tamtej pory miał w wątłym karczmarzu dozgonnego przyjaciela. - Robiło się to czy tamto przez ostatnie trzy lata. - odpowiedział na jego pytanie. - Wojen jak wiesz nie brakuje, a to miód na serce dla takich jak ja... Widzę że interes wciąż dobrze prosperuje.
Najemnik uścisnął dłoń przyjaciela, a gdy pojawiła się służka, Werner postanowił coś zamówić.
- Dla mnie pół kaczki, jajecznicy z siedmiu jaj i tej zaiste wyśmienitej pomidorowej twojej żony – rzucił do stojacego obok karczmarza. - Do tego cztery butelki wódki. I jakieś pokoje by się przydały, zamierzamy przenocować u ciebie...
Taki rodzaj zamówienia nie był niczym nowym. Każdy kto przebywał jakiś czas z najemnikiem wiedział, ze ten potrzebuje dużo zjeść, dlatego Amos jedynie skinął głową gdy Middenlandczyk skończył mówić. Zresztą, gospodarz musiał pojąć w lot, w jakiej kondycji finansowej znajdował się Broch – ostatnim razem zostawił tu wraz z kompanami małą fortunę, w dużych ilościach zamawiając najprzedniejsze averlandzkie i kislevskie trunki. I tym razem nie zamierzał żałować przyjacielowi grosza. Postanowił również zapytać o sprawy które obecnie go nurtowały.
- Powiedz mi, przyjacielu... Wiesz coś może o niejakich Zieleniakach zamieszkujących Bogenhafen? Te niziołki winne nam są trochę grosza i chciałbym wiedzieć czy są wypłacalni... A jakieś wieści o Rudigerze i Siegfriedzie? Dawno żem nie widział starych kompanów...
Mimo iż Broch zajęty był rozmową z gospodarzem, dostrzegł dziwnego mężczyznę który skinął na Antonova a chwilę potem zniknął w spiżarni, o ile wciąż się tam znajdowała. Widać kislevczyk miał jakieś plany na dzisiejszą noc.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Z ulgą przestąpił próg gospody "Kot Bury", bowiem jedyne, czego chciał, to ochłonąć po dzisiejszym dniu w jakichś przyzwoitych warunkach. Normalnie zadowoliła by go sucha polana w lesie, ale zauważył, że podróżowanie z drużyną wymaga o wiele więcej wysiłku. Szczególnie jeśli po drodze pacyfikuje się cały obóz bandytów. Zostawiwszy konia w stajni, wszedł do środka i poszukał wzrokiem odpowiedniego stolika. Ten pod ścianą wydawał się odpowiedni. Ravandil wolnym krokiem skierował się w stronę lady. Nie zdziwiło go, że Broch i Arnos tak dobrze się znają. Przez ten czas zdążył odnieść wrażenie, że nie ma gospody, w której nikt nie znałby Wernera. "To bardzo dobrze, skoro są przyjaciółmi, to przynajmniej mamy gwarancję, że zostaniemy dobrze obsłużeni... A o to ostatnimi czasy coraz ciężej". Gdy Broch rozmawiał z gospodarzem, elf kątem oka dostrzegł tajemniczego mężczyznę, który skinął na Antonova, po czym zniknął za kotarą. "Widać mają tutaj swoje interesy... Lepiej się nie wtrącać, z łowcami czarownic należy uważać, bo z nimi nie ma żartów. Spotkania z takimi nie należą do najprzyjemniejszych... Wielu się o tym przekonało, ale oni już leża pod ziemią. Ale Antonov to przyjaciel Brocha, to myślę, że jest godny zaufania". Gdy najemnik złożył swoje zamówienie Ravandil zwrócił się do gospodarza -Dla mnie pieczeń z zająca, byle była dobrze wypieczona. I do tego butelkę dobrego wina i szklankę- Mógł sobie na to pozwolić, w końcu dawno jednego dnia nie zarobił takiej sumy pieniędzy. Ale mimo to nie zamówił dużo. Przyzwyczaił się już do jedzenia w ilościach raczej niewielkich. I do tego szklanka wina przed snem. Resztę wolał zostawić na później, i tak na jeden raz więcej nie pija. Pokojem się nie martwił, bo wiedział, że Broch to załatwi. Odszedł od lady i powiedział do reszty -Myślę, że powinniśmy się tutaj rozgościć, w końcu dzisiejszy dzień do łatwych nie należał, prawda?- po czym ruszył w kierunku wcześniej upatrzonego stolika (mam nadzieję, że jest tam jakiś wolny).
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Porozglądał się uważnie po karczmie. Co jak co, ale Werner potrafił wybrać odpowiednią knajpę, prawdopodobnie lata doświadczenia robią swoje i najemnikowi z Middenlandu wystarczy rzut oka na szyld, by ocenić czy przybytek jest godny jego uwagi, czy nie.
Akolita również złożył zamówienie:
Hmm... Zaintrygowały mnie te kotlety schabowe z ziemniakami i sosem czosnkowym, więc chyba się skuszę na nie. Do tego kufel, co dziwne, wody, wszak nie chce wszystkich tutaj zgromadzonych zatruć oddechem. I jeszcze dodatkowe dwie flaszki wódki poproszę, prawdopodobnie zanosi się na poprawkę wczorajszego wieczoru, tym razem w bardziej przyjemnych warunkach. To wszystko.
Popatrzał na swój mieszek, wypchany jak rzadko kiedy.
"Zaserwuję sobie jakiś porządny posiłek i zakwaterowanie, a resztę przeznaczę na ofiarę w świątyni, gdy w końcu dojdę do Middenheim. Nikt z przełożonych nie będzie miał mi chyba za złe, gdy choć raz najem i wyśpię się porządnie. Wypoczęty akolita, to skuteczny akolita. Skuteczny w walce z Chaosem oczywiście... - pomyślał przez chwilę.
Z niecierpliwością czekał na posiłek, a także na moment, w którym elfy pójdą spać. W końcu na Wernera czeka opowieść o życiu Konrada, którą akolita z nikim dotychczas się nie podzielił. Dzisiaj wieczór miało to ulec zmianie.
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Na widok szyldu wyraźnie się ożywiła "Nareszcie! Jakiś w miarę, mam nadzieję, przyzwioty kąt do spania". Najpierw zatroszczyła się o konia- koń i broń zawsze miały pierwszeństwo. Zostawiła już wyczyszczonego Vadatha, spożywającego z zadowoleniem swoją porcję owsa. Stajnia była całkiem przyzwiota, Ninerl dokładnie sprawdziła boks, zanim umieściła w nim konia.
Weszła do karczmy i przez chwilę obserwowała otoczenie- właścielowi
jak widać gości nie brakowało, co tylko świadczyło na korzyść przybytku. Mimochodem zauważyła jakiegoś mężczyznę i jego skinięcie na Łowcę. "Widać wszyscy mamy swoje tajemnice" pomyślała.
Po chwili podszedł sam karczmarz, który istotnie okazał się znajomym Brocha. Ninerl odpowiedziała na jego przemowę:
-Witaj. Jeśli można, to poproszę ćwierć kaczki i odrobinę kaszy, a do tego flaszkę tego paskudztwa, które zwie się wódką- na twarzy Ninerl pojawił się uśmiech. - Ile kosztuje jednoosobowy pokój?- gdy mówiła, Ravandil ruszył na salę, zapewne by znaleźć wolny stolik. Odpowiedziała do jego pleców:-A i owszem. Przydałby się nam jakiś stolik, nikoniecznie na samym środku sali.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Vibe »

Wszyscy

Wysłuchawszy najpierw pytania Wernera, Amos pokiwał głową z namysłem. Zmarszczył brwi, po czym przemówił:

- Zieleniaki mieszkają w Bogenhafen od siedmiu lat, jeśli mnie pamięć nie myli...Tak, siedem... To szanowany w mieście klan piekarzy więc z odzyskaniem pieniędzy nie powinniście mieć kłopotów... Ostatnio doszły mnie słuchy że mają jakieś problemy z radą miasta, ale o co chodzi dokładnie... nie wiem. A Rudigera żem spotkał pół roku temu w Frederheim – wybierał się do Tilei czy gdzieś tam. Siegfrieda nie widziałem jaki i ciebie, ze trzy lata będzie....

Zagadnięty o pokoje odrzekł:

- Akurat dobrze trafiliście bo zostało jeszcze sześć wolnych pokoi. Pięć pensów za noc, trzydzieści pięć na tydzień. Ty, Werner po starej przyjaźni jesz i spisz u mnie na koszt gospody i nawet nie próbuj płacić bo i tak nie wezmę... – uśmiechnął się do przyjaciela.
Uznawszy swoją odpowiedź za satysfakcjonującą, poczekał aż Katia zanotuje wasze zamówienia, po czym wraz z nią ruszył do kuchni.

Nie minęło wiele czasu, a otrzymaliście posiłki przyniesione przez dwóch służących. Wszystko wyglądało bardzo solidnie i apetycznie i tak samo smakowało. Trunki były rzeczywiście przednie i zgrabnie uzupełniały całość tej sytej kolacji. Zamówiliście tak dużo, że prawie nie mieściło się na stole.

W międzyczasie w sali pojawił się młody bard, który siedząc przy kominku przygrywał cicho pieśń o zakazanej miłości. Było przytulnie i bardzo miło, ciepło potraw i kominka usypiało, zwłaszcza że mieliście za sobą ciężki dzień.

Po skonsumowaniu posiłku Ravandil i Ninerl postanowili zmienić otoczenie i zabierając ze sobą butelkę wódki elfki i averlandzkiego wina które zamówił zwiadowca przesiedli się kilka stolików dalej, bliżej drzwi, po przeciwnej stronie sali. Do gospody wciąż napływali nowi goście lecz niektórzy, zwłaszcza ci późniejsi, widząc iż wszystkie miejsca są juz zajęte, z kwaśną miną zatrzaskiwali za sobą drzwi.

Wasz nowy towarzysz Antonov zniknął za firaną, najwyraźniej w sobie tylko znanym celu. Zanosiło się na miły wieczór w miłym miejscu.

Pyotr Antonov

Gdy znalazłeś się w końcu w małym zaciemnionym pomieszczeniu w którym znajdowały się półki a na nich poustawiane słoiki i butelki, blondyn spojrzał na ciebie podenerwowany:

- Już myślałem że nie przyjdziesz...ale do rzeczy... W biedniejszej części miasta dzieją się dziwne rzeczy - znikają bezdomni i wydaje mi się że może to mieć związek z ludźmi których szukasz...Rozmawiałem dziś z jednym z kloszardów i ponoć wczoraj w nocy przyjechało dwóch typów, ogłuszyło jego przyjaciela i wywiozło gdzieś. Bezdomny był świadkiem wszystkiego i na dłoni jednego z napastników widział bransoletę z jakimś sierpem czy czymś podobnym. Oprócz tego mówił że słyszał nazwisko Steinhauer lub Stainauer, choć nie jest do końca pewien czy usłyszał je dokładnie...Poszedł z tym do straży miejskiej, ale sam wiesz jak to z nimi jest...Uznali, że widział to wszystko w pijackim amoku...

Młodzian dopił piwo po czym rzekł:

- To moja ostatnia przysługa dla ciebie. Płać dwie korony i znikam – wyciągnął dłoń po zapłatę.

Odebrał pieniądze, po czym wyszedł z pokoju. Gdy wróciłeś po chwili na salę, nie odnalazłeś go wsród gości.


Założyłem że Antonov spotkał się z mężczyzną, nie ma sensu czekać aż Sergi sam potwierdzi to swoim postem.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

- Uspokoiłeś nas przyjacielu... - wielki najemnik usmiechnął się do karczmarza słysząc jakie wieści ten przekazał im o Zieleniakach. Bezpłatny nocleg i wyżywienie meżczyzna przyjął bez emocji. Chciał zapłacić, ale skoro Amos uparł się że nie, nie zamierzał przekonywać go do zmiany zdania.
A więc Rudiger wyruszył do Tilei. Zawsze ciągnęło go w tamte strony, zwłaszcza po wojnie Miragliano z Trantio, w której obaj uczestniczyli. Rudiger Hardtmann był jednym z najlepszych ludzi Brocha w "Nocnych Wilkach", nieistniejącej już kompanii najemnej dowodzonej przez middenlandzczyka. Za to Siegfried von Schlieffen był prawą ręką olbrzymiego najemnika w oddziale i jego najbardziej zaufanym człowiekiem. Tym bardziej Werner skrzywił się, nie otrzymując o nim żadnych wieści.
Blask ognia, ciepły posiłek i mocny trunek rozleniwiały, przywoływały wspomnienia, sentymenty. Wojownik drgnął, po czym wyprostował się i omiótł ponurym wzrokiem salę.
Antonov najwidoczniej był umówiony tutaj z młodym mężczyzną. Najemnika zastanawiało co kombinuje kislevczyk, choć przeczucie podpowiadało mu, że wciąż ma to związek z kultystami Ahalta.
Amos dobrze ocenił apetyt Brocha i nie pożałował jajecznicy. Kaczka, która najemnik skonsumował w pierwszej kolejności była wyśmienita, choć papkowaty farsz na pierwszy rzut oka wyglądał mało apetycznie.
Werner pomyślał chwilę o kolejnym dniu. Miał zamiar odwiedzić dzielnicę kupiecką, a także świątynię Pana Zimy, na którą chciał złożyć jakiś (wcale nie skromny) datek.
Widząc że Ninerl i Ravandil odchodzą od wspólnego stolika do innego, wcześniej przez siebie upatrzonego, rzucił w ich kierunku:
- Jutro po odzyskaniu pieniędzy od Zieleniaków wybieram się na rynek, mam zamiar uzupełnić nieco ekwipunek. Któreś z was ma podobne plany?Możemy wybrać się razem...
Konrada, zajętego kopcem ziemniaków i olbrzymim schabowym nie pytał - doskonale wiedział że akolita wybierze się z nim, chyba że w pierwszej kolejności mial zamiar odwiedzić świątynię Sigmara.
Najemnik wyczekał aż elfy oddalą się od stolika, po czym skierował swe słowa do siedzącego obok kapłana.
- Więc jak będzie? Opowiesz mi w końcu o tym, co cię trapi? Odpowiedniejszego momentu chyba nie trafimy, więc zamieniam się w słuch.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Zablokowany