[Warhammer] Spisek w Bogenhafen [UWAGA: EROTYKA]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
SebaSamurai
Majtek
Majtek
Posty: 120
Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: SebaSamurai »

Anthony

Kiedy pozostali wymieniali już uprzejmosci, Albiończykowi wciąż jeszcze waliło serce. Ten drab, który posmakował jego noża wytrącił mu łuk, a bez łuku Anthony był niemal bezbronny. "Damn... miałem cholerne szczęście, nie ma co mówić... Dobrze, że odruchowo sięgnąłem po nóż. Jeśli prawdą jest, że my, Albiończycy mamy dziewięć żyć, to chyba właśnie straciłem swoje pierwsze..."
Anthony podniósł swój łuk i schował strzały do kołczanu. Wziął ze stołu swój kufel i podszedł do biesiadników. Kiedy przechodził koło stolika elficy, zatrzymał się na chwilę i spojrzał na nią ciepłym wzrokiem.
- Nic Ci nie jest? To chyba nie twoja krew? ... jesteś szybka, bardzo szybka... Mimo wszystko, to co zrobiłaś było nierozważne.
- Hi, jestem Anthony Surehand, przez przyjacół zwany Shureshot lub we wspólnym po prostu Pewniak. - zwrócił się do zebranych podróżników.
Zgromadzeni przy stoliku spojrzeli na Albiończyka. Był średniego wzrostu mężczyzną około trzydziestu lat. Pociągłą twarz zdobiły dość mocno wystające kosci policzkowe i łuki brwiowe. Jasne włosy koloru mysiego blondu opadały mu swobodnie na twarz, przez co co jakiś czas wyuczonym ruchem ręki odgarniał je z czoła. Na twarzy znać było ślady kilkudniowej podróży i tęsknotę za łaźnią. Starannie pielęgnowany delikatny zarost wkoło waskich ust, teraz przypominał kozią brodę. Delikatne dłonie o długich i zwinnych palcach wskazywały na to, że nowopoznany kompan z pewnością nie jest szermierzem.
Anthony ubrany był w skórzany kaftan i spodnie wiązane na rzemienie.
Z lewej strony pasa przytroczony miał kołczan w którym tkwiło kilka strzał i nietypowy, bardzo krótki łuk.
Albiończyk rzucił swój plecak na ziemię i nogą pchnął go pod stół, na nim zaś postawił swój kufel. Na ławie rozopostarł płaszcz i usiadł zostawiając wyraźnie jedno miejsce wolne po swojej lewej stronie.
- Jak się nazywasz i co ci zamówić? - rzucił do wycierającej rzobryzganą krew elficy.
- Nie jestem pewien, czy rozważnie jest tu pozostać, a jeśli już chcemy, to powinniśmy wezwać straż miejską. Jakby nie patrzeć przed chwilą zginęło to pięciu ludzi. Mamy świadków, że nie chcieli po dobroci, a myśmy tylko stanęli w obronie tej dziewczyny. Ja nie szukam kłopotów, a już na pewno nie z tutejszymi sądami i nie śpieszno mi w dyby. Lepiej niech gospodarz wezwie straż.
Łucznik zrobił wymowną pauzę i spojrzał po pozostałych zatrzymując wzrok na akolicie, ponieważ był niemal pewny, że sługa Imperium go poprze.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Wypluła nie swoją krew, ale najpierw zajęła się swoim mieczem i oczyściła również sztylet. Broń zawsze była najważniejsza, w końcu od jej stanu zależało jej życie. Schowała oręż i skinięciem głowy podziękowała najemnikowi, ścierając lepką ciecz z twarzy. Na jego słowa o czerwieni, odparła, przewracając oczami : -Jasne, że tak. Krew nigdy jej nie przerażała, ani swoja ani własna- momentami na jej widok robiła sie głodna. " Za dużo widoków świeżego, zwierzęcego mięsa" pomyślała. Gdy najemnik się przedstawił, jego poprzednie słowa zdecydowanie ucieszyły dziewczynę. "To nie musiało być takie złe, ale mogłam zauważyć co się święci wcześniej" warknęła w duchu, zła na siebie. Przypomniała sobie stałe narzekania jej rodziny- podobno ona miała zajmować się negocjacjami z kupcami, a nie wysłuchiwać rad, wskazówek i powieści podobnych Wernerowi typów, w dodatku nieokrzesanych. Nie podobało im się nawet, gdy przesiadywała w towarzystwie starych, doświadczonych wojowników jej klanu. "Ależ czasami miałam ochotę odciąć tym nadętym, żałosnym liczykrupom ich jęzory albo wyciąć im szerszy uśmiech." Zawsze ją ciekawiło jakby zareagowali, ci z Bretonii byli najgorsi- obrzydliwi męscy szowiniści, jakby kobieta nie mogła być równorzędnym partnerem w interesach. Ninerl zawsze było żal ich kobiet. Podniosła swój tobół z ekwipunkiem i przeniosła go w pobliże dużego stołu.
Usiadła na jedynym wolnym miejscu koło łucznika. Przedstawiła się: - Jestem Ninerl Nerethin. Kislevska wódka, mówisz? Świetnie- uśmiechnęła się, nienawidziła wina, piwo ledwo przechodziło jej przez gardło, tylko nalewki, wódki i tym podobne była w stanie wypić. Matka nazywała ją nieokrzesaną, no bo jak można nie smakować wina. "Tak jakby wino było do picia" pomyślała kwaśno " Mocne trunki przynajmniej pije się szybko i nikt nie mówi, że są smaczne". Słysząc słowa Ravandila, uniosła ze zdziwieniem brwi- "Cesarski zwiadowca? No, cóż istnieją różne przypadki na świecie". Na słowa łucznika odpowiadziała : -Nierozważne? Co było nierozważne? Człowieku, myśl! Miałam czekać, aż mnie wywloką z sali i przedtem zabiorą całą broń? A może spróbować jakimś cudem strzelić z łuku? Z unieruchomiona jedną ręką? Nie wiem, o co ci chodzi i nie zamierzam dociekać. Odpowiadając na twoje drugie pytanie- na razie nic, ale dziękuję za propozycję-uśmiechnęła sie szeroko. Jedynym pancerzem jaki dziewczyna miała na sobie była czarna skórznia, chroniąca tułów, przeramiona, a także, sądząc na prawie niewidocznym błysku metalu, przy wierzchniej tunice- koszulka kolcza. Kompletu dopełniały czarne, skórzane karwasze oraz rękawice, teraz leżące na stole. Wierzchnia ciepła tunika dziewczyny była ciemnoszara, ale tuż koło szyji, wyzierał rąbek srebrnej lamówki z kawałkiem granatowego materiału. Spodnie Ninerl były zrobione z miękkiej, dobrze wyprawionej skóry, a nogawki wsunięte były w wysokie, ciężkie i czarne buty z grubą podeszwą. Buty oprócz sznurówek, spinały skórzane pasy, zakończone klamrami. Szary płaszcz z kapturem wisiał na wcześniejszym krześle dziewczyny- skapywała z niego woda. Ninerl podniosła się i strzepnąwszy z niego wodę, rzuciła wilgotny kłąb materiału na plecak i juki. Usiadła i w milczeniu obserwowała towarzyszy. Srebrny wisiorek wydostał się spod tuniki i teraz połyskiwał na piersi dziewczyny. Wyglądał jak jakiś skomplikowany wzór, może jakiś symbol. Dziewczyna, nadal milcząc, przypomniała sobie pożądliwe spojrzenie ludzkiej szmaty " Śmieszne! Przecież ja doprawdy nie mogę się pochwalić rozmiarami swojego biustu. Wręcz przeciwnie." Nigdy nie była bardzo, hmm zaokrąglona. Owszem, była zadowolona ze swojego tyłka- miał ładny kształt i nie był za duży, ale poza jeszcze wcięciem w talii, nie miała tak cenionych atrybutów kobiecości. Zwłaszcza, że w żebrach miała szerokość niemal identyczną z biodrami.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Vibe »

- Panie... – gospodarz słysząc słowa Anthony'ego zrobił kwaśną minę. – A gdzie ja teraz po straż będę biegał? Najbliższa w Bogenhafen, a to dzień drogi stąd. - spojrzał ukradkiem na ciała piątki mężczyzn, którymi już zajmowało się dwóch służących. - Wyniesie się ich, zakopie w lesie i po sprawie. Jakby co, to nikt nic nie widział i nikt nie słyszał. Nawet żem wdzięczny panom i penience, żeście ich wytłukli bo cały czas mi zajazd nachodzili i gości straszyli. Pokoje będą za darmo, a i wódkę postawię. Teraz przynajmniej spokój będę miał.
Gospodarz skinął głową na jedną ze służących, która po chwili przyniosła duży dzban wypełniony przezroczystym trunkiem. Druga z dziewek zajęła się myciem podłogi, którą w większości zajmowały duże, czerwone od krwi plamy. Goście zgromadzeni w karczmie powrócili do własnych stolików, tych, przy których jeszcze jakoś dało się siedzieć i zajęli się własnymi sprawami. Bard znów zaczął grać i śpiewać, choć jakby nieco bardziej nerwowo niż kilka chwil wcześniej. Popijając wódkę raz po raz wyłapywaliście dziwne, jakby bojaźliwe spojrzenia niektórych gości. Mniej więcej pół godziny minęło, gdy wasze rozmowy przy kieliszku przerwała obecność grubego, brodatego mężczyzny w bogato zdobionym szkarłatnym płaszczu. To był ten sam który przed waszą potyczką, grał w kości z elfem, którego ciężko było w tej chwili odnaleźć na sali.
- Prze-przepraszam bardzo. – powiedział nieśmiało przysiadając się do waszego stolika. - Widziałem co przed momentem zrobiliście z tymi bandytami i akurat tak się składa, że potrzebuję właśnie ludzi, którzy potrafią walczyć.
Widząc wasze zdziwienie kontynuował.
- Nazywam się Uwe Schreyvogl i jestem kupcem z Altdorfu Jakiś czas temu wyruszyłem wraz ze swoją świtą ze stolicy z cennym szklanym ołtarzem, który zamówiła świątynia Bogenauera w Bogenhafen i muszę go tam dostarczyć jak najszybciej. Niestety wczoraj zostaliśmy napadnięci nieopodal Helmgartu i zginęli wszyscy moi ochroniarze, a mnie cudem udało się uciec. Zatrzymałem się tutaj i główkowałem cały wieczór co począć. I wtedy zobaczyłem jak rozprawiacie się z tymi oprychami. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie i własnie takich ludzi mi trzeba. Ładunek jest zbyt cenny, bym dalej mógł go dowieźć sam, więc proponuję wam pracę – pomożecie mi bezpiecznie dowieźć ołtarz do miasta a ja zapłacę wam dwie korony na głowę, jedna w ramach zaliczki, druga po bezpiecznym dojeździe do miasta. Co wy na to?
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie czekając na waszą reakcję.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Boch

Werner opróżnił właśnie zawartość kolejnego kieliszka, gdy przy ich stoliku pojawił się dostojnie ubrany mężczyzna, proponując pracę. Co prawda z ostatniej wyprawy Brochowi zostało jeszcze trochę grosza, ale propozycja mężczyzny wydawała się dość ciekawa, choćby dla samego zabicia nudy, której najemnik nienawidził. Skoro szklany ołtarz o którym przed chwilą prawił kupiec był tak cenny, to była również nadzieja, że ktoś połasi się na niego w drodze do Bogenhafen. A propozycji nowej przygody najemnik z reguły nie odrzucał, zwłaszcza gdy można było się i zabawić, i zarobić. Broch nie przepadał za ludźmi pokroju Schreyvogla, zwłaszcza że doskonale wiedział iż w pierwszej propozycji kupiec nigdy nie oferuje nawet połowy tego, co przygotowany jest oddać.
- Propozycja wydaje się być do przyjęcia, przynajmniej z mojej strony... – mruknął Broch polewając wódkę do kieliszka swojego i siedzącej po lewicy Ninerl. - Niemniej jednak nie jesteśmy typowymi najemnikami i z reguły nie zajmujemy się ochroną karawan kupieckich. Dlatego myślę iż pięć koron na głowę będzie wystarczającym wynagrodzeniem za zadanie którego mamy się podjąć...Szlak prowadzący do Bogenhafen jest ostatnio bardzo niebezpieczny, więc wydaje mi się iż to rozsądna cena za naszą ochronę...Prawda, towarzysze?
Najemnik wiedział, że Schreyvogl będzie się targował, ale skoro tak desperacko zależało mu na ochronie swojego towaru zaledwie dzień drogi od miasta, o małym zarobku nie myślał. Spojrzał mimowolnie na elfkę, która piła razem z nimi i w dalszym ciągu nieźle się trzymała. W pewnym sensie nawet go intrygowała, w jej zachowaniu wychwytywał coś znajomego, jednak nie mógł w tej chwili dokładnie sprecyzować coż to było. Nie myśląc o tym dłużej przechylił kolejny kieliszek, po czym spojrzał zimno na kupca.
- Więc jak będzie z pieniędzmi?
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Elf powoli dopijał swoją porcję wódki. Przyjemne ciepło rozgrzewającego napoju rozchodziło się po przełyku, wprawiając Ravandila w miły nastrój. -Czego się nie robi, by chronić, bądź co bądź, swoją ojczyznę. Może to nie Las Laurelorn, ale jako obywatel Imperium mam obowiązek służyć mu tylko jak mogę- odpowiedział, widząc wyraźne zaskoczenie u elfki. Potem w skupieniu przysłuchiwał się pogawędce swoich nowych towarzyszy. Sam nie był zbyt rozmowny, a w każdym razie nie przejawiał tendencji do nieustannego gadania. Lata spędzone w samotności zrobiły swoje, ale w głębi serca było mu z tym dobrze. Gdy skończył pić, odsunął swój kubek i wygodniej rozsiadł się na krześle. "Uff, wreszcie odrobina spokoju... Mam nadzieję, że limit trupów na dzisiaj się wyczerpał" - pomyślał, przyglądając się w tym momencie uważnie parobkom uwijającym się przy zwłokach. "Trochę mi ich nawet żal... A przynajmniej żal mi ich głupoty". Uwagę Ravandila zwrócił mężczyzna, który zbliżał się do zajmowanego przez nich stolika. Drżące nogi i wolny krok zdradzały jego nieśmiałość i zdenerwowanie. Widząc, że mężczyzna przysiadł się nich, obrócił się ku niemu. Słowa handlarza go nieco zaskoczyły. "Jasne, mam zostać ochroniarzem? Jestem zwiadowcą, a nie członkiem straży przybocznej. Może jeszcze zostanę chłopcem na posyłki?". Zirytował się nieco. Praca oferowana przez Schreyvogla trochę nie pasowała do jego natury. Przymknął oczy i zastanowił sie przez chwilę. "Hmm... Ale w sumie Bogenhafen leży chyba niedaleko granicy Imperium... Myślę, że warto będzie się tam rozejrzeć. W końcu aż tak mi się do Middenheim nie śpieszy. Propozycja zapłaty również wydaje się kusząca...". Słysząc słowa Brocha uśmiechnął się pod nosem. "Chyba wszyscy ludzie teraz myślą już tylko o pieniądzach. Ale w końcu ich prawo". Dla Ravandila pieniądze nie były najważniejsze, potrzebował ich tylko tyle, by mieć za co kupić jedzenie, strzały i utrzymywać swój ubiór w stanie godnym członka armii Imperium. Bardziej intrygowało go poznawanie nowych terenów, i to przeważyło szalę wątpliwości -Zgoda, panie, będę służył swoim łukiem jak tylko mogę. To kiedy ruszamy?-. "To może być bardzo ciekawa podróż" pomyślał w duchu.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Ostatnie minilitry trunku właśnie lądowały w żołądku akolity, z podobną szybkością co pusta butelka na stolik, gdy do stołu podszedł kupiec z ofertą pracy. Wysłuchawszy go, Konrad nic nie mówił, w sprawach organizacji jakichkolwiek prac zarobkowych zawsze dowodził Werner, z zazwyczaj bardzo dobrymi wynikami. Jedynie na pytanie "Co wy na to?" odpowiedział Dla mnie bez różnicy.
W głowie już mi trochę szumiło, wszak alkohol pijał bardzo rzadko, a i głowy zdecydowanie nie miał tak mocnej, jak najemnik. Być może było ona słabsza nawet od tej, którą szczęśliwą posiadaczką była Ninerl. Nie przeszkadzało mu to jednak w obserwacji i pobieżnej ocenie nowo poznanych. Choć tak właściwie nie było czego oceniać. Niemal każdy z nich, był dla Konrada do bólu przeciętnym awanturnikiem. Nie to, co pewien krasnolud z którym miał swego czasu okazję podróżować, razem z Brochem zresztą. Krung Krongollson, czy jakoś tak się zwał... Łamał wszelkie utarte standardy krasnoludzkie: z lekka szalony, problemy z wymową. Tylko jedna rzecz z krasnoludzkich tradycji się chyba u niego zachowała: cholernie ostry topór. Tutaj kogoś takiego brakowało. Może ewentualnie ta elfka była trochę odmienna... Konrad widziął ją jako zbyt męską i... nie-elfią?
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Słysząc słowa elfa, pomyślała :"Laurelorn. No tak, wygląda mi na takiego. Bez urazy, oczywiście " stwierdziła w duchu. "Dobrze, że tych dwóch zadufków z mojego klanu, nie widzi w jakim towarzystwie się obracam. Tak jakby mieszkanie w lesie, dodatkowo w Imperium, stanowiło hańbę. Śmieszne" Ninerl zawsze denerwowały, istoty mające za wysokie mniemanie o sobie i odnoszące się pogardliwie do wszystkiego, co inne. Zawsze miała ochotę, co najmniej je upokorzyć.
Dziewczyna poparła najemnika, w końcu groszem nie śmierdziała. "Rodzinka Ci nie pomoże, Ninerl" pomyślała "A nawet jeśli, to znowu bedziesz traktowana jak nieposłuszny dzieciak". Pieniądze są zawsze potrzebne- choćby do życia. Odparła na słowa Wernera: - I owszem. Dziewczynę zastanawiało w jaki sposób kupiec zdołał uciec z tak delikatnym ładunkiem, bo musiał niewątpliwie poruszać się niezbyt szybko. " Pewnie wiezie go na jakimś wozie"pomyślała "Chyba, że to jest mała rzecz". Sam pomysł na materiał z którego był zrobiony, Ninerl wcale nie zdziwił. O wiele wspanialsze rzeczy potrafili stworzyć jej współplemieńcy. Niektóre z nich znała z opowiadań matki " Choćby wieża Hoetha, muszę ją wreszcie kiedyś zobaczyć" myślała dalej " Albo święte płomienie Pana Asuryana. Nie wspominając już o świątyni". Kupiec czekał z nadzieją malującą się na twarzy, ale Ninerl zastanowiło jedno " Ciekawa jestem kto tak łatwo pokonał wyszkolonych najemników- przecież to nie byli wieśniacy oderwani do pługa. Nie bardzo się mi to podoba". Powiedziała do człowieka :- Jedno pytanie, kupcze. Kto wybił twoją ochronę?I ilu miasłeś ochroniarzy?.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Vibe »

Słysząc propozycję najemnika, Schreyvogl zaczął delikatnie gładzić się po brodzie, widać nie lubił gdy ktoś próbuje wytargować od niego zapłatę wyższą niż sam proponował. Teraz jednak, zważywszy na rodzaj towaru jaki przewoził, nie miał zbyt wielkiego pola manewru. Nie patrząc Brochowi w oczy odrzekł:
- Hmmm... pięć koron powiadasz, panie. Pójdźmy więc na kompromis – zapłacę wam po trzy korony na głowę i postawię dobry obiad w Bogenhafen. Myślę że to będzie dobra zapłata za trudy drogi do miasta i moje towarzystwo.
Dwóch służących wynosiło właśnie ostatnie zwłoki z karczmy gdy padło pytanie Ninerl. Kupiec odchrząknął, po czym powiedział:
- To była zasadzka. Podróżowałem z sześcioma ochroniarzami, myślałem że to jacyś zaprawieni w bojach ludzie, okazało się jednak że niewiele potrafili, chociaż zatrzymali napastników na tyle długo bym mógł uciec. Co do tych zbirów, to nie wiem dokładnie ilu ich było, wiem tylko że wielu. Wypełzli niczym robactwo z lasu i rzucili się na nas. Dobrze że ołtarz był dobrze przymocowany do wozu i nie został uszkodzony gdy jechałem na oślep, cóż to by była za strata... – pokręcił głową. - Dlatego zależy mi na waszej ochronie, nie mogę pozwolić by sytuacja się powtórzyła. Teraz wybaczą państwo, ale chciałem udać się na spoczynek. Jeśli wciąż zainteresowani jesteście tą pracą, to wyruszamy jutro po śniadaniu.
Kupiec ukłonił się nisko, po czym chwilę potem zniknął na piętrze.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

- Umowa stoi! Wchodzimy w to! – rzucił szorstko Broch, gdy kupiec odchodził od stolika. Trzy korony i darmowy obiad w Bogenhafen to był dobry układ, choć najemnikowi zależało raczej na czystej rozrywce, którą trakt do miasta mógł oferować. W końcu nic tak nie poprawia nastroju jak możliwość wykazania się w kolejnej walce, którą potężny mężczyzna wręcz uwielbiał. Ostatnio doszedł nawet do wniosku, że teraz niebezpiecznie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Odprowadził wzrokiem Schreyvogla, po czym dopił kolejny kieliszek i spojrzał ponuro na towarzyszy przy stole.
- Idę spać i wam radziłbym uczynić to samo, zwłaszcza że rano wyruszamy.
Spać. Dobre sobie. Najemnik niewiele sypiał, obrazy z przeszłości wyryły głębokie piętno na jego psychice nie pozwalając na długi, słodki sen. Gdy zbierał się od stołu w jednej chwili powróciły do niego wspomnienia z potyczek w Tilei przeszywając go na wskroś. Najemnik znał wojnę, prawdopodobnie bardziej niż którykolwiek z zebranych przy stole czy w karczmie. Wiedział, że wspaniałe bitwy, zbroje, efektowne pojedynki i chwała to obrazy ludzi, którzy nigdy jej nie widzieli, a wojsko jest dla nich efektownym elementem altdorfskiej parady. Brud, krew, chaos na polu bitwy, okrucieństwo, chęć przeżycia ponad wszystko...to był prawdziwy obraz wojny. Ile to razy widział ten przerażony wzrok młodych żołnierzy służących pod nim, którzy nasłuchawszy się różnych opowieści szczali w gacie gdy przyszło do prawdziwego starcia. I albo przeżyli, albo ginęli. Niektórzy znosili to dobrze, inni już nigdy nie wyplątali się z pajęczyny własnych koszmarów.
Broch spojrzał na delikatną Ninerl. Nagle poczuł niesamowite zmęczenie. Zabrał swoje rzeczy, po czym bez słowa pożegniania z kompanami ruszył na górę do swego pokoju. Zapowiadała się kolejna noc sam na sam z osobistymi demonami.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Ninerl zastanowiło co człowiek, może mieć na myśli, mówiąc dobry obiad. W każdym razie, już ona się postara, by nie wykpił się tanim kosztem. W końcu, dobry ma być dobry. Pokiwała głową, zgadzając się na słowa najemnika. Trzy korony może nie była to oszałamiająca zapłata, ale teraz, gdy musiała przeżyć na własną rękę, nie gardziła żadnym złotem. No, prawie żadnym, bo niektórych rzeczy za nic by nie zrobiła. Werner popatrzył się na dziewczynę, a ona odpowiedziała mu przenikliwym spojrzeniem. Niektórych drażniło jak ich obserwowała, nie wiedziała nigdy dlaczego.
Po odejściu najemnika, Ninerl zaczęła się zastanawiać czy napad na kupca jest tylko przypadkiem. "Tylu zbójów naraz? Chyba, że kupcowi ze strachu się potroili w oczach, co nie byłoby prawdopodobne. Chociaż lepiej zachować ostrożność, ta eskorta taka trochę mała, jak na taki, myślę, że dla ludzi cenny przedmiot. Ale nie ma po co się zastanawiać dalej. Wszystko się okaże niedługo" pomyślała. Wstała od stołu, nadal trzymając się pewnie na nogach: - Ja też się udam na spoczynek. Miłej nocy i muzyki[/]i- ugryzła się język, na Senparae przecież nie powie na lądzie "muzyki fal". Dokończyła : - Nocy i głosu drzew..
Nigdy, nawet gdy porządnie się spiła, nie traciła rozeznania, gdzie się znajduje i co robi. Na utratę przytomności lub coś podobnego, nie pozwalała sobie nigdy. Było to, w obecnych warunkach zbyt niebezpieczne. Poza tym kac nie był czymś pożądanym. Przypomniała sobie starych marynarzy- ech, z nich to były chlejusy. I nie miała bynajmniej na myśli ludzi. " Chyba, że opowieści na ten temat były mocno przesadzone"- co prawda, oni prędzej preferowali wino. "To morze musi tak wpływać na nich" stwierdziła. Pozbierała swoje rzeczy, zarzuciła ciężki tobół na plecy, a następnie zapłaciła za pokój. Weszła na schody i znikła w ciemnym przejściu.
Dziewczyna zamkneła pokój na zasuwę, następnie zdjęła prawie całe ubranie. Została w samej tunice, położyła się, przedtem sprawdzając czy nia ma na łóżku i ścianach za dużo pluskiew i pcheł. Broń miała tuż pod rękę. "To tak na wszelki wypadek. I niech Lileath i Morr ześlą mi miłe sny" zamknęła oczy.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Słysząc, że reszta zebranych zgodziła się na podróż, ucieszył się. W końcu nadarza się okazja do podróży w dobrym towarzystwie. Na dodatek nie za darmo, chociaż w tej chwili nie miało to dla niego większego znaczenia. Stropiły go tylko słowa kupca dotyczące bandytów, którzy go napadli. "Widać cenny musi być jego towar, skoro tyle osób chce położyć na nim łapy. Nie można wykluczyć, że to się powtórzy. To nie będzie spacer przez park. Lepiej od razu położę się spać, żeby nabrać sił na jutrzejszą podróż". Wstał od stołu i przeciągnął się. Czuł, że najwyższa pora się położyć. -Dobranoc, miłych snów- rzucił do przebywających w karczmie osób, wziął swój kapelusz, płaszcz i broń i ruszył w stronę swojego pokoju. Otworzył drzwi i westchnął cicho. "Już nie pamiętam, kiedy ostatnio nocowałem w takich warunkach. Przyzwyczaiłem już się do polowych warunków". Wszedł, powiesił w szafie swój płaszcz, a łuk i kołczan położył koło łóżka. Rozebrał się nieśpiesznie i usiadł na łóżko. Było bardzo przyjemnie miękkie, co dało Ravandilowi satysfakcję. Ułożył się wygodnie i z rękami założonymi za głowę patrzył się w sufit. Wiedział, że mimo wszystko tak łatwo dzisiaj nie zaśnie. To był obfitujący w wydarzenia dzień. Chodzenie po lesie w trakcie ulewy bardzo go wyczerpało, mimo, że nabrał już w tym wprawy. Nawet planowany odpoczynek w karczmie zamienił się w krwawą jatkę, co go bardzo poruszyło. Nie lubił rozlewu krwi. Pewnie dlatego wstępując do służby wojskowej został zwiadowcą. Nie byłby w stanie walczyć w pierwszej linii, bo był zbyt wrażliwy na krwi, a na dodatek jego możliwości fizyczne nie były zbyt imponujące - wysoki, bardzo szczupły i za bardzo słabowity, by skutecznie walczyć mieczem. Leżał tak jeszcze przez jakiś czas, myśląc o swoich nowych towarzyszach podróży. Niecodzienny był to zestaw - elfka, najemnik, akolita i myśliwy. Szczególnie intrygowała go zręczność, z jaką Ninerl wbiła sztylet w szyję oprycha. "Dziewczyna ma w sobie siłę, jakiej pozazdrościć jej może niejeden człowiek". Rozmyślając, Ravandil nawet nie zorientował się, kiedy zmorzył go sen. O czym śnił? Być może o tym co zawsze - o swojej rodzinie, o rodzinnym Altdorfie, o Laurelorn i o kolejnych podróżach. Pozostanie to jego słodką tajemnicą...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
SebaSamurai
Majtek
Majtek
Posty: 120
Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Post autor: SebaSamurai »

Anthony
Albiończyk nie odzywał się niemal wcale. Ktoś mógłby pomyślec, że to jakiś nietowarzyski mruk i odludek, ale Anthony po prostu nie miał ochoty uczestniczyć w targach. Doświadczenie zdobyte w pracy u państwa Buchant nauczyły go sztuki negocjacji w interesach, ale to był już zamknięty rozdział.
Pomimo zapewnień gospodarza, czuł się nie dokońca bezpiecznie i co jakiś czas nerwowo się rozglądał dookoła, bacznie obserwując kto wchodzi i wychodzi z karczmy. Kiedy nowi kompani zaczęli udawać się na spoczynek, łucznik nie czuł jeszcze na tyle zmęczenia, aby także szukać kąta do spędzenia nocy. Pożegnawszy się z nowymi towarzyszami podszedł do stolika, przy którym siedział bard i niewielka grupa gości przysłuchujacych się jego pieśniom. Kiedy Anthony zasiadł za stołem i postawił niemal do końca opróżniony kufel, bard struchlał i wydał ze swojego instrumentu fałszywą nutę. Zebrani wkoło goście skulili się w sobie za wszelką cenę unikając patrzenia w stronę Albiończyka. Anthony czuł napięcie wiszące w powietrzu i zdawał sobie sprawę, że po tym co niedawno stało się w karczmie, goście będa ich omijali jak najszerszym łukiem. Anthony miął jednak ochotę się nieco rozerwać. Spojrzal na barda i zanucił starą albiońską pieśń żeglarską.
The times was hard and the wages low.
Leave her Johnny, leave her!
Oh one more pull and the we'll go.
And it's time for us to leave her.

Bard szybko podjął prostą melodię i zaczął wydobywać ze swojego instrumentu całkiem zgrabny akompaniament. Po kilku zwrotkach cała karczma śpiewała refren pieśni razem z Anthonym, do taktu stukając szkłem pełnym trunków wszelkiego rodzaju.
Leave her Johhny, leave her!
Oooh, leave her Johnny, leave her!
For the voyage is done and the winds don't blow,
And it's time for us to leave her...

Gdyby ktoś teraz przejeżdżał w pobliżu, zobaczyłby rozświetlone w środku nocy okna zajazdu i usłyszałby starą żeglarską balladę, która jeszcze długo niosła się echem po okolicy, bezzskutecznie szukając słonej fali, na której mogłaby spocząć i rozpłynąć się w jej szumie.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: Vibe »

Dopiliście resztę alkoholu, który niektórych z was już całkiem dobrze wstawił, po czym po kolei udaliście się na spoczynek, zwłaszcza że sala gospody również pustoszała z każdą mijającą chwilą, pomimo miłej atmosfery jaką udało się stworzyć albiończykowi. Pokoje nie były najwyższego standardu, jednak łóżka były dość wygodne, toteż zasnęliście szybko i całkiem nieźle się wam spało, pomijając Brocha, który przez długi czas nie mógł zmrużyć oka i udało mu się to dopiero nad ranem.

Kolejny dzień przywitał was miłymi zapachami dobiegającymi z kuchni. Smażono jajecznicę, której solidną porcję zamówił i przyniósł do waszego stolika Schreyvogl. Do jajecznicy doszedł świeżutki chleb - jedyny chyba towar niedeficytowy oraz zimne mleko. Ostatni do stołu dołączył Anthony, który zeszłego wieczoru postanowił nieco dłużej od was zabawić na głównej sali. Kupiec był chyba trochę skrępowany obecnością najemnika. O ile z wami zdążył już się oswoić, o tyle siwy wielkolud wywoływał u niego mieszane uczucia. Dla was, a w szczególności dla Konrada, nie było to jednak nowością.

Pogoda za oknem była ponura. Ciężkie ołowiane chmury wisiały nisko nad okolicą i zwiastowały deszcz. Na szczęście wiatr nie był silny, co mogło świadczyć o tym, że na zewnątrz nie będzie tak zimno jak minionego wieczoru. W sali jadalnej było raczej pusto, niektórzy z gości jeszcze spali, inni szykowali się do podróży i zajęci byli oporządzaniem koni. Nie zwracając jednak na to zbytniej uwagi zabraliście się za samkowicie wyglądający posiłek.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Post autor: Serge »

Werner Broch

Werner, gdy tylko się obudził, poprosił służkę o miskę gorącej wody i przez jakiś czas szorował się w ciszy swego pokoju. Mimo iż był tylko najemnikiem, dbał o higienę i raczej nie wyobrażał sobie dnia bez przepłukania choćby twarzy, a gdy była możliwość – bez kąpieli. Przedtem wykonał serię ćwiczeń, które wciąż utrzymywały jego mięśnie w najwyższej formie. Wszak niedźwiedzia siła jaką dysponował nie brała się znikąd i trzeba było systematycznie ćwiczyć, by węzłowate mięśnie nie straciły swej mocy.
Broch nie wyspał się ale tak było zawsze, toteż jego organizm zdążył się już do tego przyzwyczaić i o dziwo dobrze reagował na tak krótki sen. Najemnik powoli ubierał się, przeczuwając że dziś na trakcie może się coś wydarzyć. Postanowił zrezygnować z grubego wilczego płaszcza na rzecz skórzanej kurty, pod którą założył kolczugę. Kurta mniej ograniczy jego ruchy gdy przyjdzie walczyć. Zapiął miecz, którego rękojeść wystawała teraz znad lewego ramienia mężczyzny i sprawdził czy sztylet znajduje się tam gdzie znajdować się powinien.
W międzyczasie doszedł do wniosku, że warto sprawdzić, czy Schreyvogl rzeczywiście wiezie z sobą to, o czym mówił. Nie była to jednak żadna ciekawość z jego strony – nigdy nie interesowało go czym handlują kupcy, ale skoro przyjął tę robotę zobowiązał się chronić zarówno życie kupca jak i towar z którym zmierzał do Bogenhafen. Zwykłe podejście profesjonalisty.
Najemnik zamierzał również wspomnieć o pierwszej części wynagrodzenia, którą Schreyvogl obiecał wypłacić. Choć na pieniądzach w tym momencie niewiele mu zależało, gdyż na dłuższe przeżycie miał ich wystarczająco, to jednak o własne interesy trzeba dbać.
Po zejściu do sali przywitał się z towarzyszami i zasiadł do stołu. Śniadanie było wyborne. Jajecznicę którą zaserwował im kupiec najemnik zjadał ze smakiem, popijając wyśmienitym mlekiem i przegryzając chlebem.
Po zaspokojeniu głodu udał się do stajni, gdzie czekał jego czarny, przysadzisty wierzchowiec - Gevaudan. Broch kupił go jakiś czas temu i tak przywiązał się do zwierzęcia, że dbał o niego najlepiej jak potrafił. Do sakwy zawieszonej przy siodle włożył płaszcz z wilczego futra i sprawdził, czy wszystkie przedmioty były na swoim miejscu. Na szczęście nic nie zginęło.
Wyprowadził konia ze stajni, po czym dosiadł go, czekając na pozostałych towarzyszy i samego kupca.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Ravandil obudził się zaraz po świcie. Leżał tak w ciszy, po czym wstał i przeciągnął się. Otworzył szeroko okno. Powietrze na zewnątrz było ciężko, czuć było, że pogoda dzisiaj nie będzie najlepsza. W każdym razie nie będzie wystarczająco dobra na przyjemną podróż. Ale trudno. Elf zrobił kilka kółek po pokoju, by nieco rozruszać lekko obolałe mięśnie. "Widać wygoda mi nie służy" - pomyślał. Przyniósł od gospodarza miskę chłodnej wody i opłukał twarz. Poczuł przyjemne zimno rozchodzące się po jego skroni. Orzeźwiło go to na tyle, by przystąpić do dalszych porannych czynności. Ubrał się nieśpiesznie, zarzucił na siebie płaszcz, a kapelusz schował do torby. Zarzucił kołczan i łuk na plecy, zamknął pokój i zszedł na dół. Doszedł do niego przyjemny zapach jajecznicy. Zdziwiło go jednak, że kompletnie nie czuje głodu. Być może dlatego, że wciąż ma w pamięci wydarzenia poprzedniego wieczora. Siadł w milczeniu do stołu i zaczął jeść. Irytowała go nieco obecność Schreyvogla, ale to w końcu jego nowy pracodawca, więc miał nadzieję, że szybko się przyzwyczai. Ravandil zjadł kilka łyżek jajecznicy i przegryzł to odrobiną chleba, resztę zawijając w serwetę i chowając do torby. "Może później zgłodnieję, lepiej się ubezpieczyć zawczasu". Tylko kubek mleka opróżnił do dna. Spojrzał na swoich towarzyszy. "Widać nie tylko ja źle spałem... A nie którzy nieźle się jeszcze wczoraj bawili". To ostatnie pomyślał widząc Anthony'ego, ostatniego siadającego do stołu. -Smacznego- rzucił krótko wstając od stołu. Swoje kroki skierował do stajni, by wyprowadzić swojego konia. Był to wysoki, biały wierzchowiec, imieniem Farnoth. Już z daleka było widać jego wysmukłą sylwetkę i dobrze wyrobione mięśnie. Ravandil z tym koniem przeżył niejedną przygodę. W obecnej sytuacji Farnoth był dla niego niemal jak brat. Elf wyprowadził konia ze stajni, z zadowoleniem stwierdzając, że dobrze się nim zaopiekowano. Przywiązał torbę do siodła i ruszył w kierunku drzwi gospody, gdzie czekał, aż reszta jego towarzyszy będzie gotowa do wyjazdu.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Dziewczyna wstała, przeciągnęła się kilka razy jak kot. Poprosiła o balię wody i umyła się dokładnie. Gdy była okazja ciepłej kąpieli, zawsze z niej korzystała. Wyczyściła buty- przez noc zdążyły wyschnąć. Dobre buty- to było istotne. Posłała łóżko i zostawiła pokój w takim porządku, w jakim go zastała. Uginając się nieco, pod ciężarem ekwipunku, zeszła na dół. Najpierw zjadła razowy chleb, później jajecznię, a mleka nawet nie ruszyła. Nie znosiła mleka, zresztą nikt z jej rodziny nigdy go nie pił. Nie rozumiała ludzi "Przecież mleko piją tylko dzieci i młode zwierzęta. Dorosłe z tego, co wiem - nie. Więc po co ja miałabym to robić..." pomyślała. Po posiłku, poszła do stajni. Okulbaczyła swojego konia- czarnego jak noc ogiera imieniem Vadath. Vadath różnił się tym od innych koni, że jak u człowieka, było widać białka jego oczu. Wyglądało to trochę niesamowicie. Sprawdziła jeszcze raz umocowanie juków i upewniwszy się, że wszystko jest w porządku, wyprowadziła wierzchowca ze stajni. Był to lekki i dość szybki koń, idealny dla posłańca, odporny i wytrzymały, nie wymagający lukusuowej paszy, a przy tym ładny. Taka dobra krzyżówka elfickiego wierzchowca z mniej szlachetną rasą.
Jedynym natomiast dziwnym elementem przy siodle były dużo szersze niż zwykle strzemiona. Ninerl specjalnie takie wybrała, nie mogąc się zmusić do nienoszenia swych ciężkich butów.


Jeśli kogoś tu ciekawi, do jakiej rasy, owy koń jest podobny, to do małopolskiej- tylko nieco większy. Siodło- w stylu western. Nie wiem, co prawda, czy ktoś w ogóle kojarzy, w czym rzecz... ale co szkodzi napisać :D
Ostatnio zmieniony wtorek, 17 kwietnia 2007, 03:36 przez Ninerl, łącznie zmieniany 1 raz.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
hyjek
Marynarz
Marynarz
Posty: 395
Rejestracja: poniedziałek, 3 lipca 2006, 15:16
Lokalizacja: Piździawy Zdrój
Kontakt:

Post autor: hyjek »

Konrad z Boven

Noc minęło mu spokojnie (za noc przyjmujemy tę część, gdy Konrad już spał, nie tą, w której pił), wszak alkohol znany jest ze swych kojących, usypiających właściwości. Przełożonym akolity zapewne nie podobała by się wczorajsza popijawa, ale przecież nie było ich wtedy. Konrad doczłapał się na dół, większość grupy już tam była. Kacyk go męczył, ale dobrze sobie zdawał wczoraj sprawę z tego, jak będzie wyglądał dzisiejszy poranek w kwestii samopoczucia, tak więc starał się zbytnio nie chwalić otoczeniu swoim grymasem wywołanym bólem głowy.
Witam wszystkich! - rzucił na głos i zabrał się za jajecznicę. Przez moment popatrzał za okno. Ciemne chmury nie oznaczały szczególnie przyjemnej podróży, ale i do takiej zdążył się juz przyzwyczaić. Na wielu drogach stanęła jego stopa. I wiele jeszcze na ten zaszczyt czeka. Konrad dokończył swój posiłek i wyszedł na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza.
"Cholera, mogłem oddać te szaty do prania, ta krew wygląda paskudnie. Ale w razie czego może odstraszy potencjalnych napastników..."
Miasto zbudowane z Drewna tworzy się w Lesie
Miasto zbudowane z Kamienia tworzy się w Górach
Miasto zbudowane z Marzeń tworzy się w Niebiosach
Zablokowany