Sesja ma charakter StoryTellingu. Walki są bardziej umowne, więc stawiam na inwencję twórczą i sprawne posługiwanie się językiem polskim. Oczekuję min. 1 posta na 48 godzin, odwdzięczam się tym samym.
- Mg ma zawsze rację (no dobra, prawie zawsze)
- piszcie w trzeciej osobie liczby pojedynczej
- postarajcie się nie zabijać siebie nawzajem (Chyba, że to ostateczność, ale wolałbym nie)
- posty nie muszą być długie, ale sensowne i rzeczowe. Nie powinny być też przesadnie krótkie)
Grają:
Miśko (ćwierćork/Paladyn) THOG
BlindKitty (człowiek/iaijutsu master ) KAKASHI HATAKE
Bloody (Elf/mnich) MOS
Phoven (Wampir/Zabójca-nekromanta)DEQAVES
FoprceRay(Elf/Wojownik) ELIERIN
Erivan(Mężczyzna/Oddany obrońca) TARJAN SALVER
Czyli drużyna niestandardowa

Tak piszemy poza sesją
*Tak piszemy co myślimy*
Tak piszemy co mówimy
Zaczynamy
KAKASHI HATAKE
Kakashi szedł właśnie wąską uliczką miasteczka. Niewielka osada na północ od Amn znacznie się różniła od wiosek, które wojownik oglądał na wschodzie. Noc była niezwykle ciemna, a stare lampy rzucały tylko nikłe światło na niewielki skrawek drogi. Nie wiadomo kiedy do woja podeszła grupka 3 podchmielonych pijaczków. Jeden poprosił o kilka monet. Kakashi rzucił mu jakieś drobne, ale kiedy się oddalał poczuł, że coś jest nie tak. Błyskawicznie się odwrócił i cudem tylko uniknął lecącego bełtu. Skóra pijaków zrobiła się w momencie szarawa, a ich oczy zmieniły się w wąskie ślepia. *Cholera...Zmiennokształtni* Pomyślał wojownik. Nie było czasu na myślenie. Obeznany w sztuce walki podbiegł do najbliższego przeciwnika i chwycił go za rękę. Wygiął ją bez problemu- Zagruchotały kości. Potwór upadł na ziemię i woj. Kopnął go z całej siły w pysk. Przykucnął unikając 2 bełtu... 3 już trafił go w łopatkę. Zaskoczony nie zdążył zareagować kiedy długim kijem przygrzmocono mu w kręgosłup... Upadł na ziemię
-Sssss... Jest unieruchomiony- Usłyszał-Misssstrz będzie zzzzzadowolony...
Potem nastała ciemność
DEQAVES
Wampir włóczył się wąskimi uliczkami Amn... Wykonał swoje zadanie- Zabicie lichwiarza, któremu słowo „uczciwość” było obce okazało się nader łatwe. Ochrona pierzchła, a Ci którzy zechcieli walczyć padli trupem dosłownie w ciągu kilku minut. Deqaves był zadowolony. Zapłata okazała się sowita... Teraz tylko pozostało mu powrócenie na cmentarzysko, bo świt już się zbliżał. Ku jego nozdrzom doszedł jednak zapach strachu... ludzkiego strachu... Wampir nie mógł przepuścić takiej okazji. Młodej krwi nie było w okolicy zbyt wiele, a wiadomo że przerażona człeczyna nie będzie w stanie się bronić, uciekać, czy nawet krzyczeć... Skręcił w ciemną alejkę, gdzie spodziewał się znaleźć ofiarę. I znalazł- młodą dziewczynę przywiązaną do słupa... To, że była to pułapka dało się poznać bez większego trudu, ale Deqaves ufny w swoje zdolności i nęcony zapachem młodej krwi podbiegł do ofiary, odchylił jej szyję i wbił weń kły. Natychmiast otoczyło go 6 ludzi. Wynik bitwy był prosty do przewidzenia. Na wampira rzucono siatkę, z której ten nie mógł się szybko wyplątać... słońce powoli zaczęło wschodzić. Ogarnęła go panika. Napastnicy zarzucili na niego czarną płachtę i zaczęli okładać... Nastała ciemność...
MOS
Elfi mnich szedł właśnie na spotkanie innych duchownych swego zakonu, poświęcone zwalczaniu herezji szerzących się w Amn. Gdy dotarł na miejsce udał się do głównego pomieszczenia by tam zająć miejsce. Oprócz niego było tam 10 osób. Wszystkich znał. Właśnie miał przemawiać na temat opracowanie nowych ksiąg i ich popularyzacji, gdy zauważył, że mnisi dziwnie się zachowują. Brat Innocent nie trzeszczy na palcach, Brat Der’ish nie garbi się w ogóle... Mos zrozumiał, że coś jest nie tak... A kiedy coś jest nie tak trzeba będzie pewnie walczyć... Tylko, że Nec Hercules contra plures, więc brat postanowił wiać. Wskoczył na mównicę, długim susem przemierzył odległość 4 metrów i biegiem udał się w stronę drzwi głównych. Niestety mnisi natychmiast zmienili się w zmiennokształtnych, i szaroskórzy otoczyli go i zaczęli okładać. Mnich wykonał znak dłońmi i fala światła odrzuciła wrogów na kilka metrów. Kilka zaklęć później Mos zauważył 10 kuszy wycelowanych w jego sylwetkę
-Zrozumiałem. Zrozumiałem... Mam z wami pójść i nic złego się nie stanie...
Nie miał wyboru. Gdy zrobił 2 kroki potężny cios lagą sprawił, że świat w koło stał się czarny...
THOG
Thog późnymi wieczorami jak to miał w zwyczaju robił... hmmm... no własnie nic nie robił. Snuł się bez celu marząc o sytuacji, w której mógłby zabłysnąć swą siłą i bohaterstwem. Przecież był paladynem. Gdy chwiejnym krokiem szedł po raz kolejny zgasić pragnienie, zauważył że w sąsiedniej uliczce jakaś kobieta bita przez mężczyznę wzywa pomocy. Thoga to bardzo ucieszyło... gdy podszedł z okrzykiem na ustach (tak bardzo chciał to powiedzieć)
-Nie bój się Pani ! Zaraz Cię uratuję... owa para zmieniła się w szarawe istoty. Byli to zmiennokształtni. Thog niewiele zrozumiał, ale rozróżniał postaci. Po lewej łotr- zabić. Po prawej Pani- ratować. Potężnym ciosem wgniótł łeb oprycha w pobliski mur, a monstrum po lewej chwycił w ramiona. Był bardzo dumny. To, że osoba ”ratowana” biła go, gryzła, próbowała mu ukręcić łeb niewiele go interesowało. Liczyło się to, że był bohaterem. Dopiero sztylet wbity w obojczyk uświadomił go, że coś jest nie tak. Upuścił potwora i zaczął obserwować krew płynącą z obojczyka. Naprawdę się wściekł. Obrócił się w stronę potwora i jedyne co zauważył to szybko zbliżająca się cegła
-Na Torma- jęknął. Upadł
ELIERIN
Elf właśnie wykonywał kolejne zadanie. Miał eskortować kilku kupców do oddalonego o 45 mil miasteczka. Parszywa robota. Idioci wciąż narzekali, jęczeli i traktowali go jak pachołka, a nie istotę mającą ich bronić. W połowie drogi coś go zaczęło niepokoić. Dziwne szmery, poruszanie się drzew, mimo że nie było wiatru... dosłownie 10 sekund padł pierwszy strzał i pierwszy trup... Gruby kupiec bez najmniejszego jęku osunął się z wozu na ziemię. Perfekcyjna robota. W serce. Elierin krzyknął próbując ratować innych, ale grad strzał zabił około 14 na 17 klientów.
-Ch** z tym-Zaklął. Trza ratować własny tyłek. Schował się za wozem. Próbował przebiec kilka metrów w stronę zarośli, ale bełt ugodził go prosto w serce. Elierin nie umarł. Pocisk rozpuścił się w mgnieniu oka
-Psia jucha. Trucizna- Elf zachwiał się na nogach. Wkrótce otoczyli go zmiennokształtni. Było ich koło 20. Elierin wyciągnął miecz * Że też nie wziąłem płytówki * pomyślał. Pierwszym ciosem podciął gardziele 3 wrogom. Reszta się oddaliła. Wyciągnęli kusze i wycelowali w nogi. *Chcą mnie całego. Czas to wykorzystać * Elf rzucił się z wrzaskiem na wroga i 17 bełtów naszpikowało jego łydki. Elf padł na kolana. Napastnicy podbiegli. Na głowę Elfa spadły razy. Zemdlał...
TARJAN SALVER
Silny mężczyzna błąkał się bez celu ulicami Amn. Pokochał to miasto: Alkohol i piękne kobiety. Właśnie posłał rozbrajający piękny uśmiech jednej z nich. Odwzajemniła mu się tym samym. Tarjan szedł właśnie do „Kwiatu kobiety”. Co tu dużo mówić, był to dom rozkoszy. Na nasz język burdel-Wysokiej klasy burdel. Salver musiał rozładować stres po kolejnej podróży, więc zamówił dziewczynę i poszedł na górę. Pracował bardzo ciężko... ona zresztą też, więc rano legł zmęczony i zadowolony na łożu... Spojrzał ostatni raz czule na leżącą obok niego partnerkę, żeby walnąć na poczekaniu wymyślony komplement. Zamiast ponętnej azjatki zobaczył jednak szaroskóre monstrum...
-O Bogowie... Aż tak byłem pijany ?-Alkohol nie wyparował jeszcze z jego krwiNie usłyszał odpowiedzi. Zamiast poczuł potężny cios w podbródek .Woj Szybko zeskoczył z łóżka i otworzył szafę gdzie wczoraj wrzucił ciuchy i broń. Oczywiście broni nie znalazł
-Ty dziwko... znaczy się potworze... Jak ja ci zaraz...- Nie skończył, bo potężny cios w żebra wytrącił go z równowagi, a kopniak w szczękę przypomniał, że w takich sytuacjach się mdleje. Więc zemdlał.... I nastała ciemność
......................................................................
Cała szóstka obudziła się w niewielkim pomieszczeniu. Przy drzwiach stało 2 zmiennokształtnych, lecz nie poruszali się oni w ogóle. Wygląda na to, że zostaliście uwięzieni. Każdy z was wisi w klatce powieszonej na grubym łańcuchu. Kraty są wytrzymałe, lecz nie porządnie zrobione. Ot, zwykłe silne pręty. W pomieszczeniu jest zimno. Widocznie ktoś was uwięził. Po co- nie wiecie... Zresztą czy to ważne ? Póki co nie ma nic ważniejszego niż znalezienie się w nowej sytuacji. Strażnicy czasem patrząc na was smieją się, po czym znów zastygają bez ruchu. Ich oczy są mętne. Nie wiecie czy śpią, ale wyglądają na nieobecnych duchem. Drzwi z komnaty są drewniane i gdyby nie straż (i oczywiście fakt zniewolenia w klatkach), to można byłoby je wyważyć zwykłym kopniakiem... Nie trzeba chyba przypominać, że w takich sytuacjach raczej o waszym ekwipunku nie ma co marzyć. Sytuacja wyglądał nieciekawie.