[Wampir: Maskarada] Modern Night II

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

-Cóż, nie on pierwszy i nie ostatni chciałby widzieć nasze prochy. - zakpił Tremere. Słyszenie głosu towarzyszy uspokoiło go.
*Mam do ciebie pytanie, Demonie. Czy podczas swej wędrówki spotkałeś kiedyś właściciela tej posesji?" - zapytał w myślach istotę, która dzieliła z nim teraz ciało. Wiedział, że to niebezpieczne, ale warto było spróbować. Przygotowanie i dobry plan to podstawa każdego udanego działania. A oni musieli uratować Kociaka.
"Trzymaj się..." - Erwan zaczał szukać w pamięci prawdziwego imienia Kociaka. Był pewny, że ten kiedyś mu je podał, jednak wampir nie potrafił wyłowić go z pamięci. Kociak był dla niego Kociakiem i już. - "Może to i dobrze."
Obrazek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Bębny. Gwałtowne uderzenia w bębny. Bębny wojenne, przygrywające walczącym. Wampir syczy, uchyla się, unika ciosów… każdy niesie ze sobą groźbę poważnych ran, czy nawet utraty którejś z kończyn.
A Kociak nie miał ochoty tracić żadnej z nich. Bębny brzmiały w jego głowie, nasycając go furią i gniewem, robiąc z tej nagiej postaci trzymającej jedynie dwa operacyjne noże, prawdziwego i piekielnie wkurwionego wojownika.
Flagi wieją na wietrze, trzepocząc złowieszczo. Po jednej stronie flagi czerwone, zaś po drugiej powiewała agresywnie samotna flaga. Nie miała jednego koloru… mieniła się wszystkimi kolorami, raz będąc czarną jak noc, raz błękitną jak czyste niebo w środku dnia. Przeciwstawiała się sama armii krwi, której znaki powiewały na wietrze, niosącym jednocześnie okrzyki nienawiści, złości i wszelkie obelgi wymyślone przez ludzki umysł.
Pośrodku pola walki, które było pustynią, bez skał, piasku, zwierząt, czy choćby jednego oplutego, spróchniałego i przekrzywionego drzewa… pośród całej tej nicości stał bohater.
Bębny grały swój wojenny marsz, zaś klinga bohatera wylewała posokę swoich wrogów na pustynną ziemię. A tam gdzie spadła choć kropla esencji sangwistycznej, tam ziemia była skazana na wieczny nieurodzaj…

I tak to sobie też wyobrażał Kociak. Pierwszy jego cios, mierzony w gardło- chybił. Drugi, mierzony niżej także. Odskoczył, co było sprytną decyzją, gdyż jego przeciwniczka widząc okazję na zadanie ciosu, wymierzyła kolejny cios siekierą. Gdy jej ciało odchyliło się, próbując nadal dosięgnąć wampira, część jej fartucha rozerwała się od masy jej spasionego cielska. Przeciwnik wykorzystał chwilę nieuwagi człowieka, podskakując w przód…

… i tnąc kobietę po twarzy. Nie osiągnął dokładnie tego co chciał – zamiast wykłuć oko, zdołał jedynie oszpecić Olgę, obdarzając ją raną ciągnącą się po długości całej twarzy. Pielęgniarka zawyła przeraźliwie swoim donośnym głosem, po czym odleciała w tył zakrywając rękoma swój świński ryj. Paskudny uśmiech pojawił się na twarzy wampira.
Kobieta upuściła swoją broń.

Dieter i Jack stali w milczeniu, wpatrując się w krwawy napis na ścianie. Wyglądali jakby spodziewali się nieprzewidzianego ataku, zupełnie jakby drzwi po drugiej stronie korytarza miałyby się zaraz otworzyć, a z drugiej strony wybiec na nich jakieś plugastwo… ktokolwiek, lub *cokolwiek* co zabiło tych ludzi.
Erwan też milczał. Przynajmniej tak sądziłby mierny obserwator.
Kociak… Kociak… Kociak… Kleofas, to jedyne co przypominało się Jonesowi. Dziwne że jego imię nie górowało na ‘’liście śmierci’’. Nie miał jednak dużo czasu by nad tym dumać… wewnętrzny głos, bynajmniej nie jego własny, czy resztek sumienia, ale jakiejś innej istoty odezwał się w nim.
‘’Zadajesz odważne pytania… szefie…’’
Zaległa cisza. Erwan czuł jak obraz przed jego oczyma zanika, a ciemność powoli zaczyna przytłaczać jego osobę. Czuł się teraz sam… mały, bezbronny w nieskończonym mroku. Po chwili ciszy rozległ się chichot.
‘’I zadajesz je sprytnie. Jeśli pytasz się o swego stwórcę, praojca, czy jakkolwiek inaczej nazwiesz tą istotę… tak, już kiedyś go spotkałem.’’
Wampir czuł w sobie mieszane uczucia. Z jednej strony bał się odpowiedzi istoty która zamieszkiwała jego umysł… a może nawet duszę? Z drugiej strony mówił sobie – cholera, co zaszkodzi wiedzieć?
I czuł ekscytację.
‘’A właściciel tej posesji…? Cóż, nie jestem w stanie stwierdzić kim on naprawdę jest… szefie. Może to naprawdę ten przestraszony chłopaczyna, harujący w pocie czoła na polach uprawnych ojca? Jeśli to nie on, to z pewnością nie puści płazem zniewagi swojego *imienia*.’’
Czarnoksiężnik ponownie usłyszał rechot w swoim umyśle… i za każdym razem jak się rozlegał, tak i teraz poczuł przechodzący go dreszcz strachu.
‘’Ale wiesz, szefie, jest jeden sposób by się przekonać… by rozpoznać prawdziwego Trzeciego Ze Śmiertelnych.’’
Chwila milczenia, zupełnie jakby duch napawał się niecierpliwością wampira.
‘’Zapewne wiesz o istnieniu klątwy… piętna, jakie nałożył Stwórca na samego Kaina, ojca waszych ojców? Moi koledzy zwykli nazywać to siedmiokrotną klątwą.’’
Ekscytacja osiągnęła swój punkt kulminacyjny. Erwan odruchowo zapytał sam siebie – ale przecież klątwa mówi o tym, który *zabije* Kaina!
‘’Tu się pan myli, szefie. Ci tłumacze… zawsze muszą w czymś nawalić. Tu chodzi o tego, który *zrani* Trzeciego Ze Śmiertelnych… ten otrzyma siedmiokrotną pomstę.’’
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Trzystu wojowników w przełęczy...

...

ZABIĆ!

Rzucił nóż trzymany w prawej ręce, poderwał z ziemi siekierę, wciąż w lewej ręce mając nóż.

NIECHAJ PŁYNIE KREW!

Zakręcił siekierą nad głową. Odkrył pewną ciekawostkę.

JESTEM ŚMIERCIĄ!

Nago walczy się wygodniej.

KRWIĄ WCIELONĄ!

Siekiera spadła na kobietę. Raz, drugi, trzeci...

ZABIĆ!
ZABIĆ!
ZABIĆ!

Już nie dbał o oszczędzanie krwi w jej ciele. Po prostu rąbał, aż przestała się ruszać...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos kroczył ostrożnie w kierunku drzwi na końcu korytarza. Stąpał powoli, bacznie oglądając się na boki. Minął ciała po ścianą. Zastanowił go brak jakichkolwiek śladów walki. Strażnicy musieli zostać kompletnie zaskoczeni.

Co tylko wzmogło czujność Dietera.

Stanął przed drzwiami. Spojrzał przez szybkę.

Zielona ściana, bardziej zadbana od tej tutaj.

I ten charakterystyczny zapach antyseptyków...

- Jack, wiesz co robić, gdyby zaszła potrzeba... - powiedział ściszonym głosem do Gangrela. - Teraz możemy spodziewać się dosłownie wszystkiego...

Ravnos chwycił za klamkę. Nadusił ją, czekając aż drzwi się otworzą...
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Jack DeCroy

Mimo iż Jack skrywał się w ciemnościach panujących w pomieszczeniu był idealnie widoczny z miejsca w którym stał Dieter, może spowodowane było to jego oczami... błyszczącymi w mroku, czerwonymi niczym krew.

DeCroy lekko szturchnął zwłoki leżące pod ścianą. Odór rozkładających zwłok nie był nazbyt przyjemnym doznaniem.

"Nie podoba mi sie tu... a jak tak się czuje to popadam w zły nastrój"- pomyślał gangrel zbliżając się do ravnosa. Temu drugiemu mogłoby się nawet przez chwile wydawać że jego kompan celuje do niego z swej niebezpiecznej dla jemu podobnych broni.

- No otwieraj te drzwi..- rzekł z przekąsem Jack celejąc tuż nad ramieniem swego druha.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Wampir odruchowo otworzył usta, ostrożnie cofając trupo bladą dłoń. Drzwi uchyliły się lekko, pchnięte delikatnie przez krwiopijcę. Para żółtych kłów ukazała się pośród zębów postaci… gdyby ktoś teraz spojrzał na Dietera, pewnie by poczuł niepohamowaną odrazę. Albo pogratulował mu kostiumu. Ciekawe gdzie kupił te zęby? Wyglądają okropnie, pewnie kupił jakąś tandetę.

Drzwi zaskrzypiały przeraźliwie. Jack skamieniał, wodząc jedynie panicznie oczyma po przejściu. Wyglądało na to że teren jest czysty. Sztywny z przypływu adrenaliny, Dieter podszedł powoli do drzwi, modląc się by nic go nie…

Uderzenie. Drugie. Mięśnie odrywają się od ciała, krew tryska obficie z ran. Ofiara wrzeszczy, wręcz kwiczy o litość. Miesza angielskie prośby z niemieckimi przekleństwami.
Po trzecim cięciu milczy. Nie odezwie się już nigdy. Szybki zamach siekierą, pada czwarty cios.
Chore ‘’krach’’ wypełnia pomieszczenie. Wampir uśmiecha się szeroko przepełniony radością. Wymierza kolejny –mocniejszy- cios. Tym razem przełamał kość, a głowa odchyla się do tyłu i odskakuje pod siłą uderzenia.
Patrzy wokół. Dwójka świńskich oczu skierowana jest ku sufitowi. Podłoga wokół jest czerwona…

- Jak wino… jak czerwona suknia… jak piękny samochód…
Kociak zaczyna chichotać. Sylwetka wampira, naga, zakrwawiona… trzymającego w szponiastych rękach równie zakrwawioną siekierę, na której zostały kawałki Olgi.

Dieter odetchnął. Wyjrzał zza drzwi, lecz nie zauważył żadnej wrogiej istoty... co więcej, był w tym korytarzu zupełnie sam. Zielone ściany biegły przed nim, obiegając środkowe pomieszczenie. Gdy spojrzał się w lewo czy prawo, dostrzegał jak korytarz zakręca, po czym biegnie prosto.
Nagle czyjaś ręka dotyka jego ramienia. Wampir gwałtownie się odwraca, czując kolejny przypływ adrenaliny… a może strachu? Wszakże co by się z nim stało po śmierci? Ludzie mają duszę, mają Boga i mają swoje życie wieczne. A stwór nocy taki jak on? Wampir, krwiopijca… morderca. Nie ma duszy którą czeka zbawienie. Nie ma Boga który by wysłuchał jego modlitw.

Za to ma życie wieczne. I nie zamierza go stracić tej nocy. Ani żadnej innej…

Tak czy inaczej, właścicielem ręki która go wystraszyła był *tylko* Michael. Obok stali Jack i Erwan, wyglądających niemalże jak posągi. Ale posągi nie zwykły strzelać z zabójczych strzelb, czy smażyć ludzi żywcem.
Gangrel wyszedł na przód, stając obok swego krewnego. Razem weszli do zielonego korytarza… Stier miał rację, ten smród DeCroy świetnie zapamiętał ze swojego dzieciństwa. I innego okresu swojego życia… charakterystyczny odór szpitalnych sal. Światło z lamp zawieszonych na suficie tym razem było ostre oraz wyraźne, nie zostawiając żadnego miejsca w którym padał by cień.
Wsłuchali się w przestrzeń. Milczenie… cisza… zbyt cicho.
Dziwne, zupełna cisza, jakby widz wcisnął przycisk na pilocie tego świata.

Jack zrobił krok przed Dietera, trzymając kurczowo swoją strzelbę. Milczał, lecz w jego głowie powtarzał wciąż jedno szpetne słowo…
Rozległ się głos.

- Cóż, dobrze że *nas* nie ma na tej liście.
Powiedział stojący z tyłu Michael, dotykając palcami ściany na której znajdował się napis.

- Dieter.
Jack wskazał na korytarz po prawej. Dobiegało z niego jakby piszczenie… ludzkie. Nagle dobiegł ich łomot, dobiegający nieomylnie z pomieszczenia przed nimi. Potem drugi. A potem kolejny i kolejny. Piszczenie przerodziło się w jęk.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Podniósł to co zostało z Olgi do góry, i spił krew, która jeszcze nie zdążyła wypłynąć...

...Wybuchnął przeraźliwym, opętańczym śmiechem...

...Kiedy ostatnio pił tak zachłannie? Kiedy ostatnio masakrował ludzi?

Przypomniał sobie... ... ...Piekło.

Całkiem niedawno.

Cholera, czy to dobrze?

...

A czy to ważne? Czas dorwać tego sukinsyna doktorka!

Ruszył z siekierą i nożem w stronę, w którą udał się wcześniej doktor. Choćby miał całą tę cholerną budę wysadzić w powietrze swoim RDX, to go znajdzie i zabije. Są rzeczy których się nie wybacza, nawet jeśli chce się zachować odrobinę człowieczeństwa.

Będziesz musiał odpokutować, krzyczało coś wewnątrz.
Bardzo, bardzo cicho.

Kociak biegł.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

- Chodźmy, szybko! - krzyknął, ciągnąc Jacka za rękaw.

Wszedł do korytarza, z którego dobywała się niepokojące odgłosy, szukając drzwi prowadzących do pomieszczenia. Szybki krok przeszedł w trucht, kiedy odgłosy nasilały się, a zapach środków dezynfekujących stawał się nieznośnie dokuczliwy.

Z satysfakcją wsłuchiwał się w stukot własnych butów, odbijający się echem od ścian. Chorą radość sprawiało mu w jaki sposób rozrywał niepokojącą ciszę tego miejsca, w której łonie pulsowały tylko krzyki i monotonne bzyczenie lamp.

W biegu zacisnął pięści. Niemal zaczął głośno dyszeć. Nie znosił tego miejsca, przytłaczało go swoją... obcością. Niemal mógł dłońmi rozgarniać stężone od chemikaliów i pierwotnego strachu powietrze. Co chwilę zdawało mu się, że z gładkich zielonych ścian nagle coś się wyłoni...
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Tremere zakończył dyskusję na ten temat. Nie miał zamiaru sprawdzać autentyczności Kaina w sposób podany przed demona.
"Chyba, żeby wykorzystać do tego kogoś innego."
-Tak, trzeba się pośpieszyć. - zawtórował Dieterowi, ruszając za nim po omacku, lecz dość sprawnie. Czerone kontury pomagały w określeniu kierunku marszu.
*Posiadasz wiedzę o pozostałych mieszkańcach i gościach?* - zapytał w myślach.
Obrazek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Dwie postacie natychmiast dobiegły do końca korytarza. Nim się spostrzegły, dwie inne były już za nimi. Jack przycisnął się do ściany, trzymając w pogotowiu swoją strzelbę, przejmując inicjatywę. Dieter stał obok niego, także przyciśnięty do ściany. Jęki nasiliły się z końca korytarza… były to błagalne, słabe jęki. Ruchem ręki Ravnos nakazał się reszcie grupy skryć, przypominając sobie jak nieraz zaskoczyły go takie wydarzenia. Spojrzał się na DeCroya, odgadując jego myśli.

Przypominali sobie obławę w Brooklynie, rok temu. Celem była niepozorna mała dziewczynka, ubrana jedynie w pokrytą obficie krwią, biała sukienkę.
‘’Była czerwona’’- zawsze kłócił się Jack. I faktycznie, czerwona podobnie jak reszta korytarza gdy niezdarnie ją przekołował, a potem powoli dekapitował. Erwan stał wtedy na zewnątrz budynku, czatując i wypatrując niebezpieczeństw. Niestety, niebezpieczeństwa zjawiły się bardzo szybko w postaci niebieskich kurtek i niemalże filmowego ‘’Stać!’’. Następnego dnia prasa pisała o brutalnym mordzie na bezdomnej dziewczynce, oraz na potwornym akcie wykradnięcia jej zwłok z prosektorium następnego wieczora. W sprawę uwikłany był nawet lokalny Arcybiskup, który nazwał ten czyn ‘’bluźnierstwem’’ oraz ‘’zbrodnią przeciwko spokojnej ludności Nowego Jorku’’.

Zabawne, bo inny Arcybiskup był bardzo zadowolony.

Znowu znaleźli się w tym śmierdzącym korytarzu, nasłuchując żałosnego jęczenia. Jack ostrożnie i powoli, niczym skradający się morderca, doszedł do krawędzi ściany. Z pomieszczenia na przodzie usłyszeli odgłosy szarpania, a potem nagłego ruchu.

Wtedy nadszedł ten moment. Wampir wychylił się zza rogu, z strzelbą wycelowaną wprost przed siebie.

Drzwi z laboratorium gwałtownie się otwierają. Jakaś postać cała we krwi wybiega na korytarz. W ręku trzyma równie złowieszczą siekierę. W oczach błyska jej szaleństwo…

Chwilę później odlatuje na ścianę, zaś dźwięk wystrzału rozlega się na całym poziomie…

- K**WA JEGO MAĆ! JACK!
Drzwi odleciały kawałek w przód, podziurawione. Naga postać przylgnęła do ściany… cudem uniknęła rażenia.
Ale odkryli źródło jęków. Jakiś staruch w białym kitlu bił pięścią po drzwiach windy, znajdującej się na końcu korytarza. Słysząc odgłos strzału upadł na ziemię. Teraz właśnie spojrzał się przestraszonym wzrokiem na sprawców tego zamieszania…

- Nie zabijajcie mnie! BŁAGAM!
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Obrazy popłynęły po synapsach.
Pociski fosforowe.
Jack. Dieter. Jakieś dwie postacie... Cyklop i Erwan? Chyba tak.
A więc zagrożeń brak.

Kociak oderwał się od ściany, wyminął kumpli i ruszył sprintem w stronę doktorka. Tym razem nie zostanie mu wybaczone.
Jeśli Bóg jest miłosierny, dostąpisz zbawienia.

Mnie do Boga daleko.

Wzniósł siekierę i rąbnął doktorka z całej siły.
I jeszcze raz.
I jeszcze.
I jeszcze.
I jeszcze...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

- Nieee! - wrzasnął Dieter, usiłując powstrzymać ogarniętego szałem Malkava. Niestety, było za późno. Z rezygnacją podszedł ostrożnie do Kociaka i chwycił za siekierę, kiedy ramię wznosiło się do kolejnego uderzenia.

- Dość już, Kociak. Przerobiłeś go na pasztet, nie wystarczy? - Siłą powstrzymywał rwącą się do mechanicznego ciosu rękę. - Z pewnością zasługiwał na taki los, choć... Parę użytecznych informacji mógł nam przekazać...

Ravnos rozejrzał się po zakrwawionym pomieszczeniu. Wzrokiem odnalazł leżące pod ścianą pozostałości kobiety. Pokiwał głową.

- Sam bym tego lepiej nie zrobił - prychnął. Przykucnął, wodząc wzrokiem po utaplanych w posoce rozrzuconych przyrządach. Odnalazł duży stalowy nóż, mogący z powodzeniem zastąpić ten utracony w kanałach. Na wszelki wypadek za kurtkę zatknął też kilka skalpeli.

Podniósł się. Podszedł do Malkava.

- Tak czy inaczej dobrze widzieć, że jesteś w jednym...hmmm...kawałku - zdobył się na marny żart. - Ubierz się i opowiedz co się z tobą działo zanim tu trafiłeś. Udało ci się czegoś konkretnego dowiedzieć?

Spojrzał na windę, pokrytą makabrycznym graffiti z krwi i wnętrzności.

- Mam nadzieję, że tym waleniem w drzwi nie ściągnął uwagi kogoś na górze. Lepiej mieć się na baczności.

Obrócił się do "rzeźnika".

- Jeszcze jedno. Po drodze do laboratorium natknęliśmy się w korytarzu na dwoje martwych strażników. Wyglądali, jakby opróżniono je z ostatniej kropli krwi. Wiesz coś o tym?
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

- Nie ma potrzeby rozmawiać z nimi. - z trudem powstrzymał się od zadania kolejnego ciosu. - I w co niby, do k*** nędzy, mam się według ciebie ubrać! - warknął, podnosząc doktorka i do końca opróżniając go z krwi.
Po chwili podjął:
- Dawaj miecz, Cyklop. - wywarczał z głębi gardła, niczym tygrys. Sprawiał teraz wrażenie rozdrażnionego, wielkiego kota. Jego nagość nie była teraz zabawna.
Była straszna.
Zarzucił tubę na plecy. Siekierę przełożył do lewej ręki. Zastanowił się chwilę, prychnął, rzucił siekierę pod ścianę i podniósł z powrotem nóż który upuścił. Wziął go w zęby i mamrocząc coś cicho zdarł z doktorka spodnie. Założył je na siebie, wetknął nóż za pas i znów zastanowił się przez moment, po czym rozmazał krew na klatce piersiowej w coś, co przypominało indiańskie malunki wojenne.
- Ta buda spłonie. Teraz. - wywarczał, patrząc na Erwana.
I zaczął rozciągać drzwi od windy.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

- Nie ma mowy! Erwan, - Ravnos zwrócił się groźnym głosem do czarnoksiężnika - nawet tego nie próbuj. Nie zamierzam włazić w paszczę lwa, mając piekielne jęzory za sobą.

Spojrzał spode łba na wojowniczego półgolasa.

- Posłuchaj, Kociak. Nie po to taplałem się po kolana w gównie w nawiedzonej twierdzy jakiegoś pomyleńca, którego tytułują per Kain, żebyś teraz w przypływie radosnego mordowania niszczył wszystko na swojej drodze. - Wskazał na trójkę towarzyszy. - Oni narażali swoje dupska, żeby cię stąd wyciągnąć. Przynajmniej spróbuj to uszanować...

Usiadł ciężko na skraju łóżka.

- Może czas pozbierać wszystko do kupy? Wpadłeś na jakiś trop Becketta? Nie powinniśmy zapominać o naszym głównym celu pobytu tutaj. Tym bardziej, że ktoś depcze nam po piętach.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Walnął pięścią w ścianę koło windy. Tynk sypnął się na podłogę z miejsca w które walnął Kociak. Oczy mu płonęły.
- Pieprzę wasze śmierdzące kałem dupska! Gdybym miał na was liczyć, to ta gruba zdzira by już dawno mnie wypatroszyła, tępaki. Trzeba było wejść, taka wasza mać, frontalnymi drzwiami, byłoby szybciej, skuteczniej i bardziej efektownie, a nie, akurat wtedy kiedy musimy się śpieszyć, to wy dygacie! Jak mieliśmy kupę czasu, to żeście chcieli sieczki urządzać i włazić każdym otworem, rzygając ogniem jak pieprzony M2HB! - wrzeszczał Kociak. - A ta twierdza nie jest wcale nawiedzona. - zakończył warknięciem. Podniósł z ziemi siekierę i przymierzył uważnie... Rąbnął w miejsce w którym łączyła się skrzydła drzwi windy. To powinno ułatwić jej otwarcie.
- Gdzieś w tym cholernym budynku jest wampir, który coś wie o Beckecie, aczkolwiek nie jestem pewien co. - zimny umysł na chwilę przynajmniej wziął górę. - Trzeba go stąd wyciągnąć, on będzie coś wiedział.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

-Wampir nie zając, nie ucieknie. - prychnał Erwan. - Jakbyś się nie szlajał po mieście, nie byłoby cię tu, więc nie miej pretensji do nas.
Tremere był teraz brutalny, lecz spokojny. Wiedział że inaczej nie dotrze do Kociaka.
-Poza tym zgadzam się z Dieterem. Musimy mieć drogę ucieczki, bo tu może dziać się o wiele mocniej niż w Piekle, jeśli nie będziemy bardziej ostrożni.
Tymczasem Kainita próbował w jakiś sposób skojarzyć wszystkie fakty, które miały związek z ich położeniem. Miał dziwne wrażenie, że coś przeoczył.
Obrazek
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Jack DeCroy

- Normalnie jak dzieci z autyzmem- spojrzał się wprost na Kociaka z nieukrywanym uśmiechem.

- Może byście tak choć na chwile pomyśleli?? Po raz kolejny siedzimy po uszy w wciąż cieplutkim i obślizgłym gównie- zauważył to co było jasne dla wszystkich zgromadzonych, także dla nieżywego od kilku chwil doktorka.

- Za kilka chwil te, jakże pięknie porąbane drzwi windy otworzą się i albo wyleci na nas zgraja uzbrojonych fanatyków albo będziemy mieli miłą przejażdżkę do naszego ukochanego "pra pra pra pra pra pra pra pra pra pra dziadka". Więc zamknijcie się wszyscy i nie kłóćcie się o to czyja to wina. Najważniejsze żeby odszukać tego twojego wszechwiedzącego wampira Kociak i przekonać go do pomocy naszej zgranej ekipie...- Jack był zmęczony zaistniałą sytuacją, nie miał ochoty użerać się z Malkiem albo z kimkolwiek innym.

Jedyne do czego miał jeszcze chęci to skopanie dupska tym którzy zbytnio nadużywają ich wakacji w Chicago.
Zablokowany