- za robienie sobie jaj i nieusprawiedliwioną wcześniej absencję na sesji eliminuję od razu,
- piszemy opisowo (nie jest to wielki wysiłek),
- nie sprzeczamy się z MG, chyba że popełni poważny błąd,
- gramy drużynowo, nie zabijając się nawzajem i zapewniając sobie miłą zabawę,
- posty nie muszą być bardzo długie, ważne by były treściwe (słowem: nie owijamy w bawełnę),
- jeden post na 48 h zupełnie wystarczy zwłaszcza że ja momentami również mogę mieć chwilowe przestoje,
- piszemy w trzeciej osobie liczby pojedynczej zwracając uwagę na pisownię i błędy ortograficzne,
Chyba wszystko. Reszta jak zwykle wyjdzie „w praniu”. Życzę wszystkim graczom udanej zabawy i zaczynamy...
Drużyna:
- Midnight (Kyro)
- WinterWolf (Luna)
- Ninerl (Ninerl)
- Zorin (Rurik Holderherk)
- BlindKitty (Kakashi Hatake)
- Erivan (Erivan Elghieri)
><><><><><><><><<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
KRYSZTAŁY PRZEZNACZENIA
CZĘŚĆ I: GÓRY W OGNIU
Dwunasty dzień Marpenoth (październik) 3517
Noc nadciągała nad Thunder Peaks (sorrki za te niespolszczone nazwy, ale mój podręcznik do FR został w Polsce a mam przy sobie tylko angielską jego wersję i nie pamiętam polskich nazw a nie chcę sam ich spolszczać żeby nie kaleczyć

Podróżowaliście razem zaledwie od kilku dni, poznawszy się w jednej z karczm w Tilverton na ziemiach Cormyru. Wszyscy byliście na koniach, pędziliście z ponurą determinacją przed siebie, z uczuciem głuchym na głód i przemęczenie, choć oba, jak zjawy, były stale z wami. Gnaliście całkowicie pochłonięci jednym - zabójczą potrzebą odpoczynku. Niespokojnie spojrzeliście na krwawą tarczę wschodzącą nad jesiennymi wzgórzami. Księżyc tej nocy nie dawał światła.
Chwilę potem ścieżka urwała się i dostrzegliście migoczące w oddali światła. Nawet w zupełnej ciemności niektórzy z was dostrzegli, że zajazd, bo na taki wyglądał ów budynek, był w połowie ruiną. Szary kamień i drewniana konstrukcja, przycupnięta na skraju głębokiej doliny, wyrastały ponad urwisko nad rzeką Cotras. Dzięki wątłemu światłu z rzędów okien, zorientowaliście się, że zajazd ma trzy piętra. Z odbiegających od niego skrzydeł zostały tylko strawione przez pożar mury. Mgła z rzeki wisiała nad tymi oczernionymi ścianami, poniżej wapiennego urwiska, gdzie Cotras pędziła w ciemności swój niewidzialny prąd ku zachodniemu brzegowi.
Ostrożnie prowadziliście wyczerpane konie krętą, schodzącą ze wzgórza w dół ścieżką. Chwilę potem wyłoniliście się z sosnowego wzniesienia i dotarliście do drogi przy rzece. Mimo iż szersza niż ta, którą podążaliście wcześniej, była zaniedbana. Młode drzewka przebijały się przez zbitą kopytami powierzchnię, a stare splatały gałęzie ponad waszymi głowami.
W ciemności zbliżyliście się do zajazdu. Obok niego stało tylko parę przybudówek, ale czuliście zapach i hałas koni oraz całego inwentarza. Kilka okien łypało słabym światłem w kierunku drogi. Dwie kopcące latarnie wisiały przy wejściu od frontu, lecz grube drewniane drzwi sprawiały wrażenie zaryglowanych. Dębowy szyld kołysał się lekko nad lampami, choć wiatr, tu w dolinie, był spokojniejszy. Napis zwęglił nieco ogień, a tablica nosiła ślady cięć ostrzem. Krucze Gniazdo, tak się nazywał zajazd. Na szyldzie, ponad nazwą, umieszczono pomalowanego na czarno kruka. Ktoś włożył kawałek czerwonego szkiełka w oko ptaka, które odbijało teraz blask latarni. Kruk zdawał się obserwować wasze nadejście.
W pierwszym poście opiszcie swoich bohaterów i ew. działania.