[Wampir: Maskarada] Modern Night II

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos aż gwizdnął ze zdumienia, kiedy znaleźli się u bram mrocznej posesji.

- Ktokolwiek tu się urządził, ma imponujące poczucie estetyki - skomentował, ni to żartem, ni poważnie.

Obrócił się do towarzyszy.

- To jak? Mawiają, że najprostsze rozwiązania bywają najlepsze. Ale w tym przypadku sam nie wiem. Ten budynek jest.... przytłaczający - westchnął. - Ponownie mamy zamiar pakować się w paszczę lwa, jak to było w "Piekle". Tam jednak znaliśmy chociaż plan budynku, czego brakuje nam w chwili obecnej.

Powiódł wzrokiem po reszcie. Zatrzymał się na Michaelu.

- A ty, jednooki, wybierasz się z nami? Może dysponujesz jakimiś wskazówkami co do tego miejsca? - Ucichł. Po chwili dodał, już bardziej do samego siebie:
- Gdyby ten pomyleniec nie był tak istotny w tej cholernej układance, nawet bym palcem nie kiwnął, żeby tu przyjechać...
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Michael spojrzał się na wampira, lecz nie uśmiechał się. Zamiast tego wbił wzrok w oko Dietera, zachowując śmiertelną powagę.
- Kainito… z nas dwóch, tylko ty nie masz pary oczu.
Odwrócił się, poprawiając szybkim ruchem dłoni swoją kominiarkę.
- Wejdziemy tam z wami.
Przerwał na chwilę, wytężając spojrzenie.
- I nie, nie jesteśmy w stanie stwierdzić co nas czeka w środku. Po liczbie samochodów wnioskujemy, że gospodarze są w domu, i na dodatek mają gości.
Tu wskazał ręką na starego, odrapanego vana.
- Myślimy że najlepiej będzie po prostu zapukać do drzwi. Węże nie mają w zwyczaju od razu atakować ofiary, wolą się do niej zakraść… czekają na właściwy moment.
Zaśmiał się, potem szepnął coś cicho do siebie, lecz na tyle głośno że usłyszeliście.
- …zupełnie jak Natham…
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

- Jak kto...? - zapytał, lecz nauczony doświadczeniem nie czekał nawet na prostą odpowiedź. Przytaknął tylko słowom uzdrowiciela.

Ponownie rozejrzał się po okolicy: pokaźnym pałacyku, parkingu wypełnionym pojazdami, ciężkiej bramie.

- Zatem... chodźmy - powiedział bez typowej dla siebie pewności w głosie. - Podejmijmy węża w jego własny leżu.

"W co za syf tym razem się ładujemy?" - stropił się olbrzym.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Spróbował powiedzieć po polsku:
- Jest pan doktor pewien, co pan robi?
Był pewien że głos nie zdoła przebić się przez strzeliny w masce, ale zawsze lepiej spróbować. Wiedział - po prostu wiedział - że ten człowiek i tak nie zwróci uwagi na to co się do niego mówi.
Teraz nie zostało wiele możliwości.
Chociaż może...

Jeszcze nigdy nie był w takiej sytuacji. Ale postanowił na razie czekać. Może jego mentalny krzyk został jakimś ponadnaturalnym sposobem odebrany przez kompanów?

A może po prostu ktoś się, do jasnej cholery, zaintersuje tym że mnie z nimi nie ma?

Jeśli zaś nie, to jest jedna możliwość, której jednak lepiej nie ruszać.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

-Węże, powiadasz? - zapytał Erwan. - Cóż, zapewne ciekawe porównanie.
Tremere przez chwilę milczał. Z opisu towarzyszy wynikało, iż stoi przed jakąś willą, jednak nie mógł się upewnić, gdyż czerwone kontury świata nie były widoczne.
-Z drugiej strony nie wydaje mi się, aby "węże" tak po prostu zaprosiły nas do środka. Zwłaszcza mnie, choćby ze względu na wygląd. Wypadałoby się jakoś przekraść. Trzeba tylko uważać na alarm i ochronę, jeśli coś takiego mają.
Księga spowodowała, że Kainita stał się bardzo pewny siebie. Gdyby na chwilę zaczął trzeźwo myśleć, doszedłby do wniosku, iż zbytnia pewność siebie nie jest zbytnio pożądaną cechą.
Obrazek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Milczeli jeszcze przez chwilę. Potem, jakby w cichej umowie ruszyli zgodnym krokiem do przodu. Minęli żelazną bramę, opuszczając typową amerykańską ulicę, a przenosząc się jakby do innego świata… mimo iż była zima, drzewa wokół miały liście, zaś krzaki rosły silne i niestrudzone mrozem. Zdawało się jednak, że wszechogarniająca czerń zalega również i na naturze, wypaczając ją w jakiś pokrętny sposób. Droga nie była niczym wyłożona, była to jedynie wyjeżdżona ścieżka. Ziemia była twarda, jak to zwykle bywa o tej porze roku… lecz podobnie jak cudowne drzewa, była nienaturalnie wytrzymała na niszczycielski efekt czasu, oraz niezależna od zmienności pór roku.

Szli kawałek rozglądając się wokół, obserwując ten dziwny, odizolowany świat. Zastanawialiście się nawet czy trawa jest wciąż zielona, i podejrzewaliście że gdyby nie warstwa śniegu, wasze podejrzenie by się potwierdziło. I tak było w istocie… była to silna, żywa trawa. Lecz daleko jej było do zieleni.
Parking zbliżał się coraz bardziej. W oddali naliczyli przynajmniej dziesięć samochodów różnych marek (choć wszystkie czarne niczym noc), ustawionych jeden przy drugim. Wśród tego klubu wzajemnej adoracji, jeden pojazd się wyróżniał. Był to brązowy, odrapany van, wyglądający jakby najlepsze lata miał już za sobą. Stał on w lekkiej odległości od kosztowniejszych aut, jakby łypiąc zazdrośnie na magnaterię.
Wieżyczki pałacyku zaczęły górować nad wami, zaś wy czuliście jak ich tajemniczy majestat przytłacza was, sprawiając że czujecie się mali i bezbronni. Ciemne mury tylko potęgowały ponury charakter budynku, tworząc z wiecznie żywego królestwa, średniowieczną katedrę jakiegoś zakazanego bóstwa. Znaleźliście się już na parkingu, pomiędzy tymi wszystkimi samochodami. Michael spojrzał się na jeden z nich, dostrzegając własne odbicie w karoserii, wypucowanej oczywiście na pokaz. Pan Stier już taki sentymentalny nie był, i przechodząc obok drogiego Mercedesa nie omieszkał zostawić znaku rozpoznawczego, w postaci długiej rysy na lakierze.
Nagle zatrzymaliście się – to Jack idący z przodu, machnął ręką byście się kryli. Natychmiastowo schowaliście się za czarnymi autami, nasłuchując źródła niepokoju wampira. W lusterku jednego z samochodów, widać było główne wejście na teren posesji. Dwa potężne buki strzegły wielkiego portalu, zrobionego z najtwardszego drewna. A mieścił się on parę metrów na prawo od ich obecnego położenia. Tymczasem głosy dochodziły trochę bardziej z daleka, z kierunku ogrodu. I nie był to jeden głos, wyglądało to bardziej na zgromadzenie.


Cisza odpowiedziała wampirowi. Nie udało mu się, czuł to. Poczuł też dotyk zimnych rąk na swoim ciele, zaś po chwili zdał sobie sprawę… że jest kompletnie nagi. Dotyk koncentrował się na brzuchu, uciskając go mocno… na tyle że przeciętny, *żywy* człowiek już wił by się z bólu. Kociak usłyszał brzdękanie metalu, dochodzące gdzieś z boku. Potem parę słów w jakimś twardym języku (który wampir rozpoznał jako Niemiecki), wypowiedzianych przez kobietę. Ręka się cofa, przestaje ugniatać organy wampira. Nastaje cisza…

… którą przerywa brzdęk metalu.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos zamarł w bezruchu. Po chwili dyskretnie wyjrzał zza pojazdu, starając się dostrzec grupę rozmawiających: ilu ich jest, jak wyglądają i w jakim kierunku zmierzają.

- Gdyby tak kogoś złapać na spytki... - mruknął i zgrzytnął nerwowo zębami. - Można by zasięgnąć wówczas informacji odnośnie tego budynku, jego przeznaczenia, personelu.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Dieter wyszedł powoli zza samochodu. Powiódł oczyma po okolicy, starając się coś dostrzec… ale noc skrywała swym całunem cały ogród. Odwrócił się do towarzyszy, kiwając głową, sygnalizując że idzie się rozejrzeć. Ruszył, cały czas kucając i wytężając swe zmysły do granic możliwości. Nie mógł sobie teraz pozwolić na pomyłkę.
Odszedł parę metrów, wychodząc z ubitej ścieżki na przykryty warstwą śniegu trawnik. Głosy stały się coraz bardziej wyraźne. Głosy… a bardziej gwar. Lecz jedynie dwa przebijały się przez szmer szeptów – obydwa męskie, jeden z nich ochrypły, grobowy, drugi zaś niemalże chłopięcy, lecz z zadziornym tonem. Wampir przeszedł jeszcze kawałek, chowając się za mocarnym, czarnym drzewem.
Gdy wyjrzał na to dziwne zgromadzenie, odczuł że coś jest nie tak. Przy innym drzewie, nie mniejszym od tego za którym się schował, stało trzech mężczyzn o zauważalnie czerwonych policzkach, ubranych w nienaganne garnitury. Ten stojący na przedzie był zauważalnie niższy i szczuplejszy, jego twarz zdawała się też gładsza od mord swoich kompanów.
To pewnie jego goryle.
Co najbardziej przykuło uwagę wampira, to tłum który zebrał się na otwartej przestrzeni przed tą trójką. Byli to ludzie o szarych twarzach, oraz o szarej skórze… niektórzy bardziej, niektórzy mniej, ale szary kolor dominował wśród tej grupy. A była to grupa nie pasująca zupełnie do tego miejsca. Ubrani byli w stare kurtki, niektóre z dziurami, niektóre brudne. Nosili ciepłe czapki, które wyszły z mody jakieś dwadzieścia lat temu. Ich twarze były wysmagane wiatrem, spojrzenia twarde, zaś głosy wymęczone. Dieter spostrzegł wśród nich także małą dziewczynkę, trzymającą kurczowo w ramionach brązowego, pluszowego misia. Ona także miała szarą twarz.
Cały ten tłum wyglądał zupełnie jak wielka, szaroskórna rodzina. Kobiety, dzieci i ich mężczyźni… wszyscy skupieni w tym jednym miejscu, wtuleni w siebie, szepczący i przygnębieni. Wampir poruszył się lekko, wyglądając bardziej do przodu. Zauważył już że ten w garniturze, rzeźbiony w szkle blondas, był właścicielem jednego z głosów które słyszał. Zaraz jednak dostrzegł drugiego. Był nim inny mężczyzna o kasztanowych włosach, którego twarz nadal miała ludzkie kolory, które jednak nie obejmowały okolic jego oczu… dwie czarne kropki, otoczone szarym ciałem. Ubrany był jak reszta swojej –jak się zdawało Dieterowi – rodziny, w stare ubrania, z tym wyjątkiem że nie był nimi tak opatulony i nie nosił czapki.

- …Mistrz nie bardzo ufa twoim słowom, rzadka krwi.
Odezwał się blondyn. Odpowiedział mu brunet, zabarwiając ton lekką irytacją.
- Niech w końcu zaufa! Powtarzałem to już wiele razy, powtórzę raz jeszcze! Jesteśmy niewinni… i nie nazywaj nas rzadką krwią, bo jesteśmy tacy sami jak twój mistrz.
Jeden z goryli blondasa splunął na ziemię.
- Niewinni?!
Fuknął mu szef bandy.
- Mały Joe nie żyje! Zginął na waszym terytorium! Duży Joe też nie żyje! Zginął na waszym podwórku! Nasi ludzie w fabryce kokainy zostali zmasakrowani! Była na waszym terytorium, więc nie pierdol mi tu że to nie wasza robota!
Coś się poruszyło w dali. Dieter się odwrócił… spostrzegł jak grupa ludzi, ubranych podobnie do rozmawiających zaczyna otaczać grupkę ‘’rzadkiej krwi’’, leczy nie ujawniając się.
- Słuchaj… nie wiem kto zabija waszych ludzi, ale na Boga! To nie byliśmy my! Chcemy tylko przeżyć! Robimy co nam każecie, oddajemy wam część dochodów, jak mam ci dowieść że nie przyłożyliśmy do tego ręki!?
- Tato…
Odezwała się mała dziewczynka. Młody brunet spojrzał się na nią, zaś wampir mógł niemal dostrzec ból w jego oczach.
- Chodź tu, cyganie.
Wahał się przez chwilę, ale chłopak posłusznie podszedł do trójki ubranych w garnitury mężczyzn.
- Jest jeden sposób… by udowodnić Mistrzowi waszą niewinność.
- Jaki…?
Spytał się niemal od razu brunet.
- Upewnić się że znowu tego nie zrobicie. TERAZ!
Dieter zaklął, po czym natychmiastowo padł na ziemię. Kule zaczęły świstać w powietrzu, zaś krzyki zebranych mężczyzn i kobiet unosić się na wietrze. Słychać było pośpieszne kroki, jakby ktoś próbował uciekać. Lecz zaraz upadał twarzą w śnieg, zaś z jego ran zaczynała się sączyć obficie krew.

Po chwili zaległa cisza… Dieter powoli wstał. Wyjrzał zza drzewa. To co zobaczył, przywiodło szpetne przekleństwo na jego usta. To już nie była kara, ani zwykłe morderstwo.
To już było bestialstwo.
Ciała walały się po ziemi, zastygłe w przedśmiertnych pozach. Śnieg spływał krwią i kawałkami zmasakrowanych. Stier spojrzał się w bok, widząc jak sprawcy zamieszania odchodzą całą grupą, kierując się na tyły willi. Sam też się odwrócił, chcąc odejść z tego miejsca jak najszybciej…

Zatrzymał się. Natychmiast odwrócił, dostrzegając jedyną osobę która przetrwała. Był to owy brunet, klęczący teraz pośród ciał swoich kuzynów, braci, sióstr. W ręku trzymał pluszowego misia.

Z jego gardła wyszedł najbardziej przeraźliwy, rozpaczliwy i gniewny wrzask, jaki kiedykolwiek było dane słyszeć wampirowi.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Tak krwawe widowisko poruszyło nawet lodowatym sercem Dietera. Bestialstwo, egzekucja w najczystszej formie...

- Pssst... Chodź tu szybko! - krzyknął do bruneta. Wynurzył się bardziej zza drzewa i gestem dłoni przywołał mężczyznę z misiem.

Czekał na jego reakcję.

- Widziałem całe zajście. Chodź, musimy porozmawiać. Nie możesz tu zostać sam, tamci mogą wrócić w każdej chwili. - Głos Dietera przybrał bardziej zniecierpliwioną barwę. - Podejdź, może będę w stanie ci jakoś pomóc.

"Albo ty mnie, mężczyzno z misiem."
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Mężczyzna powoli odwracał się w stronę Dietera. Jego twarz wykrzywiona była w mieszanym grymasie rozpaczy… i nienawiści. Zupełnie nieoczekiwanie, wskazał chudym palcem na swoje oczy.
- Spójrz… nie potrafię już nawet płakać!
Wyrzucił z siebie roztrzęsionym głosem. Chwilę to potrwało, zanim wstał na równe nogi, po czym nadal ściskając misia, podbiegł do kryjówki wampira.
- Czego chcesz frajerze?
Rzucił gniewnie brunet.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

- Jestem kimś, kto mógłby pomóc ci dopełnić zemsty na prześladowcach - Ravnos drążył twarz rozmówcy jedynym okiem. - Wpierw chciałbym usłyszeć od ciebie kilka odpowiedzi.

Dieter przeniósł wzrok na krwawe pobojowisko.

- Kim jesteś? Co to za egzekucja? Kim byli kaci? I, najważniejsze, kto tutaj mieszka i kogo dziś podejmuje? - Ravnos wyrzucił pytania z siebie jednym tchem. - Potem odpowiem na twoje pytania, jeśli masz takowe.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Brunet spojrzał się ze zdziwieniem na wampira, lecz gniew nie opuszczał jego twarzy. Po chwili odezwał się, łagodniejszym tonem, lecz jąkając się lekko.
- Mam na imię Josh… egzekucja… tak, te świry tracą grunt pod nogami, więc myślą że jeśli wytną nas w pień, piekło się o nich nie upomni.
Westchnął. W tym westchnięciu było jednak coś dziwnego, nienaturalnego, jakby musiał się na nie silić.
- Ktoś morduje ludzi szefa tej… bandy. Nie mam pojęcia kto, już im to mówiłem!
Splunął krwią na ziemie, po czym utkwił wzrok w pluszowym misiu.
- Nie mam pojęcia kto nas osaczył… ale na Boga…
Zaczął cedzić przez zęby.
- … zapłacą mi za to co zrobili.
Spojrzał się ponownie na Dietera. Wyglądał jakby się nie golił od wielu nocy, a szczotka do włosów była mu tym bardziej obca.
- Co do tego miejsca, to mieszka w nim jakiś przedstawiciel tej tak zwanej ‘’czystej krwi’’, chodzą słuchy że ma całe miasto w swoich brudnych łapach. Jego najbliżsi słudzy nazywają go ‘’mistrzem’’, choć dla mnie to zwykły śmieć. Podobno organizuje później w nocy jakieś przyjęcie, na które zjedzie się cała śmietanka Chicago…
Wzrok ponownie powędrował mu do misia. Dieter widział jak na jego twarzy zaczyna malować się obojętność… ale oczy zajmował ból.
- Wiesz co jest najśmieszniejsze?
Prychnął pogardliwie.
- Imię które ta szuja nosi…
Przerwał, odrzucając pluszową zabawkę na pokryty krwią śnieg.
- … Kain.
Nie czekając na odpowiedź wampira, ciągnął dalej.
- A teraz mów mi, kim ty do cholery jesteś i co tu ku**a robisz?
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Oko Ravnosa rozszerzyło się ze zdumienia. Powieka drgnęła, mięśnie szczęki ściągnęły.

- Josh... Na imię mam Dieter, nie jestem tu sam - odpowiedział spokojnie, choć imię Kain wibrowało w jego umyśle. - Przybyliśmy w ślad za porwanym kompanem. I, nie ukrywam, planujemy go stąd wyciągnąć.

Dieter spojrzał wymownie na bruneta.

- Każda informacja na temat tutejszego rezydenta, jego obstawy, gości, upodobań jest w cenie. Pomożesz nam, a my pomożemy tobie.

Ravnos wyciągnął potężną dłoń do Josha.

- To jak? Umowa?
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Josh zamrugał oczyma w zdumieniu.
- Jesteś szalony… prawda?
Widząc jednak determinację wampira, wyciągnął swoją dłoń, by uścisnąć jego dłoń.
- Umowa. Wszystko, byle dopiec tym skur***lom.
Spojrzał się za Ravnosa, wypatrując wspomnianych kompanów.
- Pokaż z kim przyszedłeś, to zobaczę czy warto nadstawiać karku dla twojego uwięzionego kumpla.
Uśmiechnął się ponuro, lecz z błyskiem w oku.
- Ale ostrzegam… dawno nie byłem w środku, parę rzeczy mogło się zmienić.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos uśmiechnął się.

- Miło mi to słyszeć. Pozwól za mną. Poznasz pozostałych i omówimy szczegóły.

Dieter rozejrzał się wokół siebie i, upewniwszy się, że nikogo więcej nie ma w pobliżu, wymknął się z kryjówki i pobiegł do miejsca, w którym pozostała trójka wampirów.

- Panowie, to jest Josh. Ma konkretne powody, by nie lubić gospodarza tego miejsca. - Ravnos powiódł dłonią po towarzyszach. - Josh, to moi kompani. Każdy z nich jest specjalistą w swojej dziedzinie - dodał wesoło.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

I to by było na tyle jeśli chodzi o myślenie.
Ostatnim zdaniem przebiegającym przez głowę Malka, które było względnie poukładne, było: 'Mam nadzieję że choć nabawi się odmrożeń'.
A potem nadszedł strach.

Całe ciało wampira wygięło sie nagle, jak wystraszony kot. Mięśnie napięły się do granic możliwości, tak że niemal słychać było jak trzeszczą ścięgna.

Wycie przerażenia zostało stłumione przez maskę, bo gdyby nie to, to skalpele na tacy zaczęłyby chyba drżeć. Przeźliwy dźwięk świdrował jednak tylko jedną czaszkę - należącą do Malakavianina.

Ciche brzęknięcia metalu.

Dokładnie tak samo brzęka katana, kiedy wyciągam ją z saya, przebiegło mu przez myśl.

I znów wszystko zatonęło w panicznym strachu...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Jack DeCroy

Jack spojrzał na mężczyznę którego przyprowadził Dieter do nich. Miał nadzieje że ten ruch nie sprowadzi na nich jeszcze więcej kłopotów. Już mieli ich wystarczająco dużo aby obdarować nimi małe państwo.

- Wróg naszego wroga jest cierniem w jego dup** więc i naszym serdecznym przyjacielem- rzekł Jack ukazując się mężczyźnie. Dobrze zbudowany gangrel, o krótkiej wojskowej fryzurze oraz o Shootgunie trzymanym w potężnych łapach sprawiał groźne wrażenie. Do tego dochodził jego wyraz twarzy, sarkastyczny uśmiech malował się na niej, widać było że był gotowy na wszystko aby jeszcze kilku wysłać do krainy wiecznych łowów...
Zablokowany