[Wampir: Maskarada] Modern Night II

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Czarnoksiężnik wprawdzie nie widział sobowtóra, jak i wyrazu twarzy samego Kociaka, jednak również prychnął śmiechem. Oprócz wampirzej natury, pojawiła się w nim teraz również ta druga, ludzka. Strach. A na walkę z nią śmiech był naprawdę dobrym środkiem. Zamiast roztrząsania dalej kwestii papieru i kredy, zajął się poszukiwaniem czegoś ostrego. Szybko odnalazł w kuchni jakiś nóż i zamknął się w jednym pokoju ze swoimi księgami.
Otworzył jedną z nich na pierwszej stronie. Skupił się, zaczynając medytację i podróż wgłąb siebie. Pomieszczenie nagle stało się chłodne i jakby wyizolowane od reszty świata. Tremere wdał się w trans, a demon w jego ciele rwał swe łańcuchy. Przez moment Erwan znów czuł strach, jednakże pewien rodzaj ekstazy wziął górę.
Krew.
Kap.
Kap.
Dwie krople upadły na księgę, z rozcięcia. Erwan rozszerzył je jeszcze bardziej. Odłożył nóż i drugą ręką zaczął kreślić na księdze jakieś znaki. Łańcuchy puszczały.
Kap, kap, kap.
Pierwsza strona, druga strona, trzecia..... Mag zaczynał szeptać w znanym tylko nielicznym języku. Demon był już prawie wolny, znów przejmował kontrolę nad Erwanem, jednakże tym razem to Kainita był silniejszy. Był coraz w większym transie, upuszczając coraz więcej krwi i ciągle pisząc. Opętany.
Kap, kap kap...

Skończył po godzinie, padając bezwładnie na podłogę.
Obrazek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

- On stwierdza: to nie jest zabawne. On dodaje: taka jest prawda. - popatrzył swoimi niesamowitymi, fioletowymi oczami na Dietera. - On pyta: czy macie inne zamierzenia?

Wampir patrzył na kumpli, zastanawiając się czy Michael będzie wiedział jak dotrzeć do Becketta.

I czy żyje jeszcze Rudy.

I czy żyje jeszcze...

...NIE!

Kociak nagle złapał się za głowę i upadł na kolana, z całych sił walcząc sam ze sobą.

NIE BĘDĘ MYŚLAŁ O BETTY!

Zanim jednak towarzysze zdążyli zareagować, wstał i uspokoił się. Wciąż wodząc po nich fioletowymi oczami, opadł się o ścianę przy oknie i spojrzał przez nie, odwracając głowę. Czekał na ich odpowiedź.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Gdy Kociak wstawał, zimny podmuch powietrza chlusnął ich po twarzach, niczym wiadro lodowatej wody. Cała trójka skamieniała… w domu dało się słyszeć kroki.
Stuk… stuk… stuk…
Jack usztywnił ręce, sięgając powoli po swoją strzelbę. Może to tylko wasza wyobraźnia, zmęczenie, głód czy cokolwiek… ale dało się słyszeć szepty krążące między pustymi pokojami.
Stuk… stuk… stuk…
Kroki były coraz bliżej. Coś huknęło na dachu. Niepokojące, opętańcze pomrukiwania zaczęły was dobiegać z wnętrza domu. Chwila ciszy, wsłuchiwania się w odgłosy…
HUK!
Zesztywniały Jack przeklął się w duchu, dziękując że nie wystrzelił. To piorun uderzył mocno na zewnątrz. Zaraz zimne krople zaczęły uderzać z wielką zaciętością o ziemię, jakby to niebo płakało nad grzesznikami.
Stuk… stuk… stuk…
Tym razem strzelba została wycelowana. Wampir wychwycił źródło dźwięku. Zaraz stanie twarzą w twarz, z czymkolwiek co przyzwał Erwan…


… Cień wyszedł pierwszy, zaś za nim wysoka i chuda jak patyk sylwetka Michaela. Nie wyglądał na zaskoczonego tym co się dzieje, wręcz przeciwnie – wydawał się wsłuchiwać z dziką pasją w ledwo słyszalne jazgoty, oraz upiorny lament.

DeCroy opuścił broń, prychając do siebie. Spojrzał w bok i…
- Kociak!
Było za późno. Wampir wył już głośno z bólu, padając na kolana. Twarz zakrył szponiastymi palcami, rozkładając je jak dwa gigantyczne pająki. Pod opuszkami czuł jak obślizgła, galaretowata larwa pojawiła się na jego czole. Jeszcze przed chwilą była siłą, która zmieniła kolor jego oczu…
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Jack DeCroy

Gdyby w tej chwili Jack miał chwile spokoju zapewne by przeklął tak siarczyście jak nigdy do tej pory. Gdyby miał moment, zapewne wybiłby wszystko w koło choćby dla świętego spokoju. I najważniejsze gdyby miał czas zapewne nie siedziałby teraz po uszy w gównie.

Tak więc gangrel nie miał niczego z powyższych i to chyba najbardziej wnerwiało potomka Kaina. Nie wiedział dlaczego robi to co robi. Jakiś obowiązek wobec towarzysza broni? Chęć obronny kogoś kto mógł uchodzić za przyjaciela? Czy może bohaterski odruch, czyn przepełniony odwagą i poświeceniem...

"Ja pierdo**"- prawdę mówiąc nie było to nic z wymienionych. Spontaniczny odruch którego może żałować zbyt długo ażeby był warty zachodu. Jednak ciało działało odruchowo, mięśnie same pracowały, zdrowy rozsądek został daleko w tyle.

Silny wymach ręki, naładowany lecz zabezpieczony Shootgun szybuje w powietrzu. Lekko zdezorientowany tym faktem Dieter, zapewne zrozumiał. Ktoś musiał to zrobić...

Dzika sylwetka gangrela znalazła się tuż przed Kociakiem. Sekundy płynęły nieubłaganie, czas uciekał... Silny zamach w tył, mięśnie nienaturalnie silnie naprężają się. Żyły tworzą istne rozgałęzienie na rękach i czole wampira. Świst powietrza i potężna dłoń Jacka zaciska się na tym "czymś". Uścisk nabiera na potwornej sile. Druga ręka chwyta ciało Kociaka.

"Zawsze wpakuje się w niezłe gówno..."

Jack szarpnął z całych sił to coś co przyległo do twarzy Kociaka. Miał chociaż nadzieje że wraz z larwą nie wyrwie także głowy Malka.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Ku zdziwieniu Jacka, palce jego wbiły się w samą dziwną larwę. Czuł jak obrzydliwe organy stworzenia chwytają się łapczywie jego skóry, i drążą aż do kości.

Wtedy naszło go dziwne wrażenie… iż jest to ta sama istota, która o mały włos nie pożarła dłoni Dietera. Choć wtedy to nie miało jeszcze kształtu… i zostawili *to* daleko za sobą, w tamtej ciężarówce.
Kociak, co ty do cholery zrobiłeś!?
Wampir szarpnął z całej siły, wzmacniając swoje mięśnie siłą własnej krwi. Kolejne silne szarpnięcie i…

Odleciał do tyłu, niemal wpadając na przerażonego Dietera. Stier chwycił go zanim ten upadł, pomagając odzyskać równowagę. Gangrel spojrzał na swoje dłonie… parę kropli krwi już wydobyło się na powierzchnię, jakby wyssanych przez potwora.

Porażka. Kociak dalej się wił i rzucał w narastającym bólu. Jedyne co uzyskał Jack, to rozrzucenie kilka kawałków stwora po domu…

… zaraz, gdzie się one podziały?
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

No więc to właśnie to...

Niech to szlag.

- On prosi: - głos Kociaka był nadnaturalnie spokojny, biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znalazł - OGIEEEEEEEEEEŃ! - przeszedł jednak w przeszywający wrzask już po chwili.

Nigdy więcej nie dać się zrobić w jajo.

Nigdy więcej.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos zerwał się na równe nogi i pośpiesznie cofnął pod ścianę. Wspomnienie potwornego bólu podczas kontaktu z tym *czymś* wstrząsnęło wampirem. Zacisnął pięści i z niepokojem obserwował całe zajście.

- Nie zbliżaj, czymkolwiek jesteś! Słyszysz?! Nie zbliżaj się!

W oku Dietera zagościł szalony płomień. Spojrzał z wyrzutem na Michaela.

- Z czym do cholery mamy do czynienia? Co TO jest?!

Płomień rozlał się po twarzy Ravnosa i w ciągu kilku sekund objął całe jego ciało.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Szalejące płomienie rozlały się po ciele trupa. Przez chwilę, ten koncentrował się na ogniu trawiącym jego umysł… i zwodzącym oczy innych. Miał nadzieję że zdoła jakoś pomóc Kociakowi, a że nie było pod ręką innego źródła płomieni, postanowił improwizować.

Tymczasem twarz wampira pulsowała. Pulsowanie, to była najbardziej znośna część katuszy jakie przeżywał. Czuł jak dziwne macki wiją się na jego twarzy, a czułki robala wbijają się w jego skórę, rozrywając ją i parząc. Czuł jak istota zdziera z niego tkankę, jak parzy i jak uśmierca komórki. To wszystko mogło minąć, mogło stać się nieważne, zapomniane…

… gdyby *ono* nie wysysało jego krwi. Kociak tego nie widział, ale jego oblicze z bladego, stało się czerwone od nagromadzonej w głowie krwi. Zaczął tracić czucie w kończynach, mdłe otępienie przeszło jego ciało… w głębi duszy krzyczał- ‘’Nie! Nie!’’. Ale słabł z każdą chwilą, czując jak potworne macki wchodzą w jego oczodoły oraz przez usta, sięgają do gardła… nadchodził koniec…

Nagle macki sztywnieją. Puszczają, po chwili gwałtownie się cofając. Nieprzyjemny śluz zalewa twarz wampira. Larwa opada z stłumionym hukiem na podłogę, wydając z siebie chore chluśnięcie.

Za larwą, pada na kolana Kociak. Resztki śluzu kapią na podłogę z czoła Malka. Powoli, drżącymi od szoku rękoma dotyka swojej twarzy… czuje kawałki postrzępionej skóry, parę ostrych i twardych fragmentów swojej… czaszki? Dotyka dalej, czując pod palcami śluz… i wilgoć. Dużo wilgoci. Spogląda z powrotem na swoją dłoń, widząc źródło tej wilgoci… czerwone plamy potwierdziły jego obawy.
Stukanie znowu rozbrzmiewa w pokoju, Michael podszedł do sprawcy tego zamieszania. Spokrewniony zatrzymał się tuż przy nieruchomej larwie, lecz nie dotykając jej butem, czy to z ostrożności, czy z przerażenia. Spojrzał się jedynie w dół na nią, zaś obrzydzenie malowało w jego jedynym oku.
- *To* ma wiele imion, panie Stier. Nie śmiemy nazywać go jego prawdziwym, w obawie o wasze bezpieczeństwo.
Spojrzał z powagę na całą trójkę.
- Można rzecz, że jest *naszym* bratem. A przynajmniej nim było, kiedy jeszcze można było to definiować jako osobę.
Kopnął lekko larwę. Ta nie poruszyła się ani trochę. Wyglądała teraz zupełnie jak jakaś substancja, maź bez kształtu… zupełnie martwa.
- Dam wam jedną radę… nie próbujcie z tym walczyć, gdy będzie w pełni swej postaci… uciekajcie. Jest to monstrum starsze niż ta ziemia, niż nasze najstarsze ruiny… pochodząca z czasów, gdy Klątwa była jeszcze młoda.
Spojrzał się teraz znacząco na Kociaka, wciąż znajdującego się na swych kolanach.
- Zostałeś splugawiony panie Raztargujev. Ojciec z pewnością świadomie obdarzył cię tą mocą… może jeszcze ci się przyda. Pamiętaj, że potwór z którym mamy do czynienia włada tą tajemną siłą, i za każdym razem gdy jej użyjesz, wiedz… że zna cię, i spogląda w ciebie.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Płomienie przygasły, a wyczerpany krwiopijca osunął się po ścianie. Całe zajście, dziwny stwór, tajemnicze słowa Michaela wstrząsnęły Ravnosem. Spojrzał z niesmakiem na leżącego bez ruchu robala, potem na jednookiego i klęczącego Kociaka.

- Raztargujev? Ojciec? Słucham dalej... - wyszeptał, powoli podnosząc się na nogi.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Spojrzał w przestrzeń. Jego oczy wróciły do zwykłego koloru, a wraz z nimi sposób mówienia Kociaka. O ile w jego przypadku można w ogóle mówić o normalności.
- Czymże jest wiek? Czy stara techinka przewyższa młodą? - Kociak wstał z kolan. Wyszczerzył kły. - No dobra, czasem przewyższa. - podszedł do Micheala i szepnął mu coś na ucho, na samej granicy słyszalności, tak że nawet czułe zmysły wampirów nie pozwoliły im usłyszeć co. Potem wyprostował się i spytał:
- No i, Cyklopie, czy możesz pomóc mi z tą twarzą? I tak nie wyglądam zbyt przyjemnie, a teraz to już w ogóle, czyż nie?

Przypomniał sobie swojego ojca...

A potem Betty.

Czas się zająć czymś pożytecznym, a nie myśleniem o przeszłości.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Kociak zdawał się ignorować Dietera. Szaleństwo zaćmiło mu umysł, czy umyślnie chciał zataić prawdę? Cokolwiek to było, żaden z wampirów nie zostawi tego tak sobie…
Michael za to wysłuchał ze spokojem słów krwiopijcy, nawet lekko się uśmiechnął (lecz jak zwykle było widać smutek na jego twarzy). Gdy padła prośba o uzdrowienie ran, ten podniósł dłoń do góry, jakby mówiąc ‘’Nie tak prędko’’.
- Przebyliśmy długą drogę z otchłani do ziem ludzi przeklętych. Nasza moc nie jest z tego świata, lecz nasze ciało wymaga ofiary z krwi, by móc ją zmusić do akcji.
Nie spoglądając się na nikogo, zrobił kilka kroków ku drzwiom, łapiąc zaraz za klamkę. Jego chuda postać stała teraz nieruchomo, nie wykonując nawet najmniejszego ruchu. Po krótkiej chwili dodał…
- Wychodzimy zapolować. Nie wiem kiedy wrócimy, choć nie zamierzamy bawić długo na ulicach… by nie wpaść do rzeki śmierci przepływającej przez to miasto.
Otworzył drzwi, już postawił pierwszy krok, gdy zawahał się. Jeszcze raz przystanął, tym razem oglądając się na trójkę wampirów.
- Postaramy się dotrzec do miejscowych, znaleźć jakąś wskazówkę. Wy… jak widzimy, macie sobie wiele do powiedzenia. Niech Kain ma was w swojej opiece…
I wyszedł, zostawiając potomków nocy samych… z jedynie jękami upiorów i łomotem błyskawic.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Ravnos spojrzał na Malkava z wyrzutem. Zacisnął zęby i powiódł ręką po zgromadzonych.

- Nie uważasz, że mamy prawo znać prawdę, szaleńcze? Żądasz współpracy i zaufania, w zamian okrywając się płaszczem tajemnic? Jak wspomniałem, czekam na słowa wyjaśnienia.

Stał pod ścianą, wpatrując się w Kociaka. Grymas zniecierpliwienia przemknął przez oblicze Dietera.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

- Czy znasz prawdziwy wiek Ratzgujeva? On jest ojcem nas wszystkich, wszystkich, którzy żyjemy w Stanach. Niewielu Błaznów przebywa dalekie odległości. Tylko jeden przebył ocean po to, by tworzyć dzieci. Każdy z nas, który żyje w zasranej Ameryce, jest synem, wnukiem, prawnukiem Ratzgujeva. On jest ojcem nas wszystkich, tak samo jak Malkav, tak samo jak Kain. Wiedza, mój drogi chłopcze, nie boli. Tyle tylko, że trzeba ją zdobywać, ona nie przychodzi sama. - Kociak patrzył na Dietera jak na idiotę, nie znającego podstawowych faktów z historii klanu. - A teraz pójdzimy za przykładem Cyklopa, na głodniaka gorzej się myśli. - i Kociak już stał na progu. - Ach! Jack, będę miał do Ciebie prośbę, żebyś nauczył mnie choć trochę strzelać. Pistolet w lewej ręce okazał się być nadspodziewanie przydatny. - uśmiechnął się, po czym rozpłynął się w cieniach.

To już nie był jego dom, ale to wciąż było jego miasto.

W ciszy przedarł się między kolumnami policji i tłumami zwykłych ludzi, bo drodze nasycając się przypadkowo spotkanymi bezdomnymi - dwoma czy trzema, bo pił bardzo niewiele. Nie można oddalać się zbytnio od ludzkiego dziedzictwa, mimo wszystko. Ale nie to było jego celem. W tym ubraniu nagle źle się poczuł - był zbyt świetlisty jak na to miasto. Musiał coś z tym zrobić. Chciał rozpłynąć się w tym tłumie, stać się taki jak oni, a tym razem wymagało to niestety pozbycia się obecnych ciuchów.
Żałował tego jak rzadko.
Włamał się do jakiegoś lumpeksu, koło którego nikt się nie kręcił. Zwinął z wieszaków stare, czarne spodnie, czarny T-shirt i wytarty, przeraźliwie stary, ale bardzo długi czarny płaszcz. Swoje dotychczasowe ubranie starannie zwinął i schował głęboko na zapleczu, zamierzając wrócić po nie gdy tylko sytuacja się zmieni.
A teraz biegł truchtem w stronę Sears Towers, szukając jakiegoś tępego śmiertelnika w glanach i z łańcuchem, który wyglądałby na jego rozmiar buta.
Kilkadziesiąt minut później, bogatszy łańcuch i wygodne glany, a także poczucie dobrze spełnionego obowiązku, a mianowicie ogłuszenie jakiejś szumowiny połówką cegły, właził na dach tego wciąż najwyższego na świecie - w kategorii wysokość od podstawy do czubka - budynku świata.

Jego dawny dom...
Jego miasto.
Nie jest ważna władza nad tym miastem.
Nie są ważne jego pieniądze.
Liczą się kobiety, które tu są.
I huk który można tu wywołać.

Płaszcz Kociaka, mimo iż przeźliwie ciężki, był teraz gwałtownie szarpany lodowatym wichrem. Szczyt tego piekielnego budynku zawsze był smagany wiatrami, znajdował się bowiem ponad pół kilometra nad ziemią. A sam wampir spoglądał na nocną panoramę Chicago, wdychając świeże powietrze sponad warstwy smogu, i zastanawiając się, z kim, lub czym, przyjdzie się im zmierzyć...

Łańcuch grzechotał, gdy poły płaszcza były odwiewane na boki...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Zarys wielkiej pętli majaczył daleko na dole, zaś setki różnokolorowych światełek migało na niej co chwila. Gdzieś w oddali, niósł się na wietrze jęk syren, gdzie indziej nadal słychać było irytujący odgłos klaksonu. Tam czarna chmura mieszała się z czerwonym płomieniem, gdzie indziej widać było puste ulice, z jedynie latarniami które je oświetlały.
Kropelka vitae spłynęła po wardze wampira. Wciąż miał przed oczyma twarz tego mężczyzny, a raczej dziecka, w którym zatopił swoje pożółkłe kły. Biedny chłopak oddzielił się od swoich przyjaciół, teraz płacił za to cenę, leżąc półżywy na śniegu, w jakimś śmietniku.
Wydzielone dzielnice, niektóre opuszczone, inne spacyfikowane. To było dzisiejsze *Nowe* Chicago. Kociak dostrzegł w oddali Planetarium Adlera. Kiedy był jeszcze młody, jego brat wziął go ze sobą na małą wycieczkę. Co prawda, starał się wtedy też o względy pewnej dziewczyny, którą zabrał ze sobą, więc młody Kleofas zszedł na drugi plan… jednak zapamiętał dobrze to miejsce.
Gdzie indziej, rozpoznał układ ulic, przypominając sobie skromną knajpkę – jego ulubioną- do której zwykł chodzić podczas lat nauki. Pamiętał zapach jaki towarzyszył temu miejscu… orzeźwiający zapach świeżej kawy, mieszany z rannym, wilgotnym powietrzem. W upalne dni to miejsce miało świetną wentylację… otwierano wszystkie drzwi i okna, i ustawiano elektryczne wiatraki. Właścicielka – stara Francuzka- bardzo gustowała w Jazzie, więc subtelne dźwięki saksofonu zawsze wypełniały to miejsce. Panowała tam atmosfera spokoju oraz refleksji. Idealne miejsce na ciężkie poranki, lub na relaks po wyczerpującym dniu.

Francuzka zmarła tydzień przed wyjazdem Kleofasa. Jej dzieci nie mogły dojść do porozumienia co do spadku, ostatecznie jednak kawiarnię sprzedano. Teraz stoi tam McDonald, zaś tłumy dzieciaków maszerują do niego codziennie… firma wychowała nowe pokolenie konsumentów, stare zostawiając nostalgii i trudom dorosłego życia.

Wiatr muskał jego policzki, szczypiąc niedawne rany. Zamknął oczy, przypominając sobie dawny widok…

Stał tu, lecz nie sam. Obok stała jego dziew- STOP! Trzymali się za ręc- STOP! Mieli zamknięte oczy, mimo że przyszli tu podziwiać wschód słońca… Kociak teraz żałował, że nie było mu dane widzieć tego wschodu. Żałował że nie mógł patrzeć jak gasną światła, jak promienie słońca zaczynają się odbijać od szyb, odbijać od rosy i od kałuż. Żałował, że nie widział jak błogosławione światło wypełnia ulice pomiędzy małymi domkami, spoczywającymi spokojnie, tuż pod olbrzymimi drapaczami chmur.
Nagle zdał sobie sprawę… jak bardzo chciałby cofnąć czas. Jeszcze raz z nią tu stać, lecz… otworzyć oczy! Patrzeć na to piękno, choć okupione łzami i ludzką krzywdą… patrzeć i dziwić się! Chciałby chwycić ją mocniej za dłoń, poczuć słodki zapach jej skóry, usłyszeć jej kojący głos, podziwiać narodziny nowego dnia!

Ale to była już noc. Tak bardzo nie chciał otwierać oczu. Nie było jej obok niego, nie było wschodu słońca, nie było już tamtego życia. Chciał płakać, chciał upaść na kolana i wyć do Boga o przebaczenie… ale nie mógł. Nie… miasto płonie, a jemu… jemu już nikt życia nie wróci. Nie ma przebaczenia, nie ma drugiej szansy.

- Mam nadzieję że nie przeszkadzam…?
Kociak prawie podskoczył, lecz zachował zimną krew. Nie okazywał zdziwienia, choć był zbyt zaskoczony by się poruszyć. Przeklął w myślach samego siebie, że dał się tak zajść od tyłu na własnym podwórku. Odruchowo sięgnął ku plecom… Cholera!
Nie zabrał broni.
Za jego plecami rozległy się kroki, tłumione przez świst wiatru. Zdesperowany wampir, wiedząc że jest na straconej pozycji, odwrócił się do wroga, chcąc przynajmniej zobaczyć z kim ma do czynienia. Lekka mgła zasłaniała postać, i choć Kociak do najspostrzegawszych nie należał, udało mu się dostrzec parę szczegółów. Spostrzegł długi, ciemny (choć bardzo przypominał kolorem brązowy) płaszcz, opadający do kolan postaci. Mógł się mylić, ale przybysz był zbyt chudy –prawie patykowaty- żeby być śmiertelnikiem. No i głos, który z pewnością należał do mężczyzny… opanowany, z zauważalnym angielskim akcentem i bardzo brytyjską wymową.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Obserwatorium... Kleofas... NIE! Już nie Kleofas. Trzeba poprawić wspomnienia. Funkcja f(t) w układzie współrzędnych (imię,nazwisko) dla mnie przeszła z Kleofas Olgierd Tymoteusz, Rzątkowski na Kociak, Ślepy. I tak musi zostać. Oś t jest skierowana, i to się nie zmieni.

Ale f(t) jest okresowa, prawda? Bo historia kołem się...

...Kto, do cholery?

Hm.... czyżby jacyś nasi znajomi, w jednej osobie?

- Szczerze mówiąc, mój tok myślenia i tak już się urwał. Teraz więc możecie, towarzyszu, zacząć mówić. - Kociak uśmiechnął się lekko, oceniając odległość do krawędzi dachu. Wiedział, że w razie ataku jest dlań tylko jedna nadzieja.

Wysokość.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Wampir rzucił wzrokiem ku krawędzi. Kwaśny grymas pojawił się na jego twarzy. Jeśli skoczy choć centymetr za daleko, to nie będzie nawet co po nim zbierać. Nie widząc lepszego rozwiązania, czekał na przyjazną (a przynajmniej nie wrogą) reakcję nieznajomego. Tymczasem on stał przed nim w milczeniu, nadal spowity mgłą…

Przez ułamek sekundy, przez krótką chwilę, Kociakowi zdało się że widzi… jak światło odbija się w okularach mężczyzny. Przynajmniej miał nadzieję że to okulary…
- Myślałem że to ty raczysz mówić… niewiele osób tu kiedykolwiek wchodzi, zwłaszcza ostatnimi czasy.
Przerwał na moment. Malk zacisnął pięści… już nieraz słyszał podobne rozmowy.
- A planowałem tą noc spędzić w samotności, z dala od wścibskich oczu…
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Nie ma sensu ryzykować. Nie ma szans? Zawsze są. W końcu, nie będzie to pierwszy raz kiedy będzie biegał.

Ani pierwsza jego bójka na pięści...
...Szkoła. Luty. Wtedy już byłem z Betty... Szliśmy we dwóch, z Rudym, wracaliśmy do domów. Wtedy wyleźli tamci, we czterech. Poznałem jednego z nich, on też startował do Betty. I teraz postanowił odegrać się za to, że to mnie się udało, a nie jemu. Problem polegał na tym, że nas otoczyli. Nie było innego wyjścia. Stanęliśmy z Rudym plecami do siebie, i czekaliśmy aż przyjdą.
Wyszedłem z tego z paroma sińcami. Współpraca z Rudym układa się doskonale, ja przewracałem ich na ziemię, a on glanował leżących. Zrezygnowali już po pierwszym chrupnięciu pękającego piszczela.

Tylko że teraz nie było Rudego.

- Och. Przepraszam, ale i ja, towarzyszu, miałem taki właśnie pomysł. Niestety, Sears Towers dziś jest niezwykle zatłoczone ludźmi szukającymi samotności, czyż nie? - Kociak uśmiechnął się lekko, obchodząc nieznajomego bokiem, tak by nie stać nad krawędzią. Umysł pracował szaleńczo, opracowując kolejne warianty rozwoju sytuacji.
Szachy. Król, przeciw... Czemuś. Sprawdzać? Nie warto...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Zablokowany