[WH - Freestyle] Drużyna Pierwsza
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
Parsival Gaveriell Galadium
-Gdzie jest chory?- Spytał się słabym głosem. Braga który wszedł za nim pochylił delikatnie głowę i ściągnął swój czerwony kapelusz... dokładnie w tej samej chwili Parsival uczynił to samo. Rozejżał się po pokoju spodziewając się że zobaczy chorego.
-Gdzie jest chory?- Spytał się słabym głosem. Braga który wszedł za nim pochylił delikatnie głowę i ściągnął swój czerwony kapelusz... dokładnie w tej samej chwili Parsival uczynił to samo. Rozejżał się po pokoju spodziewając się że zobaczy chorego.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Majtek
- Posty: 120
- Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Pewniak
Anthony ucieszył się gdy zobaczył na powrót chłopaka, tym bardziej, że nie wracał sam.
Łucznik spojrzał na przybyłych. Z pewnością nie wyglądali na medyków. Jeden podobny do drugiego, a obaj wyglądający niczym cyrkowcy.
"Fabulous freeks" - przeszło mu przez głowę - tak nazywano róznych cudakow, którzy podróżowali od jednej do drugiej albiońskiej village, zabawiając prostą ludność swoimi niezwykłymi umiejętnościami.
- Tędy, chodźcie za mną! - powiedział w stronę przybyłych.
- Jesteście medykami? Mój kompan uderzył się silnie w głowę i oleum mu się pomieszało i teraz strasznie się z niego ulewa i oczy mu cały czas uciekają.
Anthony pomyślał, że póki co nie potrzeby zdradzać sposobu w jaki kompan faktycznie uderzył się w głowę.
Anthony ucieszył się gdy zobaczył na powrót chłopaka, tym bardziej, że nie wracał sam.
Łucznik spojrzał na przybyłych. Z pewnością nie wyglądali na medyków. Jeden podobny do drugiego, a obaj wyglądający niczym cyrkowcy.
"Fabulous freeks" - przeszło mu przez głowę - tak nazywano róznych cudakow, którzy podróżowali od jednej do drugiej albiońskiej village, zabawiając prostą ludność swoimi niezwykłymi umiejętnościami.
- Tędy, chodźcie za mną! - powiedział w stronę przybyłych.
- Jesteście medykami? Mój kompan uderzył się silnie w głowę i oleum mu się pomieszało i teraz strasznie się z niego ulewa i oczy mu cały czas uciekają.
Anthony pomyślał, że póki co nie potrzeby zdradzać sposobu w jaki kompan faktycznie uderzył się w głowę.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
Parsival Gaveriell Galadium
Zobaczył chorego... uuu... nie dobrze... ma wszy... brudne uszy... i trzepniętą czachę. Wydał fachowy opis. Mam tu coś co mu pomoże. Najpierw wszy. Wyciągnął jemiołę. Odmówił krótką modlitwę po której jemioła zniknęła. Wszy zniknęły z chorego. A teraz czaszka. Wyciągnął z torby bandaż. Odwrócił delikatnie chorego i przemył mu głowę wodą z bukłaka. Była w nim woda z dodatkami odkarzającymi... same naturalne składniki. Pomagało na nieświerzy oddech. Osuszył ranę po czym obwiązał ją bandzarzem. Na koniec dał mu liść ekchtelionu. Słaby narkotyk o właściwościach przeciw bólowych. No. Jak panom na imię?
Zobaczył chorego... uuu... nie dobrze... ma wszy... brudne uszy... i trzepniętą czachę. Wydał fachowy opis. Mam tu coś co mu pomoże. Najpierw wszy. Wyciągnął jemiołę. Odmówił krótką modlitwę po której jemioła zniknęła. Wszy zniknęły z chorego. A teraz czaszka. Wyciągnął z torby bandaż. Odwrócił delikatnie chorego i przemył mu głowę wodą z bukłaka. Była w nim woda z dodatkami odkarzającymi... same naturalne składniki. Pomagało na nieświerzy oddech. Osuszył ranę po czym obwiązał ją bandzarzem. Na koniec dał mu liść ekchtelionu. Słaby narkotyk o właściwościach przeciw bólowych. No. Jak panom na imię?
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Marynarz
- Posty: 203
- Rejestracja: sobota, 20 stycznia 2007, 21:21
- Numer GG: 2894983
- Lokalizacja: z przypadku
- Kontakt:
Evereth
Evereth przytupywała nogą ze zniecierpliwienia. Jednak drzwi się wreszcie otworzyły, a mieszkanka tegoż pokoju zaprosiła ich do srodka. Mijając ją w drzwiach Evereth uprzejmie skinęła głową. Kobieta usiadla na skraju swojego łóżka, Kessen i Evereth zas na krzesłach, które zostały im wskazane.
- Zatem słucham – powiedziała krótko.
Kessen już podnosił się i otwierał usta aby cos powiedzieć, ale Evereth go ubiegła. Wychyliła się do przodu i wygiągając rękę rzekła:
- Evereth Arius.
- Kage, tyle powinno Ci wystarczyć – uscisnęła krótko dłoń Evereth i spojrzała znacząco na pająka na jej rękawiczce.
- Więc już wyjasniam co tutaj robię. Przyjechałam do miasta zaledwie kilka dni temu. Trudno ocenić, czy z ciekawosci, czy z nudów postanowiłam skorzystać z usług wróżki. Trafiłam do niejakiej Mariny, która na początku gadała bez ładu i składu, ale kiedy już miałam wychodzić powiedziała, bym uważała na Skorpiona, przebywajacego w miescie – Evereth mówiła powoli, dokładnie wymawiając każde słowo – to mnie zainteresowało, i nie czekałam długo. Wczoraj późnym wieczorem, jej namiot odwiedził podejrzany mężczyzna – ruchem głowy wskazała na Kessena – rano wróciłam znów do Mariny i już miałam wejsć, ale usłyszałam czyjąs przyciszoną rozmowę. Kiedy wreszcie opuscił namiot, poszłam za nim i trafiłam tutaj. Ale chyba bardziej zainteresuje Cię, Pani, to czego dowiedział się ten osobnik – znów wskazała Kessena z rozbawieniem na twarzy.
Kessen spojrzał na Evereth z wyrzutem.
- Hrabia Ecthelion zamawiał pyłek Scrylli, który... – zaczął bez zbędnego wstępu, ale Evereth przerwała mu
- Który w połączeniu z kwiatem lotosu i dobrym alchemikiem da nam wspaniałą truciznę. Nikt nie połapie się, że ofiara została zamordowana.
- Skoro dzis o swicie odebrał je z portu sekretarz Ectheliona – znów przemówił Kessen – i pospieszył z tym bezposrednio do Marcusa, to mamy około...
- Dwóch dni – dokończyła Evereth patrząc na Kessena z rozbawieniem i złosliwym błyskiem w oku. – I tu znów pojawia się pytanie, dlaczego ja się tu pojawiłam? Ponieważ mogę Pani zagwarantować, że ktokolwiek naraził się Pani do tego stopnia, że powinien umrzeć, to ja mogę zrobić to dwa razy szybciej, trzy razy subtelniej niz nawet Kryształki Błogiego Snu, no i przedewszystkim dziesiec razy lepiej niz nasz przyjaciel Skorpion. Oni nie znają się na rzeczy – zasmiała się.
- Nie martw się, i tak Cie nie lubie – Kessen odparł z przekąsem.
- To jak? – Evereth zignorowała złosliwą uwagę na swój temat – Czy przydam się na cos?
Evereth przytupywała nogą ze zniecierpliwienia. Jednak drzwi się wreszcie otworzyły, a mieszkanka tegoż pokoju zaprosiła ich do srodka. Mijając ją w drzwiach Evereth uprzejmie skinęła głową. Kobieta usiadla na skraju swojego łóżka, Kessen i Evereth zas na krzesłach, które zostały im wskazane.
- Zatem słucham – powiedziała krótko.
Kessen już podnosił się i otwierał usta aby cos powiedzieć, ale Evereth go ubiegła. Wychyliła się do przodu i wygiągając rękę rzekła:
- Evereth Arius.
- Kage, tyle powinno Ci wystarczyć – uscisnęła krótko dłoń Evereth i spojrzała znacząco na pająka na jej rękawiczce.
- Więc już wyjasniam co tutaj robię. Przyjechałam do miasta zaledwie kilka dni temu. Trudno ocenić, czy z ciekawosci, czy z nudów postanowiłam skorzystać z usług wróżki. Trafiłam do niejakiej Mariny, która na początku gadała bez ładu i składu, ale kiedy już miałam wychodzić powiedziała, bym uważała na Skorpiona, przebywajacego w miescie – Evereth mówiła powoli, dokładnie wymawiając każde słowo – to mnie zainteresowało, i nie czekałam długo. Wczoraj późnym wieczorem, jej namiot odwiedził podejrzany mężczyzna – ruchem głowy wskazała na Kessena – rano wróciłam znów do Mariny i już miałam wejsć, ale usłyszałam czyjąs przyciszoną rozmowę. Kiedy wreszcie opuscił namiot, poszłam za nim i trafiłam tutaj. Ale chyba bardziej zainteresuje Cię, Pani, to czego dowiedział się ten osobnik – znów wskazała Kessena z rozbawieniem na twarzy.
Kessen spojrzał na Evereth z wyrzutem.
- Hrabia Ecthelion zamawiał pyłek Scrylli, który... – zaczął bez zbędnego wstępu, ale Evereth przerwała mu
- Który w połączeniu z kwiatem lotosu i dobrym alchemikiem da nam wspaniałą truciznę. Nikt nie połapie się, że ofiara została zamordowana.
- Skoro dzis o swicie odebrał je z portu sekretarz Ectheliona – znów przemówił Kessen – i pospieszył z tym bezposrednio do Marcusa, to mamy około...
- Dwóch dni – dokończyła Evereth patrząc na Kessena z rozbawieniem i złosliwym błyskiem w oku. – I tu znów pojawia się pytanie, dlaczego ja się tu pojawiłam? Ponieważ mogę Pani zagwarantować, że ktokolwiek naraził się Pani do tego stopnia, że powinien umrzeć, to ja mogę zrobić to dwa razy szybciej, trzy razy subtelniej niz nawet Kryształki Błogiego Snu, no i przedewszystkim dziesiec razy lepiej niz nasz przyjaciel Skorpion. Oni nie znają się na rzeczy – zasmiała się.
- Nie martw się, i tak Cie nie lubie – Kessen odparł z przekąsem.
- To jak? – Evereth zignorowała złosliwą uwagę na swój temat – Czy przydam się na cos?
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Majtek
- Posty: 120
- Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Pewniak
Hola! - chciał krzyknąć, ale nie zdążył. Jemioła, którą dziwak w czerwonym płaszczu trzymał nad głową Zaknafeina nagle zniknęła.
Anthony odruchowo zrobił dwa kroki w tył, poszukał wzrokiem swojego tobołka, gdzie leżał łuk, a prawa ręka powoli wsunęła się pod kaftan na plecach.
- Kimże jesteście do diaska! Co wy tu wyprawiacie? Nie wyglądacie mi na medyków, a raczej na jakichś kuglarzy!
Pewniak ocenił dystans jaki musiałby pokonać, aby chwycić łuk. Było zbyt daleko. Ten w zielonym płaszczu z pewnoscią zdążyłby mu zastąpić drogę, zresztą i tak nie miałby czasu aby założyć cięciwę.
Cały czas poruszając się spokojnie i powoli ustawił się tak, aby znaleźć się pomiędzy nowymi przybyszami a drzwiami. Miał nadzieję, że Livrian odczyta o co mu chodzi.
Hola! - chciał krzyknąć, ale nie zdążył. Jemioła, którą dziwak w czerwonym płaszczu trzymał nad głową Zaknafeina nagle zniknęła.
Anthony odruchowo zrobił dwa kroki w tył, poszukał wzrokiem swojego tobołka, gdzie leżał łuk, a prawa ręka powoli wsunęła się pod kaftan na plecach.
- Kimże jesteście do diaska! Co wy tu wyprawiacie? Nie wyglądacie mi na medyków, a raczej na jakichś kuglarzy!
Pewniak ocenił dystans jaki musiałby pokonać, aby chwycić łuk. Było zbyt daleko. Ten w zielonym płaszczu z pewnoscią zdążyłby mu zastąpić drogę, zresztą i tak nie miałby czasu aby założyć cięciwę.
Cały czas poruszając się spokojnie i powoli ustawił się tak, aby znaleźć się pomiędzy nowymi przybyszami a drzwiami. Miał nadzieję, że Livrian odczyta o co mu chodzi.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Aria
Zaspana nie zauważyła w pierwszej chwili Berna. Gdy znalazł się w zasięgu jej zaspanych oczu zdziwiła się niezmiernie, ale nie miała jak tego okazać, bo w tej chwili ziewnęła przeciągle... I drzwi stanęły otworem w chwili, gdy dziewczyna z wyraźnie sennym wyrazem twarzy zamykała jadaczkę i przecierała oczy. Pierwsze słowa Kage były dla niej zupełnie niezrozumiałe. Aria wybąkała parę słów na przywitanie dodając pod swoim adresem parę ostrzejszych wyrazów, by zmusić się do jaśniejszego myślenia. Dwie prawie nieprzespane noce z rzędu to jednak za dużo dla jej młodego organizmu. Klapnęła na wskazanym krześle. Kolejne wypowiedziane przez ich pracodawczynię zdanie natychmiast rozbudziło dziewczynę. Od wczorajszego wieczoru nie jadła nic o czym jej żołądek nie omiaeszkał głośno przypomnieć. Była głodna jak stado wilków.
- No fajnie byłoby coś zjeść - powiedziała cicho. Zaraz jednak zmieniła ton i postawę. W normalnym dialogu nieśmiała w interesach butna i sarkastyczna... - Sprawa jest jasna - wzruszyła ramionami. - Miejski szczur odwiedził gniazdo - na jej twarzy pojawił się drwiący usmiech nie skierowany jednak do nikogo z obecnych. - Oto czego można się dowiedzieć pospiesznie w jedna noc: po mieście krążą zabójcy z Klanu Pająka i z Gildii Skorpiona. Nawet zwykły żebrak wie, ze oni nie polują na byle płotki... Hmm... To mi przypomina tego gagatka w karczmie co to się sztyletami bawił... Kiedyś się skaleczy - zachichotała pod nosem. - Jest bardzo pewny siebie - powiedziała stanowczo. - Niech sie modli, by któreś z dzieci nocy obrobiło go z tych świecidełek to nie będzie się tak rzucał w oczy jak pijany bard... - rzuciła chłodno. - Kolejna rzecz to wieści z Wieży Magii. Srebrnowłosa niewiasta wykołowała wielkich mędrców i zwinęła im sprzed nosa kilka magicznych drobiazgów - uśmiech, który wykwitł, a jej twarzy świadczył o tym, że chciałaby poznać tę kobietę/dziewczynę kimkolwiek ona jest. Po chwili zmęczenieodezwało się na nowo i dziewczyna ziewnęła zakrywając usta dłonią i mrużąc oczy. Otrząsnęła się i podniosła wzrok na Kage. - Na dziś proszę o jakieś jasne polecenie. Chwilowo nie wyciagnę nic więcej z tej bezładnej bandy co to się po zaułkach włóczy... Żeby zdobyc więcej informacji trzeba poszukać u jakichś bardziej zorganizowanych grup... - powiedziała tłumiąc kolejne ziewnięcie.
Zaspana nie zauważyła w pierwszej chwili Berna. Gdy znalazł się w zasięgu jej zaspanych oczu zdziwiła się niezmiernie, ale nie miała jak tego okazać, bo w tej chwili ziewnęła przeciągle... I drzwi stanęły otworem w chwili, gdy dziewczyna z wyraźnie sennym wyrazem twarzy zamykała jadaczkę i przecierała oczy. Pierwsze słowa Kage były dla niej zupełnie niezrozumiałe. Aria wybąkała parę słów na przywitanie dodając pod swoim adresem parę ostrzejszych wyrazów, by zmusić się do jaśniejszego myślenia. Dwie prawie nieprzespane noce z rzędu to jednak za dużo dla jej młodego organizmu. Klapnęła na wskazanym krześle. Kolejne wypowiedziane przez ich pracodawczynię zdanie natychmiast rozbudziło dziewczynę. Od wczorajszego wieczoru nie jadła nic o czym jej żołądek nie omiaeszkał głośno przypomnieć. Była głodna jak stado wilków.
- No fajnie byłoby coś zjeść - powiedziała cicho. Zaraz jednak zmieniła ton i postawę. W normalnym dialogu nieśmiała w interesach butna i sarkastyczna... - Sprawa jest jasna - wzruszyła ramionami. - Miejski szczur odwiedził gniazdo - na jej twarzy pojawił się drwiący usmiech nie skierowany jednak do nikogo z obecnych. - Oto czego można się dowiedzieć pospiesznie w jedna noc: po mieście krążą zabójcy z Klanu Pająka i z Gildii Skorpiona. Nawet zwykły żebrak wie, ze oni nie polują na byle płotki... Hmm... To mi przypomina tego gagatka w karczmie co to się sztyletami bawił... Kiedyś się skaleczy - zachichotała pod nosem. - Jest bardzo pewny siebie - powiedziała stanowczo. - Niech sie modli, by któreś z dzieci nocy obrobiło go z tych świecidełek to nie będzie się tak rzucał w oczy jak pijany bard... - rzuciła chłodno. - Kolejna rzecz to wieści z Wieży Magii. Srebrnowłosa niewiasta wykołowała wielkich mędrców i zwinęła im sprzed nosa kilka magicznych drobiazgów - uśmiech, który wykwitł, a jej twarzy świadczył o tym, że chciałaby poznać tę kobietę/dziewczynę kimkolwiek ona jest. Po chwili zmęczenieodezwało się na nowo i dziewczyna ziewnęła zakrywając usta dłonią i mrużąc oczy. Otrząsnęła się i podniosła wzrok na Kage. - Na dziś proszę o jakieś jasne polecenie. Chwilowo nie wyciagnę nic więcej z tej bezładnej bandy co to się po zaułkach włóczy... Żeby zdobyc więcej informacji trzeba poszukać u jakichś bardziej zorganizowanych grup... - powiedziała tłumiąc kolejne ziewnięcie.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Bern Tulop
Wszedł do pokoju ciągle się uśmiechając wpuszczając przed sobą dziewczynę. Bez zbędnych słów usiadł tam gdzie wskazała mu obecna chlebodawczyni. Rozejrzał się po pomieszczeniu słuchając uważnie, czego ciekawego dowiedziała się ta mała. Gdy tylko skończyła z lekką konsternacją odpowiedział na ciche acz uszczypliwe aluzje nawiązujące do jego niefortunnej wypowiedzi z poprzedniego wieczoru.
- Moja droga, mam nadzieję, że nie poczułaś się urażona, a jeśli tak to że mi wybaczysz i nie będziesz mi tego wypominać zbyt długo.
Zdziwiony wzrok Kage mówił jasno, że nie do końca rozumiała o co tutaj chodzi, wszak poszła już na górę, gdy ustalali resztę szczegółów.
-Obawiam się pani Kage iż nasza obecna towarzyszka wzięła zbytnio do siebie moją wczorajszą wypowiedź. Zapytałem tylko czy jest ktoś, kto zna to gniazdo szczurów lepiej niż własna kieszeń. Obawiam się, że przyrównanie Nuln do gniazda szczurów nie było najlepszym pomysłem, na jaki ostatnio wpadłem. Jakkolwiek zgodnie z interpretacją tej młodej damy pani również powinna się poczuć zeszczurzona, gdyż zakładam ze lata w akademii zapewniły dogłębne poznanie miasta nie tylko z tej jasnej strony.
Przepraszający uśmiech wykwitł na twarzy uzdrowiciela, gdy z niemym zapytaniem odwrócił się znów w kierunku Arii. Po chwili jego twarz nabrała poważnego wyrazu, po raz pierwszy od czasu wyjścia z poprzedniej karczmy.
-Wracając jednak do sprawy, jak już zawiadomiłem wcześniej, chwilowo komitet powitalny znajduje się pod Złamanym Kołem. Chwilowo zostawiłem tam tego ponurego maga, łucznika i jego elfiego znajomego. Powiedział, że ma smykałkę do ognia. Będę dostępny przez cały czas w tamtym miejscu aż do czasu przybycia naszego gościa. Potem spróbuje załatwić pokój w pobliżu, najwyżej kilka minut drogi stąd, tak dziwna kompania jak my skoncentrowana w takim miejscu jak to byłaby co najmniej... dziwna. Niedługo będę wracał do tamtych, obawiam się ze w połączeniu, gdyby zrobiło się gorąco, mogliby zmieść z pół kwartału. Zwłaszcza gdyby ognie tego elfa dotarły do beczek ze spirytusem, a w pobliżu bramy tego sporo. Nie potrzebujemy rozgłosu a takie coś raczej przyciągnęłoby uwagę. Wybaczcie znowu się rozgadałem.
Zamyślił się na chwilę zagryzając przy tym dolną wargę. Wpadł na jeszcze jeden pomysł.
Livrian jest elfem pani, niezbyt często zdarzało mi się leczyć kogoś z ich ludu, czy można ich otruć tak samo jak człowieka, a może są mniej lub bardziej odporni na to i owo. Nie można wykluczyć żadnej opcji wiec wolałbym nie natknąć się na żadne jeszcze nieprzyjemniejsze niespodzianki. Gdyby było trzeba mógłbym usunąć z jego organizmu truciznę bez sięgania do ziół i odtrutek, ale wolałbym tego nie robić dopóki możliwe będą zwykłe środki.
Rozgadał się coś ostatnio, to musiało być przez kobiety, za dużo się ich tu kręci żeby go nie rozpraszały. "Ciekawe, co tam u Drei", pogładził w zamyśleniu pasek swojej torby zrobionej kiedyś specjalnie dla niego przez jego ulubioną kuzynkę. "Na pewno zadba o siebie jak to ona, możeby tak jak cała ta awantura się skończy zajrzeć do niej i sprezentować jej jakąś nową figurkę, zawsze bawiły ją te jego cacuszka."
Spokojnie czekał na odpowiedź Kage i ewentualna deklarację przebaczenia ze strony Arii, wolał nie zaczynać współpracy od takiego faux pass.
Wszedł do pokoju ciągle się uśmiechając wpuszczając przed sobą dziewczynę. Bez zbędnych słów usiadł tam gdzie wskazała mu obecna chlebodawczyni. Rozejrzał się po pomieszczeniu słuchając uważnie, czego ciekawego dowiedziała się ta mała. Gdy tylko skończyła z lekką konsternacją odpowiedział na ciche acz uszczypliwe aluzje nawiązujące do jego niefortunnej wypowiedzi z poprzedniego wieczoru.
- Moja droga, mam nadzieję, że nie poczułaś się urażona, a jeśli tak to że mi wybaczysz i nie będziesz mi tego wypominać zbyt długo.
Zdziwiony wzrok Kage mówił jasno, że nie do końca rozumiała o co tutaj chodzi, wszak poszła już na górę, gdy ustalali resztę szczegółów.
-Obawiam się pani Kage iż nasza obecna towarzyszka wzięła zbytnio do siebie moją wczorajszą wypowiedź. Zapytałem tylko czy jest ktoś, kto zna to gniazdo szczurów lepiej niż własna kieszeń. Obawiam się, że przyrównanie Nuln do gniazda szczurów nie było najlepszym pomysłem, na jaki ostatnio wpadłem. Jakkolwiek zgodnie z interpretacją tej młodej damy pani również powinna się poczuć zeszczurzona, gdyż zakładam ze lata w akademii zapewniły dogłębne poznanie miasta nie tylko z tej jasnej strony.
Przepraszający uśmiech wykwitł na twarzy uzdrowiciela, gdy z niemym zapytaniem odwrócił się znów w kierunku Arii. Po chwili jego twarz nabrała poważnego wyrazu, po raz pierwszy od czasu wyjścia z poprzedniej karczmy.
-Wracając jednak do sprawy, jak już zawiadomiłem wcześniej, chwilowo komitet powitalny znajduje się pod Złamanym Kołem. Chwilowo zostawiłem tam tego ponurego maga, łucznika i jego elfiego znajomego. Powiedział, że ma smykałkę do ognia. Będę dostępny przez cały czas w tamtym miejscu aż do czasu przybycia naszego gościa. Potem spróbuje załatwić pokój w pobliżu, najwyżej kilka minut drogi stąd, tak dziwna kompania jak my skoncentrowana w takim miejscu jak to byłaby co najmniej... dziwna. Niedługo będę wracał do tamtych, obawiam się ze w połączeniu, gdyby zrobiło się gorąco, mogliby zmieść z pół kwartału. Zwłaszcza gdyby ognie tego elfa dotarły do beczek ze spirytusem, a w pobliżu bramy tego sporo. Nie potrzebujemy rozgłosu a takie coś raczej przyciągnęłoby uwagę. Wybaczcie znowu się rozgadałem.
Zamyślił się na chwilę zagryzając przy tym dolną wargę. Wpadł na jeszcze jeden pomysł.
Livrian jest elfem pani, niezbyt często zdarzało mi się leczyć kogoś z ich ludu, czy można ich otruć tak samo jak człowieka, a może są mniej lub bardziej odporni na to i owo. Nie można wykluczyć żadnej opcji wiec wolałbym nie natknąć się na żadne jeszcze nieprzyjemniejsze niespodzianki. Gdyby było trzeba mógłbym usunąć z jego organizmu truciznę bez sięgania do ziół i odtrutek, ale wolałbym tego nie robić dopóki możliwe będą zwykłe środki.
Rozgadał się coś ostatnio, to musiało być przez kobiety, za dużo się ich tu kręci żeby go nie rozpraszały. "Ciekawe, co tam u Drei", pogładził w zamyśleniu pasek swojej torby zrobionej kiedyś specjalnie dla niego przez jego ulubioną kuzynkę. "Na pewno zadba o siebie jak to ona, możeby tak jak cała ta awantura się skończy zajrzeć do niej i sprezentować jej jakąś nową figurkę, zawsze bawiły ją te jego cacuszka."
Spokojnie czekał na odpowiedź Kage i ewentualna deklarację przebaczenia ze strony Arii, wolał nie zaczynać współpracy od takiego faux pass.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Majtek
- Posty: 120
- Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Pewaniak
"Kapłanem druidzkim" - te słowa odbijały się głośnym echem w głowie Anthonego. Łucznika zlał zimny pot, a nogi się pod nim ugięły.
- Yhm... - jęknął z bólem - jesteś zapewne jak nasi albiońscy szamani, którzy ustawili wielki kamienny krąg.
Anthony nigdy nie spotkał druida, ale wiedział, że sa to potężni czarownicy, którzy potrafią czerpać swoją moc z nieograniczonych źródeł natury. W Albionie druidów bano się. Anthony pamiętał jak mama, kiedy był niegrzeczny, straszyła go, że jeśli się nie poprawi, to przyjdą druidy ze złotymi sierpami i zamkną go w wiklinowej klatce.
Kiedy Pewniak opuścił sklepik państwa Buchant by uczyć się na myśliwego poznał obrządek Taala. Jako wyznawca Pana Dzikich Ostępów wiedział, że druidzi nie mają nic wspólnego z mrocznymi mocami, jak to niekiedy zwykło się uważać, ale zawsze obawiał się ich, ponieważ moce nad którymi starali się panować, były niewyobrażalne.
"Kapłanem druidzkim" - te słowa odbijały się głośnym echem w głowie Anthonego. Łucznika zlał zimny pot, a nogi się pod nim ugięły.
- Yhm... - jęknął z bólem - jesteś zapewne jak nasi albiońscy szamani, którzy ustawili wielki kamienny krąg.
Anthony nigdy nie spotkał druida, ale wiedział, że sa to potężni czarownicy, którzy potrafią czerpać swoją moc z nieograniczonych źródeł natury. W Albionie druidów bano się. Anthony pamiętał jak mama, kiedy był niegrzeczny, straszyła go, że jeśli się nie poprawi, to przyjdą druidy ze złotymi sierpami i zamkną go w wiklinowej klatce.
Kiedy Pewniak opuścił sklepik państwa Buchant by uczyć się na myśliwego poznał obrządek Taala. Jako wyznawca Pana Dzikich Ostępów wiedział, że druidzi nie mają nic wspólnego z mrocznymi mocami, jak to niekiedy zwykło się uważać, ale zawsze obawiał się ich, ponieważ moce nad którymi starali się panować, były niewyobrażalne.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Pomywacz
- Posty: 31
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 18:05
- Lokalizacja: Z piekła rodem
Braga
Braga nie zdziwił się na reakcje łowcy. Działał tak na wielu ludzi co dawało mu ułatwienie w załatwianiu nie których ważnych spraw.
-Czyżbyś się czegoś obawiał wędrowcze?? Aż tak nie pokoi cię nas widok??- Powiedział z znużeniem w głosie bombardier.
-Siądź z nami albo wyjdź bo ludzie chcą przejść.- Po czym niby niedbale kopnął nogą krzesło po drugiej stronie stołu za którym zasiadł.
-Karczmarzu daj czegoś mocnego na przeczyszczenie gardzieli, tylko na jednej nodze!!- W tej karczmie dało się zauważyć że to córki gospodarza podawały do stołu ale od kiedy się zjawili nie wystawiły nawet nosa z kuchni. Braga był przeczulony na takie sytuacje.
-I gar zupy tylko bez tego co wieśniacy nazywają chlebem!!
Więc siądziesz przy nas łowco??-
Braga nie zdziwił się na reakcje łowcy. Działał tak na wielu ludzi co dawało mu ułatwienie w załatwianiu nie których ważnych spraw.
-Czyżbyś się czegoś obawiał wędrowcze?? Aż tak nie pokoi cię nas widok??- Powiedział z znużeniem w głosie bombardier.
-Siądź z nami albo wyjdź bo ludzie chcą przejść.- Po czym niby niedbale kopnął nogą krzesło po drugiej stronie stołu za którym zasiadł.
-Karczmarzu daj czegoś mocnego na przeczyszczenie gardzieli, tylko na jednej nodze!!- W tej karczmie dało się zauważyć że to córki gospodarza podawały do stołu ale od kiedy się zjawili nie wystawiły nawet nosa z kuchni. Braga był przeczulony na takie sytuacje.
-I gar zupy tylko bez tego co wieśniacy nazywają chlebem!!
Więc siądziesz przy nas łowco??-
A true master paralyzes his opponent, leaving him vulnerable to an attack.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Aria
Słuchała słów mężczyzny a jej oczy robiły się coraz większe i większe... Aż nie wytrzymała. Zaczęła się śmiać i to tak, że wraz z krzesłem poleciała na podłogę. I nie przestała się śmiać ani na chwilę. Łzy płynęły po jej twarzy a drobniutka dziewczyna tarzała się wręcz po ziemi ze śmiechu. W końcu po długich minutach ledwo łapiąc oddech odezwała się zbierając z podłogi:
- Ty... Ty myślałeś, że ja jakieś aluzje tu robię? - znów się zaśmiała podpierając się na oparciu postawionego już na nogi krzesła i ocierając z policzków łzy rozbawienia.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak dużo racji miałeś mówiąc o szczurach - powiedziała już poważniejszym tonem choć nadal w jej oczach błyszczały wesołe iskierki. Usiadła na krześle przewieszając jedną rękę przez oparcie i zakładając nogę na nogę. Poza dodała jej wieku co sprawiło, że nareszcie wyglądała na swoje 19 lat, a nie ledwie 15...
- Takich jak ja rzeczywiście nazywa się "szczurami miejskimi". Złodziejaszki, rzezimeszki i pozerzy... Kręcą się po ciemnych uliczkach kumplując z ludźmi, na których nikt inny nie chce spojrzeć. Mamy dostęp do wiedzy o jakiej zwykły człowiek nie ma nawet pojęcia, choć często trzeba za nią płacić surową cenę... Lepiej niż inni orientujemy się w miejskich zaułkach... Wiemy gdzie znależć jedzenie, gdy w sakiewce brakuje złota... Wiemy, gdzie spać, by nie dostać pod żebra... Ale ceną jest właśnie bycie "szczurem"... Wyklętym kanalarzem, który w normalnym życiu raczej się nie sprawdzi. W pewien sposób jesteśmy aspołeczni. Najlepiej czujemy się wśród swoich - powiedziała wzruszając ramionami. W jej oczach zapłonął drwiący błysk. Drwiła z siebie i swojego losu. Z tego, że była szczurem. Ciężko było stwierdzić czy żałuje czy nie żałuje, że tak potoczyło się jej życie. Swoje prawdziwe myśli schowała za maską i pozą...
Słuchała słów mężczyzny a jej oczy robiły się coraz większe i większe... Aż nie wytrzymała. Zaczęła się śmiać i to tak, że wraz z krzesłem poleciała na podłogę. I nie przestała się śmiać ani na chwilę. Łzy płynęły po jej twarzy a drobniutka dziewczyna tarzała się wręcz po ziemi ze śmiechu. W końcu po długich minutach ledwo łapiąc oddech odezwała się zbierając z podłogi:
- Ty... Ty myślałeś, że ja jakieś aluzje tu robię? - znów się zaśmiała podpierając się na oparciu postawionego już na nogi krzesła i ocierając z policzków łzy rozbawienia.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak dużo racji miałeś mówiąc o szczurach - powiedziała już poważniejszym tonem choć nadal w jej oczach błyszczały wesołe iskierki. Usiadła na krześle przewieszając jedną rękę przez oparcie i zakładając nogę na nogę. Poza dodała jej wieku co sprawiło, że nareszcie wyglądała na swoje 19 lat, a nie ledwie 15...
- Takich jak ja rzeczywiście nazywa się "szczurami miejskimi". Złodziejaszki, rzezimeszki i pozerzy... Kręcą się po ciemnych uliczkach kumplując z ludźmi, na których nikt inny nie chce spojrzeć. Mamy dostęp do wiedzy o jakiej zwykły człowiek nie ma nawet pojęcia, choć często trzeba za nią płacić surową cenę... Lepiej niż inni orientujemy się w miejskich zaułkach... Wiemy gdzie znależć jedzenie, gdy w sakiewce brakuje złota... Wiemy, gdzie spać, by nie dostać pod żebra... Ale ceną jest właśnie bycie "szczurem"... Wyklętym kanalarzem, który w normalnym życiu raczej się nie sprawdzi. W pewien sposób jesteśmy aspołeczni. Najlepiej czujemy się wśród swoich - powiedziała wzruszając ramionami. W jej oczach zapłonął drwiący błysk. Drwiła z siebie i swojego losu. Z tego, że była szczurem. Ciężko było stwierdzić czy żałuje czy nie żałuje, że tak potoczyło się jej życie. Swoje prawdziwe myśli schowała za maską i pozą...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Bern Tulop
-Powiedziałbym ze to niezbyt ciekawe życie... hmm źle to ująłem, jest to niewątpliwie życie zbyt ciekawe, wręcz rozrywkowe... do bólu. Właściwie to nie o tym chciałem powiedzieć, skoro mówisz, że ludzie nazywają takich ludzi szczurami. Jest to dosyć dosadne i lekko wulgarne określenie, mocno negatywne, co byś powiedziała na Szczurka Puścił do niej oko wciąż zachowując poważną minę.
-Choć wolałbym zwracać się do Ciebie po imieniu, jako ze w najbliższym czasie zapewne będziemy współpracować. Oczywiście, jeśli mi je zdradzisz, lub jakieś inne miano, jakim mógłbym się zwracać do Ciebie lub w rozmowach o Tobie.
Miał nadzieje ze ten wybuch śmiechu nie był tylko na pokaz i jednak udało mu się w jakiś sposób rozładować atmosferę.
-Powiedziałbym ze to niezbyt ciekawe życie... hmm źle to ująłem, jest to niewątpliwie życie zbyt ciekawe, wręcz rozrywkowe... do bólu. Właściwie to nie o tym chciałem powiedzieć, skoro mówisz, że ludzie nazywają takich ludzi szczurami. Jest to dosyć dosadne i lekko wulgarne określenie, mocno negatywne, co byś powiedziała na Szczurka Puścił do niej oko wciąż zachowując poważną minę.
-Choć wolałbym zwracać się do Ciebie po imieniu, jako ze w najbliższym czasie zapewne będziemy współpracować. Oczywiście, jeśli mi je zdradzisz, lub jakieś inne miano, jakim mógłbym się zwracać do Ciebie lub w rozmowach o Tobie.
Miał nadzieje ze ten wybuch śmiechu nie był tylko na pokaz i jednak udało mu się w jakiś sposób rozładować atmosferę.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Aria
Dalej z tym drwiącym uśmieszkiem na twarzy i dzikim błyskiem w oku słuchała słów Berna. Była buntowniczką z urodzenia. Podporządkowywała się tylko wtedy, gdy chciała i tylko tym osobom, którym chciała.
- Dlaczego wulgarne według ciebie? Wiesz, całe życie słyszę to słowo w odniesieniu do mojej osoby... Dla mnie nie jest niczym innym jak synonimem mojego imienia... Ach! - pacnęła się otwartą dłonią w czoło. Podniosła się z krzesła nieco ciężko i wyciagnęła dłoń do typowo męskiego uścisku. Na ulicach miasta wszyscy, którzy nauczyli się sobie radzić są sobie równi. To znaczy, że traktowani są tak samo bez względu czy są kobietami czy mężczyznami... Uścisk prawicy zachował swe pierwotne znaczenie: "Nie mam broni. Nie wbiję ci sztyletu pod żebra. Przynajmniej na razie...".
- Moje imię brzmi Aria - powiedziała stanowczo. - Nie jestem nikim mniej i nikim więcej - wzruszyła ramionami. - Też byś się przedstawił, co? - skrzywiła się w półuśmiechu. Odwróciła się w stronę Kage szczerząc zęby
- Czyż on nie jest zabawny? - powiedziała zupełnie swobodnie do pracodawczyni wskazując na znajdującego się przed nią mężczyznę, który właśnie uścisnął jej dłoń. Zupełnie nie miała oporów przed rozmawianiem przy nim na jego temat. Nie miała w zwyczaju plotkować, bo od zawsze interesowały ją tylko pewne informacje, więc i sama nie rozsiewała nieprawdziwych wieści. Czym innym jednak było powtórzenie zagrywki rozmówcy, który mówił o niej w podoby sposób dzisiejszego dnia... Mrugnęła do niego na koniec jednym okiem, jakby uznając dług za spłacony.
Dalej z tym drwiącym uśmieszkiem na twarzy i dzikim błyskiem w oku słuchała słów Berna. Była buntowniczką z urodzenia. Podporządkowywała się tylko wtedy, gdy chciała i tylko tym osobom, którym chciała.
- Dlaczego wulgarne według ciebie? Wiesz, całe życie słyszę to słowo w odniesieniu do mojej osoby... Dla mnie nie jest niczym innym jak synonimem mojego imienia... Ach! - pacnęła się otwartą dłonią w czoło. Podniosła się z krzesła nieco ciężko i wyciagnęła dłoń do typowo męskiego uścisku. Na ulicach miasta wszyscy, którzy nauczyli się sobie radzić są sobie równi. To znaczy, że traktowani są tak samo bez względu czy są kobietami czy mężczyznami... Uścisk prawicy zachował swe pierwotne znaczenie: "Nie mam broni. Nie wbiję ci sztyletu pod żebra. Przynajmniej na razie...".
- Moje imię brzmi Aria - powiedziała stanowczo. - Nie jestem nikim mniej i nikim więcej - wzruszyła ramionami. - Też byś się przedstawił, co? - skrzywiła się w półuśmiechu. Odwróciła się w stronę Kage szczerząc zęby
- Czyż on nie jest zabawny? - powiedziała zupełnie swobodnie do pracodawczyni wskazując na znajdującego się przed nią mężczyznę, który właśnie uścisnął jej dłoń. Zupełnie nie miała oporów przed rozmawianiem przy nim na jego temat. Nie miała w zwyczaju plotkować, bo od zawsze interesowały ją tylko pewne informacje, więc i sama nie rozsiewała nieprawdziwych wieści. Czym innym jednak było powtórzenie zagrywki rozmówcy, który mówił o niej w podoby sposób dzisiejszego dnia... Mrugnęła do niego na koniec jednym okiem, jakby uznając dług za spłacony.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Bern Tulop
-Bern, na imię mam Bern, miło mi Cię poznać. powiedział podając jej dłoń, chyba udało mu się osiągnąć zawieszenie broni. -Gdybyś potrzebowała kogoś, kto Cię pokłada lub pozszywa w najbliższym czasie to wiesz gdzie mnie znaleźć, obawiam się ze to mój jedyny talent. Hm no chyba, że jeszcze wspomnę o rzeźbieniu, ale to raczej hobby niż jakieś zarobkowe zajęcie. Gdybyś potrzebowała kiedyś mojej pomocy przejeżdzając przez Dolinę Jałowca, zapytaj po prostu o Berna, większość ludzi mnie zna, nie każdy mnie lubi jak to zwykle bywa, ale każdy wskaże Ci drogę.
Natomiast wracając do wulgarności, to każdy ma jej inną koncepcje, nie ma się chyba za bardzo co wdawać w dyskusje filozoficzna na tematy, jakie stwierdzenia są obraźliwe a jakie nie. Obecnie zostańmy przy Arii, wiedziałaś ze twoje imię oznacza pieśń lub melodia?
Spojrzał przez okno na sączące się na ulice światło, zastanawiając się czy było jeszcze jakiś temat, jaki powinien poruszyć, chyba nie a zasób zwrotów, jakie potrafił wykorzystać w luźnej konwersacji chwilowo się skończył.
Jak coś, będę dostępny w wiadomym miejscu, może zabierzesz się ze mną Ario, być może będziesz w stanie stwierdzić czy kręci się tam ktoś, kto nie powinien, oprócz nas oczywiście.
Wstał w oczekiwaniu na ewentualne uwagi Kage lub Arii.
-Bern, na imię mam Bern, miło mi Cię poznać. powiedział podając jej dłoń, chyba udało mu się osiągnąć zawieszenie broni. -Gdybyś potrzebowała kogoś, kto Cię pokłada lub pozszywa w najbliższym czasie to wiesz gdzie mnie znaleźć, obawiam się ze to mój jedyny talent. Hm no chyba, że jeszcze wspomnę o rzeźbieniu, ale to raczej hobby niż jakieś zarobkowe zajęcie. Gdybyś potrzebowała kiedyś mojej pomocy przejeżdzając przez Dolinę Jałowca, zapytaj po prostu o Berna, większość ludzi mnie zna, nie każdy mnie lubi jak to zwykle bywa, ale każdy wskaże Ci drogę.
Natomiast wracając do wulgarności, to każdy ma jej inną koncepcje, nie ma się chyba za bardzo co wdawać w dyskusje filozoficzna na tematy, jakie stwierdzenia są obraźliwe a jakie nie. Obecnie zostańmy przy Arii, wiedziałaś ze twoje imię oznacza pieśń lub melodia?
Spojrzał przez okno na sączące się na ulice światło, zastanawiając się czy było jeszcze jakiś temat, jaki powinien poruszyć, chyba nie a zasób zwrotów, jakie potrafił wykorzystać w luźnej konwersacji chwilowo się skończył.
Jak coś, będę dostępny w wiadomym miejscu, może zabierzesz się ze mną Ario, być może będziesz w stanie stwierdzić czy kręci się tam ktoś, kto nie powinien, oprócz nas oczywiście.
Wstał w oczekiwaniu na ewentualne uwagi Kage lub Arii.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Majtek
- Posty: 120
- Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Pewniak
Anthony bez słowa podszedł do jednego z cudaków, którego nazywano Bragą. Łucznik wyraźnie wolał omijać druida.
- Jesteście ze sobą... spokrewnieni? Ten druid to tój brat? Zapytaj się go co z moim elfim kompanem i niech powie jakie gusła odprawiał tam w pokoju.
Łucznik zasiadł za stołem, zaplatając obie dłonie na plecach. Gdyby przybysze przyjżeli mu się dokladniej zobaczyliby, że jest około trzydziestoletnim człowiekiem, chociaż niewprawne oko mogłoby mu dodać jeszcze kilka lat.
- Nazywam się Anthony Shurehand po albiońsku zwany Shureshot lub we wspólnym Pewniak. - łucznik zwrócił się do bombardiera.
- I mnie karczmarzu podaj ale, to samo co wtedy. - krzyknął do karczmarza i rozsiadł się wygodnie. Był, można powiedzieć średniego wzrostu i dość wątlej budowy ciała. Jego długie palce zataczały kółka wkoło sęku w ławie, co wyraźnie zdradzało zdenerwowanie. Twarz łucznika była posępna, wręcz smutna. Zarost wkoło ust, wcześniej zapewne pielęgnowany, teraz przypominał nieokiełznaną szczecinę. Przetłuszczone włosy mysiego koloru częściowo opadały mu na twarz, a częściowo zebrane były za prawym uchem. Twarz albiończyka wydawała się doskonale pasować do ponurej szarości jaką było życie w Imperium. Jedynie oczy łucznika były jakby z innego świata, z innej opowiesci. W jego oczach odbijał się błękit letniego nieba i spokojnej tafli morza. Pod grubymi łukami brwiowymi te oczy rozświetlały tą szarą twarz jak iskierka nadzieji, na to, że następny dzień będzie lepszy od poprzeniego.
Anthony bez słowa podszedł do jednego z cudaków, którego nazywano Bragą. Łucznik wyraźnie wolał omijać druida.
- Jesteście ze sobą... spokrewnieni? Ten druid to tój brat? Zapytaj się go co z moim elfim kompanem i niech powie jakie gusła odprawiał tam w pokoju.
Łucznik zasiadł za stołem, zaplatając obie dłonie na plecach. Gdyby przybysze przyjżeli mu się dokladniej zobaczyliby, że jest około trzydziestoletnim człowiekiem, chociaż niewprawne oko mogłoby mu dodać jeszcze kilka lat.
- Nazywam się Anthony Shurehand po albiońsku zwany Shureshot lub we wspólnym Pewniak. - łucznik zwrócił się do bombardiera.
- I mnie karczmarzu podaj ale, to samo co wtedy. - krzyknął do karczmarza i rozsiadł się wygodnie. Był, można powiedzieć średniego wzrostu i dość wątlej budowy ciała. Jego długie palce zataczały kółka wkoło sęku w ławie, co wyraźnie zdradzało zdenerwowanie. Twarz łucznika była posępna, wręcz smutna. Zarost wkoło ust, wcześniej zapewne pielęgnowany, teraz przypominał nieokiełznaną szczecinę. Przetłuszczone włosy mysiego koloru częściowo opadały mu na twarz, a częściowo zebrane były za prawym uchem. Twarz albiończyka wydawała się doskonale pasować do ponurej szarości jaką było życie w Imperium. Jedynie oczy łucznika były jakby z innego świata, z innej opowiesci. W jego oczach odbijał się błękit letniego nieba i spokojnej tafli morza. Pod grubymi łukami brwiowymi te oczy rozświetlały tą szarą twarz jak iskierka nadzieji, na to, że następny dzień będzie lepszy od poprzeniego.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
Kessen, Evereth
Pracodawczyni zmrużyła oczy, po jej minie widać było, że ani Kessen ani jego towarzyszka nie przypadli jej do gustu. Kolejna osoba, która będzie się jej patrzeć na ręce, pojawiła się w tej całej 'akcji'. Kage ściągnęła usta i po chwili stwierdziła:
- Pasujecie do siebie, może więc razem sprawdzicie, co się za tym kryje? - stwierdziła unosząc lekko jedną brew. - Marina to dobry informator, nawet za dobry. Czasami lubi się bawić informacjami i może się to okazać ślepym zaułkiem... dlatego uważajcie na siebie.
'Uważajcie na siebie' zabrzmiało bardziej jak 'Mam nadzieję ujrzeć was martwymi'. Uśmiechnęła się i wstała kończąc tym samym rozmowę.
- Jeszcze jakieś pytania? Jak nie, to nie będę wam przeszkadzać w pracy... - powiedziała znużona. - Ach i jeszcze jedno, Evereth... My mamy ochronić kogoś a nie zabić...
Aria, Bern
Cierpliwie poczekała, aż dwójka się dogada między sobą, w końcu uniosła lekko dłoń i mając ich uwagę skupioną na sobie przemówiła dość cicho:
- Skorpion i Pająk mają nam pomagać, tym pierwszym jest Kessen, którego już poznaliście w czasie uczty. Pająkiem jest jego towarzyszka. Jemu nic nie możemy zrobić, lecz z Klanem Pająka nie mamy sojuszu i nic nas z nimi nie łączy, więc... Ario, miej na nich oko. Gdyby cokolwiek ci się wydało podejrzane, daj mi natychmiast znać. To chyba wszystko..?
Braga, Parsival, Pewniak, Zaknafein
Druid po chwili rozpoznał drugiego mężczyznę, który przysiadł w kącie pokoju. Bez dwóch zdań był to Livrian, którego mieli ochraniać. Więc znalazł go, a osobą, która została ranna w bójce w karczmie był ten tutaj nieprzytomny... Dokładnie pamiętał swoją wizję.
Stan elfa nie polepszył się, zaniepokojony Livrian wyrwał się z jakiś rozmyślań i 'rzucił okiem' na przyjaciela. Obadał go dokładnie i westchnął.
- To coś poważniejszego, chyba druid nic nam tu nie pomoże. Trzeba w Nuln poszukać uzdrowiciela... - mruknął i spojrzał na Parsivala. To dało mu trochę do myślenia, wszak jeden z tych, których najęła Kage był uzdrowicielem ponoć? Gdyby tego elfa przenieść do 'ich' karczmy, mieliby Livrian'a blisko siebie i mogliby go lepiej pilnować.. Poprzez chorego przyjaciela.
Elf ominął druida i wyszedł do wspólnej sali, gdzie Anthony i Braga zajadali się już kolacją.
- Zaknafein nie przetrzyma dwóch nocy bez opieki uzdrowiciela. Rano zabierzemy go do Nuln, tam kogoś poszukamy.
Pracodawczyni zmrużyła oczy, po jej minie widać było, że ani Kessen ani jego towarzyszka nie przypadli jej do gustu. Kolejna osoba, która będzie się jej patrzeć na ręce, pojawiła się w tej całej 'akcji'. Kage ściągnęła usta i po chwili stwierdziła:
- Pasujecie do siebie, może więc razem sprawdzicie, co się za tym kryje? - stwierdziła unosząc lekko jedną brew. - Marina to dobry informator, nawet za dobry. Czasami lubi się bawić informacjami i może się to okazać ślepym zaułkiem... dlatego uważajcie na siebie.
'Uważajcie na siebie' zabrzmiało bardziej jak 'Mam nadzieję ujrzeć was martwymi'. Uśmiechnęła się i wstała kończąc tym samym rozmowę.
- Jeszcze jakieś pytania? Jak nie, to nie będę wam przeszkadzać w pracy... - powiedziała znużona. - Ach i jeszcze jedno, Evereth... My mamy ochronić kogoś a nie zabić...
Aria, Bern
Cierpliwie poczekała, aż dwójka się dogada między sobą, w końcu uniosła lekko dłoń i mając ich uwagę skupioną na sobie przemówiła dość cicho:
- Skorpion i Pająk mają nam pomagać, tym pierwszym jest Kessen, którego już poznaliście w czasie uczty. Pająkiem jest jego towarzyszka. Jemu nic nie możemy zrobić, lecz z Klanem Pająka nie mamy sojuszu i nic nas z nimi nie łączy, więc... Ario, miej na nich oko. Gdyby cokolwiek ci się wydało podejrzane, daj mi natychmiast znać. To chyba wszystko..?
Braga, Parsival, Pewniak, Zaknafein
Druid po chwili rozpoznał drugiego mężczyznę, który przysiadł w kącie pokoju. Bez dwóch zdań był to Livrian, którego mieli ochraniać. Więc znalazł go, a osobą, która została ranna w bójce w karczmie był ten tutaj nieprzytomny... Dokładnie pamiętał swoją wizję.
Stan elfa nie polepszył się, zaniepokojony Livrian wyrwał się z jakiś rozmyślań i 'rzucił okiem' na przyjaciela. Obadał go dokładnie i westchnął.
- To coś poważniejszego, chyba druid nic nam tu nie pomoże. Trzeba w Nuln poszukać uzdrowiciela... - mruknął i spojrzał na Parsivala. To dało mu trochę do myślenia, wszak jeden z tych, których najęła Kage był uzdrowicielem ponoć? Gdyby tego elfa przenieść do 'ich' karczmy, mieliby Livrian'a blisko siebie i mogliby go lepiej pilnować.. Poprzez chorego przyjaciela.
Elf ominął druida i wyszedł do wspólnej sali, gdzie Anthony i Braga zajadali się już kolacją.
- Zaknafein nie przetrzyma dwóch nocy bez opieki uzdrowiciela. Rano zabierzemy go do Nuln, tam kogoś poszukamy.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)