[Forgotten Realms] Pierwsza drużyna

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Zankhan:
*Sam bym przyglądnął tamtej elfce... pomyślał błazen *Gdybym wiedział, gdzie oni się zabunkrowani...*. Westchnął ciężko. -Ignorancja to taka prymitywna rzecz...- stwierdził na głos i wstał, podnosząc swą nietypowa bron z posadzki, po czym ruszył powoli w stronę wyjścia z karczmy. Gdzieś tutaj miała być potrzebna jego inteligencja... oczywiście odpłatnie. Pora przyglądnąć się temu miastu raz jeszcze.
*Sam bym przyglądnął tamtej elfce... pomyślał błazen *Gdybym wiedział, gdzie oni się zabunkrowani...*. Westchnął ciężko. -Ignorancja to taka prymitywna rzecz...- stwierdził na głos i wstał, podnosząc swą nietypowa bron z posadzki, po czym ruszył powoli w stronę wyjścia z karczmy. Gdzieś tutaj miała być potrzebna jego inteligencja... oczywiście odpłatnie. Pora przyglądnąć się temu miastu raz jeszcze.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

Kurai
Elfka podobnie jak jej towarzysz całkowicie zignorowała błazna, gdyby jeszcze chciał ją zaczepić, pewnie doszłoby do ostrej wymiany zdań lub noży.
Wypiła kolejną porcję wina nalaną przez Shamshiel'a i obdarzyła go ciepłym lub nawet gorącym uśmiechem. Policzki się jej zarumieniły, oczy zabłyszczały i ogólnie poczuła się lepiej. Gdy Elf podniósł butelkę, by znów napełnić naczynie towarzyszki, ta gestem podziękowała.
- Chyba mi już starczy - powiedziała i zachichotała cicho pod nosem.
Trunek był dla niej jednak za mocny. W Podmroku 'ojciec' nigdy nie poił jej silnymi napitkami, więc nie nabrała odpowiedniej odporności na nie. Choć wydawało jej się coś zupełnie coś innego...
Odwróciła się od szynkwasu i zachwiała się mocno łapiąc równowagę, procenty musiały błyskawicznie uderzyć dziewczynie do głowy. Nim jednak zdążyła upaść, Shamshiel w dwóch szybkich ruchach złapał ją. Dało się słyszeć dźwięk tłuczonej butelki i upadającego kubka. Zdarzenie zostało jednak zagłuszone w gwarze rozmów i niezauważone przez chaos panujący w karczmie.
Będąc w jego ramionach spojrzała do góry, na jego oczy i zarumieniła się aż po same czubki uszu. Zrobiło się elfce wstyd i głupio, że doprowadziła się do takiego stanu 'nierównowagi'. Odwróciła głowę i przytuliła się policzkiem do jego piersi, tak by nie mógł teraz widzieć jej twarzy. Oczy Kurai się zaszkliły, mocniej wtuliła się w Shamshiel'a.
Jak bardzo się teraz czuła szczęśliwa, tego nikt nie mógł zrozumieć. Zawsze ignorowana i odpychana, teraz w końcu poznała kogoś, kto zdawał się ją akceptować, komu chyba aż tak bardzo nie przeszkadzało jej hybrydzie pochodzenie. Uśmiechnęła się, ten jeden gest - że nie pozwolił jej upaść, że w ogóle ją dotknął - zalał serce dziewczyny niewyobrażalnym ciepłem. Mogłaby tak stać całe wieki. Wszystko stało się nieważne i przestało ją obchodzić.
Spojrzała na podłogę i dostrzegła leżącą potłuczoną butelkę i kubek. "Widocznie rzucił wszystkie naczynia, by mnie złapać..." - pomyślała wtulając się w niego jeszcze mocniej. Westchnęła cicho.
Elfka podobnie jak jej towarzysz całkowicie zignorowała błazna, gdyby jeszcze chciał ją zaczepić, pewnie doszłoby do ostrej wymiany zdań lub noży.
Wypiła kolejną porcję wina nalaną przez Shamshiel'a i obdarzyła go ciepłym lub nawet gorącym uśmiechem. Policzki się jej zarumieniły, oczy zabłyszczały i ogólnie poczuła się lepiej. Gdy Elf podniósł butelkę, by znów napełnić naczynie towarzyszki, ta gestem podziękowała.
- Chyba mi już starczy - powiedziała i zachichotała cicho pod nosem.
Trunek był dla niej jednak za mocny. W Podmroku 'ojciec' nigdy nie poił jej silnymi napitkami, więc nie nabrała odpowiedniej odporności na nie. Choć wydawało jej się coś zupełnie coś innego...
Odwróciła się od szynkwasu i zachwiała się mocno łapiąc równowagę, procenty musiały błyskawicznie uderzyć dziewczynie do głowy. Nim jednak zdążyła upaść, Shamshiel w dwóch szybkich ruchach złapał ją. Dało się słyszeć dźwięk tłuczonej butelki i upadającego kubka. Zdarzenie zostało jednak zagłuszone w gwarze rozmów i niezauważone przez chaos panujący w karczmie.
Będąc w jego ramionach spojrzała do góry, na jego oczy i zarumieniła się aż po same czubki uszu. Zrobiło się elfce wstyd i głupio, że doprowadziła się do takiego stanu 'nierównowagi'. Odwróciła głowę i przytuliła się policzkiem do jego piersi, tak by nie mógł teraz widzieć jej twarzy. Oczy Kurai się zaszkliły, mocniej wtuliła się w Shamshiel'a.
Jak bardzo się teraz czuła szczęśliwa, tego nikt nie mógł zrozumieć. Zawsze ignorowana i odpychana, teraz w końcu poznała kogoś, kto zdawał się ją akceptować, komu chyba aż tak bardzo nie przeszkadzało jej hybrydzie pochodzenie. Uśmiechnęła się, ten jeden gest - że nie pozwolił jej upaść, że w ogóle ją dotknął - zalał serce dziewczyny niewyobrażalnym ciepłem. Mogłaby tak stać całe wieki. Wszystko stało się nieważne i przestało ją obchodzić.
Spojrzała na podłogę i dostrzegła leżącą potłuczoną butelkę i kubek. "Widocznie rzucił wszystkie naczynia, by mnie złapać..." - pomyślała wtulając się w niego jeszcze mocniej. Westchnęła cicho.

-
- Bosman
- Posty: 1864
- Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
- Numer GG: 5454998
Shamshiel
Elf trzymał Kurai bardzo mocno. Wszystko działo się w ułamku sekundy, on zaś był tam, gdzie być powinien. Dopiero teraz doszedł do niego trzask tłukących się naczyń, jednak w ogóle nie zwracał na to uwagi - teraz się to nie liczyło. Cała karczma zamarła w kłującej uszy ciszy... a może mu się tylko tak wydawało? Bo czyż możliwym jest, żeby w tymże miejscu było cicho? Chyba nie... A jednak wydawało mu się, że tak jest, zaś oczy wszystich były zwrócone na nich. Trwali tak dłuższa chwilę, aż Shamshiel nagle oprzytomniał i szybko od niej odskoczył.
- Wybacz. Dobrze się czujesz? Może potrzebujesz pomocy? Zaraz wezme nową butelkę wina... jeśli oczywiscie chcesz.
Elf trzymał Kurai bardzo mocno. Wszystko działo się w ułamku sekundy, on zaś był tam, gdzie być powinien. Dopiero teraz doszedł do niego trzask tłukących się naczyń, jednak w ogóle nie zwracał na to uwagi - teraz się to nie liczyło. Cała karczma zamarła w kłującej uszy ciszy... a może mu się tylko tak wydawało? Bo czyż możliwym jest, żeby w tymże miejscu było cicho? Chyba nie... A jednak wydawało mu się, że tak jest, zaś oczy wszystich były zwrócone na nich. Trwali tak dłuższa chwilę, aż Shamshiel nagle oprzytomniał i szybko od niej odskoczył.
- Wybacz. Dobrze się czujesz? Może potrzebujesz pomocy? Zaraz wezme nową butelkę wina... jeśli oczywiscie chcesz.

Kurai
Spojrzała na niego zdziwiona i nieco zasmucona, gdy odskoczył od niej jak poparzony. Więc jednak był dokładnie taki sam, jak cała reszta. Machnęła na niego ręką.
- Nie, dziękuję. Dziś już więcej nie piję.
Stanęła dość prosto i starając się nie chwiać na nogach doszła do stolika, który wcześniej upatrzył dla nich Elf. Stojący w samym rogu, w odosobnieniu, mógł zapewnić parce chwilę intymności. Kurai prychnęła z pogardą.
- Ja się ciebie nie brzydzę, choć jesteś inny niż ja. Pełnokrwisty - rzuciła mu mordercze spojrzenie, za którym jednak kryło się tyle bólu i żalu, że każdy wrażliwy chyba by się na miejscu rozpłakał.
Usiadła ciężko na krześle i chowając twarz w dłoniach zaczęła masować sobie skronie. Ból głowy i zawroty powoli mijały, jednak nie chciała patrzeć na swego towarzysza. Na dobrą sprawę nawet nie wiedziała, czy za nią poszedł.
"I na co ja liczyłam?"- pomyślała gorzko.
Spojrzała na niego zdziwiona i nieco zasmucona, gdy odskoczył od niej jak poparzony. Więc jednak był dokładnie taki sam, jak cała reszta. Machnęła na niego ręką.
- Nie, dziękuję. Dziś już więcej nie piję.
Stanęła dość prosto i starając się nie chwiać na nogach doszła do stolika, który wcześniej upatrzył dla nich Elf. Stojący w samym rogu, w odosobnieniu, mógł zapewnić parce chwilę intymności. Kurai prychnęła z pogardą.
- Ja się ciebie nie brzydzę, choć jesteś inny niż ja. Pełnokrwisty - rzuciła mu mordercze spojrzenie, za którym jednak kryło się tyle bólu i żalu, że każdy wrażliwy chyba by się na miejscu rozpłakał.
Usiadła ciężko na krześle i chowając twarz w dłoniach zaczęła masować sobie skronie. Ból głowy i zawroty powoli mijały, jednak nie chciała patrzeć na swego towarzysza. Na dobrą sprawę nawet nie wiedziała, czy za nią poszedł.
"I na co ja liczyłam?"- pomyślała gorzko.

-
- Bosman
- Posty: 1864
- Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
- Numer GG: 5454998
Shamshiel
Shamshiel głęboko westchnął... Zawsze wzdychał, kiedy nie wiedział co powiedzieć, to zaś był jeden z takich momentów. Nie podejżewał, że Kurai zareaguje w taki sposób...
Nie, nie o to chodzi.... - powiedział nieco smutnym, zrezygnowanym głosem. Otwarł usta, by coś jeszcze dopowiedzieć, jedank zamiast wyartykułować jakiekolwiek słowa spuścił wzrok na ziemię.
Kurai usiadła, on zaś był zły na siebie. Skrzywdził ją i bardzo go to bolało...tyle, że inaczej postąpić niestety nie mógł. Dopiero co się poznali... zresztą nie wypadało im się do siebie przytulać - i ze względu na stosunki pomiędzy nimi, i ze względu na to, że stali prawie na środku karczmy. Elf czuł się, jakby był pomiędzy młotem a kowadłem i każde działanie, jakiego by się podjął, byłoby działaniem złym...Chciał udeżyć pięścią w stół, ale się powstrzymał. Usiadł tylko cicho po drugiej stronie stolika i wpatrywał się w ścianę po przeciwnej stronie gospody. Nie chciał patrzeć na nią.... albo się bał.
Shamshiel głęboko westchnął... Zawsze wzdychał, kiedy nie wiedział co powiedzieć, to zaś był jeden z takich momentów. Nie podejżewał, że Kurai zareaguje w taki sposób...
Nie, nie o to chodzi.... - powiedział nieco smutnym, zrezygnowanym głosem. Otwarł usta, by coś jeszcze dopowiedzieć, jedank zamiast wyartykułować jakiekolwiek słowa spuścił wzrok na ziemię.
Kurai usiadła, on zaś był zły na siebie. Skrzywdził ją i bardzo go to bolało...tyle, że inaczej postąpić niestety nie mógł. Dopiero co się poznali... zresztą nie wypadało im się do siebie przytulać - i ze względu na stosunki pomiędzy nimi, i ze względu na to, że stali prawie na środku karczmy. Elf czuł się, jakby był pomiędzy młotem a kowadłem i każde działanie, jakiego by się podjął, byłoby działaniem złym...Chciał udeżyć pięścią w stół, ale się powstrzymał. Usiadł tylko cicho po drugiej stronie stolika i wpatrywał się w ścianę po przeciwnej stronie gospody. Nie chciał patrzeć na nią.... albo się bał.

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Kurai i Shamshiel
W karczmie zostali już tylko najtwardsi... A może należałoby powiedzieć lunatycy i cierpiący na bezsenność... W kącie nadal twardo trzymała się młodziutka bardka przygrywając na swojej lutni i śpiewając wyjątkowo piękną choć smutną pieśń w języku elfów. Nikt już nie wchodził do karczmy za to parę osób wyszło.
Nagle ni stąd ni zowąd Shamshiel poczuł ostry ból pod opaską na czole. Ból ten przypominał nieco wrażenie jakby ktoś starał się wyłupić elfowi oko. Shamshiel chwycił się obiema rękami za czoło. Pociemnieło mu w oczach jakby dostał czymś na prawdę ciężkim po głowie. Przez chwilę widział jeszcze przed sobą Kurai, a w następnej sekundzie ze zdziwieniem odkrył, że podłoga znalazła się tuż obok jego twarzy... Całość nie trwała jednak długo. Głowa bolała uporczywie, ale elf czuł, że chyba będzie mógł wstać.
Półkrwi drowka zobaczyła jak jej towarzysz gwałtownie blednie, a w następnej chwili z jękiem bólu osunął się na podłogę.
Nikt w karczmie specjalnie uwagi na to nie zwrócił. Zdarzało się to widać dość często o tej porze, że jakaś słabsza głowa przedobrzyła z trunkiem i pocałowała posadzkę.
Kairon
Karczmarz uśmiechnął się na słowa drowa. Wzmianka o dobrym winie w jego przybytku zawsze sprawiała, że robiło mu się ciepło na sercu. Sprzyjało to ubijaniu interesów. Uwinął się szybko. Wszystko ku zadowoleniu klienta. Wino rzeczywiście okazało się dobre. Pochodziło od osobistego źródła karczmarza. Kairon obserwował bywalców gospody udając zupełny brak zainteresowania i znudzenie. W rzeczywistości zbierał informacje na temat bywalców gospody. Miał czas by zapoznać się bliżej z panującą tu atmosferą i dostosować się do niej. Dzięki temu tym większą niespodziankę sprawi przygłupiemu chłopakowi, którego miał za zadanie pozbawić życia. Do świtu jeszcze dużo czasu...
Zankkhan
Wyszedł z gospody po to tylko, by się przekonać jak zimno jest o tej porze na dworze. Westchnął przeciągle i ruszył dziarskim krokiem przed siebie podzwaniając dzwoneczkami. Jakiś kieszonkowiec (sądząc po zakazanej, wielokrotnie obitej gębie nie należał do najlepszych) ominął go szerokim łukiem przestraszony widokiem podzwaniających przy każdym kroku żyletek. Błazen tylko skrzywił się złośliwie na ten widok nie przerywaąc marszu ulicami miasta. W pewnej chwili do uszy "inteligentnego głupca" dotarły strzepy czyjejś dość ostrej wymiany zdań. Dwóch mężczyzn najwidoczniej miało odmienne poglądy na jakąś sprawę.
- Mówiłem ci już, że odmówiła! Nie wierzy, że to mogłoby przynieść zyski i pomóc jej tym samym w interesach. Ona wolałaby siedzieć w tych swoich lasach... - męski głos był zdecydowanie wyższy niż być powinien. Nie trzeba było słuchu błazna, by wyczuć w nimstrach.
- Głupcze - odezwał się drugi mężczyzna głosem dużo niższym. Wyraźnie był większy i cięższy od swojego rozmówcy. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że ona jedyna dysponuje odpowiednia wiedzą? A po tym jak odmówiła Kraagowi już z całą pewnością w niedługim czasie nie pozostanienikt, kto potrafiłby coś z tym zrobć. Przez twoja głupotę nigdy tego nie zrobimy - warknął. - Sprowadź ją tu głupcze i nie tłumacz się, że znalazła sobie obstawę! Co z tego, że tam są drowy? One zapewne niezbyt przejmują się jej losem. Poza tym wiesz jak ona unika wykorzystywania innych"! - wrzasnął dryblas naśladując kobiecy głos, gdy wypowiadał ostatnie dwa słowa. Po chwili z zaułka wyłonił się wysoki, szczupły mężczyzna o ciemnych włosach i oczach. Wyraźnie się czegoś bał. Ruszył w stronę, z której przybył Zankkhan. Do gospody "Smocze Jaja", którą przed chwilą opuścił błazen... "Widać wszystkie drogi tam prowadzą" błazen uśmiechnął się do siebie pod nosem.
W karczmie zostali już tylko najtwardsi... A może należałoby powiedzieć lunatycy i cierpiący na bezsenność... W kącie nadal twardo trzymała się młodziutka bardka przygrywając na swojej lutni i śpiewając wyjątkowo piękną choć smutną pieśń w języku elfów. Nikt już nie wchodził do karczmy za to parę osób wyszło.
Nagle ni stąd ni zowąd Shamshiel poczuł ostry ból pod opaską na czole. Ból ten przypominał nieco wrażenie jakby ktoś starał się wyłupić elfowi oko. Shamshiel chwycił się obiema rękami za czoło. Pociemnieło mu w oczach jakby dostał czymś na prawdę ciężkim po głowie. Przez chwilę widział jeszcze przed sobą Kurai, a w następnej sekundzie ze zdziwieniem odkrył, że podłoga znalazła się tuż obok jego twarzy... Całość nie trwała jednak długo. Głowa bolała uporczywie, ale elf czuł, że chyba będzie mógł wstać.
Półkrwi drowka zobaczyła jak jej towarzysz gwałtownie blednie, a w następnej chwili z jękiem bólu osunął się na podłogę.
Nikt w karczmie specjalnie uwagi na to nie zwrócił. Zdarzało się to widać dość często o tej porze, że jakaś słabsza głowa przedobrzyła z trunkiem i pocałowała posadzkę.
Kairon
Karczmarz uśmiechnął się na słowa drowa. Wzmianka o dobrym winie w jego przybytku zawsze sprawiała, że robiło mu się ciepło na sercu. Sprzyjało to ubijaniu interesów. Uwinął się szybko. Wszystko ku zadowoleniu klienta. Wino rzeczywiście okazało się dobre. Pochodziło od osobistego źródła karczmarza. Kairon obserwował bywalców gospody udając zupełny brak zainteresowania i znudzenie. W rzeczywistości zbierał informacje na temat bywalców gospody. Miał czas by zapoznać się bliżej z panującą tu atmosferą i dostosować się do niej. Dzięki temu tym większą niespodziankę sprawi przygłupiemu chłopakowi, którego miał za zadanie pozbawić życia. Do świtu jeszcze dużo czasu...
Zankkhan
Wyszedł z gospody po to tylko, by się przekonać jak zimno jest o tej porze na dworze. Westchnął przeciągle i ruszył dziarskim krokiem przed siebie podzwaniając dzwoneczkami. Jakiś kieszonkowiec (sądząc po zakazanej, wielokrotnie obitej gębie nie należał do najlepszych) ominął go szerokim łukiem przestraszony widokiem podzwaniających przy każdym kroku żyletek. Błazen tylko skrzywił się złośliwie na ten widok nie przerywaąc marszu ulicami miasta. W pewnej chwili do uszy "inteligentnego głupca" dotarły strzepy czyjejś dość ostrej wymiany zdań. Dwóch mężczyzn najwidoczniej miało odmienne poglądy na jakąś sprawę.
- Mówiłem ci już, że odmówiła! Nie wierzy, że to mogłoby przynieść zyski i pomóc jej tym samym w interesach. Ona wolałaby siedzieć w tych swoich lasach... - męski głos był zdecydowanie wyższy niż być powinien. Nie trzeba było słuchu błazna, by wyczuć w nimstrach.
- Głupcze - odezwał się drugi mężczyzna głosem dużo niższym. Wyraźnie był większy i cięższy od swojego rozmówcy. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że ona jedyna dysponuje odpowiednia wiedzą? A po tym jak odmówiła Kraagowi już z całą pewnością w niedługim czasie nie pozostanienikt, kto potrafiłby coś z tym zrobć. Przez twoja głupotę nigdy tego nie zrobimy - warknął. - Sprowadź ją tu głupcze i nie tłumacz się, że znalazła sobie obstawę! Co z tego, że tam są drowy? One zapewne niezbyt przejmują się jej losem. Poza tym wiesz jak ona unika wykorzystywania innych"! - wrzasnął dryblas naśladując kobiecy głos, gdy wypowiadał ostatnie dwa słowa. Po chwili z zaułka wyłonił się wysoki, szczupły mężczyzna o ciemnych włosach i oczach. Wyraźnie się czegoś bał. Ruszył w stronę, z której przybył Zankkhan. Do gospody "Smocze Jaja", którą przed chwilą opuścił błazen... "Widać wszystkie drogi tam prowadzą" błazen uśmiechnął się do siebie pod nosem.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Zankkhan:
Zankkhan zatrzymał się w pół kroku, przyłapując siebie na próbie zignorowania sprawy. Poczekał chwilę, aż człowiek go minął, po czym rzuciwszy dyskretnie okiem w cień, ruszył za mężczyzną z powrotem do karczmy... drogą nieco okrężna, co by drugi "funfel" z ciemności nie zorientował się, że błazen słyszał rozmowę.
Mieszanie się w cudze sprawy to był chleb powszedni dla tego błazna. Zastanowiwszy się chwilę pogładził po gryfie swoja broń i instrument zarazem i zdecydował się spokojnie iść za jegomościem, będąc wewnątrz karczmy.
Zankkhan zatrzymał się w pół kroku, przyłapując siebie na próbie zignorowania sprawy. Poczekał chwilę, aż człowiek go minął, po czym rzuciwszy dyskretnie okiem w cień, ruszył za mężczyzną z powrotem do karczmy... drogą nieco okrężna, co by drugi "funfel" z ciemności nie zorientował się, że błazen słyszał rozmowę.
Mieszanie się w cudze sprawy to był chleb powszedni dla tego błazna. Zastanowiwszy się chwilę pogładził po gryfie swoja broń i instrument zarazem i zdecydował się spokojnie iść za jegomościem, będąc wewnątrz karczmy.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

Kurai
Siedziała chwilę w ciszy, słuchała, jak osoby opuszczają karczmę. Była zmęczona tym wszystkim, chciała, by już karczma w końcu opustoszała i wyciszyła się.
- Nie, nie o to chodzi... - usłyszała nad sobą głos elfa, był nieco markotny, smutny i jakby zrezygnowany.
Usiadł, lecz nie odezwał się już nic więcej. Chciała coś powiedzieć, może nawet przeprosić. Głupio się czuła z tym wszystkim, zapewne ich relacje już nigdy nie będą takie same. Uniosła oczy, spojrzała na niego. Siedział zamyślony, spoglądał gdzieś, jakby jej nie zauważając. Chwilę później pobladł na twarzy, chwycił się rękoma za czoło i osunął z łoskotem na podłogę. Kurai zerwała się gwałtownie odsuwając krzesło. Szybko przeszła na drugą stronę stolika, uklęknęła przy elfie i delikatnie uniosła mu głowę. Otoczyła Shamshiel'a ramionami, jeszcze nigdy nie widziała, by komuś przytrafiło się coś podobnego. Bała się, że to mógł być kolejny atak przy użyciu trucizny. Tylko czemu ktoś miałby chcieć go zabić?
Ułożyła głowę elfa na swych kolanach i zaczęła go delikatnie głaskać po włosach. Dotknęła jego ust, sprawdziła puls na szyi i bicie serca. Nie wyglądał na otrutego...
- Shamshiel... - powiedziała drżącym głosem. - Co ci?
Była zdenerwowana i bała się, zaczęła się trząść, jak zawsze, gdy nie umiała sobie poradzić z tłumieniem emocji.
Siedziała chwilę w ciszy, słuchała, jak osoby opuszczają karczmę. Była zmęczona tym wszystkim, chciała, by już karczma w końcu opustoszała i wyciszyła się.
- Nie, nie o to chodzi... - usłyszała nad sobą głos elfa, był nieco markotny, smutny i jakby zrezygnowany.
Usiadł, lecz nie odezwał się już nic więcej. Chciała coś powiedzieć, może nawet przeprosić. Głupio się czuła z tym wszystkim, zapewne ich relacje już nigdy nie będą takie same. Uniosła oczy, spojrzała na niego. Siedział zamyślony, spoglądał gdzieś, jakby jej nie zauważając. Chwilę później pobladł na twarzy, chwycił się rękoma za czoło i osunął z łoskotem na podłogę. Kurai zerwała się gwałtownie odsuwając krzesło. Szybko przeszła na drugą stronę stolika, uklęknęła przy elfie i delikatnie uniosła mu głowę. Otoczyła Shamshiel'a ramionami, jeszcze nigdy nie widziała, by komuś przytrafiło się coś podobnego. Bała się, że to mógł być kolejny atak przy użyciu trucizny. Tylko czemu ktoś miałby chcieć go zabić?
Ułożyła głowę elfa na swych kolanach i zaczęła go delikatnie głaskać po włosach. Dotknęła jego ust, sprawdziła puls na szyi i bicie serca. Nie wyglądał na otrutego...
- Shamshiel... - powiedziała drżącym głosem. - Co ci?
Była zdenerwowana i bała się, zaczęła się trząść, jak zawsze, gdy nie umiała sobie poradzić z tłumieniem emocji.

-
- Pomywacz
- Posty: 36
- Rejestracja: piątek, 24 lutego 2006, 16:45
Kairon
Wypił zamówione wino, ne śpiesząc sie, chłonał atmosfere, badał bywalców przybytku a gdy wino się skonzcyło zapłacił i wyszedł.
"Nie ma szczeniaka, szkoda moja niewieeka a szczeście jego olbrzymie, kupił sobie dzień życia więcej" pomyślał wychodząc zpod Skrzydeł Gryfa.
Szedł wolno przyglądając sie miastu, żebrakom, lokalnym dziwkom i ich klijenteli. Miasto roztaczało nad nim swe uroki, lecz drow ostawał na nie nie czóły, miał teraz coś innego na głowie, tak też, niczmi wolno płynaca woda rzeźbiąca skałe on zmierzał do swgo celu.
- Noc jeszcze młoda. - rzekł przyciszonym głosem, w którym brzmiał lekka nuta fascynacji.Zatrzymał sie na chwil kilka spojżął na nocne niebo. - Będzie padać, jak to mówią naziemcy, jeszcze tej nocy będzie padać. - rzkeł spokojnie z dziwnm chłodem w głosie po czym ruszył szybszym krokiem ku gospodzie w której spała reszat jego nowych towarzyszy.
Wypił zamówione wino, ne śpiesząc sie, chłonał atmosfere, badał bywalców przybytku a gdy wino się skonzcyło zapłacił i wyszedł.
"Nie ma szczeniaka, szkoda moja niewieeka a szczeście jego olbrzymie, kupił sobie dzień życia więcej" pomyślał wychodząc zpod Skrzydeł Gryfa.
Szedł wolno przyglądając sie miastu, żebrakom, lokalnym dziwkom i ich klijenteli. Miasto roztaczało nad nim swe uroki, lecz drow ostawał na nie nie czóły, miał teraz coś innego na głowie, tak też, niczmi wolno płynaca woda rzeźbiąca skałe on zmierzał do swgo celu.
- Noc jeszcze młoda. - rzekł przyciszonym głosem, w którym brzmiał lekka nuta fascynacji.Zatrzymał sie na chwil kilka spojżął na nocne niebo. - Będzie padać, jak to mówią naziemcy, jeszcze tej nocy będzie padać. - rzkeł spokojnie z dziwnm chłodem w głosie po czym ruszył szybszym krokiem ku gospodzie w której spała reszat jego nowych towarzyszy.

-
- Bosman
- Posty: 1864
- Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
- Numer GG: 5454998
Shamshiel
Podobno nieszczęścia chadzają parami - to stwierdzenie dla Shamshiela nabierało całkowicie nowego znaczenia. Najpierw prawie że pokłucił się z Kurai - ostatnią osobą, z którą chciał się kłucić, to teraz jeszcze to... Ból był jednakowo silny, co niespodziewany. Wiedział gdzie uderzyć, żeby być najskuteczniejszym. Nie wiedział, kiedy znalazł się na ziemi... Bywalcy gospody nawet nie zareagowali - widać takie sceny zdarzały się nader często, choć pewnie z nieco innych powodów. Nie zmieniało to jednak sytuacji - elf czuł się jakby ktoś wbił mu rozgrzane żelazo wprost w czaszkę, jego ciało zaś nie chciało umrzec i skazywało go na cierpienie. Z jego ust chciał się tylko uwolnić niemy krzyk, jednak nie były w stanie wydać z siebie żadnego głosu. Dopiero, gdy po wieczoności ból nieco zelżał był w stanie w jakiś sposób zareagować.
Kurai już przy nim klęczała. Martwił ją jego stan - cieszyło to Shamshiela, choć nie był to moment odpowiedni na radość. Chwycił się tylko za głowę i postanowił zmienić pozycję z konającej na w miarę siedzącą - zrobił to jak bardzo powoli i ostrożnie, jakby obawiając się się, że ból niczym pocisk znów wybuchnie z pełną mocą, ukazując mu całe spektrum cierpień. To jednak nie nastąpiło, paladyn zaś już w miarę siedział. Uśmiechnął się lekko do Kurai, po czym odpowiedział:
- Nic się nie stało, chyba nieco trucizny z ciała Jastry dostało się do mojego organizmu.
Powiedziawszy to, zaczął powoli wstawać, pomagając sobie przy tym okolicznym stołem. Ponowne dostanie się na krzesło wydawało mu się osiągnięciem podobnym do zdobyciem najwyższej góry.
Podobno nieszczęścia chadzają parami - to stwierdzenie dla Shamshiela nabierało całkowicie nowego znaczenia. Najpierw prawie że pokłucił się z Kurai - ostatnią osobą, z którą chciał się kłucić, to teraz jeszcze to... Ból był jednakowo silny, co niespodziewany. Wiedział gdzie uderzyć, żeby być najskuteczniejszym. Nie wiedział, kiedy znalazł się na ziemi... Bywalcy gospody nawet nie zareagowali - widać takie sceny zdarzały się nader często, choć pewnie z nieco innych powodów. Nie zmieniało to jednak sytuacji - elf czuł się jakby ktoś wbił mu rozgrzane żelazo wprost w czaszkę, jego ciało zaś nie chciało umrzec i skazywało go na cierpienie. Z jego ust chciał się tylko uwolnić niemy krzyk, jednak nie były w stanie wydać z siebie żadnego głosu. Dopiero, gdy po wieczoności ból nieco zelżał był w stanie w jakiś sposób zareagować.
Kurai już przy nim klęczała. Martwił ją jego stan - cieszyło to Shamshiela, choć nie był to moment odpowiedni na radość. Chwycił się tylko za głowę i postanowił zmienić pozycję z konającej na w miarę siedzącą - zrobił to jak bardzo powoli i ostrożnie, jakby obawiając się się, że ból niczym pocisk znów wybuchnie z pełną mocą, ukazując mu całe spektrum cierpień. To jednak nie nastąpiło, paladyn zaś już w miarę siedział. Uśmiechnął się lekko do Kurai, po czym odpowiedział:
- Nic się nie stało, chyba nieco trucizny z ciała Jastry dostało się do mojego organizmu.
Powiedziawszy to, zaczął powoli wstawać, pomagając sobie przy tym okolicznym stołem. Ponowne dostanie się na krzesło wydawało mu się osiągnięciem podobnym do zdobyciem najwyższej góry.

Kurai
Całkowicie zapomniała o kobiecie na górze, która teraz walczyła o swe życie. Zapomniała o niej i nie chciała sobie nawet przypominać, Jastra całkowicie przestała cokolwiek znaczyć w oczach Kurai. Tylko samych kłopotów im przysporzyła!
- Shamshiel - przemówiła łagodnym głosem kładąc rękę na jego dłoni. - Może weź oddzielny pokój i odpocznij? Nie wyglądasz dobrze, wyśpij się... Rano poczujesz się lepiej.
Pomogła mu usiąść, następnie wspomagała, gdy wdrapywał się na krzesło. Dawna uraza zniknęła szybko, chciała jedynie mu pomóc i ulżyć w cierpieniu. Przez chwilę przebiegła jej myśl o dobiciu go, lecz to było dobre rozumowanie dla kogoś czystej krwi. Westchnęła i obserwowała go przez zasłonę rudych kosmyków. Myślała, czy by czasem nie zostawić Jastry pod opieką Drowki i nie zmienić z Shamshiel'em karczmy.
- Może przeniesiemy.. przeniesiesz się do innego, spokojniejszego miejsca? - zapytała w końcu szybko się poprawiając.
Po cichu liczyła, iż tak uczyni i zabierze ją ze sobą stąd. Miała dość gwaru, hałasu i całej tej sytuacji. Poza tym nie miała ochoty oglądać więcej tej dwójki Drowów.
Całkowicie zapomniała o kobiecie na górze, która teraz walczyła o swe życie. Zapomniała o niej i nie chciała sobie nawet przypominać, Jastra całkowicie przestała cokolwiek znaczyć w oczach Kurai. Tylko samych kłopotów im przysporzyła!
- Shamshiel - przemówiła łagodnym głosem kładąc rękę na jego dłoni. - Może weź oddzielny pokój i odpocznij? Nie wyglądasz dobrze, wyśpij się... Rano poczujesz się lepiej.
Pomogła mu usiąść, następnie wspomagała, gdy wdrapywał się na krzesło. Dawna uraza zniknęła szybko, chciała jedynie mu pomóc i ulżyć w cierpieniu. Przez chwilę przebiegła jej myśl o dobiciu go, lecz to było dobre rozumowanie dla kogoś czystej krwi. Westchnęła i obserwowała go przez zasłonę rudych kosmyków. Myślała, czy by czasem nie zostawić Jastry pod opieką Drowki i nie zmienić z Shamshiel'em karczmy.
- Może przeniesiemy.. przeniesiesz się do innego, spokojniejszego miejsca? - zapytała w końcu szybko się poprawiając.
Po cichu liczyła, iż tak uczyni i zabierze ją ze sobą stąd. Miała dość gwaru, hałasu i całej tej sytuacji. Poza tym nie miała ochoty oglądać więcej tej dwójki Drowów.

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Zankkhan
Błazen wkroczył do karczmy w chwilę po mężczyźnie, który swoje kroki skierował od razu w stronę baru. Zagadał do barmana najwyraźniej nie zauważając wcale Shamshiela i Kurai. Zankkhana także nie dostrzegł. Żywo gestykulując prowadził przyciszoną rozmowę z wyraźnie poirytowanym gospodarzem. Duergar w końcu machnał reką i wskazał Kurai i Shamshiela cos perswadując mężczyźnie, następnie spytał juz głośniej
- Zamawiasz coś, kolego? Czy może mam poprosić Bena o wyproszenie cię z mojego przybytku? - w jego głosie pobrzmiewała groźba. Mężczyzna bąknął tylko coś pod nosem i usiadł przy barze. Najwyraźniej złożył zamówienie, bo barman oddalił się na chwilę. Były towarzysz Jastry obejrzał się w końcu na półdrowkę i paladyna mierząc ich nieprzyjaznym spojrzeniem.
Kurai i Shamshiel
Elf po chwili przestał się czuć tak bardzo źle, choć w dalszym ciągu kolory w gospodzie nie były najpiękniejsze... Widoki psuł zielonkawy poblask dobiegajacy z kuflów i kielichów w gospodzie. Poza tym wszystko było jak najbardziej normalne. Ale to dziwne pieczenie spod opaski na czole bardzo niepokoiło elfa... Nagle do gospody wpadł znany parze już towarzysz Jastry i zaraz za nim zignorowany przez nich błazen, któremu zawadiacki uśmiech nie chciał zejść z ust. Shamshiel od razu dostrzegł, że cała postac mężczyzny spowita jest delikatną zielonawą mgiełką. Dla Kurai nie była ona widoczna. Paladyn odkrył, że mgiełka unosi się głównie z dłoni obserwowanego. Nikt inny w gospodzie nie roztaczał nad sobą takiego obłoczka... Po dość ostrej wymianie zdań między gospodarzem i przybyłym i oddaleniu się tego pierwszego, znajomy drużynowe przewodniczki przypatrywał wam się uważnie, zdecydowanie nieprzychylnie i wyjątkowo niedyskretnie...
Kairon
Drow przekroczył próg karczmy niedługo po błaźnie i jego bystre oczy praktycznie natychmiast zarejestrowały malujący się przed nimi obrazek. Obrazek pełen napięcia i wyczekiwania...
Błazen wkroczył do karczmy w chwilę po mężczyźnie, który swoje kroki skierował od razu w stronę baru. Zagadał do barmana najwyraźniej nie zauważając wcale Shamshiela i Kurai. Zankkhana także nie dostrzegł. Żywo gestykulując prowadził przyciszoną rozmowę z wyraźnie poirytowanym gospodarzem. Duergar w końcu machnał reką i wskazał Kurai i Shamshiela cos perswadując mężczyźnie, następnie spytał juz głośniej
- Zamawiasz coś, kolego? Czy może mam poprosić Bena o wyproszenie cię z mojego przybytku? - w jego głosie pobrzmiewała groźba. Mężczyzna bąknął tylko coś pod nosem i usiadł przy barze. Najwyraźniej złożył zamówienie, bo barman oddalił się na chwilę. Były towarzysz Jastry obejrzał się w końcu na półdrowkę i paladyna mierząc ich nieprzyjaznym spojrzeniem.
Kurai i Shamshiel
Elf po chwili przestał się czuć tak bardzo źle, choć w dalszym ciągu kolory w gospodzie nie były najpiękniejsze... Widoki psuł zielonkawy poblask dobiegajacy z kuflów i kielichów w gospodzie. Poza tym wszystko było jak najbardziej normalne. Ale to dziwne pieczenie spod opaski na czole bardzo niepokoiło elfa... Nagle do gospody wpadł znany parze już towarzysz Jastry i zaraz za nim zignorowany przez nich błazen, któremu zawadiacki uśmiech nie chciał zejść z ust. Shamshiel od razu dostrzegł, że cała postac mężczyzny spowita jest delikatną zielonawą mgiełką. Dla Kurai nie była ona widoczna. Paladyn odkrył, że mgiełka unosi się głównie z dłoni obserwowanego. Nikt inny w gospodzie nie roztaczał nad sobą takiego obłoczka... Po dość ostrej wymianie zdań między gospodarzem i przybyłym i oddaleniu się tego pierwszego, znajomy drużynowe przewodniczki przypatrywał wam się uważnie, zdecydowanie nieprzychylnie i wyjątkowo niedyskretnie...
Kairon
Drow przekroczył próg karczmy niedługo po błaźnie i jego bystre oczy praktycznie natychmiast zarejestrowały malujący się przed nimi obrazek. Obrazek pełen napięcia i wyczekiwania...

Kurai Kurenai
Widząc dawnego towarzysza ich umierającej znajomej szturchnęła Shamshiel'a w ramię i powiedziała:
- To on.
Elf podążył za jej wzrokiem i ujrzał mężczyznę przy barze. W karczmie pojawił się znów błazen, co dziewczyna skwitowała niezadowolonym grymasem na twarzy.
- Co robimy? Możesz chodzić? Jak się czujesz? - szybko spytała nachylając się w stronę przyjaciela. - Powinniśmy go chyba wypytać, może...
Urwała wpół zdania i zamilkła. W drzwiach pojawiła się jedna z tych osób, których miała nadzieję już więcej nie spotkać, choćby tylko tej nocy.
- Kairon wrócił - szepnęła i nie dało się nie usłyszeć cichego jęknięcia w tym prostym stwierdzeniu.
Elfka jakby skuliła się w sobie, z daleka można było zauważyć, że obawia się ona Drowa. Właściwie dziwnym by było, gdyby nie czuła strachu w jego obecności...
Widząc dawnego towarzysza ich umierającej znajomej szturchnęła Shamshiel'a w ramię i powiedziała:
- To on.
Elf podążył za jej wzrokiem i ujrzał mężczyznę przy barze. W karczmie pojawił się znów błazen, co dziewczyna skwitowała niezadowolonym grymasem na twarzy.
- Co robimy? Możesz chodzić? Jak się czujesz? - szybko spytała nachylając się w stronę przyjaciela. - Powinniśmy go chyba wypytać, może...
Urwała wpół zdania i zamilkła. W drzwiach pojawiła się jedna z tych osób, których miała nadzieję już więcej nie spotkać, choćby tylko tej nocy.
- Kairon wrócił - szepnęła i nie dało się nie usłyszeć cichego jęknięcia w tym prostym stwierdzeniu.
Elfka jakby skuliła się w sobie, z daleka można było zauważyć, że obawia się ona Drowa. Właściwie dziwnym by było, gdyby nie czuła strachu w jego obecności...

-
- Pomywacz
- Posty: 36
- Rejestracja: piątek, 24 lutego 2006, 16:45
Kairon
Drzwi otworzył łagodnym ruchem ręki, w którym była stanowczość i siła. Wszedł do środka i puścił drzwi pozwalając się im zamknąć się za sobą.
Zatrzymał się i rozejrzał, spojrzeniem zawodowego łowcy który szuka celu. Twarz wyzbyta z uczuć, usta ściągnięte w kreskę, czekał chwilę jedną potem drugą.
Dostrzegł dziwnie odzianego kogoś przy szynku, kogoś kogo powierzchniowcy zwykli zwać błaznem, kogoś o kim Kairon miał już dawno wyrobione zdanie.
*Ścierwo*
Potem ruszył w głąb, mijając trefnisia z pełną świadomością trącił jego ramie. Nie raczył się zatrzymać, nie raczył się odwrócić.
Podszedł do stolika Gdzie byli półefla i elf, jego nowi "towarzysze".
Chwycił krzesło lewa ręką za oparcie, odsunął lekko. Wejrzał na Kurai, chłodno, opanowanie. Badał ją przyglądał się uważnie zapamiętując jak wygląda jej twarz, odzienie, po prostu wszystko.
Trwało to tylko kilka uderzeń serca, na tyle długo by ktoś inny, koś obcy mógł odnieść wrażenie że się zawahał.
Usiadł, zsunął kaptur z głowy swe spojrzenie skierował na Shamshiela.
- Po waszych minach widzę żeś rad z mego powrotu. Mówcie co się działo.
Całkowicie zignorował niepokojący wygląd elfa.
Drzwi otworzył łagodnym ruchem ręki, w którym była stanowczość i siła. Wszedł do środka i puścił drzwi pozwalając się im zamknąć się za sobą.
Zatrzymał się i rozejrzał, spojrzeniem zawodowego łowcy który szuka celu. Twarz wyzbyta z uczuć, usta ściągnięte w kreskę, czekał chwilę jedną potem drugą.
Dostrzegł dziwnie odzianego kogoś przy szynku, kogoś kogo powierzchniowcy zwykli zwać błaznem, kogoś o kim Kairon miał już dawno wyrobione zdanie.
*Ścierwo*
Potem ruszył w głąb, mijając trefnisia z pełną świadomością trącił jego ramie. Nie raczył się zatrzymać, nie raczył się odwrócić.
Podszedł do stolika Gdzie byli półefla i elf, jego nowi "towarzysze".
Chwycił krzesło lewa ręką za oparcie, odsunął lekko. Wejrzał na Kurai, chłodno, opanowanie. Badał ją przyglądał się uważnie zapamiętując jak wygląda jej twarz, odzienie, po prostu wszystko.
Trwało to tylko kilka uderzeń serca, na tyle długo by ktoś inny, koś obcy mógł odnieść wrażenie że się zawahał.
Usiadł, zsunął kaptur z głowy swe spojrzenie skierował na Shamshiela.
- Po waszych minach widzę żeś rad z mego powrotu. Mówcie co się działo.
Całkowicie zignorował niepokojący wygląd elfa.

Kurai
Widząc, iż Drow skierował swe spojrzenie na elfa i zapewne od niego wymagał odpowiedzi, przezornie zachowała ciszę. Wolała nie urazić go swym zachowaniem. Pochyliła głowę i w ciszy czekała na to, co Shamshiel postanowi powiedzieć Kairon'owi. Zastanawiała się, jak bardzo Drow uzna jej postępowanie i czyny za bezużyteczne i żałosne?
Craw, rusz dupę i odpisz
Widząc, iż Drow skierował swe spojrzenie na elfa i zapewne od niego wymagał odpowiedzi, przezornie zachowała ciszę. Wolała nie urazić go swym zachowaniem. Pochyliła głowę i w ciszy czekała na to, co Shamshiel postanowi powiedzieć Kairon'owi. Zastanawiała się, jak bardzo Drow uzna jej postępowanie i czyny za bezużyteczne i żałosne?
Craw, rusz dupę i odpisz


-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Zankhan:
Błazen uśmiechnął się. *Jaki wyniosły dureń... drow a zachowuje się jak matrona...* pomyślał sobie i jego uśmiech się poszerzył. *Żałośnie przewidywalny* machnął ręką. Skupił się na swoim "obiekcie doświadczalnym". Po chwili wstał. Miał ochotę na małą prowokację połączona z blefem. Sądząc po towarzyszach elfki prowokacja owa może się skończyć dla błazna tragicznie, ale przegapienie takiej okazji nie leżało w naturze Zankhana. Przeszedł obok Drowa i po drodze obrócił głowa tak, by żyletki przejechały mu po ramieniu.
-Czasem lepiej nie wiedzieć, drowie!- wyszczerzył się. -Nieodpowiednia wiedza bywa niebezpieczna. Te rzeczy zabijają szybciej niż banda umbrowych kolosów. A jeśli jeszcze mamy do czynienia z wyjątkową wiedzą i upartymi ludźmi sprawa się pogarsza- stwierdził i oparł się o blat. Poprawił okulary. -Ja uważam... a wy nie za bardzo. To jakby... tnąc pętlinogę pozostawiać wolne odnogi, które mogą na powrót opleść się wokół kostek. Mówi wam cos imię "Kraag"?- zapytał z tym samym szerokim uśmiechem. Czuł się jakby wlazł jedną nogą w ognisko, nosząc łatwopalne buty. Prosta agresja czy coś bardziej wysublimowanego. Mozę być interesująco... śmiertelnie wręcz...
Błazen uśmiechnął się. *Jaki wyniosły dureń... drow a zachowuje się jak matrona...* pomyślał sobie i jego uśmiech się poszerzył. *Żałośnie przewidywalny* machnął ręką. Skupił się na swoim "obiekcie doświadczalnym". Po chwili wstał. Miał ochotę na małą prowokację połączona z blefem. Sądząc po towarzyszach elfki prowokacja owa może się skończyć dla błazna tragicznie, ale przegapienie takiej okazji nie leżało w naturze Zankhana. Przeszedł obok Drowa i po drodze obrócił głowa tak, by żyletki przejechały mu po ramieniu.
-Czasem lepiej nie wiedzieć, drowie!- wyszczerzył się. -Nieodpowiednia wiedza bywa niebezpieczna. Te rzeczy zabijają szybciej niż banda umbrowych kolosów. A jeśli jeszcze mamy do czynienia z wyjątkową wiedzą i upartymi ludźmi sprawa się pogarsza- stwierdził i oparł się o blat. Poprawił okulary. -Ja uważam... a wy nie za bardzo. To jakby... tnąc pętlinogę pozostawiać wolne odnogi, które mogą na powrót opleść się wokół kostek. Mówi wam cos imię "Kraag"?- zapytał z tym samym szerokim uśmiechem. Czuł się jakby wlazł jedną nogą w ognisko, nosząc łatwopalne buty. Prosta agresja czy coś bardziej wysublimowanego. Mozę być interesująco... śmiertelnie wręcz...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Bosman
- Posty: 1864
- Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
- Numer GG: 5454998
Elf zakaszlał w taki sposób, jakby miał zaraz wypluć płuca. Trwało to parę chwil, donośny kaszel zaś rozniósł się po całej gospodzie. Zrobił to specjalnie, gdyż chciał odwrócić uwagę towarzyszy od prawdziwej natury swych problemów. Skończywszy, odgarnął włosy z czoła i przebiegł wzrokiem po drowach.
- Nic mi nie będzie - odparł uśmiechając się lekko.
- Widziałeś tego mężczyznę, który towarzyszył tamtej półelfce?
Słowa te skierowane były zdecydowanie do drowa, mówiąc to zaś elf nie spoglądał w strone przybyłego mężczyzny - chcę go mieć na zewnątrz za parenaście pacierzy. Wiem, że dasz radę.
Ta poświata go intrygowała. Musiał wiedzieć, skąd się wzieła i jaki był związek ów człowieka z dramatycznym stanem Jastry.
- Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz - dodał kładąc szczególny akcent na ostatnie słowo, po czym wstał. W tym też momencie obok drowa przeszedł błazen, jednak paladyn go zignorował. Wystawił ramię w stronę drowki i powiedział zdecydowanym, ale i przyjemnym głosem- Chodź moja droga, muszę zaczerpnąć świerzego powietrza.
- Nic mi nie będzie - odparł uśmiechając się lekko.
- Widziałeś tego mężczyznę, który towarzyszył tamtej półelfce?
Słowa te skierowane były zdecydowanie do drowa, mówiąc to zaś elf nie spoglądał w strone przybyłego mężczyzny - chcę go mieć na zewnątrz za parenaście pacierzy. Wiem, że dasz radę.
Ta poświata go intrygowała. Musiał wiedzieć, skąd się wzieła i jaki był związek ów człowieka z dramatycznym stanem Jastry.
- Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz - dodał kładąc szczególny akcent na ostatnie słowo, po czym wstał. W tym też momencie obok drowa przeszedł błazen, jednak paladyn go zignorował. Wystawił ramię w stronę drowki i powiedział zdecydowanym, ale i przyjemnym głosem- Chodź moja droga, muszę zaczerpnąć świerzego powietrza.
