[WH - Freestyle] Drużyna Pierwsza
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Majtek
- Posty: 120
- Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Pewniak
Anthony nie mówił nic przez niamal całą drogę. Zastanawiał się co Livrian porabia w tych terenach, tak daleko od Wielkiego Lasu. Czy także zmierza na turniej łuczniczy? Wiedział o doskonałych umiejętnościach elfowych łuczników, słyszał, że ich strzały szyją niechybnie, ale czy Livrian mógłby być jego konkurentem. Elf znał Albiończyka od małego i zawsze był mu przyjacielem, czy teraz miałby stanąć przeciw niemu...? Nie, tego Anthony nie chciał... "Jeśli Livrian stanie do turnieju, to ja się wycofam. Z pewnością bym i tak przegrał, a tak przynajmniej będę miał wymówkę, że nie chcę konkurować z przyjacielem!" Ten pomysł wyraźnie rozchmurzył albiończyka. Na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech, który rozjaśnił jego twarz i sprawił, że oczy Anthonego zajaśniały błękitem.
"Wybacz stary przyjacielu, żem był taki pochmurny. To wielka niegrzeczność z mojej strony, ale twoje nagłe pojawienie wlało w moje serce tyle samo radości co i smutku, gdyż trapi mnie jedno pytanie... Czy zmierzasz do Nuln aby stanąć do turnieju łuczniczego Livrianie?"
Livrian nie zdążył odpowiedzieć, bo właśnie wyszli z lasu na drogę gdzie czekał na nich jeszcze jeden elf.
Anthony odpowiedział gestem na powitanie elfa i w łamanym elfickim rzekł - "Witaj"
Ruszyli dalej. Z rozmowy dwóch elfów Anthony wywnioskował, że Livrian nie zamierza robić mu konkurencji w trakcie turnieju, więc tym bardziej się ucieszył, bo wciąż miał szanse na główną wygraną.
Anthony nie mówił nic przez niamal całą drogę. Zastanawiał się co Livrian porabia w tych terenach, tak daleko od Wielkiego Lasu. Czy także zmierza na turniej łuczniczy? Wiedział o doskonałych umiejętnościach elfowych łuczników, słyszał, że ich strzały szyją niechybnie, ale czy Livrian mógłby być jego konkurentem. Elf znał Albiończyka od małego i zawsze był mu przyjacielem, czy teraz miałby stanąć przeciw niemu...? Nie, tego Anthony nie chciał... "Jeśli Livrian stanie do turnieju, to ja się wycofam. Z pewnością bym i tak przegrał, a tak przynajmniej będę miał wymówkę, że nie chcę konkurować z przyjacielem!" Ten pomysł wyraźnie rozchmurzył albiończyka. Na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech, który rozjaśnił jego twarz i sprawił, że oczy Anthonego zajaśniały błękitem.
"Wybacz stary przyjacielu, żem był taki pochmurny. To wielka niegrzeczność z mojej strony, ale twoje nagłe pojawienie wlało w moje serce tyle samo radości co i smutku, gdyż trapi mnie jedno pytanie... Czy zmierzasz do Nuln aby stanąć do turnieju łuczniczego Livrianie?"
Livrian nie zdążył odpowiedzieć, bo właśnie wyszli z lasu na drogę gdzie czekał na nich jeszcze jeden elf.
Anthony odpowiedział gestem na powitanie elfa i w łamanym elfickim rzekł - "Witaj"
Ruszyli dalej. Z rozmowy dwóch elfów Anthony wywnioskował, że Livrian nie zamierza robić mu konkurencji w trakcie turnieju, więc tym bardziej się ucieszył, bo wciąż miał szanse na główną wygraną.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
Karczma
(scorez, post na dole mej odpowiedzi był do Zaknafein'a, Wy nadal jesteście w karczmie
Ktoś tu nie czyta ze zrozumieniem?)
Omiotła wzrokiem zebranych, jej twarz przecięła smuga zamyślenia. Przeżuła powoli kęs i odkładając sztućce na brzeg talerza splotła palce dłoni razem. Pochyliła się nieco do przodu i odezwała miłym dla ucha głosem.
- Livrian, Strażnik Wielkiego Lasu Loren, dowódca oddziałów Forest Guard'u, dowódca straży przybocznej Mówcy Słońc - powiedziała lekko ściszonym głosem i pociągnęła mały łyk wina. - Teoretycznie ta osoba i sam Forest Guard nie istnieją. Dlatego nie wolno mówić o tym głośno... - rzuciła ukradkiem spojrzenie w stronę elfów.
Z tego co wiedziała, to nawet w Loren nikt, poza wtajemniczonymi, nie wiedział o Forest Guardzie. Elitarna jednostka najlepszych i najlepiej wyszkolonych elfów od dawien dawna broniła po cichu granice Wielkiego Lasu. Ci, którzy zostali przydzieleni, na zawsze znikali z codziennego życia. Rodziny uważały ich za martwych lub zaginionych, a Forest Guard był jedną z tajemnic Mówcy Słońc i Mówcy Gwiazd - dwóch mędrców i magów.
- Ma Opiekunka jest osobą publiczną, nie może jawnie pokazać, że się kogoś boi i obstawić swego męża strażą. Poza tym on sam by tego nie chciał, dlatego waszym zadaniem jest chronienie go po cichu. Kto mu zagraża? Praktycznie każdy od zwykłego kieszonkowca po członka Gildii Zabójców. Niestety nikt, kto stoi po stronie prawa i sprawiedliwości, nie ma dużo przyjaciół w tych kręgach - uśmiechnęła się krzywo i zerknęła na Kessen'a.
- Uzdrowiciel jest potrzebny, gdyby Livrian lub któreś z was zostało ranne, to chyba logiczne... A co będziecie z tego mieć? W chwili obecnej, za przyłączenie się, pięćdziesiąt sztuk złota. Za utrzymanie Livrian'a przy życiu, aż do powrotu wykładowczyni, kolejne dwieście. Plus oczywiście każda możliwa pomoc z mojej strony...
Kage przerwała oczekując kolejnych pytań.
(scorez, post na dole mej odpowiedzi był do Zaknafein'a, Wy nadal jesteście w karczmie
![Twisted Evil :twisted:](./images/smilies/icon_twisted.gif)
Omiotła wzrokiem zebranych, jej twarz przecięła smuga zamyślenia. Przeżuła powoli kęs i odkładając sztućce na brzeg talerza splotła palce dłoni razem. Pochyliła się nieco do przodu i odezwała miłym dla ucha głosem.
- Livrian, Strażnik Wielkiego Lasu Loren, dowódca oddziałów Forest Guard'u, dowódca straży przybocznej Mówcy Słońc - powiedziała lekko ściszonym głosem i pociągnęła mały łyk wina. - Teoretycznie ta osoba i sam Forest Guard nie istnieją. Dlatego nie wolno mówić o tym głośno... - rzuciła ukradkiem spojrzenie w stronę elfów.
Z tego co wiedziała, to nawet w Loren nikt, poza wtajemniczonymi, nie wiedział o Forest Guardzie. Elitarna jednostka najlepszych i najlepiej wyszkolonych elfów od dawien dawna broniła po cichu granice Wielkiego Lasu. Ci, którzy zostali przydzieleni, na zawsze znikali z codziennego życia. Rodziny uważały ich za martwych lub zaginionych, a Forest Guard był jedną z tajemnic Mówcy Słońc i Mówcy Gwiazd - dwóch mędrców i magów.
- Ma Opiekunka jest osobą publiczną, nie może jawnie pokazać, że się kogoś boi i obstawić swego męża strażą. Poza tym on sam by tego nie chciał, dlatego waszym zadaniem jest chronienie go po cichu. Kto mu zagraża? Praktycznie każdy od zwykłego kieszonkowca po członka Gildii Zabójców. Niestety nikt, kto stoi po stronie prawa i sprawiedliwości, nie ma dużo przyjaciół w tych kręgach - uśmiechnęła się krzywo i zerknęła na Kessen'a.
- Uzdrowiciel jest potrzebny, gdyby Livrian lub któreś z was zostało ranne, to chyba logiczne... A co będziecie z tego mieć? W chwili obecnej, za przyłączenie się, pięćdziesiąt sztuk złota. Za utrzymanie Livrian'a przy życiu, aż do powrotu wykładowczyni, kolejne dwieście. Plus oczywiście każda możliwa pomoc z mojej strony...
Kage przerwała oczekując kolejnych pytań.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
Parsival Gaveriell Galadium
Sorka. Zedytowałem tamtego posta.
Każda pomoc z pani strony... Druid przerwał milczenie. Jego wilczyca paszczekała radośnie. Uciszył ją szybko. Stara zbereźnica. Powiedział cicho. Kiedy powinniśmy tam wyruszyć, bo jakoś mi się nie udało tego usłyszeć, a i czy miejscowi zielarze i alchemicy będą w stanie udzielić mi pomocy.
Sorka. Zedytowałem tamtego posta.
Każda pomoc z pani strony... Druid przerwał milczenie. Jego wilczyca paszczekała radośnie. Uciszył ją szybko. Stara zbereźnica. Powiedział cicho. Kiedy powinniśmy tam wyruszyć, bo jakoś mi się nie udało tego usłyszeć, a i czy miejscowi zielarze i alchemicy będą w stanie udzielić mi pomocy.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Bern Tulop
- Z tego co mówisz to raczej nie tyle on potrzebuje ochrony co potencjalni zamachowcy ale mniejsza o to. Ile trwałoby całe to... przedsięwzięcie i jakie są szane na to że persona, która miałaby się znaleźć pod nasza protekcją jest jeszcze żywa jeśli już wyruszyła w podróż, a jeśli nie to czy mamy ją odebrać prosto z granicy i transportować do Nuln. Czy jeśli mówisz że mamy to robic po cichu to mamy robić to tak żeby tego nie wiedział? Jeśli to ostatnie to ryzyko naszej śmiertelności mogłoby się potroić jako ze nas również mógłby wziąć za zamachowców Więc prosiłbym Cię o rozjaśnienie troche tej kwestii bo ja już jestem w kropce. Jest też inne bardzo ważne pytanie... co by się stało gdyby, załóżmy gdyby... Livrian nie przeżył i niefortunnie dołączył do swoich przodków? *Pięćdziesiąt sztuk to nie tak nic, conajmniej kilka ciekawych ziół by sie za to zdobyło, no i gdyby oprzypadkiem udało mu się przeżyć dodatkowe dwieście też nie do pogardzenia, kilka dni chyba się bezemnie obejdą ...* Pod bujną czupryną nie było widać lekko zmarszczonego czoła uzdrowiciela, pewnego znaku że megalityczne trybiki w jego głowie zaczynają się poruszać i ciągle przyspieszają prowadząc analize i synteze wszystkich informacji w jego głowie niczym lawina, odrzucając po drodze wszystkie nieistotne dla zaprzątajacego jego głowe problemu, szczegóły.
Też się zagubiłem w czasie, na szczęście Filippo mnie szturchnął w pore za co chyle czoła
- Z tego co mówisz to raczej nie tyle on potrzebuje ochrony co potencjalni zamachowcy ale mniejsza o to. Ile trwałoby całe to... przedsięwzięcie i jakie są szane na to że persona, która miałaby się znaleźć pod nasza protekcją jest jeszcze żywa jeśli już wyruszyła w podróż, a jeśli nie to czy mamy ją odebrać prosto z granicy i transportować do Nuln. Czy jeśli mówisz że mamy to robic po cichu to mamy robić to tak żeby tego nie wiedział? Jeśli to ostatnie to ryzyko naszej śmiertelności mogłoby się potroić jako ze nas również mógłby wziąć za zamachowców Więc prosiłbym Cię o rozjaśnienie troche tej kwestii bo ja już jestem w kropce. Jest też inne bardzo ważne pytanie... co by się stało gdyby, załóżmy gdyby... Livrian nie przeżył i niefortunnie dołączył do swoich przodków? *Pięćdziesiąt sztuk to nie tak nic, conajmniej kilka ciekawych ziół by sie za to zdobyło, no i gdyby oprzypadkiem udało mu się przeżyć dodatkowe dwieście też nie do pogardzenia, kilka dni chyba się bezemnie obejdą ...* Pod bujną czupryną nie było widać lekko zmarszczonego czoła uzdrowiciela, pewnego znaku że megalityczne trybiki w jego głowie zaczynają się poruszać i ciągle przyspieszają prowadząc analize i synteze wszystkich informacji w jego głowie niczym lawina, odrzucając po drodze wszystkie nieistotne dla zaprzątajacego jego głowe problemu, szczegóły.
Też się zagubiłem w czasie, na szczęście Filippo mnie szturchnął w pore za co chyle czoła
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Majtek
- Posty: 123
- Rejestracja: niedziela, 7 stycznia 2007, 22:36
- Numer GG: 2343993
- Lokalizacja: Gród Bydgoszcz
- Kontakt:
Kessen Mais
Kessen zajadał potrawy słuchając rozmowy. 'Praktycznie każdy od zwykłego kieszonkowca po członka Gildii Zabójców' - słowa Kage wywołały zawadiacki uśmiech na jego twarzy. Podniósł wtedy wzrok i pochwycił skwaszone spojrzenie elfki. Wyraźnie wyczuł w nim niechęć i nieufność. 'Jeśli wie kim jestem nie dziwie się że mi nie ufa' - powiedział patrzac na pierścień ze skorpionem na swojej dłoni.
- Zadanie nie bedzie łatwe, nie ważne jak bedziemy go pilnować, może i tak zginąć... - powiedział spokojnie - Wystarczy troche ziół i dzień ślęczenia nad kociołkiem. I nasz zacny Livrian doznać może wyjatkowo kłopotliwej niestrawności...Kłopotliwej na tyle że śmiertelnej... Jednak zależy to od umiejętności zamachowca... Nie sądzisz chyba droga Kage że bedziemy próbować jego potraw?
Kessen zajadał potrawy słuchając rozmowy. 'Praktycznie każdy od zwykłego kieszonkowca po członka Gildii Zabójców' - słowa Kage wywołały zawadiacki uśmiech na jego twarzy. Podniósł wtedy wzrok i pochwycił skwaszone spojrzenie elfki. Wyraźnie wyczuł w nim niechęć i nieufność. 'Jeśli wie kim jestem nie dziwie się że mi nie ufa' - powiedział patrzac na pierścień ze skorpionem na swojej dłoni.
- Zadanie nie bedzie łatwe, nie ważne jak bedziemy go pilnować, może i tak zginąć... - powiedział spokojnie - Wystarczy troche ziół i dzień ślęczenia nad kociołkiem. I nasz zacny Livrian doznać może wyjatkowo kłopotliwej niestrawności...Kłopotliwej na tyle że śmiertelnej... Jednak zależy to od umiejętności zamachowca... Nie sądzisz chyba droga Kage że bedziemy próbować jego potraw?
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Szczur Lądowy
- Posty: 4
- Rejestracja: piątek, 12 stycznia 2007, 21:01
Vergil
Młody elf siedział cicho obok swojego przyjaciela. Nic nie jadł, jedynie układał na talerzu wzorki z warzyw. W jego głowie roiło się od pytań
*...Od czego zacząć? Czy można już jeść? Jak smakuje to w czerwonym sosie? Może powinienem zapytać kiedy będę mógł sobie pójść? Albo jak będzie jutro pogoda? Ciekawe czy ten jegomość z wilkiem potrafiłby powiedzieć. Ile lat ma ta mała dziewczynka? Czy ten zakapturzony pan ma coś do ukrycia czy jest tylko nieśmiały?...*
Żadne z pytań nie wydawało mu się odpowiednie do zadania go na głos więc siedział tylko i bawił się groszkami. Nagle w jego umyśle, jak piorun na nocnym niebie, pojawiła się myśl. Tak, ona była warta tego by podzielić się nią z innymi... a może nie.
Jeśli istnieje prawdopodobieństwo, że w jego orszaku jest ktoś komu zależy na śmierci dowódcy powinniśmy od razu udać się na jego poszukiwania. Bardzo dobrym, moim zdaniem, rozwinięciem tego pomysłu byłoby podzielenie się na grupy, jedna z nich przygotowała by teren w mieście, druga zaś pilnowała by orszaku w drodze do niego.
Młody elf siedział cicho obok swojego przyjaciela. Nic nie jadł, jedynie układał na talerzu wzorki z warzyw. W jego głowie roiło się od pytań
*...Od czego zacząć? Czy można już jeść? Jak smakuje to w czerwonym sosie? Może powinienem zapytać kiedy będę mógł sobie pójść? Albo jak będzie jutro pogoda? Ciekawe czy ten jegomość z wilkiem potrafiłby powiedzieć. Ile lat ma ta mała dziewczynka? Czy ten zakapturzony pan ma coś do ukrycia czy jest tylko nieśmiały?...*
Żadne z pytań nie wydawało mu się odpowiednie do zadania go na głos więc siedział tylko i bawił się groszkami. Nagle w jego umyśle, jak piorun na nocnym niebie, pojawiła się myśl. Tak, ona była warta tego by podzielić się nią z innymi... a może nie.
Jeśli istnieje prawdopodobieństwo, że w jego orszaku jest ktoś komu zależy na śmierci dowódcy powinniśmy od razu udać się na jego poszukiwania. Bardzo dobrym, moim zdaniem, rozwinięciem tego pomysłu byłoby podzielenie się na grupy, jedna z nich przygotowała by teren w mieście, druga zaś pilnowała by orszaku w drodze do niego.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:
Zaknafein
Z uśmiechem na ustach wysłuchiwał szczęśliwych opowieści Livrian'a, radując się z jego szczęścia. Gdy ten spytał go o jego sprawy, zmarkotniał. Odpowiedział trochęę smutniej: Wiesz jak bywa. Raz lepiej, raz gorzej. Nie wiodło mi się najlepiej ostatnimi czasy. Ale to już przeszłość, teraz jest lepiej. Uniósł twarz ku niebu i patrząc w błękit starał się rozweselić. Opuścił wzrok i spojrzał na przyjaciela. Jest dużo lepiej. Po czym zerknął na trakt i z nadzieją w głosie spytał: Do Nuln już blisko, prawda?
Z uśmiechem na ustach wysłuchiwał szczęśliwych opowieści Livrian'a, radując się z jego szczęścia. Gdy ten spytał go o jego sprawy, zmarkotniał. Odpowiedział trochęę smutniej: Wiesz jak bywa. Raz lepiej, raz gorzej. Nie wiodło mi się najlepiej ostatnimi czasy. Ale to już przeszłość, teraz jest lepiej. Uniósł twarz ku niebu i patrząc w błękit starał się rozweselić. Opuścił wzrok i spojrzał na przyjaciela. Jest dużo lepiej. Po czym zerknął na trakt i z nadzieją w głosie spytał: Do Nuln już blisko, prawda?
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Majtek
- Posty: 136
- Rejestracja: niedziela, 3 grudnia 2006, 17:04
Mandir
Elf wysłuchał Kage, opowiadającej o zadaniu, którym miała się podjąć powstała poprzez nieco chaotyczny werbunek drużyna. W czasie przemowy Kage służba wnosiła coraz to nowe półmiski, z których unosił się zapach wielu znakomitych potraw. Mandir nalał sobie kieliszek swojego ulubionego wina. Pozostali uczestnicy zadawali na tyle trafne pytania, że elf mógł oddać się degustowaniu pysznego wina. A była to jedyna karczma w której podawano tak pyszne i aromatyczne wino. Mandir wsłuchał się w muzykę elfiego barda. Wywarła ona spore wrażenie na Mandirze. Słuchał jednocześnie uważnie wszystkich aby nie przegapić jakiegoś ważnego szczegółu. Propozycja Vergila wydawała się całkiem sensowna. Jego przyjaciel często zaskakiwał go bardzo często swoją pomysłowością.
Elf wysłuchał Kage, opowiadającej o zadaniu, którym miała się podjąć powstała poprzez nieco chaotyczny werbunek drużyna. W czasie przemowy Kage służba wnosiła coraz to nowe półmiski, z których unosił się zapach wielu znakomitych potraw. Mandir nalał sobie kieliszek swojego ulubionego wina. Pozostali uczestnicy zadawali na tyle trafne pytania, że elf mógł oddać się degustowaniu pysznego wina. A była to jedyna karczma w której podawano tak pyszne i aromatyczne wino. Mandir wsłuchał się w muzykę elfiego barda. Wywarła ona spore wrażenie na Mandirze. Słuchał jednocześnie uważnie wszystkich aby nie przegapić jakiegoś ważnego szczegółu. Propozycja Vergila wydawała się całkiem sensowna. Jego przyjaciel często zaskakiwał go bardzo często swoją pomysłowością.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
Karczma
Na twarzy Kage pojawił się lekki uśmiech, odgarnęła pukiel włosów z ramienia na plecy i westchnęła cicho. W końcu zaczęli przechodzić do konkretów i tych niewygodnych pytań...
- Livrian jest niezwykle pokojowo nastawioną osobą, nie zaatakuje was, chyba, że sami zaczniecie go atakować. Im szybciej go znajdziecie tym lepiej, póki jest poza miastem pewnie jest bezpieczny. Na otwartym terenie nikt nie będzie go w stanie zaskoczyć i zabić tak łatwo... Co innego tutaj, w Nuln. Wejdzie w tłum ludzi na targu i zaraz może mu coś na głowę spaść, ktoś sztylet wbić pod żebra. Rozpędzony wóz, czy pies ze wścieklizną... Myślę, że zamachowiec będzie pomysłowy, o ile w ogóle jakiś będzie. Zagrożenie jest tylko zwykłym przypuszczeniem, nie ma dowodów na to, by ktoś czaił się na jego życie.
Poprawiła się na krześle i napiła wina. Zaschło jej w gardle od tego długiego wywodu. Znów pojawiły się kelnerki, które zrobiły trochę miejsca na stole zabierając puste półmiski i przyniosły świeże owoce i ciasta. Ciepłe potrawy, które jeszcze nie zostały zjedzone, zostawiły na stole. Kage poczekała, aż odejdą i dopiero wtedy kontynuowała.
- Dwieście sztuk złota to ogromna, wręcz kolosalna suma... - stwierdziła z cichym westchnięciem. - Livrian zatrzyma się w tej karczmie, to powinno wam nieco ułatwić zadania.
Wstała na chwilę i wzięła od karczmarza jakiś rulon papieru, rozwinęła go i oczom zebranych ukazał się portret typowego, leśnego elfa.
- Oto Livrian, przyjrzyjcie mu się teraz uważnie. Później - zwróciła się do Kessen'a - dostaniesz ode mnie medalion, który zmienia swój kolor, gdy znajduje się blisko trucizny. Będziesz mógł sprawdzać potrawy naszego przyjaciela, elfa...
Zaknafein
Słońce miało się już ku zachodowi, Livrian poinformował, że jutro przed zmrokiem powinniście dotrzeć do miasta. Z każdym krokiem wyraz zakłopotania powiększał się na jego twarzy, zapytany o to, wyjaśnił niechętnie:
- Z jednej strony mam ochotę biec, by ją ujrzeć, z drugiej zaś nienawidzę tych dużych miast. Zupełnie nie wiem, co ona w nich widzi...
Wydawał się być nieco zmęczony i zasmucony, jakby nie wierzył do końca w to, że ją ze sobą z powrotem zabierze do Loren.
Tymczasem zaczęliście mijać małe, przydrożne karczmy stojące przy trakcie. Choć słońce jeszcze do końca nie zaszło, zostały tam już zapalone światła i pochodnie, rozpalono też kilka ognisk, gdyby ktoś chciał nocować na dworze.
Na twarzy Kage pojawił się lekki uśmiech, odgarnęła pukiel włosów z ramienia na plecy i westchnęła cicho. W końcu zaczęli przechodzić do konkretów i tych niewygodnych pytań...
- Livrian jest niezwykle pokojowo nastawioną osobą, nie zaatakuje was, chyba, że sami zaczniecie go atakować. Im szybciej go znajdziecie tym lepiej, póki jest poza miastem pewnie jest bezpieczny. Na otwartym terenie nikt nie będzie go w stanie zaskoczyć i zabić tak łatwo... Co innego tutaj, w Nuln. Wejdzie w tłum ludzi na targu i zaraz może mu coś na głowę spaść, ktoś sztylet wbić pod żebra. Rozpędzony wóz, czy pies ze wścieklizną... Myślę, że zamachowiec będzie pomysłowy, o ile w ogóle jakiś będzie. Zagrożenie jest tylko zwykłym przypuszczeniem, nie ma dowodów na to, by ktoś czaił się na jego życie.
Poprawiła się na krześle i napiła wina. Zaschło jej w gardle od tego długiego wywodu. Znów pojawiły się kelnerki, które zrobiły trochę miejsca na stole zabierając puste półmiski i przyniosły świeże owoce i ciasta. Ciepłe potrawy, które jeszcze nie zostały zjedzone, zostawiły na stole. Kage poczekała, aż odejdą i dopiero wtedy kontynuowała.
- Dwieście sztuk złota to ogromna, wręcz kolosalna suma... - stwierdziła z cichym westchnięciem. - Livrian zatrzyma się w tej karczmie, to powinno wam nieco ułatwić zadania.
Wstała na chwilę i wzięła od karczmarza jakiś rulon papieru, rozwinęła go i oczom zebranych ukazał się portret typowego, leśnego elfa.
- Oto Livrian, przyjrzyjcie mu się teraz uważnie. Później - zwróciła się do Kessen'a - dostaniesz ode mnie medalion, który zmienia swój kolor, gdy znajduje się blisko trucizny. Będziesz mógł sprawdzać potrawy naszego przyjaciela, elfa...
Zaknafein
Słońce miało się już ku zachodowi, Livrian poinformował, że jutro przed zmrokiem powinniście dotrzeć do miasta. Z każdym krokiem wyraz zakłopotania powiększał się na jego twarzy, zapytany o to, wyjaśnił niechętnie:
- Z jednej strony mam ochotę biec, by ją ujrzeć, z drugiej zaś nienawidzę tych dużych miast. Zupełnie nie wiem, co ona w nich widzi...
Wydawał się być nieco zmęczony i zasmucony, jakby nie wierzył do końca w to, że ją ze sobą z powrotem zabierze do Loren.
Tymczasem zaczęliście mijać małe, przydrożne karczmy stojące przy trakcie. Choć słońce jeszcze do końca nie zaszło, zostały tam już zapalone światła i pochodnie, rozpalono też kilka ognisk, gdyby ktoś chciał nocować na dworze.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
Parsival Gaveriell Galadium
Eee... przepraszam pani ale czy mógłbym uzyskać jakiś przedmiot... mmm... ubranie należące do Livrian'a? Wiem pani... może go nie poznamy... moja wilczyca z pewnością rozpozna naszego VIP'a, a i ja mógłbym spróbować przepowiedzieć coś na jego temat. Powiedział druid głaszcząc swoją wilczycę. Rozumiała co mówili bo od dziecka nauczyła się rozumieć język ludzki... przynajmniej w stopniu aby rozróżnić wroga od przyjaciela.
Eee... przepraszam pani ale czy mógłbym uzyskać jakiś przedmiot... mmm... ubranie należące do Livrian'a? Wiem pani... może go nie poznamy... moja wilczyca z pewnością rozpozna naszego VIP'a, a i ja mógłbym spróbować przepowiedzieć coś na jego temat. Powiedział druid głaszcząc swoją wilczycę. Rozumiała co mówili bo od dziecka nauczyła się rozumieć język ludzki... przynajmniej w stopniu aby rozróżnić wroga od przyjaciela.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Fryderyk Wilhelm
Milczał, jak zwykle. Czuł jak wali mu serce, gdy wilczyca prycha bądź gwałtowniej się rusza. Na wiatry magii, jakie to stworzenie jest przeżające... Czy ten druid na pewno kontroluje tego potwora?
Palce bezwiednie złożyły się w pierwszy znak Pancerza Eteru.
Mag opanował się.
Trzeba słuchać co mówią. Ciekawa praca. Pieniądze nie są istotne, ale się przydają. A może uda się dowiedzieć coś więcej o życiu i śmierci?
Mag słuchał w milczeniu. Od tego był. Od tego by milczeć i słuchać.
Milczał, jak zwykle. Czuł jak wali mu serce, gdy wilczyca prycha bądź gwałtowniej się rusza. Na wiatry magii, jakie to stworzenie jest przeżające... Czy ten druid na pewno kontroluje tego potwora?
Palce bezwiednie złożyły się w pierwszy znak Pancerza Eteru.
Mag opanował się.
Trzeba słuchać co mówią. Ciekawa praca. Pieniądze nie są istotne, ale się przydają. A może uda się dowiedzieć coś więcej o życiu i śmierci?
Mag słuchał w milczeniu. Od tego był. Od tego by milczeć i słuchać.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Majtek
- Posty: 123
- Rejestracja: niedziela, 7 stycznia 2007, 22:36
- Numer GG: 2343993
- Lokalizacja: Gród Bydgoszcz
- Kontakt:
Kessen Mais
- Powody muszą być - beknął cicho i skłonił się powabnej kelnerce zabierającej jego pusty już talerz - Skoro zostaliśmy tu zebrani w tak chaotyczny sposób...
Wziął jabłko i zaczął odkrajać wyjętym z kryjówki sztyletem.
- Więc zatrzyma się tutaj, miejmy więc nadzieję że nie będzie chciał zwiedzać Nuln, gdyż wtedy go nie upilnujemy chyba ze bedzie nas cała gwardia. Ale upilnować go w sali to już nie mój problem, rozumiem że z medalionem będe miał dyżur w kuchni? Jakże mi miło...
Skończył jabłko i rzucił okryzek na pustą misę. Sztylet znów zaczął wirować między jego palcami.
- Powody muszą być - beknął cicho i skłonił się powabnej kelnerce zabierającej jego pusty już talerz - Skoro zostaliśmy tu zebrani w tak chaotyczny sposób...
Wziął jabłko i zaczął odkrajać wyjętym z kryjówki sztyletem.
- Więc zatrzyma się tutaj, miejmy więc nadzieję że nie będzie chciał zwiedzać Nuln, gdyż wtedy go nie upilnujemy chyba ze bedzie nas cała gwardia. Ale upilnować go w sali to już nie mój problem, rozumiem że z medalionem będe miał dyżur w kuchni? Jakże mi miło...
Skończył jabłko i rzucił okryzek na pustą misę. Sztylet znów zaczął wirować między jego palcami.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Aria
Wzruszyła ramionami, gdy pojawiali się kolejni przybysze. Zaczęła ją irytować ilość i dziwaczność zbierających się osobników. Westchnęła jednak tylko i usiadła do stołu, a plecak ponownie wylądował na podłodze. Jeszcze raz obrzuciła spojrzeniem wszystkich zgromadzonych mając nadzieję, że już żaden pajac pokroju tego trzęsącego portkami na widok wilka maga się nie pojawi... Ona sama nie mogła się oprzeć wilczycy i gdy ta w dalszym ciągu trącała ją nosem dziewczyna z szerokim uśmiechem uklękła przy zwierzęciu i znów zaczęła ją głaskać. W końcu jednak na stół wjechały potrawy, a Kage zaczęła dłuższą przemowę. Aria poklepała wilczycę po grzbiecie, wynurzyła się spod stołu i jakby nigdy nic usiadła do stołu. Z uśmiechem przywitała wjeżdżające nań potrawy. Skoro pojawia się możliwość napchania żołądka to czemu nie skorzystać? Czasem trzeba sie najeść na zapas... Dzieliła swoją uwagę pomiędzy pochłaniany posiłek - nie można tego było nazwać jedzeniem... - a słowa które padały z ust Kage i innych zebranych w karczmie osób. W sumie to było jej obojętne co mieli robić. Zapłata wydawała się więcej jak wystarczająca. Popijając pożartą przed chwilą pieczeń obficie jakimś winem spojrzała na Kage uważniej niż do tej pory. Przypatrywała się jej przez dłuższy czas. W końcu się odezwała tonem niezbyt grzecznym - Polecenie jest proste: chronić. Warunki zatrudnienia jasne: jest zaliczka, zapłata po robocie i ryzyko poniesienia śmierci. Spoko. Tylko jedno pozostaje zagadką... Kiedy zaczynamy? Zakładam, że już teraz rozpoczęliśmy oczekiwanie na jego przybycie... - spytała robiąc minę niewiniątka i wzruszając ramionami. W jej zachowaniu dało sie wyczuć sporo kpiny z formalnego i jej zdaniem dziwnego podejścia do sprawy. Tego typu interesy zwykle załatwiano inaczej... Inna sprawa, że atmosfera tego miejsca i postawa ich pracodawczyni onieśmielała dziewczynę. Kryła ona swoją nieśmiałość pod płaszczem drwiny... - Musisz mi też przybliżyć moją rolę w tej całej farsie... Wiesz... Dzieci ulicy rzadko uczestniczą w takich przedsięwzięciach - po części była to prawda, po części perfidne kłamstwo. Z krzywym uśmiechem czekała na odpowiedź.
Wzruszyła ramionami, gdy pojawiali się kolejni przybysze. Zaczęła ją irytować ilość i dziwaczność zbierających się osobników. Westchnęła jednak tylko i usiadła do stołu, a plecak ponownie wylądował na podłodze. Jeszcze raz obrzuciła spojrzeniem wszystkich zgromadzonych mając nadzieję, że już żaden pajac pokroju tego trzęsącego portkami na widok wilka maga się nie pojawi... Ona sama nie mogła się oprzeć wilczycy i gdy ta w dalszym ciągu trącała ją nosem dziewczyna z szerokim uśmiechem uklękła przy zwierzęciu i znów zaczęła ją głaskać. W końcu jednak na stół wjechały potrawy, a Kage zaczęła dłuższą przemowę. Aria poklepała wilczycę po grzbiecie, wynurzyła się spod stołu i jakby nigdy nic usiadła do stołu. Z uśmiechem przywitała wjeżdżające nań potrawy. Skoro pojawia się możliwość napchania żołądka to czemu nie skorzystać? Czasem trzeba sie najeść na zapas... Dzieliła swoją uwagę pomiędzy pochłaniany posiłek - nie można tego było nazwać jedzeniem... - a słowa które padały z ust Kage i innych zebranych w karczmie osób. W sumie to było jej obojętne co mieli robić. Zapłata wydawała się więcej jak wystarczająca. Popijając pożartą przed chwilą pieczeń obficie jakimś winem spojrzała na Kage uważniej niż do tej pory. Przypatrywała się jej przez dłuższy czas. W końcu się odezwała tonem niezbyt grzecznym - Polecenie jest proste: chronić. Warunki zatrudnienia jasne: jest zaliczka, zapłata po robocie i ryzyko poniesienia śmierci. Spoko. Tylko jedno pozostaje zagadką... Kiedy zaczynamy? Zakładam, że już teraz rozpoczęliśmy oczekiwanie na jego przybycie... - spytała robiąc minę niewiniątka i wzruszając ramionami. W jej zachowaniu dało sie wyczuć sporo kpiny z formalnego i jej zdaniem dziwnego podejścia do sprawy. Tego typu interesy zwykle załatwiano inaczej... Inna sprawa, że atmosfera tego miejsca i postawa ich pracodawczyni onieśmielała dziewczynę. Kryła ona swoją nieśmiałość pod płaszczem drwiny... - Musisz mi też przybliżyć moją rolę w tej całej farsie... Wiesz... Dzieci ulicy rzadko uczestniczą w takich przedsięwzięciach - po części była to prawda, po części perfidne kłamstwo. Z krzywym uśmiechem czekała na odpowiedź.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Bern Tulop
-Mam rozumieć że wy też w to wchodzicie? Mam taką małą sugestie, dajmy mu sie poznać, wole żeby w ewentualnym ferworze walki nas nie pomylił, uczennica swej mentorki powinna nas uwiarygodnić w jego oczach. Co do mnie powiem to tak... w wlace to ja się wam za bardzo nie przydam. Co do miasta, jest duże, ogromne ale nie ma tam aż takiego ścisku obecnie, łatwo go będzie obserwować z dyskretnej odległosci, takiej zeby nikt go z nami nie kojarzył. Do miasta możemy wejść trzema grupami jedna po drugiej, najpierw ktoś znas potem Livrael, potem znowu my. Będziemy mogli mieć na niego oko i z przodu i z tyłu jak i mieli czas na wybadanie terenu. Nie ma co się łudzić że będzie cały czas spędzał w karczmie, dla syna lasów miasto pewnie jest rpzerażajace i podstępne ale zamknięcie w klitce trzy na cztery może do szaleństwa doprowadzić. Pozatym nie ma tu żadnej przyjemności z wizyty a odwiedz przecież małżonke... Pamiętajce że trzeba zwracać uwage na okna, bełt z kuszy nie zawsze zatrzymuje sie na żebrach, zazwyczaj są małe szanse na przeżycie po bełcie wpakowanym prosto w serce. Panienko Kage, czy jakaś gospoda w Nuln jest już przgotowana czy trzeba kogos wysłać przodem i przygotować jakieś w miare bezpieczne miejsce? Nie ufajcie też nikomu kto udaje gre na flecie.
Bern poszperał w sakwie przez chwile i wyciagnął z niej jakiś podłużny przedmiot przypominajcy flet.
To małe cacuszko może użądlić równie ostatecznie jak arszenik w gulaszu lub szalej w zupie a przez pierwszą chwile wydaje się człowiekowi że ukąsiął go mucha, tak samo jak tego biedaka którego przywieźli mi jego kompani, udało mi się znaleźć odtrutke mając trucizne ale człowiekdo dzisiaj ma niewładna prawą noge... To tyle tytułem wstępu, ktoś am jakieś uwagi?
*Echh zawsze są jakieś uwagi, mam nadzieje że jednak nie bedą się sprzeciwiać rozsądnemu planowi, hmm kogo by tu zrobić aniołem, ten zabijaka wygląda całkiem obiecujaco...*
Meglityczne głazy w głowie uzdrowiciela toczyły się już z siłą, która porwałaby całe miasto jeśłi stanełoby na drodze tej lawiny, nie zwracał zbytnio uwagi na to co sie dzieje dookoła, w jego oczach, gdyby ktos patrzył naprawdę głęboko i uważnie mógłby niemalze dojrzeć obrazy, które widział własnymi wewnętrznymi oczami, wszelkie możliwe zagrozenia i ewentualne sposoby zapobiegania im. Nie przeszkadzało mu to jednak zajadać sie szarlotką jakby był na obiadku u mamusi w ciepłe letnie popołudnie, na chwile tylko wyrwał się z rwącej rzeki myśli.
-Wchodze w to, powiedzcie jeszcze tylko łaskawa pani jak długa ma być ta wizyta.
-Mam rozumieć że wy też w to wchodzicie? Mam taką małą sugestie, dajmy mu sie poznać, wole żeby w ewentualnym ferworze walki nas nie pomylił, uczennica swej mentorki powinna nas uwiarygodnić w jego oczach. Co do mnie powiem to tak... w wlace to ja się wam za bardzo nie przydam. Co do miasta, jest duże, ogromne ale nie ma tam aż takiego ścisku obecnie, łatwo go będzie obserwować z dyskretnej odległosci, takiej zeby nikt go z nami nie kojarzył. Do miasta możemy wejść trzema grupami jedna po drugiej, najpierw ktoś znas potem Livrael, potem znowu my. Będziemy mogli mieć na niego oko i z przodu i z tyłu jak i mieli czas na wybadanie terenu. Nie ma co się łudzić że będzie cały czas spędzał w karczmie, dla syna lasów miasto pewnie jest rpzerażajace i podstępne ale zamknięcie w klitce trzy na cztery może do szaleństwa doprowadzić. Pozatym nie ma tu żadnej przyjemności z wizyty a odwiedz przecież małżonke... Pamiętajce że trzeba zwracać uwage na okna, bełt z kuszy nie zawsze zatrzymuje sie na żebrach, zazwyczaj są małe szanse na przeżycie po bełcie wpakowanym prosto w serce. Panienko Kage, czy jakaś gospoda w Nuln jest już przgotowana czy trzeba kogos wysłać przodem i przygotować jakieś w miare bezpieczne miejsce? Nie ufajcie też nikomu kto udaje gre na flecie.
Bern poszperał w sakwie przez chwile i wyciagnął z niej jakiś podłużny przedmiot przypominajcy flet.
To małe cacuszko może użądlić równie ostatecznie jak arszenik w gulaszu lub szalej w zupie a przez pierwszą chwile wydaje się człowiekowi że ukąsiął go mucha, tak samo jak tego biedaka którego przywieźli mi jego kompani, udało mi się znaleźć odtrutke mając trucizne ale człowiekdo dzisiaj ma niewładna prawą noge... To tyle tytułem wstępu, ktoś am jakieś uwagi?
*Echh zawsze są jakieś uwagi, mam nadzieje że jednak nie bedą się sprzeciwiać rozsądnemu planowi, hmm kogo by tu zrobić aniołem, ten zabijaka wygląda całkiem obiecujaco...*
Meglityczne głazy w głowie uzdrowiciela toczyły się już z siłą, która porwałaby całe miasto jeśłi stanełoby na drodze tej lawiny, nie zwracał zbytnio uwagi na to co sie dzieje dookoła, w jego oczach, gdyby ktos patrzył naprawdę głęboko i uważnie mógłby niemalze dojrzeć obrazy, które widział własnymi wewnętrznymi oczami, wszelkie możliwe zagrozenia i ewentualne sposoby zapobiegania im. Nie przeszkadzało mu to jednak zajadać sie szarlotką jakby był na obiadku u mamusi w ciepłe letnie popołudnie, na chwile tylko wyrwał się z rwącej rzeki myśli.
-Wchodze w to, powiedzcie jeszcze tylko łaskawa pani jak długa ma być ta wizyta.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
Parsival Gaveriell Galadium
*Hmmm... wędrujący po lesie druid nie jest pewnie dziwnym zjawiskiem.* W jego głowie huczało od myśli. *Mógłbym nie powiedzieć całej prawdy, ale unikając w ten sposób kłamstw i niewygodnych pytań.* Położył swój zielony kapelusz na głowie wilczycy. "Nie spoufalaj się człowieku." Usłyszał jej śmiech. Patrzył jak Aria bawi się z wilczycą. *"Nie zrób jej krzywdy."* Powiedział wilczycy. Ja mogę pójść na ochronę osobistą... w końcu druidzi wędrujący traktem nie są szczególnie rzadkim widokiem. Powiedział na głos. A ten kostur potrafi nadwyraz uprzyjemnić podróż. Uśmiechnął się. "Nie rozpowiadaj wszystkim, że pogoda cię słucha." Usłyszał głos wilczycy. Spojżał na nią z wyrzutem. Nie spodziewał się by ktoś mógł by przechwycić myślową wymianę zdań między nim, a chowańcem.
*Hmmm... wędrujący po lesie druid nie jest pewnie dziwnym zjawiskiem.* W jego głowie huczało od myśli. *Mógłbym nie powiedzieć całej prawdy, ale unikając w ten sposób kłamstw i niewygodnych pytań.* Położył swój zielony kapelusz na głowie wilczycy. "Nie spoufalaj się człowieku." Usłyszał jej śmiech. Patrzył jak Aria bawi się z wilczycą. *"Nie zrób jej krzywdy."* Powiedział wilczycy. Ja mogę pójść na ochronę osobistą... w końcu druidzi wędrujący traktem nie są szczególnie rzadkim widokiem. Powiedział na głos. A ten kostur potrafi nadwyraz uprzyjemnić podróż. Uśmiechnął się. "Nie rozpowiadaj wszystkim, że pogoda cię słucha." Usłyszał głos wilczycy. Spojżał na nią z wyrzutem. Nie spodziewał się by ktoś mógł by przechwycić myślową wymianę zdań między nim, a chowańcem.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:
Zaknafein
Widząc rozterkę przyjaciela poczuł jak włochate łapsko żalu chwyta za jego serce. Starał się postawić w jego sytuacji, aby zaproponować mu jakieś dobre rozwiązanie tej sytuacji, a jego niebywałe zdolności empatyczne znacznie mu to ułatwiały. Po chwili zwrócił się do zasmuconego Livrian'a i rzekł w te słowa: Mówią, że Miłość jest największą słodyczą i największą goryczą na Ziemi, przyjacielu. Ale to co jest wokół nas, jest tylko tym co my o tym myślimy, niczym więcej, niczym mniej. Tak więc musimy przekształcić Miłość w samą słodycz, a gorycz zostawić nienawiści. Po czym rzekł do niego, już po elfiemu: A poza tymi wszystkimi słowami, przecież rządzi nami ulotna chwila, moment. Powinniśmy korzystać z momentów, chwytać nawet nawet najtycieńsze chwilki. Odwiedzanie ukochanej, nawet w najgłębszych czeluściach piekieł byłoby takim momentem, godnym uchwycenia. A miasto nie jest chyba aż tak mroczną perspektywą, prawda?
Widząc rozterkę przyjaciela poczuł jak włochate łapsko żalu chwyta za jego serce. Starał się postawić w jego sytuacji, aby zaproponować mu jakieś dobre rozwiązanie tej sytuacji, a jego niebywałe zdolności empatyczne znacznie mu to ułatwiały. Po chwili zwrócił się do zasmuconego Livrian'a i rzekł w te słowa: Mówią, że Miłość jest największą słodyczą i największą goryczą na Ziemi, przyjacielu. Ale to co jest wokół nas, jest tylko tym co my o tym myślimy, niczym więcej, niczym mniej. Tak więc musimy przekształcić Miłość w samą słodycz, a gorycz zostawić nienawiści. Po czym rzekł do niego, już po elfiemu: A poza tymi wszystkimi słowami, przecież rządzi nami ulotna chwila, moment. Powinniśmy korzystać z momentów, chwytać nawet nawet najtycieńsze chwilki. Odwiedzanie ukochanej, nawet w najgłębszych czeluściach piekieł byłoby takim momentem, godnym uchwycenia. A miasto nie jest chyba aż tak mroczną perspektywą, prawda?
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Majtek
- Posty: 120
- Rejestracja: niedziela, 7 sierpnia 2005, 21:45
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Pewniak
Anthony szedł o 2 kroki za elfami i słuchał ich rozmowy. Czuł się trochę niezręcznie, gdy podsłuchiwał prywatnej rozmowy przyjaciela. Nie rozumiał jego żalu, choć poniekąd zdawał sobie sprawę, że skoro żona Livriana go opuściła i zamieszkała w Nuln, to raczej Karnos nie wróży im wspólnej przyszłości. Samo to słowo sprawiło, że Albiończyka przeszedł dreszcz. "Przyszłość to dla elfów wieczność, więc skoro nie dana jest tym dwojgu przyszłość, to serce Livriana będzie w wiecznej rozterce." Łucznik nie wiedział czym jest miłość. Do tej pory nie spotkał kobiety, dla której straciłby głowę. Oczywiście były kobiety w jego życiu, ale żadna z nich nie zagościła w nim na dłużej. Zresztą wcale nie było mu z tym źle. Życie, jakie prowadził nie pozwalało mu na dłuższe związki i dlatego takie rzeczy jak smutek i tęsknota za ukochaną były Anthonemu obce.
Po pewnym czasie droga zaczeła mu się dłużyć. Elfowie zdawali się móc rozmawiać w nieskończoność. Kiedy był już dość mocno znużony drogą jak i rozmową prowadzoną przez elfów i pojawienie się przy trakcie karczm trochę podniosło go na duchu, że jednek dziś nie umrze z nudów.
Anthony szedł o 2 kroki za elfami i słuchał ich rozmowy. Czuł się trochę niezręcznie, gdy podsłuchiwał prywatnej rozmowy przyjaciela. Nie rozumiał jego żalu, choć poniekąd zdawał sobie sprawę, że skoro żona Livriana go opuściła i zamieszkała w Nuln, to raczej Karnos nie wróży im wspólnej przyszłości. Samo to słowo sprawiło, że Albiończyka przeszedł dreszcz. "Przyszłość to dla elfów wieczność, więc skoro nie dana jest tym dwojgu przyszłość, to serce Livriana będzie w wiecznej rozterce." Łucznik nie wiedział czym jest miłość. Do tej pory nie spotkał kobiety, dla której straciłby głowę. Oczywiście były kobiety w jego życiu, ale żadna z nich nie zagościła w nim na dłużej. Zresztą wcale nie było mu z tym źle. Życie, jakie prowadził nie pozwalało mu na dłuższe związki i dlatego takie rzeczy jak smutek i tęsknota za ukochaną były Anthonemu obce.
Po pewnym czasie droga zaczeła mu się dłużyć. Elfowie zdawali się móc rozmawiać w nieskończoność. Kiedy był już dość mocno znużony drogą jak i rozmową prowadzoną przez elfów i pojawienie się przy trakcie karczm trochę podniosło go na duchu, że jednek dziś nie umrze z nudów.
Panie spraw by me oko było bystre, duch silny, a dłoń pewna...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)