[DnD] Namiastka zla

-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
Parsival Gaveriell Galadium
Pokazał Aquide, że muszą dosiąść koni. "*Karczmarz powie, że obrabowaliśmy go i ukradliśmy konie, a to da nam czas na ucieczkę. Lepiej jedźmy razem, postaram się pomóc twojej towarzyszce."* Ech... Muszę nauczyć się języka drow'ów. Poszedł do stajni spodziewając się, że jeżeli drow pójdzie za nim to Parsival pomoże mu posadzić na koniu elfkę. Tak czy inaczej oporządza konia i rusza 'w koń'. Jak jakieś pytania to Alucard'a trzyma w torbie, z której wystaje mu tylko łepek. Otworzył pchnięciem drzwi do stodoły. Zdawał sobie sprawę, że jest jeszcze w stanie użyć teleportu na małe odległości i mniejszego leczenia. Nie patrząc czy drow'y jadą za nim czy nie, ruszył za miasto. *Muszę ruszyć do jakieś wioski, a nie znam tych okolic.* Skonstatował. *Trzeba gdzieś pójść, aby odpocząć, zregenerować siły i przygotować czary na jutro.* To myśląc (?) zdążał do Crimmor.
Sorki za błędy, ale to z pośpiechu. Staram się często odpisywać.
Pokazał Aquide, że muszą dosiąść koni. "*Karczmarz powie, że obrabowaliśmy go i ukradliśmy konie, a to da nam czas na ucieczkę. Lepiej jedźmy razem, postaram się pomóc twojej towarzyszce."* Ech... Muszę nauczyć się języka drow'ów. Poszedł do stajni spodziewając się, że jeżeli drow pójdzie za nim to Parsival pomoże mu posadzić na koniu elfkę. Tak czy inaczej oporządza konia i rusza 'w koń'. Jak jakieś pytania to Alucard'a trzyma w torbie, z której wystaje mu tylko łepek. Otworzył pchnięciem drzwi do stodoły. Zdawał sobie sprawę, że jest jeszcze w stanie użyć teleportu na małe odległości i mniejszego leczenia. Nie patrząc czy drow'y jadą za nim czy nie, ruszył za miasto. *Muszę ruszyć do jakieś wioski, a nie znam tych okolic.* Skonstatował. *Trzeba gdzieś pójść, aby odpocząć, zregenerować siły i przygotować czary na jutro.* To myśląc (?) zdążał do Crimmor.
Sorki za błędy, ale to z pośpiechu. Staram się często odpisywać.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E

Kurai Kurenai
Nie była do końca świadoma tego, co się z nią działo. A wydarzenia następowały po sobie tak szybko, że nie mogła ich dobrze zrozumieć... Stała kurczowo trzymając się blatu, miała wrażenie, że podłoga ucieka jej spod nóg. Czyżby ta rana była aż tak poważna? Nie chciała patrzeć na dół, wolała nie widzieć, czy dalej krwawi. Cieszyła się jedynie, że nosi ciemne ubrania, które są teraz dodatkowo mokre od deszczu. Dawało jej to szansę, że Aquide nie zauważy rany. Jednak coś poszło nie tak, coś musiało ją zdradzić. Drow spojrzał na podłogę i zaraz pochwycił Kurai sprawdzając jej ciało. W końcu jego dłoń spoczęła na brzuchu elfki i pokryła się ciepłą, lepką substancją. Znał ją chyba aż nadto dobrze.
Podniósł dziewczynie bluzkę do góry i ujrzał dość głębokie cięcie, które podczas skoku z dachu i długiego marszu dodatkowo ucierpiało i powiększyło się. Rana ściśnięta pod kamizelką obcierała się cały czas o sztywny materiał i teraz wyglądała paskudnie. Zaczerwienione już brzegi ostrzegały o nadchodzącym zakażeniu.
Widok twarzy Aquide przeraził ją, Drow zdawał się być wściekły. Przez myśl dziewczynie przemknęło, że jeśli nie umrze od tej rany, to jej towarzysz pewnie ją zabije.
Nagle obraz się urwał i Kurai omdlała.
* * *
Z ciemnego snu wyrwał ją potworny ból, coś paliło i wżerało się w jej brzuch. Chciała krzyknąć, lecz była tym wszystkim sparaliżowana i nie mogła się nawet ruszyć. Cicho jęknęła i znów pochłonęła ją ciemność.
* * *
Nie wiedziała, jak długo to trwało. Ból nie ustał, wzmógł się jeszcze bardziej. Kurai uniosła się lekko na łokciach i spojrzała na swój brzuch. Miała opatrunek, pod którym coś zaczęło się pienić i wżerać w ranę razem z materiałem. Krzyknęła przerażona i zwinęła się z bólu. Złapała Aquide za przedramię przyciągając go do siebie i jęknęła:
- Xxizz uns'aa... ...
Powtórnie zemdlała, lecz nie wiedzieć czemu, uśmiechnęła się trzymając Drow'a swą bezsilną dłonią.
Nie była do końca świadoma tego, co się z nią działo. A wydarzenia następowały po sobie tak szybko, że nie mogła ich dobrze zrozumieć... Stała kurczowo trzymając się blatu, miała wrażenie, że podłoga ucieka jej spod nóg. Czyżby ta rana była aż tak poważna? Nie chciała patrzeć na dół, wolała nie widzieć, czy dalej krwawi. Cieszyła się jedynie, że nosi ciemne ubrania, które są teraz dodatkowo mokre od deszczu. Dawało jej to szansę, że Aquide nie zauważy rany. Jednak coś poszło nie tak, coś musiało ją zdradzić. Drow spojrzał na podłogę i zaraz pochwycił Kurai sprawdzając jej ciało. W końcu jego dłoń spoczęła na brzuchu elfki i pokryła się ciepłą, lepką substancją. Znał ją chyba aż nadto dobrze.
Podniósł dziewczynie bluzkę do góry i ujrzał dość głębokie cięcie, które podczas skoku z dachu i długiego marszu dodatkowo ucierpiało i powiększyło się. Rana ściśnięta pod kamizelką obcierała się cały czas o sztywny materiał i teraz wyglądała paskudnie. Zaczerwienione już brzegi ostrzegały o nadchodzącym zakażeniu.
Widok twarzy Aquide przeraził ją, Drow zdawał się być wściekły. Przez myśl dziewczynie przemknęło, że jeśli nie umrze od tej rany, to jej towarzysz pewnie ją zabije.
Nagle obraz się urwał i Kurai omdlała.
* * *
Z ciemnego snu wyrwał ją potworny ból, coś paliło i wżerało się w jej brzuch. Chciała krzyknąć, lecz była tym wszystkim sparaliżowana i nie mogła się nawet ruszyć. Cicho jęknęła i znów pochłonęła ją ciemność.
* * *
Nie wiedziała, jak długo to trwało. Ból nie ustał, wzmógł się jeszcze bardziej. Kurai uniosła się lekko na łokciach i spojrzała na swój brzuch. Miała opatrunek, pod którym coś zaczęło się pienić i wżerać w ranę razem z materiałem. Krzyknęła przerażona i zwinęła się z bólu. Złapała Aquide za przedramię przyciągając go do siebie i jęknęła:
- Xxizz uns'aa... ...
Powtórnie zemdlała, lecz nie wiedzieć czemu, uśmiechnęła się trzymając Drow'a swą bezsilną dłonią.

-
- Majtek
- Posty: 133
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 15:42
- Lokalizacja: Glenshee, Scotland
- Kontakt:
Aquide Natiath
Mocno zaniepokojony patrzył jak grzebali przy jej ranie, oczekiwał raczej jakiejś magii a nie lania spirytusem.
W momencie gdy oberwała strumieniem spirytusu, zemdlała wtórnie.
Wszystko wydawało się być w porządku.
Przebudziła się po chwili i z jej rany bryznęła czarna posoka, połączona z pianą. Rana aż gorzała. Coś było nie tak.
Ktoś coś spieprzył. Czemu pozwolił komukolwiek dotykać jej delikatne i kruche ciało.
Jarlaxl mu zaufał. Powierzył mu ochronę nad swą córką. Czyżby zawiódł? Dlaczego?
Może przez to że tak często gubił nad sobą kontrolę. W jego ciele i duszy zaszła jakaś zmiana.
Zamknął oczy. Myśli mu kołatały, przed oczami przeleciały mu wszystkie wydarzenia z dnia dzisiejszego.
Nastała czerń, pustka i....amok....
Dłoń elfki zacisnęła się mocno na potężnej ręce Drowa. Na jej twarzy pojawił się uśmiech po czym zemdlała. Zdjął lekko jej dłoń ze swojej ręki i uniósł wysoko głowę.
W tym czasie podbiegł karczmarz bełkocząc coś do Aquide i wlepiając mu sakiewkę. Mięśnie zaczęły nabierać lepszych kształtów, powiększyły się. Krew w nim zabulgotała. Uwidoczniły się wszystkie żyły i tętnice. Widać było jak pompują krew.
Znów wchodził w szał, którego tak nie lubił. Tracił wtedy nad sobą kontrolę, zatracał się w tym szaleństwie mordując i przelewając krew..
W jego umyśle pojawiła się wiadomość od Parsivala. Spotęgowało to jego gniew. Przez ciało przeszedł strumień palącego ognia. Włosy poczęły lekko falować. Zaskrzypiała podłoga. Dłonie natrafiły na rękojeści wystające zza pleców. Głuchy metaliczny odgłos rozszedł się po karczmie. To miecze wysuwały się z pochew.
Stał w miejscu unosząc obie klingi ku górze. Dotykały prawie sufitu. Jego rozpostarte ramiona, uniesione miecze, twarz spowita chaotycznym uśmiechem i chęć mordu.
- Dos orn yaith... - rzekł zadziwiająco cicho i spokojnie.
Metal zabłyszczał w powietrzu, kości gruchnęły, czerwona posoka spłynęła na podłogę....
Nie panował nad sobą. Usłyszał krzyki przed karczmą. Następne potencjalne ofiary...
Ruszył...Nic nie miało prawa go zatrzymać. Nic się teraz nie liczyło. Chciał zabijać, mordować, chciał czuć smak i zapach krwi....
Mocno zaniepokojony patrzył jak grzebali przy jej ranie, oczekiwał raczej jakiejś magii a nie lania spirytusem.
W momencie gdy oberwała strumieniem spirytusu, zemdlała wtórnie.
Wszystko wydawało się być w porządku.
Przebudziła się po chwili i z jej rany bryznęła czarna posoka, połączona z pianą. Rana aż gorzała. Coś było nie tak.
Ktoś coś spieprzył. Czemu pozwolił komukolwiek dotykać jej delikatne i kruche ciało.
Jarlaxl mu zaufał. Powierzył mu ochronę nad swą córką. Czyżby zawiódł? Dlaczego?
Może przez to że tak często gubił nad sobą kontrolę. W jego ciele i duszy zaszła jakaś zmiana.
Zamknął oczy. Myśli mu kołatały, przed oczami przeleciały mu wszystkie wydarzenia z dnia dzisiejszego.
Nastała czerń, pustka i....amok....
Dłoń elfki zacisnęła się mocno na potężnej ręce Drowa. Na jej twarzy pojawił się uśmiech po czym zemdlała. Zdjął lekko jej dłoń ze swojej ręki i uniósł wysoko głowę.
W tym czasie podbiegł karczmarz bełkocząc coś do Aquide i wlepiając mu sakiewkę. Mięśnie zaczęły nabierać lepszych kształtów, powiększyły się. Krew w nim zabulgotała. Uwidoczniły się wszystkie żyły i tętnice. Widać było jak pompują krew.
Znów wchodził w szał, którego tak nie lubił. Tracił wtedy nad sobą kontrolę, zatracał się w tym szaleństwie mordując i przelewając krew..
W jego umyśle pojawiła się wiadomość od Parsivala. Spotęgowało to jego gniew. Przez ciało przeszedł strumień palącego ognia. Włosy poczęły lekko falować. Zaskrzypiała podłoga. Dłonie natrafiły na rękojeści wystające zza pleców. Głuchy metaliczny odgłos rozszedł się po karczmie. To miecze wysuwały się z pochew.
Stał w miejscu unosząc obie klingi ku górze. Dotykały prawie sufitu. Jego rozpostarte ramiona, uniesione miecze, twarz spowita chaotycznym uśmiechem i chęć mordu.
- Dos orn yaith... - rzekł zadziwiająco cicho i spokojnie.
Metal zabłyszczał w powietrzu, kości gruchnęły, czerwona posoka spłynęła na podłogę....
Nie panował nad sobą. Usłyszał krzyki przed karczmą. Następne potencjalne ofiary...
Ruszył...Nic nie miało prawa go zatrzymać. Nic się teraz nie liczyło. Chciał zabijać, mordować, chciał czuć smak i zapach krwi....

-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
Parsival Gaveriell Galadium
Zrezygnował z pomysłu odjechania. Mogliby mu jeszcze pomóc odnaleźć maga. Zostało mu ostatnie zaklęcie. Dotknął jej czoła. *Elfie! Nie zabijaj! Tylko tym zaszkodzisz twojej towarzyszce! Musimy odejść!* Myśl, którą posłał drow'owi była pełna obrazów śmierci i przedstawienie jego za sprawcę śmierci drow'ki. *Przeniesiemy się daleko. Zemsta jest najlepsza na zimno gdyż wtedy można się nią delektować.* Zdarł z rany drow'ki opatrunek. Cholera. Coś się tu popieprzyło. Zaczął przemywać szybko ranę elfki. Odessał stamtąd złą krew i puścił zaklęcie leczenia mniejszych ran, a z torby dał jej zioła przeciwko zatruciom i złym ranom.
Zrezygnował z pomysłu odjechania. Mogliby mu jeszcze pomóc odnaleźć maga. Zostało mu ostatnie zaklęcie. Dotknął jej czoła. *Elfie! Nie zabijaj! Tylko tym zaszkodzisz twojej towarzyszce! Musimy odejść!* Myśl, którą posłał drow'owi była pełna obrazów śmierci i przedstawienie jego za sprawcę śmierci drow'ki. *Przeniesiemy się daleko. Zemsta jest najlepsza na zimno gdyż wtedy można się nią delektować.* Zdarł z rany drow'ki opatrunek. Cholera. Coś się tu popieprzyło. Zaczął przemywać szybko ranę elfki. Odessał stamtąd złą krew i puścił zaklęcie leczenia mniejszych ran, a z torby dał jej zioła przeciwko zatruciom i złym ranom.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E

-
- Stópkowy Tawerniak
- Posty: 138
- Rejestracja: środa, 10 listopada 2004, 10:30
- Numer GG: 2863670
- Lokalizacja: Podmrok
- Kontakt:
Aquide dyszac ciezko wybiegl tylnymi drzwiami karczmy podarzajac za Persivalem. Widzial sylwetke konia i jego jezdzca. Biegl, biegl co sil. Persival slyszac odglosy pogoni obejrzal sie za siebie. Nie wiedzial, czy zobaczy kompanow, czy straze, badz ich przesladowcow. Na nieszczescie zobaczyl to pierwsze, nie komapnow, a kompana. Aquide dlugim tygrysim skokiem rzucil sie przed siebie, robiac przy tym fikolek i doskakujac do konia. Skrzyzowal swoje miecze i pchnal nimy przed siebie, tnac peciny konia. Wierchowiec parsknal przeciagle przysiadajac na zadzie, zrzucajac swojego jezdzca. Persival upadl oszolomiony, nie wiedzial o co chodzilo. Nigdy sie juz niedowiedzial, dwa miecze wymierzone w jego kierunku ugodzily go smiertelnie. Jeden zaszyl sie w prawej piersi, a drugi nieco ponizej mostka. Czarownik probowal jeszcze inkantowac jakies zaklecie, tudziez klatwe, ale cala swoja moc uzyl na czary w karczmie, oplatanie i kontakt z innego wymiaru. Wydal ostatnie obelgi w strone drowa. Krew zapienila mu sie na ustach. Chwile potem jego praca serca zostala zatrzymana i osunal sie na bok.
Aquide spojrzal jeszcze na czarownika lezacego na ziemi. Kurai.. - pomyslal drow. Ruszyl spowrotem w strone karczmy.
***
Tannus byl bliski swojego celu. Widzial z daleka sylwetki ludzi walczacych przed karczma. Przyspieszyl kroku machajac dookola siebie bulawa, zataczajac kolo. gdy zblizyl sie na dostateczna odleglosc uderzyl. Cialo stranizka zostalo rzucone jak marionetka. Uderzyl z ogromnym impetem o sciane budynku po czym osunal sie, przybierajac pozycje, w jakiej zdarza sie zasypiac miejscowym pijaczkom, ktorych noc zastaje zazwyczaj na ulicy. Olbrzym spojrzal na zmienionego Gregorego, ktory na jego widok wupuscil z siebie lancuchy. Mimo niezgrabnego wygladu poruszal sie dosyc szybko. Zrobil unik. Jedna z wijacych sie na lancuchu koncowek ugodzila go w ramie. Olbrzym wyciagnal z siebie metalowa koncowke i pociagnal do siebie, w tym samym momencie wyrzucajac z siebie silne kopniecie noga. Gregory uderzony w brzuch zostal odrzucony na odleglosc kilku metrow. Olbrzym wzial zamach zza plecow uderzajac prost w glowie ofiary. Mimo przemiany, cios okazal sie smiertelny, a uliczke splamila krew.
***
Aquide wpadl do karczmy, rzucil spojrzenie na lezaca na stoliku Kurai. Szal wzial gore nad rozsadkiem, wyskoczyl przed karczme rzucajac sie na Tunnusa. Olbrzymi czlowiek zdziwiony atakiem z boku zachwial sie na nogach, po chwili, kiedy odzyskal rownowage ruszyl do przodu. Dwoch pozostalych straznikow niezwracajac najmiejszej uwagi na kolege rzucilo bron i ucieklo w glab bocznej uliczki okrytej plaszczem mroku.
scorez,dragon , dzieki za udzial w sesji. Musze na potrzeby fabuly troche odchudzic druzyne, wykorzystalem do tego posta Aquide i Tannusa. Zycze powodzenia w innych podbojach. Sol~.
Aquide spojrzal jeszcze na czarownika lezacego na ziemi. Kurai.. - pomyslal drow. Ruszyl spowrotem w strone karczmy.
***
Tannus byl bliski swojego celu. Widzial z daleka sylwetki ludzi walczacych przed karczma. Przyspieszyl kroku machajac dookola siebie bulawa, zataczajac kolo. gdy zblizyl sie na dostateczna odleglosc uderzyl. Cialo stranizka zostalo rzucone jak marionetka. Uderzyl z ogromnym impetem o sciane budynku po czym osunal sie, przybierajac pozycje, w jakiej zdarza sie zasypiac miejscowym pijaczkom, ktorych noc zastaje zazwyczaj na ulicy. Olbrzym spojrzal na zmienionego Gregorego, ktory na jego widok wupuscil z siebie lancuchy. Mimo niezgrabnego wygladu poruszal sie dosyc szybko. Zrobil unik. Jedna z wijacych sie na lancuchu koncowek ugodzila go w ramie. Olbrzym wyciagnal z siebie metalowa koncowke i pociagnal do siebie, w tym samym momencie wyrzucajac z siebie silne kopniecie noga. Gregory uderzony w brzuch zostal odrzucony na odleglosc kilku metrow. Olbrzym wzial zamach zza plecow uderzajac prost w glowie ofiary. Mimo przemiany, cios okazal sie smiertelny, a uliczke splamila krew.
***
Aquide wpadl do karczmy, rzucil spojrzenie na lezaca na stoliku Kurai. Szal wzial gore nad rozsadkiem, wyskoczyl przed karczme rzucajac sie na Tunnusa. Olbrzymi czlowiek zdziwiony atakiem z boku zachwial sie na nogach, po chwili, kiedy odzyskal rownowage ruszyl do przodu. Dwoch pozostalych straznikow niezwracajac najmiejszej uwagi na kolege rzucilo bron i ucieklo w glab bocznej uliczki okrytej plaszczem mroku.
scorez,dragon , dzieki za udzial w sesji. Musze na potrzeby fabuly troche odchudzic druzyne, wykorzystalem do tego posta Aquide i Tannusa. Zycze powodzenia w innych podbojach. Sol~.
...

-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
Parsival Gaveriell Galadium
Dotknięty ostrzami Aquide cofnął się do tyłu. Krew ciekła obficie z jego boków. Przysiadł na ziemi. Kurwa. "*Alucard, byłeś dobrym toważyszem. Przepraszam cię za wszystko.*" Powiedział już na głos. Kot lizał jego rany swoim pyszczkiem. Dotknął ręką chowańca który już znikał mu sprzed oczu, a na jego miejscu zaczęły pojawiać się czerwone płatki śniegu... pomyślał o swojej przeszłości... o tym jak zabił wielu ludzi. Chciał się zmienić. Ręka głaszcząca kota opadła. Chowaniec zniknął tak jak życie upłynęło z żył Parsival'a. Nie ulegało wątpliwości że umarł potężny czarownik, a jego śmierć nie będzie bez wpływu na dalsze losy drużyny. Jego dusza będzie miał pieczę nad waszymi losami... kto wie. Może zostanie liczem.
Dotknięty ostrzami Aquide cofnął się do tyłu. Krew ciekła obficie z jego boków. Przysiadł na ziemi. Kurwa. "*Alucard, byłeś dobrym toważyszem. Przepraszam cię za wszystko.*" Powiedział już na głos. Kot lizał jego rany swoim pyszczkiem. Dotknął ręką chowańca który już znikał mu sprzed oczu, a na jego miejscu zaczęły pojawiać się czerwone płatki śniegu... pomyślał o swojej przeszłości... o tym jak zabił wielu ludzi. Chciał się zmienić. Ręka głaszcząca kota opadła. Chowaniec zniknął tak jak życie upłynęło z żył Parsival'a. Nie ulegało wątpliwości że umarł potężny czarownik, a jego śmierć nie będzie bez wpływu na dalsze losy drużyny. Jego dusza będzie miał pieczę nad waszymi losami... kto wie. Może zostanie liczem.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E

-
- Stópkowy Tawerniak
- Posty: 138
- Rejestracja: środa, 10 listopada 2004, 10:30
- Numer GG: 2863670
- Lokalizacja: Podmrok
- Kontakt:

-
- Bombardier
- Posty: 890
- Rejestracja: piątek, 22 września 2006, 10:04
- Numer GG: 10332376
- Skype: p.kot.l.
- Lokalizacja: W-wa
- Kontakt:
Dragonis
Nie chcę, by przeze mnie sesja była jeszcze gorsza, lecz chcę, by moja postać zachowała się naturalnie.
Gdy usłyszał krzyk, pobiegł w jego stronę. Minął po drodze Aquida. W końcu dobiegł i zobaczył leżącego na ziemi martwego Parsivala.
"To niemożliwe, kto mógł go zabić! Był wspaniałym towarzyszem, nie chcę by zginął. Dopóki nie będę pewny, że nie da się go wskrzesić, lepiej nie uczynię go swoim nieumarłym." Odwrócił się. "Ale wiem, kto nim zostanie." Domyślając się związku Aquida z tą sytuacją, pobiegł za nim.
Gdy stanął przed nim, nie liczyło się nic więcej. Miał nadzieję, że nie widzi go i nie rozumie co chce zrobić. Zaczął cicho inkantować, aż w końcu wycelował ręką przedłużoną buławą nekromancką w Aquida. Wypuścił w jego stronę błyskawicę
Następnie doskoczył do niego, tnąc i siecząc we wściekłości. Wiedział, że osłabia drużynę. Wiedział, że robi przykrość Kurai. I w końcu wiedział, że Jarlaxle nie będzie zadowolony. Mimo to był zadowolony z tego, co zrobił. Następnie szybko przesłał wiadomość myślową do kota "- Pokaż mi miejsce w którym się znajdujesz !" Gdy otrzymał obraz od swojego chowańca stworzył dwa drzwi wymiarowe - pierwsze do miejsca, w którym znajdował się jego chowaniec, drugie do ... Złowrogiej Akademii. Przeszedł przez pierwsze łapiąc swojego kota. Potem wrócił, zamknął pierwsze i pobiegł do ciała Parsivala. Złapał je, wrócił do karczmy i przeskoczył przez drzwi do Złowrogiej Akademii. Wrócił do Złowrogiej Akademii.
"Może to i lepiej ... W końcu nadchodzi moja pora wypełnienia obowiązków nekromanckich ..."
Padł z wyczerpania.
UWAGA - to jest naturalne i typowe zachowanie mojej postaci. Jeśli aż tak spie****łem sesję, to mogę się zachować nienaturalnie i nietypowo.
Złapał ciało Kurai, zabrał w bardziej osłonięte miejsce i zabrał się za leczenie go.
Nie chcę, by przeze mnie sesja była jeszcze gorsza, lecz chcę, by moja postać zachowała się naturalnie.
Gdy usłyszał krzyk, pobiegł w jego stronę. Minął po drodze Aquida. W końcu dobiegł i zobaczył leżącego na ziemi martwego Parsivala.
"To niemożliwe, kto mógł go zabić! Był wspaniałym towarzyszem, nie chcę by zginął. Dopóki nie będę pewny, że nie da się go wskrzesić, lepiej nie uczynię go swoim nieumarłym." Odwrócił się. "Ale wiem, kto nim zostanie." Domyślając się związku Aquida z tą sytuacją, pobiegł za nim.
Gdy stanął przed nim, nie liczyło się nic więcej. Miał nadzieję, że nie widzi go i nie rozumie co chce zrobić. Zaczął cicho inkantować, aż w końcu wycelował ręką przedłużoną buławą nekromancką w Aquida. Wypuścił w jego stronę błyskawicę
Następnie doskoczył do niego, tnąc i siecząc we wściekłości. Wiedział, że osłabia drużynę. Wiedział, że robi przykrość Kurai. I w końcu wiedział, że Jarlaxle nie będzie zadowolony. Mimo to był zadowolony z tego, co zrobił. Następnie szybko przesłał wiadomość myślową do kota "- Pokaż mi miejsce w którym się znajdujesz !" Gdy otrzymał obraz od swojego chowańca stworzył dwa drzwi wymiarowe - pierwsze do miejsca, w którym znajdował się jego chowaniec, drugie do ... Złowrogiej Akademii. Przeszedł przez pierwsze łapiąc swojego kota. Potem wrócił, zamknął pierwsze i pobiegł do ciała Parsivala. Złapał je, wrócił do karczmy i przeskoczył przez drzwi do Złowrogiej Akademii. Wrócił do Złowrogiej Akademii.
"Może to i lepiej ... W końcu nadchodzi moja pora wypełnienia obowiązków nekromanckich ..."
Padł z wyczerpania.
UWAGA - to jest naturalne i typowe zachowanie mojej postaci. Jeśli aż tak spie****łem sesję, to mogę się zachować nienaturalnie i nietypowo.
Złapał ciało Kurai, zabrał w bardziej osłonięte miejsce i zabrał się za leczenie go.


Czerwona Orientalna Prawica

-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Feyra
Jej towarzysze zajeli się raną Kuari. Ona jednak nie znała się na leczeniu i mogła się jedynie przyglądać.
Karczmarz powiedział coś o koniach.
"Ona nie może jechać konno. Nie powinna." - pomyślała Feyra.
Zwróciła się do karczmarza:
- Co do koni to ja wezmę swojego. A dla niej potrzebne nam będą nosze. Macie coś takiego?
Słowa wypowadała dość szybko, ale wyraźnie.
- Na górze są takie prycze. - powiedział karczmarz po chwili zastanowienia.
Drowka natychmiast udała się na górę. Znajdywały się tam te tańsze pokoje do wynajęcia.
Wparowała do jednego otwierając drzwi kopniakiem. Nikogo tam nie było, a do tego na środku leżała zielona prycza - przynajmniej w tym dopisało szczęście.
"Prawie idealne nosze" - pomyślała i chwile potam była z nimi na dole.
Połorzyła leżanke obok ciała Kuari. Teraz należało ją jakoś delikatnie przełożyć. Ale jak miała to zrobić? Gdzie reszta? Teraz nic innego jej nie pozostało - czekała aż ktoś się pojawi.
P.K.(ot)L. To w końcu:
1) "Wrócił do Złowrogiej Akademii" i "Padł z wyczerpania."
Czy:
2) Złapał ciało Kurai, zabrał w bardziej osłonięte miejsce i zabrał się za leczenie go.
Z twojego postu sądze że raczej to pierwsze.
Jej towarzysze zajeli się raną Kuari. Ona jednak nie znała się na leczeniu i mogła się jedynie przyglądać.
Karczmarz powiedział coś o koniach.
"Ona nie może jechać konno. Nie powinna." - pomyślała Feyra.
Zwróciła się do karczmarza:
- Co do koni to ja wezmę swojego. A dla niej potrzebne nam będą nosze. Macie coś takiego?
Słowa wypowadała dość szybko, ale wyraźnie.
- Na górze są takie prycze. - powiedział karczmarz po chwili zastanowienia.
Drowka natychmiast udała się na górę. Znajdywały się tam te tańsze pokoje do wynajęcia.
Wparowała do jednego otwierając drzwi kopniakiem. Nikogo tam nie było, a do tego na środku leżała zielona prycza - przynajmniej w tym dopisało szczęście.
"Prawie idealne nosze" - pomyślała i chwile potam była z nimi na dole.
Połorzyła leżanke obok ciała Kuari. Teraz należało ją jakoś delikatnie przełożyć. Ale jak miała to zrobić? Gdzie reszta? Teraz nic innego jej nie pozostało - czekała aż ktoś się pojawi.
P.K.(ot)L. To w końcu:
1) "Wrócił do Złowrogiej Akademii" i "Padł z wyczerpania."
Czy:
2) Złapał ciało Kurai, zabrał w bardziej osłonięte miejsce i zabrał się za leczenie go.
Z twojego postu sądze że raczej to pierwsze.
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 8 stycznia 2007, 20:10 przez Mekow, łącznie zmieniany 1 raz.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera

Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy

-
- Bombardier
- Posty: 890
- Rejestracja: piątek, 22 września 2006, 10:04
- Numer GG: 10332376
- Skype: p.kot.l.
- Lokalizacja: W-wa
- Kontakt:

-
- Stópkowy Tawerniak
- Posty: 138
- Rejestracja: środa, 10 listopada 2004, 10:30
- Numer GG: 2863670
- Lokalizacja: Podmrok
- Kontakt:
Sytuacja stala sie nerwowa. Aquide stanal naprzeciw Tannusa. Ich wzrok spotkal sie, a chwile potem dopadli sie w strasznej furii. Tannus wymierzyl cios plasko, chcac zmiazdzyc zebra drowa. Drow odskoczyl do tylu, by za chwile ruszyc naprzod, uderzajac doma mieczami. Olbrzym zdarzyl ochronic sie jednak przed tym uderzeniem bulawa. Sila z jaka uderzyl mroczny elf zmusila go przez chwile do defensywy. Odbil jeszcze raz. Tym razem miecz Aquide trafil go w dlon. Wypuscil bulawe, ktora trzymal oburacz. Zrobil dwa kroki do tylu. Uderzul plecami o sciane. Spojrzal ukradkiem w lewo, zobaczyl pojemnik na nieczystosci, ktorym po chwili cisnal w drowa. Aquide wobec tego zagrozenia podniosl zakryl glowe lokciami. Uderzenie oszolomilo go lekko, co pozowolilo Tannusowi rzucic sie na niego. Z hukiem wpadli do karczmy owalajac sie na stolik stojacy zaraz z brzegu. Lezac pod poteznym czlowiekiem Aquide nie mial szans sie poruszyc. Olbrzym usiadl na nim cofajac prawa reke, gotujaca sie do uderzenia. Zdawal napawac sie chwila, kiedy niemoc elfa zdawala sie byc jasna. Mroczny elf uciekl wzrokiem w lewa strone, mimowolnie, wolal bowiem przyjac uderzenie w bok glowy, niz w sam srodek, co mogloby by byc makabryczne w skutkach. Lezace dookola nich pozostalosci stolu przyniosly mu zbwawienie w postaci kawalka nogi stolu, zakonczonej ostrym szpicem. Moment wysilku i trzymal ja w rece, a nastepnie dzgnal z calych sil, jakie mu pozostaly w golen olbrzyma. Tannus zawyl przerazliwie, syczac i jednoczesnie plujac przy tym. Podniosl sie lapiaj za boczna czesc uda. Aquide przeturlal sie do stolika stojacego obok, podniosl sie powoli, chwycil za krzeslo i uderzyl rannego Tannusa. Mezczyzna oparl sie o sciane karczmy zdobionej wiloma trofeami lowieckimi, plasujac glowe miedzy jeleniem, a glowa gnolla, ktorego poniekad przypominal. -Jeszcze sie spotkamy - rzucil olbrzym kustykajac w strone drzwi, wyjac i klac. Aquide nie mial sil go gonic, byl potluczony, zlamane prawe zebro dawalo o sobie znac teraz, kiedy to stan szalu go opuszczal.
Feyra widziala poczatek zajscia, ale wiedziala, ze drow poradzi sobie sam, Kurai zostawila bowiem Dragonisowi, ktory zaczal ja ponownie opatrywac. Po chwili nosze-prycza byly gotowe, idealne, aby przewiezc, badz przeniesc cialo Kurai. Gdy zeszla, bylo najwyrazniej po wszystkim. Obita twarz elfa i jego grymas bolu, gdy trzymal sie za zebra uswiadomily ja, ze intruz dotkliwie go pobil, ale ostatecznie zostal przepedzony.
---------
Dragonis - najlepsza alternatywa dla Ciebie byloby pozostac lojalnym wobec Jarlaxle'a. Ma co do waszej dwojki do pogadania. Mimo tego jezeli chcesz, mozesz walczyc z Aquide, ale nie stawiaj mnie przed faktem dokonanym i nie pisz "ze cos zrobiles" i ze to sie udalo ( to w kwestii siepania, chyba, ze po prostu probujesz to zrobic), przynajmiej nie wobec innego gracza. Mozesz oczywyscie napisac, ze go atakujesz i jaka taktyke przyjmujesz, ale nie tak ;P
----
Feyra widziala poczatek zajscia, ale wiedziala, ze drow poradzi sobie sam, Kurai zostawila bowiem Dragonisowi, ktory zaczal ja ponownie opatrywac. Po chwili nosze-prycza byly gotowe, idealne, aby przewiezc, badz przeniesc cialo Kurai. Gdy zeszla, bylo najwyrazniej po wszystkim. Obita twarz elfa i jego grymas bolu, gdy trzymal sie za zebra uswiadomily ja, ze intruz dotkliwie go pobil, ale ostatecznie zostal przepedzony.
---------
Dragonis - najlepsza alternatywa dla Ciebie byloby pozostac lojalnym wobec Jarlaxle'a. Ma co do waszej dwojki do pogadania. Mimo tego jezeli chcesz, mozesz walczyc z Aquide, ale nie stawiaj mnie przed faktem dokonanym i nie pisz "ze cos zrobiles" i ze to sie udalo ( to w kwestii siepania, chyba, ze po prostu probujesz to zrobic), przynajmiej nie wobec innego gracza. Mozesz oczywyscie napisac, ze go atakujesz i jaka taktyke przyjmujesz, ale nie tak ;P
----
Ostatnio zmieniony wtorek, 9 stycznia 2007, 11:49 przez Soulfein, łącznie zmieniany 5 razy.
...

-
- Bombardier
- Posty: 890
- Rejestracja: piątek, 22 września 2006, 10:04
- Numer GG: 10332376
- Skype: p.kot.l.
- Lokalizacja: W-wa
- Kontakt:
Dragonis Do'Urden
Żeby nie psuć sesji robię to drugie, choć psujecie wizerunek mojej postaci, która choć zła dba o przyjaciół.
Na moment przestał leczyć Kurai - uznał, że to bez sensu. Postanowił poprzestać na ustabilizowaniu jej stanu, co też nie było łatwym zadaniem. "Parsival był w tym lepszy, szkoda, że już go nie ma." Spróbował to zrobić.
Niezależnie od tego czy mu się udało czy nie, podszedł do Aquida i rozpoczął z nim rozmowę.
- Vel'bol xunus dos xun, vith'rell klez dos gumash xun. Uk zhahus ussta abbil, lu' uk zhahus l' er'griff uss vel'uss gumash o'goth Kurai. Był na niego wściekły, lecz nie był to czas i miejsce na takie spory. Podszedł do ciała Persivala. "Wybacz mi, przyjacielu. Zrobię dla ciebie ostatnią rzecz, którą mogę zrobić." Użył na nim zaklęcia "Stworzenie Nieumarłego" by zrobić z niego Upiora.
"- Gdzie jesteś.[/url]
Żeby nie psuć sesji robię to drugie, choć psujecie wizerunek mojej postaci, która choć zła dba o przyjaciół.
Na moment przestał leczyć Kurai - uznał, że to bez sensu. Postanowił poprzestać na ustabilizowaniu jej stanu, co też nie było łatwym zadaniem. "Parsival był w tym lepszy, szkoda, że już go nie ma." Spróbował to zrobić.
Niezależnie od tego czy mu się udało czy nie, podszedł do Aquida i rozpoczął z nim rozmowę.
- Vel'bol xunus dos xun, vith'rell klez dos gumash xun. Uk zhahus ussta abbil, lu' uk zhahus l' er'griff uss vel'uss gumash o'goth Kurai. Był na niego wściekły, lecz nie był to czas i miejsce na takie spory. Podszedł do ciała Persivala. "Wybacz mi, przyjacielu. Zrobię dla ciebie ostatnią rzecz, którą mogę zrobić." Użył na nim zaklęcia "Stworzenie Nieumarłego" by zrobić z niego Upiora.
"- Gdzie jesteś.[/url]


Czerwona Orientalna Prawica

-
- Stópkowy Tawerniak
- Posty: 138
- Rejestracja: środa, 10 listopada 2004, 10:30
- Numer GG: 2863670
- Lokalizacja: Podmrok
- Kontakt:

-
- Stópkowy Tawerniak
- Posty: 138
- Rejestracja: środa, 10 listopada 2004, 10:30
- Numer GG: 2863670
- Lokalizacja: Podmrok
- Kontakt:
Rozumiem, ze przeniosles sie zupelnie gdzie indziej (czyt. sesja juz Ciebie niedotyczy).
Konie byly gotowe do drogi. Drow imieniem Aquide stal wyczerpany, lapiac oddech po walce. Feyra stala nad Kurai, ktora zemdlona odplynela w calkiem inny swiat. Nie czula teraz bolu.
-Ruszajcie juz! - zganil was karczmarz. -Zaraz zjawia sie tu nastepni, a ja mam juz na dzisiaj dosc klopotow. - mowiac to rzucil okiem po karczmie.
Aquide i Feyra przeniosly Kurai na nosze, chwile potem ruszyli w strone wyjscia. Przy plocie dogonil Was karczmarz, ciagnacy cos za soba. -Wezcie ten maly woz, powoli Wam bezpieczniej przewozic ranna.
Gelosar, ktorego pomoc wydawalo sie malo uzasadniona, nikt zas nie pomoglby mrocznym elfom w ucieczne zdawal sie zadowolony. Byl. Wiedzial, ze nie wszystkie drowy sa zle, wiedzial, bo znal kiedys jedna mroczna elfke. Zaopiekowal sie nia po tym jak uciekla z Podmroku. Kochal ja, mocno kochal, lecz mu ja odebrali.
***
Dwoje ludzi wprowadzilo rannego Tannusa do prywatnego pokoju Ashara. Mezczyzna popatrzyl na grymas malujacy sie na twarzy olbrzyma, nastepnie rzucil spojrzenie na jego ranna noge.
-Mam nadzieje, ze masz dla mnie dobre wiesci Tannusie? - rzekl Ashar. -Inaczej wiedzialbys, ze nie ma sensu tu przychodzic..
Tannus podrapal sie po glowie, nie mogac znalec slow. Po chwili wyrzucil z siebie. -Dwoch zabilem, trzeci zostal zabity przez kogos od nich, a czwarty sie ulotnil. - konczac zlapal oddech krzywiac twarz z bolu.
-Zabrac go i opatrzec. - rzucil przez ramie Ashar. Nie dziekowal olbrzymowi za jego dokokonane czyny, wiedzial, ze zabijanie sprawia mu najwieksza radosc, za ktore nie musi mu dziekowac. Nie wiedzial tylko jak bardzo olbrzym mu pomogl.
***
Wyruszyliscie w nocy, zostawiajac za soba mury Athkatli i jej obraz w wyobrazni jako zakrwawione, pelne zdrady miasto. Z ranna Kurai sciganie Ashara byloby niemozliwe. Podroz tez nie wychodzila jej na dobre, ale musieliscie jechac, straz mogla przyjsc w liczniejszej grupie, w dodatku wspomagana magami. Feyra co chwile rzucala spojrzenie za siebie i ciagnieta na wozku Kurai. Aquide jechal w milczeniu. Rozmyslal. Z owych rozmyslan wybily go ciche pojekiwania Kurai. Mowila cos przez sen, niezrozumiale. Jedyne co rozpoznal, to wymawianie przez nia jego imie.
***
Gdzies w Riatavin.
Siedzaca nad stolikiem postac kobiety zdawala sie przysypiac nad tomami czytanych ksiag. Z letargu wyrwaly ja krzyki dobiegajace z nadworza. Banda pijaczkow przechadzala sie wlasnie ulicami Riatavinu. Kobieta zamknela ksiegi. Wstala i ruszyla w strone lozka. Rozkladajac sie wygodnie wlozyla rece pod glowe. Przez chwile patrzyla sie tepo w sufit.
-Gdzie jestescie? Co sie z Wami dzieje? - te i jeszcze kilka mysli na wasz temat przemknelo jej przez glowe. Bylo pozno. -Na pewno sa cali, dostali wiadomosc i spia, czekajac na poranek by wyruszyc do Riatavin. - zapewnila sama siebie po czym zamknela oczy.
Konie byly gotowe do drogi. Drow imieniem Aquide stal wyczerpany, lapiac oddech po walce. Feyra stala nad Kurai, ktora zemdlona odplynela w calkiem inny swiat. Nie czula teraz bolu.
-Ruszajcie juz! - zganil was karczmarz. -Zaraz zjawia sie tu nastepni, a ja mam juz na dzisiaj dosc klopotow. - mowiac to rzucil okiem po karczmie.
Aquide i Feyra przeniosly Kurai na nosze, chwile potem ruszyli w strone wyjscia. Przy plocie dogonil Was karczmarz, ciagnacy cos za soba. -Wezcie ten maly woz, powoli Wam bezpieczniej przewozic ranna.
Gelosar, ktorego pomoc wydawalo sie malo uzasadniona, nikt zas nie pomoglby mrocznym elfom w ucieczne zdawal sie zadowolony. Byl. Wiedzial, ze nie wszystkie drowy sa zle, wiedzial, bo znal kiedys jedna mroczna elfke. Zaopiekowal sie nia po tym jak uciekla z Podmroku. Kochal ja, mocno kochal, lecz mu ja odebrali.
***
Dwoje ludzi wprowadzilo rannego Tannusa do prywatnego pokoju Ashara. Mezczyzna popatrzyl na grymas malujacy sie na twarzy olbrzyma, nastepnie rzucil spojrzenie na jego ranna noge.
-Mam nadzieje, ze masz dla mnie dobre wiesci Tannusie? - rzekl Ashar. -Inaczej wiedzialbys, ze nie ma sensu tu przychodzic..
Tannus podrapal sie po glowie, nie mogac znalec slow. Po chwili wyrzucil z siebie. -Dwoch zabilem, trzeci zostal zabity przez kogos od nich, a czwarty sie ulotnil. - konczac zlapal oddech krzywiac twarz z bolu.
-Zabrac go i opatrzec. - rzucil przez ramie Ashar. Nie dziekowal olbrzymowi za jego dokokonane czyny, wiedzial, ze zabijanie sprawia mu najwieksza radosc, za ktore nie musi mu dziekowac. Nie wiedzial tylko jak bardzo olbrzym mu pomogl.
***
Wyruszyliscie w nocy, zostawiajac za soba mury Athkatli i jej obraz w wyobrazni jako zakrwawione, pelne zdrady miasto. Z ranna Kurai sciganie Ashara byloby niemozliwe. Podroz tez nie wychodzila jej na dobre, ale musieliscie jechac, straz mogla przyjsc w liczniejszej grupie, w dodatku wspomagana magami. Feyra co chwile rzucala spojrzenie za siebie i ciagnieta na wozku Kurai. Aquide jechal w milczeniu. Rozmyslal. Z owych rozmyslan wybily go ciche pojekiwania Kurai. Mowila cos przez sen, niezrozumiale. Jedyne co rozpoznal, to wymawianie przez nia jego imie.
***
Gdzies w Riatavin.
Siedzaca nad stolikiem postac kobiety zdawala sie przysypiac nad tomami czytanych ksiag. Z letargu wyrwaly ja krzyki dobiegajace z nadworza. Banda pijaczkow przechadzala sie wlasnie ulicami Riatavinu. Kobieta zamknela ksiegi. Wstala i ruszyla w strone lozka. Rozkladajac sie wygodnie wlozyla rece pod glowe. Przez chwile patrzyla sie tepo w sufit.
-Gdzie jestescie? Co sie z Wami dzieje? - te i jeszcze kilka mysli na wasz temat przemknelo jej przez glowe. Bylo pozno. -Na pewno sa cali, dostali wiadomosc i spia, czekajac na poranek by wyruszyc do Riatavin. - zapewnila sama siebie po czym zamknela oczy.
...

-
- Kok
- Posty: 1183
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 13:55
- Numer GG: 3374868
- Lokalizacja: otchłań
Parsival Gaveriell Galadium
Chowaniec jako że był częścią duszy Parsivala rozpłynął się w powietrzu tak jak dusza uleciała z maga.
Ciało maga zaczyna płonąć by po chwili przeciąg dostający się przez okno zmiótł go całego. Ubranie maga pozostało nietknięte. Ktoś musiał ponieść spuściznę po umarłym czarowniku.
Chowaniec jako że był częścią duszy Parsivala rozpłynął się w powietrzu tak jak dusza uleciała z maga.
Ciało maga zaczyna płonąć by po chwili przeciąg dostający się przez okno zmiótł go całego. Ubranie maga pozostało nietknięte. Ktoś musiał ponieść spuściznę po umarłym czarowniku.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamy BAZYL'E

-
- Majtek
- Posty: 133
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 15:42
- Lokalizacja: Glenshee, Scotland
- Kontakt:
Aquide Natiath
Rozpogodziło się, chmury przestały sypać ogromnymi jak kamienie kroplami.
Pierwsze promyki słońca poczęły nieśmiale przebijać się przez gęsta warstwę ciemnych jak noc kumulusów.
Siedzący mężczyzna o ciemnej jak smoła skórze, spoczywał w kulbace jednego z koni. Jechał obok Feyry, zwalniając co jakiś czas by zrównać się z wozem. Niepokoił się o ranną Kurai. Zawiódł na całej linii. Czuł się winny i odpowiedzialny za wszystko. Do tego ten pieprzony czarodziej, który ich zwodził od samego początku.
Rozmyślał.
Nie bardzo rozumiał co się stało, wiedział że usiekł jednego ze swoich, nie wiedział jednak za co. Ostatnio działo się z nim coś bardzo niepokojącego.
Usłyszał przeciągłe jęknięcie elfki gdy wóz podskoczył na wyboju. Po raz wtórny zrównał się z nim by rzucić okiem na Kurai. Leżała rozciągnięta na wozie trzymając ręce na brzuchu. Na jej twarzy malował się grymas bólu.
- Feyra, musimy zwolnić. Ona tego nie wytrzyma. Zjedźmy z traktu w las, rzucę okiem na tą ranę. - zwrócił się do Drowki w ich wspólnym języku.
Wiele razy był ranny, musiał opatrywać swe rany. Umiał to robić, okoliczności go zmuszały. Dlaczego też liczył na parszywych magów, którzy jedynie to spieprzyli? Mógł się tym zająć osobiście. Więcej nie zaufa magii.
- Feyra, skręcamy tutaj. - rzucił, pokazując ręką w małą przestrzeń między drzewami.
Wjechali w gęsty las, miejscami wóz skrzypiał tak przeraźliwie jakby miał się lada chwila rozpaść na kawałki. Gęstwina uniemożliwiała przebicie się promieni słońca. To był jeden z atutów tego lasu. W końcu znaleźli otwartą przestrzeń. Coś na wzór małej polanki kwitnącej różnym kwieciem.
- Tu! - krzyknął.
Zatrzymali się. Aquide od razu zeskoczył z konia i wdrapał się na wóz. Kurai jęknęła, ściągając wtórnie twarz w grymas bólu. Rana była nabrzmiała. Drow podciągnął lekko bluzkę i odchylił kamizele. Czarna jak smoła krew wypływała spod opatrunku. Ściągnął go równie umiejętnie jak chirurg. Brzegi cięcia były spuchnięte i mocno zaczerwienione. Gdy dotknął rany spod krwi wypłynęła ropa.
- Kurwa! - syknął wściekle.
Truposz wszystko spieprzył. Stan był krytyczny, zapewne spowodowany złym użyciem magii. Otworzył swój tobołek i począł czegoś szukać. Niestety stwierdził po chwili że tego już nie ma.
- Może wrzuciłem ją do jej torby.... - rzekł sam do siebie.
Zaczął przekopywać torbę Drowki, wyrzucając z niej wszystko co się mu napatoczyło. Szukał flakonu, który dostał od Jarlaxle`a. Flakon zawierał coś na ból głowy. Nie wiedział co to było dokładnie, póki nie zaczął podróżować z jego córką. Był to zwykły flakonik z czystym alkoholem (rotfl
). Znalazł go na samym dnie. Fakt że nawet to nie było w stanie mu pomóc podczas ich podróży, bardziej przydałby mu się nóż bo alkohol nie pomagał. Nic a nic...
Odrzuciwszy jej torbę gdzieś na bok, zabrał się za przemywanie jej rany i "wyciskanie ropy", która oznaczała jedynie infekcje.
Drowka otworzyła oczy w momencie, w którym przyjęła dawkę alkoholu na ranę. Szybko uniósł jej głowę do góry i przechylił flakon by wzięła kilka głębszych łyków.
- To ci pomoże, pi... - nie dokończył bo pierwszy chlust wylądował na jego twarzy. Robiąc poważną i gniewną minę powtórzył.
- Pomoże Ci, pij idiotko. Znieczuli cię. To zwykła wódka.
Zrobiła jak kazał. Efekt przyszedł niemal od razu. Jej oczy zabłyszczały tak maślanie jak nigdy, uśmiechnęła się łapiąc go za nadgarstek i zasnęła.
Aquide spojrzał na butelkę, podrapał się po głowie i stwierdził głośno.
- Dziwne, na mnie to nie działało - robiąc duże oczy.
Powiał lekki wiatr, który wybił go z rozmyślań nad percentażem owego specyfiku.
Zabrał się za opatrywanie.....
Wybaczcie że tak długo to zajęło ale praca i sesja Ouzaru trochę mi pochłonęła czasu.
Rozpogodziło się, chmury przestały sypać ogromnymi jak kamienie kroplami.
Pierwsze promyki słońca poczęły nieśmiale przebijać się przez gęsta warstwę ciemnych jak noc kumulusów.
Siedzący mężczyzna o ciemnej jak smoła skórze, spoczywał w kulbace jednego z koni. Jechał obok Feyry, zwalniając co jakiś czas by zrównać się z wozem. Niepokoił się o ranną Kurai. Zawiódł na całej linii. Czuł się winny i odpowiedzialny za wszystko. Do tego ten pieprzony czarodziej, który ich zwodził od samego początku.
Rozmyślał.
Nie bardzo rozumiał co się stało, wiedział że usiekł jednego ze swoich, nie wiedział jednak za co. Ostatnio działo się z nim coś bardzo niepokojącego.
Usłyszał przeciągłe jęknięcie elfki gdy wóz podskoczył na wyboju. Po raz wtórny zrównał się z nim by rzucić okiem na Kurai. Leżała rozciągnięta na wozie trzymając ręce na brzuchu. Na jej twarzy malował się grymas bólu.
- Feyra, musimy zwolnić. Ona tego nie wytrzyma. Zjedźmy z traktu w las, rzucę okiem na tą ranę. - zwrócił się do Drowki w ich wspólnym języku.
Wiele razy był ranny, musiał opatrywać swe rany. Umiał to robić, okoliczności go zmuszały. Dlaczego też liczył na parszywych magów, którzy jedynie to spieprzyli? Mógł się tym zająć osobiście. Więcej nie zaufa magii.
- Feyra, skręcamy tutaj. - rzucił, pokazując ręką w małą przestrzeń między drzewami.
Wjechali w gęsty las, miejscami wóz skrzypiał tak przeraźliwie jakby miał się lada chwila rozpaść na kawałki. Gęstwina uniemożliwiała przebicie się promieni słońca. To był jeden z atutów tego lasu. W końcu znaleźli otwartą przestrzeń. Coś na wzór małej polanki kwitnącej różnym kwieciem.
- Tu! - krzyknął.
Zatrzymali się. Aquide od razu zeskoczył z konia i wdrapał się na wóz. Kurai jęknęła, ściągając wtórnie twarz w grymas bólu. Rana była nabrzmiała. Drow podciągnął lekko bluzkę i odchylił kamizele. Czarna jak smoła krew wypływała spod opatrunku. Ściągnął go równie umiejętnie jak chirurg. Brzegi cięcia były spuchnięte i mocno zaczerwienione. Gdy dotknął rany spod krwi wypłynęła ropa.
- Kurwa! - syknął wściekle.
Truposz wszystko spieprzył. Stan był krytyczny, zapewne spowodowany złym użyciem magii. Otworzył swój tobołek i począł czegoś szukać. Niestety stwierdził po chwili że tego już nie ma.
- Może wrzuciłem ją do jej torby.... - rzekł sam do siebie.
Zaczął przekopywać torbę Drowki, wyrzucając z niej wszystko co się mu napatoczyło. Szukał flakonu, który dostał od Jarlaxle`a. Flakon zawierał coś na ból głowy. Nie wiedział co to było dokładnie, póki nie zaczął podróżować z jego córką. Był to zwykły flakonik z czystym alkoholem (rotfl

Odrzuciwszy jej torbę gdzieś na bok, zabrał się za przemywanie jej rany i "wyciskanie ropy", która oznaczała jedynie infekcje.
Drowka otworzyła oczy w momencie, w którym przyjęła dawkę alkoholu na ranę. Szybko uniósł jej głowę do góry i przechylił flakon by wzięła kilka głębszych łyków.
- To ci pomoże, pi... - nie dokończył bo pierwszy chlust wylądował na jego twarzy. Robiąc poważną i gniewną minę powtórzył.
- Pomoże Ci, pij idiotko. Znieczuli cię. To zwykła wódka.
Zrobiła jak kazał. Efekt przyszedł niemal od razu. Jej oczy zabłyszczały tak maślanie jak nigdy, uśmiechnęła się łapiąc go za nadgarstek i zasnęła.
Aquide spojrzał na butelkę, podrapał się po głowie i stwierdził głośno.
- Dziwne, na mnie to nie działało - robiąc duże oczy.
Powiał lekki wiatr, który wybił go z rozmyślań nad percentażem owego specyfiku.
Zabrał się za opatrywanie.....
Wybaczcie że tak długo to zajęło ale praca i sesja Ouzaru trochę mi pochłonęła czasu.

Kurai Kurenai
Tu, gdzie się teraz znajdowała, nie mogła czuć bólu, ani marudzić na niedogodności podróży. Droga była wyboista, usłana kamieniami, na których co chwila wóz podskakiwał niespokojnie.
Siedziała w pokoju czekając z lustrem w ręce. Brosza, którą nosiła przy piersi, pulsowała lekkim ciepłem. Oznaczało to, że Jarlaxle chciał się z nią jak najszybciej skontaktować w jakiejś ważnej sprawie. Kurai wzięła większy oddech i przyłożyła dłoń do powierzchni magicznego szkła. Obraz pod jej dłonią zamigotał i ujrzała uśmiechniętą twarz swego 'ojca'.
"Jesteś sama?" - jego dłonie szybko utkały wiadomość w tajnym języku Drow'ów polegającym na skomplikowanym systemie gestów.
- Tak - odpowiedziała mu na głos.
- Gdzie jesteś? - zapytał przyglądając się zarówno jej, jak i temu co widział za plecami elfki.
- Waterdeep, karczma 'Dziurawy Kufel', pokój na rogu, parter - szybko odpowiedziała, jakby zdawała raport. Uczył ją zawsze odpowiadać rzeczowo.
Jarlaxle kiwnął głową w zamyśleniu.
- Podróżujesz sama?
Odpowiedziała mu krótkim przytaknięciem, jego twarz rozjaśnił pokaźnych rozmiarów uśmiech.
- Przyślę ci kogoś do pomocy - zaczął, lecz widząc, jak Kurai otwiera usta, by protestować, szybko dopowiedział nie pozwalając sobie przerwać. - To jeden z mych najbardziej zaufanych ludzi, będzie cię chronił. Bez dyskusji, to rozkaz. Dla was obojga.
Nim Kurai zdążyła coś powiedzieć, w rogu pokoju otworzył się portal. Wyszedł z niego największy mężczyzna, którego widziała w całym swoim życiu. Wyższy od niej o ponad półtorej głowy, w barach szerszy czterokrotnie od przeciętnego Drow'a. Jego długie białe włosy z przodu sięgały mu za obojczyki, z tyłu do połowy pleców. Miał je lekko upięte w coś na kształt koku, przez co było ciężko określić ich prawdziwą długość.
Kurai tylko otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia na widok jego mieczy, które zdobione czaszką przy głowni, mogłyby bez większego problemu ściąć drzewo. Nagi tors mężczyzny pokryty był kilkoma drobnymi bliznami, jego mięśnie lśniły w migoczącym świetle znikającego teleportu.
- On tak zawsze się ubiera? - zapytała nieśmiało Jarlaxle.
'Ojciec' zaśmiał się na te słowa i pokręcił głową rozbawiony.
"To chyba ma na celu zniechęcenie przeciwników" - palce Jarlaxle szybko zakomunikowały i Drow mrugnął okiem.
- No to bawcie się grzecznie, dzieci! - zaśmiał się już na głos i obraz rozpłynął się.
Przez chwilę stali niepewnie przyglądając się sobie bacznie z dwóch końców pokoju. W końcu Kurai podeszła do swego nowego towarzysza i klepiąc go w ramię stwierdziła:
- Kurai jestem, miło mi cię poznać.
Drow zgromił ją spojrzeniem, które mogło tylko oznaczać zbliżającą się do niej wielkimi krokami śmierć. Lekko zszokowana zrobiła krok do tyłu i nieco się w sobie skuliła.
- Aquide - odparł krótko.
Elfka odczekała chwilę i zbierając się w sobie postanowiła spróbować jeszcze raz. Podeszła do Drow'a z wyciągniętą ręką.
- Miło mi cię poznać, Aqu.
Spojrzał na rękę, spojrzał na nią, krew się w nim zagotowała. Czerwone oczy zalśniły złowrogo.
- Mam cię tylko ochraniać, nie musimy się lubić - prychnął, lecz bardzie brzmiało to jak: "Nie muszę cię tolerować."
Trochę ją to zraniło, miała nadzieję, że 'ojciec' przyśle kogoś, kto ją zaakceptuje, a nie będzie traktował jak utrapienie i karę. Nie mogła się jednak sprzeciwić rozkazowi, musiała pogodzić się z losem. Westchnęła.
Drowi wojownik rozejrzał się bacznie po miejscu, w którym się znalazł. Unikał wzroku dziewczyny jak tylko mógł, nie spoglądał w jej stronę. Miał cichą nadzieję, że to tylko głupi żart i jutro rano Jarlaxle zmieni zdanie i go odeśle...
Potworny ból wyrwał ją i przywrócił rzeczywistości. Niepewnie otworzyła oczy i ujrzała nad sobą skupioną, zmartwioną twarz Aquide. Ucieszyła się na jego widok, czyli jej nie zostawił...
Drow delikatnie badał ranę dziewczyny polewając ją alkoholem. Gdy zobaczył, że Kurai jest przytomna, przystawił jej buteleczkę do ust przechylając ją nieznacznie. Palący płyn dotknął podniebienia dziewczyny, łzy stanęły jej w oczach.
- To ci pomoże, pi... - nie zdążył dokończyć zdania, gdy elfka odruchowo wypluła cały łyk wprost na jego twarz.
Skrzywił się gniewnie ocierając wierzchem dłoni i warknął:
- Pomoże Ci, pij idiotko. Znieczuli cię. To zwykła wódka.
Chciała mu coś jeszcze powiedzieć, lecz Drow znów przystawił jej flaszeczkę do ust. Tym razem posłusznie pociągnęła łyk i połknęła, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Nie lubiła mocnych trunków...
- Aqu... - szepnęła cichutko łapiąc mężczyznę za nadgarstek.
Drzewa zawirowały jej przed oczami, znów opadła w nicość.
Musiała się śpieszyć, opuścić ten las, nim któryś z elfów by odkrył jej obecność. Przed sobą widziała, że drzewa się powoli przerzedzają, przyśpieszyła kroku czując, jak powoli uwalnia się z tej pułapki.
Strzała świsnęła jej koło ucha i uderzenie serca później dwa elfy zeskoczyły z drzew tuż przed nią skutecznie blokując jej dalszą drogę. Kurai przygryzła dolną wargę i tylko mocniej naciągnęła kaptur na głowę.
- Kim jesteś? Czego tu szukasz? - padły pytania w elfickim, który dość dobrze opanowała dzięki naukom Jarlaxle.
- Chcę tylko przejść przez wasz teren, nie szukam kłopotów - wyjaśniła najspokojniej, jak tylko umiała.
Elfy spojrzał się po sobie marszcząc gniewnie brwi. Akcent musiał ją zdradzić, gdyż jeden z nich szybko do niej podszedł i błyskawicznym ruchem ręki ściągnął dziewczynie kaptur z głowy.
- To hybryda!?! - usłyszała i na chwilę serce jej zamarło, gdy drugi elf sięgnął po róg i zadął w niego z całych sił.
Odgłos uniósł się ponad lasem i po chwili do jej uszu dobiegły odgłosy pogoni, wściekłe ujadanie wilków. Wystraszona z całych sił odepchnęła elfa i na oślep puściła się biegiem prosto przed siebie. Łzy stanęły jej w oczach, czemu ją tak nienawidzili? Cały czas widziała ten obraz odrazy i czystej nienawiści w ich oczach, słyszała za sobą cichy tętent wilczych łap i skowyt nawołującej się sfory.
Jeszcze kilka kroków i las się kończył, nie widziała, co było przed nią. Lecz to się nie liczyło, chciała tylko uciec. Wpadła w gęsty krzak jeżyn, kolce mocno ją złapały przy każdym ruchu dziewczyny rozrywając jej ubranie i delikatną skórę. Ona jednak parła dalej naprzód.
Postąpiła kilka kroków i jej stopy straciły grunt. Zaczęła się zsuwać z ogromną szybkością z piaskowego wzgórza, obijała się o kamienie i próżno starała się czegoś złapać. Odbiła się od większego głazu i z głuchym łoskotem spadła na żwirowy trakt.
Poruszyła się niespokojnie jęcząc przez sen.
- Elfy... wilki... - szarpnęła się w bólu i łzy pociekły jej z oczu. - Zabić.... hybrydę....
Zacisnęła mocniej powieki, zaczęła po omacku szukać dłoni Aquide. Strach i rozpacz rozrywały jej serce bardziej niż ten ból przeszywający ranę. Zaczęły nawiedzać ją koszmary i lęki, dawne wspomnienia tych wszystkich chwil, kiedy ktoś usiłował ją pozbawić życia ze względu na jej pochodzenie. A zdarzało się to niemal każdego dnia.
- Dlaczego... ojcze... Ratuj mnie... ojcze.....
Tu, gdzie się teraz znajdowała, nie mogła czuć bólu, ani marudzić na niedogodności podróży. Droga była wyboista, usłana kamieniami, na których co chwila wóz podskakiwał niespokojnie.
Siedziała w pokoju czekając z lustrem w ręce. Brosza, którą nosiła przy piersi, pulsowała lekkim ciepłem. Oznaczało to, że Jarlaxle chciał się z nią jak najszybciej skontaktować w jakiejś ważnej sprawie. Kurai wzięła większy oddech i przyłożyła dłoń do powierzchni magicznego szkła. Obraz pod jej dłonią zamigotał i ujrzała uśmiechniętą twarz swego 'ojca'.
"Jesteś sama?" - jego dłonie szybko utkały wiadomość w tajnym języku Drow'ów polegającym na skomplikowanym systemie gestów.
- Tak - odpowiedziała mu na głos.
- Gdzie jesteś? - zapytał przyglądając się zarówno jej, jak i temu co widział za plecami elfki.
- Waterdeep, karczma 'Dziurawy Kufel', pokój na rogu, parter - szybko odpowiedziała, jakby zdawała raport. Uczył ją zawsze odpowiadać rzeczowo.
Jarlaxle kiwnął głową w zamyśleniu.
- Podróżujesz sama?
Odpowiedziała mu krótkim przytaknięciem, jego twarz rozjaśnił pokaźnych rozmiarów uśmiech.
- Przyślę ci kogoś do pomocy - zaczął, lecz widząc, jak Kurai otwiera usta, by protestować, szybko dopowiedział nie pozwalając sobie przerwać. - To jeden z mych najbardziej zaufanych ludzi, będzie cię chronił. Bez dyskusji, to rozkaz. Dla was obojga.
Nim Kurai zdążyła coś powiedzieć, w rogu pokoju otworzył się portal. Wyszedł z niego największy mężczyzna, którego widziała w całym swoim życiu. Wyższy od niej o ponad półtorej głowy, w barach szerszy czterokrotnie od przeciętnego Drow'a. Jego długie białe włosy z przodu sięgały mu za obojczyki, z tyłu do połowy pleców. Miał je lekko upięte w coś na kształt koku, przez co było ciężko określić ich prawdziwą długość.
Kurai tylko otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia na widok jego mieczy, które zdobione czaszką przy głowni, mogłyby bez większego problemu ściąć drzewo. Nagi tors mężczyzny pokryty był kilkoma drobnymi bliznami, jego mięśnie lśniły w migoczącym świetle znikającego teleportu.
- On tak zawsze się ubiera? - zapytała nieśmiało Jarlaxle.
'Ojciec' zaśmiał się na te słowa i pokręcił głową rozbawiony.
"To chyba ma na celu zniechęcenie przeciwników" - palce Jarlaxle szybko zakomunikowały i Drow mrugnął okiem.
- No to bawcie się grzecznie, dzieci! - zaśmiał się już na głos i obraz rozpłynął się.
Przez chwilę stali niepewnie przyglądając się sobie bacznie z dwóch końców pokoju. W końcu Kurai podeszła do swego nowego towarzysza i klepiąc go w ramię stwierdziła:
- Kurai jestem, miło mi cię poznać.
Drow zgromił ją spojrzeniem, które mogło tylko oznaczać zbliżającą się do niej wielkimi krokami śmierć. Lekko zszokowana zrobiła krok do tyłu i nieco się w sobie skuliła.
- Aquide - odparł krótko.
Elfka odczekała chwilę i zbierając się w sobie postanowiła spróbować jeszcze raz. Podeszła do Drow'a z wyciągniętą ręką.
- Miło mi cię poznać, Aqu.
Spojrzał na rękę, spojrzał na nią, krew się w nim zagotowała. Czerwone oczy zalśniły złowrogo.
- Mam cię tylko ochraniać, nie musimy się lubić - prychnął, lecz bardzie brzmiało to jak: "Nie muszę cię tolerować."
Trochę ją to zraniło, miała nadzieję, że 'ojciec' przyśle kogoś, kto ją zaakceptuje, a nie będzie traktował jak utrapienie i karę. Nie mogła się jednak sprzeciwić rozkazowi, musiała pogodzić się z losem. Westchnęła.
Drowi wojownik rozejrzał się bacznie po miejscu, w którym się znalazł. Unikał wzroku dziewczyny jak tylko mógł, nie spoglądał w jej stronę. Miał cichą nadzieję, że to tylko głupi żart i jutro rano Jarlaxle zmieni zdanie i go odeśle...
Potworny ból wyrwał ją i przywrócił rzeczywistości. Niepewnie otworzyła oczy i ujrzała nad sobą skupioną, zmartwioną twarz Aquide. Ucieszyła się na jego widok, czyli jej nie zostawił...
Drow delikatnie badał ranę dziewczyny polewając ją alkoholem. Gdy zobaczył, że Kurai jest przytomna, przystawił jej buteleczkę do ust przechylając ją nieznacznie. Palący płyn dotknął podniebienia dziewczyny, łzy stanęły jej w oczach.
- To ci pomoże, pi... - nie zdążył dokończyć zdania, gdy elfka odruchowo wypluła cały łyk wprost na jego twarz.
Skrzywił się gniewnie ocierając wierzchem dłoni i warknął:
- Pomoże Ci, pij idiotko. Znieczuli cię. To zwykła wódka.
Chciała mu coś jeszcze powiedzieć, lecz Drow znów przystawił jej flaszeczkę do ust. Tym razem posłusznie pociągnęła łyk i połknęła, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Nie lubiła mocnych trunków...
- Aqu... - szepnęła cichutko łapiąc mężczyznę za nadgarstek.
Drzewa zawirowały jej przed oczami, znów opadła w nicość.
Musiała się śpieszyć, opuścić ten las, nim któryś z elfów by odkrył jej obecność. Przed sobą widziała, że drzewa się powoli przerzedzają, przyśpieszyła kroku czując, jak powoli uwalnia się z tej pułapki.
Strzała świsnęła jej koło ucha i uderzenie serca później dwa elfy zeskoczyły z drzew tuż przed nią skutecznie blokując jej dalszą drogę. Kurai przygryzła dolną wargę i tylko mocniej naciągnęła kaptur na głowę.
- Kim jesteś? Czego tu szukasz? - padły pytania w elfickim, który dość dobrze opanowała dzięki naukom Jarlaxle.
- Chcę tylko przejść przez wasz teren, nie szukam kłopotów - wyjaśniła najspokojniej, jak tylko umiała.
Elfy spojrzał się po sobie marszcząc gniewnie brwi. Akcent musiał ją zdradzić, gdyż jeden z nich szybko do niej podszedł i błyskawicznym ruchem ręki ściągnął dziewczynie kaptur z głowy.
- To hybryda!?! - usłyszała i na chwilę serce jej zamarło, gdy drugi elf sięgnął po róg i zadął w niego z całych sił.
Odgłos uniósł się ponad lasem i po chwili do jej uszu dobiegły odgłosy pogoni, wściekłe ujadanie wilków. Wystraszona z całych sił odepchnęła elfa i na oślep puściła się biegiem prosto przed siebie. Łzy stanęły jej w oczach, czemu ją tak nienawidzili? Cały czas widziała ten obraz odrazy i czystej nienawiści w ich oczach, słyszała za sobą cichy tętent wilczych łap i skowyt nawołującej się sfory.
Jeszcze kilka kroków i las się kończył, nie widziała, co było przed nią. Lecz to się nie liczyło, chciała tylko uciec. Wpadła w gęsty krzak jeżyn, kolce mocno ją złapały przy każdym ruchu dziewczyny rozrywając jej ubranie i delikatną skórę. Ona jednak parła dalej naprzód.
Postąpiła kilka kroków i jej stopy straciły grunt. Zaczęła się zsuwać z ogromną szybkością z piaskowego wzgórza, obijała się o kamienie i próżno starała się czegoś złapać. Odbiła się od większego głazu i z głuchym łoskotem spadła na żwirowy trakt.
Poruszyła się niespokojnie jęcząc przez sen.
- Elfy... wilki... - szarpnęła się w bólu i łzy pociekły jej z oczu. - Zabić.... hybrydę....
Zacisnęła mocniej powieki, zaczęła po omacku szukać dłoni Aquide. Strach i rozpacz rozrywały jej serce bardziej niż ten ból przeszywający ranę. Zaczęły nawiedzać ją koszmary i lęki, dawne wspomnienia tych wszystkich chwil, kiedy ktoś usiłował ją pozbawić życia ze względu na jej pochodzenie. A zdarzało się to niemal każdego dnia.
- Dlaczego... ojcze... Ratuj mnie... ojcze.....
