[Wampir: Maskarada] Modern Night II
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Kociak
- No dobra, przyznam się, chciałem po prostu zmienić sweter, bo ten mi się rozdarł na rękawie od tych łańcuchów. - Malk rzucił głucho w przestrzeń. Myślał intensywnie, starając się odepchnąć od siebie rządzę mordu. Czuł, że ostatnio idzie mu to nieco trudniej niż dawniej.
A gdyby tak sprzymierzyć się z Aleksandrem?
I z pomocą Sabbatu odbić Annę... A potem zmiażdźyć nowojorską Camarillę.
Albo nawet niekoniecznie, po prostu zaszyć się w "Niebie", opanować Queens razem z Sabbatem i jakoś tam nie-żyć.
Może gdyby było parę dni spokoju, dałoby się odnaleźć tą rudą?
Albo zniszczyć tego gnoja, Saahiba.
Albo po prostu wysadzić w powietrze coś naprawdę dużego, ot tak z nudów.
Wróć. Nie będziemy niczego wysadzać. Przyzwoici ludzie niczego nie wysadzają w powietrze z nudów.
Ale "Piekło", to co innego...
RDX musi zaczekać. Mimo wszystko.
Kto mógłby bronić "Nieba"?
- Gdybym był sam - odezwał się po dłuższej chwili - postawiłbym wszystko na jedną kartę, i zostawił "Niebo" niechronione przez ten jeden dzień. Tworzenie ghuli zużyje nieco czasu, a jeśli sprawę z Aleksandrem załatwimy naprawdę błyskawicznie, może nie będzie nas tylko przez noc. Ale nie jestem sam.
W takich momentach czuł się najlepiej, mimo ciążącęgo mu towarzystwa. Gdyby był sam, nie martwiłby się niczym, teraz wolał uważać, nie mógł popsuć wszystkiego jakimś głupim ruchem.
- No dobra, przyznam się, chciałem po prostu zmienić sweter, bo ten mi się rozdarł na rękawie od tych łańcuchów. - Malk rzucił głucho w przestrzeń. Myślał intensywnie, starając się odepchnąć od siebie rządzę mordu. Czuł, że ostatnio idzie mu to nieco trudniej niż dawniej.
A gdyby tak sprzymierzyć się z Aleksandrem?
I z pomocą Sabbatu odbić Annę... A potem zmiażdźyć nowojorską Camarillę.
Albo nawet niekoniecznie, po prostu zaszyć się w "Niebie", opanować Queens razem z Sabbatem i jakoś tam nie-żyć.
Może gdyby było parę dni spokoju, dałoby się odnaleźć tą rudą?
Albo zniszczyć tego gnoja, Saahiba.
Albo po prostu wysadzić w powietrze coś naprawdę dużego, ot tak z nudów.
Wróć. Nie będziemy niczego wysadzać. Przyzwoici ludzie niczego nie wysadzają w powietrze z nudów.
Ale "Piekło", to co innego...
RDX musi zaczekać. Mimo wszystko.
Kto mógłby bronić "Nieba"?
- Gdybym był sam - odezwał się po dłuższej chwili - postawiłbym wszystko na jedną kartę, i zostawił "Niebo" niechronione przez ten jeden dzień. Tworzenie ghuli zużyje nieco czasu, a jeśli sprawę z Aleksandrem załatwimy naprawdę błyskawicznie, może nie będzie nas tylko przez noc. Ale nie jestem sam.
W takich momentach czuł się najlepiej, mimo ciążącęgo mu towarzystwa. Gdyby był sam, nie martwiłby się niczym, teraz wolał uważać, nie mógł popsuć wszystkiego jakimś głupim ruchem.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Tawerniak
- Posty: 2122
- Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
- Numer GG: 5438992
- Lokalizacja: Mroczna Wieża
- Kontakt:
Erwan Jones
-Życie to nie Magic: the Gathering. - skierował twarz w stronę Kociaka. - Zresztą tak jak sam mówisz, nie jesteś sam. Maksymalnie dwa dodatkowe ghule i lecimy do Chicago.
Erwan zdjął z oczu opaskę, gdyż zaczynała go uwierać.
"Czemu ja się łudzę? Przecież i tak nie przydam się w walce. Z równym powodzeniem mógłbym zostać w <<Niebie>>. Cóż, zastanowię się gdy wrócimy z <<Piekła>>."
-Życie to nie Magic: the Gathering. - skierował twarz w stronę Kociaka. - Zresztą tak jak sam mówisz, nie jesteś sam. Maksymalnie dwa dodatkowe ghule i lecimy do Chicago.
Erwan zdjął z oczu opaskę, gdyż zaczynała go uwierać.
"Czemu ja się łudzę? Przecież i tak nie przydam się w walce. Z równym powodzeniem mógłbym zostać w <<Niebie>>. Cóż, zastanowię się gdy wrócimy z <<Piekła>>."
-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Dieter Stier
Na myśl o powrocie do "Piekła" wampirowi cierpła skóra. Jednakże żądza zemsty na Sabbatnikach brała w Ravnosie górę. Najchętniej puściłby tą całą wylęgarnię zepsucia z dymem. Tylko jakoś żal mu było tylu hektolitrów krwi, które zamiast nasycić głód wyparowałyby i zmieszały się ze smrodem palonych ciał.
Poza tym prośba Henry'ego... Czuł jego desperację. Bodaj był jedynym śmiertelnikiem, dla którego Dieter mógłby okazać więcej dobrej woli niż na to zasługiwał.
Co jak co, ale o sprzymierzeńców dbać należy.
Nie przestając patrzeć przed siebie rzekł do Jugsona:
- Nie martw się, przyjacielu. Twoja córka wróci cała i zdrowa. Już nasza w tym głowa.
Zmrużył oko, kiedy oślepiły go światła autobusu jadącego z naprzeciwka.
- Jedziemy do "Piekła", panowie. Lepszej okazji nie mogliśmy sobie wymarzyć: Raztargujev jest nieobecny, a my jesteśmy wypoczęci i zdeterminowani. Poza tym jeśli udało nam się przeżyć pojedynek z wyszkolonym Assamitą, to wspólnymi siłami sprowadzimy Sabbatników z "Piekła" do parteru.
- I, uwierzcie mi, bywalcy klubu wspaniałomyślnie nam w tym pomogą - zarechotał, a w jego jedynym oku zalśnił złowieszczy błysk.
Na myśl o powrocie do "Piekła" wampirowi cierpła skóra. Jednakże żądza zemsty na Sabbatnikach brała w Ravnosie górę. Najchętniej puściłby tą całą wylęgarnię zepsucia z dymem. Tylko jakoś żal mu było tylu hektolitrów krwi, które zamiast nasycić głód wyparowałyby i zmieszały się ze smrodem palonych ciał.
Poza tym prośba Henry'ego... Czuł jego desperację. Bodaj był jedynym śmiertelnikiem, dla którego Dieter mógłby okazać więcej dobrej woli niż na to zasługiwał.
Co jak co, ale o sprzymierzeńców dbać należy.
Nie przestając patrzeć przed siebie rzekł do Jugsona:
- Nie martw się, przyjacielu. Twoja córka wróci cała i zdrowa. Już nasza w tym głowa.
Zmrużył oko, kiedy oślepiły go światła autobusu jadącego z naprzeciwka.
- Jedziemy do "Piekła", panowie. Lepszej okazji nie mogliśmy sobie wymarzyć: Raztargujev jest nieobecny, a my jesteśmy wypoczęci i zdeterminowani. Poza tym jeśli udało nam się przeżyć pojedynek z wyszkolonym Assamitą, to wspólnymi siłami sprowadzimy Sabbatników z "Piekła" do parteru.
- I, uwierzcie mi, bywalcy klubu wspaniałomyślnie nam w tym pomogą - zarechotał, a w jego jedynym oku zalśnił złowieszczy błysk.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Kociak
- Pomogą, nie pomogą, cóż za różnica? Zmasakr... - sklął się w duchu - Zabijemy szybko i bezboleśnie każdego kto na to zasłużył, a resztę puścimy wolno. Z pomocą czy bez. Życie to nie M:tG, jak służnie zauważył Erwan, więc nie potrzebujemy dodatkowych summonów żeby zmieść to miejsce z pow... to znaczy, opanować to miejsce. - stwierdził, zaczynając w niewielkim wnętrzu samochodu rozgrzewkę, na tyle na ile starczało miejsca. Przyzwyczajenie z życia, a nawet po śmierci lepiej nie naciągnąć sobie żadnego ścięgna.
- Pomogą, nie pomogą, cóż za różnica? Zmasakr... - sklął się w duchu - Zabijemy szybko i bezboleśnie każdego kto na to zasłużył, a resztę puścimy wolno. Z pomocą czy bez. Życie to nie M:tG, jak służnie zauważył Erwan, więc nie potrzebujemy dodatkowych summonów żeby zmieść to miejsce z pow... to znaczy, opanować to miejsce. - stwierdził, zaczynając w niewielkim wnętrzu samochodu rozgrzewkę, na tyle na ile starczało miejsca. Przyzwyczajenie z życia, a nawet po śmierci lepiej nie naciągnąć sobie żadnego ścięgna.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Tawerniak
- Posty: 1448
- Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
- Lokalizacja: dolina muminków
Zatrzymaliście się na światłach. Kolumna samochodów wyrosła za wami, trąbiąc i warkocząc silnikami. Henry postukał palcami w kierownicę.
- Dostałem telefon. Ktoś mówił że macie kłopoty. A że wcześniej była ta sprawa z Anną…
Westchnął. W jego oczach odbijało się światło sygnalizacji. Czerwone światło.
Po minucie ruszyliście znowu. Nie zwracając uwagi na zelockie komentarze Kociaka, Dieter przedstawiał swój plan reszcie. Jego umysł był spokojny, zaś on sam niesamowicie opanowany. Krew tamtych chłopców nadal krążyła po jego organizmie, obdarzając go wigorem, zdeterminowaniem i żelazną wolą. A przede wszystkim, ukoił swój głód… jedynie ciche skomlenie w duszy przypominało mu o ponurym obowiązku.
Minęliście skrzyżowanie. Henry nie słuchał tego co mówicie, bardziej był skoncentrowany na dojechaniu na miejsce.
Lepiej nie wiedzieć- pomyślał. Skręcił w jeszcze jedną uliczkę, spoglądając nerwowo w lusterko. Można było zapytać czemu nie włączył radia… był na tyle zastraszony że nie pozwalał sobie na ten luksus. Albo bał się wieczornych wiadomości.
W dzielnicy Queens, niedaleko klubu ‘’Niebo’’ znaleziono zwłoki młodej dziewczyny, lat około dwudziestu. Prawdopodobną przyczyną zgonu był brutalny napad.
Myśl przeszła przez jego głowę. Ścisnął zęby, czując jak żal powoli zasłania mu otoczenie. Przemógł się raz jeszcze, koncentrując na drodze.
Minęli posterunek policji, spoglądając na jego parking. A może Volvo Kociaka też tam stało? Ta myśl oderwała na chwilę wampira od jego knowań, przypominając mu jego starego gruchota. Niby bezwartościowy kawał złomu, a jednak przywiązał się do niego. Nie miał zimowych opon, ani szybkiego silnika… nie posiadał żadnych bajerów, zaś rura wydechowa ledwo trzymała się w jednym kawałku. Gdy się mocniej trzasnęło drzwiami, była możliwość że mogły odpaść. Mimo wszystko spędził z tym samochodem prawie całe nieśmiertelne życie, a on ani razu go nie zawiódł. Był jak wierny rumak –choć nieco podstarzały- dla swojego rycerza.
Erwan siedział cicho, od czasu do czasu pomrukując posłusznie, lecz śledząc każde słowo z uwagą, na jaką nigdy wcześniej nie mógł się zdobyć.
- AAGH!
Wampir podskoczył zszokowany. Reszta krewniaków wlepiła w niego wzrok.
- Wszystko w porządku?
Zabrzmiał głos Jacka. Nic nie było w porządku… to co zobaczył wyszło ponad jego oczekiwania. A co najgorsze… to wracało.
Pająkowaty czerwony kształt napłynął z oddali, jakby wyłaniając się z zakamarków jego umysłu. Wielkie krwiste szpony świsnęły, sprawiając że Kainita podskoczył na fotelu, wydając z siebie przerażone jęknięcie. Długa twarz, niczym pulsująca rana wyłoniła się z nad bestii, wyjąc…
Wyjąc tak głośno, że wydarła wycie z samego wampira.
Zesztywniał na siedzeniu, dotykając rękoma swych wypalonych oczu. Lecz potwór już nie wrócił.
- To tu.
Stanęli przed starym odrapanym budynkiem. Czerwone i czarne grafitti przyzdabiało jego ściany, obrazując niewinną wersję tego, co dzieje się poniżej…
Co prawda ‘’przed’’ nie bardzo opisuje tą brudną część chodnika, tuż przy kontenerach ze śmieciami. Znajdowali się na tyle blisko, żeby widzieć dwójkę ochroniarzy przed gotycką bramą ‘’Piekła’’, lecz też na tyle daleko, by nikt nie zauważył jak grzebią w bagażniku, wyjmując co chwila conajmniej podejrzanie wyglądające przedmioty.
Para unosiła się z ziemi, zaś śmiecie walały po podłożu, czekając aż ktoś niefartownie w nie nadepnie.
Czwórka wampirów stała na zimnie, spoglądając na swój mały arsenał. Tymczasem Jugson siedział za kółkiem, śledząc poczynania ludzi wokół klubu…
Nadszedł czas zemsty.
- Dostałem telefon. Ktoś mówił że macie kłopoty. A że wcześniej była ta sprawa z Anną…
Westchnął. W jego oczach odbijało się światło sygnalizacji. Czerwone światło.
Po minucie ruszyliście znowu. Nie zwracając uwagi na zelockie komentarze Kociaka, Dieter przedstawiał swój plan reszcie. Jego umysł był spokojny, zaś on sam niesamowicie opanowany. Krew tamtych chłopców nadal krążyła po jego organizmie, obdarzając go wigorem, zdeterminowaniem i żelazną wolą. A przede wszystkim, ukoił swój głód… jedynie ciche skomlenie w duszy przypominało mu o ponurym obowiązku.
Minęliście skrzyżowanie. Henry nie słuchał tego co mówicie, bardziej był skoncentrowany na dojechaniu na miejsce.
Lepiej nie wiedzieć- pomyślał. Skręcił w jeszcze jedną uliczkę, spoglądając nerwowo w lusterko. Można było zapytać czemu nie włączył radia… był na tyle zastraszony że nie pozwalał sobie na ten luksus. Albo bał się wieczornych wiadomości.
W dzielnicy Queens, niedaleko klubu ‘’Niebo’’ znaleziono zwłoki młodej dziewczyny, lat około dwudziestu. Prawdopodobną przyczyną zgonu był brutalny napad.
Myśl przeszła przez jego głowę. Ścisnął zęby, czując jak żal powoli zasłania mu otoczenie. Przemógł się raz jeszcze, koncentrując na drodze.
Minęli posterunek policji, spoglądając na jego parking. A może Volvo Kociaka też tam stało? Ta myśl oderwała na chwilę wampira od jego knowań, przypominając mu jego starego gruchota. Niby bezwartościowy kawał złomu, a jednak przywiązał się do niego. Nie miał zimowych opon, ani szybkiego silnika… nie posiadał żadnych bajerów, zaś rura wydechowa ledwo trzymała się w jednym kawałku. Gdy się mocniej trzasnęło drzwiami, była możliwość że mogły odpaść. Mimo wszystko spędził z tym samochodem prawie całe nieśmiertelne życie, a on ani razu go nie zawiódł. Był jak wierny rumak –choć nieco podstarzały- dla swojego rycerza.
Erwan siedział cicho, od czasu do czasu pomrukując posłusznie, lecz śledząc każde słowo z uwagą, na jaką nigdy wcześniej nie mógł się zdobyć.
- AAGH!
Wampir podskoczył zszokowany. Reszta krewniaków wlepiła w niego wzrok.
- Wszystko w porządku?
Zabrzmiał głos Jacka. Nic nie było w porządku… to co zobaczył wyszło ponad jego oczekiwania. A co najgorsze… to wracało.
Pająkowaty czerwony kształt napłynął z oddali, jakby wyłaniając się z zakamarków jego umysłu. Wielkie krwiste szpony świsnęły, sprawiając że Kainita podskoczył na fotelu, wydając z siebie przerażone jęknięcie. Długa twarz, niczym pulsująca rana wyłoniła się z nad bestii, wyjąc…
Wyjąc tak głośno, że wydarła wycie z samego wampira.
Zesztywniał na siedzeniu, dotykając rękoma swych wypalonych oczu. Lecz potwór już nie wrócił.
- To tu.
Stanęli przed starym odrapanym budynkiem. Czerwone i czarne grafitti przyzdabiało jego ściany, obrazując niewinną wersję tego, co dzieje się poniżej…
Co prawda ‘’przed’’ nie bardzo opisuje tą brudną część chodnika, tuż przy kontenerach ze śmieciami. Znajdowali się na tyle blisko, żeby widzieć dwójkę ochroniarzy przed gotycką bramą ‘’Piekła’’, lecz też na tyle daleko, by nikt nie zauważył jak grzebią w bagażniku, wyjmując co chwila conajmniej podejrzanie wyglądające przedmioty.
Para unosiła się z ziemi, zaś śmiecie walały po podłożu, czekając aż ktoś niefartownie w nie nadepnie.
Czwórka wampirów stała na zimnie, spoglądając na swój mały arsenał. Tymczasem Jugson siedział za kółkiem, śledząc poczynania ludzi wokół klubu…
Nadszedł czas zemsty.
Seth
Mu! (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Mu! (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
-
- Tawerniak
- Posty: 2122
- Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
- Numer GG: 5438992
- Lokalizacja: Mroczna Wieża
- Kontakt:
Erwan Jones
"Czuję się jak w parszywym hollywoodzkim filmie..."
Z jednej strony Erwan chciał wykonać zadanie, jednak w głębi jego serca czaiła się obawa. Czuł się nieprzydatny, słaby... Pomimo jasności umysłu chciał uciekać, by znaleźć się jak najdalej stąd. Wizja potwora wszczepiła w niego lęk. Ale z drugiej strony - atmosfera była wspaniała. Nie widział Piekła. Czuł je. Każdy nerw odbierał impuls z zatłoczonego lokalu.
-Czas na akcję.
"Czuję się jak w parszywym hollywoodzkim filmie..."
Z jednej strony Erwan chciał wykonać zadanie, jednak w głębi jego serca czaiła się obawa. Czuł się nieprzydatny, słaby... Pomimo jasności umysłu chciał uciekać, by znaleźć się jak najdalej stąd. Wizja potwora wszczepiła w niego lęk. Ale z drugiej strony - atmosfera była wspaniała. Nie widział Piekła. Czuł je. Każdy nerw odbierał impuls z zatłoczonego lokalu.
-Czas na akcję.
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Kociak
- Pray the Allah, the Merciful, the Wise. - powiedział Kociak, zatykając kołek za pasek z tyłu spodni, tak żeby od przodu był niewidoczny.
- Dieter, idziesz ze mną, podchodzimy jednocześnie do tych cholernych ochroniarzy i na trzy jednocześnie wbijamy im kołki w gardła. Wtedy nawet nie wrzasną. Jack, idziesz za nami i podnosisz ich broń, może ci się przyda, a jak nie to zawsze można sprzedać i dorobić do pensji. - stwierdził, zarzucając tubę na mapy na ramię.
Zemsta... Nie. To po prostu... Odpłata? Wciąż złe słowo...
- Erwan, Erwan, a co z tobą?
Zadośćuczynienie. Tak, tego słowa szukał...
- Pray the Allah, the Merciful, the Wise. - powiedział Kociak, zatykając kołek za pasek z tyłu spodni, tak żeby od przodu był niewidoczny.
- Dieter, idziesz ze mną, podchodzimy jednocześnie do tych cholernych ochroniarzy i na trzy jednocześnie wbijamy im kołki w gardła. Wtedy nawet nie wrzasną. Jack, idziesz za nami i podnosisz ich broń, może ci się przyda, a jak nie to zawsze można sprzedać i dorobić do pensji. - stwierdził, zarzucając tubę na mapy na ramię.
Zemsta... Nie. To po prostu... Odpłata? Wciąż złe słowo...
- Erwan, Erwan, a co z tobą?
Zadośćuczynienie. Tak, tego słowa szukał...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Dieter Stier
Ravnosowi podobało się, że przynajmniej w kwestii "Piekła" byli jednomyślni.
- Nie. Zrobimy to nieco inaczej. Spróbuję wywołać zamieszanie w lokalu. Wtedy wam będzie łatwiej wtargnąć i obezwładnić goryli. - odparł w odpowiedzi na sugestię Kociaka. - Będąc tu ostatnim razem przekonałem się na własnym ciele, że DJ ma duży wpływ na tą rozszalałą i żadną krwi publikę. Trzeba to wykorzystać i zasiać nieco chaosu.
Po tych słowach ciało Dietera zaczęło się zmieniać. W miejsce muskularnej sylwetki pojawiła się zgrabna, smukła, o ponętnych kobiecych kształtach. Długie do ramion, spięte w dwa kucyki włosy przybrały ciemnoczerwoną barwę. Owalną twarz przyozdobił mały, lekko zadarty nosek i wydatne, lecz naturalnie wyglądające usta. Wyraziste, przenikliwe brązowe oczy podkreślił ostry, ale nie wulgarny makijaż, nadając im drapieżnego wyglądu. Na garderobę "dziewczyny" składał się czerwono-czarny lateksowy gorset unoszący biust, czarne lateksowa spódnica do połowy uda, takiego samego koloru błyszczące lateksowe pończochy i wykonane z tego samego tworzywa czarne rękawiczki za łokieć. Stopy przyozdobiła para czerwonych sandałów na platformie i 22-centymetrowym obcasie. Ostrego image dopełniła wąska skórzana obroża z ostrymi ćwiekami.
- I jak wam się podobam, chłopaki? - odparła "dziewczyna" słodkim, wywołującym przyjemny dreszczyk tembrem.
- Udam się do środka. Porozmawiam z DJ-em. Potem zajmę jego miejsce i wykorzystam pozycję do *podkręcenia* atmosfery w klubie. Wówczas wy wkroczycie. W atmosferze paniki łatwiej będzie przejąć lokal i pozbyć się jego włodarzy. Ja będę czekała...ekhm...czekał na was w środku.
Po tych słowach iluzoryczna postać wysiadła z samochodu i ponętnym krokiem zmierzyła ku wejściu do klubu. Odwróciła się, puściła oko do kumpli, teatralnym, uwodzicielskim gestem poprawiła fryzurę i ruszyła wprost do "Piekła".
Ravnosowi podobało się, że przynajmniej w kwestii "Piekła" byli jednomyślni.
- Nie. Zrobimy to nieco inaczej. Spróbuję wywołać zamieszanie w lokalu. Wtedy wam będzie łatwiej wtargnąć i obezwładnić goryli. - odparł w odpowiedzi na sugestię Kociaka. - Będąc tu ostatnim razem przekonałem się na własnym ciele, że DJ ma duży wpływ na tą rozszalałą i żadną krwi publikę. Trzeba to wykorzystać i zasiać nieco chaosu.
Po tych słowach ciało Dietera zaczęło się zmieniać. W miejsce muskularnej sylwetki pojawiła się zgrabna, smukła, o ponętnych kobiecych kształtach. Długie do ramion, spięte w dwa kucyki włosy przybrały ciemnoczerwoną barwę. Owalną twarz przyozdobił mały, lekko zadarty nosek i wydatne, lecz naturalnie wyglądające usta. Wyraziste, przenikliwe brązowe oczy podkreślił ostry, ale nie wulgarny makijaż, nadając im drapieżnego wyglądu. Na garderobę "dziewczyny" składał się czerwono-czarny lateksowy gorset unoszący biust, czarne lateksowa spódnica do połowy uda, takiego samego koloru błyszczące lateksowe pończochy i wykonane z tego samego tworzywa czarne rękawiczki za łokieć. Stopy przyozdobiła para czerwonych sandałów na platformie i 22-centymetrowym obcasie. Ostrego image dopełniła wąska skórzana obroża z ostrymi ćwiekami.
- I jak wam się podobam, chłopaki? - odparła "dziewczyna" słodkim, wywołującym przyjemny dreszczyk tembrem.
- Udam się do środka. Porozmawiam z DJ-em. Potem zajmę jego miejsce i wykorzystam pozycję do *podkręcenia* atmosfery w klubie. Wówczas wy wkroczycie. W atmosferze paniki łatwiej będzie przejąć lokal i pozbyć się jego włodarzy. Ja będę czekała...ekhm...czekał na was w środku.
Po tych słowach iluzoryczna postać wysiadła z samochodu i ponętnym krokiem zmierzyła ku wejściu do klubu. Odwróciła się, puściła oko do kumpli, teatralnym, uwodzicielskim gestem poprawiła fryzurę i ruszyła wprost do "Piekła".
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
-
- Tawerniak
- Posty: 1448
- Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
- Lokalizacja: dolina muminków
Tłumiony odgłos kroków rozległ się na ulicy. Pośpiesznie mijając przejeżdżające samochody, gotycka dziewczyna w podskokach zmierzała do klubu. Ostre, kuszące oczy skierowała ku grupie Latynosów. Ci gwałcili ją wzrokiem… uśmiechnęła się. Pierwszy który podejdzie dostanie kulkę, przysięgam.
- Hej seniorita! Poczekaj!
Ochroniarze obrzucili ‘’ją’’ szybkim spojrzeniem, gdy z dużą siłą –jak na taką małą istotkę- pchnęła drzwi Piekła. Ostry zgrzyt, podmuch ciepła. Oddalone bębnienie zaatakowało jej uszy, wywołując jednocześnie lekkie mrowienie języka.
Zupełnie tak jak ostatnim razem… brudna, betonowa podłoga. Kilka prowizorycznych kolumn. Nawet recepcjonistka była ta sama. Tym samym znużonym wzrokiem obserwowała wchodzącą, żując –jak zwykle- gumę.
To jednak nie było to samo. Ona nie wiedziała kogo ma przed sobą, ani co się już niedługo wydarzy… Nie wiedziała o Kociaku, Erwanie oraz Jacku, uzbrojonych po zęby, tylko czekających na dobry moment.
Stała przez chwilę w miejscu, jakby obmyślając plan. Dieter nigdy nie był kobietą, jego wiedza o nich ograniczała się do prostych zajęć. Zrobił kilka niezgrabnych kroków w przód, udając że naprawdę chodzi na wysokich obcasach. Stanął krok od lady, koncentrując się aby zatrzymać iluzję.
Już miała wydusić pierwsze słowo, już miała kupić bilet wstępu… przesadnie silnym ruchem, ktoś złapał ją za ramię.
- Hej seniorita.
Ręka dziewczyny stworzyła coś na kształt pięści z otworem w środku… pobudzając zapewnie fantazję chłopaka. Tymczasem Dieter ściskał mocno swój nóż. Odwrócił się do Latynosa, obdarzając go najchłodniejszym spojrzeniem na jakie mógł się zdobyć.
- Chcesz się pobujać w Piekiełku?
Kościsty chłopak, na oko jakieś dwadzieścia lat, wyszczerzył do dziewczyny zęby… złoty ząb błysnął. Jego owłosiona łapa wciąż spoczywała na ramieniu wampira. Był ubrany w biedną kolorystycznie kurtkę, oraz równie nieciekawą bluzę, wystającą spod niej. Niżej wyłaniały się brązowe sztruksy, uwieńczone starymi adidasami. Gdy przesunął drugą ręką po swoich jasnych, krótkich włosach, doznałeś niemiłego uczucia że to alfons.
- Cóż… Papa dzisiaj stawia, co ty na to?
- Hej seniorita! Poczekaj!
Ochroniarze obrzucili ‘’ją’’ szybkim spojrzeniem, gdy z dużą siłą –jak na taką małą istotkę- pchnęła drzwi Piekła. Ostry zgrzyt, podmuch ciepła. Oddalone bębnienie zaatakowało jej uszy, wywołując jednocześnie lekkie mrowienie języka.
Zupełnie tak jak ostatnim razem… brudna, betonowa podłoga. Kilka prowizorycznych kolumn. Nawet recepcjonistka była ta sama. Tym samym znużonym wzrokiem obserwowała wchodzącą, żując –jak zwykle- gumę.
To jednak nie było to samo. Ona nie wiedziała kogo ma przed sobą, ani co się już niedługo wydarzy… Nie wiedziała o Kociaku, Erwanie oraz Jacku, uzbrojonych po zęby, tylko czekających na dobry moment.
Stała przez chwilę w miejscu, jakby obmyślając plan. Dieter nigdy nie był kobietą, jego wiedza o nich ograniczała się do prostych zajęć. Zrobił kilka niezgrabnych kroków w przód, udając że naprawdę chodzi na wysokich obcasach. Stanął krok od lady, koncentrując się aby zatrzymać iluzję.
Już miała wydusić pierwsze słowo, już miała kupić bilet wstępu… przesadnie silnym ruchem, ktoś złapał ją za ramię.
- Hej seniorita.
Ręka dziewczyny stworzyła coś na kształt pięści z otworem w środku… pobudzając zapewnie fantazję chłopaka. Tymczasem Dieter ściskał mocno swój nóż. Odwrócił się do Latynosa, obdarzając go najchłodniejszym spojrzeniem na jakie mógł się zdobyć.
- Chcesz się pobujać w Piekiełku?
Kościsty chłopak, na oko jakieś dwadzieścia lat, wyszczerzył do dziewczyny zęby… złoty ząb błysnął. Jego owłosiona łapa wciąż spoczywała na ramieniu wampira. Był ubrany w biedną kolorystycznie kurtkę, oraz równie nieciekawą bluzę, wystającą spod niej. Niżej wyłaniały się brązowe sztruksy, uwieńczone starymi adidasami. Gdy przesunął drugą ręką po swoich jasnych, krótkich włosach, doznałeś niemiłego uczucia że to alfons.
- Cóż… Papa dzisiaj stawia, co ty na to?
Seth
Mu! (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Mu! (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Dieter Stier
"Dziewczyna" uśmiechnęła się lekko.
- Domyślam się, że oczekujesz czegoś w zamian - zapytała słodkim głosem. - Jak zapewne zauważyłeś jestem tu nowa i wolałabym wpierw rozejrzeć się po klubie. Robi intrygujące wrażenie.
Zmrużyła lekko oczy, posyłając chłopakowi lubieżne spojrzenie.
- A co do twojej propozycji... chętnie na nią przystanę. Poznam lepiej to miejsce, potem wrócę do ciebie... i zajmę się tobą.
Podeszła do recepcjonistki.
- Wejściówka na koszt tego przemiłego pana - wskazała głową na alfonsa, po czym ruszyła wgłąb pomieszczenia, koncentrując się na iluzji.
"Dziewczyna" uśmiechnęła się lekko.
- Domyślam się, że oczekujesz czegoś w zamian - zapytała słodkim głosem. - Jak zapewne zauważyłeś jestem tu nowa i wolałabym wpierw rozejrzeć się po klubie. Robi intrygujące wrażenie.
Zmrużyła lekko oczy, posyłając chłopakowi lubieżne spojrzenie.
- A co do twojej propozycji... chętnie na nią przystanę. Poznam lepiej to miejsce, potem wrócę do ciebie... i zajmę się tobą.
Podeszła do recepcjonistki.
- Wejściówka na koszt tego przemiłego pana - wskazała głową na alfonsa, po czym ruszyła wgłąb pomieszczenia, koncentrując się na iluzji.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Kociak
- Cholerny drapieżca. Nawet jako baba. Dobra, nie wiem co on ma zamiar tam w środku wykombinować, ale w sumie myślę że możemy zrobić z tymi ochroniarzami to co planowałem. To będzie fajosko wyglądać, jak w takim jakiś hollywodzkim filmie. - Kociak uśmiechnął się szeroko.
- Spokojnie Jack. - poklepał towarzysza po plecach. - Albo wypełnimy polecenia Scotta i odzyskamy Annę... Albo skopiemy mu dupę i ją odzyskamy. Tak czy inaczej, będziesz mógł ją oglądać jeszcze długie lata, naprawdę. - stwierdził. I dodał w myślach "i ja też...".
- Cholerny drapieżca. Nawet jako baba. Dobra, nie wiem co on ma zamiar tam w środku wykombinować, ale w sumie myślę że możemy zrobić z tymi ochroniarzami to co planowałem. To będzie fajosko wyglądać, jak w takim jakiś hollywodzkim filmie. - Kociak uśmiechnął się szeroko.
- Spokojnie Jack. - poklepał towarzysza po plecach. - Albo wypełnimy polecenia Scotta i odzyskamy Annę... Albo skopiemy mu dupę i ją odzyskamy. Tak czy inaczej, będziesz mógł ją oglądać jeszcze długie lata, naprawdę. - stwierdził. I dodał w myślach "i ja też...".
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Tawerniak
- Posty: 2122
- Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
- Numer GG: 5438992
- Lokalizacja: Mroczna Wieża
- Kontakt:
Erwan Jones
Bestia zaczynała zrywać się ze swych więzów. Adrenalina szumiała w wypitej niedawno vitae. Erwan promieniował aż chęcią walki. Problem był jeden - nie miał jak walczyć. Zaczął jednak skupiać się na naukach przekazanych mu przez Ursyliusza.
"Pamiętaj, by korzystać mądrze z potęgi, która w tobie drzemie."
-Zdaje mi się, że nie będę wam kulą u nogi. - na jego twarzy pojawił się paskudny uśmiech. Uśmiech, który wcale nie przypominał dawnego człowieka.
Bestia zaczynała zrywać się ze swych więzów. Adrenalina szumiała w wypitej niedawno vitae. Erwan promieniował aż chęcią walki. Problem był jeden - nie miał jak walczyć. Zaczął jednak skupiać się na naukach przekazanych mu przez Ursyliusza.
"Pamiętaj, by korzystać mądrze z potęgi, która w tobie drzemie."
-Zdaje mi się, że nie będę wam kulą u nogi. - na jego twarzy pojawił się paskudny uśmiech. Uśmiech, który wcale nie przypominał dawnego człowieka.
-
- Tawerniak
- Posty: 1448
- Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
- Lokalizacja: dolina muminków
- Czekaj panienko!
Uśmiechnęła się do niego zalotnie, oddalając się w stronę pordzewiałej windy. Chłopak podszedł do kasjerki, wyjmując z brązowego portfela dwa banknoty. Chwilę później wbiegł do środka windy, tuż przed zamykającymi się drzwiczkami. Obdarzając ją onieśmielonym grymasem, zaczął oglądać nagie ściany, odrapane, czy to od starości czy od działania rąk…
Zjeżdżali w dół, czując jak wnętrzności podchodzą im do gardeł. Gdy Dieter był jeszcze mały, zawsze lubił ten przedziwny dreszcz. Wtedy pewnie nie wyobrażał sobie takiej sytuacji.
Sprawdzając swoją broń, chwycił coś w powietrzu, jednocześnie szczerząc niezgrabnie zęby. Głośny łomot, okrzyki… robiło się coraz bardziej gorąco. W końcu sufit mignął im przed oczyma, ukazując po chwili zatłoczone Piekło, gdy winda zatrzymywała się.
- Witaj w przybytku rozkoszy maleńka. Widzimy się przy barze?
Wskazał na znajomą jamę po drugiej stronie. Ta sama kelnerka… nie, nie ta sama. Tamta była mniej koścista. Jednak skromny ubiór –a raczej jego brak- nadal przykuwał uwagę klienteli.
Wampir poczekał aż Latynos otworzy pozłacane, miedziane drzwiczki. Po czym wyszedł lekko spięty, rozglądając się nerwowo po sali. Duszący smród dymu zaatakował jego nozdrza, mieszany z miksturą potu, perfum, alkoholu i jedzenia. Wszystko to tworzyło słodką, chaotyczną mieszankę.
Ciężkie bity, głównie potężne uderzenia gitary wypełniały klub. Niemal było widać jak szklanki podskakują, poruszane przez roztańczony tłum i dudnienie głośników. Monotonny, aczkolwiek chwytny dźwięk rozbrzmiewał na okrągło. Dziwne, ale te prymitywne neogotyckie dźwięki wzbudzały u ciebie grozę, poczucie odosobnienia. Jesteś tu sam kotku, nie ma przebacz, nie ma drugiej szansy…
Różnorodny tłum wyrósł przed tobą, gdy postawiłeś pierwsze kroki w głąb Piekła. Faceci w białych sukniach, kobiety w porozrywanych garniturach… osoby w lateksowych strojach, a nawet pół nagie. Nie brakowało też szarych klubowiczów, ubranych w zaczepne stroje, kuszące spódniczki, czy luzackie koszule. Z tym że większa część dziwolągów wyległa na parkiet, stwarzając wielką, roztańczoną masę mięsa…
Klub był o wiele przepełniony. Tam gdzie wzrok ci sięgał, wszystkie stoliki były zapełnione (co się rzadko zdarzało w ‘’Niebie’’), lecz mimo tego ludzie tańczyli jeden obok drugiego, i trudno było zauważyć luki wśród nich.
Tego wieczora zebrała się tu nadzwyczajna ilość dusz, oddających się smacznej rozpuście, z wielką krztą grzeszności i perwersji.
Szok związany ze zmianą otoczenia przeszedł, zaś Dieter skupił się na tym co istotne. Szybko spojrzał wokół siebie, licząc ochroniarzy… spostrzegł kilku, bo sześciu ‘’gwardzistów’’. Na pewno jest ich więcej, lecz na razie tylko tylu mógł zauważyć. Sześciu w okolicach windy, lecz część chodziła swobodnie.
Nie zapomniał o swoim celu. Ruszył do przodu, pokonując metr czy dwa, po czym wyjrzał w głąb pieczary. Największe światła koncentrowały się pośrodku, ku podwyższeniu, gdzie odziany w lateksowy kombinezon Dj dyrygował imprezą.
Grube palce stuknęły o kierownicę. Henry westchnął, wpatrując się nadal przed siebie. Podczas gdy Kainici czekali, on miał tu pozostać, tak długo jak będzie potrzebny. Jego wzrok zatrzymał się na wysokim mężczyźnie, stojącym po drugiej strony ulicy.
Uśmiechnęła się do niego zalotnie, oddalając się w stronę pordzewiałej windy. Chłopak podszedł do kasjerki, wyjmując z brązowego portfela dwa banknoty. Chwilę później wbiegł do środka windy, tuż przed zamykającymi się drzwiczkami. Obdarzając ją onieśmielonym grymasem, zaczął oglądać nagie ściany, odrapane, czy to od starości czy od działania rąk…
Zjeżdżali w dół, czując jak wnętrzności podchodzą im do gardeł. Gdy Dieter był jeszcze mały, zawsze lubił ten przedziwny dreszcz. Wtedy pewnie nie wyobrażał sobie takiej sytuacji.
Sprawdzając swoją broń, chwycił coś w powietrzu, jednocześnie szczerząc niezgrabnie zęby. Głośny łomot, okrzyki… robiło się coraz bardziej gorąco. W końcu sufit mignął im przed oczyma, ukazując po chwili zatłoczone Piekło, gdy winda zatrzymywała się.
- Witaj w przybytku rozkoszy maleńka. Widzimy się przy barze?
Wskazał na znajomą jamę po drugiej stronie. Ta sama kelnerka… nie, nie ta sama. Tamta była mniej koścista. Jednak skromny ubiór –a raczej jego brak- nadal przykuwał uwagę klienteli.
Wampir poczekał aż Latynos otworzy pozłacane, miedziane drzwiczki. Po czym wyszedł lekko spięty, rozglądając się nerwowo po sali. Duszący smród dymu zaatakował jego nozdrza, mieszany z miksturą potu, perfum, alkoholu i jedzenia. Wszystko to tworzyło słodką, chaotyczną mieszankę.
Ciężkie bity, głównie potężne uderzenia gitary wypełniały klub. Niemal było widać jak szklanki podskakują, poruszane przez roztańczony tłum i dudnienie głośników. Monotonny, aczkolwiek chwytny dźwięk rozbrzmiewał na okrągło. Dziwne, ale te prymitywne neogotyckie dźwięki wzbudzały u ciebie grozę, poczucie odosobnienia. Jesteś tu sam kotku, nie ma przebacz, nie ma drugiej szansy…
Różnorodny tłum wyrósł przed tobą, gdy postawiłeś pierwsze kroki w głąb Piekła. Faceci w białych sukniach, kobiety w porozrywanych garniturach… osoby w lateksowych strojach, a nawet pół nagie. Nie brakowało też szarych klubowiczów, ubranych w zaczepne stroje, kuszące spódniczki, czy luzackie koszule. Z tym że większa część dziwolągów wyległa na parkiet, stwarzając wielką, roztańczoną masę mięsa…
Klub był o wiele przepełniony. Tam gdzie wzrok ci sięgał, wszystkie stoliki były zapełnione (co się rzadko zdarzało w ‘’Niebie’’), lecz mimo tego ludzie tańczyli jeden obok drugiego, i trudno było zauważyć luki wśród nich.
Tego wieczora zebrała się tu nadzwyczajna ilość dusz, oddających się smacznej rozpuście, z wielką krztą grzeszności i perwersji.
Szok związany ze zmianą otoczenia przeszedł, zaś Dieter skupił się na tym co istotne. Szybko spojrzał wokół siebie, licząc ochroniarzy… spostrzegł kilku, bo sześciu ‘’gwardzistów’’. Na pewno jest ich więcej, lecz na razie tylko tylu mógł zauważyć. Sześciu w okolicach windy, lecz część chodziła swobodnie.
Nie zapomniał o swoim celu. Ruszył do przodu, pokonując metr czy dwa, po czym wyjrzał w głąb pieczary. Największe światła koncentrowały się pośrodku, ku podwyższeniu, gdzie odziany w lateksowy kombinezon Dj dyrygował imprezą.
Grube palce stuknęły o kierownicę. Henry westchnął, wpatrując się nadal przed siebie. Podczas gdy Kainici czekali, on miał tu pozostać, tak długo jak będzie potrzebny. Jego wzrok zatrzymał się na wysokim mężczyźnie, stojącym po drugiej strony ulicy.
Seth
Mu! (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Mu! (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Dieter Stier
Ravnos - pod postacią ponętnej dziewczyny - wspomniał nie tak wcale dawne wydarzenia, jakich stał się ofiarą w tym miejscu. Pamiętał jak żywy głos DJ-a, podkręcający żądzę krwi u imprezowiczów. Pamiętał paskudną mordę Raztargujeva, drwiącego z Anarchistów.
Teraz nadszedł czas zapłaty.
"Dziewczyna" podeszła do podium, na którym imprezą zawiadywał DJ. Stanęła nieopodal i zaczęła się w niego wpatrywać. Dieter zadbał, aby iluzja wzroku dziewczyny oddawała tą iskrę, której on tak bardzo pożądał u kobiet. Wzrok, pod którym błyskawicznie topi się nawet najtwardsza bryła lodu; wyzywający, lecz nie wulgarny, gorący, lecz okraszony lubieżną tajemnicą. I do tego lekki, niemal eteryczny, uwodzicielski uśmiech.
Czekała aż zwróci na nią uwagę.
Ravnos - pod postacią ponętnej dziewczyny - wspomniał nie tak wcale dawne wydarzenia, jakich stał się ofiarą w tym miejscu. Pamiętał jak żywy głos DJ-a, podkręcający żądzę krwi u imprezowiczów. Pamiętał paskudną mordę Raztargujeva, drwiącego z Anarchistów.
Teraz nadszedł czas zapłaty.
"Dziewczyna" podeszła do podium, na którym imprezą zawiadywał DJ. Stanęła nieopodal i zaczęła się w niego wpatrywać. Dieter zadbał, aby iluzja wzroku dziewczyny oddawała tą iskrę, której on tak bardzo pożądał u kobiet. Wzrok, pod którym błyskawicznie topi się nawet najtwardsza bryła lodu; wyzywający, lecz nie wulgarny, gorący, lecz okraszony lubieżną tajemnicą. I do tego lekki, niemal eteryczny, uwodzicielski uśmiech.
Czekała aż zwróci na nią uwagę.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
-
- Tawerniak
- Posty: 1448
- Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
- Lokalizacja: dolina muminków
Kocica mruczała wdzięcznie pod tronem księcia ciemności. Jej czarne futerko zwróciło uwagę mężczyzny, mimo że tak pospolite. Zza groteskowej maski łypały na nią brązowe oczy, płonące pożądaniem. Jedną rękę uniósł w gorę, podburzając tłumy. Ci zawyli wdzięcznie i równo, pod tym gestem.
- Śmierć!
Rozległ się głośny, gwarny krzyk. Ręce uniosły się w górę, jakby w geście buntu, rebelii, słusznego gniewu.
Kotka wyciągała powoli pazurki, odwracając uwagę swym lubieżnym pomrukiwaniem. Och biedny, gdybyś odkrył te oblicze *prawdziwej* śmierci wcześniej…
Druga ręka oderwała się od konsoli, sprawiając że czas zatrzymał się w miejscu, odgrywając tę samą melodię, niczym jakiś przeklęty psalm. I ku miłemu zaskoczeniu, palec wskazał na nią… już ręka rozłożyła się cała, zapraszającym gestem machając.
Uśmiechnął się w duchu. Bestia szarpała się podekscytowana, krzycząc w jego duszy, błagając o chociaż łyk krwi… i kąpiel w okrucieństwie i brutalności.
Weszła po ciemnych, zakrytych granatową tkaniną schodkach. Gdy tylko znalazła się na górze, stwór złapał ją w pół, wciąż kiwając drugą ręką. Muzyka uderzała potężnie w głośniki niczym rozwścieczone hordy demonów, zaś ryki agresji wypełniły pieczarę. Siła gniewu tłoczyła się w ludziach, szukając ujścia w ich tańcu, ich głosie, ich ruchach.
- Śmierć!
Rozległ się głośny, gwarny krzyk. Ręce uniosły się w górę, jakby w geście buntu, rebelii, słusznego gniewu.
Kotka wyciągała powoli pazurki, odwracając uwagę swym lubieżnym pomrukiwaniem. Och biedny, gdybyś odkrył te oblicze *prawdziwej* śmierci wcześniej…
Druga ręka oderwała się od konsoli, sprawiając że czas zatrzymał się w miejscu, odgrywając tę samą melodię, niczym jakiś przeklęty psalm. I ku miłemu zaskoczeniu, palec wskazał na nią… już ręka rozłożyła się cała, zapraszającym gestem machając.
Uśmiechnął się w duchu. Bestia szarpała się podekscytowana, krzycząc w jego duszy, błagając o chociaż łyk krwi… i kąpiel w okrucieństwie i brutalności.
Weszła po ciemnych, zakrytych granatową tkaniną schodkach. Gdy tylko znalazła się na górze, stwór złapał ją w pół, wciąż kiwając drugą ręką. Muzyka uderzała potężnie w głośniki niczym rozwścieczone hordy demonów, zaś ryki agresji wypełniły pieczarę. Siła gniewu tłoczyła się w ludziach, szukając ujścia w ich tańcu, ich głosie, ich ruchach.
Seth
Mu! (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Mu! (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Kociak
Ta sytuacja mi coś przypomina...
Już wiem!
2002 rok, Sylwester. Stałem przed jakimś klubem gdzieś w Miami i zastanawiałem się jak minąć tych dwóch frajerów którzy pilnowali tam wejścia...
NIE, NIE, NIE!!
Dlaczego ja wciąż żyję przeszłością?
Cała wieczność przede mną, a ja żyje przeszłością...
Nie wpuścili mnie wtedy.
Teraz za to ci dwaj umrą...
Nie.
Wcale nie za to.
Za Annę.
Cała wieczność...
Ale bez dziewczyn.
I dlatego zostało mi tylko pamiętanie przeszłości.
Bo poszedłem wtedy do innego klubu, i w tańcu przytulałem się do fajnej blondyny.
Tylko przeszłość została.
Zabiję ich.
Zabiję ich wszy...
NIE!
Nie będzie niepotrzebnej przemocy.
Tylko wtedy kiedy trzeba, będę zabijał.
Nie mogę przestać być człowiekiem.
Przecież właśnie przeciw nieludzkim wampirom walczę.
Kociak spojrzał na jednego z ochroniarzy. Czas zająć czymś myśli... Zaczął przeszukiwać jego umysł, szukając agresji, nienawiści, złości, i podpompował je jak tylko mógł najmocniej... Załatwią się sami, a kołek zostanie na lepsze czasy.
Ta sytuacja mi coś przypomina...
Już wiem!
2002 rok, Sylwester. Stałem przed jakimś klubem gdzieś w Miami i zastanawiałem się jak minąć tych dwóch frajerów którzy pilnowali tam wejścia...
NIE, NIE, NIE!!
Dlaczego ja wciąż żyję przeszłością?
Cała wieczność przede mną, a ja żyje przeszłością...
Nie wpuścili mnie wtedy.
Teraz za to ci dwaj umrą...
Nie.
Wcale nie za to.
Za Annę.
Cała wieczność...
Ale bez dziewczyn.
I dlatego zostało mi tylko pamiętanie przeszłości.
Bo poszedłem wtedy do innego klubu, i w tańcu przytulałem się do fajnej blondyny.
Tylko przeszłość została.
Zabiję ich.
Zabiję ich wszy...
NIE!
Nie będzie niepotrzebnej przemocy.
Tylko wtedy kiedy trzeba, będę zabijał.
Nie mogę przestać być człowiekiem.
Przecież właśnie przeciw nieludzkim wampirom walczę.
Kociak spojrzał na jednego z ochroniarzy. Czas zająć czymś myśli... Zaczął przeszukiwać jego umysł, szukając agresji, nienawiści, złości, i podpompował je jak tylko mógł najmocniej... Załatwią się sami, a kołek zostanie na lepsze czasy.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Dieter Stier
"Dziewczyna" zbliżyła twarz do jego zamaskowanego oblicza. Również objęła człowieka w pół i przyciągnęła go do siebie.
Uśmiechnęła się, lubieżnie oblizała usta...
Zaczekała chwilę, aż światło na moment przygaśnie.
Kilka szybkich ciosów ostrzem noża w podbrzusze. Płynny, niedostrzegalny obrót wokół własnej osi, wciąż trzymając śmiertelnika wokół pasa. "Dziewczyna" znalazła się tym samym na miejscu DJa, a on na jej. Wampir zatopił kły w szyi słabnącego mężczyzny, przymknął oczy i zaczął sączyć krew. Lecz przede wszystkim koncentrował się na iluzji.
Rozszalała publiczność widziała jak DJ zaprosił do swego królestwa kolejną napaloną *ofiarę*. Stali objęci w dzikich błyskach światła, a kiedy ono lekko przygasło, zamaskowany mężczyzna złożył na szyi dziewczyny pocałunek. Gorący, od którego *zdobycz* osuwała się w jego ramionach.
DJ- Dieter sięgnął ręką konsolety i podgłośnił dudniącą muzykę.
"Dziewczyna" zbliżyła twarz do jego zamaskowanego oblicza. Również objęła człowieka w pół i przyciągnęła go do siebie.
Uśmiechnęła się, lubieżnie oblizała usta...
Zaczekała chwilę, aż światło na moment przygaśnie.
Kilka szybkich ciosów ostrzem noża w podbrzusze. Płynny, niedostrzegalny obrót wokół własnej osi, wciąż trzymając śmiertelnika wokół pasa. "Dziewczyna" znalazła się tym samym na miejscu DJa, a on na jej. Wampir zatopił kły w szyi słabnącego mężczyzny, przymknął oczy i zaczął sączyć krew. Lecz przede wszystkim koncentrował się na iluzji.
Rozszalała publiczność widziała jak DJ zaprosił do swego królestwa kolejną napaloną *ofiarę*. Stali objęci w dzikich błyskach światła, a kiedy ono lekko przygasło, zamaskowany mężczyzna złożył na szyi dziewczyny pocałunek. Gorący, od którego *zdobycz* osuwała się w jego ramionach.
DJ- Dieter sięgnął ręką konsolety i podgłośnił dudniącą muzykę.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek