[Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
[Świat Pasem] Koniec Dobrobytu
Posty zaczynamy od napisania imienia postaci i piszemy w trzeciej osobie.
Tak piszemy co postać robi
-tak - co mówi-
*tak - co myśli*
Tak piszemy coś poza sesją
Będę się starał update’ować raz na dwa dni. Osoba nieaktywna przez tydzień zostanie uśmiercona
Pamiętajcie, ze to nie są „Pradawni Władcy” i nie powinniście przesadzać z ingerencja w świat gry.
Ludzie, którzy chcą karty postaci powinni zaopatrzyć się w Excela i wysłać mi na PW swój adres e-mail.
Ludzie, którzy się nie wyrobili z odpowiedziami na pytania, które wysłałem na PW – zostaniecie dodani w dogodnym momencie po tym jak wyślecie odpowiedzi, a wiec Server revres i Hose15 – ruszajcie się
Powodzenia...
Yang Lou:
Cholera.. było nie zasypać na terenie zaznaczonym tabliczkami jako „Ziemie Krwi”. Teraz siedział w twardej celi z koszmarnym bólem głowy w jakiejś fortecy niewiadomo gdzie. Kraty były wmurowane i najwyraźniej jedynym zadaniem tej cieli było zagłodzić więźnia. Yang widział swój sprzęt leżący zalewie dwa metry od krat, co czyniło go absolutnie nieosiągalnym. Zrezygnował z wszelkich prób dosięgnięcia go, gdy nagle coś zagrzmiało i po ścianach fortecy poszły dczarne fale. Kraty z łoskotem wyleciały na wprost wbijając się w ścianę nad ekwipunkiem Lou. Z dołu dał się słyszeć głos –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!-
Głos dobiegał z klatki schodowej na prawo...
Achamir:
Zapowiadał się kolejny nudny dzień... wiec czemu się nie nawalić od razu na początku? Jeszcze tak elfka, stawiająca jeden kufel za drugim... w sumie anioł widział paru elfów, który krążyli po mieście.. wcześniej ich tu nie widywał, ale co tam.
Teraz siedzi w celi i przeklina swą głupotę. Został ogołocony z ekwipunku, który leży po przeciwnej stronie od drzwi celi. Pomimo wszelkich starań anioł nie był w stanie go sięgnąć. Był to przełomowy moment, w którym zdecydował się wreszcie przestać pić. Za często coś przez to tracił, a jakoże siedział w tej celi już dzień bez strawy ni napity to był skłonny przysiąc, ze już więcej nie tknie alkoholu, jeśli stąd wyjdzie żywy... i w tym momencie kraty wyleciały ze ściany z łoskotem. Rozległ się grzmiący głos, który dobiegał gdzieś z dołu –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- powiedział. Schody były w zasięgu wzroku, wiec pozostało tylko zgarnąć sprzęt i iść... nie widział gdzie do końca idzie, ani gdzie jest, ale szedł...
Velius:
Podróż służbowa na Argahnę... i to jeszcze zorganizowana prze Vemira – tą parszywa gnidę niechętną Veliusowi. Ale cóż – jest wyższy stopniem, wiec trzeba słuchać. Cos jednak było podejrzane. Podejrzane aż do granic możliwości.
Teraz erynianin siedział w kamiennej celi z katami wmurowanymi w ściany i zastanawiał się w którym momencie podczas walki na statku popełnił błąd. Posiedział może pół dnia, gdy budynkiem wstrząsnęło. Mag czuł, jak energia przechodzi przez ściany i napiera na kraty by wyrwać je z posad i odwalić wstecz. Za kratami była wolność... i jego sprzęt! Cóż jednak z wolności, gdy erynianin nie ma pojęcia gdzie jest? –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- krzyknął głos z dołu. Mag Thirel nie zwykł przyjmować poleceń od istoty, której nawet na oczy nie widział, ale nie był to czas, na prezentowanie swej dumy, ruszył wiec w dół po schodach...
Eltharond:
Tak się kończy, gdy podróżuje się „dobrze i tanio”! I nie obchodziło go w ogóle ze cała spółka transportowa „Maffer i spółka” poszła na dno razem ze statkiem! Siedział teraz wściekły w tej cholernej celi, mając swój sprzęt na wyciągniecie ręki.. i jeszcze jakiś centymetr dalej. Parszywi piraci, nawet własnego pobratymcę przymkną. Leśne elfy nosiły co prawda dość dziwne pancerze, ale symbol na nich nie był znany Eltharondowi. W pewnym momencie budynkiem wstrząsnęło, a miejsca, w których kraty stykają się ze ścianą trzasnęły i krata wpadła do środka celi o mało nie rozgniatając stop elfa. –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- ryknął głos z dołu. Był to głos nieumarłego. Elf niepewnie zagarnął i założył ekwipunek, po czym pospiesznie udał się schodami w dół.. i tak nie było innego wyjścia...
Nadir:
Ta podróż to nie był najlepszy pomysł, choć zdawała się być na początku wspaniała. Trzeba było zostać na Taros, a nie... ale cóż zrobić? Nikt nie mógł przewidzieć, że statek trafi na sztorm i rozbije się gdzieś na wybrzeżach Argahny. Akurat tam, gdzie była jakaś ruina przekształcona przez leśne elfy w wiezienie. Opór nie miał sensu. Szkoda, że drakon jako jedyny to zrozumiał. Wszyscy, którzy przeżyli katastrofę i chcieli walczyć zostali zamienieni w poduszki do igieł. Elfy metodą teleportacji wpakowały go do celi bez możliwości opuszczenia jej. Nawet trochę jedzenia dostał, ale była to tylko kpina, siedział w zamknięciu kilka dni i zapasy zaczynały się kończyć... Słyszał kroki w innych sekcjach zamku, ale zawsze były to elfy z kolejnymi jeńcami. Tego dnia było inaczej. Wpierw cały zamek lekko zadrżał a potem kraty wyskoczyły ze ściany jakby nagle wyszarpnęła je jakaś niewidzialna siła. –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- wydarł się ktoś z dołu. Drakon nie myśląc wiele chwycił swój sprzęt i pobiegł schodami w dół.
Ragon Mertroni:
Wyruszyć karawaną i dostać się gdzieś, gdzie Godir nie sięga.. tam zacząć od nowa... tak, to by było dobre. Ragon nawet wie, gdzie nikt go nie będzie szukał. W Argahnie są kłopoty z demonami – w okolicach „najazdu” jest mało ludzi i nikt tam się nie zastanawia nad imieniem i nazwiskiem wojowników. Posiedzi tam trochę, aż Godir będzie zbyt zajęty zamieszaniem na Argahnie i ucieknie gdziekolwiek.. naprawdę gdziekolwiek. Wtedy organizacja uzna, że zginął lub zaginął i da spokój... prawdopodobnie. No cóż, raz się żyje!
No cóż.. raz się cholera żyje! I ten raz chyba dobiega końca. Już drugi dzień Mężczyzna siedział w ej zasranej celi. Nawet szczurów tu nie było, wiec wystarczyć mu musiały zapasy, których jakimś cudem sięgnął.. tylko dlatego, że wystawały z kupy jego rzeczy leżącej naprzeciw kraty, wmurowanej w ścianę celi. –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- krzyknął głos z dołu, a krata wyskoczyła ze ściany jak korek z butli szampana. Cuda się zdarzają... Mężczyzna zebrał klamoty i udał się jedyną droga do wyjścia – schodami na dół.
Ugurth:
Siedzenie na Korteeos uniemożliwiło Ugurthowi odnalezienie mistrzów kowalstwa, wiec... wiec wybrał się na Argahnę. Tam są siedziby wielu gildii – tam powinien pytać... i faktycznie znalazł się na Argahnie. Tylko nie w sposób, w jaki chciał. Kraty nie ustępowały pomimo usilnych prób wyrwania ich. W sumie nefalem nawet nie wiedział, jak się tutaj znalazł. Dostał na pokładzie statku jakiś środek nasenny czy coś, a teraz... a teraz całym budynkiem wstrząsnęło lekko i kraty wyleciały z muru same! Odzyskanie ekwipunku było już kwestia czasu. Potem Ugurth usłyszał głos dochodzący gdzieś z dołu –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- krzyknął ktoś. Nefalem rozglądnął się o korytarzu. Po drugiej stronie były schody, którymi poszedł już jakiś drakon – do niedawna tez więzień. Bez namyślania się zagarnął swoje rzeczy i poszedł za nim.
Liego:
Spicie się do nieprzytomności nie było mądre. Zamiast swej sypialni rano ujrzał zimne mury niewygodnej celi. Cały jego ekwipunek, w którym położył się z reszta spać leżał przed kratami, których ni jak nie dało się ruszyć. Nie przewidziano możliwości otwarcia ich. W podobnych „celach” obok były trupy jakichś zagłodzonych nieszczęśników. Wszystko stało się jasne... oprócz jednego. Nagle z dołu poszła potężna fala energii przypominającej moc zła, ale mocniejszej. To przypomniało elfowi o innej gałęzi.. o mocy Mroku, która stanowi potężniejszą wersję mocy Zła.. w porę odsunął się od kraty, bo po chwili wyrwała ją ze ściany owa moc. Potem był wrzask jakiegoś nieumarłego –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!-
Czarny mag nie myślał długo i ruszył naprzód, czując powoli pękające w murach więzi. Zagarnął torbę przyboczną i kostur, po czym ruszył.
Silvanus:
Teraz już było pewne, że te dźwięki podczas teleportacji to była... wojna. Wojna, która wdarła się do zamku podstępem. Fale zakłóciły proces teleportacji i Silvanus trafił do jakichś ruin... były to ruiny dawnej fortecy... a obecnie więzienie, jak zdążył się po chwili przekonać, gdy elfy schwytały go i umieściły w celi głodówkowej. Po chwili okazało się jednak, ze nie wszystko stracone. Jakaś moc wyrwała kraty ze ścian, a głos z dołu nakazał ucieczkę z walącego się powoli budynku. Po szybkim chwyceniu swojego ekwipunku elf
Arilyn:
Oślepiający błysk, potem ciemność i.. wszyscy wpadli z dobytą bronią na główna salę zdemolowanego zamku. Było tu cicho.. bardzo cicho. Dało się słyszeć tylko trzaskające płomienie....
-Nikogo tu nie ma poza jedenastoma więźniami!- stwierdził Erytryn. -Mogę ich uwolnić od razu...- powiedział i stuknął się w skroń. Skrzywił się i stuknął jeszcze dwa razy. -Cholera.. brak kontaktu z Darkkeep...- warknął. -Dobra, nieważne i tak mamy jeszcze zadanie... wiec uwalniać ich?- ponowił pytanie.
-Jak to brak kontaktu?- warknęła Arilyn zdziwiona –Dobra idziemy ich uwolnić. Może będą pomocni!-
Erytryn zamachnął się i uderzył dłońmi w ziemię. Dał się słyszeć łoskot wyrywanych krat. –Dobra.. zaraz zaklęcie wyrwie kraty na wszystkich poziomach i tu zejdą...- powiedział i nagle całym budynkiem zatrzęsło. Ze sklepienia pospały się iskry.
Torosar westchnął i krzyknął na cały głos –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!-
Arilyn poczuła, jakby ktoś włożył jej głowę do wnętrza ciężkiego dzwonu i uderzył oń kilkakroć. –Au...- szepnął Erytryn po chwili „przeczyszczając” sobie uszy palcem.
Wszyscy:
Do głównej sali na dole za chwilę weszło jedenastu więźniów. Stała tam już trójka istot. Jakaś kobieta w zbroi z wiatrostali z dwoma rapierami i dziwnymi rękawicami, której postawa wskazywałaby na to, ze jest szermierzem, lub wojowniczką, stawiającą na zwinność, wielki Mroczny Rycerz trzymający w ręce sama rękojeść broni i mistyk w czarnej todze z kościanym kosturem na plecach, zdmuchujący dym z opuszków palców. Całą salę pokrywał jakiś symbol, na którego środku stał mistyk. Za nimi były wywalone drzwi. Całym budynkiem trząsło raz po raz. –Ruszajcie się!- ryknął rycerz i wszyscy jak na rozkaz ruszyli za trójką. Wtedy rozległ się jeszcze głośniejszy łoskot. Dach został zdjęty przez gigantycznego demona, ściskającego w drugiej ręce miecz z ciemności. –A tuście miii...- warknął i uderzył mieczem, zabijając na miejscu dwójkę więźniów. Jakiegoś bezdusznego – konstruktora i anielicę – kapłankę. Mistyk dobył kostura i wydarł się łupiąc w demona potężnym ładunkiem mocy. –Ruchy!- krzyknął, tłukąc wielkoluda piorunem ciągłym. –Zabierz tych durniów stąd Arilyn! Zajmę się tym przypakiem!- dodał i uderzył kolejnym ładunkiem, który odrzucił demona wraz z dachem dalej. Mistyk wzleciał wyżej i uniknął ciosu miecza. Kobieta nazwana Arilyn poprowadziła grupę ocalałych bokiem i do podziemi. Tu kobieta wytworzyła mały ładunek energii, który oświetlił twarze wszystkich. –No wchodźcie w zasięg światła... niech wam się przyjrzę.. jestem Arilyn – Szermierz Darkantropii i elfka. –Kolejno podawajcie imiona- powiedział rycerz. –Ja jestem Torosar... Czarny szkielet i mroczny rycerz.- powiedział z czymś na kształt dumy.
o kolei wchodzicie w światło i opisujecie postać (twarz) i przedstawiacie się.
Tak piszemy co postać robi
-tak - co mówi-
*tak - co myśli*
Tak piszemy coś poza sesją
Będę się starał update’ować raz na dwa dni. Osoba nieaktywna przez tydzień zostanie uśmiercona
Pamiętajcie, ze to nie są „Pradawni Władcy” i nie powinniście przesadzać z ingerencja w świat gry.
Ludzie, którzy chcą karty postaci powinni zaopatrzyć się w Excela i wysłać mi na PW swój adres e-mail.
Ludzie, którzy się nie wyrobili z odpowiedziami na pytania, które wysłałem na PW – zostaniecie dodani w dogodnym momencie po tym jak wyślecie odpowiedzi, a wiec Server revres i Hose15 – ruszajcie się
Powodzenia...
Yang Lou:
Cholera.. było nie zasypać na terenie zaznaczonym tabliczkami jako „Ziemie Krwi”. Teraz siedział w twardej celi z koszmarnym bólem głowy w jakiejś fortecy niewiadomo gdzie. Kraty były wmurowane i najwyraźniej jedynym zadaniem tej cieli było zagłodzić więźnia. Yang widział swój sprzęt leżący zalewie dwa metry od krat, co czyniło go absolutnie nieosiągalnym. Zrezygnował z wszelkich prób dosięgnięcia go, gdy nagle coś zagrzmiało i po ścianach fortecy poszły dczarne fale. Kraty z łoskotem wyleciały na wprost wbijając się w ścianę nad ekwipunkiem Lou. Z dołu dał się słyszeć głos –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!-
Głos dobiegał z klatki schodowej na prawo...
Achamir:
Zapowiadał się kolejny nudny dzień... wiec czemu się nie nawalić od razu na początku? Jeszcze tak elfka, stawiająca jeden kufel za drugim... w sumie anioł widział paru elfów, który krążyli po mieście.. wcześniej ich tu nie widywał, ale co tam.
Teraz siedzi w celi i przeklina swą głupotę. Został ogołocony z ekwipunku, który leży po przeciwnej stronie od drzwi celi. Pomimo wszelkich starań anioł nie był w stanie go sięgnąć. Był to przełomowy moment, w którym zdecydował się wreszcie przestać pić. Za często coś przez to tracił, a jakoże siedział w tej celi już dzień bez strawy ni napity to był skłonny przysiąc, ze już więcej nie tknie alkoholu, jeśli stąd wyjdzie żywy... i w tym momencie kraty wyleciały ze ściany z łoskotem. Rozległ się grzmiący głos, który dobiegał gdzieś z dołu –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- powiedział. Schody były w zasięgu wzroku, wiec pozostało tylko zgarnąć sprzęt i iść... nie widział gdzie do końca idzie, ani gdzie jest, ale szedł...
Velius:
Podróż służbowa na Argahnę... i to jeszcze zorganizowana prze Vemira – tą parszywa gnidę niechętną Veliusowi. Ale cóż – jest wyższy stopniem, wiec trzeba słuchać. Cos jednak było podejrzane. Podejrzane aż do granic możliwości.
Teraz erynianin siedział w kamiennej celi z katami wmurowanymi w ściany i zastanawiał się w którym momencie podczas walki na statku popełnił błąd. Posiedział może pół dnia, gdy budynkiem wstrząsnęło. Mag czuł, jak energia przechodzi przez ściany i napiera na kraty by wyrwać je z posad i odwalić wstecz. Za kratami była wolność... i jego sprzęt! Cóż jednak z wolności, gdy erynianin nie ma pojęcia gdzie jest? –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- krzyknął głos z dołu. Mag Thirel nie zwykł przyjmować poleceń od istoty, której nawet na oczy nie widział, ale nie był to czas, na prezentowanie swej dumy, ruszył wiec w dół po schodach...
Eltharond:
Tak się kończy, gdy podróżuje się „dobrze i tanio”! I nie obchodziło go w ogóle ze cała spółka transportowa „Maffer i spółka” poszła na dno razem ze statkiem! Siedział teraz wściekły w tej cholernej celi, mając swój sprzęt na wyciągniecie ręki.. i jeszcze jakiś centymetr dalej. Parszywi piraci, nawet własnego pobratymcę przymkną. Leśne elfy nosiły co prawda dość dziwne pancerze, ale symbol na nich nie był znany Eltharondowi. W pewnym momencie budynkiem wstrząsnęło, a miejsca, w których kraty stykają się ze ścianą trzasnęły i krata wpadła do środka celi o mało nie rozgniatając stop elfa. –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- ryknął głos z dołu. Był to głos nieumarłego. Elf niepewnie zagarnął i założył ekwipunek, po czym pospiesznie udał się schodami w dół.. i tak nie było innego wyjścia...
Nadir:
Ta podróż to nie był najlepszy pomysł, choć zdawała się być na początku wspaniała. Trzeba było zostać na Taros, a nie... ale cóż zrobić? Nikt nie mógł przewidzieć, że statek trafi na sztorm i rozbije się gdzieś na wybrzeżach Argahny. Akurat tam, gdzie była jakaś ruina przekształcona przez leśne elfy w wiezienie. Opór nie miał sensu. Szkoda, że drakon jako jedyny to zrozumiał. Wszyscy, którzy przeżyli katastrofę i chcieli walczyć zostali zamienieni w poduszki do igieł. Elfy metodą teleportacji wpakowały go do celi bez możliwości opuszczenia jej. Nawet trochę jedzenia dostał, ale była to tylko kpina, siedział w zamknięciu kilka dni i zapasy zaczynały się kończyć... Słyszał kroki w innych sekcjach zamku, ale zawsze były to elfy z kolejnymi jeńcami. Tego dnia było inaczej. Wpierw cały zamek lekko zadrżał a potem kraty wyskoczyły ze ściany jakby nagle wyszarpnęła je jakaś niewidzialna siła. –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- wydarł się ktoś z dołu. Drakon nie myśląc wiele chwycił swój sprzęt i pobiegł schodami w dół.
Ragon Mertroni:
Wyruszyć karawaną i dostać się gdzieś, gdzie Godir nie sięga.. tam zacząć od nowa... tak, to by było dobre. Ragon nawet wie, gdzie nikt go nie będzie szukał. W Argahnie są kłopoty z demonami – w okolicach „najazdu” jest mało ludzi i nikt tam się nie zastanawia nad imieniem i nazwiskiem wojowników. Posiedzi tam trochę, aż Godir będzie zbyt zajęty zamieszaniem na Argahnie i ucieknie gdziekolwiek.. naprawdę gdziekolwiek. Wtedy organizacja uzna, że zginął lub zaginął i da spokój... prawdopodobnie. No cóż, raz się żyje!
No cóż.. raz się cholera żyje! I ten raz chyba dobiega końca. Już drugi dzień Mężczyzna siedział w ej zasranej celi. Nawet szczurów tu nie było, wiec wystarczyć mu musiały zapasy, których jakimś cudem sięgnął.. tylko dlatego, że wystawały z kupy jego rzeczy leżącej naprzeciw kraty, wmurowanej w ścianę celi. –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- krzyknął głos z dołu, a krata wyskoczyła ze ściany jak korek z butli szampana. Cuda się zdarzają... Mężczyzna zebrał klamoty i udał się jedyną droga do wyjścia – schodami na dół.
Ugurth:
Siedzenie na Korteeos uniemożliwiło Ugurthowi odnalezienie mistrzów kowalstwa, wiec... wiec wybrał się na Argahnę. Tam są siedziby wielu gildii – tam powinien pytać... i faktycznie znalazł się na Argahnie. Tylko nie w sposób, w jaki chciał. Kraty nie ustępowały pomimo usilnych prób wyrwania ich. W sumie nefalem nawet nie wiedział, jak się tutaj znalazł. Dostał na pokładzie statku jakiś środek nasenny czy coś, a teraz... a teraz całym budynkiem wstrząsnęło lekko i kraty wyleciały z muru same! Odzyskanie ekwipunku było już kwestia czasu. Potem Ugurth usłyszał głos dochodzący gdzieś z dołu –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!- krzyknął ktoś. Nefalem rozglądnął się o korytarzu. Po drugiej stronie były schody, którymi poszedł już jakiś drakon – do niedawna tez więzień. Bez namyślania się zagarnął swoje rzeczy i poszedł za nim.
Liego:
Spicie się do nieprzytomności nie było mądre. Zamiast swej sypialni rano ujrzał zimne mury niewygodnej celi. Cały jego ekwipunek, w którym położył się z reszta spać leżał przed kratami, których ni jak nie dało się ruszyć. Nie przewidziano możliwości otwarcia ich. W podobnych „celach” obok były trupy jakichś zagłodzonych nieszczęśników. Wszystko stało się jasne... oprócz jednego. Nagle z dołu poszła potężna fala energii przypominającej moc zła, ale mocniejszej. To przypomniało elfowi o innej gałęzi.. o mocy Mroku, która stanowi potężniejszą wersję mocy Zła.. w porę odsunął się od kraty, bo po chwili wyrwała ją ze ściany owa moc. Potem był wrzask jakiegoś nieumarłego –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!-
Czarny mag nie myślał długo i ruszył naprzód, czując powoli pękające w murach więzi. Zagarnął torbę przyboczną i kostur, po czym ruszył.
Silvanus:
Teraz już było pewne, że te dźwięki podczas teleportacji to była... wojna. Wojna, która wdarła się do zamku podstępem. Fale zakłóciły proces teleportacji i Silvanus trafił do jakichś ruin... były to ruiny dawnej fortecy... a obecnie więzienie, jak zdążył się po chwili przekonać, gdy elfy schwytały go i umieściły w celi głodówkowej. Po chwili okazało się jednak, ze nie wszystko stracone. Jakaś moc wyrwała kraty ze ścian, a głos z dołu nakazał ucieczkę z walącego się powoli budynku. Po szybkim chwyceniu swojego ekwipunku elf
Arilyn:
Oślepiający błysk, potem ciemność i.. wszyscy wpadli z dobytą bronią na główna salę zdemolowanego zamku. Było tu cicho.. bardzo cicho. Dało się słyszeć tylko trzaskające płomienie....
-Nikogo tu nie ma poza jedenastoma więźniami!- stwierdził Erytryn. -Mogę ich uwolnić od razu...- powiedział i stuknął się w skroń. Skrzywił się i stuknął jeszcze dwa razy. -Cholera.. brak kontaktu z Darkkeep...- warknął. -Dobra, nieważne i tak mamy jeszcze zadanie... wiec uwalniać ich?- ponowił pytanie.
-Jak to brak kontaktu?- warknęła Arilyn zdziwiona –Dobra idziemy ich uwolnić. Może będą pomocni!-
Erytryn zamachnął się i uderzył dłońmi w ziemię. Dał się słyszeć łoskot wyrywanych krat. –Dobra.. zaraz zaklęcie wyrwie kraty na wszystkich poziomach i tu zejdą...- powiedział i nagle całym budynkiem zatrzęsło. Ze sklepienia pospały się iskry.
Torosar westchnął i krzyknął na cały głos –Wszyscy byli więźniowie na dół! Ta buda zaraz się zawali!-
Arilyn poczuła, jakby ktoś włożył jej głowę do wnętrza ciężkiego dzwonu i uderzył oń kilkakroć. –Au...- szepnął Erytryn po chwili „przeczyszczając” sobie uszy palcem.
Wszyscy:
Do głównej sali na dole za chwilę weszło jedenastu więźniów. Stała tam już trójka istot. Jakaś kobieta w zbroi z wiatrostali z dwoma rapierami i dziwnymi rękawicami, której postawa wskazywałaby na to, ze jest szermierzem, lub wojowniczką, stawiającą na zwinność, wielki Mroczny Rycerz trzymający w ręce sama rękojeść broni i mistyk w czarnej todze z kościanym kosturem na plecach, zdmuchujący dym z opuszków palców. Całą salę pokrywał jakiś symbol, na którego środku stał mistyk. Za nimi były wywalone drzwi. Całym budynkiem trząsło raz po raz. –Ruszajcie się!- ryknął rycerz i wszyscy jak na rozkaz ruszyli za trójką. Wtedy rozległ się jeszcze głośniejszy łoskot. Dach został zdjęty przez gigantycznego demona, ściskającego w drugiej ręce miecz z ciemności. –A tuście miii...- warknął i uderzył mieczem, zabijając na miejscu dwójkę więźniów. Jakiegoś bezdusznego – konstruktora i anielicę – kapłankę. Mistyk dobył kostura i wydarł się łupiąc w demona potężnym ładunkiem mocy. –Ruchy!- krzyknął, tłukąc wielkoluda piorunem ciągłym. –Zabierz tych durniów stąd Arilyn! Zajmę się tym przypakiem!- dodał i uderzył kolejnym ładunkiem, który odrzucił demona wraz z dachem dalej. Mistyk wzleciał wyżej i uniknął ciosu miecza. Kobieta nazwana Arilyn poprowadziła grupę ocalałych bokiem i do podziemi. Tu kobieta wytworzyła mały ładunek energii, który oświetlił twarze wszystkich. –No wchodźcie w zasięg światła... niech wam się przyjrzę.. jestem Arilyn – Szermierz Darkantropii i elfka. –Kolejno podawajcie imiona- powiedział rycerz. –Ja jestem Torosar... Czarny szkielet i mroczny rycerz.- powiedział z czymś na kształt dumy.
o kolei wchodzicie w światło i opisujecie postać (twarz) i przedstawiacie się.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Velius:
Erynianin podszedł do światła. Oczom "towarzyszy" ukazała się gładka (i oczywiście jak na erynianina przystało błękitna) twarz mężczyzny w średnim wieku. Po chwili powiedział z pewną wyniosłością:
Jestem Velius, Mag Thirel i członek sztabu doradców władcy Issillah
Erynianin podszedł do światła. Oczom "towarzyszy" ukazała się gładka (i oczywiście jak na erynianina przystało błękitna) twarz mężczyzny w średnim wieku. Po chwili powiedział z pewną wyniosłością:
Jestem Velius, Mag Thirel i członek sztabu doradców władcy Issillah
I tak nikt tego nie czyta...
-
- Majtek
- Posty: 115
- Rejestracja: sobota, 2 września 2006, 05:17
- Lokalizacja: Z pokoju!
Achamir miał na sobie swoją sukmanę z kapturem lecz zapomniał o tym, że nie wygląda już jak elf. Światło błysło mu prosto w oczy, aż się cofnął spojrzał na elfkę potem na swoje skrzydła i rzekł. Jestem Achamir - Pochylił głowę jednak jego twarz nadal była nie widoczna - Dzięki za ratunek, nigdy więcej alkoholu do ust - Spojrzał na elfkę i się zaśmiał - ciekawe czy jeszcze działają? - Powiedział spoglądając na skrzydła, po czym je rozwinął. - Taak działają - Po rozwinięciu skrzydeł zajmował całkiem sporo przestrzeni, ogólnie był wysoki i szczupły ale wiadomo co alkohol robi z człowiekiem. Dlaczego nas uratowaliście? - Zapytał kościotrupa.Po chwili spojrzał na Nefala - Hop - Powiedział z uśmiechem i znalazł się na ramieniu takowego. A ty przyjacielu jak masz na imie? I jak tu trafiłeś?
....
-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Ekhm... Napisałem posta, a go nie widzę Oo
Jak kliknę na sesje to pisze, że ja ostatni odpisałem, ale nie widzę swojego posta, więc na wszelki wypadek napiszę drugiego, najwyzej ten usunę
Velius:
Gdybym był kapłanem, napewno bym pomógł rannemu, lecz jestem magiem ofensywnym i w takiej sytuacji na wiele się nie zdam... Zaś co do demona chętnie się z nim rozprawię i powrócę w spokoju na Issillah...
Jak kliknę na sesje to pisze, że ja ostatni odpisałem, ale nie widzę swojego posta, więc na wszelki wypadek napiszę drugiego, najwyzej ten usunę
Velius:
Gdybym był kapłanem, napewno bym pomógł rannemu, lecz jestem magiem ofensywnym i w takiej sytuacji na wiele się nie zdam... Zaś co do demona chętnie się z nim rozprawię i powrócę w spokoju na Issillah...
I tak nikt tego nie czyta...
-
- Kok
- Posty: 1115
- Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Hrubieszów
Ragon Mertroni
Witajcie, jestem... Ragon przez chwile zastanawiał się czy podać prawdziwe nazwisko czy użyć któregoś z fikcyjnych. W końcu nieznajomi go uratowali więc należy im się choć trochę zaufania. Ragon Mertroni, zabójca albo raczej skrytobójca-Dodał. Zdjął z głowy kaptur. Oczom zgromadzonych ukazała się lekko blada twarz wyglądająca dość przeciętnie, żadnych blizn czy innych znaków szczególnych. Włosy ma czarne, krótko ścięte. Przyglądał się swoim towarzyszom brązowymi oczami. *Nie jest najgorzej jednak żyje w razie czego Godir może poznać wersję wg. której zginąłem w tym budynku. Ciekawie czego będą od nas chcieli w zamian za ratunek?* -Rozmyślał. Po chwili zaczął przeglądać swój ekwipunek sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu.
Witajcie, jestem... Ragon przez chwile zastanawiał się czy podać prawdziwe nazwisko czy użyć któregoś z fikcyjnych. W końcu nieznajomi go uratowali więc należy im się choć trochę zaufania. Ragon Mertroni, zabójca albo raczej skrytobójca-Dodał. Zdjął z głowy kaptur. Oczom zgromadzonych ukazała się lekko blada twarz wyglądająca dość przeciętnie, żadnych blizn czy innych znaków szczególnych. Włosy ma czarne, krótko ścięte. Przyglądał się swoim towarzyszom brązowymi oczami. *Nie jest najgorzej jednak żyje w razie czego Godir może poznać wersję wg. której zginąłem w tym budynku. Ciekawie czego będą od nas chcieli w zamian za ratunek?* -Rozmyślał. Po chwili zaczął przeglądać swój ekwipunek sprawdzając czy wszystko jest na swoim miejscu.
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Yang Lou
Żółtoskóry człowiek wszedł w krąg światła, który rzucił dziwne cienie na jego wciąż gładką, dość przyjemną twarz. Pierwsze zmarszczki stały się wyraźniej widoczne gdy skrzywił się przytrzaskując sobie skórę na nadgarstku zatrzaskiwanym elementem pancerza. Długie, czarne włosy były zmierzwione i wyglądały jakby nie czesał ich od tygodni.
- Yang Lou, syn Bao, urzędnika czwartej rangi, syna Cao, xiu-rena, syna Zhanga, który wykładał na Akademii Tao. - rzucił w przestrzeń między elfką a żywym trupem, którzy ich uratowali. - Jestem do waszych usług, ja i duchy moich przodków. - złożył ręce i ukłonił się najpierw Arilyn, a potem Torosarowi.
Żółtoskóry człowiek wszedł w krąg światła, który rzucił dziwne cienie na jego wciąż gładką, dość przyjemną twarz. Pierwsze zmarszczki stały się wyraźniej widoczne gdy skrzywił się przytrzaskując sobie skórę na nadgarstku zatrzaskiwanym elementem pancerza. Długie, czarne włosy były zmierzwione i wyglądały jakby nie czesał ich od tygodni.
- Yang Lou, syn Bao, urzędnika czwartej rangi, syna Cao, xiu-rena, syna Zhanga, który wykładał na Akademii Tao. - rzucił w przestrzeń między elfką a żywym trupem, którzy ich uratowali. - Jestem do waszych usług, ja i duchy moich przodków. - złożył ręce i ukłonił się najpierw Arilyn, a potem Torosarowi.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Nadir
Gdy przyszła kolej na drakona, ten spokojnie wszedł do światła. Przechodząc obok elfki, skłonił się i powiedział. Me imię Nadir. Dziękuję za ratunek Jego twarz miała w sobie coś ze smoczych rysów. Jednocześnie oczy były spokojne i łagodne, pełne wiedzy i życiowej mądrości. Niezbyt się to komponowało z jego potężną posturą Wojownika Świata. Nie uśmiechał się, nie zdradzał mimiką żadnych emocji. W jego głowie trwała burza. Jak zawsze, gdy widział pokaz niesamowitej siły nachodziły go te myśli. Co dalej robić? Nie potrafił wciąż zdecydować. Wkońcu skrył się cały w łunie światła i pozwolił reszcie także tam się znaleźć.
Gdy przyszła kolej na drakona, ten spokojnie wszedł do światła. Przechodząc obok elfki, skłonił się i powiedział. Me imię Nadir. Dziękuję za ratunek Jego twarz miała w sobie coś ze smoczych rysów. Jednocześnie oczy były spokojne i łagodne, pełne wiedzy i życiowej mądrości. Niezbyt się to komponowało z jego potężną posturą Wojownika Świata. Nie uśmiechał się, nie zdradzał mimiką żadnych emocji. W jego głowie trwała burza. Jak zawsze, gdy widział pokaz niesamowitej siły nachodziły go te myśli. Co dalej robić? Nie potrafił wciąż zdecydować. Wkońcu skrył się cały w łunie światła i pozwolił reszcie także tam się znaleźć.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
-
- Kok
- Posty: 1007
- Rejestracja: wtorek, 3 stycznia 2006, 17:37
- Numer GG: 8564458
- Lokalizacja: Z TBM
Silvanus
Elf poprawił szatę, która lekko go uwierała po czym wkroczył w krąg światła. Pozostali zobaczyli elfią twarz otoczoną blond włosami spod których widac było żywe niebieskie oczy. Twarz ta mogłaby być gdyby przez jej sierodek nie biegła szeroka blizna. - Jestem Silvanus. Jest... znaczy byłem kimś w rodzaju kapłana Luviony...
Elf poprawił szatę, która lekko go uwierała po czym wkroczył w krąg światła. Pozostali zobaczyli elfią twarz otoczoną blond włosami spod których widac było żywe niebieskie oczy. Twarz ta mogłaby być gdyby przez jej sierodek nie biegła szeroka blizna. - Jestem Silvanus. Jest... znaczy byłem kimś w rodzaju kapłana Luviony...
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Eltharond
Wszedł zdecydowanie lecz dziwnie cicho. W rękach dzierżył dwuostrze. Było dobrze wykonane i leżało w jego dłoniach doskonale. Gdy wszedł w światło oczom pozostałych ukazała się chuda, wysoka sylwetka. Był trochę umięśniony. Włosy jego były dość długie, niektóre tworzyły małe warkoczyki. Były pewnie farbowane, najprawdopodobniej amatorsko, bo widoczne były ślady schodzenia farby. Nie było wiadomo, czy pierwotnie były brązowe, bląd, czy czarne. A może to był naturalny kolor? Nie było wiadomo. Po co miał to robić? To również nie lada zagadka. Jego twarz była zakryta czarnym materiałem. Na czole miał przewiązaną czarną opaskę, opadającą trochę na oczy, tak, by jej cień skutecznie utrudniał rozpoznanie koloru jego oczu. Przez lewe oko przechodziła blizna. U jego pasa wisiała katana. Nie było wiadomo jakiej jest rasy, póki się nie odezwał.
-Pochodzę z Nattry. Imię swe podam gdy będę pewien, że mogę wam zaufać. Zajmuję się ściąganiem z tego świata ludzi, którzy nie muszą dalej żyć-
Po jego głosie, który stawał się coraz wyraźniejszy, od razu wszyscy poznali że to elf. Problem był w tym, by określić jaki elf.
-Żeby rozmyć wątpliwości niektórych co do mojego pochodzenia jestem leśnym elfem.-
Wątpliwości się rozmyły. Pasował nawet na takiego. Typek raczej spod ciemnej gwiazdy. Tajemniczy... A na dodatek te dziwne ruchy. Jakby na coś polował czy skradał się za kimś.
-A tak nawiasem. Jestem również Czarnym Szponem.-
To już pewnie! Napewno był kimś, kto nie szuka dobra w świecie, ale raczej niszczy je i pragnie chaosu.
Wszedł zdecydowanie lecz dziwnie cicho. W rękach dzierżył dwuostrze. Było dobrze wykonane i leżało w jego dłoniach doskonale. Gdy wszedł w światło oczom pozostałych ukazała się chuda, wysoka sylwetka. Był trochę umięśniony. Włosy jego były dość długie, niektóre tworzyły małe warkoczyki. Były pewnie farbowane, najprawdopodobniej amatorsko, bo widoczne były ślady schodzenia farby. Nie było wiadomo, czy pierwotnie były brązowe, bląd, czy czarne. A może to był naturalny kolor? Nie było wiadomo. Po co miał to robić? To również nie lada zagadka. Jego twarz była zakryta czarnym materiałem. Na czole miał przewiązaną czarną opaskę, opadającą trochę na oczy, tak, by jej cień skutecznie utrudniał rozpoznanie koloru jego oczu. Przez lewe oko przechodziła blizna. U jego pasa wisiała katana. Nie było wiadomo jakiej jest rasy, póki się nie odezwał.
-Pochodzę z Nattry. Imię swe podam gdy będę pewien, że mogę wam zaufać. Zajmuję się ściąganiem z tego świata ludzi, którzy nie muszą dalej żyć-
Po jego głosie, który stawał się coraz wyraźniejszy, od razu wszyscy poznali że to elf. Problem był w tym, by określić jaki elf.
-Żeby rozmyć wątpliwości niektórych co do mojego pochodzenia jestem leśnym elfem.-
Wątpliwości się rozmyły. Pasował nawet na takiego. Typek raczej spod ciemnej gwiazdy. Tajemniczy... A na dodatek te dziwne ruchy. Jakby na coś polował czy skradał się za kimś.
-A tak nawiasem. Jestem również Czarnym Szponem.-
To już pewnie! Napewno był kimś, kto nie szuka dobra w świecie, ale raczej niszczy je i pragnie chaosu.
-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
-
- Kok
- Posty: 1228
- Rejestracja: poniedziałek, 28 sierpnia 2006, 21:54
- Numer GG: 8228852
- Lokalizacja: Dziki kraj pod Rosją
Eltharond
-A więc. Tylko przez wzgląd na to że jesteś Czarnym Szponem Torosarze, wyjawię swoje imię. Zwę się Eltharond. Z chęcią dołącze go grupy.-
Jego głowa drgnęła. Powoli skierowała się ku leżącemu.
-Nie wiele mu pomoże o ile coś w ogóle pomoże zanim się wykrwawi. Mogę spróbować zabić demona, choć nie walczyłem jeszcze z czymś takim.-
Strzelił karkiem i palcami.
-Jestem gotów. Możemy ruszać na niemilca.-
-A więc. Tylko przez wzgląd na to że jesteś Czarnym Szponem Torosarze, wyjawię swoje imię. Zwę się Eltharond. Z chęcią dołącze go grupy.-
Jego głowa drgnęła. Powoli skierowała się ku leżącemu.
-Nie wiele mu pomoże o ile coś w ogóle pomoże zanim się wykrwawi. Mogę spróbować zabić demona, choć nie walczyłem jeszcze z czymś takim.-
Strzelił karkiem i palcami.
-Jestem gotów. Możemy ruszać na niemilca.-
-
- Majtek
- Posty: 118
- Rejestracja: czwartek, 3 sierpnia 2006, 12:01
- Lokalizacja: wrocek
wielki Nefalem wszedł z Achamirem na ramieniu w krąg świata nachylił się i powiedział -me imię Ugurth dzięki ci za uwolnienie mam u ciebie wielki dług który spłacę gdy rozkażesz lecz powiedz nam właśnie dlaczego nas uwolniłaś?? z własnego doświadczenia wiem że nic niema za darmo a bezinteresowność to słowo na wymarciu a więc dlaczego?? a i kto to jest ten na górze??- ugurth się wycofał i szepnął do towarzysza na ramieniu - następnym razem wytrzyj buty bo cie zrzucę a trafiłem tu ...hm... sam nie pamiętam jak-
-
- Majtek
- Posty: 136
- Rejestracja: niedziela, 3 grudnia 2006, 17:04
Liego:
Ruszył dość wolnym krokiem w stronę światła. Stojący na około zobaczyli wyłaniającą się z mroku twarz dumnego leśnego elfa o bardzo smukłych rysach. Oczy i większa część twarzy była zasłonięta przez długie rozczochrane, prawie białe włosy. Jego sylwetka zdradzała szlachetne pochodzenie, trzymana w ręku kostur i strój zdradzały zainteresowanie magią. -Zwą mnie Liego... Jestem co zresztą widać czarnym magiem- Powiedział nad wyraz spokojnym głosem jak na zaistniałą sytuację. Odwrócił się powoli a jego zwiewna granatowa szata sięgająca prawie samej ziemi zaszeleściła lekko. Przystanął i zwrócił się do elfki ze słowami -A i jestem wdzięczny za uwolnienie... ale jak się domyślam nie jest to przypadkowe i bezinteresowne?-
Ruszył dość wolnym krokiem w stronę światła. Stojący na około zobaczyli wyłaniającą się z mroku twarz dumnego leśnego elfa o bardzo smukłych rysach. Oczy i większa część twarzy była zasłonięta przez długie rozczochrane, prawie białe włosy. Jego sylwetka zdradzała szlachetne pochodzenie, trzymana w ręku kostur i strój zdradzały zainteresowanie magią. -Zwą mnie Liego... Jestem co zresztą widać czarnym magiem- Powiedział nad wyraz spokojnym głosem jak na zaistniałą sytuację. Odwrócił się powoli a jego zwiewna granatowa szata sięgająca prawie samej ziemi zaszeleściła lekko. Przystanął i zwrócił się do elfki ze słowami -A i jestem wdzięczny za uwolnienie... ale jak się domyślam nie jest to przypadkowe i bezinteresowne?-
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Arilyn Faerith
Gdy elfka wytworzyła niewielki ładunek energii, przedstawiła się i oświetliła przed sobą niewielką przestrzeń oczom zebranych ukazała się twarz osoby bardzo młodej. Miała może z 18 lat, ale i w to można było wątpić... W szarych oczach płonęły ogniki świadcząc o jej dość wesołym usposobieniu. Włosy miała kasztanowe z lekkim miedzianym poblaskiem, niezbyt długie, związane jednak w krótką kitkę. Grzywka opadała jej na czoło. Gdy wysłuchała już wszystkich obejrzała się z niepokojem w stronę gdzie teoretycznie Erytryn walczył z demonem. - Przejdę od razu do rzeczy. Sytuację na Argahnie jak widać mamy niewesołą. Jeden demon chce podporządkować sobie ten kontynent a potem prawdopodobnie sięgnie po władzę na pozostałych... Od was zależy co zamierzacie teraz zrobić, ale ja nie mam zamiaru tego tak zostawić. Uwolniliśmy was w nadziei, że przyłączycie się do walki z tym piekielnym ćwierćinteligentem... Od razu zaznaczam, że ponieważ wystapiły pewne trudności zapewne jedyne moje środki to moje umiejętności... Czekam na deklaracje... - powiedziała dziewczyna choć widać było, że jej uwaga jest nieco rozproszona. Martwiła się o Erytryna... Poza tym drażnił ją brak kontaktu z "bazą". A już tym bardziej brak kontaktu z Silbern. Połączenie urwało się nagle. Elfka bała się, że zdarzyło się tam coś niedobrego...
Gdy elfka wytworzyła niewielki ładunek energii, przedstawiła się i oświetliła przed sobą niewielką przestrzeń oczom zebranych ukazała się twarz osoby bardzo młodej. Miała może z 18 lat, ale i w to można było wątpić... W szarych oczach płonęły ogniki świadcząc o jej dość wesołym usposobieniu. Włosy miała kasztanowe z lekkim miedzianym poblaskiem, niezbyt długie, związane jednak w krótką kitkę. Grzywka opadała jej na czoło. Gdy wysłuchała już wszystkich obejrzała się z niepokojem w stronę gdzie teoretycznie Erytryn walczył z demonem. - Przejdę od razu do rzeczy. Sytuację na Argahnie jak widać mamy niewesołą. Jeden demon chce podporządkować sobie ten kontynent a potem prawdopodobnie sięgnie po władzę na pozostałych... Od was zależy co zamierzacie teraz zrobić, ale ja nie mam zamiaru tego tak zostawić. Uwolniliśmy was w nadziei, że przyłączycie się do walki z tym piekielnym ćwierćinteligentem... Od razu zaznaczam, że ponieważ wystapiły pewne trudności zapewne jedyne moje środki to moje umiejętności... Czekam na deklaracje... - powiedziała dziewczyna choć widać było, że jej uwaga jest nieco rozproszona. Martwiła się o Erytryna... Poza tym drażnił ją brak kontaktu z "bazą". A już tym bardziej brak kontaktu z Silbern. Połączenie urwało się nagle. Elfka bała się, że zdarzyło się tam coś niedobrego...
-
- Majtek
- Posty: 118
- Rejestracja: czwartek, 3 sierpnia 2006, 12:01
- Lokalizacja: wrocek
Ugurth
Ugurth rozmyślał przez pewien czas * hm... co z moimi marzeniami co z moją sławą.. hm... ale mam dług wobec niej a moim przeznaczeniem jest może zdobyć sławę w boju... hm... nie wiem nie wiem ... hm... dobra raz się żyje idę* po podjęciu decyzji wystąpił jako pierwszy i przemówił - zrobię co rozkażesz jestem gotowy do walki wraz z tobą przeciwko mojemu krewniakowi - Nefalem wyprostował się a z ciemności było widać tylko jego złote oczy ściągnął z pleców swój dwuręczny młot i zaczął go podrzucać, dopiero teraz sobie przypomniał że dalej na jego ramieniu siedzi aniołek - no chłopie a ty masz wystarczająco wiele odwagi aby stawic czoła demonowi ??-
Ugurth rozmyślał przez pewien czas * hm... co z moimi marzeniami co z moją sławą.. hm... ale mam dług wobec niej a moim przeznaczeniem jest może zdobyć sławę w boju... hm... nie wiem nie wiem ... hm... dobra raz się żyje idę* po podjęciu decyzji wystąpił jako pierwszy i przemówił - zrobię co rozkażesz jestem gotowy do walki wraz z tobą przeciwko mojemu krewniakowi - Nefalem wyprostował się a z ciemności było widać tylko jego złote oczy ściągnął z pleców swój dwuręczny młot i zaczął go podrzucać, dopiero teraz sobie przypomniał że dalej na jego ramieniu siedzi aniołek - no chłopie a ty masz wystarczająco wiele odwagi aby stawic czoła demonowi ??-
-
- Kok
- Posty: 1115
- Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Hrubieszów
Ragon Mertroni
*Nie nic za darmo, ale hmm... chyba dobre i to, a poza tym lepiej nie zostawiać samych osób które znają moje nazwisko*-Pomyślał zabójca. Zgadzam się pomóc, ale jeszcze pytanie formalne dostanę za to jakieś wynagrodzenie?-Powiedział po chwili spokojnym głosem. Dłoń oparł na rękojeści rapiera. Spojrzał po twarzach innych osób. *Ciekawa grupka się zebrała.*. Ragon zamyślił się na chwilę. Następnie spojrzał w kierunku budynku w którym trwała walka.
*Nie nic za darmo, ale hmm... chyba dobre i to, a poza tym lepiej nie zostawiać samych osób które znają moje nazwisko*-Pomyślał zabójca. Zgadzam się pomóc, ale jeszcze pytanie formalne dostanę za to jakieś wynagrodzenie?-Powiedział po chwili spokojnym głosem. Dłoń oparł na rękojeści rapiera. Spojrzał po twarzach innych osób. *Ciekawa grupka się zebrała.*. Ragon zamyślił się na chwilę. Następnie spojrzał w kierunku budynku w którym trwała walka.