[Wampir: Maskarada] Modern Night II

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Trzęsącymi się rękami doskoczył do leżącego na ziemi człowieka i z całej siły palnął go w szczękę. Natychmiast odskoczył, i odwrócił się do swojego Volvo, wyszarpując spod przedniego siedzenia pogiętą tubę na mapy. Wyciągnął miecz, i stanął nad człowiekiem, z ostrzem nad ramieniem, które przyciskał do boku. Ostrożnie wsunął miecz między ramię a ciało, w każdej chwili gotów odskoczyć. Kątem oka patrzył na Erwana, kto wie, co mu teraz biega po głowie? On na pewno został opętany, zaraz obudzi się w nim Bestia, ten człowiek to pewnie też nie człowiek, oni chcą sprowadzić na mnie Ostateczną Śmierć!
Odsunął powoli rękę od korpusu...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

"Co do ...." - przemknęło jak burza przez myśli zaskoczonego Ravnosa. Głos zamarł mu w gardle, wampir nie był w stanie wykrztusić słowa. Wpatrywał się niemo w Aleksandra, próbując wmówić sobie, że to tylko zły sen.

Czuł jak każdy mięsień, każde ścięgno jego martwego ciała napina się. Wlazł prosto do jaskini lwa... i miał zamiar wyjść stąd na własnych nogach.

- Czekałeś na nas, Aleksandrze? - wymówił wreszcie. - A więc jesteśmy, a ty zapewne wiesz w jakim celu przychodzimy. Zatem co dalej z tym fantem?
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Kainita potężnie ryknął z bólu. Upadł na kolana przy okazji boleśnie je tłucząc i dorabiając sobie siniaków.
-Co do cholery... - zdążył powiedzieć, a raczej wyrzęzić. Nie zważając na to, czy ktoś postronny się patrzy instynktownie zaczął bronić się używając Taumaturgii. Nad jego dłonią zawisła kula ognia, w każdej chwili gotowa do użycia.
Obrazek
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Jack DeCroy

Gangrelita mimo że sytuacja była poważna był w pewień sposób dumny z siebie. Od samego przejścia przez próg tej meliny wyczuł że to miejsce śmierdzi odorem Sabatu... oraz Malkavian. "Przydała się znajomość z Kociakiem..."

Jack założył ręce stojąc przed Ravnosem. Gangrele mieli to do siebie że nie libili okazywać swoich uczuć, w tym także strachu. Nie wiadomo czy były to tylko pozory ale wampir stał jak najbardziej pewny, kto wie może miał plan na wypadek gdyby wszystko się rozjeb...

Jack spojrzał się na Dietera, sytuacja była jak najbardziej niedogodna. Dwóch wysłanków Camarilli w miejscu pełnym Sabatu. No cuż skoro już się zagrało, trzeba grać dalej...
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Leżący na ziemi mężczyzna, widząc cuda jakie mu pokazywał umysł, zakasłał ciężko. Cały się teraz trząsł… to nie tak miało się skończyć. Sean nie żył, jego chłopięca, zawsze uśmiechnięta twarz pokryta teraz była kawałkami szkła, które zdarły każdy skrawek radości. A Jimmy? Cholera, przecież on nie mógł zginąć! Nie Jimmy, on był twardy! Proszę…
Klęczący nad Murzynem wampir, rozglądał się w panice. Nie silił się by uspokoić Kociaka… może bestia naprawdę go opętała? Może to co się działo, nie działo się naprawdę… Zaczął zgrzytać zębami, wściekły z powodu swej słabości. Pięść płonęła mu mistycznym, niebieskim niczym głębiny oceanu płomieniem.
Nie… miał misję do wykonania. *Mieli* misję do wykonania. Śmiejąc się do siebie, Jones machnął ręką do Kociaka… czuł w sobie moc, której dawno nie dopuszczał do rozumu. Ręka jego spoczęła na twarzy człowieka, gestem zamykając mu oczy. Potworna, szara łapa ścisnęła Murzyna, tłumiąc jego wrzaski…

Rankiem Henry odbierze Volvo z Policyjnego parkingu, mówiąc o tym jak jego samochód został skradziony. Niestety, złodziej spowodował wypadek, po czym uciekł z miejsca zbrodni. I nikt nigdy nie wróci do tej sprawy. Nikt nigdy nie wspomni o spalonych zwłokach, nawet ich rodziny.
Dwie samotne postacie szły ulicą. Słabe światła latarni oświetlały ich sylwetki, schowane za płaszczami, jedną lekko przygarbioną, jakby w zamyśleniu… drugą kołyszącą się na lewo i prawo jak pijany, śpiewającą (a raczej wykrzykującą) deszczową piosenkę. Po kilku minutach, obydwie postacie wyszły na główną ulicę. Stopniowo, tłum ludzi zwiększał się, zaczynając od kilku młodziaków, przeistaczając się w grupę szaraków, kończąc na bezimiennych masach. Hałas silników, gwar tłumów i zwyczajne dla tej pory, odgłosy otoczenia mówiły im gdzie się znaleźli. Małe płatki śniegu prószyły z nieba, osiadając łagodnie na twarzach przechodniów. Kociak czuł jak jego obuwie zaczyna przemiękać, dając mu odczuć lekki (choć całkowicie zignorowany) dreszcz zimna. Zakład jubilerski był już całkiem niedaleko… i dobrze, bo Erwan zaczynał odczuwać nienaturalne mrowienie w nogach, świadczące o jego słabej kondycji.
- Jesteśmy!
Przed nimi, niczym skarbiec Księcia, wyrósł średniej wielkości budynek. Jego ściany były pokryte złotą farbą, z poustawianymi przy wejściu sztucznymi choinkami, na których wisiały niebieskie i czerwone bombki. Wystawa sklepu była zasłonięta, zaś na drzwiach widniała tabliczka… ‘’ZAMKNIĘTE’’. Poniżej widniały godziny otwarcia- ‘’W dni robocze, od 9.00 do 22.00, w soboty od 9.00 do 20.00’’.
Teraz Erwan się wkurzył. Nie okazując wielkiego przejęcia, parsknął jedynie, rzucając wokół rozgniewane spojrzenia. Jedna rzecz go jednak zaintrygowała… wzdłuż prawej ściany sklepu, tuż obok drugiego budynku (sądząc po kolorystyce *i* dużym, fioletowym szyldzie, był to sklep z odzieżą), ciągnęła się uliczka, zapewne prowadząca na zaplecze.

Tymczasem w klubie ‘’Piekło’’…
Raztargujev wyszczerzył kły. Gdy tylko to zrobił, pozostali ludzie wlepili w niego świńskie oczka, zamarli w śmiertelnym strachu. Długie ramię wampira powędrowało do Murzyna obok, obejmując go jak starego przyjaciela. Ten bynajmniej nie wyglądał na zadowolonego… wręcz mogliście wyobrazić sobie, jak bardzo by chciał stąd odejść. Malkavianin przechylił lekko głowę, wciąż uśmiechnięty… wciąż wpatrując się w ‘’zwierzaczki’’.
- Dieter, Dieter… Dieter. Czekałem na was? Sugerujesz że to nie jest przypadek? Jedynie szczęśliwy traf? Wygrana na loterii? Cząstka chaosu, która mi was tu zesłała, moje anioły śmierci…?
Tak szybko jak się pojawił, paskudny uśmiech zniknął z twarzy Rosjanina.
- TO JEST MÓJ KLUB WY SZPRZEDAJNE ŚMIECIE!
Wstał gwałtownie, odpychając człowieka, tak że ten niemal upadł na podłogę. Reszta całkiem zesztywniała, nawet trzy rozkrzyczane dziwki, teraz siedziały potulne, obawiając się o własne życia.
- MYŚLELIŚCIE ŻE NIE WIDZIAŁEM JAK WBIJACIE MI NÓŻ W PLECY!?
Jack i Dieter stali jak reszta, zastraszeni i zbyt spanikowani by cokolwiek powiedzieć. Nagle ten niski mężczyzna, ubrany w groteskowy staroświecki garnitur, z kłębami kręconych włosów, wypełzających spod równie staroświeckiego kapelusza, wydał się wcieleniem samego Szatana. Jego twarz przypominała piranię… rzucającą się do twego ciała, nie tracąc ni sekundy by odgryźć kawały twego mięsa.
- JA JEDNAK… jestem rozsądną istotą. Dlatego dam wam jedną OSTATNIĄ szansę.
Mówiąc to, jego twarz wykrzywiła się w paskudnym grymasie. Coś było nie tak…
- Jednak musicie zrozumieć Kainici…
Silny, przypominający uderzenie młota ból wdarł się do żeber Stiera. Masywne, owłosione łapy chwyciły go od tyłu… nie mógł nic zrobić, ten kruszący kości cios pozbawił go całkiem uwagi.
- Nikt… powtarzam, NIKT…
Jack próbował się wyrwać. Wtedy poczuł jak coś mocnego wali go w kark, posyłając na kolana. Zderzenie z podłogą było bolesne, lecz to był dopiero początek męczarni. Potężna łapa chwyciła go za szyję, odwracając mocno głowę w bok. Gangrel poczuł chłód lufy na swojej skroni… po chwili ostry niczym sztylet głos oprawcy, wspomagany silniejszym uciskiem na szyję, rozległ się w jego uchu…
- … nie odwraca się plecami do… Sabbatu.
Widział jak ‘’Gwardziści’’ ciągną Dietera po podłodze… widział jak tłum rozstępuje się przed nimi, rzucając ciekawskie spojrzenia. Czuł miedziany smak krwi w ustach, nie był pewny czy swojej… w duchu miał nadzieję że należała do jednego z ludzi.

- CO WY ROBICIE!? PUŚCIE MNIE!
Wampir szarpał się, wrzeszcząc jak opętany. Zaraz przestał na moment, uciszony twardym ciosem w twarz. Powodujący ciarki, ochrypły głos DJ’a rozległ się na sali, roznoszony echem przez system głośników.
- GRZESZNICY! TA ISTOTA, TEN PLUGAWY STWÓR, ZBESZCZEŚCIŁ NASZE POTĘPIONE MIEJSCE! CZY CHCECIE BY ZOSTAŁ UKARANY!?
Bezmózgi tłum zawył w zachwycie. Co to do cholery jest… o co im chodzi? Nagle wszystko stało się jasne.
Duża, czarna klatka stała w miejscu do którego go ciągnęli. Wokół zebrali się imprezowicze, równym głosem wrzeszcząc rytmicznie… ‘’Śmierć! Śmierć! Śmierć!’’
Z brutalną siłą, mimo protestów rozszalałego Dietera, dwójka ochroniarzy wepchnęła go do środka. Klatka poleciała na górę ciągnięta łańcuchem, tak szybko iż Ravnosa przeszły mdłości… lecz to się dopiero zaczynało.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Gwizdał do siebie, teraz już zachowując się nieco ciszej. Tuba na mapy obijała się o plecy. Erwan wlókł się obok...
Płacząca dziewica, kim była i dlaczego?
Zaułek. Tak, są rzeczy na niebie, i w "Niebie", i na ziemi, i pewnie w "Piekle" też, które się filzofom nie śniły...
Ale nie ma takich które nie śniły się Malkom.
Kociak miał poczucie wspólnoty z innymi Świrami, rzadkie w jego klanie. Może to ten uporządkowany, matematyczny umysł sprawił, że mimo szaleństwa, które z większości Malkavian wyrywało poczucie wspólnoty i wyrzucało je na śmietnik, Kociak czuł się powiązany z innymi ze swojego klanu. Niezależnie od tego czy należeli do Sabbatu, Camarilli czy też byli zupełnie niezależni.
Ruszył w stronę zaułka, dla zabawy wyszukując wściekłość w umyśle Erwana i starając się ją stłumić. Gdyby stało się coś nieprzewidzianego, lepiej żeby pomagał, a nie przeszkadzał, miotając ogień na lewo i prawo.
Kociak w ogóle miał awersję do ognia.
Wolał wodę.
Deszcz.
Łzy.
Płacz.
Płacząca Dziewica...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

"Idiota! Dureń! Kretyn!" - Ravnos nie szczędził słów krytyki pod swoim adresem. - "Jak mogłem się wpieprzyć w coś takiego? Jak, do cholery?!"

I wtedy nastała ciemność.

Kainita próbował się wyrwać, kiedy go wleczono do klatki. Szamotał się z całych sił, starał się zaprzeć...nadaremnie.

KLATKA

Obrazy zapadłe głęboko w pamięci uderzył z całą siłą w umysł Dietera.

KLATKA

Dziki wrzask tłumu zagłuszał ryk rozpaczy wydzierający się z jego obolałej piersi.

KLATKA

Całe ciało targane konwulsjami, spowodowanymi bólem fizycznym i psychicznym cierpieniem.

KLATKA

Szczęk łańcuchów, dotyk metalu, zimne pręty wżynające się w kurczowo zaciśnięte dłonie.

KLATKA

Jego umysł eksplodował. Wspomnienia, bolesne i niezatarte, wbiły się pazurami w świadomość i wyszarpywały kawał po kawałku.

KLATKA

Ból, strach, wściekłość, panika... wszystko naraz szamotało się w zdruzgotanym umyśle Ravnosa. Z oczu popłynęły krwawe łzy, a na usta wystąpiła gęsta czerwona piana.

KLATKA

Setki szyderczo roześmianych gardeł, nienawistne spojrzenia widzów, oślepiające światła, bezzębny grymas na twarzy rywala... Przeszłość przenikała teraźniejszość, teraźniejszość rozpływała się w przeszłości...

KLATKA

Dieter nie krzyczał. On wył. Dziko. Nieludzko. Jak zwierzę. Jak potwór. Jak monstrum, którym był niegdyś. Jak Bestia, która po niego przyszła...

KLATKA

"Chodź. Pożryj moje serce. Wejdź we mnie. Pokieruj mną. BĄDŹ mną!"

KLATKA

"Chodź... Pożryj... Wejdź... Pokieruj... BĄDŹ!"

KLATKA

"KRWI!" - Bestia zawyła w myślach Ravnosa, wykrzyczała jego spękanymi ustami, bryzgając krwią i spienioną śliną.





Cokolwiek miało go teraz czekać, Dieter był gotowy.

Musiał zabić.

Chciał zabić.




By przeżyć...
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Przytłaczająca czerwona mgła. Przesłania ci oczy, nie jesteś w stanie widzieć nic poza nią. Czujesz czerwony zapach krwi tych wszystkich ludzi, czerwony smak ich esencji. Skronie ci pulsują… czerwony, bestialski potwór wyrywa się na powierzchnię.
Nie ma już nic. Zniknęła nawet czerwień… zaraz… co to?

Jack klęczał, obserwując tą okrutną scenę. Chciał wstać i wypruć z nich wszystkich flaki, pijąc vitae z rozbitych czaszek, napawając się ich agonią. Jego bezsilność, oraz tortura jaką doznawał Dieter doprowadzały go do furii. Syczący, zimny głos ponownie odezwał się w jego uchu…
- *Zdobędziecie* dla mnie tę dzielnicę. Nim minie dziesięć nocy, granica będzie moja, rozumiesz!?
Uścisk w gardle stał się nie do wytrzymania. Gangrel zaczął pomrukiwać w rozpaczy.
- …nie chcesz chyba mieć na rękach krwi Anny. Och tak, znam imiona… wszystkich!
Duża klatka kołysała się w wszystkich kierunkach, zaś ze środka dobiegały wrzaski i wycie.
- A teraz niczym grzeczny pie---
Trzask. Spluwa wycelowana w Jacka upada na podłogę. Raztargujev odwraca głowę, wydając z siebie nienawistny syk. Niedoszła ofiara nie zdążyła się w tym wszystkim połapać… ochroniarz leżał tuż obok, z wykręconym w bok łbem.
Potężne, zwierzęce szpony zacisnęły się na twarzy wampira, odrzucając go w tył.
- Uciekaj!
Ten głos. *Ten* głos!
Wysoka sylwetka Kapaneusa wyrosła z pomiędzy tłumu. Szybkim ruchem kopnął w strzelbę, podrzucając i dobywając ją w dłoń. Rozległy się strzały. DeCroy poczuł pieczenie w boku, gdy próbował się podnosić. To Malkavianin wrócił, wściekły i gotowy zabić. W źródle cierpienia, czuł jak kości się łamią wydając przy tym mdły odgłos.
Kolejny strzał. Klatka zleciała w dół, rozbijając się z wielkim hałasem. Ludzie zaczęli wrzeszczec, uciekając w każdym kierunku, tratując się nawzajem. Znad zmiażdżonych zwłok byłego DJ’a powstał Dieter... krew kapała z jego ust. Pożółkłe kły wysunęły się na widok, zaś oczy zaszły czerwienią.
Kolejny cios. Jack nie wytrzymał, czuł jedynie jak upada… Kapaneus stał nad nim, krzycząc coś do nieprzyjaciół.
Kapaneus… on… nie.
Zapadł w ciemność.

Erwan odwrócił się, akurat w porę by złapać wzrok Kociaka.
- Co ty mi robisz do cholery?
Nagle, ku zdziwieniu czarnoksiężnika złość odeszła. Został tylko rozum… zimna kalkulacja plusów i minusów. Wampir chciał zaprotestować, lecz po sekundzie doszedł do wniosku, że właściwie nie ma o co.
Zamiast tego, podążył za Kociakiem do zaułku, oglądając się przy tym dookoła. Tłum ludzi, lecz nikt nie zwracał uwagę na dwóch mężczyzn, w pozdzieranych ubraniach, węszących przy zakładzie jubilerskim.
Szli przed siebie, mijając kilka worków ze śmieciami. Coś poturlało się po ziemi… puszka. Lecz nagle! Coś wdrapało się na rynnę. Ach… to tylko kot. Obydwaj Kainici stanęli, doszli bowiem do ogrodzenia z drutu. Erwan wyciągnął przed siebie dłoń, badając tą przeszkodę. Wyglądało na to, iż była to jedyna droga na zaplecze. Tak, w ogrodzeniu znajdowały się drzwi… lecz bez odpowiednich narzędzi, nie było szansy że przejdą na drugą stronę. Wampir spojrzał w górę, oceniając swoje szanse na wspinaczkę. Nie, nic z tego… za wysoko. Poza tym nigdy się dobrze nie wspinał.
- Wrócimy tu jutro… teraz za dużo nie zdziałamy.

To jeszcze nie twój czas… obudź się. Obudź się.
Gdzie… gdzie ja jestem?
To nieważne. Obudź się!
Kim jesteś?
Nie zrozumiałbyś. Obudź się.
Ale c…


- Obudź się…
Rażące światło przywitało Jacka. Odruchowo zasłonił się ręką. Czyżby dzień go znalazł? Gdzie się znajdował? Te i inne pytania kłębiły się w jego głowie, z czasem rozwiewane przez rzeczywistość… obraz zaczął malować się przed jego oczyma.
- Jak się czujesz?
Zatroskana, starcza twarz Jugsona pojawiła się nad nim. Znajdował się w dobrze mu znanym, drugim piętrze ‘’Nieba’’. Leżał na jednym ze stołów do bilarda, czując jak wnętrzności wychodzą mu na powierzchnię.
- Jak… jak gówno.
Twarz mężczyzna rozpromieniła się lekko. Rzucił wzrokiem na zegar… było już dwadzieścia po czwartej. Gdy Jack podniósł się lekko, opierając na rękach, spostrzegł jeszcze kilka postaci w pomieszczeniu. Z równym zatroskaniem co Henry, wpatrywali się w niego Erwan oraz Kociak. Gdzieś w kącie, z twarzą w dłoniach, siedział Dieter…
Wtedy Gangrel przypomniał sobie o ranach… i o walce.
- Kapaneus! Ach, cholera…
Coś go szarpnęło w plecach. Przez głowę przeleciała szybka myśl- strach o Maskaradę.
- Ta… ten koleś przywiózł cię tutaj, Dieta też. Strasznie się śpieszył, nie wiem czemu.
W klubie o tej godzinie oprócz nich, nie było już nikogo. Oznaczało to że mogli rozmawiać o wszystkim, co tylko im przyniosły języki.
Jack spróbował się ruszyć. Ku jego zdziwieniu, nie poczuł żadnego bólu w którejkolwiek z ran, nawet najmniejszego pieczenia. Zupełnie jakby ich tam nigdy nie było… jedynie wyszarpnięte kawałki ubrania, zwisające bezwładnie niczym po ataku dzikiego zwierza, przypominały mu o dawnym cierpieniu.
- O właśnie. Kazał ci to dać, ten koleś.
Henry pogrzebał chwilę w kieszeni, wyjmując po chwili jakąś zawiniętą karteczkę. Wampir nie czekał ani chwili, na miejscu ją rozwijając i czytając zawartość…
‘’Szybkiego powrotu do zdrowia- Michael’’
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Post autor: BlindKitty »

Kociak

Teraz był już pewien. Ktoś chce ich wykończyć. To wszystko jest bardzo, ale to bardzo podejrzane...
- Henry, jeśli możesz, pamiętaj żeby zdobyć jakieś nożyce do cięcia drutu, dobrze? I pewnie jakieś ubranie też by mi się przydało, a na razie innego nie mam - gdyby dało się coś od ciebie pożyczyć, byłbym dozgonnie wdzięczny. - zaśmiał się wesoło z własnego dowcipu, mimo że w głębi... duszy? zastanawiał się czy może ufać Henry'emu. Postanowił jednak zaryzykować. - I postaraj się jutro nie zapomnieć o moich zakupach. - dodał, po czym ruszył do legowiska - Ta noc była nawet dla mnie dostatecznie pełna wrażeń, idę więc spać. - stwierdził, a w rzeczywistości polazłszy do legowiska zaczął ślęczeć nad równaniami Naviera-Strokesa. Musi przecież istenieć możliwość rowiązania tego cholerstwa...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Jack DeCroy

Gangrel spoglądał z niedowieżaniem na swe ciało, wciaz tak bardzo pamiętające ból który doświadczyło. Teraz nie mógł pojąc że znajduje się w stanie niemal doskonałym, bez żadnego zadrapania. Wszystko co wydarzyło się w "Piekle" wydawało się teraz jedynie ułudnym wspomnieniem. Czytając list, kilkakrotnie powtarzał imię tam zapisane, jakby kiedyś już je słyszał... pytanie pozostawało jednak "Kiedy??"

Wzrokiem przejechał po sylwetkach zgromadzonych, natrafiwszy na pytający wzrok Erwan rzekł:
-Jak nazywał się ten psychol którego spotkaliśmy w nocy gdy przygarneliśmy Kociaka??- spytał pokazując mu kartkę, nie wiedizał czy z tej odległości wampir dostrzeże podpis, jednak był to tylko gest.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Tremere, który wciąż od czasu do czasu zastanawiał się nad wydarzeniami z tamtej nocy odpowiedział bez wahania:
-Michael. Michael Clone. - Nie zdążył się powstrzymać, a nazwisko wyrwało się z niego automatycznie, choć nie wiedział czy tajemniczy przybysz mu je podał.
Mag zerwał się i szybko włączył laptopa, a następnie AOL.
"Kochane Google." - pomyślał.
Michael Clone - wpisał w okienku wyszukiwarki.
Obrazek
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Jack DeCroy

-Myślisz że w google znajdziesz informacje o ześwirowanym wampirze który może mieć setkie lat?- prychnął gangrel przyglądając się poczynanią Tremera.

Spojrzał się na swoje ubranie, przydało się by je zmienić, jednak wpierw decyzje.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

-O wampirze nie. Ale o człowieku którym był przedtem pewnie tak. - rzucił do tyłu Erwan. W międzyczasie zaczął też otwierać okienka innych baz danych, w których mógł znaleźć informacje o Michaelu.
Obrazek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Erwan szukał ‘’Michael Clone’’ w każdej wyszukiwarce jaką znał, zaglądał nawet do spisów ludności- zarówno państwowych jak i parafialnych.
Michael Andrews Clone… Clone Michael… Attack of the Clones… nie, to raczej nie to.
A co jeśli ten psychol podał fałszywe imię? Nie wydawał się zbytnio pewny, jeśli chodzi o jego własną tożsamość.
Nagle jeden wpis przykuł uwagę Jonesa. Henry podszedł bliżej, ciekawy odkrycia.

Poszukiwany! Michael Clon...

Reszta strony była uszkodzona, jakby ktoś ją pośpiesznie usuwał z sieci, lecz nie wykasował każdej linijki.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Post autor: Deadmoon »

Dieter Stier

Chaos. Burza myśli. Chmara wspomnień. Ból.

Dieter dopiero zaczynał dochodzić do siebie. Z twarzą w dłoniach, opędzał się od prześladujących go krwawych obrazów.

Z ledwością docierały do niego bodźce z zewnątrz. Wiedział, że znów jest w schronieniu, wśród swoich towarzyszy.

Fizycznie był z nimi.




Lecz myślami podrzynał gardło Aleksandrowi...
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Post autor: Seth »

Wampir westchnął cicho –co ze względu na swoją ‘’człowieczą’’ naturę, wydało się Kainicie lekko niepokojące- po czym wyłączył komputer. Złożył go od niechcenia, po czym posłał ironicznie spojrzenie Jackowi. Bez słowa oddalił się ku swemu schronieniu.
Jack stał tam, wpatrując się w podłogę. Plama po wylanym piwie rzucała się w oczy. W pomieszczeniu zaległa cisza… co osiągnęli tej nocy? Nie było tak łatwo jak się spodziewali… o mało nie dali się zabić w tamtym klubie. A sądząc po minach Kociaka i Erwana, ich także noc nie błogosławiła.
Przynajmniej wiem na czym stoję.
Ta myśl rozweseliła go. Jednak zaraz spostrzegł Dietera… niemalże czując jego wstyd, nienawiść… ból po upokorzeniu.
To była ciężka noc. Tak, mimo że zostały po niej jedynie ślady na umyśle (i ubraniu), Jack czuł się wyczerpany. Lekko mgiełka przyćmiła mu umysł, przypominając o nadchodzącym świcie. Zostawiając Stiera jego własnym przemyśleniom, kiwnął z szacunkiem głową Henry’emu, po czym udał się na poddasze…

Sen nie był spokojny. Zwykle była to jedynie przerwa na reklamy, na którą nie zwracało się uwagi. Tym razem, film został przerwany na niepokojąco długi moment. Przekleństwo ich śmierci popchnęło ich do otchłani, gdy tylko pierwsze promienie słońca pojawiły się na niebie, dając ukojenie tym złym myślom.
Kociak obudził się jako pierwszy. Gdy każdy z was wstawał po kolei… Dieter, Erwan, Jack… on siedział już przy komputerze. Wokół walały się sterty kartek, zaś po podłodze turlał się złamany ołówek. Duża, tekturowa paczka spoczywała przy wampirze, tuż obok biurka.
- Moje zamówienie.
Powiedział przez wyszczerzony uśmiech Kociak. Gestem ręki wskazał zaraz na stary kufer. Leżały na nim sterty ubrań, które przyniósł im za dnia Henry. Stare bluzy z kapturami, lekko pozdzierane dżinsy, flanelowe koszule… no i mocno sprana bielizna. Sam Malkavianin wybrał sobie miły dla oka, żółty sweter z wyszytą na nim dużą pszczołą.
Jack otworzył właz do magazynu. Zszedł po drewnianych schodkach, trafiając do pełnego pudeł i butli pomieszczenia. W powietrzu unosił się zapach wilgoci. Zegar na ścianie pokazywał godzinę dziewiętnastą dziesięć.
Wciąż mieli trochę czasu na przygotowania… zostawało im nadal dziewięć nocy. Gdy Gangrel spoglądał na te ściany, wspomnienia uderzały go jak chluśnięcia zimną wodą.
*Zdobędziecie* dla mnie tę dzielnicę. Nim minie dziesięć nocy, granica będzie moja, rozumiesz!?
Paskudny głos Raztargujeva rozbrzmiał mu znowu w głowie. Ręce zaczęły się mu trząść, zaś zęby zgrzytać w rozpaczy… Za jakie grzechy!? Czemu wciąż musi podejmować takie decyzje!?
…nie chcesz chyba mieć na rękach krwi Anny. Och tak, znam imiona… wszystkich!
Zachwiał się, prawie upadając. Gdyby tylko mógł… gdyby mógł jakoś temu zapobiec. Ostatnie słowa wampira tkwiły mu w umyśle, drążąc niczym choroba w jego uczuciach, paląc ostatnie szczątki człowieczeństwa, nienawistnym ogniem…
Nie.
Czas ucieka. Pora działać.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Post autor: Epyon »

Erwan Jones

Wampir wstał i kątem oka zauważył wychodzącego Jacka. Następnie jego wzrok padł na stertę ubrań. Postanowił sprawdzić co się dzieje z Gangrelem, jednak aby nie wyglądało to sztucznie postanowił chwilę poczekać. Wstał i podszedł do Kociaka sprawdzając co też robi ten spryciarz. Stanął za nim dosłownie na sekundę, a następnie ruszył za Jackiem.
-Wszystko gra? - rzucił do Gangrela, stając w drzwiach wilgotnego pomieszczenia.
Obrazek
Zablokowany