[Wampir: Maskarada] Modern Night II
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Kociak
Wampir rozejrzał się dookoła. Ujrzał skaczącego przez drzwi Spokrewnionego, i nucąc po polsku:
- I powiedział Pan:
Oni będą rozliczeni
Jeśli w ich życiorysie
nic się nie zmieni.
Runął w stronę drzwi. Tubę na mapy zrzucił z pleców, żeby nie pogniotła się w czasie walki, przeskoczył nad upadającym Dieterem i nie przerywając piosenki, zaszarżował z obłędem w oczach na ludzi. Gdy tylko wznieśli strzelby do strzału, rzucił się na ziemię i przetoczył, chowając za barem, i przypadł tam do ziemi w absolutnej ciszy, nasłuchując co zrobią ludzie.
Wampir rozejrzał się dookoła. Ujrzał skaczącego przez drzwi Spokrewnionego, i nucąc po polsku:
- I powiedział Pan:
Oni będą rozliczeni
Jeśli w ich życiorysie
nic się nie zmieni.
Runął w stronę drzwi. Tubę na mapy zrzucił z pleców, żeby nie pogniotła się w czasie walki, przeskoczył nad upadającym Dieterem i nie przerywając piosenki, zaszarżował z obłędem w oczach na ludzi. Gdy tylko wznieśli strzelby do strzału, rzucił się na ziemię i przetoczył, chowając za barem, i przypadł tam do ziemi w absolutnej ciszy, nasłuchując co zrobią ludzie.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniak
- Posty: 1448
- Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
- Lokalizacja: dolina muminków
To wszystko działo się tak szybko. Nie tracąc ani chwili, Dieter odepchnął ludzi, po czym skoczył w kierunku drzwi. Gdy lądował, upadł na Jacka, czując jak ktoś inny z kolei skacze nad nim.
Tym ‘’kimś’’ był szaleniec z zakrwawionym mieczem w ręku. Nieznajomy wbiegł do klubu, śpiewając coś w obcym języku… biegł niczym anioł śmierci, niosący na ustach pieśń zagłady. Gdy tylko wrogowie wznieśli swe strzelby, ten zmienił kurs, chichotając przy tym maniakalnie. Po przebiegnięciu kilku kroków (i dwóch kulach rozsadzających ścianę tuż za nim) mężczyzna skoczył za barek, czując jak pozostałości lustra rozsypują się na drobne kawałeczki, po miażdżącym uderzeniu kolejnej kuli, lecącej w towarzystwie silnego odgłosu wystrzału.
Michael uśmiechnął się lekko. Palcem wskazał na nogę wampira.
- Czyżbyś nie widział?
Ponownie ukucnął oglądając swoje dzieło, zaś w jego oku dało się dostrzec… pasję?
- Ciało z ciała, kość z kości, teraz jesteśmy… kompletni.
Z dołu ponownie dobiegły ich odgłosy wystrzałów. Tajemnicza istota uśmiechnęła się smutno, wydobywając z siebie lekkie prychnięcie. Tym samym smutnym wzrokiem spojrzał na Erwana.
- Twoi ‘’przyjaciele’’ cię potrzebują. My zostaniemy tu, aż do waszego przyjścia.
- Złaź ze mnie!
Dieter był tak zapatrzony na całą scenę, że aż zapomniał iż leży na nieszczęsnym Jacku. Obok turlała się po ziemi kolorowa tuba na mapy… czarne, niebieskie, zielone i żółte kolory nie wyglądały razem dobrze, ani nie pasowały do siebie. Co za brak gustu.
Nagle, jeden z śmiertelników klepnął drugiego w ramię. Wskazał na dwójkę krwiopijców.
- Pora się pożegnać śmiecie!
No to pięknie… z deszczu pod rynnę. Lufa strzelby została wycelowana prosto w głowę Stiera. Ten zamarł w bezruchu, czekając na cios śmierci…
…klik. Trzeba było przeładować tą strzelbę, człowieczku.
Tym ‘’kimś’’ był szaleniec z zakrwawionym mieczem w ręku. Nieznajomy wbiegł do klubu, śpiewając coś w obcym języku… biegł niczym anioł śmierci, niosący na ustach pieśń zagłady. Gdy tylko wrogowie wznieśli swe strzelby, ten zmienił kurs, chichotając przy tym maniakalnie. Po przebiegnięciu kilku kroków (i dwóch kulach rozsadzających ścianę tuż za nim) mężczyzna skoczył za barek, czując jak pozostałości lustra rozsypują się na drobne kawałeczki, po miażdżącym uderzeniu kolejnej kuli, lecącej w towarzystwie silnego odgłosu wystrzału.
Michael uśmiechnął się lekko. Palcem wskazał na nogę wampira.
- Czyżbyś nie widział?
Ponownie ukucnął oglądając swoje dzieło, zaś w jego oku dało się dostrzec… pasję?
- Ciało z ciała, kość z kości, teraz jesteśmy… kompletni.
Z dołu ponownie dobiegły ich odgłosy wystrzałów. Tajemnicza istota uśmiechnęła się smutno, wydobywając z siebie lekkie prychnięcie. Tym samym smutnym wzrokiem spojrzał na Erwana.
- Twoi ‘’przyjaciele’’ cię potrzebują. My zostaniemy tu, aż do waszego przyjścia.
- Złaź ze mnie!
Dieter był tak zapatrzony na całą scenę, że aż zapomniał iż leży na nieszczęsnym Jacku. Obok turlała się po ziemi kolorowa tuba na mapy… czarne, niebieskie, zielone i żółte kolory nie wyglądały razem dobrze, ani nie pasowały do siebie. Co za brak gustu.
Nagle, jeden z śmiertelników klepnął drugiego w ramię. Wskazał na dwójkę krwiopijców.
- Pora się pożegnać śmiecie!
No to pięknie… z deszczu pod rynnę. Lufa strzelby została wycelowana prosto w głowę Stiera. Ten zamarł w bezruchu, czekając na cios śmierci…
…klik. Trzeba było przeładować tą strzelbę, człowieczku.
Seth
Mu!
(ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Mu!
![Razz :P](./images/smilies/icon_razz.gif)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Dieter Stier
Zupełnie jak w hollywoodzkim filmie, jak w kiepskiej powieści: Dieterowi przed oczami przemknęło całe (nie)życie.
I wtedy broń głucho kliknęła.
Ravnos wyszczerzył zęby w zadowoleniu. Zerwał się z leżącego pod nim Jacka i skoczył z krzykiem w kierunku śmiertelników. Lewą ręką złapał za strzelbę, jednocześnie z prawej wyprowadzając miażdżące uderzenie pałką w staw kolanowy przeciwnika. Zamierzał powalić go na ziemię, by zaraz potem zająć się drugim napastnikiem.
Zupełnie jak w hollywoodzkim filmie, jak w kiepskiej powieści: Dieterowi przed oczami przemknęło całe (nie)życie.
I wtedy broń głucho kliknęła.
Ravnos wyszczerzył zęby w zadowoleniu. Zerwał się z leżącego pod nim Jacka i skoczył z krzykiem w kierunku śmiertelników. Lewą ręką złapał za strzelbę, jednocześnie z prawej wyprowadzając miażdżące uderzenie pałką w staw kolanowy przeciwnika. Zamierzał powalić go na ziemię, by zaraz potem zająć się drugim napastnikiem.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Kociak
Nagle na barze pojawiła się trupiblada dłoń. Wampir przeskoczył przez balt i ciszę dźwięczącą po huku pocisków nagle przerwały odgłosy tupania. Gdy tylko śmiertelnicy wymierzyli w niego broń, skoczył w bok, tym razem jednak nie padł na ziemię, lecz z paskudnym uśmiechem na twarzy ruszył dalej w ich stronę, wznosząc katanę do kolejnych ciosów...
Nagle na barze pojawiła się trupiblada dłoń. Wampir przeskoczył przez balt i ciszę dźwięczącą po huku pocisków nagle przerwały odgłosy tupania. Gdy tylko śmiertelnicy wymierzyli w niego broń, skoczył w bok, tym razem jednak nie padł na ziemię, lecz z paskudnym uśmiechem na twarzy ruszył dalej w ich stronę, wznosząc katanę do kolejnych ciosów...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bombardier
- Posty: 836
- Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
- Lokalizacja: z ziem piekielnych
- Kontakt:
Jack DeCroy
"Fuck, Fuck, Fuck!!!"- gangrel nie wyglądał na szczęśliwego i spokojnego duchem. Wyglądał raczej na takiego co by zaraz cały ten choler** budynek z ziemią by zrównał. Dzisiejszy dzień, był najgorszym od czasu gdy zabili tamtego przechwalającego się ciągle maga.
Nie nawet nie, nigdy nie był tak wpieniony jak w tej chwili.
" Najpierw współplemieniec, potem jakiś czubek wywijający mieczem. Następnie Stier jak jakiś głupi skacze na mnie i obaj leżymy jak kłody. A teraz sukinsy** chcą sami się bawić, jakby i mało nie było"
Jack sięgnął po broń którą niedawno upuścił i z wprawą natychmiastowo przymierzył w tego z śmiertelnych który nie zawierał bliższych kontaktów z Dieterem. Pociagnął za spust, dal pewności kilka razy. MIał nadzieje że ten porąbany niemiec nie da sobie głowy odstrzelić. W razie czego był gotowy samemu załatwić i drugiego człowieka.
"Fuck, Fuck, Fuck!!!"- gangrel nie wyglądał na szczęśliwego i spokojnego duchem. Wyglądał raczej na takiego co by zaraz cały ten choler** budynek z ziemią by zrównał. Dzisiejszy dzień, był najgorszym od czasu gdy zabili tamtego przechwalającego się ciągle maga.
Nie nawet nie, nigdy nie był tak wpieniony jak w tej chwili.
" Najpierw współplemieniec, potem jakiś czubek wywijający mieczem. Następnie Stier jak jakiś głupi skacze na mnie i obaj leżymy jak kłody. A teraz sukinsy** chcą sami się bawić, jakby i mało nie było"
Jack sięgnął po broń którą niedawno upuścił i z wprawą natychmiastowo przymierzył w tego z śmiertelnych który nie zawierał bliższych kontaktów z Dieterem. Pociagnął za spust, dal pewności kilka razy. MIał nadzieje że ten porąbany niemiec nie da sobie głowy odstrzelić. W razie czego był gotowy samemu załatwić i drugiego człowieka.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniak
- Posty: 1448
- Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
- Lokalizacja: dolina muminków
Jęknięcie rozległo się w klubie. Człeczyna upadła, drgając lekko, zaś jego kompan rzucił broń i podniósł ręce, rozpaczliwie wołając:
- PODDAJĘ SIĘ!
Lecz było za późno… zbyt późno na przebaczenie. Odpowiedź nadeszła w kulach Jacka, oraz w ripoście nieznajomego. Dokładniej w jego mieczu, przechodzącemu niczym nóż po maśle po długości pleców wroga.
Coś zaczęło cuchnąc… śmiertelnik leżący na ziemi zaczął szlochać jak małe dziecko, trzęsąc się cały. Trójka wampirów zbliżała się do niego…
- PODDAJĘ SIĘ!
Lecz było za późno… zbyt późno na przebaczenie. Odpowiedź nadeszła w kulach Jacka, oraz w ripoście nieznajomego. Dokładniej w jego mieczu, przechodzącemu niczym nóż po maśle po długości pleców wroga.
Coś zaczęło cuchnąc… śmiertelnik leżący na ziemi zaczął szlochać jak małe dziecko, trzęsąc się cały. Trójka wampirów zbliżała się do niego…
Seth
Mu!
(ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Mu!
![Razz :P](./images/smilies/icon_razz.gif)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Kociak
Schylił się, podniósł człowieka za ubranie i odciął spory kawałek jego wierzcheniego ubioru. Przetarł ostrze katany uzyskaną szmatą i wyrzucił ją za siebie. Uśmiechnął się do leżącego człowieka, po czym odwrócił się i podszedł do zabitego wcześniej Indianina. Przykucnął przy nim i sprawdził, czy ma w sobie jeszcze trochę krwi godnej wypicia; był nieco głodny i należał mu się po tej walce posiłek. Jednocześnie starał się wykorzystać swą szaloną Dyscyplinę do uspokojenia człowieka leżącego na ziemi. Może jak przestanie płakać to będzie w stanie odpowiedzieć na pytania...
Schylił się, podniósł człowieka za ubranie i odciął spory kawałek jego wierzcheniego ubioru. Przetarł ostrze katany uzyskaną szmatą i wyrzucił ją za siebie. Uśmiechnął się do leżącego człowieka, po czym odwrócił się i podszedł do zabitego wcześniej Indianina. Przykucnął przy nim i sprawdził, czy ma w sobie jeszcze trochę krwi godnej wypicia; był nieco głodny i należał mu się po tej walce posiłek. Jednocześnie starał się wykorzystać swą szaloną Dyscyplinę do uspokojenia człowieka leżącego na ziemi. Może jak przestanie płakać to będzie w stanie odpowiedzieć na pytania...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniak
- Posty: 1448
- Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
- Lokalizacja: dolina muminków
W krótkiej chwili, szloch przerodził się w żałosny rechot. Zapominając o swojej *ciężkiej* sytuacji, człowiek śmiał się jakby usłyszał jakiś dobry kawał. Mimo wszystko, łzy nadal ciekły mu po twarzy, a zdesperowane oczy śledziły twarze obecnych.
‘’Malk… cholera’’.
Sprawca tej nagłej zmiany nastrojów, właśnie podchodził do ciała pokonanego Gangrela. Ukucnął przy nim, pociągając nosem… po czym bez ostrzeżenia zatopił kły w jego piersi.
‘’Malk… cholera’’.
Sprawca tej nagłej zmiany nastrojów, właśnie podchodził do ciała pokonanego Gangrela. Ukucnął przy nim, pociągając nosem… po czym bez ostrzeżenia zatopił kły w jego piersi.
Seth
Mu!
(ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Mu!
![Razz :P](./images/smilies/icon_razz.gif)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bombardier
- Posty: 836
- Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
- Lokalizacja: z ziem piekielnych
- Kontakt:
Jack DeCroy
DeCroy spojrzał na to co czyni nieznany mu wampir. Zwykle w takiej sytuacji nic by nie uczynił, ale akurat teraz miał dobry powód żeby wkroczyć.
Gangrel niespodziewanie wycelował w stronę wampira, po sekundzie oddał dwa strzały z Ingrama. O dziwo pociski minęły diaboliczną postać o cale. Widocznie takie był zamierzenie gangrela od początku.
- Bądź tak miły i oddessij się od tego gangrela, jak tak bardzo łakniesz krwi to skorzystaj z ludzi- powiedział stanowczo Jack, wyraz jego twarzy świadczył że nie żartuje.- Dieter sprawdź tego żyjącego i delikatnie zapytaj go o co trzeba...
DeCroy spojrzał na to co czyni nieznany mu wampir. Zwykle w takiej sytuacji nic by nie uczynił, ale akurat teraz miał dobry powód żeby wkroczyć.
Gangrel niespodziewanie wycelował w stronę wampira, po sekundzie oddał dwa strzały z Ingrama. O dziwo pociski minęły diaboliczną postać o cale. Widocznie takie był zamierzenie gangrela od początku.
- Bądź tak miły i oddessij się od tego gangrela, jak tak bardzo łakniesz krwi to skorzystaj z ludzi- powiedział stanowczo Jack, wyraz jego twarzy świadczył że nie żartuje.- Dieter sprawdź tego żyjącego i delikatnie zapytaj go o co trzeba...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Kociak
Wampir, nie przerywając picia, podniósł ciało Indianina i zasłonił się nim, z trudem trzymając je w obu rękach. Prawie leżał na ziemi, tak żeby wielki Gangrel nie był dla niego aż tak dużym obiążeniem, opierając się częściowo o ziemię. Cała głowa Malkawianina był schowana za klatką piersiową wampira pogrążonego w letargu, a miecz leżał tuż obok, błyszcząc w świetle latarni...
Wampir, nie przerywając picia, podniósł ciało Indianina i zasłonił się nim, z trudem trzymając je w obu rękach. Prawie leżał na ziemi, tak żeby wielki Gangrel nie był dla niego aż tak dużym obiążeniem, opierając się częściowo o ziemię. Cała głowa Malkawianina był schowana za klatką piersiową wampira pogrążonego w letargu, a miecz leżał tuż obok, błyszcząc w świetle latarni...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bombardier
- Posty: 836
- Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
- Lokalizacja: z ziem piekielnych
- Kontakt:
Jack DeCroy
Jack spojrzał z obrzydzeniem na wampira, jego reakcja potwierdziła jego przypuszczenia co do klanu z jakiego się wywodzi. " Jak ja kocham Malkavian"- pomyślał uśmiechając się w stronę dziwacznie konsumującego krew wampira. Zaczął spokojnym krokiem zmierzać do niego, będąc blisko rzekł:
- Malkavie bardzo cię proszę o pozostawienie tego wampira.- uśmiechnął się do niego mimo tego że w jego dłoni nadal spoczywał pistolet.- Ten wampir jest nam potrzebny, jeszcze przez jakiś czas....
Jack spojrzał z obrzydzeniem na wampira, jego reakcja potwierdziła jego przypuszczenia co do klanu z jakiego się wywodzi. " Jak ja kocham Malkavian"- pomyślał uśmiechając się w stronę dziwacznie konsumującego krew wampira. Zaczął spokojnym krokiem zmierzać do niego, będąc blisko rzekł:
- Malkavie bardzo cię proszę o pozostawienie tego wampira.- uśmiechnął się do niego mimo tego że w jego dłoni nadal spoczywał pistolet.- Ten wampir jest nam potrzebny, jeszcze przez jakiś czas....
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Dieter Stier
Szalone tempo bójki, zmęczenie i, o zgrozo, pojawienie się kolejnego Kainity zupełnie zdezorientowało Dietera.
- Co do.... - warknął widząc jak Malkavianin pojawia się znikąd, robi bałagan, sieje zamęt i wreszcie wpija się w powalonego Gangrela. - Czyżby szalony Aleksander wysłał jeszcze bardziej szalonego przydupasa, żeby narozrabiał ku chwale szaleństwa?
Właśnie podnosił się z ziemi, by dobrać się do skóry przybyszowi, kiedy Jack poprosił go o zajęcie się śmiertelnikiem. Przez krótką chwilę zawahał się - porachować kości *nowemu* czy poznęcać się nad niedoszłym oprawcą? Choć z oporem, zwyciężyło jednak poczucie obowiązku. Poza tym Jack również nie był zachwycony obecnością siewcy szaleństwa, co wyraźnie dawał po sobie poznać.
Tymczasem Dieter podszedł do żywego jeszcze człowieka. Szturchnął go butem w bok, przykuwając uwagę chichoczącego nieszczęśnika. Pałkę przycisnął do jego krtani, na tyle mocno, by ofiarę zabolało, ale na tyle lekko, by mógł oddychać.
- Zdajesz sobie sprawę, co chciałbym od ciebie usłyszeć, człowieku? Odpowiadaj grzecznie, to pożyjesz na tyle długo, by poprosić mnie o pozdrowienie twojej rodziny. Będziesz milczał albo zapierał się, a ja zadbam, by twoje pożegnanie z tym światem było DŁUGIE i BOLESNE - ostatnie słowa wypowiedział z nieskrywaną nutą sadyzmu w głosie. - A teraz spowiadaj się: kto cię tu przysłał i w jakim celu? Odpowiadaj ze szczegółami, bo nie lubię niedopowiedzeń.
Na potwierdzenie swoich słów Ravnos naciskał na pałkę, by ta powoli miażdżyła krtań człowieka, sprawiając mu ból. W lewej dłoni Dietera zabłysło złowieszczo ostrze noża.
Szalone tempo bójki, zmęczenie i, o zgrozo, pojawienie się kolejnego Kainity zupełnie zdezorientowało Dietera.
- Co do.... - warknął widząc jak Malkavianin pojawia się znikąd, robi bałagan, sieje zamęt i wreszcie wpija się w powalonego Gangrela. - Czyżby szalony Aleksander wysłał jeszcze bardziej szalonego przydupasa, żeby narozrabiał ku chwale szaleństwa?
Właśnie podnosił się z ziemi, by dobrać się do skóry przybyszowi, kiedy Jack poprosił go o zajęcie się śmiertelnikiem. Przez krótką chwilę zawahał się - porachować kości *nowemu* czy poznęcać się nad niedoszłym oprawcą? Choć z oporem, zwyciężyło jednak poczucie obowiązku. Poza tym Jack również nie był zachwycony obecnością siewcy szaleństwa, co wyraźnie dawał po sobie poznać.
Tymczasem Dieter podszedł do żywego jeszcze człowieka. Szturchnął go butem w bok, przykuwając uwagę chichoczącego nieszczęśnika. Pałkę przycisnął do jego krtani, na tyle mocno, by ofiarę zabolało, ale na tyle lekko, by mógł oddychać.
- Zdajesz sobie sprawę, co chciałbym od ciebie usłyszeć, człowieku? Odpowiadaj grzecznie, to pożyjesz na tyle długo, by poprosić mnie o pozdrowienie twojej rodziny. Będziesz milczał albo zapierał się, a ja zadbam, by twoje pożegnanie z tym światem było DŁUGIE i BOLESNE - ostatnie słowa wypowiedział z nieskrywaną nutą sadyzmu w głosie. - A teraz spowiadaj się: kto cię tu przysłał i w jakim celu? Odpowiadaj ze szczegółami, bo nie lubię niedopowiedzeń.
Na potwierdzenie swoich słów Ravnos naciskał na pałkę, by ta powoli miażdżyła krtań człowieka, sprawiając mu ból. W lewej dłoni Dietera zabłysło złowieszczo ostrze noża.
Ostatnio zmieniony wtorek, 19 grudnia 2006, 13:58 przez Deadmoon, łącznie zmieniany 1 raz.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Kociak
Spojrzał oczyma pełnymi łez, w których pobłyskiwało szaleństwo, na stojącego nad nim Gangrela. Nie wyciągnął jednak kłów z ciała czerwonoskórego, ale odłożył go na ziemię i prawą ręką sięgnął po miecz, a lewą pokazał stojącemu nad nim Spokrewnionemu środkowy palec.
Spojrzał oczyma pełnymi łez, w których pobłyskiwało szaleństwo, na stojącego nad nim Gangrela. Nie wyciągnął jednak kłów z ciała czerwonoskórego, ale odłożył go na ziemię i prawą ręką sięgnął po miecz, a lewą pokazał stojącemu nad nim Spokrewnionemu środkowy palec.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bombardier
- Posty: 836
- Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
- Lokalizacja: z ziem piekielnych
- Kontakt:
Jack DeCroy
- Jakie słodkie...- powiedział na widok miłego gestu spokrewnionego. No cóż zabić go nie mógł, nie wypadało mu choć miał na to ochotę. Postanowił zostawić zwierzynę z ofiarą aby mógł zaspokoic swój głód. Gangrel idąc w stronę podniszczonego budynku w poszukiwaniu Erwana rzekł na odchodnę do Malkava.
- Bądź tak dobry i powiedź mi kiedy skończysz...- na twarzy wampira pojawił się uśmiech.- On będzie nam jeszcze potrzebny...
- Jakie słodkie...- powiedział na widok miłego gestu spokrewnionego. No cóż zabić go nie mógł, nie wypadało mu choć miał na to ochotę. Postanowił zostawić zwierzynę z ofiarą aby mógł zaspokoic swój głód. Gangrel idąc w stronę podniszczonego budynku w poszukiwaniu Erwana rzekł na odchodnę do Malkava.
- Bądź tak dobry i powiedź mi kiedy skończysz...- na twarzy wampira pojawił się uśmiech.- On będzie nam jeszcze potrzebny...
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniak
- Posty: 2122
- Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
- Numer GG: 5438992
- Lokalizacja: Mroczna Wieża
- Kontakt:
Erwan Jones
Naukowiec z trudem podniósł się z ziemi. Noga ciągle swędziała, lecz o dziwo była cała. Jedno było prawie pewne - nieznajomy użył Taumaturgii.
"Ona nigdy nie przestanie mnie zadziwiać..." - pomyślał wampir, spoglądając jeszcze na Michaela. Erwana nie opuszczało wrażenie, iż to może być kolejna dziwna iluzja.
Wampir wolno zszedł na dół, by sprawdzić co stało się z jego towarzyszami. Ucieszyło go trochę, iż byli cali i zdrowi. No, ale czego niby miał się spodziewać?
Naukowiec z trudem podniósł się z ziemi. Noga ciągle swędziała, lecz o dziwo była cała. Jedno było prawie pewne - nieznajomy użył Taumaturgii.
"Ona nigdy nie przestanie mnie zadziwiać..." - pomyślał wampir, spoglądając jeszcze na Michaela. Erwana nie opuszczało wrażenie, iż to może być kolejna dziwna iluzja.
Wampir wolno zszedł na dół, by sprawdzić co stało się z jego towarzyszami. Ucieszyło go trochę, iż byli cali i zdrowi. No, ale czego niby miał się spodziewać?
![Obrazek](http://img263.imageshack.us/img263/5090/housesign.png)
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Tawerniak
- Posty: 1448
- Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
- Lokalizacja: dolina muminków
Wampir powoli odszedł od szaleńca. Denerwowały go dwie rzeczy. To co robił teraz ten wrak nieumarłego jestestwa… oraz to, że ten czubek uratował jemu i Dieterowi tyłki. Ta myśl drążyła mu w głowie, nie pozwalając zebrać myśli. To był jedyny powód, dla którego nie zrobił mu miłej dziury w tym opętanym łbie. Nikt, powtarzam nikt nie zadziera z Gangrelem.
Z tych nieprzyjemnych przemyśleń, wyrwał go dopiero Erwan, schodzący powoli po schodach. Tremere obrzucił obydwu zagadkowym spojrzeniem. Dieter zajęty swą śmiertelną ofiarą, zdawał się nie zauważać nadejścia Jonesa.
Chichot ucichł. Ravnos, by podkreślić swe słowa ściągnął kominiarkę z twarzy człowieka. Jego oczom ukazała się gładka, niemalże chłopięca twarz. Krótkie jasne włosy, razem z niebieskimi, zastraszonymi oczyma sprawiały… że Kainita na krótką chwilę poczuł żal. Na *bardzo* krótką chwilę. Siła wampira dawała się chłopakowi we znaki… zaczął drżeć nawet bardziej niż przedtem.
- JA NIC NIE WIEM! To był pomysł tego dużego! JA tylko chciałem zarobić! PROSZĘ NIE ZABIJAJ MNIE!
Pałka coraz bardziej miażdżyła krtań człeczyny.
- On mi tylko mówił o jakimś Aleksandrze! PEWNIE BREDZIŁ! Agghhh!
Dieter przysunął swą twarz bliżej twarzy człowieka, obnażając swe okropne, żółtawe kły. Widział jakie wrażenie wywarło to na ofierze.
Chłopak zemdlał.
Uczucie paniki przeniknęło przez zmysły Dietera. Z wielkim niepokojem, spojrzał na dokonującego amarantu Malka.
Nie zwracając uwagi na otaczający cię świat, żłopałeś krew uśpionego wampira. Czułeś esencje jego klanu, wprowadzającego lekko prymitywne odruchy, czy szacunek dla tego gościa który w ciebie strzelał, czy choćby olbrzymia chęć położenia się na ziemi i płakania. Lecz to ostatnie było raczej twym własnym kaprysem. Czułeś życia ofiar mordercy… monstrum zabiło w tym tygodniu wielu ludzi. Prawnicy, urzędnicy, kierowcy taksówek, robotnicy… kochankowie, mężowie, żony, dzieci, bluźniercy, dobroczyńcy… cała ta krew odcisnęła swe piętno na vitae Gangrela. Lecz nie była to potężna vitae. Och nie, ciało tego ludzkiego potwora było olbrzymie i silne, lecz krew słabiutka jak u cielęcia. Słabsza od twojej, jakby na to nie patrzeć.
Z górnego piętra wychyliła się jeszcze jedna postać. Zbawca Erwana, odziany w stare ubrania i postrzępiony płaszcz, jednooki mężczyzna. Trudno było to przyznać… ale opaska na oku, wraz z tą zasłaniającą głowę i czoło kominiarką, oraz bujnym kucem zwisającym z tyłu… nadawały mężczyźnie wielkiego majestatu. A może to było coś innego?
Z tych nieprzyjemnych przemyśleń, wyrwał go dopiero Erwan, schodzący powoli po schodach. Tremere obrzucił obydwu zagadkowym spojrzeniem. Dieter zajęty swą śmiertelną ofiarą, zdawał się nie zauważać nadejścia Jonesa.
Chichot ucichł. Ravnos, by podkreślić swe słowa ściągnął kominiarkę z twarzy człowieka. Jego oczom ukazała się gładka, niemalże chłopięca twarz. Krótkie jasne włosy, razem z niebieskimi, zastraszonymi oczyma sprawiały… że Kainita na krótką chwilę poczuł żal. Na *bardzo* krótką chwilę. Siła wampira dawała się chłopakowi we znaki… zaczął drżeć nawet bardziej niż przedtem.
- JA NIC NIE WIEM! To był pomysł tego dużego! JA tylko chciałem zarobić! PROSZĘ NIE ZABIJAJ MNIE!
Pałka coraz bardziej miażdżyła krtań człeczyny.
- On mi tylko mówił o jakimś Aleksandrze! PEWNIE BREDZIŁ! Agghhh!
Dieter przysunął swą twarz bliżej twarzy człowieka, obnażając swe okropne, żółtawe kły. Widział jakie wrażenie wywarło to na ofierze.
Chłopak zemdlał.
Uczucie paniki przeniknęło przez zmysły Dietera. Z wielkim niepokojem, spojrzał na dokonującego amarantu Malka.
Nie zwracając uwagi na otaczający cię świat, żłopałeś krew uśpionego wampira. Czułeś esencje jego klanu, wprowadzającego lekko prymitywne odruchy, czy szacunek dla tego gościa który w ciebie strzelał, czy choćby olbrzymia chęć położenia się na ziemi i płakania. Lecz to ostatnie było raczej twym własnym kaprysem. Czułeś życia ofiar mordercy… monstrum zabiło w tym tygodniu wielu ludzi. Prawnicy, urzędnicy, kierowcy taksówek, robotnicy… kochankowie, mężowie, żony, dzieci, bluźniercy, dobroczyńcy… cała ta krew odcisnęła swe piętno na vitae Gangrela. Lecz nie była to potężna vitae. Och nie, ciało tego ludzkiego potwora było olbrzymie i silne, lecz krew słabiutka jak u cielęcia. Słabsza od twojej, jakby na to nie patrzeć.
Z górnego piętra wychyliła się jeszcze jedna postać. Zbawca Erwana, odziany w stare ubrania i postrzępiony płaszcz, jednooki mężczyzna. Trudno było to przyznać… ale opaska na oku, wraz z tą zasłaniającą głowę i czoło kominiarką, oraz bujnym kucem zwisającym z tyłu… nadawały mężczyźnie wielkiego majestatu. A może to było coś innego?
Seth
Mu!
(ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Mu!
![Razz :P](./images/smilies/icon_razz.gif)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Kociak
Odrzucił ciało Indiańca, gdy tylko poczuł że nic z niego nie uzyska. Brzydził się tym wrakiem czegoś, co przecież kiedyś było człowiekiem... Po co zabijać tak wielu ludzi, przecież można posilać się ich krwią nie skazując ich na śmierć! Podniósł wzrok na pozostałą dwójkę, usiadł pod latarnią, podciągnął kolana pod siebie i objął je rękami. Naciągnął kapelusz na oczy i zaczął mruczeć do siebie dowód potwierdzający hipotezę Poincarego. "Niech oni sobie stąd pójdą, ja chcę mieć spokój, niech odejdą, ja chcę być sam!!" - myśli przebiegały przez głowę Malkavianina, siedzącego pod latarnią, z prędkością światła z niej padającego.
Odrzucił ciało Indiańca, gdy tylko poczuł że nic z niego nie uzyska. Brzydził się tym wrakiem czegoś, co przecież kiedyś było człowiekiem... Po co zabijać tak wielu ludzi, przecież można posilać się ich krwią nie skazując ich na śmierć! Podniósł wzrok na pozostałą dwójkę, usiadł pod latarnią, podciągnął kolana pod siebie i objął je rękami. Naciągnął kapelusz na oczy i zaczął mruczeć do siebie dowód potwierdzający hipotezę Poincarego. "Niech oni sobie stąd pójdą, ja chcę mieć spokój, niech odejdą, ja chcę być sam!!" - myśli przebiegały przez głowę Malkavianina, siedzącego pod latarnią, z prędkością światła z niej padającego.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
![](./styles/WildWest/theme/images/bg-lastrow-2.jpg)