1.
-
- Majtek
- Posty: 126
- Rejestracja: poniedziałek, 27 grudnia 2004, 14:46
- Numer GG: 3206842
- Lokalizacja: Zapomniana planeta na obrzeżach galaktyki :)
- Kontakt:
Wszystkie wydażenia odwróciły uwagę walczących od armii Poikilotonów,która gdzies (niewiadomo gdzie...) bohatersko walczy z jakimś człowiekiem(?). I choć mają swą ogromną moc nie dają sobie rady. Dziwny człowiek(?) daje sobię radę ze wszystkimi ich sztuczkami.
- Heh! Jezeli tacy wojownicy jak wy potrafią tylko... - urwał unikając jakiegoś niezwykle skomplikowanego czaru - ...tylko tyle to co wy chcecie poradzić kiedy moja Pani... - dalsze jego słowa zagłuszyly potężne grzmoty i szczęk broni.
- Heh! Jezeli tacy wojownicy jak wy potrafią tylko... - urwał unikając jakiegoś niezwykle skomplikowanego czaru - ...tylko tyle to co wy chcecie poradzić kiedy moja Pani... - dalsze jego słowa zagłuszyly potężne grzmoty i szczęk broni.
-
- Bombardier
- Posty: 765
- Rejestracja: sobota, 18 września 2004, 12:59
- Lokalizacja: Piekło skute lodem
I w tym momencie Runiq wstaje.
Runiq: I co? Myśleliście, że tak łatwo dam się zabić?
Runiq pobiegł w stronę ostatnich demonów. Po chwili Upiorna Gwiazda i Płonące Żądło były skąpane we krwi. Paladyn był w pełni sił, o czym świadczyło to, że kilka minut po rozpoczęciu walki przy życiu nie pozostał ani jeden demon. Niektóre ciała czartów nie miały kończyn lub głów. Runiq oparł się o jakieś drzewo i zwrócił się do Khazara, Haer'dalisa i Dantego:
Runiq: To jak? Idziemy na Onego, czy pomagamy Waltosowi?
Runiq: I co? Myśleliście, że tak łatwo dam się zabić?
Runiq pobiegł w stronę ostatnich demonów. Po chwili Upiorna Gwiazda i Płonące Żądło były skąpane we krwi. Paladyn był w pełni sił, o czym świadczyło to, że kilka minut po rozpoczęciu walki przy życiu nie pozostał ani jeden demon. Niektóre ciała czartów nie miały kończyn lub głów. Runiq oparł się o jakieś drzewo i zwrócił się do Khazara, Haer'dalisa i Dantego:
Runiq: To jak? Idziemy na Onego, czy pomagamy Waltosowi?
-
- Marynarz
- Posty: 199
- Rejestracja: piątek, 10 grudnia 2004, 19:46
- Lokalizacja: z miejsca, gdzie mnie nogi zaniosły ( ostatnio trakt między Mantarem a Skulldust)
- Kontakt:
Elf nie poddaje sie i pcha sie na śmierć lecąc w kierunku portalu i tnąc wszystko, co go atakuje.
Arandil- Wojowniku skup się, to będę mógł ciąć przez wymiary, trafiać niewidzialnych!!!
Elf posłuchał rad miecza, skupił się i znów zaatakował Ono...
Elf pamięta, że zabił juz ponad 15 złych istot, co skraca jego żywot o naście lat... Wie, ze niedługo sam zginie... i nie będzie go przy innych w chwili tryumfu lub przegranej...
Arandil- Wojowniku skup się, to będę mógł ciąć przez wymiary, trafiać niewidzialnych!!!
Elf posłuchał rad miecza, skupił się i znów zaatakował Ono...
Elf pamięta, że zabił juz ponad 15 złych istot, co skraca jego żywot o naście lat... Wie, ze niedługo sam zginie... i nie będzie go przy innych w chwili tryumfu lub przegranej...
Pałętam się tam i tu, zabijając rzezimieszków, cwaniaków, złodziei, oczyszczam arenę, pałętam się po lesie w nocy, bo jestem niezniszczalny Skrytobójca 10 poziomu ...
Otchłań
Otchłań
-
- Mat
- Posty: 545
- Rejestracja: piątek, 20 sierpnia 2004, 14:26
- Lokalizacja: zz...zzz... Zasnąłem (:
- Kontakt:
nagle nie wiadomo skad zjawil sie ubrany w dl. czarny plaszcz tajemniczy wojownik a moze nie. Nie wiadomo kim on wogole jest. Przez plaszcz mial przezucony na plecach dwureczny miecz zrobiony z... czarnego metalu?? nie wiadomo co to za material ale wygladal na piekielnie mocny. Wojownik zsiadl powoli z konia i powolnym krokiem zblizal sie...
-
- Bombardier
- Posty: 765
- Rejestracja: sobota, 18 września 2004, 12:59
- Lokalizacja: Piekło skute lodem
Nie widząc entuzjazmu ze strony towarzyszy, Runiq idzie pomóc Waltosowi dopóki Ono się nie wykluje. Paladyn jest pełen sił, toteż w dość krótkim czasie przybywa do wikinga.
Runiq: Wydawało mi się, czy wzywałeś pomocy?
Z legionów bestii daje się słyszec ryk: "Szybko! Niedługo bedzie switać! Nie możemy dopuscić, aby nastał świt!!"
Runiq: Wydawało mi się, czy wzywałeś pomocy?
Z legionów bestii daje się słyszec ryk: "Szybko! Niedługo bedzie switać! Nie możemy dopuscić, aby nastał świt!!"
-
- Mat
- Posty: 438
- Rejestracja: czwartek, 25 listopada 2004, 19:53
- Numer GG: 6635964
- Lokalizacja: tu
- Nie dopuścić, aby nastał świt? to ja mam plan: Z tej doliny są 2 wyjścia w postaci wąwozów; ty, Runiq bierzesz moich17 wojowników i z gory jedengo wejścia zaatakujesz tych, co będą wychodzili, ja z pozostałymi 16 wojonikami udam się do rugiego wyjścia.
Po czym obaj wojownicy ze swoimi oddziałami się udają. Jednak ku ich zaskoczeniu żadna bestia nie wychodzi wąwozami... Tylko skrzydlate bestie odlatują w stronę wschodu... czyli w stronę Słońca... To widząc wiking zagrał po raz kolejny na rogu, jednak ta melodia przypominała jkaby krakanie... Po chwili do obu oddziałów podleciało stado kruków, które mają im służyć za środki lokomocji. Waltos i Runiq ze swoimi oddziałami wsiadają na kruki i ruszają w pogoń... W powietrzu świszczą strały, toporki, bełty a nawet silniejsze czary, jednak zwinne kruki bez problemów omijają pociski. Bohaterowie powoli doganiają skrzydlatych wrogów...
Po czym obaj wojownicy ze swoimi oddziałami się udają. Jednak ku ich zaskoczeniu żadna bestia nie wychodzi wąwozami... Tylko skrzydlate bestie odlatują w stronę wschodu... czyli w stronę Słońca... To widząc wiking zagrał po raz kolejny na rogu, jednak ta melodia przypominała jkaby krakanie... Po chwili do obu oddziałów podleciało stado kruków, które mają im służyć za środki lokomocji. Waltos i Runiq ze swoimi oddziałami wsiadają na kruki i ruszają w pogoń... W powietrzu świszczą strały, toporki, bełty a nawet silniejsze czary, jednak zwinne kruki bez problemów omijają pociski. Bohaterowie powoli doganiają skrzydlatych wrogów...
żyję
-
- Bombardier
- Posty: 765
- Rejestracja: sobota, 18 września 2004, 12:59
- Lokalizacja: Piekło skute lodem
Runiq decyduje się na desperacki ruch. Skacze ze swojego kruka, na jedną ze skrzydlatych bestii i wbija jej Płonące Żądło w głowę, po czym przeskakuje na inną. Pech jednak chciał, że paladyn potknął się o jedną z kończyn bestii i ześlizgnął sie z niej. Na szczęście udało mu się chwycić cielska potwora. Jednak zbroja i dwa miecze były zbyt ciężkie. Runiq wyrzucił Upiorną Gwiazdę. Miecz spadał coraz niżej i niżej, aż w końcu wbił się w jakąś skałę. Paladyn wspiął się na grzbiet stwora i zatopił ostrze w jego czaszce oraz przeskoczył na następną bestię robiąc to samo, co z poprzednimi.
Runiq: Waltosie, pomóż mi! Każ swoim wojownikom robić to samo co ja, a sam zawróć i broń korzenia!
W tym momencie, Runiq się zagapił i nie przeskoczył na kolejnego stwora. Runiczne Dziecko zaczęło spadać w dół kurczowo trzymając się martwego ciała skrzydlatej bestii. Po chwili oboje zniknęli między drzewami rosnącymi nieopodal.
Runiq: Waltosie, pomóż mi! Każ swoim wojownikom robić to samo co ja, a sam zawróć i broń korzenia!
W tym momencie, Runiq się zagapił i nie przeskoczył na kolejnego stwora. Runiczne Dziecko zaczęło spadać w dół kurczowo trzymając się martwego ciała skrzydlatej bestii. Po chwili oboje zniknęli między drzewami rosnącymi nieopodal.
-
- Majtek
- Posty: 126
- Rejestracja: poniedziałek, 27 grudnia 2004, 14:46
- Numer GG: 3206842
- Lokalizacja: Zapomniana planeta na obrzeżach galaktyki :)
- Kontakt:
Grupa Poikilotonów spojrzała na swojego przeciwnika,po czym jeden z nich rzekł:
- Nie będziemy tracic czasu...może zamiast z nami walczyć poprostu nam powiesz gdzie jest twoja Pani ?? - wymówił "Pani" z pewnym obrzydzeniem.
- Dobra...Ona jest...tutaj !! - Za poikilotonem któr przemówił zmaterializowała ię kobieta,z której pleców wyrastała niezliczona ilość macek.Odezwała się głosem spokojnym a zarazem władczym.
- Heh...marnujecie siły na Niego a tym czasem Ja zniszczę ten świat...tym razem nie dacie rady go ochronić!! Bpo mam was !!!! <wszasnęła nieludzko i wszyscy Poikilotonowie stali się unoszącymi w powietrzy kryształkami które kobieta zebrała. - Teraz główni obrońcy świata zniknęli...Chodź WiyRAgh obudzimy Ono. I będziemiy patrzeć jak planeta nad którą Ci głupcy mieli pieczę znika z wszechświata.
W tym momencie oboje zniknęli.
- Nie będziemy tracic czasu...może zamiast z nami walczyć poprostu nam powiesz gdzie jest twoja Pani ?? - wymówił "Pani" z pewnym obrzydzeniem.
- Dobra...Ona jest...tutaj !! - Za poikilotonem któr przemówił zmaterializowała ię kobieta,z której pleców wyrastała niezliczona ilość macek.Odezwała się głosem spokojnym a zarazem władczym.
- Heh...marnujecie siły na Niego a tym czasem Ja zniszczę ten świat...tym razem nie dacie rady go ochronić!! Bpo mam was !!!! <wszasnęła nieludzko i wszyscy Poikilotonowie stali się unoszącymi w powietrzy kryształkami które kobieta zebrała. - Teraz główni obrońcy świata zniknęli...Chodź WiyRAgh obudzimy Ono. I będziemiy patrzeć jak planeta nad którą Ci głupcy mieli pieczę znika z wszechświata.
W tym momencie oboje zniknęli.
-
- Mat
- Posty: 565
- Rejestracja: wtorek, 26 października 2004, 19:31
- Numer GG: 3604434
- Lokalizacja: ^_^
- Kontakt:
Tymczasem Smoczy Lord w swej nowej postaci siedział obok rannego haera i wielkiego jaja, Czekał na czas, gdy świat stanie ku zagładzie nie martwiąc się o sprawy reszty bohaterów. Siedział i czekał by zakończyć ten koszmar...
Nagle w portal prowadzący do świata jaja wleciał przywódca demonów zły licz.
Licz: Wasz świat kroczy ku zagładzie!
Dante: Ty pierwszy się tam znajdziesz!
Zaczęła się walka uderzenia kosy i mieczy było słychać nawet w drugim świecie. Jednak Licz mocno się zdziwił, gdy jego miecz złamał się na złotych łuskach bohatera.
Licz:, Co to znaczy!
Dante: Nie zadzieraj z moją formą ultima.
I nagle potężna fala uderzeniowa zmiotła Licza z powierzchni ziemi. Nagle Jajo zaczęło pękać.
Dante: Szybko przyjaciele zaczyna się! I tak odskoczył by dokonać przemiany omega jednak nie zdoła jej dokonać, jeśli przez 5 min. nie będzie mieć spokoju.
Nagle w portal prowadzący do świata jaja wleciał przywódca demonów zły licz.
Licz: Wasz świat kroczy ku zagładzie!
Dante: Ty pierwszy się tam znajdziesz!
Zaczęła się walka uderzenia kosy i mieczy było słychać nawet w drugim świecie. Jednak Licz mocno się zdziwił, gdy jego miecz złamał się na złotych łuskach bohatera.
Licz:, Co to znaczy!
Dante: Nie zadzieraj z moją formą ultima.
I nagle potężna fala uderzeniowa zmiotła Licza z powierzchni ziemi. Nagle Jajo zaczęło pękać.
Dante: Szybko przyjaciele zaczyna się! I tak odskoczył by dokonać przemiany omega jednak nie zdoła jej dokonać, jeśli przez 5 min. nie będzie mieć spokoju.
-
- Bombardier
- Posty: 765
- Rejestracja: sobota, 18 września 2004, 12:59
- Lokalizacja: Piekło skute lodem
Wtem Runiq wychodzi spomiędzy drzew. Pierś ma rozciętą, tak samo, jak prawe przedramię. Paladyn trzyma się za bok. Prawdopodobnie ma złamane żebra.
Runiq: Czasem się zastanawiam, czy jestem możliwy do zabicia...
Runiq wyjmuje z kieszeni przy pasie flakonik z czerwoną miksturą. Odrzuca korek i pije płyn. Rany powoli zaczynają się zabliźniać. Nagle zaczęło się ściemniać. Teraz było ciemniej niż w nocy, mimo to każdy obiekt był dobrze widoczny. Końskie kopyta uderzyły o ziemię niedaleko paladyna. Runiq odwrócił się. Za nim, na swoim potężnym Drakoliczu siedział... Kościany Władca.
Kościany Władca: Twój czas się skończył, Runiczne Dziecię. Mistyczne znaki już ci nie pomogą!
Runiq: A o co chcesz się założyć?
Kościany Władca: Buahahahahah!! Zginiesz, Runiq! Wkrótce dołączysz do mojej armii...
Tymczasem na horyzoncie zaczęło coś czernieć. Mimo mroku, ciemna linia była widoczna...
Runiq ledwo uniknął trafienia przez miecz licza, a sam skoczył ku wrogowi i ciął w pionie. Kościany Władca zasłonił się mieczem. Runiq wbił Płonące Żądło w łeb Drakolicza i poderwał ostrze do góry rozcinając czaszkę wierzchowca. Kościany Władca spadł z konia, ale błyskawicznie wstał.
Rozległ się dźwięk rogu...
Licz skoczył ku paladyniowi i pchnął, ale nie trafił. Runiq wezwał Dagaz. Czas zwolnił, oczywiście tylko dla paladyna. Runiczne Dziecię wezwało Thursaz, odpychając licza na kilka metrów.
Czarna linia zaczęła się powiększać. Nie, to nie były zwidy... nadchodziły posiłki!
Kościany Władca wykonał obrót i ciął Siepaczem Życia po skosie. Runiq jednak zdążył odskoczyć i wykonać kontratak. Paladyn korzystając ze zwolnienia czasu, wykonał przewrót, podciął licza i zamachnął się...
Armia mogła liczyć około kilka tysięcy ludzi. Można było dostrzec wśród oddziałów przedstawicieli różnych ras - od ludzi, poprzez krasnoludy, elfy i niziołki, a kończąc na pół-orkach i goblinach.
Runiq wbił miecz w... ziemię. Licz zdążył się przetoczyć. Kościany Władca wyskoczył w górę i jednym machnięciem Siepacza Życia trafił paladyna wysysając z niego energię. Zanim padł na ziemię, Runiq zdążył wypowiedzieć jedno słowo...
Runiq: Ansuz...
W tym momencie na pole bitwy wrócił Pan Świata wskrzeszając paladyna.
Kościany Władca: Hargif, tak? Były bóg... zostałeś wygnany z Asgardu za pomaganie śmiertelnikom... żałosne. Doprawdy...
Hargif: Ty nawet do Asgardu nie zostałeś wpuszczony, liczu.
Kościany Władca rzucił sie na boga z całą mocą i wbił Siepacz Życia w nogę Pana Świata. Hargif upadł na ziemię.
Hargif: Runiq... nie pozwól... zbierz wszystkich... pokonaj wrogów... zrób to... dla świata...
Po tych słowach, bóg umarł. Nastąpiło niesamowite trzęsienie ziemi. Skały zaczęły pękać, drzewa spadać, a wody grzmić. Kościany Władca rzucił paladynowi zimne, martwe spojrzenie.
Armia wciąż się zbliżała. Ryk z tysięcy gardeł wyrwał się ku niebiosom...
Runiq zaryzykował... Zebrał w sobie wszystkie siły. Jego dusza weszła w moc. Runiczne Dziecię wezwało wszystkie runy, użyło każdej cząstki mocy, aby zwiększyć siłę ataku. Licz był coraz bliżej. Runy, które paladyn miał wyryte od dzieciństwa na prawym ramieniu, zaczęły świecić na srebrno. Na ziemi również pojawiły się znaki. Ziemia zaczęła pękać, wody poderwały się ku górze, skały poczęły się walić, a drzewa zajęły się ogniem. Runiq zamienił się w oślepiająco białą kulę lecącą wprost na Kościanego Władcę.
BŁYSK! GRZMOT! POPIÓŁ! Wszystko naraz pojawiło się, gdy kula zetknęła się z ciałem licza. Gdy dym opadł, na ziemi został ogromny krater. W środku, na dnie pośród kości i kawałków zbroi leżał Runiq. Znowu był nieprzytomny...
Runiq: Czasem się zastanawiam, czy jestem możliwy do zabicia...
Runiq wyjmuje z kieszeni przy pasie flakonik z czerwoną miksturą. Odrzuca korek i pije płyn. Rany powoli zaczynają się zabliźniać. Nagle zaczęło się ściemniać. Teraz było ciemniej niż w nocy, mimo to każdy obiekt był dobrze widoczny. Końskie kopyta uderzyły o ziemię niedaleko paladyna. Runiq odwrócił się. Za nim, na swoim potężnym Drakoliczu siedział... Kościany Władca.
Kościany Władca: Twój czas się skończył, Runiczne Dziecię. Mistyczne znaki już ci nie pomogą!
Runiq: A o co chcesz się założyć?
Kościany Władca: Buahahahahah!! Zginiesz, Runiq! Wkrótce dołączysz do mojej armii...
Tymczasem na horyzoncie zaczęło coś czernieć. Mimo mroku, ciemna linia była widoczna...
Runiq ledwo uniknął trafienia przez miecz licza, a sam skoczył ku wrogowi i ciął w pionie. Kościany Władca zasłonił się mieczem. Runiq wbił Płonące Żądło w łeb Drakolicza i poderwał ostrze do góry rozcinając czaszkę wierzchowca. Kościany Władca spadł z konia, ale błyskawicznie wstał.
Rozległ się dźwięk rogu...
Licz skoczył ku paladyniowi i pchnął, ale nie trafił. Runiq wezwał Dagaz. Czas zwolnił, oczywiście tylko dla paladyna. Runiczne Dziecię wezwało Thursaz, odpychając licza na kilka metrów.
Czarna linia zaczęła się powiększać. Nie, to nie były zwidy... nadchodziły posiłki!
Kościany Władca wykonał obrót i ciął Siepaczem Życia po skosie. Runiq jednak zdążył odskoczyć i wykonać kontratak. Paladyn korzystając ze zwolnienia czasu, wykonał przewrót, podciął licza i zamachnął się...
Armia mogła liczyć około kilka tysięcy ludzi. Można było dostrzec wśród oddziałów przedstawicieli różnych ras - od ludzi, poprzez krasnoludy, elfy i niziołki, a kończąc na pół-orkach i goblinach.
Runiq wbił miecz w... ziemię. Licz zdążył się przetoczyć. Kościany Władca wyskoczył w górę i jednym machnięciem Siepacza Życia trafił paladyna wysysając z niego energię. Zanim padł na ziemię, Runiq zdążył wypowiedzieć jedno słowo...
Runiq: Ansuz...
W tym momencie na pole bitwy wrócił Pan Świata wskrzeszając paladyna.
Kościany Władca: Hargif, tak? Były bóg... zostałeś wygnany z Asgardu za pomaganie śmiertelnikom... żałosne. Doprawdy...
Hargif: Ty nawet do Asgardu nie zostałeś wpuszczony, liczu.
Kościany Władca rzucił sie na boga z całą mocą i wbił Siepacz Życia w nogę Pana Świata. Hargif upadł na ziemię.
Hargif: Runiq... nie pozwól... zbierz wszystkich... pokonaj wrogów... zrób to... dla świata...
Po tych słowach, bóg umarł. Nastąpiło niesamowite trzęsienie ziemi. Skały zaczęły pękać, drzewa spadać, a wody grzmić. Kościany Władca rzucił paladynowi zimne, martwe spojrzenie.
Armia wciąż się zbliżała. Ryk z tysięcy gardeł wyrwał się ku niebiosom...
Runiq zaryzykował... Zebrał w sobie wszystkie siły. Jego dusza weszła w moc. Runiczne Dziecię wezwało wszystkie runy, użyło każdej cząstki mocy, aby zwiększyć siłę ataku. Licz był coraz bliżej. Runy, które paladyn miał wyryte od dzieciństwa na prawym ramieniu, zaczęły świecić na srebrno. Na ziemi również pojawiły się znaki. Ziemia zaczęła pękać, wody poderwały się ku górze, skały poczęły się walić, a drzewa zajęły się ogniem. Runiq zamienił się w oślepiająco białą kulę lecącą wprost na Kościanego Władcę.
BŁYSK! GRZMOT! POPIÓŁ! Wszystko naraz pojawiło się, gdy kula zetknęła się z ciałem licza. Gdy dym opadł, na ziemi został ogromny krater. W środku, na dnie pośród kości i kawałków zbroi leżał Runiq. Znowu był nieprzytomny...
-
- Mat
- Posty: 438
- Rejestracja: czwartek, 25 listopada 2004, 19:53
- Numer GG: 6635964
- Lokalizacja: tu
Tymczasem w powietrzu toczyła się coraz cięższa walka. Skrzydlate bestie zaciekle atakowały, Waltos mimo tego, że wciaż z pomocą magii zmieniał je w bryły lodu nie dawał sobie z nimi rady. Z 33 doborowych wojowników nadal żyło zaledwie 6. Wtedy to Waltos zakrzyknął:
- Lądujemy! Nie damy im ra... - jednak w tym momencie bok wikinga przeszyła strzała i ten zaczął spadać w dół. Jego ziomkowie szybowali za nim, jednak w miejscu, gdzie spadł, zionęła wielka dziura, która powstała z powodu trzęsienia ziemi.
- Czyżby to był jego koniec? - powiedział jeden z wikingów.
- Mówił nam że on zginie przed nami, a wtedy musimy sami sobie radzić. - odpowiedział mu najsilniejszy z nich - Bladnur.
- Wracajmy na pole bitwy i pomóżmy ludziom i krasnoludom w dalszej walce. - powiedział niski, krępy wiking - Steinur.
I cała szóstka wskoczyła na swoje kruki i odleciała w kierunku portalu, przez który się tutaj dostali.
***
Tymczasem Waltos obudził się... Czuł niesamowity ból w lewym boku... Kiedy na niego spojrzał, zobaczył, ze ten jest przeszyty na wylot wielką strzałą.
- Strzała olbrzmów... - zamruczał. - Ale jakoś się z tego wyliżę.
Wtedy wiking odłamał z jednej strony grot strzały, a potem zaciskają zeby jednym ruchem wyciągnął strzałę. Po chwili do rany przyłożył jedne z toporów... Z początku poczuł zimno, a potem ból zaczął ustępować... A wieć Odyn miał rację, że te topory mają w sobie więcej mocy magicznej...
Po jakiś 5 godzinach wiking poczuł wystarczająco siły, by wstać. Był na dnie gigantycznej przepaści, tak wielkiej, że nie dochodziło tutaj światło, jedynym oświetleniem było światło bijące z toporów.
- I jak ja stąd wyjdę? - pomyślał Waltos. - Przecież tak wysoko sie nie wdrapię, rana jeszcze się w pełni nie zagoiła...
Jednak wiking poczuł czyjąś obecność, a za razem strach... Potem powoli obrucił się w stronę lewej ściany przepaści, a tam ku swemu przerażeniu zobaczył, że trzęsienie ziemi utworzyło nowe przejście do krainy zmarłych - Hel. Patrzyło na neigo z przejścia setki ślepi żywych trupów; szkieletów, ciał ludzi bez członków, skóry na niektórych częściach ciała, z członkami obdartymi z mięsa i kościami na wierzchu... I tak patrzyli na siebie... W tym czasie w głowie przerażonego Waltosa krażyła jedna myśl...
- ... W czasie Rangaroku zmarli wyjdą z krainy Hel i staną po stronie zła... Czyli oni są źli... Dlaczego mnie nie atakują...?
I wiking zaczął powoli się wycofywac, jednak zmrali krok za krokiem postępowali za nim ,coraz szybciej i szybciej i po chwili już panowała szalona gonitwa: setki tysięcy umarlaków biegło za jednym wikingiem, po ścianach niosło się echo tysięcy kroków, a biedny przerażony wiking biegł i biegł... Mijały kolejne kilometry, jak mu się wydawało... Aż tu nagle Waltos walnął z całej siły o ściane, której nie zauważył... Więc to koniec drogi... Wiking stanął plecami do ściany w pozycji bojowej i patrzył, jak w jego stronę biegną setki trupów...
- Kiedyś mi mój opiekun powiedział, dając mi ten medalion -tu wiking złapał sie za tajemniczy wisiorek z przedziwnym znakiem. - że gdybym potrzebował pomocy w walce, to bym go chwycił i prosił z całej siły w myślach, by mi któs pomógł... Więc proszę, pomóżcie mi... Pomóżcie...
Po chwili stojącego wikinga zaatakowało stado teupów, jednak nim jakikolwiek z nich zdołał do niego dojść, ten za pomocą swych toporór stworzył baaardzo gruba lodową ścianą, która oddzielała go od nich...
- Musze im uciec! - krzyknął wojownik. - Ablo je wszystkie zabić! wolę jendak im uciec... - To mówiąc Waltos użyl toporór do pomocy w spinaczce po wysokiej cianie przepaści...
***
Wikingowi wydawało się, ze minęło z parę miesięcy, od czasu, gdy zaczął sie wspinać po ścianie... Jednak potwory dalej go goniły, lecz były bardzo daleko... W końcu wiking poczuł takie wycieńczenie, że ostatkiem sił odbił się z całej siły od ściany i poleciał do góry... Ku jego zaskoczeniu zobaczył na górze światło... Jest już blisko!!! To dodało mu energii i w ciągu jednego dnia dotarł na skraj przepaści i tu odpoczął.
Następnego dnia dosłyszał z głębi dziury odgłosy umarlaków...
- Zrobię im niemałą niespodziankę... - pomyślal Waltos i stanął w meijscu, nie ruszając się.
***
Pierwszy umarlak wypadł z rykiem z przepaści i nie zobaczył nikogo. Za nim wtoczyło się jeszcze 3 innych, jendak piąty nie zdażył wejść, gdyż spadły na niego 4 bryłylodu... To wiking, ukryty za skałą miotał zamrajżające pociski w umarlaki... Te pod wpływem uderzeniem kolejnych brył lodu i spadających ich ziomków, zaczęli się wycofywać. Wtedy wiking skoncentrował swoją moc i rzucił wielką kulę lodu, która po zetknięciu ze ścianą przepaści, zamroziła ją całą na wierzchu grubym lodem.
- Przynajmniej tak je zatrzymam. - Powiedział wiking i oddalił się do doliny, gdzie potwory próbowały dalej zniszczyć korzećń Igdrasilu.
- Lądujemy! Nie damy im ra... - jednak w tym momencie bok wikinga przeszyła strzała i ten zaczął spadać w dół. Jego ziomkowie szybowali za nim, jednak w miejscu, gdzie spadł, zionęła wielka dziura, która powstała z powodu trzęsienia ziemi.
- Czyżby to był jego koniec? - powiedział jeden z wikingów.
- Mówił nam że on zginie przed nami, a wtedy musimy sami sobie radzić. - odpowiedział mu najsilniejszy z nich - Bladnur.
- Wracajmy na pole bitwy i pomóżmy ludziom i krasnoludom w dalszej walce. - powiedział niski, krępy wiking - Steinur.
I cała szóstka wskoczyła na swoje kruki i odleciała w kierunku portalu, przez który się tutaj dostali.
***
Tymczasem Waltos obudził się... Czuł niesamowity ból w lewym boku... Kiedy na niego spojrzał, zobaczył, ze ten jest przeszyty na wylot wielką strzałą.
- Strzała olbrzmów... - zamruczał. - Ale jakoś się z tego wyliżę.
Wtedy wiking odłamał z jednej strony grot strzały, a potem zaciskają zeby jednym ruchem wyciągnął strzałę. Po chwili do rany przyłożył jedne z toporów... Z początku poczuł zimno, a potem ból zaczął ustępować... A wieć Odyn miał rację, że te topory mają w sobie więcej mocy magicznej...
Po jakiś 5 godzinach wiking poczuł wystarczająco siły, by wstać. Był na dnie gigantycznej przepaści, tak wielkiej, że nie dochodziło tutaj światło, jedynym oświetleniem było światło bijące z toporów.
- I jak ja stąd wyjdę? - pomyślał Waltos. - Przecież tak wysoko sie nie wdrapię, rana jeszcze się w pełni nie zagoiła...
Jednak wiking poczuł czyjąś obecność, a za razem strach... Potem powoli obrucił się w stronę lewej ściany przepaści, a tam ku swemu przerażeniu zobaczył, że trzęsienie ziemi utworzyło nowe przejście do krainy zmarłych - Hel. Patrzyło na neigo z przejścia setki ślepi żywych trupów; szkieletów, ciał ludzi bez członków, skóry na niektórych częściach ciała, z członkami obdartymi z mięsa i kościami na wierzchu... I tak patrzyli na siebie... W tym czasie w głowie przerażonego Waltosa krażyła jedna myśl...
- ... W czasie Rangaroku zmarli wyjdą z krainy Hel i staną po stronie zła... Czyli oni są źli... Dlaczego mnie nie atakują...?
I wiking zaczął powoli się wycofywac, jednak zmrali krok za krokiem postępowali za nim ,coraz szybciej i szybciej i po chwili już panowała szalona gonitwa: setki tysięcy umarlaków biegło za jednym wikingiem, po ścianach niosło się echo tysięcy kroków, a biedny przerażony wiking biegł i biegł... Mijały kolejne kilometry, jak mu się wydawało... Aż tu nagle Waltos walnął z całej siły o ściane, której nie zauważył... Więc to koniec drogi... Wiking stanął plecami do ściany w pozycji bojowej i patrzył, jak w jego stronę biegną setki trupów...
- Kiedyś mi mój opiekun powiedział, dając mi ten medalion -tu wiking złapał sie za tajemniczy wisiorek z przedziwnym znakiem. - że gdybym potrzebował pomocy w walce, to bym go chwycił i prosił z całej siły w myślach, by mi któs pomógł... Więc proszę, pomóżcie mi... Pomóżcie...
Po chwili stojącego wikinga zaatakowało stado teupów, jednak nim jakikolwiek z nich zdołał do niego dojść, ten za pomocą swych toporór stworzył baaardzo gruba lodową ścianą, która oddzielała go od nich...
- Musze im uciec! - krzyknął wojownik. - Ablo je wszystkie zabić! wolę jendak im uciec... - To mówiąc Waltos użyl toporór do pomocy w spinaczce po wysokiej cianie przepaści...
***
Wikingowi wydawało się, ze minęło z parę miesięcy, od czasu, gdy zaczął sie wspinać po ścianie... Jednak potwory dalej go goniły, lecz były bardzo daleko... W końcu wiking poczuł takie wycieńczenie, że ostatkiem sił odbił się z całej siły od ściany i poleciał do góry... Ku jego zaskoczeniu zobaczył na górze światło... Jest już blisko!!! To dodało mu energii i w ciągu jednego dnia dotarł na skraj przepaści i tu odpoczął.
Następnego dnia dosłyszał z głębi dziury odgłosy umarlaków...
- Zrobię im niemałą niespodziankę... - pomyślal Waltos i stanął w meijscu, nie ruszając się.
***
Pierwszy umarlak wypadł z rykiem z przepaści i nie zobaczył nikogo. Za nim wtoczyło się jeszcze 3 innych, jendak piąty nie zdażył wejść, gdyż spadły na niego 4 bryłylodu... To wiking, ukryty za skałą miotał zamrajżające pociski w umarlaki... Te pod wpływem uderzeniem kolejnych brył lodu i spadających ich ziomków, zaczęli się wycofywać. Wtedy wiking skoncentrował swoją moc i rzucił wielką kulę lodu, która po zetknięciu ze ścianą przepaści, zamroziła ją całą na wierzchu grubym lodem.
- Przynajmniej tak je zatrzymam. - Powiedział wiking i oddalił się do doliny, gdzie potwory próbowały dalej zniszczyć korzećń Igdrasilu.
żyję
-
- Mat
- Posty: 565
- Rejestracja: wtorek, 26 października 2004, 19:31
- Numer GG: 3604434
- Lokalizacja: ^_^
- Kontakt:
Bohaterowie rozdzielili się każdy podążał ku swemu przeznaczeniu.
Sam jeden Smoczy Lord został by stawić czoła ostatecznemu wrogowi Ono.
Jajo powoli zmieniało barwę na czerń, co świadczyło o przybliżającej się apokalipsie. Jednak wojownik też się zmieniał jego łuski zmieniały się w kryształ zbroja zmieniała się w jedną masę osłaniającą wszystko poza głową także zmieniając się w kryształ.
Nagle wojownik, choć nie zmienił się jeszcze postanowił zakończyć to.
*
Rzucił runiczne zaklęcie na portal prowadzący na wyżynę Aragoth i tym sposobem odciął reszcie drogę do niego i Ono.
Dante: To już koniec żegnajcie przyjaciele ja już nie powrócę ale wy będziecie żyć.
Wiedział, że albo zginie z ręki ono albo wykończy go przemiana omega.
Otoczył się pole antymagii i wskoczył do jaja ono...
*
Leciał przez potępioną rozpadlinę zewsząd buchały płomienie i zionięcia demonów. Haer miał racje nikt nie przeżyłby wrzucenia do jądra Ono.
W końcu spadł na ziemie jego ciało zdobiły rany jednak kroczył przez siebie. Nagle wszedł do pewnej sali a widok ten zszokował go. Magiczne Linii trzymały duszę istot zmarłych na polu walki.
Demony, Humanoidzi, Quinur, Devil i inni byli skrępowani przez łańcuch dusz potwora.
Zrobił to, co musiał zniszczył wszystkie łańcuchy, co trwało 2 godziny i tym samym uniemożliwił demonowi przyjście na świat.
*
Nagle pojawiła się armia demonów, która zaatakowała Wojownika.
Ciął wszerz mieczem i sam doznawał ran jednak walczył dzielnie w końcu demony upadły. Nagle pojawił się potężny demon Asgaroto.
Adgaroto: Zginiesz marnie śmiertelny!
Dante: Spóźniłeś się już zginąłem!
I zaczęła się walka miecz asgarota uderzał w katanę Smoka i nawzajem.
Wojownik zionął płomieniem, ale demon przeżył to i zrewanżował się stąpnięciem zniszczenia. Wojownik był bliski śmierci i wtedy zagotowało się w nim.
Łuski zamieniły się w złote kryształy zbroja okrywała całe ciało.
Stało się osiągnął poziom Omega. Jednym mega płomieniem zniszczył Demona.
*
Szedł tak by zniszczyć Ono i doszedł do niego.
Ono: Tak, więc przyszedłeś tak daleko tylko po to by umrzeć!?
Dante: Gdzieś to słyszałem.
Zaczęła się walka bogów wielki topór Demona trzaskał zbroje bohatera a bronie Smoka raniły demona.
Wtem uderzenie topora złamało żebra bohatera.
Dante: Io zawiodłem...
Lecz nagle poczuł przypływ sił wstał podskoczył wbił demonowi miecz w pierś i rozciął go aż do dołu.
Demon wrzasnął i osunął się na dół a bohater zbierał siły na błyskawice zniszczenia.
Pioruny Ono trzaskało zewsząd, ale nie robiły krzywdy smokowi.
Nagle Błyskawica wystrzeliła z rąk Dantego to był koniec ono.
Dante wyparował a na wyżynę asgaroth spadł czerwony Kryształ życia, z którego odrodzi się jak zawsze.
Ono umarło!!!
Sam jeden Smoczy Lord został by stawić czoła ostatecznemu wrogowi Ono.
Jajo powoli zmieniało barwę na czerń, co świadczyło o przybliżającej się apokalipsie. Jednak wojownik też się zmieniał jego łuski zmieniały się w kryształ zbroja zmieniała się w jedną masę osłaniającą wszystko poza głową także zmieniając się w kryształ.
Nagle wojownik, choć nie zmienił się jeszcze postanowił zakończyć to.
*
Rzucił runiczne zaklęcie na portal prowadzący na wyżynę Aragoth i tym sposobem odciął reszcie drogę do niego i Ono.
Dante: To już koniec żegnajcie przyjaciele ja już nie powrócę ale wy będziecie żyć.
Wiedział, że albo zginie z ręki ono albo wykończy go przemiana omega.
Otoczył się pole antymagii i wskoczył do jaja ono...
*
Leciał przez potępioną rozpadlinę zewsząd buchały płomienie i zionięcia demonów. Haer miał racje nikt nie przeżyłby wrzucenia do jądra Ono.
W końcu spadł na ziemie jego ciało zdobiły rany jednak kroczył przez siebie. Nagle wszedł do pewnej sali a widok ten zszokował go. Magiczne Linii trzymały duszę istot zmarłych na polu walki.
Demony, Humanoidzi, Quinur, Devil i inni byli skrępowani przez łańcuch dusz potwora.
Zrobił to, co musiał zniszczył wszystkie łańcuchy, co trwało 2 godziny i tym samym uniemożliwił demonowi przyjście na świat.
*
Nagle pojawiła się armia demonów, która zaatakowała Wojownika.
Ciął wszerz mieczem i sam doznawał ran jednak walczył dzielnie w końcu demony upadły. Nagle pojawił się potężny demon Asgaroto.
Adgaroto: Zginiesz marnie śmiertelny!
Dante: Spóźniłeś się już zginąłem!
I zaczęła się walka miecz asgarota uderzał w katanę Smoka i nawzajem.
Wojownik zionął płomieniem, ale demon przeżył to i zrewanżował się stąpnięciem zniszczenia. Wojownik był bliski śmierci i wtedy zagotowało się w nim.
Łuski zamieniły się w złote kryształy zbroja okrywała całe ciało.
Stało się osiągnął poziom Omega. Jednym mega płomieniem zniszczył Demona.
*
Szedł tak by zniszczyć Ono i doszedł do niego.
Ono: Tak, więc przyszedłeś tak daleko tylko po to by umrzeć!?
Dante: Gdzieś to słyszałem.
Zaczęła się walka bogów wielki topór Demona trzaskał zbroje bohatera a bronie Smoka raniły demona.
Wtem uderzenie topora złamało żebra bohatera.
Dante: Io zawiodłem...
Lecz nagle poczuł przypływ sił wstał podskoczył wbił demonowi miecz w pierś i rozciął go aż do dołu.
Demon wrzasnął i osunął się na dół a bohater zbierał siły na błyskawice zniszczenia.
Pioruny Ono trzaskało zewsząd, ale nie robiły krzywdy smokowi.
Nagle Błyskawica wystrzeliła z rąk Dantego to był koniec ono.
Dante wyparował a na wyżynę asgaroth spadł czerwony Kryształ życia, z którego odrodzi się jak zawsze.
Ono umarło!!!
-
- Bombardier
- Posty: 765
- Rejestracja: sobota, 18 września 2004, 12:59
- Lokalizacja: Piekło skute lodem
Proszę jakiegoś moderatora, aby scalił te dwa posty. Bardzo mi przykro, że muszę wam zatruwać życie, ale edycji nie posiadamy. Prosze także o usunięcie wszystkiego, co jest napisane na purpurowo/fioletowo (jak kto uważa).
Walka trwała kilkanaście minut. W końcu dał się słyszeć jęk bólu. Jeden z walczących padł na ziemię.
Był to Runiq.
Qinur: I co? Kto wygrał? Byłeś zbyt pewny siebie. Wiesz, muszę ci podziękować. Byłem pasozytem. Żerowałem na twoim ciele, z którego zrobiłem sobie schronienie, aby w końcu wyjść...
Runiq spojrzał z nienawiścią na twarz Qinura. Na twarz, która dręczyła go przez trzy lata...
Runiq: Zebrało ci sie teraz na wspominki?
Qinur: Po raz pierwszy, gdy wyszedłem z twojego ciała, przegrałem. Zapomniałem jak sie walczy.
Wtem Runiq zaczął sobie przypominać, że kiedy był magiem, przeczytał w jednej ksiedze przepowiednię. Jej słowa teraz powracały...
Qinur: Za drugim razem popełniłem błąd. Niepotrzebnie tworzyłem lodowa ścianę. Gdyby nie ona, wygrałbym.
"Czwartego dnia, siódmego miesiąca narodzi się dziecię, które odmieni losy świata. Dziecię... Runiczne Dziecię o imieniu... Runiq."
Qinur: Trzeci raz wyciągnął mnie z twojego ciała błogosławiony Loki. Tą walkę wygrałem, ale zginąłem z ręki boga. Gdyby nie on, nie żyłbys już...
"Albowiem dziecko to trzy razy obroni świata. Za trzecim razem polegnie..."
Qinur: I kiedy myślałem, że będę na wieki siedział w ciele Onego, wy, głupcy, uwolniliście mnie. Teraz, za czwartym razem, wygrałem z tobą Runiq.
"Umrze ono w wieku sześćdziesięciu lat." "Zaraz, ja mam dopiero dwadzieścia cztery! Według przepowiedni, teraz przeżyję!"
Ryczerz śmierci uniósł Upiorną Gwiazdę nad głowę Runiqa.
Qinur: Żegnaj, przyjacielu!
Runiq: Nie... nie jestem... twoim... przyjacielem!
Turkusowe światło oślepiło chwilowo Qinura. Runiq przetoczył się w bok podnosząc Płonące Żądło i wstając.
Qinur: MORTE FEROX!!
Po tych słowach Qinur wbił miecz w ziemię. Jasnozielone światło padło na sylwetkę rycerza śmierci. Nagle Qinurowi zaczęły wyrastać nietoperze skrzydła, skóra pokryła się czarną łuską, zęby zmieniły się w długie kły, a dłonie były zakończone pazurami. To bóg śmierci wszedł w ciało Qinura tworząc istotę o imieniu Phobos.
Waltos zauważył, że nieumarli omnijają go, jakby ktos wydał im nowy rozkaz. Wszystkie martwe istoty piczęły iść ku Phobosowi. Nawet połączone siły ras nie były w stanie powstrzymać najstraszniejszej i największej armii świata.
Phobos: Umarli! Wydaję wam jeden rozkaz: Zabić paladyna!!
Wszyscy nieumarli ruszyli ku Runiqowi. Runiczne Dziecię wezwało wszystkie runy i wyryło na ziemi mieczem dwa znaki: ANSUZ, jako przymierze z bogami i THURSAZ, symbolizujący siłę olbrzyma.
Runiq: Robię to dla was i za was, Runiczne Dzieci i za ciabie, Waltosie, Darkelffcie, Kamil Masterze, Dante, Haer'dalisie, Hargifie, Rajah'u i Khazarze. ROBIĘ TO ZA WSZYSTKIE ISTOTY ŚWIATŁOSCI, KTÓRE ŻYJĄ I KTÓRE UMARŁY!!!
Nieumarli przystanęli i zaczęli patrzeć sie na siebie, na Runiqa i na Phobosa.
Phobos: Co sie tak patrzycie? Atakujcie go!!!
Smetna armia ruszyła na paladyna.
Runiq: Wybaczcie mi, wy którzy zginęliście i wy, którzy zginiecie...
Wtem zaczęło się rozjaśniać. To słońce poczęło wschodzić... turkusowe światło błysnęło raz jeszcze. Tym razmem jaśniej niż zwykle...
Runiq wstał. Znajdował się w wielkim kraterze. Zaczął wspinać się po ścianie. Gdy znalazł się na szczycie, rozejrzał się. Cała wyzyna była usiana kraterami, choć nie tak wielkimi jak ten, w którym obudził się Runiq. Ciała umarlaków leżały wszędzie. Nie poruszały się. Czyli cel został wykonany. Paladyn podszedł do Phobosa.
Runiq: Ty dostałeś najmocniejszą dawkę. O wiele silniejszą od tej, która dałem Fenrirowi.
Phobos cos zaryczał i próbował wstać, ale Runiq wbił mus Płonące Żądło w głowę kończąc żywot demona.
Runiq: Żegnaj, Qinur...
Runiczne Dziecko zaczęło szukać w kraterach martwych lub żywych przyjaciół.
Pozostało juz tylko zamknąć bramy piekieł na wieki...
Walka trwała kilkanaście minut. W końcu dał się słyszeć jęk bólu. Jeden z walczących padł na ziemię.
Był to Runiq.
Qinur: I co? Kto wygrał? Byłeś zbyt pewny siebie. Wiesz, muszę ci podziękować. Byłem pasozytem. Żerowałem na twoim ciele, z którego zrobiłem sobie schronienie, aby w końcu wyjść...
Runiq spojrzał z nienawiścią na twarz Qinura. Na twarz, która dręczyła go przez trzy lata...
Runiq: Zebrało ci sie teraz na wspominki?
Qinur: Po raz pierwszy, gdy wyszedłem z twojego ciała, przegrałem. Zapomniałem jak sie walczy.
Wtem Runiq zaczął sobie przypominać, że kiedy był magiem, przeczytał w jednej ksiedze przepowiednię. Jej słowa teraz powracały...
Qinur: Za drugim razem popełniłem błąd. Niepotrzebnie tworzyłem lodowa ścianę. Gdyby nie ona, wygrałbym.
"Czwartego dnia, siódmego miesiąca narodzi się dziecię, które odmieni losy świata. Dziecię... Runiczne Dziecię o imieniu... Runiq."
Qinur: Trzeci raz wyciągnął mnie z twojego ciała błogosławiony Loki. Tą walkę wygrałem, ale zginąłem z ręki boga. Gdyby nie on, nie żyłbys już...
"Albowiem dziecko to trzy razy obroni świata. Za trzecim razem polegnie..."
Qinur: I kiedy myślałem, że będę na wieki siedział w ciele Onego, wy, głupcy, uwolniliście mnie. Teraz, za czwartym razem, wygrałem z tobą Runiq.
"Umrze ono w wieku sześćdziesięciu lat." "Zaraz, ja mam dopiero dwadzieścia cztery! Według przepowiedni, teraz przeżyję!"
Ryczerz śmierci uniósł Upiorną Gwiazdę nad głowę Runiqa.
Qinur: Żegnaj, przyjacielu!
Runiq: Nie... nie jestem... twoim... przyjacielem!
Turkusowe światło oślepiło chwilowo Qinura. Runiq przetoczył się w bok podnosząc Płonące Żądło i wstając.
Qinur: MORTE FEROX!!
Po tych słowach Qinur wbił miecz w ziemię. Jasnozielone światło padło na sylwetkę rycerza śmierci. Nagle Qinurowi zaczęły wyrastać nietoperze skrzydła, skóra pokryła się czarną łuską, zęby zmieniły się w długie kły, a dłonie były zakończone pazurami. To bóg śmierci wszedł w ciało Qinura tworząc istotę o imieniu Phobos.
Waltos zauważył, że nieumarli omnijają go, jakby ktos wydał im nowy rozkaz. Wszystkie martwe istoty piczęły iść ku Phobosowi. Nawet połączone siły ras nie były w stanie powstrzymać najstraszniejszej i największej armii świata.
Phobos: Umarli! Wydaję wam jeden rozkaz: Zabić paladyna!!
Wszyscy nieumarli ruszyli ku Runiqowi. Runiczne Dziecię wezwało wszystkie runy i wyryło na ziemi mieczem dwa znaki: ANSUZ, jako przymierze z bogami i THURSAZ, symbolizujący siłę olbrzyma.
Runiq: Robię to dla was i za was, Runiczne Dzieci i za ciabie, Waltosie, Darkelffcie, Kamil Masterze, Dante, Haer'dalisie, Hargifie, Rajah'u i Khazarze. ROBIĘ TO ZA WSZYSTKIE ISTOTY ŚWIATŁOSCI, KTÓRE ŻYJĄ I KTÓRE UMARŁY!!!
Nieumarli przystanęli i zaczęli patrzeć sie na siebie, na Runiqa i na Phobosa.
Phobos: Co sie tak patrzycie? Atakujcie go!!!
Smetna armia ruszyła na paladyna.
Runiq: Wybaczcie mi, wy którzy zginęliście i wy, którzy zginiecie...
Wtem zaczęło się rozjaśniać. To słońce poczęło wschodzić... turkusowe światło błysnęło raz jeszcze. Tym razmem jaśniej niż zwykle...
Runiq wstał. Znajdował się w wielkim kraterze. Zaczął wspinać się po ścianie. Gdy znalazł się na szczycie, rozejrzał się. Cała wyzyna była usiana kraterami, choć nie tak wielkimi jak ten, w którym obudził się Runiq. Ciała umarlaków leżały wszędzie. Nie poruszały się. Czyli cel został wykonany. Paladyn podszedł do Phobosa.
Runiq: Ty dostałeś najmocniejszą dawkę. O wiele silniejszą od tej, która dałem Fenrirowi.
Phobos cos zaryczał i próbował wstać, ale Runiq wbił mus Płonące Żądło w głowę kończąc żywot demona.
Runiq: Żegnaj, Qinur...
Runiczne Dziecko zaczęło szukać w kraterach martwych lub żywych przyjaciół.
Pozostało juz tylko zamknąć bramy piekieł na wieki...
-
- Mat
- Posty: 565
- Rejestracja: wtorek, 26 października 2004, 19:31
- Numer GG: 3604434
- Lokalizacja: ^_^
- Kontakt:
Tragiczne wydarzenia na ziemi zdenerwowały bogów.
Nagle niebo nabrało barwy czerwieni i na ziemię wkroczyła wspaniała bogini Smoków, IO.
IO: Dzielny Obrońco oddałeś swe życie w obronie tego, co uważasz za ważne i mimo że pragnąłeś śmierci niestety musisz powrócić by zakończyć to, co zacząłeś.
Głos z Kryształu: Taaaaaakkk.
Nagle z nieba zaczęły spływać słowa. Za zalania dziejów została stworzona istota zniszczenia.
Miała zmiażdżyć świat postanowiła go bronić.
Przepowiednia mawia dziecię kryształu ochroni ludzkość i zginie jednak nie dane jej będzie odejść.
Nagle Kryształ zaczął pulsować rozpierała go energia.
Nagle potężna fala energii rozsadziła klejnot, który był zwłokami bohatera i nagle wyłoniła się z niego chmura dymu.
Dym zmienił się w jaśniejącą energię a ta uformowała się w jakiegoś, humanoida.
Jego ciało było jaśniejącą energią i tylko oczy można było poznać to Dante!
Nagle niebo nabrało barwy czerwieni i na ziemię wkroczyła wspaniała bogini Smoków, IO.
IO: Dzielny Obrońco oddałeś swe życie w obronie tego, co uważasz za ważne i mimo że pragnąłeś śmierci niestety musisz powrócić by zakończyć to, co zacząłeś.
Głos z Kryształu: Taaaaaakkk.
Nagle z nieba zaczęły spływać słowa. Za zalania dziejów została stworzona istota zniszczenia.
Miała zmiażdżyć świat postanowiła go bronić.
Przepowiednia mawia dziecię kryształu ochroni ludzkość i zginie jednak nie dane jej będzie odejść.
Nagle Kryształ zaczął pulsować rozpierała go energia.
Nagle potężna fala energii rozsadziła klejnot, który był zwłokami bohatera i nagle wyłoniła się z niego chmura dymu.
Dym zmienił się w jaśniejącą energię a ta uformowała się w jakiegoś, humanoida.
Jego ciało było jaśniejącą energią i tylko oczy można było poznać to Dante!
-
- Bombardier
- Posty: 765
- Rejestracja: sobota, 18 września 2004, 12:59
- Lokalizacja: Piekło skute lodem
Wtem stała się rzecz, której nikt nie przewidział. Zagrzmiał bardzo donośny głos. Jakby to ziemia mówiła.
Głos: Myśleliście, że zginie ten śmieszny potwór Ono, słaby Qinur i żałosny Loki, to Ragnarok się skończy? NIGDY! NIE WASZYM ZWYCIĘSTWEM!! Jam jest potężny Samael!
Gigantyczna ręka przebiła skorupę Ziemską. Skóra ręki była czerwona, jakby spalona i zakończona czarnymi pazurami. Nagle druga dłoń przebiła ziemię. Obie kończyny zaparły się o glebę tak, jakby istota będąca ich właścicielem chciała się podnieść. I rzeczywiście tak się stało. Z podziemi wyszedł ogromny demon. Był tak wielki, że Fenrir mógłby być jego psem. Runiq spojrzał na demona.
Runiq: Wiedziałem, że do tego dojdzie. Oto na świat przyszedł Samael. Upadły anioł. Silniejszy od kazdego anioła z osobna i wszystkich razem wziętych.
Samael zaryczał tak głośno, że skały zaczęły pękać i walić się na niedobitki walczących. Nagle pojawił się okrągły portal świecący na niebiesko. Z owego portalu wyszło trzech mężów.
Pierwszy miał na sobie tęczową zbroję, a w ręku dzierżył miecz świecący białym, oślepiającym światłem. Włosy przybysza były brązowe.
Zbroja drugiego była srebrna, zapewne z Adamantu. Złotowłosy przybysz trzymał w ręku mithrilowy topór.
Trzeci miał na sobie przywdzianą czarną zbroję z nieokreślonego metalu. Jego włosy były tego samego koloru, co zbroja. Broń trzeciego, to złoty młot.
Pierwszy: Witaj, Runiq. Nazywam się Ver. Ten w czarnej zbroi to Yder, a ostatni nazywa się Jaaren.
Runiq: Skąd znacie moje imię? Kim jestescie? I czego szukacie?
Jaaren: Powoli! My wiemy bardzo dużo rzeczy. Jesteśmy rycerzami niebios. Ongi byliśmy wielkimi wojownikami, lecz umarliśmy. Teraz jestesmy jakby żołnierzami do zadan specjalnych.
Yder: Chcemy pomóc wam w wojnie Ragnarok. Czy znasz może niejakiego Dantego?
Głos: Myśleliście, że zginie ten śmieszny potwór Ono, słaby Qinur i żałosny Loki, to Ragnarok się skończy? NIGDY! NIE WASZYM ZWYCIĘSTWEM!! Jam jest potężny Samael!
Gigantyczna ręka przebiła skorupę Ziemską. Skóra ręki była czerwona, jakby spalona i zakończona czarnymi pazurami. Nagle druga dłoń przebiła ziemię. Obie kończyny zaparły się o glebę tak, jakby istota będąca ich właścicielem chciała się podnieść. I rzeczywiście tak się stało. Z podziemi wyszedł ogromny demon. Był tak wielki, że Fenrir mógłby być jego psem. Runiq spojrzał na demona.
Runiq: Wiedziałem, że do tego dojdzie. Oto na świat przyszedł Samael. Upadły anioł. Silniejszy od kazdego anioła z osobna i wszystkich razem wziętych.
Samael zaryczał tak głośno, że skały zaczęły pękać i walić się na niedobitki walczących. Nagle pojawił się okrągły portal świecący na niebiesko. Z owego portalu wyszło trzech mężów.
Pierwszy miał na sobie tęczową zbroję, a w ręku dzierżył miecz świecący białym, oślepiającym światłem. Włosy przybysza były brązowe.
Zbroja drugiego była srebrna, zapewne z Adamantu. Złotowłosy przybysz trzymał w ręku mithrilowy topór.
Trzeci miał na sobie przywdzianą czarną zbroję z nieokreślonego metalu. Jego włosy były tego samego koloru, co zbroja. Broń trzeciego, to złoty młot.
Pierwszy: Witaj, Runiq. Nazywam się Ver. Ten w czarnej zbroi to Yder, a ostatni nazywa się Jaaren.
Runiq: Skąd znacie moje imię? Kim jestescie? I czego szukacie?
Jaaren: Powoli! My wiemy bardzo dużo rzeczy. Jesteśmy rycerzami niebios. Ongi byliśmy wielkimi wojownikami, lecz umarliśmy. Teraz jestesmy jakby żołnierzami do zadan specjalnych.
Yder: Chcemy pomóc wam w wojnie Ragnarok. Czy znasz może niejakiego Dantego?
-
- Mat
- Posty: 438
- Rejestracja: czwartek, 25 listopada 2004, 19:53
- Numer GG: 6635964
- Lokalizacja: tu
Tymczasem Waltos znalazł się w pobliżu doliny z korzeniem Igdrasilu. Z powodu tajemniczych bardzo silnych wstrząsów skorupa ziemska pękła w tym miejscu i setki demonów pospadały w przepaść, kończąc swój marny żywot. Jednak niewielka ich częś żyła, ale korzenia nie było... Nie było także korzenia... Nawet jego kawałków, czyli pewnie też się zapadł... Ale to dobrze, przynajmniej już nikt go nie tknie... Póki co.. Wiking dopiero teraz zauważa coś gigantycznego... Olbrzymiego... Deceplikona? Nie, toż to Samael!!!!! Waltos udaje się biegiem w jego stronę... Już tak niewiele mu brakuje... Im dłużej patrzy na giganta, tym większy ogarnia go strach... Ael dlaczego biegnie? Może duma mu nie pozwala, by nie walczyć z upadłym aniołem? A może pociąg do ciągłej walki wziął nad nim górę? Jednak uwagę wikinga na szczęście odciąga inny widok... Widzi Runiqa i trzech dziwnych rycerzy. Przez chwilę stoi w miejscu, potem do nich powoli podchodzi. Zastanwia się, co powiedzieć, jednak jedyne, co zdołał wypowiedzieć, to:
- Czemu nie walczycie?
- Czemu nie walczycie?
żyję
-
- Mat
- Posty: 565
- Rejestracja: wtorek, 26 października 2004, 19:31
- Numer GG: 3604434
- Lokalizacja: ^_^
- Kontakt: