Grefin napełnił powoli i starannie swoją szklaną, zieloną fajkę specjalnym ziołem Hospitiusów i włożył końcówkę do ust. Rozpalił zapałką substancję i mocno pociągnął. Dym szybko wdarł mu się do płuc, z których następnie przeszedł do krwi i do mózgu. Młody mężczyzna niezwykle długo trzymał opary w sobie, ale wreszcie z kaszlem wypuścił z siebie "truciznę" jak niektórzy to nazywali. Niezwykle długo kontynuował tą czynność aż poczuł, że jego umysł odlatuje do góry. Jego ciało powoli przestawało istnieć - stawał się czystym duchem. Odłożył fajkę na bok i rozejrzał się po zadymionym pomieszczeniu, w którym przebywał. Siedział na starej drewnianej ławce, w której zdaję się zagnieździł się jakiś robaczek, na około tego niezwykle niewygodnego siedziska było mnóstwo rozrzuconych otwartych puszek, kilka pustych butelek (po zapachu można wywnioskować, że był w nich trunek nazywany pospolicie "siarą") i kilka łusek naboi. Brak okna, wilgoć i zimno wskazywał, że jest to jakaś piwnica lub schron. Grefin miał na sobie zniszczony, niebieski mundur północnej armii Afirmacji i zużyte sportowe buty Paris. Po prawej stronie, do jego pasa, była przyczepiona kabura z rewolwerem. Jedynym źródłem światła w tym ciemnym pomieszczeniu był kaganek z Kryształem. O drewnianą ławkę była oparta strzelba półautomatyczna z pełnym magazynkiem. Drzwi po prawej jeszcze trochę kaszlącej postaci były drewniane i okute, młody żołnierz zamknął je od środka zardzewiałą zasuwą. Teraz kompletnie naćpany śmiał się sam z siebie, a w jego umyśle kołatały się przerażające wspomnienia z niedawnych wydarzeń. Tydzień wcześniej uczestniczył w przegranej ofensywie na miasto Gabriell. Kwadryci użyli nowej przerażającej broni - iluzji. Straszne zmary pojawiły się dosłownie znikąd. Każdy żołnierz Afirmacji miał je 2 metry przed sobą. Za nim ktokolwiek się zoorientował o co tak naprawdę chodzi armia zaczęła strzelać, po kilku sekundach okazało się, że sami siebie zdziesiątkowali. Artyleria wroga dopełniła klęski. Grefin cudem uniknął tam śmierci, dzięki czemu dostał wolność na dwa tygodnie. Odwiedził w tym czasie najbliższą siedzibę Gildii Hospitiusów. Zakupił u nich dużo środków na magiczne zdolności, jedzenie i picie i zaszył się w podziemiach. Od tamtego dnia nie wychodził na światło dzienne, ale dziś już musiał - skończyły się jego zapasy. Po tych rozmyśleniach przyszła fala Jazdy. Czas się zatrzymał, a jego umysł przeniósł go do Nadświata.
Grefin otworzył oczy - znajdował się w wiosce zrobionej z cukierków. Wszystko było rozświetlone i dominowały tu kolory różowy i błękitny. Żołnierz Afirmacji już od dawna nie widział słodyczy, więc urwał sobie kawałek jednego z domów i zaczął jeść. Chwilę później wyszła z chatki stara wiedźma. Chciała na niego rzucić jakieś zaklęcie, ale on był szybszy i wyciągnął błyskawicznie rewolwer z kabury wiszącej niedbało przy prawej stronie biodra i wpakował jej pocisk kalibru 9mm prosto między oczy. Kawałki jej mózgu opryskały ścianę chatki i chwilę później jej ciało osunęło się na ziemię. Grefin wydarł czysty kawałek słodyczy do kieszeni i postanowił przeszukać wiedźmę. Po śmierci jej ciało zamieniło się w ciało małej dziewczynki. Żołnierz nie przejął się tym i zdjął z trupa ostrożnie niebieską sukienkę. Zawiązał ją sobie na wysokości brzucha, bardzo chciał ją mieć na sprzedaż w prawdziwym świecie. Kilka razy skakał po dłoniach dziewczynki, aby mieć pewność, że ma połamane palce. Obawiał się legend, które mówiły, że magiczne trupy czasem wstają i używają swojej magii dalej - bez dobrych dłoni jednak martwiaki nie umiałyby robić odpowiednich inkantacji. Grefin wszedł do środka budynku, z którego wyszła wiedźma. Wszystko w środku było wykonane ze słodyczy, oprócz przedmiotu leżącego na różowym stole. Był to granatowy klucz z wyrytym znakiem "E", którego pień był przedłużony w dół, a odnogi zawinięte trochę w górę. Żołnierz zabrał klucz do kieszeni, objął cały stół i zamknął oczy, a gdy je otworzył był z powrotem w zwykłym świecie ze wszystkim co zabrał z Nadświata.
Schował fajkę do jednej z kieszeni i przewiesił przez ramię swoją strzelbę półautomatyczną. Następnie otworzył drzwi i powoli wyniósł stół na mroczny korytarz. Po drodze spotkał Dreblina - małego szczuroczłowieka, którego znał już od bardzo dawna. W zamian za nogę od stołu ratun zgodził się pomóc przenieść znalezisko na powierzchnie. Po kilku minutach dotarli do dużych schodów i wyszli na ulicę. Słońce wtedy znajdowało się w zenicie i oświetlało wszechobecny brud. Niewielki był ruch na tej ulicy, ale większość ludzi, którzy ich mijało patrzyło się chciwie na ich zdobycz. Dotarli jednak bez przystanków do siedziby Gildii Hospitiusów. Tam Dreblin odłamał sobie nogę stołu i schował ją do wielkiej kieszeni po wewnętrznej stronie swojego szarego, brudnego płaszcza. W pomieszczeniu "sprzedających" stały odbiorca Grefina - stary Herver Tyn Urghalis Hospitius spróbował kawałek stołu i swoją lupą przyjrzał się dokładnie sukience. Za obie rzeczy żołnierz dostał 30 monet. Po interesie Herver zaprosił przybyszów, żeby spędzili z nim kilka minut jego przerwy. Dostali po sucharze i szklance wody. Szczuroczłowieka trochę onieśmielił pozytywny stosunek sprzedawcy do jego osoby. Stary człowiek natomiast spytał się zamyślonego Grefina:
- To wyniszcza prawda?
- Może trochę, ale życie tutaj też wyniszcza. Los chciał, że żyję w tych trudnych czasach. Opowiedz mi jeszcze raz jak było za nim była wojna. - sprzedawca opowiedział o codzienności w świecie za nim wybuchła Wielka Wojna, niektóre elementy jak np. dziwne napoje czy posiłki, które teraz były dostępne tylko dla bogatych sprawiały, że Dreblin kiwał głową bez wiary. Najbardziej mu się podobała historia o bananach - były dla niego tak samo nierzeczywiste jak większość legend o Świecie Sprzed Wojny. Przerwa Hervera się skończyła i został zmuszony pożegnać swoich wizytatorów. Bardzo lubił opowiadać o przeszłości, właściwie tylko nią żył. Milcząc dwójka bohaterów wyszła z pomieszczenia "sprzedających", do której zaraz po nich weszła jakaś szczupła dziewczyna o nadzwyczajnej urodzie. "Pewnie elfka" - pomyślał żołnierz i odszedł ze swoim ratunckim towarzyszem do pomieszczenia "kupujących". Spotkała ich tu kolejka przy każdym ze sprzedawców. Stanęli przy najmniejszej i zaczęli się przyglądać towarom na półkach. Większość był to sprzęt wojskowy, szczuroczłowiek był zdziwiony, że sukienka już jest wystawiona na sprzedaż. Grefin kupił sobie nóż myśliwski za 2 monety i nowe buty za 10 monet. Stare oddał szczuroczłowiekowi, który bardzo się ucieszył z tego daru. Potem wyszli na ulicę i pożegnali się. Dreblin wrócił do podziemii.
Przy pomieszczeniu numer 24, w którym przez tydzień siedział Grefin szczuroczłowiek spotkał ludzką kobietę. Miała na sobie wytworną sukienkę, na co odrazu zwrócił uwagę Dreblin. Wyglądała na arystokratkę, cerę miała trochę bladą, włosy jasne i długie sięgające z tyłu do pasa. Początkowo szczuroczłowiek chciał na nią napaść korzystając ze sztyletu ukrytego w kieszeni jednak ona była szybsza. Zarzuciła na niego jakąś magiczną sieć, która przykleiła go do ściany. Sztylet Dreblina upadł na ziemię. Oczy arystokratki rozświetliły się żółtym światłem, które niby rzeką spłynąło jej w tył twarzy i z wściekłością spytała się Dreblina gdzie jest człowiek z tego pomieszczenia. Ściśniętemu szczuroczłowiekowi pękło jedno z żeber - krew pociekła mu z pyska i wydusił z siebie jedyne słowo, które mu przyszło na myśl:
- Spierdalaj. - użył całej siły mentalnej i sieć zniknęła z niego. Padł na kolana i błyskawicznym ruchem podniósł swój sztylet i pchnął ostrze w nogę kobiety. Krzyknął przy tym tak, że z pomieszczeń przy korytarzu wyszło kilku szczuroludzi. Kobieta uniknęła ciosu i kopnęła Dreblina w twarz. Rzuciła następnie kulę ognia w kilku ratunów i zniknęła. Trzech szczuroludzi wyparowało zostawiając siarkowy smród. Dreblin splunął krwią. Postanowił jak najszybciej skontaktować się z Grefinem, którego polubił jak żadnego człowieka jeszcze. Rzucił swoje nowe buty jednemu ze swoich krewnych i podreptał na powierzchnię. Żebro dość mocno bolało, ale był już w większych tarapatach i zawsze jakoś unikał śmierci. Zupełnie nie wiedział gdzie szukać żołnierze. Przechodząc obok Gildii Hospitiusów wpadł na elfkę, którą spotkał wcześniej. Przewrócili się oboje na błoto.
- Jak chodzisz głupcze?! - wydarła się elfka w błękitnej sukni, z której teraz spływało błoto. Była wyraźnie wściekła, ale to nie zmniejszało jej urody - która jednak na szczuroczłowieka w ogóle nie działała. Dla niego była kolejną wyższą istotą, widział różnicę między nią a na przykład Grefinem tak samo jako widzi się różnicę między psem, a suką.
- Odpieprz się suko! - wypalił i poszedł dalej. Elfka podążyła za nim krzycząc:
- Zatrzymaj się ty mały sukinsynu jak do ciebie mówię! - on jednak dreptał jak najszybciej do przodu, gdy przechodził przez skrzyżowanie zobaczył kontem oka Grefina biegnącego w jego stronę. Żołnierz wpadł prosto na elfkę, która drugi raz upadła w błoto. Nad nimi przeleciała kula ognia, która uderzyła w jedną z kamienic niszcząc ścianę. Ta sama kobieta, która wcześnie była w podziemiach teraz szła spokojnym marszem ulicą. Wszyscy postronni uciekali od niej w popłochu. Następna kula ognia poleciała prosto w parę leżącą w rynsztoku. W ostatnim momencie Grefin chwycił elfkę i oboje przeturlali się w bok. Wybuch odrzuł ich dalej, ale dzięki wilgotnemu błotu (a śmierdziało tak, że tego się opisać nie da!) nic im się nie stało. Z oddali było już słychać odgłos zbliżającego się oddziału wojskowego - tupot wielu żołnierzy. Arystokratka zniknęła tak samo jak wcześniej z podziemii. Czas stanął, ale nie pojawił się Nadświat co zdziwiło Grefina - jeszcze bardziej zdziwiło go to, że czas stanął nie tylko dla niego.
Grefin, Dreblin i elfka spojrzeli się na siebie i w jednym momencie powiedzieli:
- Co do diabła? - zza oddziału żołnierzy wyszedł ogr w kolczudze z niebieskim płaszczem. Grefin już wziął do ręki strzelbę i wycelował ją w zielonego wielkoluda i szybko spytał się:
- A ty kim jesteś? - ogr stanął i dość ładną, dokładną mową odpowiedział:
- Jestem Fux al-Malik, największy mag Zjednoczenie al-Malików. Jesteście wybrani, tak jak ja i jeszcze dwójka, aby zakończyć wojnę i zniszczyć 4 siostry chaosu. - elfka potrząsnęła głową i ze zderwowaniem rzekła:
- Pojebało cię? Ogry nie są przystosowane do magii to raz, a dwa jakie znowu 4 siostry chaosu? - ogr spojrzał na nią ze zdziwieniem
- No ja jestem magiem. Umiem używać czaru Tempus Fugit.
- Gówno tam, jeżeli tak to powiedz skąd znasz ten czar. - elfka nadal nie wierzyła
- W Nadświecie spotkałem elfa, który powiedział, że jak pokonam razem z 5 innymi istotami 4 siostry chaosu to oszuka dla mnie naturę i da mi moce magiczne.
- Taaa, to wyjaśnia wszystko, a wiesz może jak się nazywał ten elf?
- Ehril Elfstorm.
- No tak, to mój brat. Dawno temu oszukał rzeczywistość za co spotkała go kara i nie może opuszczać Nadświata aż do swojej śmierci. To dużo wyjaśnia, a wiesz kim są 4 siostry chaosu?
- Podobno to jakieś wielkie czarodziejki, zapewne jedna z nich to była ta, która rzuciła w was kulę ognia. - w tym momencie Grefin parsknął śmiechem i powiedział szczerząc zęby:
- To chyba zostały już 3 siostry chaosu, bo jedną zastrzeliłem w Nadświecie. Ta, która tu była mówiła coś o zemście. One chyba nie wydają się zbyt groźne. - wszyscy spojrzeli się na Grefina. Chwilę później czas wrócił do swojego zwykłego trybu i nowo powstała czwórka postanowiła uciec z miasta, a właściwie poprostu wyjść. Następnego dnia w wiosce Helrin przeczytali w Gazecie Wojennej, że masowy atak artylerii na Gabriell sprawił, że pole siłowe padło i twierdza została zrównana z ziemią. Żołnierze Afirmacji przez noc opanowali zgliszcza. Gazeta podała, że jedna z przywódczyń Kwadrytów została znaleziona z przestrzeloną głową w specjalnej niezniszczalnej komnacie. Istnieją podejrzenia, że zamordowano ją w mitycznym Nadświecie. Pocisk, który rozbił jej czaszkę - jak napisano w gazecie - niewątpliwie pochodzi z pistoletu, który jest używany przez oficerów Afirmacji. Mało wesoła gromadka nie wiedziała co robić dalej.
Na szczęście jeżeli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze, więc udali się do siedziby Gildii Hospitiusów w Helrin. Był to mały kantor w centrum wioski - dużo mniejszy niż ogromny sklep w mieście. Budynek zbudowany prawie całkowicie z gliny, miał opływowy kształt niczym jędrna pierś młodej dziewczyny - właściwie większość domostw była tu tak zbudowana. Główny architekt widać bardzo lubił dziewczyny. Nawet istniała o tym legenda. Brzmiała ona mniej więcej tak: przed wiekiem hrabia Helrin postanowił zbudować dla swoich poddanych osadę, która by się wyróżniała od wszystkich innych. Mawiało się w tamtym czasie, że hrabia aż nadto lubi kobiety różnych ras i różnego wieku - były nawet posądzenia o kazirodztwo i pedofilię. Nic jednak mu nie udowodniono, chaty które zbudował okazały się niezwykle trwałe - praktycznie niezniszczalne. Wracając jednak do osoby hrabiego - był ostatnią odnotowaną ofiarą spalenia na stosie. Miejscowi pod wpływem miejscowego kapłana wpadli w szał, gdy usłyszeli, że ich przywódca nie tylko ma wiele żon i dzieci, ale i bałamuci swoje dzieci, wnuki i prawnuki. Rozwścieczeni wieśniacy przyłapali dworzan na gorącym uczynku i większość zasztyletowano. Hrabiego Helrina schwytano i na placu osady, którą zaprojektował spalono go. Dowodem na to, że cała historia jest prawdą jest metalowy słup przy którym spłonął zboczeniec. Istnieje jednak i druga wersja - mówi się, że kapłan był agentem sił rebelii, która w tamtym czasie próbowała podkopać siły Królestwa Burhland. W tej alternatywnej historii hrabia Helrin miał wiele żon (co było legalne w tamtym państwie) i wcale nie gwałcił dzieci - zaślepieni wieśniacy i tak wyrżnęli wszystkich w pień. Dreblin opowiedział tą historię swoim towarzyszom z wyraźnym uśmiechem. Cieszyło go to, że pogrążył ich w zadumie. Pierwsza odezwała się elfka:
- Czy coś wynika z tej historii, czy poprostu marnujesz nasz czas? - szczuroczłowiek odpowiedział natychmiast:
- Właściwie to... eee... ok, marnuje wasz czas, ale podobało wam się prawda? - wyszczerzył zęby rad z tego, że był w centrum uwagi przez pare minut. Elfka powiedziała tylko do siebie jedno słowo: "Kurwa...", Grefin natomiast przyznał, że podobała mu się ta historia, ale pośpieszył towarzyszy, żeby weszli wreszcie do miejscowego Hospitiusa. Kantor w środku był tak samo mały jak na zewnątrz (choć ogr spodziewał się wielkiego, magicznego sklepu). Był tu tylko jeden człowiek, wcale się nie zdziwili, gdy okazało się, że zarządcą tego lokum był Herver Tyn Urghalis Hospitius. Miał na sobie nawet identyczne ubranie jak wcześniej.
- Witajcie w mych skromnych progach podróżnicy. Możecie tu kupować i sprzedawać. - Grefin i Dreblin spojrzeli na siebie:
- Ale chyba nas pamiętasz, co? - stary kupiec spojrzał na nich i roześmiał się:
- Tak, przepraszam, wielu klientów dziennie się przewija przez mój sklep, rzadko z nimi rozmawiam. To zadziwiające, że dzień po mojej zmianie spotkałem was znowu.
- A my już myśleliśmy, że jesteś jakimś magicznym klonem, czy coś w tym stylu.
- Nie, a to dobre. Hahaha. Poprostu wysłano mnie tu, po śmierci zarządcy tego sklepu. Życzycie sobie czegoś?
- Informacji.
- Odnośnie kogo? - w tym momencie otworzyły się drzwi i weszła blada kobieta, ta sama, która poprzednio rzucała w nich kulami ognia na ulicy. Tego dnia jednak miała na sobie żółty płaszcz i krótkie włosy siegąjące jej do szyi. Wyraźnie była tak samo jak zdziwiona jak czwórka. Grefin sięgnął po pistolet jednak broń zacięła się, kobieta korzystając z okazji machnęła ręką jednak nie pojawiła się kula ognia. Herver krzyknął:
- Spokojnie! Tu jest bariera antymagiczna i antywojenna. Nic ofensywnego tu nie zadziała.
- Świetnie, to chyba mamy pat. A może nie. - Grefin podszedł do kobiety powoli, arystokratka chciała go uderzyć w twarz, ale jej ręka tylko drgnęła. Żołnierz przytulił się do niej, a ona nie mogła go nawet odepchnąć. Szepnął jej coś do ucha. Kobieta zaczerwieniła się. Grefin głośniej powiedział do towarzyszy, żeby poczekali. Tak też zrobili i gdy tylko dwójka przekroczyła próg sklepu czas zatrzymał się. Nastała ciemność i zamrugali i poczuli jak mruga cała rzeczywistość.
Grefin otworzył oczy - nadal obejmował bladą, wysoką kobietę, która tym razem i jego obejmowała. Żołnierz wyszeptał jej do ucha to samo co powiedział w sklepie:
- Kocham cię. - arystokratkę ujęły do tego stopnia te słowa, że aż poleciały jej łzy z oczu. Przez całe swoje życie gustowała raczej w kobietach. Niestety dla niej to była jedynie gra żołnierza. Strzelił jej w brzuch ze swojego pistoletu, następny pocisk trafił jej prosto między oczy i osunęła się martwa na czerwony dywan. Po śmierci jej ciało zamieniło się tak samo jak zwłoki jej siostry. Leżała pod nim młoda dziewczynka w czerwonej sukience. Tak samo jak wcześniej i z tego ciała zdarł ubranie i przewiązał sobie na brzuchu. Na małym stoliku w pomieszczeniu leżał klucz bardzo podobny do tego poprzedniego - jednak na tym był wygrawerowany znak "Ł" i ten miał kolor różowy. Grefin schował go do tej samej kieszeni, w której był poprzedni i postanowił coś jescze zabrać. Przyjrzał się szafom - ładne, mahoniowe drewno. Objął jedną z nich i zamknął oczy.
Grefin wrócił do zwykłego świata. Stał przed sklepem i obejmował jeszcze kurczowo wielką, mahoniową szafę. Puścił ją dopiero, gdy podeszli do niego jego towarzysze i kupiec. W wielkiej komodzie były cztery dziurki na klucze - po jednej do każdego z drzwi. Wylosował sobie wrota i otworzył granatowym kluczem pierwsze po prawej. Zobaczyli wnętrze jakiegoś pomieszczenia, w którym siedziało kilku żołnierzy Afirmacji i przeszukiwało różne skrzynie. Otworzył drugie drzwi różowym kluczem i zobaczył pomieszczenie, w którym przed chwilą był. Leżała tam jeszcze naga dziewczynka z przedziurawioną głową. Grefin nie czekając na reakcję innych wszedł tam. Zaraz za nim przeskoczył mały szczuroczłowiek, a następnie ogr i elfka. Nie pojawiła się droga powrotna, szafa zamknęła się - klucze w jakiś sposób znalazły się znowu w kieszenie Grefina. Kupiec zatargał szafę na zapleczę sklepu. Czwórka przeszukała całe pomieszczenie - jedyną rzeczą godną uwagi zdawała się mapa. Pokazywała ona, że zamek, w którym się znajdowali był najdalszym miastem Kwadrytów. Między nim, a twierdzą, która niedawno padła pod naporem artylerii Afirmacji był jeszcze jeden. "Najpotężniejszy bastion jaki świat widział" - jak głosił podpis na mapie. Grefin roześmiał się:
- No to chyba jesteśmy na tyłach wrogach. Jak jacyś komandosi! - szczuroczłowiek roześmiał się razem z żołnierzem, natomiast ogr postanowił sprawdzić co kryje się za drzwiami. Był tam ciemny korytarz oświetlony kilkoma żarówkami. Jego uwagę zwróciły szare przedmioty przeczepione co parę metrów do ścian korytarza. Łączył je wszystkie miedziany drut. Wyglądały trochę jak plastelina. Ogr, żeby lepiej się przyjrzeć popchnął drzwi jeszcze bardziej. Usłyszał jakiś dziwny mechaniczny dźwięk jakby "tik" i chwilę później wyparował w ognistym inferno, które zalało cały korytarz, gdyby nie refleks elfki to reszta bohaterów też napewno by zginęła. Żółty klosz pola siłowego obronił ich jednak od ognia wybuchu i lecących odłamków cegieł, które niechybnie by były ich zagładą. W miejscu, w którym było najwięcej szczątek będących pozostałością ich niedawnego towarzysza pojawiły się zwłoki dziewczynki. Ta miała na sobie kawałki zielonej sukienki (która jednak teraz płonęła), jej oderwana rączka ciągle ściskała żółty klucz z wyrytym znakiem "prawie pentagramu przechodzącego w węża". Choć wszystko wokół płonęło Grefin rzucił się i przez materiał czerwonej sukienki chwycił nowy klucz i wrzucił go sobie do kieszeni. Czerwony, luksusowy ubiór zajął, niestety, się ogniem i żołnierz musiał porzucić go. Szczuroczłowiek w tym czasie chwycił lampę ze stołu i zbił nią witraż na ścianie. Po tym akcie braku szacunku dla sztuki sakralnej otworzyła się przed nimi droga ucieczki. Mogli wyskoczyć do wielkiej fosy rozciągającej się pod murami zamku. Dreblin odrazu zapowiedział, że nie skacze, bo skręci sobie kark, jednak, gdy przypaliły mu się trochę spodnie i przy okazji tyłek to pierwszy wyskoczył. Chwilę za nimi wyskoczyła elfka i ostatni skoczył żołnierz.
Kilka chwil później Grefin i panna Elfstorm wyszli na brzeg jeziora połączonego z fosą. Rozejrzeli się wokół i spostrzegli zwłoki biednego Dreblina bezwładnie unoszone przez wodę. Elfka westchnęła, Grefinowi zrobiło się przykro. Naprawdę polubił tego ratuna. Po tej małej chwili żałoby, swoistej "minucie ciszy" żołnierz uzmysłowił sobie, że zamoczył swoją broń. Strzelba naszczęście była zabezpieczona, ale jego rewolwer nie. Nie mieli czasu na suszenie broni, ale nie pozbył się jej. Ruszyli wgłąb lasu i dość szybko dotarli do drogi prowadzącej do centralnego bastionu. Z oddali słyszeli już odgłosy wojny - ostrzał artyleryjki i odległe strzały. Idąc tak środkiem kamiennej drogi nie spotkali nikogo, aż dotarli do skrzyżowania. Siedział na nim jakiś nagi, około czterdziestoletni koleś. W dłoniach trzymał dwa wielkie rewolwery. Grefin trzymając mężczyznę na muszce zbliżył się razem ze swoją towarzyszką do niego:
- Kim jesteś?
- Daj jakieś ubranie. - naturysta z przymusu miał dość mocno ochrypły głos, zapewne od wchłoniętego alkoholu, a gdy kaszlnął z jego ust wyciekło trochę krwi na jego trochę owsłosiony brzuch (a więc może jednak nie przypity?). Elfka zaproponowała mu swoją mokrą sukienkę z torby. Mężczyzna zgodził się i założył ją na siebie. Wyglądał bardzo głupio w szarej, obcisłej od wilgoci sukni.
- Jestem lotnikiem Afirmacji, jakaś przeklęta magiczna broń sprawiła, że zniknęło moje ubranie. Mój szok był tak wielki, że dosłownie cudem uniknąłem śmierci wlatując samolotem między drzewa. Ostro było. O tak. A co wy tu robicie? Jesteśmy dość daleko od domu. O tak.
- My użyliśmy przypadkowo jakiegoś magicznego artefaktu, który teleportował nas do ostatniej twierdzy Kwadrytów. Zabiliśmy tam dwie przywódczynie. Niestety jeden z naszych towarzyszy zginął tam w walce.
- Ech, to widzę, że wygraliśmy już tą wojnę. O tak. A co powiecie na to, żeby iść do Bastionu i dopaść ostatnią sukę? Na totalnego bezczela, no chodźcie. O tak. To będzie dopiero jazda. Ha! - wszyscy się tak podjarali, że ze śmiechem ruszyli w stronę Bastionu. Lotnik po drodze oddał jeden swój rewolwer Grefinowi. Po godzinie doszli do posterunku Kwadrytów - dwóch żołnierzy w zielonych mundurach stało przy drewnianej budce. Krzyknęli coś do trójki w dziwnym, jakby zwolnionym języku. Grefin posłał im dwie porcje ołowiu, które trafiły bezbłędnie w ich czaszki i powiedział:
- Uczono mnie, żeby nie tracić amunicji, bo ona kosztuje. A pieniądze może to nie wszystko, ale bez nich to dupa. - wzięli karabiny żołnierzy i poszli dalej. Stanęli dopiero przed tylnymi wrotami Bastionu. Elfka zadbała o to, żeby pociski obrońców nie trafiały ich (zresztą i tak było tylko tam dwóch żołnierzy, ponieważ główny szturm na zamek odbywał się z drugiej strony). Grefin wycelował ze swojej strzelby i oddał dwa strzały. Jeden odpadł, ale drugi uparciuch strzelał dalej. "Mała dziwka." - pomyślał żołnierz. Kolejny pocisk nie chybił. Żelazne wrota jednak były zamknięte. Żołnierz postanowił użyć sztuczki. Chwycił za ramiona swoich towarzyszy. Czas zatrzymał się, znaleźli się w Nadświecie.
Otworzyli oczy - przed nimi nie było zamku tylko olbrzymi muchomor. Lotnik powiedział, że kiedyś też palił, ale nie sądził, że takie coś może być bez ćpania. "A jednak" - padła odpowiedź Grefina. Żołnierz wykroił w muchomorze duże drzwi i wspólnie oderwali je. Weszli do środka. Znaleźli się w Muchomorziemi - tu wszędzie były te piękne, czerwonobiałe grzyby. Idąc po nich jak po dywanie doszli wreszcie do jedynej rzeczy tutaj nie z grzyba - żółtego sześcianu z drewnianymi drzwiami. Wpadli do środka, a tam spotkali dziwną istotę - muchomora z rękoma i nogami. Miał okropny, zły uśmiech na "twarzy" mieszczącej się w pniu grzyba. Splunął na nich grzybami. Lotnik zestrzelił większość tych pocisków w powietrzu, ale jeden uderzył Grefina w ramię. Biała substancja rozlała mu się po mundurze i skórze tworząc wiele poparzeń. Żołnierz krzyknął "Kurwa!!" w akcie protestu i wystrzelił z obu karabinów na raz. Upadł pod naporem odrzutu, ale jednak kilka pocisków doleciało w potwora. Ten jednak zasłonił się tarczą stworzoną z kapelusza muchomora. Magiczne strzały elfki również odbiły się od tej obrony. Dopiero lotnik, który podbiegł do potwora i włożył mu pięść w oko zdołał go zranić. Białe oko wypłynęło, ale mężczyzna w szarej sukience nie cofnął ręki. Sięgnął dalej i wyciągnął przez oczodół mózg Grzybołaka.
- Zdychaj ścierwo! - krzyknął lotnik i kopnął truchło od siebie. Niestety kwas kryjący się we wnętrzu potwora spalił mu całą prawą dłoń (to dopiero poczuł kilka chwil później). Grzybołak padł martwy na dywan z grzybów i jego ciało przybrało postać małej, może ośmioletniej dziewczynki w żółtej sukience. Grefin podszedł do niej i zabrał jej z rączki zielony klucz z symbolem przypominającym znak "Odwrócona omega z zakręconymi końcówkami i przecinającą ją linią wyglądającą na literę A".
Wrócili do zwykłego świata - przebywali w żółtej komnacie z zielonym dywanem na podłodze. Meble były identyczne do tych, które widzieli wcześniej. Była tu też szafa bliżniacza do tej, którą zostawili u kupca. Grefin podszedł do niej i włożył cztery klucze. Przekręcił je po kolei. Cztery drzwiczki otworzyły się i zniknęły - cała szafa okazała się być portalem...
Afirmacja

-
- Bosman
- Posty: 2204
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:11
- Numer GG: 4159090
- Lokalizacja: Las Szamanów
- Kontakt:

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Bardzo fajne, tylko momentami napisałeś trochę nieprzejrzyście, przez co dopiero po chwili orientowałem się który bohater wykonywał ową czynność.
Trochę też trzeba było się domyślać o co chodzi z niektórymi rzeczami np. z tym Nadświatem...
Brak wyraźnego zakończenia sugeruje kontynuację. Chętnie przeczytam.
Trochę też trzeba było się domyślać o co chodzi z niektórymi rzeczami np. z tym Nadświatem...
Brak wyraźnego zakończenia sugeruje kontynuację. Chętnie przeczytam.
I tak nikt tego nie czyta...

- BAZYL
- Zły Tawerniak
- Posty: 4853
- Rejestracja: czwartek, 12 sierpnia 2004, 09:51
- Numer GG: 3135921
- Skype: bazyl23
- Lokalizacja: Słupsk/Gorzów Wlkp.
- Kontakt:




















Pierwszy Admirał Niezwyciężonej Floty Rybackiej Najjaśniejszego Pana, Postrach Mórz i Oceanów, Wody Stojącej i Płynącej...

-
- Bosman
- Posty: 2204
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:11
- Numer GG: 4159090
- Lokalizacja: Las Szamanów
- Kontakt:
To mój codzienny język, więc co to znaczy że nie umiem używać wulgaryzmów skoro ja tak właśnie je używam, a jak inaczej ich używać?BAZYL pisze:Interpunkcja kuleje.
Cały czas podmiotm jest bohater - powinieneś spróbować trochę bardziej operować "kamerą" narracji - np. nie "Bolek wsadził fajkę do ust", a "Fajka powedroowała w stronę ust". Częściej zmieniaj ukłąd odniesienia narracji, to ją uatrakcyjni.
Cyfry powinno się pisac słownie.
Za dużo zaimków.
Trochę błędów.
Nieco chaotyczna narracja.
Nie umiesz uzywać wulgaryzmów, oj ne umiesz...
Widać, ze autorem jest erpegowiec. To niestety zarzut.
Powtórzenia - im dalej, tym więcej...
Potoczny język, w ogóle dość ubogi...

A to z tym RPG to tak miało być, fajnie że zwróciłeś uwagę

Z punktem odniesienia narracji to mam pewne kłopoty, wolę jednak nie zmieniać stron - chyba, że widok z kamer, czy innego czorta, diabła.
I staram się jednak używać cyfr, a nie zapisywać je "fonetycznie".
A tak w ogóle to nie mam pojęcia o tych wszystkich nowych zasadach używania języka polskiego, z tych powyżej to spróbuję coś zrobić z tym odniesieniem narracji (ale chyba i tak nie umiem), dam inne opowiadanie to może ci się bardziej spodoba.
I naprawdę trochę śmiesznie ten ostatni zarzut wygląda - "potoczny język" - a jaki ma być? Prawniczy? Polityczny? Lepiej pisać potocznym językiem, "dzięki to więcej ludu czai o kiego grzyba biega."

Czemu? Zwłaszcza, że Grefin tutaj jest podróżnikiem po różnych stanach świadomości.BAZYL pisze:dialogi sa niewiarygodne.
Niewiarygodne sa też motywy postaci.

Czemu? Buduje nastrójBAZYL pisze:"Dym szybko wdarł mu się do płuc, z których następnie przeszedł do krwi i do mózgu." - trochę takie, hmm... zbyt dosłowne.

Do robienia inkantacji w naczeniu czarowania potrzeba rąkBAZYL pisze:"bez dobrych dłoni jednak martwiaki nie umiałyby robić odpowiednich inkantacji" - inkantacja to słowa, wątpię czy chodziło ci o móienie na migi
![]()


Żeby zaznaczyć, że jest piękna? Tak samo jakbyś spytał po co piszę o kolorach sukienek zabitych dziewczynek - nie wiem, pisałem automatycznie i tak mi się widziało.BAZYL pisze:"Była wyraźnie wściekła, ale to nie zmniejszało jej urody - która jednak na szczuroczłowieka w ogóle nie działała." - więc po co o niej pisać?

Widać, że mało piszesz automatycznie. Nie zmienię tegoBAZYL pisze:Kolejne zdania sprawiaja wrażenie wyliczenia - rownie dobrze moznaby je było wypisać od myślników...

Reasumując - błędy interpunkcyjne, stylistyczne i inne jeśli nie są tak oczywiste, że mogę je poprawić przy czytaniu to niestety są. Czerwony system edukacyjny w ogóle mi nie pomógł, nie mam dysleksji ani nic w tym stylu - po prostu bardzo ciężko mi zrozumieć zasady wymyślone przez pseudohumanistów. Pisanie automatyczne jest chaotyczne i przelewa bezpośrednio myśli, więc jest to język potoczny zazwyczaj. Dialogi i motywy postaci nie są bardzo skomplikowane, bo w rzeczywistości tak też nie jest, każdego można podsumować w kilkunastu zdaniach góra, większość przyjaźnie reaguje na kulturalne zapytania i większość neutralnie lub wrogo reaguje jeśli ktoś im się nie spodoba a ich zaczepi. Większość boi się tego czego nie zna. I nie zdają sobie nawet sprawy, że jest więcej niż kiedykolwiek widzieli i kiedykolwiek zobaczą jeśli nie będą chcieć. I większość umrze, a potem zostanie zapomniana. Bojąc się nieznanego nie otworzą nigdy drzwi prowadzących w nieznane. Miliony światów, miliony rzeczywistości jest w każdym z ludzi - żeby je dostrzec... Wystarczy chcieć.
Rozpisałem się


- BAZYL
- Zły Tawerniak
- Posty: 4853
- Rejestracja: czwartek, 12 sierpnia 2004, 09:51
- Numer GG: 3135921
- Skype: bazyl23
- Lokalizacja: Słupsk/Gorzów Wlkp.
- Kontakt:
AC pisze:To mój codzienny język, więc co to znaczy że nie umiem używać wulgaryzmów skoro ja tak właśnie je używam, a jak inaczej ich używać?Trzy powtórzenia w jednym zdaniu, dość ubogi - taki właśnie miał być, pisałem to 2-3 godziny automatycznie potem poprawiłem kilka błędów, które ja widzę.
Literacki - piszesz literaturę, więc język powinien być literacki. On przynajmniej jest pozbawiony manier językowych typowych dla mowy. A upotocznienie języka to tzw. stylizacja - której u Ciebie nie było...AC pisze:I naprawdę trochę śmiesznie ten ostatni zarzut wygląda - "potoczny język" - a jaki ma być? Prawniczy? Polityczny? Lepiej pisać potocznym językiem, "dzięki to więcej ludu czai o kiego grzyba biega."![]()
Ja też - o czym mówisz?AC pisze:A tak w ogóle to nie mam pojęcia o tych wszystkich nowych zasadach używania języka polskiego

Bo są drewniane, nieracjonalne i nikt by się tak nie zachowywał. Bez względu na świat. IMHO.AC pisze:Czemu? Zwłaszcza, że Grefin tutaj jest podróżnikiem po różnych stanach świadomości.BAZYL pisze:dialogi sa niewiarygodne.
Niewiarygodne sa też motywy postaci.
![]()
To błędy językowe.AC pisze:Czemu? Buduje nastrójBAZYL pisze:"Dym szybko wdarł mu się do płuc, z których następnie przeszedł do krwi i do mózgu." - trochę takie, hmm... zbyt dosłowne.
![]()
AC pisze:Do robienia inkantacji w naczeniu czarowania potrzeba rąkBez rąk czar nie zadziała
Nie ma tu ani jednego słowa o ruchach rąk - popełniłeś błąd rzeczowy.sjp.pwn.pl pisze:inkantacja ż I, DCMs. ~cji; lm D. ~cji (~cyj)
książk. «obrzędowe zaklęcie, śpiewane albo recytowane; zaklinanie, czarowanie»
Inkantacja do Allacha.
łc.
Nie pisze się automatycznie - pisze się tak, aby można o było potem przeczytaćAC pisze:Widać, że mało piszesz automatycznie. Nie zmienię tegoBAZYL pisze:Kolejne zdania sprawiaja wrażenie wyliczenia - rownie dobrze moznaby je było wypisać od myślników...
![]()

Czytaj jeszcze raz. I jeszcze...AC pisze:Reasumując - błędy interpunkcyjne, stylistyczne i inne jeśli nie są tak oczywiste, że mogę je poprawić przy czytaniu to niestety są.
Te zasady powstawały przez stylecia używania języka, a "pisanie automatyczne" to - wybacz - coś wymyślone przez "pseudohumanistę" - mogę nawet wskazać palcem któregoAC pisze:Czerwony system edukacyjny w ogóle mi nie pomógł, nie mam dysleksji ani nic w tym stylu - po prostu bardzo ciężko mi zrozumieć zasady wymyślone przez pseudohumanistów. Pisanie automatyczne jest chaotyczne i przelewa bezpośrednio myśli, więc jest to język potoczny zazwyczaj.

Pierwszy Admirał Niezwyciężonej Floty Rybackiej Najjaśniejszego Pana, Postrach Mórz i Oceanów, Wody Stojącej i Płynącej...

-
- Bosman
- Posty: 2204
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:11
- Numer GG: 4159090
- Lokalizacja: Las Szamanów
- Kontakt:
1. Piszę opowiadania, nie muszę pisać w stylu literackich kogośtam czy cośtam, mam swój własny jeśli komuś się nie podoba to trudno.
2. "Bo są drewniane, nieracjonalne i nikt by się tak nie zachowywał. Bez względu na świat. IMHO." Czemu nikt? Czemu drewniane? Rzeź i zabawa to dość racjonalne sprawy. Tylko w głupich cukierkowatych fantasy bohaterowie nie odstrzeliwują "on sight" słodkich, małych dziewczynek w cukierkowym świecie. I tylko głupcy przechodzą do innych światów w "celach pokojowych".
3. "Dym szybko wdarł mu się do płuc, z których następnie przeszedł do krwi i do mózgu." - gdzie tu jest błąd językowy?
4. "Nie ma tu ani jednego słowa o ruchach rąk - popełniłeś błąd rzeczowy." w świecie Afirmacji nieistniał starożytny Rzym, ani Islamskie Imperium, więc inkantacja może znaczyć to samo co zaklęcie, akurat to zaklęcie potrzebowało również rąk. Pierwszy stopień - używanie słów i ciała; drugi stopień - używanie słów; trzeci stopień - myśl - z tego wynika, że inkantacje to pierwszy i drugi stopień.
5. Ludzie jakoś przeczytali pismo automatyczne
6. No nie sądzę, żebyś mógł wskazać bo pismo automatyczne jest z czasów stworzenia pisma tysiące lat temu.
i ciężko by takich ludzi w ogóle nazwać humanistami 
2. "Bo są drewniane, nieracjonalne i nikt by się tak nie zachowywał. Bez względu na świat. IMHO." Czemu nikt? Czemu drewniane? Rzeź i zabawa to dość racjonalne sprawy. Tylko w głupich cukierkowatych fantasy bohaterowie nie odstrzeliwują "on sight" słodkich, małych dziewczynek w cukierkowym świecie. I tylko głupcy przechodzą do innych światów w "celach pokojowych".
3. "Dym szybko wdarł mu się do płuc, z których następnie przeszedł do krwi i do mózgu." - gdzie tu jest błąd językowy?

4. "Nie ma tu ani jednego słowa o ruchach rąk - popełniłeś błąd rzeczowy." w świecie Afirmacji nieistniał starożytny Rzym, ani Islamskie Imperium, więc inkantacja może znaczyć to samo co zaklęcie, akurat to zaklęcie potrzebowało również rąk. Pierwszy stopień - używanie słów i ciała; drugi stopień - używanie słów; trzeci stopień - myśl - z tego wynika, że inkantacje to pierwszy i drugi stopień.
5. Ludzie jakoś przeczytali pismo automatyczne

6. No nie sądzę, żebyś mógł wskazać bo pismo automatyczne jest z czasów stworzenia pisma tysiące lat temu.


