[Forgotten Realms] Pierwsza drużyna

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Kairon Askariotto
Pomywacz
Posty: 36
Rejestracja: piątek, 24 lutego 2006, 16:45

Post autor: Kairon Askariotto »

Kairon

Nie dostał odpowiedzi od razu od gospodarza za to dość szybko na jego słowa odpowiedziała Kurai, półkrwi drow-ka. Odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią tym samym wzrokiem co zawsze, chłodno i opanowanie, zieleń jego oczu mocno kontrastowała z delikatnie zabarwionymi fioletem białkami jego oczu. Nic dziwnego że tak wielu unikało tego wzroku.
- Siyo Usstan zhaun lu' mziln Usstan zhaun lu'oh tril ulu elgg xor belbau ssrigg'tul. - Odezwął się po chwili. A słowom jego towarzyszył niewyraźny uśmiech, uśmiech który nie raz Kurai już widział z tym, że wcześniej miało to zawsze miejsce u jej opiekuna.
Przy jeszcze klika długich chwili Kairon przyglądał się półdrowce półelfce, patrzał i wyłapywał to większe to mniejsze defekty, różnice mieszania krwi. Nieco inna linia uszu, bardziej skośna, policzki nieco mniej uwydatnione niż u córek chaosu, linia nosa delikatnie zakrzywiona, łuk brwiowy taki sam i spojrzenie oczu typowo drow-ie ma jednak. I choć stoi prosto, z dumą niczym kapłanka Pajęczej dziwki to jest w niej coś innego, jej ojcem musiał być drow tak jak i jej opiekunem.
Zamyślił się chwile i dodał niespodziewanie
- Kairon, qu'ellar's killian jabbuk , whol elamshinae -
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai

Wzrok Kairon'a i jego uśmiech nieco ją spłoszyły, lecz ta znajoma iskra przyciągnęła ją niczym magnez. Pochyliła się do przodu i będąc w niewielkiej odległości od jego twarzy powiedziała niezwykle poważnie, jakby zdradzała największą tajemnicę:
- Kurai, dalharil lu'harl Jarlaxle... shebali...
Wyprostowała się i uśmiechnęła, choć jej spojrzenie nadal było poważne i odrobinę chłodne. Mógł byc pewien, że gdyby zechciał to komuś powiedzieć, poderżnęłaby mu gardło i wyciągnęła język. Swoją drogą nie wiedziała za bardzo, czemu to powiedziała właśnie jemu, ale cóż, słowo się rzekło. Zazwyczaj najpierw coś robiła, a dopiero później myślała.
- Wun Har'oloth Usstan orn'la tlu jal'yur elghinyrr - stwierdziła i zaśmiała się, zapewne z tym stwierdzeniem zgodziłby się każdy, kto ją choć bliżej poznał. A ci co jej nie znali, z przyjemnością by pomogli dziewczynie w załatwieniu tej sprawy... Westchnęła i odchyliła się do tyłu. Kairon... Przez chwilę wydał się jej miły i całkiem sympatyczny, choć nie zatarło to tego nieprzyjemnego wrażenia i uczucia, które towarzyszyło każdemu słowu i spojrzeniu skierowanemu w jej stronę przez niego. Uśmiechnęła się odsłaniając nieco ząbki i unosząc jedynie kącik ust z prawej strony. Pochyliła trochę głowę i spojrzała mu w oczy. Przetrzymała jego spojrzenie i uśmiechnęła się już normalnie, po swojemu. Ciekawa była, czy uzna to za wyzwanie, czy za zwykłe droczenie się. W następnej chwili mało się nie palnęła w łeb... "Nie igrać z Drow'em, gdy jest się takim... odpadkiem jak ja".
CoB
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1616
Rejestracja: poniedziałek, 12 września 2005, 08:47
Numer GG: 5879500
Lokalizacja: Opole
Kontakt:

Post autor: CoB »

Viran

Wszystko co działo się wokół, wśród towarzyszy, mało interesowało chłopca. Z wdzięcznością spojrzał na Kurai, która usadziła go na miejscu i wspomogła, chociaż nieświadomie, oddzielając go od Kairona. Nie wiedział, że Kurai to tylko pół-drowka, pewnie gdyby wiedział zaufał by jej. A tak nadal się nie odzywając patrzył z zaciekawieniem na zebranych w karczmie gości.
Kiedy usłyszał duergara i jego słowa, na swój temat zdecydował się udowodnić, że chłopcy ze wsi pić potrafią. Uśmiechnął się do duergara i odrzekł: - Panie karczmarzu ja poproszę trochę kaszy i... napitek w postaci w krasnoludzkiej gorzałki... Albo nie! Biorę każdy z alkoholi po jednym... Chętnie je wypróbuję, jestem nie tylko wojownikiem, ale też odkrywcą, moim obowiązkiem jest badać nieznane! - Viran aż wstał od stołu w wielkim uniesieniu. W karczmie na chwilę ucichło, kilka osób skierowało wzrok na chłopaka. On wystraszony i zaczerwieni usiadł na miejscu mamrocząc: - To ile będzie to kosztowało Panie Karczmarzu?

Chłopak po pytaniu, dając karczmarzowi chwilę na liczenie i śmianie się z jego naiwności, jął mierzyć wzrokiem wszystkich osobników w karczmie. Nie czuł specjalnej niechęci przed żadnym z nich, właściwie był raczej ciekawy poznawania nowych ras - kiedyś u niego w wiosce był stary krasnoludzki bednarz i opowiadał najlepsze historie... Innym razem przybył tam pół-elf, który okazał się tropicielem, a jego słowa, każde z nich, okazały się najcenniejszymi radami dla mieszkańców wioski nękanych przez głupie bestie.
Kiedy do karczmy wszedł zakapturzony nieznajomy, Viran odprowadzał każdy jego krok. Nie myślał nad tym co robi, właściwie patrząc na nieznajomego myślał, czy drużyna w której się znalazł go zaakceptuje. On jedyny był tam człowiekiem i chociaż bał się ich, wiedział, że bez zaufania nic nie zrobią razem... A kiedy będzie zaufanie nie będzie już strachu.
Ale czy starożytne istoty jak elfy, zaufają chłopakowi ze wsi? Pomyślał i skwasił minę... Nie dość, że różnica stanów, to jeszcze rasowa...
Znowu popatrzył na drużynę. Zobaczył, że Kurai drży z zimna - miała przemoczone buty. Zaczęła rozmawiać z drowem, Kaironem. A właściwie mówić bez ładu i składu w jakimś dziwnym języku.
Viran sięgnął do sakiewki, przeliczył pieniądze, po czym po cichu odszedł od stolika.
Rozejrzał się po karczmie...
Podszedł do Iymrila i po cichu go o coś zapytał. Młody pół-drow z uśmiechem wskazał mu w róg sali... Siedział tam Krasnolud. Viran podszedł do niego, patrząc z podziwem na jego blond brodę zaplecioną w setki warkoczy i sfatygowaną ćwiekowaną zbroję. Obok niego leżał hełm, ze smoczymi skrzydłami po bokach. Krasnolud jadł coś mięsistego, a chłopak bał mu się przerywać jedzenia.
Po chwili milczenia, mówiąc z pełnymi ustami, ale ze wzrokiem w talerzu odezwał się blondbrody: - Czego!? Chłopak lekko się zmieszał, ale głęboko odetchnął i powiedział cicho: - No bo ja chciałem coś kupić... i...
- Poczekaj aż zjem!
Viran posłusznie usiadł z rękami na kolanach i starał się nie patrzeć z zaciekawieniem na krasnoluda... Starał się, ale co jakiś czas zerkał ukradkowo w jego kierunku.

Po chwili krasnolud wstał, kazał iść za sobą i zaprowadził chłopca do jednego z pokoi. Weszli do środka - wewnątrz spały trzy inne krasnale i leżało pełno tobołków. - No więc czego?! - burknął krasnolud. - Są, są może trzewiki... albo buty... - wyjąkał chłopak,
Haha, są, chodź pokażę Ci i wybierzesz sobie!
Chłopak podszedł do jednej z toreb. Krasnolud wysypał jej zawartość na podłogę, po czym głośno beknął.
Viran chwilę przebierał w tych butach, wkładał dłoń do środka, po czym powiedział: - Biorę te Blondbrody spojrzał z zaskoczeniem na chłopca i odrzekł: - Ale to będzie 15 sztuk złota chłopczyku! Masz tyle?
Viran bez słowa odliczył pieniądze i dał krasnoludowi.

Wrócił na dół chowając buty za plecami. Na szczęście wewnątrz panował półmrok i tłok, więc nikt nie spostrzegł, co tam niesie Viran.
Usiadł na miejscu, postawił buty obok Kurai, szybko porównał spojrzeniem wielkość jej przemoczonego obuwia z tym, które zakupił i z westchnieniem ulgi pochylił się nad uchem kobiety. Rzekł jej cicho, tak by inni nie słyszeli - Przyniosłem Ci buty, możesz je wziąć... Tylko nie pytaj dlaczego i je przyjmij, nie chcę nic w zamian.
Uśmiechnął się do niej i skierował wzrok na dół, pod stół. Stały tam nowe skórzane buty, sięgające do łydek, zapinane na klamry. Po dokładniejszym przyglądnięciu się, można było spostrzec skrytki na na przykład małe sztylety.
Co najważniejsze - buty były wysokie i nieprzemakalne.

Viran jak gdyby nigdy nic zaczął znowu rozglądać się po karczmie, zaciekawiony występem niziołka, który skakał po stole i śpiewał coś o jakiś zwierzętach...
http://niwia.myforum.pl/ - forum Opolskiego klubu RPG i fantastyki
http://my.opera.com/gimnazjon/blog/ - sport, ruch, zdrowie, itepe
Craw
Bosman
Bosman
Posty: 1864
Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
Numer GG: 5454998

Post autor: Craw »

Shamshiel

Chłopak coraz bardziej zaskakiwał elfa. Mimo swojego wieku wydawał się być taki niewinny, tak dziecięcy... Było to nieprawdopodobne, że on był w stanie się uchować do tej pory. Jednak wiedział, iż taki stan nie potrwa zbyt długo. Życie na trakcie było brutalne i pełne rozczarowań, często doprowadzając ludzi do skraju załamania. Jednym słowem, takie życie potrafiło zmienić każdego. Człowiek stawał się cyniczny, obojętny, przyzwyczajony do wielu okrucieństw. Trochę żal chłopca zrobiło się Shamsielowi – niech Viran się jeszcze cieszy ze swej wielkiej przygody...
Elf wrócił do rzeczywistości... Teraz miał się przebrać.
- Czy mógłbyś wskazać mi drogę do tej trzynastoosobowej sali? – zapytał.
- Ależ oczywiście. Wystarczy, że pójdziesz w stronę tamtego przejścia i wybierzesz schody na lewo.
Shamshiel podziękował skinieniem głowy, po czym odrzekł do swoich towarzyszy.
- Wybaczcie... Za chwilę wrócę – po czym dodał w stronę karczmarza – Mam nadzieję, że gdy tu wrócę, moja strawa będzie na mnie czekać.
Powiedziawszy to, miał się ukłonić, jednak niespodziewanie odezwał się do niego Drow...
Kairon Askariotto
Pomywacz
Posty: 36
Rejestracja: piątek, 24 lutego 2006, 16:45

Post autor: Kairon Askariotto »

Kairon

Drow słuchał jej słów i zaskoczyło go takie wyznanie.
*Córka Jarlaxle kto by pomyślał.*
Wszak kilka razy Kairon widział fechmistrza domu Beanre tam w mieście pajęczej królowej, ale nigdy by nie przypuszczał czegoś takiego.
* Menzoberranzan jest jednak jak zwykła dziwka, piękne, zabójcze i tajemnicze*
Nie dał po sobie jednak czegokolwiek poznać miast tego po chwilce namysłu odrzekł ku niej szczerząc zęby w niegodziwym uśmiechu:
- Ust, dos orn tlu elgg whol sila suldaim whol dosst ilharn , whol drada p'wal ol nindel dos jous inbal belbau ukta pholor rescho elghinn lu' llarnbuss. – i tu nie dokończył słowem a zastąpił to gestem, pokazując kilka dziwnych znaków. Je Kaurai już kiedyś widział i tym razem było to w podmroku, a ów znaki znaczyły nie mniej jak to, iż to on jest pająkiem. Po tym dodał szybko z pewna lekkością w głosie:
- Drill ghil 'udtila naut inbal ji, ghil udos inbal byr kultar. – A gdy mówił te słowa młody Viran skądś wrócił niosą parę butów, które nie mniej w żaden sposób nie zainteresowały drowa.
Ciągle przypatrywał się półdrowce fakt że miała być córką Jarlaxle zmieniał nieco kąt patrzenia na jej postać, cóż poniekąd należała do pierwszego domu, Baenre a to cos znaczyło. Nie mnei to było am w domu, tu była samotną półdrowką i tylko to się liczyło.
Jego myśli przerwał elf, który postanowił w końcu zrzucić z siebie to żelastwo w efekcie czego Kairon rzucił za nim szybko w jego ojczystej mowie.
- Ta entul kuila, kesir – Nie liczył na jakaś odpowiedź nie mniej ciekaw był ewentualnej odpowiedzi feare. Faktem było, iż nie był to jego przyjaciel co najwyżej towarzysz podróży nie mniej braki w magii u niego sprawiały że mógł stać się łatwym łupem wielu wypraw młodych drowów udających się na okrwawiny.
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai

Spodziewała się, że może wiele stracić w jego oczach po przyznaniu się do swego 'pochodzenia', jednak jak sam zauważył, nie byli już w Podmroku. Dziewczyna na jego ostatnią uwagę wyszczerzyła jedynie zęby w pięknym uśmiechu. Przez chwilę wpatrywała się w Kairon'a, podobnie jak on w nią i zamyśliła się. Nie liczyła na poprawę stosunków między nimi, ani nawet na cień namiastki zaufania, czy przyjaźni. Jeśli słyszał o Jarlaxle, to zapewne wiedział, iż z jego 'ludźmi' nigdy nie ma nic pewnego, poza śmiercią. Uśmiechnęła się lekko, ciekawe, czego można się było spodziewać po jego wychowance.
Przed oczami zobaczyła, jak jej ojciec siedzi w swym gabinecie wygodnie rozłożony na krześle, z nogami skrzyżowanymi na blacie stołu. Zawsze pewny siebie, zawsze nieprzewidywalny, pragmatyczny, oportunistyczny Drow. Już sam fakt, że ubierał się z pewną nonszalancją i swym strojem rzucał każdemu wyzwanie, świadczył o jego władzy i umiejętnościach. Jarlaxle nie chował się i nie ukrywał, jego strój było widać niemal z drugiego końca Menzoberranzan, a samego mężczyznę w tych ciemnościach jak na dłoni. Jednak nikt nie śmiał go atakować, nie otwarcie. A w tych nieoficjalnych zagrywkach był niemal mistrzem. Uśmiechnęła się lekko i bezwiednie położyła rękę na sercu. Pod dłonią wyczuła znak jego oddziału, Bregan De'Arthe. Brosza była w tej chwili zimna, więc ojciec nie miał do niej nic ważnego. Gdyby jednak poczuła ciepło, miała się z nim jak najszybciej skontaktować.
Młody chłopak najwyraźniej uznał, że między Kairon'em a nią rozmowa się zakończyła i nachylił się do Kurai szepcząc jej coś do ucha. Zerknęła na 'prezent' od niego i była nim nieco zaskoczona. Kiwnęła mu głową i skoro powiedział, że nie pragnie nic w zamian, nie miała zatem zamiaru nic mu ofiarować. Klepnęła go w ramię i rzekła:
- Bel'la dos... eee... - zmieszała się na chwilę i palnęła w czoło. - Wybacz, chciałam powiedzieć "dziękuję".
Wstała i podnosząc swoje rzeczy postanowiła iść się przebrać. Niemal w tym samym momencie Elf zaanonsował, iż idzie to samo uczynić i dziewczyna zachichotała pod nosem. Zdziwiło ją, że Kairon zna mowę Elfów, jednak nie chciała się póki co zdradzać ze znajomością jej także. Westchnęła i kładąc na stole rękę obok Drow'a powiedziała:
- Tlu ditronw rath... - a jej gest wyglądał tak, jakby mu chciała dłoń położyć na ramieniu, tylko z jakiegoś względu nie dotknęła go. Może bardziej niż myślał zdawała sobie sprawę z tego, iż jest dla jego rasy ścierwem?
W kilka kroków dogoniła Elfa i zagadała:
- Nie będę ci przeszkadzać? Te mokre buty i nogawki doprowadzają mnie już do szału...
Craw
Bosman
Bosman
Posty: 1864
Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
Numer GG: 5454998

Post autor: Craw »

Shamshiel

Elf był zaskoczony tym, co powiedział drow. Nie spodziewał się czegoś takiego od kogoś, kto prawie cały czas milczał. Nie mniej, nie pozostawał w tym stanie zbyt długo, za odpowiedź zaś posłużyły mu lekki uśmiech i krótka fraza.
- Amin aelo gurtha il' noresh
Powiedziawszy to, chwycił swój pakunek i skierował się do sali sypialnej. Po chwili został dogoniony prze Kurenai.
- Nie będę ci przeszkadzać? Te mokre buty i nogawki doprowadzają mnie już do szału... – zapytała
- Oczywiście, że nie – odpowiedział najuprzejmiej, jak tylko potrafił, po czym dodał z uśmiechem – Pytanie raczej brzmi: czy ja nie będę przeszkadzał tobie?

Gdy dotarli do pomieszczenia, Shamshiel rozejrzał się za jakimś wolnym miejscem do spania, które by mu pasowało. Na szczęście takowe znalazł – proste łóżko przy oknie, czyli tak, jak najbardziej lubił. Czasami, w chwilach bezsenności, wyglądał przez otwarte okno na gwiazdy, na księżyc, na noc w swej krasie. W takich momentach wyciągał swój flet i wygrywał na nim melodię nocy. Zaprawdę, było coś pociągającego, pełnego magii w krajobrazie po zmierzchu...Shamshiel zdał sobie sprawę, że znów daleko odpłynął w swych myślach.
Podszedł do wybranego łóżka i rzucił na nie swoje rzeczy, po czym na nim usiadł. Siennik był dość twardy, ale elfowi nic a nic to nie przeszkadzało. Od razu zabrał się do ściągania zbroi. Najpierw zrzucił stalowe rękawice, po których przyszła pora na części osłaniające ręce. Kolejne klamry były bardzo szybko odpinane. Gdy elf pozbył się obu „rękawów” przyszła kolej na kirys. Kolejne zapięcia poszły w odstawkę a zaraz po nich sam kirys. Na Shamshilu pozostały jeszcze nagolenniki i przeszywanica. Najpierw pozbył się tej drugiej. Gdy ta wylądowała na łóżku, elf wstał i nieco rozruszał zmęczone ramiona. Kilka kółek wykonanych ramionami i głową, i już wojownik czuł się lepiej. Po ściągnięciu nagolenników zrobił kilka przysiadów, żeby rozruszać także nogi. Bez zbroi czuł się zdecydowanie lepiej. Następnie zrzucił starą koszulę z siebie (ukazując przy tym swój umięśniony tors), po czym rozwiązał węzeł na swym worku i zaczął w nim grzebać. Po paru chwilach szperania wyciągnął z niego nową – była bielutka i ładnie złożona (o dziwo nie wymięła się podczas noszenia w worze). Niestety nie miał drugiej pary butów, przez co zmuszony był pozostać w przemoczonej parze. Wprawdzie czuł przez to dyskomfort, jednak nie na tyle duży, by mocno na to narzekać. Jeszcze tylko podniósł swój miecz z łóżka i przepasał go sobie – nie przepadał za pozostawianiem go bez opieki, szczególnie w takich miejscach jak to. Odgarnął włosy dłonią i już był gotowy.
Pozostało mu tylko czekać, aż jego towarzyszka skończy się przygotowywać...
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai

Gdy Elf pieczołowicie i niemal z namaszczeniem pozbywał się swego stalowego odzienia, ona z zaciekawieniem przyglądała się temu całemu procesowi. Właściwie nigdy nie widziała, ile wysiłku musi kosztować wojownika ubranie i rozebranie się, nie przypuszczała także, jaki to dyskomfort nieść na grzbiecie zbroję. Chwilę nad tym kontemplowała, lecz on w końcu był gotów, a ona nadal stała zamyślona. Musiała przyznać, że bez tego całego złomu prezentował się znacznie lepiej, a gdy zdjął swą koszulę, była wręcz zaskoczona jego budową. I pełna podziwu.
Na chwilę zapadła cisza pełna wyczekiwania i dziewczyna ocknęła się z zamyślenia. Z lekkim zakłopotaniem stwierdziła, iż jej towarzysz już jest gotów i zapewne czeka na nią. Cicho wybełkotała z siebie jakieś "Przepraszam, zamyśliłam się" i szybko rzuciła swe rzeczy na łóżko obok niego. Wyjęła sobie czystą koszulę, spodnie i ręcznik, a następnie wzięła się za przebieranie.
Poszło jej to szybko i sprawnie. Zrzuciła z nóg buty i spodnie osuszając się od razu ręcznikiem, potem zdjęła kamizelkę odkładając ją dość ostrożnie i bezceremonialnie ściągnęła koszulę przez głowę. Nieco się potargała i odrzuciła warkocz na plecy odgarniając przy okazji oswobodzone kosmyki z czoła. Odwróciła się wtedy do Elfa i z uśmiechem stwierdziła:
- Już kończę - i powróciła do przerwanej czynności.
Jego obecność w ogóle jej nie przeszkadzała, ani nie krępowała. Jakoś nigdy nie przejmowała się takimi drobiazgami... Zapewne, gdyby była Drow'ką i została wychowana na córkę pierwszego Domu, miałaby inne podejście do tego tematu. Prawdopodobnym było, że nie pozwoliłaby mężczyźnie na siebie spoglądać. A w przypadku, gdy byłby to Elf ze Świata Ponad, mogłaby mu nawet w tym pomóc pozbawiając go oczu lub po prostu skręcając kark. Jednak... gdyby jednak mimo wszystko pozwoliłaby mu patrzeć, mogło to oznaczać dokładnie tyle, że chce go uwieść. Uczynić swym kochaniem a następnie wykorzystać jako 'tarczę'.
Kurai nieznacznie się uśmiechnęła na swe rozmyślania ciekawa, jak prawdziwa Drow'ka by postąpiła i czy dobrze zgadywała możliwe zachowania. Tak czy inaczej ona nie miała konkretnego powodu, poza czystą wygodą i pośpiechem. Założyła więc czystą koszulę i na powrót kamizelkę, wciągnęła na zgrabne pośladki suche spodnie i zajęła się zakładaniem nowych butów. Ku jej zdziwieniu pasowały dobrze, a po zapięciu owych klamer, obuwie mocno przylegało do nogi, jednak nie czyniąc jej całkowicie usztywnioną. Ucieszona z tego kilka razy delikatnie podskoczyła, na szczęście nie były one także na tyle ciężkie, by robiły ogromny hałas. Uprzątnęła swe rzeczy i z lekkimi rumieńcami na twarzy zwróciła się do Elfa:
- Jestem gotowa, wybacz, że tyle to trwało, ussta abbil, Shamshiel...
Rozłożyła przy tym dłonie w geście bezradności i czegoś na kształt lekkiego pokłonu. Przebrana w czyste ubrania i sucha czuła się już znacznie lepiej. Odmalowało się to na jej twarzy i w oczach, które znów odzyskały dawny blask szczęścia i zadowolenia. Podeszła do niego.
- Idziemy? - spytała i nie kryło się za tym pytaniem nic więcej...
Kairon Askariotto
Pomywacz
Posty: 36
Rejestracja: piątek, 24 lutego 2006, 16:45

Post autor: Kairon Askariotto »

Kairon

Gdy dwójka elfiego pochodzenia opuściła główną izbę Kairon pozbawiony towarzystwa z którym mógłby porozmawiać, co nie można powiedzieć by mu jednak jakoś specjalnie przeszkadzało nim pogrążył się w zamyśle spojrzał na lewo, na Virana. Chłopak był młody bardzo młody jego twarz nieoznaczoną blizną pewnie jak i reszta ciała, czego nie można było powiedzieć o drowim wojowniku, który liczby ich już nawet nie próbował znać. Młodzieniec wydawał się być lekko przestraszony tym co widzi choć trza mu przyznać że stał się to dobrze maskować. Pozostawiony na pastwę losu przez obie kobiety, które z nimi w ostatnim czasie podróżowały zdawał się być jakby zagubiony, chociaż zapewne lepiej pasowało by stwierdzenie, niepewny swej pozycji.
* Tak nie pewny swej pozycji, niczym książę służebny rzucony między kapłanki* Pomyślał szybko Kairon i wydał z siebie stosunkowo głośne zawołanie.
- Ha! To jak mały idziemy się jakoś zabawić czy całe życie będziesz krył się za spódnicą jakiejś dziewoi. Pokaż, że masz khalith, czy jak wy to mawiacie nadziemcy jaja, wypijesz qilovestualt, gdy podadzą. – Mówił szybko wspólna mową, która posługiwał się równie biegle co swym mieczem, a gdy tylko skończył mówić wyszczerzył lekko żeby a na twarzy zagościł delikatny uśmiech, którego znaczenia ni w ząb Viran nie mógł odgadnąć.
Gdy Młodzieniec zastanawiał się nad odpowiedzią Kairona opętały, bo jakżeby by inaczej powiedzieć myśli, a były to myśli niezwykłe jak na ludzkie standardy.
* W sumie córka Beanre tu na powierzchni to by była całkiem niezła rzecz gdyby ja oddać komuś komu by na Beanre bardzo zależało, wszak nie jednego wroga mają. A sama krew Jarlaxle płynąca o ile to prawda oczywiście w jej żyłach byłą by czymś naprawdę niezłym dla niejednego wroga Bregan D'Aerthe. Tak na tym można wiele by zarobić, nie mówiąc już o wdzięczności co po niektórych ... Lecz, czy aby na pewno warto wracać do nich do tego ścierwa tam i znowuż żyć im podporządkowany, nie nigdy więcej teraz gdy tam wrócę zmienię ich oblicze. Albo nie wrócę nigdy. *
Te dość długie przemyślenia przerwać Kairon był zmuszony, bowiem ktoś niebezpiecznie blisko dłoń w storonę jego tobołka wyciągał. A że dłoń szła nisko to szybkim ruchem przygwożdżoną do ziemi przez but drowiej roboty została, szybko jednak oswobodzona znikła a Kairona nie interesował co i jak będzie się działo dalej. W kilka chwili wojownik później dostrzegł powracających Kurai i Shamshiela bo tak było ów elfowi na imię. Oboje przebrali swe stroje półelfka w nowych butach a elf już bez zboji swojej, wyglądał lepiej a niżeli się wydawać to mogło, choć swego czasu drowi wojownik widział dużo lepiej zbudowanych wojowników ludzkich noszących podobne elfowi zbroje.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Deszcz przestał padać tak nagle jak rozpoczął swoje monotonne bębnienie o dach budynku. W gospodzie na krótko zaległa cisza jednakże szybko przerwało ją szuranie kilku krzeseł. Paru mężczyzn, których wcześniej pogoda zniechęciła do opuszczania budynku wyszło żegnając się z gospodarzem i znajomymi. Mężczyzna, którego widzieliście wchodzącego do gospody w czasie ulewy siedział dalej w rogu pomieszczenia pijąc powoli swoje piwo. Drzwi ponownie się otworzyły. Weszło dwóch wysokich mężczyzn, którzy od razu skierowali swe kroki w stronę baru. Gdy przekraczali próg ujrzeliście świerze kałuże i błoto zalegające na zewnątrz. Powoli zaczęło się rozpogadzać.


Kurai
Na samą myśl o słońcu, które właśnie wygląda zza chmur krzywisz się z niesmakiem. Cieszysz się jedynie, że już powoli zbliża się wieczór, więc jeśli zapragniesz zwiedzić miasto nic nie będzie ci świecić w twoje wrażliwe oczy. Gdy usiadłaś już na swoim miejscu właśnie przyniesiono ci zamówione jedzenie. Ponieważ nie sprecyzowałaś co konkretnie życzysz sobie zjeść przyniesiono ci najzwyklej wyglądające upieczone nad ogniem mięso z kaszą (ponieważ życzyłaś sobie lekkiego posiłku oszczędzono ci tłustych skwarków). Do tego dostałaś dobre wino.

Shamshiel
Tobie również przyniesiono zamówiony posiłek. Dostałeś dużą miskę parującego gulaszu. Gdy tylko go ujrzałeś uzyskałeś pewność, że porządnie się najesz. Do tego dostałeś kufel dobrego piwa. Rozsiadłeś się wygodnie na swoim miejscu z westchnieniem zadowolenia.

Kairon
Na chwilę opuściło cie nieprzyjemne uczucie jakie towarzyszyło ci od waszego wkroczenia do miasta. Ktoś kto cię obserwował już tego nie robi... Na razie... Postanawiasz zachować czujność i dyskretnie wybadać co się dzieje. Na razie jednak również i twój posiłek został przyniesiony. Także dostałeś gulasz, który tak zasmakował Shamshielowi. Przyniesiono ci również zamówione wino.

Viran
Karczmarz zgodnie z twoim zyczeniem postawil przed toba kilka napitkow. Było tam więc piwo, wino, miód pitny, oraz jakąś niesprecyzowaną gorzałkę. Pojawiło się przed tobą również wspominane już qilovestualt. Były to porcje na "spróbowanie", niezbyt duże byś nie legł zbyt szybko pod stołem. Karczmarz zastanowił się chwilę i powiedział:
- Tylko nie pij tego na raz młodzieńcze, bo nie dane ci będzie poznać smaku tych wszystkich trunków. Odczekaj po każdym i ciesz się.
Mrugnął porozumiewawczo do Iymrila. Uśmiechnął się do ciebie i odszedł od waszego stolika kierując się w sronę nowoprzybyłych gości którzy właśnie przekroczyli progi karczmy.

SiNafay
Tobie również przyniesiono zamówiony posiłek i napitek. Pogrążyłaś się w milczeniu na czas jedzenia. Tak jak zapamiętałaś potrawy tutaj podawane były wyśmienite i pożywne. W sam raz dla znużonych podróżnych. Westchnęłaś z zadowoleniem i postanowiłaś, że następnego dnia powinnaś dokonać niezbędnych zakupów. Nigdy nic nie wiadomo, a zapasy są na wyczerpaniu.


W czasie, gdy wy spożywaliście swój pierwszy porządny posiłek od wielu już dni, powoli zaczął zapadać zmierzch. W gospodzie robiło się luźniej, również na ulicach nie było już tak tłoczno. W pewnym momencie do gospody wkroczyła sprzeczająca się ze sobą para. Kobieta, niewysoka lecz wyglądająca zadziornie półelfka głośno coś perswadowała wysokiemu mężczyźnie wyraźnie się od niego opędzając. W końcu przestała zwracać uwagę na jego błagania, by dała spokój i zgodziła się na warunki umowy, i zamówiła piwo. Więcej nie jesteście w stanie zrozumieć z ich pośpiesznej i chaotycznej wymiany zdań. Mężczyzna nadal stara się ją do czegoś przekonać, lecz ona udaje głuchą.
- Jastra daj spokój. To niepowtarzalna okazja. Mamy nareszcie szansę się wybić. Wyrobić sobie renomę.
- Takim czymś renomy sobie nie wyrobisz szczeniaku - syknęła przez zaciśnięte zęby Jastra. - Myślałam, że masz wiecej oleju w głowie. Nie będę cię teraz ratować z opresji. Radź sobie sam!
Mówiła głosem przyciszonym lecz usiedli na tyle blisko by wasze wrażliwe zmysły pozwoliły wam usłyszeć jej słowa. Rozejrzała się po sali jakby szukając kogoś kto uwolniłby ją od uciążliwego towarzystwa...
Ostatnio zmieniony czwartek, 13 lipca 2006, 22:01 przez WinterWolf, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
CoB
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1616
Rejestracja: poniedziałek, 12 września 2005, 08:47
Numer GG: 5879500
Lokalizacja: Opole
Kontakt:

Post autor: CoB »

Viran

Kiedy postawiono przed nim napitki, chłopak jedynie się uśmiechnął i odpowiedział duergarowi na odchodne: - Proszę Pana, ja wiem jak się pije! Tego to się dzieci u mnie w wiosce uczy, nim zaczną chodzić! I uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Nim jednak sięgnął po jakikolwiek trunek, spojrzał w stronę Kairona: - Napiję się wraz z Tobą, ale poczekaj chwilkę, muszę coś zanotować.
Sięgnął do jednej z kieszeni po dzienniczek, otworzył go na ostatniej stronie i napisał:
Słowa drowów:

Bel'la dos - Dziękuję (?)
khalith - jaja (?)
quilovestualt - wino z grzybów robione przez drowy
Po tym zatrzasnął dzienniczek i z uśmiechem wzniósł trunek, którego nazwę przed chwilą zapisał i zdrowo pociągnął. Zmieszał się patrząc na towarzystwo pijące małymi łyczkami, ale musiał przyznać, że to wino było wyborne. Dziabnął po tym trochę kaszy i spojrzał na drowkę, widząc, że założyła już nowe buty. "Trzeba sobie wyrobić wśród nich zaufanie, w sumie będę musiał robić z nimi to samo, co z młodszym rodzeństwem"
Z uśmiechem sięgnął po kolejny trunek, (którym był miód) i tym razem pił powoli, czując, jak ciepło spływa mu po gardle w dół do żołądka. W sumie miód nie był taki sam jak wino, ale swój specyficzny smak miał...
Po tej dawce znowu zagryzł kaszą i sięgnął po cienkie piwo, by zapić mocniejsze alkohole... Cały czas przysłuchiwał się wszystkiemu, nie chcąc mieszać się w żadne rozmowy. Nie teraz, nie w momencie totalnego braku zrozumienia...
Póki co cieszył się i okazywał szczerość... Ale... ale oni i tak tego nie rozumieli.
Ostatnio zmieniony piątek, 14 lipca 2006, 14:25 przez CoB, łącznie zmieniany 1 raz.
http://niwia.myforum.pl/ - forum Opolskiego klubu RPG i fantastyki
http://my.opera.com/gimnazjon/blog/ - sport, ruch, zdrowie, itepe
Craw
Bosman
Bosman
Posty: 1864
Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
Numer GG: 5454998

Post autor: Craw »

Shamshiel

Elf podał swe ramię towarzyszce i razem zeszli na dół. Nie wiedział czemu, ale przez ten krótki czas bardzo tą elfkę polubił, może dla tego, gdyż wydawała się równie zagubiona jak on. Oczywiście, byli też Kairon i Sinafay, którzy podobnie do jego towarzyszki byli z daleka od swych domów, jednak wydawali się o wiele bardziej niedostępni niż Kurai. Może później wszystko się zmieni, kto to wie...
Strawa już na Shamshiela czekała. Ilość całkowicie mu odpowiadała, jednak smak wciąż pozostawał zagadką. Zapachu nie mógł niestety wyczuć, gdyż w karczmie wiele różnych zapaszków wchodziło ze sobą w przeróżne stosunki płodząc najdziwniejsze „potomstwo.”
Gdy byli przy stoliku, Kurai puściła ramię Shamshiela, ten zaś odsunął dla niej krzesło, by mogła wygodnie usiąść. Elfka mu podziękowała, on zaś odpowiedział lekkim skinieniem głowy.
Potem sam przysiadł. Najpierw wziął łyk piwa – zaprawdę, przedniego piwa, potem zaś spróbował swego gulaszu. Gulasz też był całkiem dobry, może nawet wyśmienity. Z jednej strony chciał go spałaszować jak najszybciej się dało, z drugiej zaś czuł potrzebę zachowania chociażby pozorów dobrych manier. Wtedy też spojrzał na Virana. Młodzieniec widocznie nie znał swojego limitu, bądz też chciał zaimponować wszystkim swoim głupim popisem. Chłopak pewnie jutro poczuje skutki swojej decyzji, zaś w tamtej chwili nie było powodów by się nim przejmować (przynajmniej dopóki nie stanie się nieznośny) Tak więc Shamshiel skupił się na swoim posiłku. Jadł dość powoli zagryzając ów gulasz chlebem. Jadł go przez chwilę, po czym postanowił zapytać swych towarzyszy:
- Jakie mamy plany na jutro?
Kairon Askariotto
Pomywacz
Posty: 36
Rejestracja: piątek, 24 lutego 2006, 16:45

Post autor: Kairon Askariotto »

Kairon

Drow odprowadzał przez dłuższą chwilę wzrokiem powracająca parę towarzyszy podróży, nie mając najmniejszych nawet skojarzę czy domysłów. Widział zachowanie paladayna bo nim był Shamshiel, tam skąd pochodził ktoś taki jak on nie pożył by dłużej niż potrzeba na wzięcie oddechu, ta myśl poczęła uśmiech na jego twarzy, lekki niemalże nie widoczny. Nie patrzał na tą dwójkę dłużej i to nawet w porę przestał, bowiem akurat i posiłek i napitek podano. Młodzieniec ludzkiej rasy, który wraz z nim przy stoliku siedział z radością w głosie skomentował słowa drowa i począł się upijać,
* Ciekawe jak wypije qilovestualt, oj to będzie ciekawe* Pomyślał i raz jeszcze uśmiechnął się z tą różnica, iż teraz był to uśmiech radości powodowanej sadystycznym poczuciem niejakiej wyższości, lecz nikt poza pochłonięta rozmową SiNafey nie mógł go tak odczytać. Po chwili Kairon wziął puchar z pajęcza krwią uniósł spoglądając nań w tym nikłym świetle jaki ciągle panowało wewnątrz, począł przypominać sobie wszystko o jego smaku. Niemalże całkowicie rozluźniony nie myślał już o swych niedawnych przeczuciach teraz rozkoszował się qilovestualt. Mocny poznaczony ziołami i lekkim posmakiem grzybów trunek rozlewał się gładko po podniebieniu Kairona, wspomnienia wracały. Nic tak jak flaszeczka qilovestualt nie poprawiało mu humoru, uwielbiał spoglądać z balkonów Melee-Magtherena miasto pogrążone w swym chaosie.
*Tak to były piękne czasy.* Skwitował krótko Drowi wojownik i nim się obejrzał skończył swe wino. Podziękował wdzięcznymi słowama gospodarzowi wszak nie często mu się to zdarzało by pić coś tak dobrego po czym rozejrzał się jeszcze dookoła.
Powietrze było przepełnione wonią piwa, kaszy oraz smażonego mięsiwa, jak to na zacna gospodę przystało. Rozmowom, pokrzykiwaniom a i co jakiś czas i śpiewom lepszym no i gorszym wszystka przestrzeń dźwięku się wypełniała w izbie. A powiedzieć, że panuje w niej półmrok to za wiele, było w niej raczej dostatecznie jasno, by z jednego końca dostrzec jej drugi. A wszystko za sprawą kilku lamp oliwnych po podwieszanych pod stropem bukowym. Drowi wojownik siedział tak, że obserwacja znad kufla i talerza z kaszą polana gulaszem całego zgromadzenia wraz z jego otoczką, nie sprawiała mu żadnego problemu. Dwa stoliki dalej siedziało dwóch przedstawicieli rasy krasnoludzkiej, wielce zabawnych dziś w wielce dobrym humorze. Prawił jeden z nich o tym jak to Hrolfender, bo tak widać zwał się ów "dostojnik", pokonał Ogra.O karły o nabrzmiałych od piwa brzuchach, gdy nie mówili pili piwo i obżerali się zamówionym mięsiwem, lecz i wtedy im gęby się nie zamykały, Krople złocistego trunku i kawałki pieczeni na ich brodach spoczywały, porozrzucane niczym resztki zabudowań po przejściu huraganu. Odwrócił więc swój wzrok z tego z miejsca nie chcąc patrzeć dalej na tamtejsza masakrę i zatrzymał go na dłuższa chwile na ciągle to zakapturzonym w czarny płaszcz mężczyźnie popijającym coś. Lecz i to nie trwało długo, bowiem już po chwili Kairon zajął się jedzeniem i tylko co jakiś czas podnosił głowę z nad własnego talerza, obserwując innych. W miedzy czasie usłyszał pytanie elfiego zbrojmistrza, i zastanawiając się chwile nie długa jakieś dwa machnięcia łyżką odrzekł.
- To wszystko zależy od tego po cośmy tu przybyli no i od tego czy każdy będzie mógł się jutro ruszać w pełni. – Powiedział spokojnie nie śpiesząc się jak zwykle z resztą a że usta miał puste to nic nie zgubił mówiąc. Skończywszy to zdanie popił piwem, za którym co prawda nie przepadał aż tak bardzo nie mniej pijał gorsze rzeczy, w uderzenie serca później jadł już dalej.
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Kurai

Dobre maniery zbrojnego Elfa wcale nie zaskoczyły dziewczyny. Raczej fakt, iż zachował się tak wobec niej, lekko nią 'wstrząsnął'. Podróżowała wystarczająco długo, by zauważyć jaka jest różnica między reakcją Mrocznych Elfów i tych z lasów na jej widok. W momencie, gdy te pierwsze nią po prostu gardziły, drugie okazywały Kurai wrogość i agresję. Jakby to mogła być jej wina, że któreś z nich zostało zbrukane przez Drow'a i w ten sposób narodziła się ona. Było to dla niej nielogiczne, choć Jarlaxle na tyle dobrze naszkicował psychikę Elfów, że rozumiała to. Ucieszyła się w duchu, że dobrze oceniła swego towarzysza, który różnił się od swych pobratymców. Była tak spragniona akceptacji z jakiejkolwiek ze stron, że siadając koło Kairon'a żałowała, że nie może być bliżej Shamshiel'a. Westchnęła cicho i zaczęła konsumować posiłek.
Jej myśli były tak zaaferowane nowym odkryciem, że nawet nie zwróciła uwagi na smak potrawy. Elf mógł być drugą osobą, która ją akceptowała i lubiła, lecz czy to było możliwe? W sumie nawet ta cała kapłanka nie była taką zgorszą, ale to Kurai za nią nie przepadała. Zachowanie Drow'ki zdawało się jej być sztuczne.
- Ssinssrigg zhah natha klev, natha mii'n d'torthain l'sharen d'l'yibin... - szepnęła pod nosem jakby nieobecna myślami. I nie miała na myśli tylko kontaktów między kochankami. - Tangis'tu'fyr xinanath lu'nindyn dalharen...
Westchnęła. Tak, była doskonale tego świadoma, czuła się uwięziona w pułapce, w klatce skrupulatnie utkanej przez Jarlaxle. Ale nie chciała się uwolnić, za bardzo jej zależało na tejże właśnie akceptacji. Namiastce bycia kimś ważnym dla drugiej osoby. Cieniu uczuć... Nie wiedzieć czemu jej twarz zakryła mgła nieokreślonego smutku, uczucia, które towarzyszy chyba tylko jedynie istotom odrzuconym przez społeczeństwo.
Trwało to jednak tylko chwilę, Kurai szybko się zreflektowała i przywołała kamienną maskę obojętności. Tak, umiała to bardzo dobrze, była to jedna z pierwszych rzeczy, których się uczyła i do ostatnich dni szkoliła. Zapewne jej słowa przyciągnęły uwagę Kairon'a, a nie chciała, by Drow wojownik je wykorzystał przeciwko niej. Tak, nie będzie mogła ufać w jakiekolwiek miłe gesty z jego strony.
Katem oka uchwyciła dziwną scenkę rozgrywającą się między mężczyzną i kobietą. Gdyby interweniowała, mogłaby zaskarbić sobie jej zaufanie i wdzięczność. Poza tym była to również istota półkrwi...
CoB
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1616
Rejestracja: poniedziałek, 12 września 2005, 08:47
Numer GG: 5879500
Lokalizacja: Opole
Kontakt:

Post autor: CoB »

Viran

Widząc kwaśną minę Shamshiela, tylko w duchu sobie pogratulował, widać było, że to albo mieszczuchy, albo prawdziwe elfy, bo pić nie umieli i uważali go za podobnego im. Za to jego uwagę zwrócił Kairon, a dokładnie jego spojrzenie skierowane na krasnoludy. Powoli popijając resztę trunków chłopiec zaczął zastanawiać się i odpływać coraz dalej myślami, w miejsca, o których wolał nie myśleć. Gdzieś z oddali nadeszło pytanie o jutrzejszy dzień...
"Co będzie jutro? Czy ja przeżyję wśród tych elfów? Traktują mnie jak dziecko, może po części mają rację, ale czy nie rozumieją, że zabijanie to prawie to samo co dziecięca bezmyślność... Zabicie to pójście na łatwiznę... Na łatwiznę... Hmmm... Dom... Ciekawe co w domu?" - z każdym kolejnym łykiem Viran coraz bardziej się uspokajał i uciszał. Patrzył smutnym i mętnym wzrokiem gdzieś w kąt sali.
Nie miał ochoty nic pisać, nic mówić i nie miał ochoty żyć.
Po skończonym posiłku, wstał ciężko z krzesła - nie z powodu podpicia, lecz uzewnętrznienia prawdziwych odczuć, co mogli zobaczyć jego towarzysze. Był przybity.
Nie odezwał się do nikogo i z opuszczoną głową poszedł do sali, gdzie mieli spać. Położył się na pierwszym wolnym miejscu i jął rozmyślać o jutrze, o wczoraj i o tym co działo się dzisiaj. A łzy popłynęły ciurkiem...
http://niwia.myforum.pl/ - forum Opolskiego klubu RPG i fantastyki
http://my.opera.com/gimnazjon/blog/ - sport, ruch, zdrowie, itepe
Craw
Bosman
Bosman
Posty: 1864
Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
Numer GG: 5454998

Post autor: Craw »

Shamshiel

Elf wziął pełną łychę gulaszu do ust i zagryzł ją dużym kęsem chleba. Chyba wziął trochę za dużo jedzenia, gdyż żucie szło mu dość powoli, przy czym całemu procesowi towarzyszyło kreślenie łychą okręgów (które miało chyba na celu wspomóc wojownika – o ile było to możliwe – poprzez nadanie żuciu pewnego rytmu). Gdy w końcu udało mu się przełknąć papkę popił ją dużym haustem piwa. Nie był to typowy widok w wykonaniu jakiegokolwiek elfa, choć Shamshielowi widocznie to nie przeszkadzało. Przechylając łychę w stronę Kairona w końcu zareagował na jego odpowiedź.
- No bo dobrze było by mieć jakieś założenia na dzień jutrzejszy – gdy mówił, łycha ciągle pracowała – dobrze było by chyba wiedzieć, czy na przykład jutro opuszczamy Waterdeep, czy też zabawimy tu na dłużej.
Powiedziawszy to elf miał zamiar znów nabrać łychą gulaszu (choć nie tak wiele, jak poprzednio), jednak w tej właśnie chwili Viran wstał od stołu i szybko odszedł. Elf mało się tym przejął, gdyż wziął to za skutek odmówienia posłuszeństwa w wykonaniu żołądka młokosa. Przez chwilę tylko odprowadził go wzrokiem, po czym wrócił do swojej strawy (której ilość niestety nieubłaganie malała). Kilka sekund później wstała i Kurenai. Przeprosiła i pobiegła za Viranem. Shamshiel tylko westchnął, po czym postanowił zagaić do Kairona.
- Kaironie, dzielny wojowniku... Nigdy nie wspominałeś o swojej przeszłości. Czemu podróżujesz po powierzchni, gdy twa ojczyzna znajduje się pod ziemia? Przecież musiałeś mieć ku temu dobry powód.
Kairon Askariotto
Pomywacz
Posty: 36
Rejestracja: piątek, 24 lutego 2006, 16:45

Post autor: Kairon Askariotto »

Kairon

Powoli kończył swój posiłek gdy dotarły jego uszy cicho wypowiedziane słowa Kurai, i choć brzmiały prawdziwie to co ona wiedziała o miłości, dla niej to wyuczona reguła, podczas gdy dla niego mrocznego elfa prawidłowo ujęta rzeczywistość. W chwilę później, gdy wpierw wstał Viran a i potem Kurai, wojownik chwycił jej dłoń i przyciągnął do siebie tylko po to by niemalże szeptem wypowiedzieć słowa.
- Ka dos talinth endar gaer dos zhal'la naut inbal udossta vlos lu' t'yin Usstan kku dosst p'leik. – W jego mowie i ruchach nie było brutalność, czy tez skrywanej wrogości choć uścisk był silnym i zdecydowanym a cały ruch jakby wielokrotnie przećwiczonym. Na twarzy Kairona po tych słowach zagościł beznamiętny wyraz jakże nie pasujący do całości wypowiedzi i tylko oczy zdradzały coś, coś co wcale nie mogło być czymś miłym. Tymczasem Kurai na odchodne obrzucała go jedynie dziwnym spojrzeniem i zdawać się mogło, iż odwrócona już coś jeszcze rzekła. I tylko dzięki swemu treningowi drowi wojownik dosłyszał jej słowa. Wun dosst deis.
Nie przejął się tym jednak, wszak to tylko półdrowka była więc po krótkim odprowadzeniu jej wzrokiem powrócił do konsumpcji swojego posiłku, lecz to nie trawo długo, bowiem wielo go nie ostało na talerzu. A gdy skończył raz jeszcze odchylił się do tylu oglądając znowuż gospodę. Wydawało się, iż nie wiele się zmieniło a jednak, bowiem teraz Hrolfender w końcu umilkł o dziwota i zajął się wgryzaniem w udziec jakiegoś zwierza, co zresztą wychodziło mu średnio udanie. Po sufitem, na którym swe ślady dość widocznie ostawił dym czasem to pochodni a czasem lampki oliwnej zbierała się w jednym miejscu, na szczęście dość daleko od Kairona rosnąca powoli wodna plama, która systematycznie przesiąkiwała przez sklepienie, nie wróżąc tym samym nic dobrego. Obserwacje sufitu przerwały niespodziewane słowa efla, a jak mu tam było o Shamshiel. Kairon nigdy nie przywiązywał wagi do imion feare, wszak zawsze to było tylko mięso, ale choć nie miał zamiaru to chyba będzie w końcu musiał zrobić wyjątek od reguły. Ciekawie zabrzmiało to pytanie, a trza przyznać było i wymagało niezwykłej odwagi by je zadać a może raczej po prostu niczym nieskrępowanej głupoty i niedoświadczenia w kontaktach z drowami. Jego słów po prostu nie mógł ostawić bez odpowiedzi były aż nader kuszące by ostały suchymi.
- Bo nikt nie pytał, a i niestety ty dowiesz się w prawym czasie i nieprawym miejscu. – Tu przerwał na chwilę by spojrzeć na niego by uchwycić jego spojrzenie acz bowiem elf własne z nad miski się podniósł - A i rada na przyszłość inni moi braci i siostry za takie pytanie, taką bezczelność sprawili by, iż twe serce przestało by bić zanim jeszcze skończył byś swą mowę. Feare. – Po tych słowach prawy kącik ust lekko powędrował do góry w geście ni to drwiącego ni złośliwego uśmiechu.
Nie patrzał na elfa zbyt długo, bowiem po chwili jego wzrok powędrował ku cały czas zakrytemu mężowi, stojącemu teraz tyłem do blatu barku i popijającym uprzednio zamówione piwo. Coś go w nim interesowało i choć nie wiedział co to było to na pewno tego się wkrótce dowie.
Zablokowany