[Nieboracy E1] [Tu była nazwa, ale gdzieś się zgubiła]
-
- Marynarz
- Posty: 195
- Rejestracja: sobota, 27 listopada 2004, 20:12
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Basta
- Kontakt:
Archibald Cichy - Lekko kulejąc ("Jakiś robak błotny musiał ugryźć mnie w stopę" - myślał sobie), postanowił podążać w stronę gospody. Ponieważ nie wiedział, w którym kierunku to może być, uważnie przyglądał się pozostałym, z zamiarem podążenia zaraz za nimi. Jeśli nikt nie kwapi się do skorzystania ze sznurka, zwija go do kieszeni, jeszcze raz dokładnie ogląda drzewo, czy to czasem nie grusza. Archibald uwielbiał słodziutkie gruszeczki.
-
- Mat
- Posty: 565
- Rejestracja: wtorek, 26 października 2004, 19:31
- Numer GG: 3604434
- Lokalizacja: ^_^
- Kontakt:
-
- Majtek
- Posty: 101
- Rejestracja: niedziela, 19 grudnia 2004, 10:48
- Lokalizacja: Wiocha na północ od Basty
-
- Arcymod Tawerniany
- Posty: 1279
- Rejestracja: poniedziałek, 16 sierpnia 2004, 17:13
Archibald obejżał dokładnie drzewo.. to nie była grusza... to było... to było... legendarne... nieuchwytne... nieznane.. nad-drzewo ceRPeGii! Owoce jakie na nim rosły nic nie ważyły, nie zajmowały miejsca, a sprawiały, że jedzący je nie musiał nic innego pić, ani jeść, ani nawet załatwiać potrzeb z tym związnych!
- Ha! - zamyśliał iXs
- Ale... - domysłił Ygrek
- Im dokopaliśmy! - ledwo przymyślił Zet, a już myśleli razem - Chcieli grusze, ale tego się nie spodziewali!
Laluś lotem lobowym wyrwał sie z objęć wieśniaka, ale nie leciał sam - bo razem z nim w powietrze wzleciał łażący po nim Wiedźmak i dwaj barbarzyńcy. A jak wiadomo, wszędzie obowiązuje kolejność alfabetyczna, więc Laluś wylądował, a dopiero po (i na) nim lądowałli Protazy i Włodysz... za to Bar-Bara nawet nie było widać spod nich....
Trol, wiedząc, że lina i tak nie wytrzyma, (nie mówiąc już o tym, że wraz z Lalusiem wylądowała już na górze i w kieszeni Archibalda, czego Detrytus akurat nie zauważył), postanowił ułożyć ciała jedno na drugim... no! nawet ładne schodki mu wyszły... wszedł na nie... rozległy się głośne trzaski, zgrzyty i plumpknięcia, a schodki zaczęły sie zniżać...
Jamodyl, dumny z siebie, postanowił zostawić zdrowiejącą bestię samą sobie i spojżał znów na Popielatego, który aktualnie zrobił sie czarny, kulisty, i pryskał na wszystie strony....
- Nieee no - zawołał William - Ty wszystko robisz nie tak!
Popielaty poczuł, że znów zmienia formę... pozostając czarnym, spłaszczył się i zaczął się.... kłębić? chwilę potem wystrzeliła z niego błyskawica i zaczeła wylatywać woda w formie kroplistej...
Krasnolud, po wciągnięciu Lalusia, Włodysza i barbarzynców, zobaczył coś błyszczącego... coś co mogło być jego młotem... szkoda, że to było po drugiej stronie rowu...
Devil, stracił przytomność, a mająca zabrać go Kostucha doznała palpitacj serca na dźwięk słowa "RZyje"... ledwo to przeŻyła.... i jeszcze długo wracała do siebie, postanawiając, że Devila zostawi na razie w spokoju... śmierć byłaby dla niego zbyt łaskawym rozwiązaniem...
-
- Mat
- Posty: 438
- Rejestracja: czwartek, 25 listopada 2004, 19:53
- Numer GG: 6635964
- Lokalizacja: tu
Waltos Lodowy Tyłek:
Szlaken trafen! Myślę, wcinając przy tym owoce z nad-drzewaceRPeGii i w końcu wymyślam: biorę kobolda i ciskam nim z całej siły na drugą stronę rowu. Potem do niego krzyczę:
- Weź mój młot, wejdź do rowu i podaj mi linę, to cię wciągnę! Albo wejdź po "schodach"! - przy czym wskazuję na leżące ciała wieśniaków. - I gdyby ci przeszkadzały niedobitki, to odgoń ich młotem!
Po czym spożywam coraz więcej owoców z nad-drzewa, wręcz w ilościach kurtowych. W razie, gdyby kobold potrzebował pomocy, pomagam mu.
Szlaken trafen! Myślę, wcinając przy tym owoce z nad-drzewaceRPeGii i w końcu wymyślam: biorę kobolda i ciskam nim z całej siły na drugą stronę rowu. Potem do niego krzyczę:
- Weź mój młot, wejdź do rowu i podaj mi linę, to cię wciągnę! Albo wejdź po "schodach"! - przy czym wskazuję na leżące ciała wieśniaków. - I gdyby ci przeszkadzały niedobitki, to odgoń ich młotem!
Po czym spożywam coraz więcej owoców z nad-drzewa, wręcz w ilościach kurtowych. W razie, gdyby kobold potrzebował pomocy, pomagam mu.
żyję
-
- Marynarz
- Posty: 166
- Rejestracja: poniedziałek, 20 grudnia 2004, 17:34
- Kontakt:
-
- Marynarz
- Posty: 195
- Rejestracja: sobota, 27 listopada 2004, 20:12
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Basta
- Kontakt:
Archibald Cichy - Zanim Waltos nim rzucił, Archibald nazbierał trochę owoców (jeden zjadł, ze trzy schował do kieszeni), uważając, żeby nie pokaleczyć się o ostre płaszczyzny udające liście drzewa i narzekając trochę na kańciastość owoców i rozmyte tekstury.
Na drugiej stronie rowu wykonuje polecania Waltosa jednocześnie zabierając co nieco (jakieś mniejsze przedmioty) przygniecionym wieśniakom. Jeśli się uda, szczerzy się w uśmiechu i podskakuje w miejscu, dumny z siebie.
Na drugiej stronie rowu wykonuje polecania Waltosa jednocześnie zabierając co nieco (jakieś mniejsze przedmioty) przygniecionym wieśniakom. Jeśli się uda, szczerzy się w uśmiechu i podskakuje w miejscu, dumny z siebie.
-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Włodysz rozgląda się. Gdy zauważa Waltosa spożywającego owoce z cudacznego drzewa pod którym krasnal stoi( a złożyło sie na to zauważenie świadectwo 3 zmysłów: śladowo wzroku, jeszcze bardziej śladowo słuchu i całkiem dobrze węchu) podszedł do drzewa sięgnął po jeden z owoców leżących na gałęzi, której krasnal dosięgnąć nie mógł. Kilka razy wiedźmak nie trafił ale gdzieś tak za 5 razem mu się udało. Skosztował owocu, zjadł jeszcze kilka, (których zdobycie przyszło mu juz nieco łatwiej bo miał doswiadczenie i wiedział, która plama to owoc, a która to liśc). Po posiłku schował troche owoców (5 sztuk) do sakwy podróżnej. Nie mając co robić Włodysz kierując się węchem udał się (jak zresztą połowa drużyny) w kierunku najbliższej karczmy.
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica
Nordycka Zielona Lewica
-
- Arcymod Tawerniany
- Posty: 1279
- Rejestracja: poniedziałek, 16 sierpnia 2004, 17:13
Archibald zerwał ze 4 owoce - trzy schował, a jeden ugryzł.... Nagle wzbił sie (albo raczej - został wzbity w powietrze przez krasnoluda) i ujżał słońce (wciąż w zenicie, wciaż z plamką obok niego) "O! Słońce!" pomyślał nagle, poczuł jakby miał w ustach płonącą kulę gazową o niewyobrażalnej temperaturze... paliło! piekło! jakby zaraz miał spłonąć.... mślał, ze już po nim i nawet nie zauważył jak rozbił się o ziemię... wtem usłyszał jak krasnolud krzyczy cos o młocie... wtedy poczuł w ustach obiekt zimny, i wysmarowany szlamem, a do tego sprawiający wrażenie tak twardego, ze zdawało sie iż najmniejsze ugryzienie grozi połamaniem zębów...
Krasnolud zaczął pochłaniać owoce, zastanawiajac sie czemu smakują jak kobold ...i skąd wie jak smakuje kobold?
Włodysz zawsze myślał tylko o jednym, zresztą tak jak każdy pan w jego wieku, który jeszcze ma siły - i właśnie dlatego czuł w ustach smak bardzo soczysty i krwisty, a przy tym mięki i pachnący - zupełnie tak jak ponoć smakują rzadkie potwory...
Detrytus czując jak jest już niemal do pasa w miękkiej masie, spróbował podskoczyć (z mocno "średnim" efektem) a następnie wbił topór w krawędź rowu... niestety rowy, zwłaszcza te oblepione szlamem nie mają zbyt twardych i wytrzymałych krawędzi... cecha ta dała o sobie znać gdy tylko trol spórbował sie podciągnąć... teraz był już cały otoczony czerwoną masą...
-
- Mat
- Posty: 438
- Rejestracja: czwartek, 25 listopada 2004, 19:53
- Numer GG: 6635964
- Lokalizacja: tu
Waltos Lodowy Tyłek:
Myślę chwilę. W końcu dochodzę do wniosku: te owoce samkują tak, jak to, o czym myślę! Więc przestaję jeść na moment owoce, łapię włodysza za nogi, a potem trzymam go do góry nogami nad Detrytusem i mówię:
- Wiedźmak! Złap trolla rękoma a ja was obu wciągnę!
(Przy wciąganiu w razie problemów proszę innych z drórzyny[pisownia specjalna], by mi pomogli wciągnąć ich).
Po uratowaniu Detrytusa udaję się do nad-drzewa i dalej jem z niego owoce mysląc o pysznym wieeelkim kotlecie z piersi kurczaka... Potem myślę o naleśnikach w polewie czekoladowej... A potem o pysznym, wytrawnym czerwonym winie...
Myślę chwilę. W końcu dochodzę do wniosku: te owoce samkują tak, jak to, o czym myślę! Więc przestaję jeść na moment owoce, łapię włodysza za nogi, a potem trzymam go do góry nogami nad Detrytusem i mówię:
- Wiedźmak! Złap trolla rękoma a ja was obu wciągnę!
(Przy wciąganiu w razie problemów proszę innych z drórzyny[pisownia specjalna], by mi pomogli wciągnąć ich).
Po uratowaniu Detrytusa udaję się do nad-drzewa i dalej jem z niego owoce mysląc o pysznym wieeelkim kotlecie z piersi kurczaka... Potem myślę o naleśnikach w polewie czekoladowej... A potem o pysznym, wytrawnym czerwonym winie...
żyję
-
- Marynarz
- Posty: 195
- Rejestracja: sobota, 27 listopada 2004, 20:12
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Basta
- Kontakt:
Archibald Cichy - Myśląc o niebieskich migdałkach Archibald stara się zebrać wszytkie rozrzucone przedmioty (żeby oddać właścicielom oczywiście, ale liczy że właściciele się nie znajdą i będzie mógł zatrzymać) łącznie z młotem i uśmiechami i pokazywaniem na migi zachęca wszystkich do skorzystania z oferty pomocy przy wychodzeniu (w razie potrzeby zarzuca linkę ponownie).
-
- Bosman
- Posty: 2074
- Rejestracja: wtorek, 7 grudnia 2004, 07:23
- Numer GG: 6094143
- Lokalizacja: Roanapur
- Kontakt:
Włodysz być może posłuchałby tego co powiedział Waltos ale niestety jego nieżle przytępiony słuch nie pozwolił mu zrozumieć czego odeń chce uszlamiony krasnolud. Dlatego też zasiadł pod drzewem i postanowił sobie uciąć krótką, południową drzemke.
Spłodził największe potwory - wielkiego wilka Fenrira, węża Midgardsorma i boginię umarłych Hel.
Nordycka Zielona Lewica
Nordycka Zielona Lewica
-
- Tawerniany Bard
- Posty: 544
- Rejestracja: piątek, 13 sierpnia 2004, 22:06
- Numer GG: 4825300
- Lokalizacja: Łódź
Popielaty
Tymczasem Popielaty dawał się kształtować jamodylowi. Wiedział, że opór może zaowocować kolejnym bzdurnym pomysłem boga, więc siedział... unosił... kłębił się spokojnie.
Kiedy do złudzenia przypominał już burzową chmurę, William zostawił swoje "dzieło" w spokoju i zadowolony z wyników zwrócił swoje zainteresowanie w innym kierunku.
Demon zaś odzyskał nad sobą kontrolę. Ale nie wrócił do pierwotnej postaci. Skoro William chciał, żeby zrobić coś poprawnie jego życzenie zostanie spełnione. Szaro-czarna chmura rosła i pęczniała wznosząc się coraz wyżej w przestworza. Ignorując wiatr, Popielaty roztaczał swój obłok nad całą równiną. Mógł stąd obserwować wszystko w rozległym promieniu, a przy okazji zapewnić istotom na dole... rozrywkę.
Spuścił na ziemię brudny, ciepły deszcz. Z początku, była to zwykła mżawka, jednak szybko przerodziła się w prawdziwą ulewę. Wszyscy na dole ociekali wodą, spływające z nich krople zostawiały ślad z pyłu i popiołu. Nagle, w deszcz wmieszał się grad- kulki wielkości wiśni, zmieszane z popiołem tak, że były zupełnie czarne pokryły ziemię warstwą na grubość pięści. Wszyscy schronili się przed nimi pod drzewem.
Błąd. Demon postanowił zwrócić na siebie uwagę i zyskać nieco szacunku... lub przynajmniej bojaźni ze strony śmiertelników pod drzewem. W magiczną roślinę natychmiast uderzył piorun. Popielaty wiedział, że jej magia chroni ją przed wyładowaniami, przeto jego pioruny nie wyrządzą krzywdy nikomu pod nią. Ale chroniący się przed gradem wcale nie musieli zdawać sobie z tego sprawy. Bombardował więc dalej drzewo i równinę na którym stało, błyskawice spadały na konary i pokryte gradem trawy tworząc raz po raz upiorne obrazy i zlewając się w jeden grzmot. Na ziemi zaś pojawiły się kuliste pioruny, kule ognia przemieszczające się i wybuchające w deszczu iskier i oślepiającym blasku.
Równocześnie demon objął spojrzeniem otaczający go świat. Przeniknął materialną powłokę skrywającą siły nim kierujące i począł szukać źródła całej tej absurdalności, która go tu wciąż otaczała.
Był zszokowany. Ten świat był... Z drobiazgową, matematyczną wręcz precyzją określony. Nawet przypadkowość określały latające mu przed oczyma liczby. Tego się nie spodziewał, tego nie rozumiał.
Kiedy wpatrujesz się w otchłań ona również patrzy w ciebie.
Dojrzał coś, co wydawało być się elementem całej układanki, a równocześnie czymś więcej. Czymś znacznie ważniejszym... Wydawało mu się, że obserwują go linie, osie, wokół których cały ten galimatias poplątanych równań i liczb zataczał z wolna kręgi. Z początku widział trzy, ale szybko z mgły liczb zaczęły mu się wyłaniać kolejne...
- Kim... - zaczął iXs.
- Jesteś? - dokończyła Ygrek.
- Widzimy Cię! - włączył się Zet.
Nie czekał dłużej, aż odezwą się kolejni obserwatorzy. To było za wiele. Nawet dla umysłu demona. Zamknął oczy i wycofał swoją świadomość z podsfery tego świata.
Niebo rozświetlały błyskawice...
Tymczasem Popielaty dawał się kształtować jamodylowi. Wiedział, że opór może zaowocować kolejnym bzdurnym pomysłem boga, więc siedział... unosił... kłębił się spokojnie.
Kiedy do złudzenia przypominał już burzową chmurę, William zostawił swoje "dzieło" w spokoju i zadowolony z wyników zwrócił swoje zainteresowanie w innym kierunku.
Demon zaś odzyskał nad sobą kontrolę. Ale nie wrócił do pierwotnej postaci. Skoro William chciał, żeby zrobić coś poprawnie jego życzenie zostanie spełnione. Szaro-czarna chmura rosła i pęczniała wznosząc się coraz wyżej w przestworza. Ignorując wiatr, Popielaty roztaczał swój obłok nad całą równiną. Mógł stąd obserwować wszystko w rozległym promieniu, a przy okazji zapewnić istotom na dole... rozrywkę.
Spuścił na ziemię brudny, ciepły deszcz. Z początku, była to zwykła mżawka, jednak szybko przerodziła się w prawdziwą ulewę. Wszyscy na dole ociekali wodą, spływające z nich krople zostawiały ślad z pyłu i popiołu. Nagle, w deszcz wmieszał się grad- kulki wielkości wiśni, zmieszane z popiołem tak, że były zupełnie czarne pokryły ziemię warstwą na grubość pięści. Wszyscy schronili się przed nimi pod drzewem.
Błąd. Demon postanowił zwrócić na siebie uwagę i zyskać nieco szacunku... lub przynajmniej bojaźni ze strony śmiertelników pod drzewem. W magiczną roślinę natychmiast uderzył piorun. Popielaty wiedział, że jej magia chroni ją przed wyładowaniami, przeto jego pioruny nie wyrządzą krzywdy nikomu pod nią. Ale chroniący się przed gradem wcale nie musieli zdawać sobie z tego sprawy. Bombardował więc dalej drzewo i równinę na którym stało, błyskawice spadały na konary i pokryte gradem trawy tworząc raz po raz upiorne obrazy i zlewając się w jeden grzmot. Na ziemi zaś pojawiły się kuliste pioruny, kule ognia przemieszczające się i wybuchające w deszczu iskier i oślepiającym blasku.
Równocześnie demon objął spojrzeniem otaczający go świat. Przeniknął materialną powłokę skrywającą siły nim kierujące i począł szukać źródła całej tej absurdalności, która go tu wciąż otaczała.
Był zszokowany. Ten świat był... Z drobiazgową, matematyczną wręcz precyzją określony. Nawet przypadkowość określały latające mu przed oczyma liczby. Tego się nie spodziewał, tego nie rozumiał.
Kiedy wpatrujesz się w otchłań ona również patrzy w ciebie.
Dojrzał coś, co wydawało być się elementem całej układanki, a równocześnie czymś więcej. Czymś znacznie ważniejszym... Wydawało mu się, że obserwują go linie, osie, wokół których cały ten galimatias poplątanych równań i liczb zataczał z wolna kręgi. Z początku widział trzy, ale szybko z mgły liczb zaczęły mu się wyłaniać kolejne...
- Kim... - zaczął iXs.
- Jesteś? - dokończyła Ygrek.
- Widzimy Cię! - włączył się Zet.
Nie czekał dłużej, aż odezwą się kolejni obserwatorzy. To było za wiele. Nawet dla umysłu demona. Zamknął oczy i wycofał swoją świadomość z podsfery tego świata.
Niebo rozświetlały błyskawice...
Ostatnio zmieniony niedziela, 2 stycznia 2005, 16:13 przez Asthner, łącznie zmieniany 1 raz.
Peace was a lie, there was only passion. It gave me power, too much power to comprehend. Thus no victory was possible - only void remained. Yet my chains are broken and through the Force I'm free.
There is something to be learnt about irony here.
There is something to be learnt about irony here.
-
- Arcymod Tawerniany
- Posty: 1279
- Rejestracja: poniedziałek, 16 sierpnia 2004, 17:13
Archibald niestety nie mógł znaleźć niczego przydatenego - może źle szukał, a może czerwony naleśnik, będący niegdyś wieśniakami nie był ku temu najlepszym miejscem...
Krasnolud złapał śpiącego pod drzewem Wiedźmaka za nogi i wystawił ponad przepaść... jakby miał nadzieję, że go to obudzi...
Niestety Protazy raczej nie był w stanie zauważyć żadnej gospody w okolicy... może dlatego, że takowej nie było? Ale nie przeszkadzało mu to szukać dalej...
Popielaty postanowił pokazać swą moc... czarny grad smagał powietrze.... ogniste pociski były wszędzie.... wicher dął, łamiąc okoliczne drzewa..... huk zagłuszał wszelkie krzyki czy nawet myśli... pioruny trzaskały wszędzie dookoła.... a nasza dróżyna? cóż... typowa pogoda jak na Zacofane Krainy - nic co mogłoby ich zaskoczyć... ledwo zauażyli jak targani wiatrem latają w powietrzu (a i to było w sumie dość powszechne) - no może poza trolem, który tylko posuwał sie po ziemi... wtem błyskawica, wieksza niż wszystkie inne ruszyła w stronę nad-drzewa ceRPeGii.... i gdy była już przed nim.... ukazała się Ściana-Z-Płomienia stojąca na drodze błyskawicy - zwarta, i solidna (choć pełna małych dziurek) z logo Pan Krzysztof Inc. w rogu.... zarządała hasła, błyskawica jednak uderzyła w jej centrum... i nie otrzymala autoryzacji, w wyniku czego musiała powrócić do nadawcy.... to nie był dobry dzień Popielatego... a to dopiero początek...
Jamodyl dopiero po paru chwilach zorientował się co się dzieje
- heeeej, kto zgasił światło? - zapytał i rozejżał się na wzystkie strony, aż zobaczył Popielatego - no bardzo śmieszne! Koce na niebie będą rozwieszać! I to jeszcze przeciekające....
Siekacz Wędliny (...) trzykrotnie smagnął powietrze.... a nie był on ostry - on był samą ostrością! Popielaty poczuł sie dziwnie... zupełnie tak jakby miał wycięte w sobie trzy krzywe, zygzakowate (z grubsza) linie - prawie trójkąt.... za którego środek schwycił jamodyl i pociągnął w dół.... robiąc tym samym dziurę w Popielatym (no prawie - oderwany kawałek trzymał się na jednym z rogów i dyndał na wietrze)...
- no! - zakrzyknął William wystawiając pyszczek do słońca wpadającego przez otwór - teraz już lepiej!
- Teraz! - zamyśał iXs
- Teraz! - przymyśła Ygrek
- Tak! - domyślał Zet
- Zniszczyć Anomalię! - zamyśleli razem i zaczeli ciągnąć....
W nowym otworze popielatego przestrzeń zaczeła pęcznieć, i pęcznieć i pęcznieć.... i rozciągać go na wszystkie strony... wkrótce przypominał już wieeelki szary pierścień na niebie.... coraz cieńszy i o coraz bardziej postrzępionych granicach.... lada moment pęknie!
-
- Marynarz
- Posty: 195
- Rejestracja: sobota, 27 listopada 2004, 20:12
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Basta
- Kontakt:
Archibald Cichy - Co za bałagan! - pomyslał "myjąc" upaprane krwią ręce w błotnistej kałuży. - Cioteczka Hindegulda by się tutaj przydała. Ona sprzątała wszystko. A właściwie wszystkich. Z cioteczki była świetna zabójczyni.
Nie myśląc więcej, Archibald postanowił schronić się przed piorunami, deszczem i tym dziwnym czymś na niebie pod nad-drzewem (cioteczka zawsze mówiła swoim ofiarom - "Pamiętaj, w czasie burzy trzeba się chować pod drzewem").
Nie myśląc więcej, Archibald postanowił schronić się przed piorunami, deszczem i tym dziwnym czymś na niebie pod nad-drzewem (cioteczka zawsze mówiła swoim ofiarom - "Pamiętaj, w czasie burzy trzeba się chować pod drzewem").