W drodze do Boga

ODPOWIEDZ

NA ile oceniasz ten tekst?

na 1
0
Brak głosów
na 2
1
50%
na 3
0
Brak głosów
na 4
1
50%
na 5
0
Brak głosów
na 6
0
Brak głosów
 
Liczba głosów: 2
bziiik
Szczur Lądowy
Posty: 7
Rejestracja: środa, 28 czerwca 2006, 01:03

W drodze do Boga

Post autor: bziiik »

PROLOG

Godzina trzecia... zbyt późna, by położyć się spać, zwłaszcza wtedy, gdy rano czeka na ciebie kolejna porcja twardych istot walczących o śmierć (twoją... lub swoją). Jednak właśnie o tej godzinie Mulfang Zed, szanujący się obywatel Vezproth, znany i potężny mag, położył się spać po hucznej zabawie. Godzina trzecia... nie byłaby taka zła, gdyby nie to, że ten zasrany kogut pieje w Vezporth już o piątej. Piąte z kolei donośne "kukuryku" pozbawiło Mulfanga złudzeń - dziś już nie pośpi.

Zapierdole kiedyś tego koguta! - pomyślał. - Czemu inni na to jeszcze nie wpadli??
Wpadli... Mulfang nie wiedział, że kogut pana Sanda jest siódmym z kolei kogutem piejącym na jego farmie i przypominającym innym mieszkańcom miasteczka o porannych obowiązkach. Jego poprzednicy skończyli mniej więcej tak, jak kończą ci, którzy zadzierają z czarodziejem.

Zed powoli przypominał sobie wczorajszą noc. Pili do upadłego od dwudziestej, jednak nie upadli aż po godzinę trzecią. Brzuch maga wydawał mu się większy o dobre czterdzieści procent. Po dziesięciu minutach doszedł do wniosku, że całkiem miło wspomina imprezę. No... może z jednym wyjątkiem. Ciocia Greyland, która zawsze wydawała się być miłą i przychylną Mulfangowi, dość szybko zmieniała swoje oblicze pod wpływem Kaszony (w Vezporth nikt przy zdrowych zmysłach nie upijał się piwem czy winem, Kaszona biła te trunki na głowę). Po trzecim kubku ciotka zaczęła wypominać Zedowi, jaki to on wulgarny, jaki nietaktowny, jaki brutalny. Gdyby nie to, że jest tak świetnym czarodziejem, skopałaby mu tyłek swoimi kozakami.

Ja? Wulgarny? - oburzył się na to wspomnienie czarodziej. - Niech ta kurwa sianem sobie dupe wypcha, bo inaczej może się to dla niej źle skończyć!
Wydawać by się mogło, że Mulfang nie należał do miłych ludzi, jednak w głębi duszy był naprawdę dobrym człowiekiem. Jednak w ostatnich dniach trochę się zmienił, musiał przygotować się na zadanie, które go czeka.

Standardowo, wstał, ubrał się, umył i uczesał, zjadł śniadanie i zrobił dwadzieścia pompek i dziesięć przysiadów.
- Co wszyscy sobie myślą, że jak jestem magiem to już inaczej wstaję rano? - Zapytał sam siebie czarodziej, przypominając sobie wiele głupich pytań mieszkańców miasteczka typu: jak załatwiasz poranną toaletę?

Wiedział, że nie ma co przeciągać przygotowań. Ubrał się i wyszedł. Po drodze nie omieszkał wstąpić do George'a. George był głupi ale znał się na magii i orkach.
- Tu masz ten taki. Ty wiesz co z tym tu tak zrobić, żeby akurat tam wszystko tak było wiesz no ten i w ogóle bez problemów z tym i ogólnie wiesz tak dobrze. - George nie umiał się wypowiadać i w ten właśnie sposób przedstawił Zedowi nową szatę, którą dla niego stworzył.
- Dzięki. - rzucił mag wiedząc, że konwersacja na nic się tu nie zda po czym ruszył w drogę.

DAMBIA

Mulfang zawsze chciał zobaczyć Bogów. Słyszał, że w świecie szarych ludzi czasami się oni pojawiają. Jednak nie miał zamiaru gościć w 'zwykłym' świecie, jak nazywali to miejsce mieszkańcy całego Magewoud.
- Wykonam to zadanie. - rozmyślał Zed - a potem stanę twarzą w twarz z Plakatem!
Czarodziej zawsze zastanawiał się czemu trzeci Bóg w hierarchi ma tak głupie imię... Z pomocą magii cała podróż do jaskin Dambii zajęła mu niecałe 10 minut, dlatego tu zakończył swoje rozważania.

Jaskinia sprawiała niecodzienne wrażenie. Jej wejście 'obudowane' było ogromnymi skałami, ułożonymi w regularne, mogłoby się wydawać, kształty. Wszyscy mówili, że wchodzić do jaskini to dać się połknąć smokowi. To porównanie wzięło się od kształtu wejścia, który większości przypominał głowę ogromnego smoka. Jednak Mulfang nie czuł przed jaskinią takiego respektu. Dla niego zejście zawsze przypominało wielkie gówno olbrzyma rozdrapane patykiem.

Zapach we wnętrzu jaskini kojarzył się raczej z wyobrażeniem wejścia autorstwa Zeda. Jednak nie stanowił on dla maga problemu, gdyż zabrał ze sobą w kieszeni parę spinaków do nosa. Na potwory nie trzeba było długo czekać. Gdy tylko poczuły zapach świeżego mięsa (a nietrudno go poczuć we wszechobecnym smrodzie zgnilizny) wyruszyły na poszukiwanie źródła wspaniałego zapachu.

Mulfang był trochę zdziwiony. Zawsze słyszał o potworach z Dambii same straszne rzeczy. Jednak to, co ujrzał przed sobą przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Oto grupka goblinów sięgających mu do pasa szarżowała na niego z małymi sztyletami...
- Wypierdalaaaać!! - wrzasnął Zed. Był zbyt szanowanym magiem, by bełkotać przeróżne inkantacje przed czarowaniem. Zawsze naśmiewał się z młodych magów, którzy łamali język na trudnych zaklęciach.
Wraz z okrzykiem z czarodzieja wydobyła się kula ognia która zmiotła gobliny w mgnieniu oka.
- Cioty... - popatrzył na spalone szczątki z zażenowaniem na twarzy.
Jednak wiedział ze szkoły, że mity opowiadane przez ludzi zawsze zawierają cząstkę prawdy...

QUARD

Mit o jaskini Dambii okazał się zawierać więcej straszliwej prawdy, niż inne legendy... Po rozprawieniu się z goblinami przed Zedem widniało tylko jedno wąskie przejście, a za nim dało się zauważyć jasnozielone światło. Dało się zauważyć, jednak Mag był zbyt przejęty nadpalonym skrawkiem szaty, by dostrzec ten interesujący szczegół.

Gdy Mulfang przeszedł przez szczelinę (a trwało to dobre pięć minut - skutki ostatniej balangi nie zniknęły tak szybko, jak by sobie tego życzył) zorientował się, że nie stał jeszcze w tak ogromnym, podziemnym pomieszczeniu. Jego kształt był idealnie kulisty, a na ścianach płonęło pięć jaskrawozielonych 'ognisk' (mag wiedział, że słowo ognisko nie jest zbyt trafne ale nie potrafił inaczej nazwać tego ogromu zielonych płomieni). Były one rozmieszczone dokładnie w miejscach wierzchołków pentagramu wpisanego w koło. Lśniąca, kamienna podłoga emanowała chłodem i wilgocią. Ściany dziwiły doskonałą gładkością, a na sufit nasz bohater zapomniał spojrzeć...

Zapomniał albo też nie miał czasu, gdyż jego wzrok 'zaczepił' się na czymś, co siedziało pośrodku. Był to wielki, liczący około trzydziestu stóp czerwony stwór z żelaznymi kolcami wystającymi z jego pleców aż po koniec ogona. W jego oczach płonął zielony ogień, a nozdrza były jedynie dwoma otworami na pysku. Uszu potwór w ogóle nie posiadał, zamiast tego miał dwa proste rogi. Jego paszcza była na tyle duża, że mógłby połknąć Zeda w całości.

Czarodziejowi ta nieciekawa myśl również przeszła przez głowę, jednak szybko przypomniał sobie co Faramingowie opowiadali o Quardach. Bestie te żywiły się śmiercią. Pełnym posiłkiem potwora było samo uśmiercenie żywej istoty. Zadaniem maga miało być zabranie Sztyletu Chwały z jaskini, zostawionego tu przez boga kowalstwa. Miał na imię Kowadło (pewnie stąd wzięła się nazwa tego urządzenia - slusznie wykoncypował Zed) i rezydował tu aż do swojej śmierci. Mulfang nie miał pojęcia do czego służy sztylet, ale chęć zdobycia nagrody za wykonanie tego zadania przezwyciężyła jego ciekawość i nie zadawał zbędnych pytań Plakatowi.

Okazało się, że trzeba dodatkowo pokonać bestię, aby zdobyć przedmiot. Zed postanowił przekonać wroga tak, jak zwykł to czynić.
- Nie chcę z tobą walczyć, demoniczna istoto, opuść to miejsce natychmiast, inaczej będę zmuszony zakończyć twój nędzny żywot. - Mag nie do końca przemyślał swoją wypowiedź, bo niby jak taka wielka bestia miałaby poprostu wyjść.
- Spierdalaj. - spokojny ton Quarda i znajomość języka nieco wytrąciła czarodzieja z równowagi. Widział, że nie dorówna mu w sztuce retoryki, dlatego postanowił spróbować swoich sił w walce.

Widać, że potwór wpadł na ten sam pomysł, gdyż zaczął tworzyć kule w swoich łapach, którymi potem starał się trafić Zeda. Zed był potężnym magiem, lecz miał też głowę na karku i wiedział, że lepiej unikać kul, niż starać się je odparować. Po kolejnym uniku wykonał kontruderzenie. Mała jasna kula powstała w jego dłoniach. Gdy zrobiła się większa od głowy czarodzieja wypuścił ją w kierunku Quarda.
- Wypierdalaaaaj!! - Mulfang wiedział, że jego zwrot jest już dość stary, lecz nigdy nie mógł zdobyć się na coś lepszego. Zamiast tego dodał jeszcze. - Niech ci się te grube dupsko usmaży w mojej magii!

Kula dosięgnęła bestię, jednak nie wywołała pożądanego przez niego rezultatu. Grube dupsko zamiast się usmażyć, zostało zniszczone doszczętnie. Potwór odczuł stratę i rzucił się do frontalnego ataku. Do swoich pocisków dodał zamachy łapami i ogonem, co znacznie utrudniło Zedowi uniki. Nagle jeden cios zupełnie zaskoczył Mulfanga. Był kompletnie chybiony, potwór uderzył sam siebie, lecz jego ataki nie ustały. Wtedy mag poczuł... właśnie... tego co poczuł mag nie zniósłby chyba żaden normalny śmiertelnik. Zed zgiął się wpół, głód był tak wielki, że nie mógł myśleć o niczym innym.
- Jeśli szybko czegoś nie wymyślę to nie zjem dziś obiadu. - Pomyślał, jednak nic konstruktywnego nie przychodziło mu do głowy. Co prawda była jeszcze jedna opcja...

Ogromna, niebieska kula otaczająca Zeda rozświetlała całą komnatę. Potężny mag unosił się w jej wnętrzu jakieś dwa metry nad ziemią. Całą swoją energię skupił na Quardzie.
- Tutaj chcę no tak żeby nie było ale wszystko dobrze co wiesz tam!!!!!! - zaklęcie, którego nauczył go George wydało mu się najgłupszym jakie kiedykolwiek słyszał.
Quard chyba też nic głupszego nie słyszał, gdyż przestał atakować i gapił się na maga.
- Pojebany jesteś jakiś czy co? - Bestia osłupiała.
Jednak inkantacja spowodowała olbrzymią eksplozję wewnątrz potwora, a po dwudziestu sekundach oślepiającego światła wszystko wróciło do normy. Wszystko... oprócz Quarda, który nie wrócił w ogóle...

Zed zabrał sztylet i udał się w drogę powrotną...

PLAKAT

Czarodziej nie spotkał już nikogo w jaskini, gdy z niej wychodził. Gdy wydostał się na świeże powietrze wreszcie mógł zaczerpnąć powietrza nosem, który był niejako zgnieciony przez spinak. Po drodze wstąpił do karczmy, gdzie dostał darmowy kufel Kaszony (kiedy był tu po raz ostatni barman kłócił się z nim o 2 miedziaki, a Zed był już trochę skaszaniony, skończyło się to zniszczeniem całej wschodniej ściany jednym zaklęciem, teraz nikt już nie kłóci się z nim o Kaszonę...). Rozgrzany i zdecydowanie weselszy opuścił bar (tak nazywały karczmę 'szaraki'). Do domu miał już tylko pięć minut drogi. Oczywiście zaszedł do George'a.
- Oh, Zed, ja wiedziałem, że ty tam wiesz tam tu ten i teraz już też tam dobrze!
- Tak George, też myślę, że twoja szata się przydała... zaklęcie również...
- A to przecież i tak no ten mówiłem, że jak ty już to wszystko tam!
- Racja. W każdym bądź razie, trzymaj się! - z nieukrywaną radością Zed stwierdził, że zaczyna powoli rozumieć Goerge'a.

Mulfang otworzył drzwi swojego domu i usiadł przy kominku. Nie... chciał usiąść przy kominku, gdy z wielkim zdziwieniem zauważył, że jego ulubione miejsce jest zajętę.
- A to skurwysyn, tak bezczelnie mnie podsiadać... jeszcze takie młode gówno - pomyślał czarodziej po czym zamienił swoje myśli w słowa - Dzień dobry, chłopcze. Co sprowadza cię w me strony?
Nieproszony gość był czternasto-, może szesnastoletnim chłopcem, Zed nie był w stanie jednoznacznie tego określić. Wyglądał jak typowy młodzieniec, który zbytnio się w domu nie przemęcza. Był dość chudy, średniego wzrostu. Czarne włosy delikatnie opadały mu na czoło, nos miał lekko zgarbiony, uszy nieznacznie odstające, krzaczaste, ciemne brwi, pełne usta i duże, niebieskie oczy. Na nogach miał szerokie sztruksy i sportowe buty. Pognieciona koszulka System Of A Down idealnie wkomponowywała się w jego kompletny wizerunek.
- No witaj, mam na imię Plakat, jeśli coś ci to mówi... a za tego skurwysyna będziesz mi jeszcze miodem rów smarował... buraku - powiedział spokojnym tonem Bóg. - Zresztą nie przyszedłem tu rozmawiać, tylko odebrać moją własność...
Jego Zed się nie spodziewał, a napewno nie tutaj... Jeszcze taka gafa - pomyślał z charakterystycznym dla siebie zażenowaniem - Że też musiał potrafić czytać w myślach...
- Jasne... - Czarodziej starał się o niczym nie myśleć i nawet mu to wychodziło. Wyjął sztylet zza ubrania i podał go dzieciakowi.
- Ahh, jest cudowny...
Gdy tylko sztylet dotknął boskiej ręki przemienił się w kryształowy. Plakat w oczach maga urósł (mimo iż był ciągle tych samych rozmiarów, magowie widzieli więcej niż tylko fizyczną moc), stał się niewiarygodnie potężny.
- Chciałeś być potężniejszy, więc jesteś... Prosiłeś o przygody, będziesz je miał. - powiedział Bóg, jego głos brzmiał dużo donioślej i majestatyczniej, niż wcześniej.
Wraz z tymi słowami Zed poczuł, że mógłby biegać i reagować szybciej, dźwigać więcej, czarować lepiej. Wiedział, że jest teraz potężniejszy, czuł moc, która zawsze mu się marzyła. Jednak nie był niepokonany, i nie na tyle silny, by wykonać każde zadanie w pojedynkę, taka była umowa i Bóg dotrzymał jej w kazdym calu.

Potem Plakat zniknął bez słowa. Mulfang jeszcze długo nie mógł uwierzyć w to co widział...
- A to tak się chuje chowają... - Zawsze miał inne wyobrażenie o Bogach.
Dobrze wspominał dzisiejszą przygodę. Widział Boga, nieważne w jakiej postaci. To stawiało go wyżej od innych. Gdy zegar raz, aczkolwiek bardzo głośno oznajmił w jego domu godzinę pół do dziewiątej, Zed zauważył ze smutkiem, że doskwiera mu samotność. Udał się więc do przyjaciół, którzy mieszkali sto metrów dalej. Opowiedział im, co spotkało go dzisiejszego dnia. Była już dziewiąta, gdy poszli wszyscy razem do karczmy, by tam pić do upadłego... jednak tej nocy Zed długo nie upadał. Wszyscy leżeli już skaszanieni, podczas gdy on delektował się smakiem trunku i swojego niewątpliwego zwycięstwa.
Nyano
Mat
Mat
Posty: 589
Rejestracja: poniedziałek, 6 lutego 2006, 11:51
Numer GG: 3030068
Lokalizacja: Z ukrycia i cienia

Post autor: Nyano »

Vanitas vanitatum et omnia vanitas

1. Bóg.
Ten cudaczny Deus ex machina miał być twoim awatarem, zgadza się? Jak dla mnie niepotrzebnie go wprowadzałeś (awatara, nie Boga), ponieważ straszliwie psuje on klimat (o ile jakikolwiek klimat tam był). No i jeszcze te imiona bogów (Plakat, Kowadło), również zupełnie nieklimatyczne.

2. Mag.
Wizerunek twojego bohatera jest niejako obrazoburczy Większość osób jednak wyobraża sobie maga jako człowieka mocno uduchowionego, nie zaś jako przeklinającego pijaka, który chyba równie dobrze jak Mulfang Zed mógłby się nazywać Miecio Żul.

3. Bestia.
Jeśli chodzi o rozmowę z Quardem, to cóż... Odsyłam do moich wypowiedzi w tematach opowiadań "Jak to było z Hydrą?" Wilczycy, oraz "Polowanie na smoki" autorstwa evo4.

4. Fabuła.
A raczej fabułka. W sumie o czym to jest? O tym jak pewien mag ukradł pewien sztylet pewnej bestii, by oddać go pewnemu Bogowi (i zarazem awatarowi pewnego autora?). Banalne.

2
Bóg na Krzyżu był tylko kolejną religią, która uczyła że miłość i morderstwo są nierozłącznie związane - że w końcu Bóg zawsze pije krew
bziiik
Szczur Lądowy
Posty: 7
Rejestracja: środa, 28 czerwca 2006, 01:03

Post autor: bziiik »

Heheheh :D
Widać jesteś tak piekielnie inteligentny, powazny i sztywny, że nie widzisz że to wszystko to spore jaja i doszukujesz się w tym klimatu fantasy : )

Spoko nie każdemu muszą się podobać wszystkie kawały : ) Miałbym tylko prośbę, powiedz jakie opowiadanie jest dla Ciebei wzorcem? Możesz dać link albo coś do jakiegoś twojego top10 czy cokolwiek, żebym wiedział co Cie satysfakcjonuje...

hmm awatar = plakat taak ? nie rozumiem o co ci chodziło tutaj
Nyano
Mat
Mat
Posty: 589
Rejestracja: poniedziałek, 6 lutego 2006, 11:51
Numer GG: 3030068
Lokalizacja: Z ukrycia i cienia

Post autor: Nyano »

Może masz rację, po prostu jestem przyzwyczajony, że w PL publikuje się twory poważne, dla żartów jest TPGR.

Nie mam top 10, ale jako fan Kinga mogę ci podać tytuły opowiadań posiadających coś zdecydowanie nieprzeciętnego.

- "Langoliery" - Ciekawa psychologia postaci w osobie Craiga Toomy'ego
- "Ballada o celnym strzale" - Pomysłowa fabuła i niezłe ukazanie szaleństwa, które ogarnia człowieka
- "Jaunting" - Doskonała i zaskakująca końcówka

Chciałeś wiedzieć, to masz. Problem w tym, że ciężko napisać coś takiego...

Co zaś do awatara:
Awatar = wcielenie, w tym przypadku twoje.
Czyli innymi słowy, Plakat miał być Tobą, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie.
Bóg na Krzyżu był tylko kolejną religią, która uczyła że miłość i morderstwo są nierozłącznie związane - że w końcu Bóg zawsze pije krew
Awatar użytkownika
BAZYL
Zły Tawerniak
Zły Tawerniak
Posty: 4853
Rejestracja: czwartek, 12 sierpnia 2004, 09:51
Numer GG: 3135921
Skype: bazyl23
Lokalizacja: Słupsk/Gorzów Wlkp.
Kontakt:

Post autor: BAZYL »

:arrow: Znów wulgaryzmy, które są zupełnie nie na miejscu. O ile mogę sie zgodzić, ze postaci posługują się takim językiem, o tyle w narracji - że ten zasrany kogut pieje pasuje jak świni siodło...
:arrow: Liczby i liczebniki w prosie pisze się prozą, a nie cyframi.
:arrow: Drobne problemy z zaimkami i interpunkcją, literówki ale takie rzeczy popraia redaktor tekstu.
:arrow: 'Erpegowe' naleciałości - dookreslanie wszystkich odległości, rozmieszczenia względem siebie. To wazne na sesji, aby gracze mieli jasny wgląd w sytuacje, ale w prozie zbędne...
:arrow: Tekst ogólnie dobry, może nawet na 4+, ale fabuła pozostawia do życzenia. Ale co tam, niech stracę 4 na zachętę... choć osobiście fajnie mi się czytało, ale nie podobało się.
Pierwszy Admirał Niezwyciężonej Floty Rybackiej Najjaśniejszego Pana, Postrach Mórz i Oceanów, Wody Stojącej i Płynącej...
ODPOWIEDZ