Okrzyk zachwytu wydobył się z ust najemniczki. Klasnęła w ręce, sięgnęła po swoja kurtkę i obejrzała ją bardzo uważnie. Szew był bardzo mały, tak że rozdarcie nie rzucało sie w oczy. Od razu poznała rekę Margit, żony Bort'a. Uśmiechnęła się szeroko, rzuciła się przez ladę i uwiesiła się krawcowi na szyi całując go glośno w policzek.
- Och, Bort! Jesteś cudowny! Dziękuję!!!
Z łezką wzruszenia w oku puściła niemal sparaliżowanego krawca. Przytuliła kurtkę do piersi i kołysząc się na boki zrobiła minę małej dziewczynki z lizakiem. Bort bez słowa podał jej jeszcze koszulę, bardzo podobną do tej, którą miała na sobie. Wertha zrobiła zdziwioną minę, zamrugała kilka razy oczami i spytała:
- Hm?
- Rękaw... - odpowiedział i wskazał na jej przedramię.
Zaciekawiona najemniczka spojrzała i z zaintrygowanym wyrazem twarzy podniosła przedramię do oczu, obracając i oglądając rozdarty rękaw.
- Och, Bort! Jesteś cudowny! Aż brak mi słów z wdzięczności...

Krawiec nic nie odpowiedział, tylko z szeroko otwartymi oczami i ustami wskazał jej kierunek na zaplecze... Najemniczka dygnęła i poszła we wskazanym kierunku. W zakładzie panowała cisza, wszyscy ze wstrzymanym oddechem śledzili kroki kobiety. Wertha weszła za ladę i stanęła przed Bort'em. Męzczyźnie na chwilę stanęło serce, gdy najemniczka sięgnęła dłonią ponad swoje ramię. Widział, jak zaciska uścisk na rękojeści miecza i z okrzykiem bojowym na ustach wyciąga ostrze z pochwy mierząc cios prosto w jego wnętrzności...
Bort pokręcił głową wyrzucając z niej te dziwne obrazy jego wyobraźni, jednak na wszelki wypadek postąpił krok do tyłu. Wertha z miłym uśmiechem na twarzy odgarnęła dłonią włosy z twarzy i założyła sobie warkoczyki za ucho. Krawiec odetchnął z ulgą, poczuł na twarzy kilka kropelek potu. Pierwszy raz w życiu Wertha go przeraziła! Ta kobieta była nieobliczalna, a uśmiech na jej obliczu tylko wzmagał wyobraźnię i czujność osób zebranych w zakładzie. Co chwilę ktoś cicho wymykał się za drzwi i niknął szybko w tłumie przechodniów. Nie minęło pięć minut, a cały zakład opustoszał.
Najemniczka weszła na zaplecze, zrzuciła z siebie kamizelkę i zabrała się za rozpinanie koszuli, gdy usłyszała cichy piskliwy głosik. Pusia wygrzebała się z kieszeni leżącej na podłodze kamizelki i popiskiwała rozpaczliwie. Widać mocno się obiła, gdy Wertha ją rzuciła na podłogę..

- Pusiu, nie martw się... Mamusia juz nigdy więcej cię tak nie zaniedba i nie skrzywdzi... No już, moje puchate maleństwo... Nie denerwuj się, mamusia cie pogłaszcze. Tak lepiej?
*Bogowie, Wertha musi być bardzo samotna... Tylko czemu ona to robi u mnie w zakładzie?!*
Kobieta jak najszybciej się przebrała, schowała fretkę do kamizelki i z wypiekami na twarzy opuściła zaplecze. Uregulowała rachunek, zabrała paczki i do samych drzwi machająć Bort'owi wyszła. Spojrzała na zdezorientowaną minę krawca i wiedziała już, że do końca dnia dobry humor jej nie opuści. Wyszła, spojrzała na swoją gromadkę i uśmiechnęła się szeroko.
*Taka forma presji psychicznej jest nawet zabawna

Podeszła do Dagon'a, wręczyła mu pakunki i spytała, czy coś zrobił z "pijackim kinolem" Elzix'a. Gdy ten twierdząco pokiwał głową, Wertha klepnęła go w ramię i stanęła przed zamyślonym i opartym o ścianę najemnikiem. Spróbowała mu zajrzeć pod włosy i zobaczyć efekt, lecz przez tę jego nową fryzurę nic nie widziała.
- Elzix, i jak? Lepiej? Pokaż no się... Elzix? - zagadała do najemnika, jednak nie usłyszała odpowiedzi. Pogrążony we własnych myślach mężczyzna zupełnie jej nie słyszał.
- ELZIX! - ryknęła mu do ucha, chwyciła za ramię i potrząsnęła nim. Biedak kilka razy uderzył potylicą o ścianę za sobą, jednak bardzo szybko podniósł całkowicie trzeźwy wzrok na Werthę.