[Warhammer] Miasteczko Romagen

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Yacek
Marynarz
Marynarz
Posty: 343
Rejestracja: wtorek, 10 stycznia 2006, 17:54
Numer GG: 6299855
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Yacek »

Rabe

Pytanie wypowiedziane przez rycerza donośnym głosem zawisło w powietrzu . Zapanowała grobowa cisza , a spojrzenia wszystkich skierowały się na pytającego. " Mamusia " - on szuka swojej mamusi zdziwił się w pierwszej chwili Jurgen .
Po sekundzie dotarł jednak do niego sens pytania Wolfganga . Tą "mamusią" ma być Wertha !!!
Oczyma duszy ujrzał kilkanaście pomniejszonych kopii najemniczki szarżujących na kucykach i wymachujących brudnymi pieluchami . Stłumił nerwowy chichot cisnąwszy się mu na usta i ostrożnie zerknął na Werthę .
Tak jak myślał wojowniczka wyglądała jakby miał ją zaraz trafić szlag . Na razie nie mogła wyksztusić słowa , ale drgająca powieka i szkarłat oblewający twarz zwiastował zbliżającą się burzę.
- Ależ oczywiście - zwrócił się Rabe do Wolfganga - Ona na pewno jest w stanie to załatwić - zapewnił go .
Nie czekając reakcji najemniczki pociągnał Morgotha i Haakona za sobą .
- Musimy znalezć jeszcze jednego pijaczynę - szepnął do nich - a tu za chwilę wszystko będzie fruwać , lepiej popatrzmy na to zza stołu . No i chyba wychylimy jednak po kielichu - westchnął dając za wygraną .
Ostatnio zmieniony wtorek, 4 kwietnia 2006, 20:33 przez Yacek, łącznie zmieniany 1 raz.
Belath_Nunescu
Marynarz
Marynarz
Posty: 385
Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
Kontakt:

Post autor: Belath_Nunescu »

Elzix

- Jako tako Werth. Ale dzięki, że pytasz - powiedział uśmiechając się. Nie czuł sie zbyt dobrze, ale stać na nogach mógł. Lekka chęć wymiotowania dała sie opanować. "Zmiażdzyli mi chrząstkę...", przemkneło mu przez myśl. Stał patrząc po karczmie. Lewa ręka spoczywała na rękojeści miecza.
- Mam nadzieje, że ten Pan Rabe sie nie zrazi względem mnie. Cóż zbyt pieknie nie wygladam. - powiedział uśmiechając się.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Wertha

Stała jak ten słup soli nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. Czuła, jak jej twarz zalewa fala gorąca i przepiękny rumieniec rozkwita na policzkach. I nie był to bynajmniej "raczek" młodej dziewicy w czasie zalotów do pięknego młodzieńca. Wszyscy widząc te barwy wojenne na obliczu najemniczki cofnęli się mimowolnie. Nieliczni, którzy mieli odwagę spojrzeć w jej oczy, wzdrygnęli się. Kobieta całą swoją osobą pałała taką chęcią mordu, że aż powietrze w karczmie zaczęło się robić bardziej duszne, ciężkie i gęste. Postąpiła krok do przodu w stronę Reinhard'a i wycedziła przez niemal zaciśnięte szczęki:
- Mamusia, tak... Już ja cię gnoju jeden...
I nagle stanęła jak wryta. Jej syn spojrzał się na nią dziwnie, już jedną nogą był poza karczmą, gotów to szybkiej ucieczki. Pozostali obserwatorzy również się zdziwili tą nagłą zmianą w zachowaniu kobiety. Wertha przez chwilę głupio gapiła się na Reinhard'a, poczym powoli skierowała wzrok ku górze. Upewniwszy się, że nad głową nie wisi jej żadna dachówka, odstąpiła dwa kroki do tyłu, wzięła kilka głębokich wdechów i już całkowicie spokojnie powiedziała:
- Reinhard, porozmawiamy o tym później. Teraz są nieco ważniejsze sprawy... PATRZ NA MNIE DO CHOLERY JAK DO CIEBIE MÓWIĘ!
Młodzieniec posłusznie i w wielkim pośpiechu przeniósł wzrok z przestrzeni ponad głową swej matki na jej rozeźlone spojrzenie. Nie miał zielonego pojęcia, czego ona tam szukała. Może po prostu podobał jej się sufit karczmy Bill'a i jego widok ją uspokajał? Zaiste bardzo ciekawe...
Ignorując zaciekawione spojrzenie syna podeszła szybkim krokiem do baru, gdzie w towarzystwie nowo zatrudnionych stał Rabe. Z niezwykłym wdziękiem, kunsztem godnym Mistrzów i wprawą udawał, że nic się nie działo i jest to po prostu kolejny piękny dzionek w Romagen. Właśnie nieco zaniepokojony całym zdarzeniem Bill nalewał mężczyznom trunku do szklanic, gdy Wertha złapała za pierwszą z nich i szybkim ruchem pokierowała całą jej zawartość do ust. Połknęła palący alkohol, lecz na twarzy nie pojawił się jej nawet najmniejszy grymas. Znów sytuacja wymykała się najemniczce spod kontroli i wyraźnie czuła się lekko zagubiona. Stan ten trwał jednak jedynie ułamek sekundy, gdy tylko trunek dotarł do żołądka i gorąco rozlało się po kobiecym ciele, odzyskała panowanie nad sobą. Potarła nos rękawem, uśmiechnęła się pogodnie i zagadała do ciągle milczącego Jurgen'a.
- To jak będzie? Kiedy zaczynamy?

Reinhard w tym czasie aż zamrugał ze zdziwienia oczami. Na podłodze dostrzegł coś wyjątkowo interesującego o bardzo intensywnym kolorze czerwieni. Ukucnął i sięgnął po to ręką. Nie mylił się, to był fragment dachówki...
*Co u licha?*[/b]
Dhagar
Majtek
Majtek
Posty: 129
Rejestracja: poniedziałek, 1 sierpnia 2005, 18:54
Numer GG: 5649299
Lokalizacja: Karak-Busko
Kontakt:

Post autor: Dhagar »

Wolfgang Hartmann

Widząc raczej nieciekawą sytuację kobiety wzdrygnął się lekko przekręcając głowę.
- Jeśli uraziłem cię w jakiś sposób prosze o wybaczenie pani. - rzekł po chwili opanowawszy się - Szukam jedynie dobrej pracy a ów młodzian mówił, że tu ją znajdę, zaś ty pani pośredniczysz lub też sama zatrudniasz chętnych. Zatem jeśli nie zgłaszasz żadnych sprzeciwów jestem zainteresowany ów pracą.
Spoglądał na kobiete z zainteresowaniem czekając na odpowiedź. Nie wyglądała na matkę, ale pozory często mylą, zaś on nie zwykł oceniać po pierwszym widoku czy też pierwszych wymienionych zdaniach.
Podszedłszy za nią do baru zamówił i wychylił szklanice wody. Gardło miał lekko wysuszone podróżą i ożywczy napój poprawił jego kondycję. Na mocniejsze trunki jeszcze przyjdzie pora.
Ostatnio zmieniony wtorek, 4 kwietnia 2006, 22:42 przez Dhagar, łącznie zmieniany 1 raz.
Każdy kiedyś umiera, ale to do nas należy wybór jak ruszymy na spotkanie tej, która na nas zawsze czeka.
Yacek
Marynarz
Marynarz
Posty: 343
Rejestracja: wtorek, 10 stycznia 2006, 17:54
Numer GG: 6299855
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Yacek »

Rabe

Jurgen popatrzył ze smutkiem na swoją pustą szklankę , którą tak bezceremonialnie opróżniła Wertha . Chyba jednak dzisiaj nie dane jest mu sie napić . Kątem oka zobaczył , że Morgoth i Haakon zgodnie opróżnili swoje i szykowali się do nastepnej kolejki .
- Zbierz w takim razie swoją gromadkę . Tego z rozbitym nosem schowamy na razie u mnie , jeśli nie jest zbyt pijany na małą wspinaczkę . I na wszystkie Demony Khorne'a wyjdzmy stąd , wszyscy i tak się na nas już gapią .
Chciał dodać "mamusiu " jakiś wewnętrzny głos mówił mu jednak , że mimo olimpijskiego dzisiaj spokoju Werthy nie jest to dobry pomysł .
Wyciągnął z kieszeni monety i położył na szynkwasie.
- Dzięki Bill.
-A ten chłopak to Twój wychowanek ?
- rzucił pozornie od niechcenia do Werthy.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Morgoth:

-Syn, z tego co rozumiem.- mruknął. -Ma na imię Reinhard, wrzeszczała o tym coś na początku, gdy weszliśmy do knajpy.- dodał, podnosząc siez krzesła. Mruknął jeszcze do Haakona -Ma wahania humoru, moze ma miesiączke?- po czym wyszczerzył zeby w krzywym uśmiechu. -A rozmowe kontynuujemy na zewnątrz, tak?- mruknął i mijając rycerza i chłopaka. Przy tm drugim naszła go reflaksja co on komu zrobił, że los obdarzył go taką "fantastyczną" mamuśką. Zatrzymał swe przemyślenia dla siebie, pokręcił tylko głową i znalazł sie na "świeżym" powietrzu. Na ulicy było pełno ludzi, jak to bywa późną pora w miastach pokroju Romagen. Zabójca westchnął i oparł sie plecami o ściane knajpy, czekajac na innych. Swym zwyczajem spuścił lekko głowę i obserwował świat zza swej czupryny. Zamachnął się ręką oganiajac kogoś, kto uznał, że oparty o ścianę jegomosć śpi. -Banda idiotów.- warknął pod nosem patrząc po pijanym tłumie i maszerujacych równo straznikach.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Belath_Nunescu
Marynarz
Marynarz
Posty: 385
Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
Kontakt:

Post autor: Belath_Nunescu »

Elzix

Nie mogł scierpieć swojej gęby. Podszedł wolnym krokiem do baru i poprosił o miskę gorącej wody. Wystukiwał rytm znanej mu ballady, którą jakis bard właśnie próbował grać. "Patałach czy pijany?", myślał. Jego rozmyślania przerwał ktoś, kto dał mu miskę z wodą. Poszedł z nią na dwór. Wyjął miecz, zawsze polerował go tak, zeby można było sie w nim przejrzeć. Wbił go w ławę przed karczmą. Na ławie ustawił misę z wodą. Zaczął obmywac twarz. Gorąca woda, trochę drażniła mu rany. Wyjął szmatkę, namoczył ją w wodzie i zaczął dokładniej wycierać okolice nosa. Odruchowo spojrzał w "zwierciadło". Zmienił się od czasów dzieciństwa. Sam nie mogł uwierzyć, że odrzucił tak znojny żywot, żeby być włóczęgą. Tylko raz tego żałował. Odsunął myśl w jakis dalszy kąt. Odruchowo przeciągnął ręką po twarzy. Od góry do dołu...Dotknał nosa. Nie bolał już tak mocno. Czuł poprostu, lekki ból.
- Na szczęscie Elzix, na szczęscie...-powiedział uśmiechając sie.
Wyszarpnał miecz z ławy. Nie było zbyt dużo ludzi, więc machnął miecz na odlew i zgrabnie wsadził go do pochwy. Poszedł misa za karczmę. Wylał tam wodę i wracając zabrał szmatkę, którę wcześniej wycisnał. Znów zaczął sie przeciskać przez tłum biesiadników. Stanął prawie, w tym samym miejscu co wcześniej. Oddał misę i zauważył niedaleko Werthę. Podszedł do niej.
- Co teraz Werth? Mam iść po ciuchy czy jak? Pardon, że sie narzucam, ale jak wiesz nie lubię stać bezczynnie. - spojrzał na Werthę. Zwątpił nawet, ze się do niego odwróci. Zapytał, bo wolał wiedzieć czy nie zawali czegoś udając sie teraz do krawca. Lewą ręką oparł sie o bar, a prawą miał na głowni miecza.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
Lothar
Majtek
Majtek
Posty: 100
Rejestracja: niedziela, 22 stycznia 2006, 13:06
Lokalizacja: Zewsząd...
Kontakt:

Post autor: Lothar »

Dagon:

Mag postanowił nie udzielać się do rozmów, które wyniknęły ze spotkań tak wielu osób... Stał po prostu za Elzixem do czasu aż ten nie poszedł w stronę baru. Następnie obserwował wszystkie kolejno następujące wydarzenia jakie zaszły w karczmie. Najbardziej zdziwiło go jednak wejście Reinharda wraz z kimś, kto wyglądał na rycerza szlachetnego rodu. Ale po co komuś takiemu praca? Sądząc po zbroi miał już mały majątek. Chociaż nie ocenia się książki i jej zawartości po okładce. Szybkim krokiem podszedł do Werthy, która teraz stała wyraźnie zamyślona i powiedział – Może jednak nie byłoby to złym pomysłem, jakbym razem z Elzixem udał się po szaty... Jakoś nie widzę potrzeby siedzenia tutaj, kiedy można załatwić jakąś sprawę, która wymaga pośpiechu ze względu na nasze nowe miejsce pracy...Poza tym naszemu przyjacielowi – wskazał w stronę barda szybkim skinieniem głowy, które poruszyło jego długie, jasne włosy tak, jakby przechodziła po nich fala. – przyda się nowe ubranie. A więc jaka jest twoja decyzja?
Bella Horrida! Bella!

"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"
Gavrill
Marynarz
Marynarz
Posty: 200
Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:56
Numer GG: 3511208
Lokalizacja: Grajewo
Kontakt:

Post autor: Gavrill »

Haakon

Jesli placisz, to czemu nie! usiechnal sie bard i wstal od stolu. Dzieki panie Rabe za napitek i jesli pan pozwoli wybiore sie z tymi oto osobnikami po nowe szaty
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Morgoth:

-Nowe meijsce pracy?- zabójca spojżał na Rabe. -Chyba jednak bedę natrętny i zapytam się o szczegóły teraz...- powiedział ciszej do nowego pracodawcy. Słowa "nowe miejsce pracy" wywołały u niego ruch wszystkich mieśni mimicznych i musiało to wyglądać komicznie, ale Morgoth był jednym z ludzi lubiących wiedzieć, na czym stoją. Zabawa w ślepców nie bawiła zabójcy ani trochę i rozpoznanie terenubyło jedna z rzeczy priorytetowych. Teraz dopiero zabójca rozwarzył fakt, ze tak szybko przyjął ofertę nie pytajac o szczegóły... faktycznie chyba mieknie i traci czujnosć. Karygodne....
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Reinhard

Zważył ciężkość dachówki w dłoni, była na prawdę solidnie wykonana! Podrzucił i złapał ją kilka razy i prawie niezauważalnym ruchem włożył ją sobie do kieszeni. *Zaiste, bardzo interesujące. Może się przydać...* - pomyślał. Przez chwilę zastanawiał się, lecz w pamięci nie mógł przywołać obrazu ani jednego domu, którego dach był pokryty takimi dachówkami. Lub choć podobnymi. Pokręcił głową, westchnął zrezygnowamy. Znów będzie się matka na niego wkurzać... *Ech...*
Z nieco markotną miną podszedł do ubranego na ciemno wojownika i jego towarzysza, barda oraz Jurgen'a. Przywołał na twarz przyjazny uśmiech i rzekł spokojnie:
- Witam, chyba nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać. Me imię Reinhard, jestem pomocnikiem pani porucznik, Werthy...
Dość duży nacisk położył na słowo "pomocnikiem" i jego twarz przybrała wyraz jakiegoś dziwnego grymasu, który był chyba efektem nieudanej próby przywołania wymuszonego, sztucznego uśmiechu. Wyciągnął rękę w stronę Morgoth'a i czekał na odpowiedź i reakcję zabójcy. Niezależnie od tego, czy najemniczka była uważana za ładną czy przeciętną (lub brzydką), o chłopaku można było spokojnie powiedzieć, iż jest bardzo przystojny. O ile się tak głupio nie krzywił. Spokojne i łagodne oczy nie miały w sobie tego drapieżnego błysku Werthy, ale zarówno z wyglądu, jak i postury, był do niej bardzo podobny. Pierwsza myśl, która się nasuwała, to było to, że może najemniczka byłaby całkiem przystojnym facetem...

Wertha

Westchnęła przyglądając się pustej szklance. Ściskała ją oburącz starając się jakoś logicznie zebrać i poukładać myśli. Miała teraz na głowie ważniejsze rzeczy, niźli użalanie się nad sobą. Kilka razy stuknęła lekko szklanką o blat lady słuchając jednym uchem co towarzysze do niej mówią. Na chwilę zapadła cisza, wszyscy jakby czekali na jej decydujące słowo. Zebrała się w sobie, wszak nie wypadało się tak łamać nad sobą w obecności zleceniodawcy! Odkaszlnęła, mocno i gwałtownie odstawiła szklankę z głośnym stuknięciem i posłała ją zgrabnym ruchem na drugi koniec blatu. Bill złapał ją i schował pod ladę lustrując badawczym spojrzeniem kobietę.
Wertha wyprostowała się, poprawiła ubranie i dziarskim głosem zwróciła się do "swej gromadki":
- Idziemy do krawca, ale migiem. Kto zostanie w tyle i wejdzie do zakładu jako ostatni gorzko tego pożałuje, juz ja się o to postaram. - stwierdziła i uśmiechnęła się w dość niepokojący sposób. Rzuciła okiem w stronę Elzix'a - Cieszę się, że doprowadziłeś się do stanu ukrywalności w tłumie czerwononosych pijaków. Następnym razem uważaj bardziej na siebie! I wyprostuj się, chłopcze, jak do ciebie mówię... Po drodze można ustalić parę rzeczy, panie Rabe. Będę chciała z panem zamienić parę słów na osobności... - zniżyła nieco głos i spuściła lekko głowę zwracając się do Jurgen'a. Wzrok miała niezwykle stanowczy i choć wyraziała ona jedynie chęć rozmowy, nikt nie miał wątpliwości, że w tym przypadku Rabe nie powinien z nią dyskutować. - NO JUŻ! Zbierać się gromadko od siedmiu boleści i mych biednych wrzodów! - warknęła na towarzyszy i mimowolnie przetarła swoją odznakę porucznika...
Nie czekając na reakcję zebranych poprawiła swój miecz i ruszyła w stronę wyjścia. Mijając rycerza zatrzymała się na chwilę i mówiąc mu "No to zapraszam z nami" dygnęła z tak piękną gracją, jakby rzeczywiście pochodziła z rodu szlacheckiego. Zarówno ona jak i Reinhard mieli na piersi wyhaftowany taki sam herb przedstawiający szczerzącego zęby rysia. Z tą różnicą, że Werthy był wykonany lepiej i dokładniej. Rycerzowi mignął jeszcze owy herb odlany ze srebra i powieszony na grubym, ciężkim łańcuchu, kołyszący się przy biuście kobiety.
Yacek
Marynarz
Marynarz
Posty: 343
Rejestracja: wtorek, 10 stycznia 2006, 17:54
Numer GG: 6299855
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Yacek »

Rabe

Taaak , Wertha to był jednak strzał w dziesiątkę - pomyślał Jurgen . Sprawnie niczym sierżant Gwardii Imperialnej zebrała całe towarzystwo , które w prawie szyku bojowym wygoniła szybko z karczmy .
Rabe powoli wyszedł za nimi . Zastanowiła go prośba najemniczki . Co u licha znowu wymyśliła ta kobieta ? Miał niedobre przeczucia .
Ostatnio zmieniony czwartek, 6 kwietnia 2006, 21:12 przez Yacek, łącznie zmieniany 1 raz.
Belath_Nunescu
Marynarz
Marynarz
Posty: 385
Rejestracja: czwartek, 5 stycznia 2006, 11:21
Lokalizacja: Tam, gdzie słońce świeci inaczej
Kontakt:

Post autor: Belath_Nunescu »

Elzix

Szybkim krokiem podążył za Werthą. Czuł sie teraz wysmienicie. Lewa ręka na kołyszącej sie głowni miecza, prawa dyndała radośnie w rytm kroków. Nie patrzył, kto idzie z nim, ani kim jest ten jegomość zakuty w zbroję. Szedł wyprostowany, z lekko uniesioną głową. Śmiać mu sie chciało, ze szlachty która nosiła głowę w sposób, że trudno było spojrzeć im w oczy. Cieszył sie myślą o nowym ubraniu. "Co jak co, ale jakiś nie podarty, ani nie przetarty w kilku miejscach ciuch się przyda", pomyślał. Otulił się płaszczem. Wsadził ręce w kieszenie płaszcza i szedł za Werthą. Nosił lekkie z pozoru buty, jednak gdy stawał bardziej energicznie na bruku to słychać było jakby były podobite metalem. Znów mijał ludzi, znów słyszał ich rozmowy, znów czuł ich zapach. Przez hałas miejski próbował przebić sie drozd swoim dzwiecznym głosem. Elzix szukał go wzrokiem, nie mógł zlokalizowac tego ptaka. Przeszukał wszystkie szyldy i dachy budynkow. Dzwiek, jakby zaczał sie nasilać. Gdzieś tam na jakiś krzaczku siedział drozd i śpiewał piekną melodię. Ludzie mijali go obojętnie, pogrążeni we własnych zmartwieniach. Jakiś chłopczyk idący z mamusią za rękę, rzucił temu poczciwemu "ptasiemu bardowi" kawałek bułki, czy chleba. Matka go skarciła, że wyrzuca jedzenie...
"Ech...daleko jeszcze?", pomyślał Elzix.
"One day the sun will shine on you
Turn all your tears to laughter
One day you dreams may all come true
One day the sun will shine on you..."
fds
Tawerniany Che Wiewióra
Tawerniany Che Wiewióra
Posty: 1529
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
Numer GG: 0
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: fds »

[Wszyscy]

Gdy tylko wyszliście z karczmy do waszych uszu dobiegło wołanie:
- WERTHA! Poczekaj!
Najemniczka bezbłędne rozpoznając głos Thomasa udała, że tego nie zauważyła i ostentacyjnie przyśpieszyła kroku. Jednak w tym tłumie nie dało się nagle przyśpieszyć i urwać pościgowi. Tak więc po bardzo krótkim czasie, Tom dogonil Werthę i objął ją od tyłu. W ten sposób trzymając ją za ręcę i przytulając się całym ciałem do jej pleców, zbliżył usta do jej ucha i szepnął na tyle głośno, że usłyszeli to wszyscy znajdujący się w okolicy ludzie. Zaskoczona najemniczka zamarła w miejscu. Podobnie zareagowala cała grupka jej towarzysząca. Lecz jedynie się przyglądali całemu zajściu, gdyż ciekawi byli jej reakcji.

Uprzedzając zachowanie najemniczki Tom pierwszy się odezwał:
- Wertuniu, czy chcesz tak się oddalić bez żadnego pożegnania? Żadnego buziaka dla swojego Tomusia? Na szczęście ja o tym pamiętałem.
Z głośnym cmokiem najemnik pocałował w policzek najemniczkę.
- I mam dla Ciebie prezent moja droga. Piękny kawałek czerwonej dachówki, która w okrutny sposób, Cię zaatakowała w karczmie.
Przed oczy najemniczki wjechała trzymająca połowę dachówki ręka Toma.
- Niestety nie wiem gdzie jest druga połówka, ktoś musiał ją zwinąć. Ale ma nadzieję, że ta wystarczy.

Ogłupiając w ten sposób Werthę tom oddalil się do karczmy. Najemniczka z bardzo zdziwioną miną, postała jeszcze chwilkę w miejscu i ruszyła ponownie do krawca. Na całe szczęście szła pierwsza, więc nikt nie widział odbijajacego się na jej twarzy zrezygnowania.

Po dosyć krótkim czasie, udało wam się dojść do najbliższego skrzyżowania. Nagle wam się wydało, że strumień przechodniów nie dość że sie zagęścił widocznie, lecz także jakby począł się poruszać w ściśle określonym kierunku. Kierunkiem tym było centrum miasta. Z rozmów ludzi, którzy przechodzili obok was, zorientowaliście się, że na rynku odbędzie sie wkrótce kaźń jakiegoś pomiotu Chaosu.
Obrazek
Podręczniki za darmo:
Shadowrun 2ed
DnD v3.5
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Morgoth:

Gdy zobaczył tą pożałowania godna scenę i minę Werthy po "odwiedzinach Tomusia" wyglądał, jakby miał eksplodować. Tłumił w sobie pożałowanie dla parki i śmiech. Spoważniałdopiero gdy usłyszał w tłumie chasło "pomiot chaosu".
-No no, nie spotakłem się z takimi "dowcipami" wcześniej...- mruknął patrząc za idącym tłumem i zachowujac zarazem czujnosć. Taki tłum to wymarzona okazja dla złodzieja... jeśli zagęści sięjeszcze to mozna spróbować cos zarobić... coś extra do pensji. Morgoth odgonił temyśli, niczym natrętna muchę. Jeszcze miałw pamieci pobyt w pierdlu Gruffbertów i jakoś mu się nie spieszyło na pryczę więzienną.
-Za pozwoleniem...- warknął i przepchna się brutalnei daprzód, nei zwracjąc na opozycję ze strony stratowanej, półpijaniej gromadki kmieciów. Przepchnął siedalej tak, by miec przed soba plecy idącej przodem Werthy. Ta torowała sobie drogę nadzwyczaj sprawnie, wiec Morgoth postanowił iść na łatwiznę.
Gdy juz wreszcie dotarli do krawca przeszedł na front i położył rękę na kalmce, nim zdążyła to zrobic Wertha. Wyszeczerzył kły. -Po co?- warknął. Miał dosć ślepegho podążania za rozkazami. Pytał kilkakrotnie o szczegóły. Najwyzszy czas aby ktoś wreszcie raczył odpowiedzieć. Wertha swym zwyczajem postanowiła zignorować mordercę, ale tym razem Morgoth się wśckiekł. W oczach pokazał mu się lekki płomeiń. -Nalegam!- mruknął zatrzymujac w pół drogi rękę najemniczki. -Nie jestem jakimś baranem, którego wodzi się an postronku na prawo i lewo.- pod spodem zaczynal kipieć i rwał się do rękoczynów, ale powierzchnia pozostawała chłodna i bezduszna.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Yacek
Marynarz
Marynarz
Posty: 343
Rejestracja: wtorek, 10 stycznia 2006, 17:54
Numer GG: 6299855
Lokalizacja: Kraków

Post autor: Yacek »

Rabe

Zauważył scysję między Werthą a Morgothem . Tego tylko brakowało - awantury w środku Romagen. Mimo gwaru usłyszał jego ostatnie słowa . Lawirując wśród tłumu wyciągnął pistolet i znalazł sie za plecami zabójcy . Lufę skierował w krzyże stojącego . Wiedział , po prostu wiedział , że będą z Nim problemy. Gdzieś za jego plecami czaił się pewnie Haakon , ale teraz nie miał czasu by sie tym przejmować. Pochylił sie i wyszeptał :
- Spokojnie Morgoth . Jeszcze trochę cierpliwości . Nie wiesz o jaka stawkę toczy sie gra . Możesz wywiezć szkatułę złota , albo ołowianę kulę za pensa w kręgosłupie . A wtedy koniec z fachem , który tak lubisz . Bo lubisz zabijać Morgoth - prawda . Jesteś zabójcą do kupienia , a ja Cię właśnie kupuję . Nie podoba Ci się możesz jeszcze teraz odejść , ale jeśli zostajesz masz słuchać mnie i Werthy i na razie o nic nie pytać .
Na plecach czuł nieprzyjemny chłód , ale nie mógl odwrócić się by sprawdzić gdzie jest Haakon. Morgoth był mu potrzebny , ale operacja wymagała dyscypliny , po prostu nie mógł sobie pozwolić na rozróby w ekipie .
Plan w planie kryjący trzeci plan pomyślał . Zaczynał być zmęczony , a wieczór nie zapowiadał się na łatwy .
- Chcesz działać ? Znajdz pijanego barda imieniem Elhix i spraw by nie mógł grać na konkursie . Nie może Was rozpoznać , więc przebierzcie się i zakryjcie twarze jakimiś chustami . Aha zostawcie go w takim miejscu , by znaleziono go jeszcze dziś wieczór .Tylko bez zabijania , on musi być żywy . To robota za ekstra premię powiedzmy po ... 10 koron dla Ciebie i Haakona ..
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Poza sesją:
MG prosił (kazał) bym dopisała pewnien epizod w swoim poście. Będzie go można poznać po grybszej kursywie :)

Na sesji:

Werha

Całą drogę zastanawiała się nad cichymi słowami Thomas'a, które tylko ona usłyszała. A powiedział jej tylko, że ładnie pachnie. Więc jednak to poświęcenie w łaźni nie poszło na marne! Uszczęśliwiona tym faktem mocno zacisnęła w dłoni dachówkę i uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, że reszta jego przemówienia była "pokazowa" i miała za zadanie ją rozzłościć. Pokręciła głową zrezygnowana i westchnęła. Ktoś dzisiaj będzie miał pecha zapłacić za to wszystko... Pogrążona w rozmyślaniach szybkim, płynnym ruchem odgarniała od siebie tabun ludzi, nie miała w zwyczaju nikomu i niczemu schodzić z drogi.
Dotarła tak pod zakład, który już z daleka wyróżniał się dużym szyldem z ogromnymi, żelaznymi nożycami. Nawet na silnym wietrze nie bujał się on tak jak inne, chyba ze względu na swoją sporą wagę... Już miała nacisnąć na klamkę i wejść do zakładu, gdy zatrzymał ją Morgoth. Błyskawicznie złapał ją za nadgarstek i ściskając powstrzymał Werthę od dalszych ruchów.
- Nie jestem jakimś baranem, którego wodzi się na postronku na prawo i lewo - warknął i brzmiało to jak wyrzut spowodowany wcześniejszym wywodem lub pytaniem. Zrezygnowana Wertha spojrzała się na niego beznamiętnym całkowicie spokojnym wzrokiem i westchnęła. Ujęła w dwa palce jego zaciśniętą na swym nadgarstku dłoń. Wykonała zgrabny ruch wyginając jego rękę i naciskając mu na palce w miejscu, gdzie kciuk najmocniej trzymał. Spowodowało to rozluźnienie uścisku, więc najemniczka bez większego problemu zdjęła dłoń mordercy. Spojrzała na niemal kipiącego Morgoth'a i pokręciła głową. Odstąpiła krok do tyłu.
W chwilę później za plecami zabójcy pojawił się Jurgen. Jego mina nie wróżyła nic dobrego, a i nagłe "zastygnięcie" Morgoth'a w miejscu również. Wertha usłyszała niektóre słowa, które padły z ust tego pierwszego. Zrobiło jej się aż tak... dziwnie. Zimny, opanowany, wyrachowany. Gdyby nie miała dziś tak dobijającego dnia, zapewne rozszarpałaby zabójcę na miejscu. Jeden silny celny cios i byłoby już po nim. Wiedziała, że nie przegrałaby z nim... Zachowanie Rabe'ego zainponowało jej, wiedziała, że jeszcze jej dużo do niego brakuje.
Morgoth przesunął się ociupinkę i w ułamek sekundy później ogromny szyld wiszący nad jego głową runął w dół. Chybił czachę mężczyzny jedynie o włos i wylądował u jego stóp z głośnym hukiem. Wertha spojrzała ku górze. Nie było widać śladu urwanych mocowań, zupełnie jakby sam z siebie bez żadnego powodu spadł. Najemniczka ścisnęła w dłoni połówkę dachówki, głośno przełknęła ślinę i schowała swój "skarb" do kieszeni.
*Bogowie są dziś mocno rozjuszeni...*
Zablokowany