Takie mroczne postacie nie mogą knuć nic dobrego, a do tego są nieumarłymi, albo dziwnymi demonami. W głowie yuan-ti zaczęły kotłować się dwa fronty - jeden należący do jego wężowego ojca, mówiący -
"Podejdź do nich! Oni coś knują, zemścisz się na ludziach przyniesiesz chwałę Ssethowi!"
Ale natychmiast zagłuszył go drugi - ten ludzki, po matce:
"Ciekawe co oni knują? Może chcą zrobić komuś krzywdę... Nie wolno do tego dopuścić! Podejdź tam i wybadaj grunt!"
A przy okazji wtrąciła się trzecia myśl, nie po ojcu, nie po matce, ale narodzona samoistnie - myśl zabójcy potworów:
"Ciekawe jakie mają zęby... Ciekawe, jak prezentowałyby się na kapeluszu?"

Yuan-ti musiał iść na kompromis - zdecydował się wykonać jedną wspólną czynność dla wszystkich myśli, miał zamiar skierować się do nieznajomych. Ale tak bez trunku nie mógł, dlatego wstał i spuszczając wzrok i cicho sycząc podszedł do karczmarza. Powiedział bardziej do kontuaru niż karczmarza:
- Mleko... poproszę mleko! - i podniósł wzrok swych żółtozielonych oczu na karczmarza i osobę z którą ten rozmawiał. W tym czasie wyciągał klejnot z sakwy.