[Warhammer] Miasteczko Romagen

-
- Tawerniany Trickster
- Posty: 898
- Rejestracja: wtorek, 22 listopada 2005, 10:35
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
[Apollinaire i Albert]
Drzwi na korytarz uchyliły się i z komnaty grafa wychyliły się krzaczaste brwi, a za nimi czujne oczy Alberta, a po chwili także pozostała część jego krępej sylwetki. Sługa rozejrzał się bacznie, otworzył szeroko drzwi i odsunął się na bok. Graf wyszedł raźnym krokiem i skierował się w stronę schodów.
- Hej, ty tam! - skinął niedbale na przemykającego się chyłkiem kuchcika. - Gdyby ktoś w końcu się pojawił i mnie szukał, przekaż mu, że udaliśmy się na zakupy. No, masz tu coś, żebyś lepiej pamiętał... - zanim kuchcik, mimo pozornej senności zwinnie złapał rzuconą monetę, graf już dostojnie schodził po schodach. U ich stóp przystanął na moment i rozejrzał się - Albercie, stary druhu... nawet nie wiesz jak ci czasem zazdroszczę. Czesto już mam po dziurki w nosi tego strojenia się jak małpa. Ale jeśli wlazłeś między wrony... - nie widząc nikogo w pobliżu cicho powiedział graf.
Albert nic nie odpowiedział. Tylko po jego ustach przemknął cień uśmiechu, kiedy wraz z grafem opuszczali kamienicę.
Drzwi na korytarz uchyliły się i z komnaty grafa wychyliły się krzaczaste brwi, a za nimi czujne oczy Alberta, a po chwili także pozostała część jego krępej sylwetki. Sługa rozejrzał się bacznie, otworzył szeroko drzwi i odsunął się na bok. Graf wyszedł raźnym krokiem i skierował się w stronę schodów.
- Hej, ty tam! - skinął niedbale na przemykającego się chyłkiem kuchcika. - Gdyby ktoś w końcu się pojawił i mnie szukał, przekaż mu, że udaliśmy się na zakupy. No, masz tu coś, żebyś lepiej pamiętał... - zanim kuchcik, mimo pozornej senności zwinnie złapał rzuconą monetę, graf już dostojnie schodził po schodach. U ich stóp przystanął na moment i rozejrzał się - Albercie, stary druhu... nawet nie wiesz jak ci czasem zazdroszczę. Czesto już mam po dziurki w nosi tego strojenia się jak małpa. Ale jeśli wlazłeś między wrony... - nie widząc nikogo w pobliżu cicho powiedział graf.
Albert nic nie odpowiedział. Tylko po jego ustach przemknął cień uśmiechu, kiedy wraz z grafem opuszczali kamienicę.

-
- Pomywacz
- Posty: 65
- Rejestracja: niedziela, 19 lutego 2006, 19:56
- Lokalizacja: z ciemnego 222letniego lasu
- Kontakt:
Exodus
gdy Exodus szedł do miasteczka Romagen sprawdzić czy pogłoski o jego ojcu są prawdziwe, spotkał starowinkę która wyglądała jakby wyjęta psu z gardła, miała rozczochrane siwe włosy, zbite okulary, była bardzo niska, pulchna i widać było po jej minie że jest chciwa. Owa starowinka sprzedawała żaby i jaszczurki.-Witam strudzony wędrowcze może kupiłbyś jedną jaszczureczkę? Jaszczurki są bardzo wierne i zawsze będą się ciebie słuchały a jak ci się znudzą, to mogę ci dać przepis na pyszną zupę z jaszczurek-
"W sumie mógłbym wziąć jedną jaszczurkę, ale zrobię to tylko poto żeby ta starowinka miała co wrzucić do gara" pomyślał.-dobrze kochaneńka poproszę najdorodniejszą jaszczurkę- kramarka podała mu najpiękniejszą jaszczurkę jaką miała ta jaszczurka mieniła się w kolorach tęczy. Starowinka popatrzyła się na Exodusa chciwym wzrokiem i powiedziała-7 złotych monet poproszę- powiedziała stara kobieta. Exodus dał jej pieniądze i poszedł sobie ze swoim nowym nabytkiem do miasteczka zwanego Romagen.
gdy Exodus szedł do miasteczka Romagen sprawdzić czy pogłoski o jego ojcu są prawdziwe, spotkał starowinkę która wyglądała jakby wyjęta psu z gardła, miała rozczochrane siwe włosy, zbite okulary, była bardzo niska, pulchna i widać było po jej minie że jest chciwa. Owa starowinka sprzedawała żaby i jaszczurki.-Witam strudzony wędrowcze może kupiłbyś jedną jaszczureczkę? Jaszczurki są bardzo wierne i zawsze będą się ciebie słuchały a jak ci się znudzą, to mogę ci dać przepis na pyszną zupę z jaszczurek-
"W sumie mógłbym wziąć jedną jaszczurkę, ale zrobię to tylko poto żeby ta starowinka miała co wrzucić do gara" pomyślał.-dobrze kochaneńka poproszę najdorodniejszą jaszczurkę- kramarka podała mu najpiękniejszą jaszczurkę jaką miała ta jaszczurka mieniła się w kolorach tęczy. Starowinka popatrzyła się na Exodusa chciwym wzrokiem i powiedziała-7 złotych monet poproszę- powiedziała stara kobieta. Exodus dał jej pieniądze i poszedł sobie ze swoim nowym nabytkiem do miasteczka zwanego Romagen.
se onr sverdar sitja hvass!! -oby wasze miecze pozostały ostre
se mor'ranr ono finna-obyś odnalazł spokój
se mor'ranr ono finna-obyś odnalazł spokój

Wertha
CZĘŚĆ PIERWSZA - ŁAŹNIA
*PUSIA!!!!!!*
Najemniczka z obłędem w oczach poczela blyskawicznie przerzucac wszystkie rzeczy w szatni, zbadala kazda polke, zajrzala pod wszystkie lawki. Fretki nigdzie nie bylo! Targana zlym przeczuciem widziala w myslach, jak biedne niewidome stworzonko wychodzi z jej kieszeni i drepczac na chwiejnych nozkach wchodzi na teren lazni. W tym momencie mogl ktos ja zdeptac! Wyrzucic! Albo...
Wertha zbladla. Basen z goraca woda! Mala fretka czujc cieplo i wilgoc podeszla do jego krawedzi. Pochylila pyszczek,powachlala powietrze i pare unoszaca sie nad basenem, na jej malych wasikach osiadly sie kropleki. A potem ktos mogl ja tam wepchnac, badz male lapki zeslizgnely sie. Mogla tez stracic oparcie i wpasc do tego wrzatku z pluskiem. Najemniczka przelknela sline, zamknela oczy i potrzanela glowa, by wygonic te przerazajace mysli. Zdeterminowana spojrzala w kierunku lazni i postanowila za wszelka cene odszukac swa fretke. Zywa... czy martwa...
Z cala sila i predkoscia wbiegla do pomieszzcenia glownego. Na szczescie w swych ciezkich butach juz sie tak nie slizgala i latwiej jej bylo utrzymac rownowage na mokrej podlodze. Ktos z obslugi do niej wyskoczyl i chcial ja wyrzucic. Krzyczal cos, ze w ubraniu nie mozna.. ale nie dokonczyl. Jego glowa spotkala sie z rozpedzonym czolem Werthy, krew z nosa mezczyzny
radosnie trysnela fontanna, gdy sila rozpedu odrzucil twarz do tylu i padl zemdlony. W oczach najemniczki pojawil sie ten niebezpieczny blysk szalenstwa. Widzialo go tylko paru smialkow, lecz zaden nie przezyl, by moc to opowiedziec innym...
<Ze wzgledu na drastycznosc nastepnych scen - liczne pobicia i poparzenia (badz odmrozenia, zalezy od basenu do ktorego ktos zostal wepchniety) osob, ktore stanely najemniczce na drodze, pozwolilam sobie na mala cenzure. W tym momencie moga Panstwo obejrzec film przyrodniczy o zyciu ryjówek... >
Gdy juz nikt nie stal na nogach o wlasnych silach i ktos krzyknal, zeby wezwac straz, Wertha stracila cala nadzieje na odszukanie Pusi. To byl bardzo dobry moment, by sie szybko zmyc, nim bedzie sie musiala tlumaczyc. Odwrocila sie na piecie i malo nie wpadla na FRETKE!!! Stworzonko gdy tylko wyczulo znajomy zapach wyszlo z kieszeni i na oslep podreptalo do swej pani. Stanela grzecznie za noga Werthy i usilowala na nia wejsc, jednak najemniczka tak sie krecila, ze malenstwu sie to nie udalo. Potem gdzies sobie pobiegla i fretka nie rozumiejac, czemu jej pani przed nia ucieka, postanowila isc za nia... W koncu byla bardzo grzecznym stworzonkiem! Pomimo calego zamieszania, tłoku, krzykow i jęków, zapach Werthy byl tak charakterystyczny, ze bez problemu Pusia ja odszukala w calym tym tlumie.
Wertha zlapala Pusie i tulac ja do swego policzka poczela piszczec ze szczescia. O ile odglosy zadowolenia wydawane przy tak ochryplym glosie mozna nazwac piszczeniem... Najemniczka szybko poszla do przebieralni, wziela swoj miecz i czym predzej opuscila łaźnię.
CZĘŚĆ DRUGA - ZAKŁAD KRAWCA
Chlodne powietrze (w porowaniu z tym zaduchem, z ktorego wlasnie wyszla) przyjemnie dzialalo na jej skolatane nerwy i obolale cialo. Gdzies w oddali za soba slyszala oddzial strazy, ktory wlasnie zdazyl dobiec do lazni. Odczekala chwile, lecz zaden poscig za nia sie nie rozpoczal. Wzruszyla ramionami i usmiechnela sie paskudnie. Bynajmniej nie maiala wyrzutow sumienia za to, co zrobila w tym przedsionku piekiel. I chociaz ani kobieta, ktora tak dokladnie ja umyla, ani masazysta nie staneli jej na drodze, z przyjemnoscia zapoznala ich ze swymi piesciami. Usmiech na twarzy Werthy poszerzyl sie. Nie miala zielonego pojecia, jak dlugo jej sie zeszlo na tych zabiegach "upiekniajacych", wiec postanowila po drodze zajrzec do zakladu krawca. A nóż wlasnie skonczyl i czeka na nia? Wlasciwie nie bylo to takie "po drodze", raczej "wyjatkowo nie w moja strone", ale najemniczka miala ochote sie przejsc.
Ludzie mijajacy Werthe musieli uznac, ze zwariowala czy cos, gdyz cala droge sciskala i calowala fretke mowiac: "Mamusia juz nigdy cie nie zostawi, moje biedne malenstwo." Musial byc to nadwyraz komiczny widoki, dobrze, ze nie zdawala sobie z tego sprawy, bo pewno na miejscu by sie spalila ze wstydu
Przy kazdym kroku szorstkie ubrania bezlitosnie i bardzo bolesnie sie obcieraly o jej ciagle rozognioną skórę. Wertha jednak nie dawala tego po sobie poznac, szla wyprostowana, lekko skrzywiona i syczala niemal caly czas. Dzieki temu ten motłoch ludzi schodzil jej bardzo szybko z drogi. Bo zdenerwowany z jakiegs powodu najemnik, duzy miecz i mala fretka nie byly czyms, z czym chcieliby sie blizej zapoznac... Miasteczko bylo jak dla Werthy raczej niewielkie, wiec dosc szybko przeszla z jednego konca na drugi i po jakims kwadransie stanla pod drzwiami zakladu. Tu zlapala oddych, poprawila ciagle mokre warkoczyki i weszla do srodka. Wszyscy zebrani odwrocili glowy w jej kierunku i nie wiedziec czemu jeszcze szybciej wrocili do swoich spraw. Wertha ciezkimi krokami podeszla do krawca i spytala nieco zmeczonym glosem:
- I jak, Bort? Zrobione?
- Wlasciwie to juz przed chwila skonczylem... A tych twoich pacanow to koncze. Dopiero za jakies pol godziny, no moze godzine, bedzie gotowe. Eee... Wertha? Dobrze sie czujesz? - spytal patrzac sie na najemniczke z troska w oczach.
- Tak. Masz cos miecitkiego do spania?
- Mieciutkiego? - ze zdziwienia az powtorzyl i spojrzal sie na nia podejrzliwie. - To znaczy? Co masz na mysli?
- Cos milego i delikatnego w dotyku... <Krawiec uniusl lekko jedna brew> Dla mnie, wiec niech nie bedzie za drogie.
- Dla ciebie, moja droga?
Wertha zgromila go spojrzeniem, ktore samo za siebie mowilo "nie pytaj". Jednak krawiec nalezal do tych osob, co sie jej w ogole nie baly, a kazda mozliwosc do dokuczania jej byla dla nich na wage zlota. W odpowiedzi wyslal swoje spojrzenie "mow". Najemniczka westchnela.
- Boli mnie skora, chce sie moc w spokoju wyspac. Rozumiesz?
Bort pochylil sie nad lada, zblizyl swa twarz do jej ucha i szepnal:
- Zlapali cie i wychlostali? Zaraz... <pociagnal nosem przy jej szyi> Nie! Gorzej! Hehehehe... Wertha... - odsnal sie i spojrzal jej prosto w oczy. - Umyli cie? ;>
Widzac jej rozgniewany wyraz twarzy juz dluzej nie wytrzymal i zaniosl sie szalenczym wrecz smiechem. Najemniczka zacisnela piesci i walnela go z glowki. Bort zachwial sie na nogach, zrobil dwa kroki do tylu. W zakladzie zapanowala totalna cisza. Nawet muchy przysiadly na dzwonku i czekaly. Najemniczka rowniez cofnela sie kawalek i w napięciu obserwowala krawca. Ten stal przez chwile z dziwna mina spogladajac głupkowato na Werthe. Jednak miast za glowe zlapal sie za brzuch i wybuchnal gromkim smiechem, az mu lzy stanely w oczach. Wertha zaczerwienila sie ze zlosci i szybko opuscila zaklad. Tak mocno trzasnela za soba drzwiami, ze az muchy z dzwonka pospadaly martwe...
CZĘŚĆ TRZECIA - KARCZMA
Nawet gdyby ja teraz gonil oddzial strazy, nikt nie bylby w stanie jej dogonic czy dotrymac kroku. Wsciekla jak nieboskie stworzenie, czerwona na twarzy i z mina niedzwiedzia gryzzli pedzila szybkim ciezkim krokiem w strone karczmy. Serce jej walilo w piersi, Pusia kolyslala sie w kieszeni kamizelki wystraszona. Wertha przez cala droge zachodzila w glowe, dlaczego ten czlowiek jeszcze zyje? Przeciez to nie pierwszy taki numer, jaki zrobil. Juz dawno powinna go zapoznac ze swym ostrzem! No ale jeszcze tym razem mu daruje... Wyzyje sie na kims innym... *Mag!* - z predkoscia blyskawicy przemknelo jej przez mysl. Z zadowolenia az przystala. To dopiero byla mysl! Tak go zlapac za gardlo i scisnac z calej sily, azeby mu oczka wypadly. Albo zlapac za wlosy i bic piescia jego sliczna twarzyczke do momentu, az jego nos nie bedzie rownomiernie rozsmarowany po calosci... Zawsze tez zostawalo wybicie wszystkich zebow i polamanie palcow. Alez smiesznie wyglada mag, ktory chce wymowic jakies przeklete zaklecie, gdy brakuje mu uzebienia! Wertha usmiechnela sie szeroko, to byl zaiste bardzo zabawny widok, gdy mag sepleniac slowa plul sobie na szate
Chichoczac pod nosem i ze znacznie poprawionym humorem, poszla prosto do karczmy. W jakies dziesiec minut dotarla i juz chciala dorwac Dagona na swoja ofiare... Postapila kilka krokow na przod i malo sie nie wywalila. Ledwo zlapala rownowage i nawet udalo jej sie czegos puchatego nie zdeptac. W tym czasie drugie puchate cos skoczylo jej na noge z tylu i wbilo sie malymi, ostrymi pazurkami. Wertha miala juz dosc obolala łydkę... Odchylila sie do tylu i zlapala sierściucha za skórę na karku. W druga reke wziela szczeniaka placzacego sie pod jej butami i zawrocila z nimi do drzwi. Maluchy wisialy trzymane w jej mocnym uscisku popiskujac. Wilczek ze strachu nawet popuścił na podloge karczmy... Wertha barkiem otworzyla se drzwi i przytrzymujac je sobie pieta chciala poslac te urocze puchate kulki siarczystym kopniakiem do wszystkich diabłow. Uslyszala za soba paniczne dwa glosy:
- Nie, prosze! Zostaw! - zawolaly niemal jednoczesnie dwie mlode dziewczyny.
Wertha odwrocila sie powoli w ich strone niczym ze sceny w "Terminatorze". Zmierzyla je groznym wzrokiem i splunela za drzwi.
- To wasze futrzaki?! <dziewczyny szybko kiwnely glowami> A wiecie, ze takie zwierzaki powinno sie lepiej pilnowac?! <jeszcze szybciej i energiczniej kiwnely glowami> To swietnie! Nastepnym razem juz nie popelnicie tego bledu.... - syknela i wywalila oba stworzenia z karczmy. Dziewczyny rzucily sie za nimi, Wertha bardzo elegancko im przytrzymala drzwi i nawet sie nieco przesunela, bym im latwiej bylo przebiec obok niej. Gdy tylko obie znalazly sie poza karczma, z glosnym trzasnieciem zamknela wejscie.
Bill i Tom stali przez chwile z szeroko otwartymi ustami. Juz chcieli cos powiedziec, ale jakis starszy mag podszedl do najemniczki.
- Przepraszam pania najmocniej, ale tam siedzi jakis mocno podejrzany kaplan... Ludzie sie go troche boja... wie pani... Slini sie i gada sam do siebie, moze by szanowna pani poprosila go, zeby sie gdzies przesiadl? Albo do siebie do pokoju poszedl?
Wertha odwrocila sie we wskazanym kierunku i sluchajac jednym uchem podeszla do Nadiela. Zlapala go za szate pod samym gardlem, a on usmiechnal sie do niej debilnie i pomachal na przywitanie. Zdziwiona kobieta uniosla jedna brew. Odwrocila sie z kaplanem w rece do maga i glosno spytala:
- To TEN kaplan panu PRZESZKADZA?
Mag nieco zdezorientowany kiwnal glowa. Wertha usmiechnela sie do Nadiela i szepnela do niego:
- No to teraz sie policzymy...
Zawlokla go pod drzwi, kopniakiem je otworzyla i z cala sila wywalila kaplana przed karczme. Wyladowal kolo dwoch dziewczat rozczulajacych sie nad swymi pupilkami. Wertha otrzepujac rece zwrocila sie Bill'a:
- Wybacz mi to zamieszanie, ale zaslinil ci caly stolik i zapewne obrzydzal obiad twym klientom...
Rozejrzala sie po sali, jej wzrok padl na Elzix'a pijanego w trzy dupy i jakos dziwnie siedzacego przy stoliku. Raczej ciezko bylo to nazwac siedzeiem... Podeszla do niego, zlapala za wlosy i uniosla jego łeb by mu nakrzyczec do ucha, co mysli o upijaniu sie przed spotkaniem z pracodawca. Jednak tego nie zrobila. Szok wywolany widokiem jego paskudnej gęby, tego ogromnego fioletowego nosa i zakrwawionego stolika wywolal w niej fale obrzydzenia.
- Łeee... - stwierdzila i puscila jego wlosy. Glowa Elzix'a z cichym "łup!" i "plask!" wrocila na dawne miejsce.
*Obrzydlistwo* - pomyslala. *Ktos musi za to odpowiedziec... Hmmm... MAG!
*
Warknela pod nosem przeklenstwo i szybko zlokalizowala Dagon'a. Mag przybral postawe "mnie tu nie ma" i cicho popijal cos z kielicha. Jednak zdradzala go jego reka, ktora tak sie trzesla, iz rozlewal kazdy lyk, ktory chcial wypic... Najemniczka ucieszyla sie, bal sie jej, juz wiedzial, co go moze czekac! Nie, nie mogla pozwolic, by zyl dalej w nieswiadomosci. Podeszla doń i na spokojnie oparla sie o blat lady.
- Witaj... Dobrze sie tu bawiliscie? <czarujacy usmiech> Mozesz mi wyjasnic, co sie dzialo podczas mej nieobecnosci? I lepiej, zeby to bylo jakies dobre wytlumaczenie, bo bedziesz tego bardzo zalowal. I dlugo. Obiecuje
Spojrzala w strone Elzix'a z obrzydzeniem.
- No ja naprawde nie wiem, poszlam na jakas godzine, a on sie zdazyl tak urzadzic!
Zastanowila ja jeszcze jedna rzecz. Tak spojrzala po osobach zebranych w karczmie i nigdzie nie zauwazyla swego syna... Hmmm czyzby go gdzies zgubili? o_O
- Acha i jeszcze jedno, magu... Gdzie do cholery jasnej jest Reinhard?! - ryknela mu prosto w twarz.
CZĘŚĆ PIERWSZA - ŁAŹNIA
*PUSIA!!!!!!*
Najemniczka z obłędem w oczach poczela blyskawicznie przerzucac wszystkie rzeczy w szatni, zbadala kazda polke, zajrzala pod wszystkie lawki. Fretki nigdzie nie bylo! Targana zlym przeczuciem widziala w myslach, jak biedne niewidome stworzonko wychodzi z jej kieszeni i drepczac na chwiejnych nozkach wchodzi na teren lazni. W tym momencie mogl ktos ja zdeptac! Wyrzucic! Albo...
Wertha zbladla. Basen z goraca woda! Mala fretka czujc cieplo i wilgoc podeszla do jego krawedzi. Pochylila pyszczek,powachlala powietrze i pare unoszaca sie nad basenem, na jej malych wasikach osiadly sie kropleki. A potem ktos mogl ja tam wepchnac, badz male lapki zeslizgnely sie. Mogla tez stracic oparcie i wpasc do tego wrzatku z pluskiem. Najemniczka przelknela sline, zamknela oczy i potrzanela glowa, by wygonic te przerazajace mysli. Zdeterminowana spojrzala w kierunku lazni i postanowila za wszelka cene odszukac swa fretke. Zywa... czy martwa...
Z cala sila i predkoscia wbiegla do pomieszzcenia glownego. Na szczescie w swych ciezkich butach juz sie tak nie slizgala i latwiej jej bylo utrzymac rownowage na mokrej podlodze. Ktos z obslugi do niej wyskoczyl i chcial ja wyrzucic. Krzyczal cos, ze w ubraniu nie mozna.. ale nie dokonczyl. Jego glowa spotkala sie z rozpedzonym czolem Werthy, krew z nosa mezczyzny
radosnie trysnela fontanna, gdy sila rozpedu odrzucil twarz do tylu i padl zemdlony. W oczach najemniczki pojawil sie ten niebezpieczny blysk szalenstwa. Widzialo go tylko paru smialkow, lecz zaden nie przezyl, by moc to opowiedziec innym...
<Ze wzgledu na drastycznosc nastepnych scen - liczne pobicia i poparzenia (badz odmrozenia, zalezy od basenu do ktorego ktos zostal wepchniety) osob, ktore stanely najemniczce na drodze, pozwolilam sobie na mala cenzure. W tym momencie moga Panstwo obejrzec film przyrodniczy o zyciu ryjówek... >
Gdy juz nikt nie stal na nogach o wlasnych silach i ktos krzyknal, zeby wezwac straz, Wertha stracila cala nadzieje na odszukanie Pusi. To byl bardzo dobry moment, by sie szybko zmyc, nim bedzie sie musiala tlumaczyc. Odwrocila sie na piecie i malo nie wpadla na FRETKE!!! Stworzonko gdy tylko wyczulo znajomy zapach wyszlo z kieszeni i na oslep podreptalo do swej pani. Stanela grzecznie za noga Werthy i usilowala na nia wejsc, jednak najemniczka tak sie krecila, ze malenstwu sie to nie udalo. Potem gdzies sobie pobiegla i fretka nie rozumiejac, czemu jej pani przed nia ucieka, postanowila isc za nia... W koncu byla bardzo grzecznym stworzonkiem! Pomimo calego zamieszania, tłoku, krzykow i jęków, zapach Werthy byl tak charakterystyczny, ze bez problemu Pusia ja odszukala w calym tym tlumie.
Wertha zlapala Pusie i tulac ja do swego policzka poczela piszczec ze szczescia. O ile odglosy zadowolenia wydawane przy tak ochryplym glosie mozna nazwac piszczeniem... Najemniczka szybko poszla do przebieralni, wziela swoj miecz i czym predzej opuscila łaźnię.
CZĘŚĆ DRUGA - ZAKŁAD KRAWCA
Chlodne powietrze (w porowaniu z tym zaduchem, z ktorego wlasnie wyszla) przyjemnie dzialalo na jej skolatane nerwy i obolale cialo. Gdzies w oddali za soba slyszala oddzial strazy, ktory wlasnie zdazyl dobiec do lazni. Odczekala chwile, lecz zaden poscig za nia sie nie rozpoczal. Wzruszyla ramionami i usmiechnela sie paskudnie. Bynajmniej nie maiala wyrzutow sumienia za to, co zrobila w tym przedsionku piekiel. I chociaz ani kobieta, ktora tak dokladnie ja umyla, ani masazysta nie staneli jej na drodze, z przyjemnoscia zapoznala ich ze swymi piesciami. Usmiech na twarzy Werthy poszerzyl sie. Nie miala zielonego pojecia, jak dlugo jej sie zeszlo na tych zabiegach "upiekniajacych", wiec postanowila po drodze zajrzec do zakladu krawca. A nóż wlasnie skonczyl i czeka na nia? Wlasciwie nie bylo to takie "po drodze", raczej "wyjatkowo nie w moja strone", ale najemniczka miala ochote sie przejsc.
Ludzie mijajacy Werthe musieli uznac, ze zwariowala czy cos, gdyz cala droge sciskala i calowala fretke mowiac: "Mamusia juz nigdy cie nie zostawi, moje biedne malenstwo." Musial byc to nadwyraz komiczny widoki, dobrze, ze nie zdawala sobie z tego sprawy, bo pewno na miejscu by sie spalila ze wstydu

- I jak, Bort? Zrobione?
- Wlasciwie to juz przed chwila skonczylem... A tych twoich pacanow to koncze. Dopiero za jakies pol godziny, no moze godzine, bedzie gotowe. Eee... Wertha? Dobrze sie czujesz? - spytal patrzac sie na najemniczke z troska w oczach.
- Tak. Masz cos miecitkiego do spania?
- Mieciutkiego? - ze zdziwienia az powtorzyl i spojrzal sie na nia podejrzliwie. - To znaczy? Co masz na mysli?
- Cos milego i delikatnego w dotyku... <Krawiec uniusl lekko jedna brew> Dla mnie, wiec niech nie bedzie za drogie.
- Dla ciebie, moja droga?
Wertha zgromila go spojrzeniem, ktore samo za siebie mowilo "nie pytaj". Jednak krawiec nalezal do tych osob, co sie jej w ogole nie baly, a kazda mozliwosc do dokuczania jej byla dla nich na wage zlota. W odpowiedzi wyslal swoje spojrzenie "mow". Najemniczka westchnela.
- Boli mnie skora, chce sie moc w spokoju wyspac. Rozumiesz?
Bort pochylil sie nad lada, zblizyl swa twarz do jej ucha i szepnal:
- Zlapali cie i wychlostali? Zaraz... <pociagnal nosem przy jej szyi> Nie! Gorzej! Hehehehe... Wertha... - odsnal sie i spojrzal jej prosto w oczy. - Umyli cie? ;>
Widzac jej rozgniewany wyraz twarzy juz dluzej nie wytrzymal i zaniosl sie szalenczym wrecz smiechem. Najemniczka zacisnela piesci i walnela go z glowki. Bort zachwial sie na nogach, zrobil dwa kroki do tylu. W zakladzie zapanowala totalna cisza. Nawet muchy przysiadly na dzwonku i czekaly. Najemniczka rowniez cofnela sie kawalek i w napięciu obserwowala krawca. Ten stal przez chwile z dziwna mina spogladajac głupkowato na Werthe. Jednak miast za glowe zlapal sie za brzuch i wybuchnal gromkim smiechem, az mu lzy stanely w oczach. Wertha zaczerwienila sie ze zlosci i szybko opuscila zaklad. Tak mocno trzasnela za soba drzwiami, ze az muchy z dzwonka pospadaly martwe...
CZĘŚĆ TRZECIA - KARCZMA
Nawet gdyby ja teraz gonil oddzial strazy, nikt nie bylby w stanie jej dogonic czy dotrymac kroku. Wsciekla jak nieboskie stworzenie, czerwona na twarzy i z mina niedzwiedzia gryzzli pedzila szybkim ciezkim krokiem w strone karczmy. Serce jej walilo w piersi, Pusia kolyslala sie w kieszeni kamizelki wystraszona. Wertha przez cala droge zachodzila w glowe, dlaczego ten czlowiek jeszcze zyje? Przeciez to nie pierwszy taki numer, jaki zrobil. Juz dawno powinna go zapoznac ze swym ostrzem! No ale jeszcze tym razem mu daruje... Wyzyje sie na kims innym... *Mag!* - z predkoscia blyskawicy przemknelo jej przez mysl. Z zadowolenia az przystala. To dopiero byla mysl! Tak go zlapac za gardlo i scisnac z calej sily, azeby mu oczka wypadly. Albo zlapac za wlosy i bic piescia jego sliczna twarzyczke do momentu, az jego nos nie bedzie rownomiernie rozsmarowany po calosci... Zawsze tez zostawalo wybicie wszystkich zebow i polamanie palcow. Alez smiesznie wyglada mag, ktory chce wymowic jakies przeklete zaklecie, gdy brakuje mu uzebienia! Wertha usmiechnela sie szeroko, to byl zaiste bardzo zabawny widok, gdy mag sepleniac slowa plul sobie na szate

Chichoczac pod nosem i ze znacznie poprawionym humorem, poszla prosto do karczmy. W jakies dziesiec minut dotarla i juz chciala dorwac Dagona na swoja ofiare... Postapila kilka krokow na przod i malo sie nie wywalila. Ledwo zlapala rownowage i nawet udalo jej sie czegos puchatego nie zdeptac. W tym czasie drugie puchate cos skoczylo jej na noge z tylu i wbilo sie malymi, ostrymi pazurkami. Wertha miala juz dosc obolala łydkę... Odchylila sie do tylu i zlapala sierściucha za skórę na karku. W druga reke wziela szczeniaka placzacego sie pod jej butami i zawrocila z nimi do drzwi. Maluchy wisialy trzymane w jej mocnym uscisku popiskujac. Wilczek ze strachu nawet popuścił na podloge karczmy... Wertha barkiem otworzyla se drzwi i przytrzymujac je sobie pieta chciala poslac te urocze puchate kulki siarczystym kopniakiem do wszystkich diabłow. Uslyszala za soba paniczne dwa glosy:
- Nie, prosze! Zostaw! - zawolaly niemal jednoczesnie dwie mlode dziewczyny.
Wertha odwrocila sie powoli w ich strone niczym ze sceny w "Terminatorze". Zmierzyla je groznym wzrokiem i splunela za drzwi.
- To wasze futrzaki?! <dziewczyny szybko kiwnely glowami> A wiecie, ze takie zwierzaki powinno sie lepiej pilnowac?! <jeszcze szybciej i energiczniej kiwnely glowami> To swietnie! Nastepnym razem juz nie popelnicie tego bledu.... - syknela i wywalila oba stworzenia z karczmy. Dziewczyny rzucily sie za nimi, Wertha bardzo elegancko im przytrzymala drzwi i nawet sie nieco przesunela, bym im latwiej bylo przebiec obok niej. Gdy tylko obie znalazly sie poza karczma, z glosnym trzasnieciem zamknela wejscie.
Bill i Tom stali przez chwile z szeroko otwartymi ustami. Juz chcieli cos powiedziec, ale jakis starszy mag podszedl do najemniczki.
- Przepraszam pania najmocniej, ale tam siedzi jakis mocno podejrzany kaplan... Ludzie sie go troche boja... wie pani... Slini sie i gada sam do siebie, moze by szanowna pani poprosila go, zeby sie gdzies przesiadl? Albo do siebie do pokoju poszedl?
Wertha odwrocila sie we wskazanym kierunku i sluchajac jednym uchem podeszla do Nadiela. Zlapala go za szate pod samym gardlem, a on usmiechnal sie do niej debilnie i pomachal na przywitanie. Zdziwiona kobieta uniosla jedna brew. Odwrocila sie z kaplanem w rece do maga i glosno spytala:
- To TEN kaplan panu PRZESZKADZA?
Mag nieco zdezorientowany kiwnal glowa. Wertha usmiechnela sie do Nadiela i szepnela do niego:
- No to teraz sie policzymy...
Zawlokla go pod drzwi, kopniakiem je otworzyla i z cala sila wywalila kaplana przed karczme. Wyladowal kolo dwoch dziewczat rozczulajacych sie nad swymi pupilkami. Wertha otrzepujac rece zwrocila sie Bill'a:
- Wybacz mi to zamieszanie, ale zaslinil ci caly stolik i zapewne obrzydzal obiad twym klientom...
Rozejrzala sie po sali, jej wzrok padl na Elzix'a pijanego w trzy dupy i jakos dziwnie siedzacego przy stoliku. Raczej ciezko bylo to nazwac siedzeiem... Podeszla do niego, zlapala za wlosy i uniosla jego łeb by mu nakrzyczec do ucha, co mysli o upijaniu sie przed spotkaniem z pracodawca. Jednak tego nie zrobila. Szok wywolany widokiem jego paskudnej gęby, tego ogromnego fioletowego nosa i zakrwawionego stolika wywolal w niej fale obrzydzenia.
- Łeee... - stwierdzila i puscila jego wlosy. Glowa Elzix'a z cichym "łup!" i "plask!" wrocila na dawne miejsce.
*Obrzydlistwo* - pomyslala. *Ktos musi za to odpowiedziec... Hmmm... MAG!

Warknela pod nosem przeklenstwo i szybko zlokalizowala Dagon'a. Mag przybral postawe "mnie tu nie ma" i cicho popijal cos z kielicha. Jednak zdradzala go jego reka, ktora tak sie trzesla, iz rozlewal kazdy lyk, ktory chcial wypic... Najemniczka ucieszyla sie, bal sie jej, juz wiedzial, co go moze czekac! Nie, nie mogla pozwolic, by zyl dalej w nieswiadomosci. Podeszla doń i na spokojnie oparla sie o blat lady.
- Witaj... Dobrze sie tu bawiliscie? <czarujacy usmiech> Mozesz mi wyjasnic, co sie dzialo podczas mej nieobecnosci? I lepiej, zeby to bylo jakies dobre wytlumaczenie, bo bedziesz tego bardzo zalowal. I dlugo. Obiecuje

Spojrzala w strone Elzix'a z obrzydzeniem.
- No ja naprawde nie wiem, poszlam na jakas godzine, a on sie zdazyl tak urzadzic!
Zastanowila ja jeszcze jedna rzecz. Tak spojrzala po osobach zebranych w karczmie i nigdzie nie zauwazyla swego syna... Hmmm czyzby go gdzies zgubili? o_O
- Acha i jeszcze jedno, magu... Gdzie do cholery jasnej jest Reinhard?! - ryknela mu prosto w twarz.

-
- Marynarz
- Posty: 343
- Rejestracja: wtorek, 10 stycznia 2006, 17:54
- Numer GG: 6299855
- Lokalizacja: Kraków
Rabe
To co wpadło do karczmy było raczej ucieleśnioną furią niz najemniczką. Rabe patrzył zaniepokojony na rozwój sytuacji.
Wertha w trzy minuty wyrzuciła dwa piszczące zwierzaki ( to jednak Bill nie ma szczurów - pomyślal Jurgen ), za nimi wybiegły piszcząc z oburzenia ich opiekunki, na końcu najemniczka wyrzuciła jakiegos mamroczącego kapłana. Usatysfakcjonowana spustoszeniem Wertha, juz spokojniejsza podeszła do stolika gdzie siedział popijający wino mag.
Zaczęła z nim cicho konferować, ale temat nie był chyba zbyt przyjemny,bo coraz bo mag robił sie coraz bardziej nerwowy.
Poczekam, aż skończa - zdecydował Rabe. Konfrontacja z rozjuszoną najemniczka nie byl dobrym poczatkiem współpracy, a coraz bardziej utwierdzał się, że Wertha jest osoba , której potrzebuje.
To co wpadło do karczmy było raczej ucieleśnioną furią niz najemniczką. Rabe patrzył zaniepokojony na rozwój sytuacji.
Wertha w trzy minuty wyrzuciła dwa piszczące zwierzaki ( to jednak Bill nie ma szczurów - pomyślal Jurgen ), za nimi wybiegły piszcząc z oburzenia ich opiekunki, na końcu najemniczka wyrzuciła jakiegos mamroczącego kapłana. Usatysfakcjonowana spustoszeniem Wertha, juz spokojniejsza podeszła do stolika gdzie siedział popijający wino mag.
Zaczęła z nim cicho konferować, ale temat nie był chyba zbyt przyjemny,bo coraz bo mag robił sie coraz bardziej nerwowy.
Poczekam, aż skończa - zdecydował Rabe. Konfrontacja z rozjuszoną najemniczka nie byl dobrym poczatkiem współpracy, a coraz bardziej utwierdzał się, że Wertha jest osoba , której potrzebuje.

-
- Majtek
- Posty: 100
- Rejestracja: niedziela, 22 stycznia 2006, 13:06
- Lokalizacja: Zewsząd...
- Kontakt:
Dagon:
Siedział w karczmie rozmawiając z dwoma łowczyniami, czekając na pojawienie się Werthy. Nagle drewniane drzwi otwarły się. Przeszła przez nie najemniczka i z miejsca wywaliła dwa futrzaki należące do jego dwóch nowych przyjaciółek. Następny wyleciał Kapłan, który dosiadł się do maga podczas poprzedniej wizyty.
Z wściekłymi iskrami w oczach podeszła do Dagona. Ten nie bardzo przejął się jej zachowaniem ( PS: Tu proszę Cię Ouzaru, byś nie grała więcej moją postacią, jak to zrobił fds za moją zgodą z resztą...). Powoli wstał, by znajdować się mniej więcej na wysokości oczu Werthy. Chwilę się namyślił i z pełnym spokoju głosem rzekł – O to co stało się z Elzixem spytaj krawca a nie mnie... A jeśli chodzi o to czy się dobrze bawię to tak było dopóki ty się nie zjawiłaś i tak brutalnie potraktowała te dwie miłe kobiety... Jeśli ranienie słabszych i bezbronnych Cię tak bawi to uderz i mnie... Gdzie jest twój syn niestety nie mam pojęcia, ale znając go to pewnie zaraz się pojawi... – Usiadł z powrotem na miejsce nie zwracając już uwagi na zachowanie Werthy. „A niech mnie pobije jeśli jej to przyniesie frajdę...Ciekawe tylko co później usłyszy od mi..... znaczy się Billa”
Siedział w karczmie rozmawiając z dwoma łowczyniami, czekając na pojawienie się Werthy. Nagle drewniane drzwi otwarły się. Przeszła przez nie najemniczka i z miejsca wywaliła dwa futrzaki należące do jego dwóch nowych przyjaciółek. Następny wyleciał Kapłan, który dosiadł się do maga podczas poprzedniej wizyty.
Z wściekłymi iskrami w oczach podeszła do Dagona. Ten nie bardzo przejął się jej zachowaniem ( PS: Tu proszę Cię Ouzaru, byś nie grała więcej moją postacią, jak to zrobił fds za moją zgodą z resztą...). Powoli wstał, by znajdować się mniej więcej na wysokości oczu Werthy. Chwilę się namyślił i z pełnym spokoju głosem rzekł – O to co stało się z Elzixem spytaj krawca a nie mnie... A jeśli chodzi o to czy się dobrze bawię to tak było dopóki ty się nie zjawiłaś i tak brutalnie potraktowała te dwie miłe kobiety... Jeśli ranienie słabszych i bezbronnych Cię tak bawi to uderz i mnie... Gdzie jest twój syn niestety nie mam pojęcia, ale znając go to pewnie zaraz się pojawi... – Usiadł z powrotem na miejsce nie zwracając już uwagi na zachowanie Werthy. „A niech mnie pobije jeśli jej to przyniesie frajdę...Ciekawe tylko co później usłyszy od mi..... znaczy się Billa”
Bella Horrida! Bella!
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"
"Quidquid latine dictum sit, altum videtur"

Wertha
Dagon jako pierwszy mag sie jej postawil. Spodobalo jej sie to nadwyraz. Miast spotkac sie z jej piescia Dagon ujrzal szeroki usmiech na twarzy najmniczki. Klepnela go w ramie i mrugnela okiem mowiac:
- W porzadku jestes, koles. A Reinhard nie jest mym synem, w ogole nie wiem, skad cos takiego przyszlo ci do glowy o_O To jakis bekart zakichany :/ Mowisz, ze krawiec tak urzadzil Elzix'a? To bede musiala z nim porozmawiac... Co do twych zaiste uroczych towarzyszek... Karczma to nie zoo <tu Wertha odkaszlnela> Mozna sie o takie pałętajacę sie wszedzie futrzaki zabic, na litosc boska! Hmmm co to ja mialam....
Najemniczka zamyslila sie na chwile. Nieco jej w glowie huczalo i szumialo, jednak powoli opanowanie i spokoj splywaly na nia studzac troche te goraca krew.
- Ach tak! Mozesz cos zrobic z tym paskudnym czyms, co ma Elzix na twarzy? No z czyms takim to on do ludzi nie moze pojsc :/ A zostawiac to go tutaj raczej nie chce... Ech, a wyszlam tylko na chwile...
Zrobila gest osoby kompletnie zalamanej. Swoja droga, skoro Dagon nie wiedzial, gdzie ten przeklety gnojek polazl, to moze sie zgubil? Nie usmiechalo jej sie go teraz szukac po calym miescie... A na to by sam wrocil nie miala co liczyc. Ona znala Romagen bardzo dobrze, a do karczmy Bill'a to z dowolnego miejsca po omacku by trafila. Ale ta ciamajda... Uch!
*Niech no ja go tylko dorwe
*
- Te, mag. Mieczak nie jestes, aczkolwiek nastepnym razem lepiej nie igraj ze mna
Jestem dobra, do czasu. A dzis to mam juz takiego pecha, ze chyba gorzej byc nie moze i jak komus powybijam kilka zebow to juz mi roznicy nie zrobi :/ A wy <tu zwrocila sie do dziewczat> pilnujcie tych pchlarzy nalezycie. Karczma to nie miejsce do zabawy...
Powiedziawszy co miala do powiedzenia odeszla i skierowala sie wprost do karczmarza. Oparla sie o lade i przechylila nieco do przodu, tak jakby chciala zobaczyc co za nia jest.
- Bill... Ja cos mocnego prosze. Prosze. Mocnego.
Poza sesja:
Spokojnie, bede juz grzeczna
po prostu nie chcialo mi sie czekac na odzew, dlatego i post taki dlugi wyszedl.
Dagon jako pierwszy mag sie jej postawil. Spodobalo jej sie to nadwyraz. Miast spotkac sie z jej piescia Dagon ujrzal szeroki usmiech na twarzy najmniczki. Klepnela go w ramie i mrugnela okiem mowiac:
- W porzadku jestes, koles. A Reinhard nie jest mym synem, w ogole nie wiem, skad cos takiego przyszlo ci do glowy o_O To jakis bekart zakichany :/ Mowisz, ze krawiec tak urzadzil Elzix'a? To bede musiala z nim porozmawiac... Co do twych zaiste uroczych towarzyszek... Karczma to nie zoo <tu Wertha odkaszlnela> Mozna sie o takie pałętajacę sie wszedzie futrzaki zabic, na litosc boska! Hmmm co to ja mialam....
Najemniczka zamyslila sie na chwile. Nieco jej w glowie huczalo i szumialo, jednak powoli opanowanie i spokoj splywaly na nia studzac troche te goraca krew.
- Ach tak! Mozesz cos zrobic z tym paskudnym czyms, co ma Elzix na twarzy? No z czyms takim to on do ludzi nie moze pojsc :/ A zostawiac to go tutaj raczej nie chce... Ech, a wyszlam tylko na chwile...
Zrobila gest osoby kompletnie zalamanej. Swoja droga, skoro Dagon nie wiedzial, gdzie ten przeklety gnojek polazl, to moze sie zgubil? Nie usmiechalo jej sie go teraz szukac po calym miescie... A na to by sam wrocil nie miala co liczyc. Ona znala Romagen bardzo dobrze, a do karczmy Bill'a to z dowolnego miejsca po omacku by trafila. Ale ta ciamajda... Uch!
*Niech no ja go tylko dorwe

- Te, mag. Mieczak nie jestes, aczkolwiek nastepnym razem lepiej nie igraj ze mna

Powiedziawszy co miala do powiedzenia odeszla i skierowala sie wprost do karczmarza. Oparla sie o lade i przechylila nieco do przodu, tak jakby chciala zobaczyc co za nia jest.
- Bill... Ja cos mocnego prosze. Prosze. Mocnego.
Poza sesja:
Spokojnie, bede juz grzeczna


-
- Pomywacz
- Posty: 69
- Rejestracja: środa, 15 lutego 2006, 19:59
- Lokalizacja: z Psiego nieba
Tara i Shea
Strasznie przestraszone uciekły jak najdalej od karczmy, a dokładniej do lasu, trzymając swoje przestarszone maleństwa. -Uff...Strasznie się przestraszyłam tej najemniczki. Dobrze, że uszłyśmy z tego cało.-powiedziała Tara.
Shea z nie mniej przestraszoną miną rzekła do dziewczyny- A teraz opowiadaj, co się działo przez te wszystkie lata od naszego ostatniego spotkania-Spojrzała na Tarę swymi czerwonymi oczyma.
-Wtedy, gdy wybroniłaś mnie od tych bandytów, musiałam szukać jakiegoś schronienia lub domu, w którym mogłabym zamieszkać. Na moje szczęście znalazłam starą porzuconą chatkę, w której było przytulnie i ciepło. Lecz na tym jak widzisz nie skończyły sie moje kłopoty, a nawet powędrowały teraz tu ze mną. Muszę spłacić długi za swoją naukę w akademii.-westchnęła mówiąc to- Wiesz...szukam towarzysza...podróży w poszukiwaniu pieniędzy, gdyż moje fundusze na jedzenie już się kończą...pomyślałam sobie że może wyruszysz ze mną...co ty na to?
Ale zanim mi odpowiesz to opowiedz teraz ty mi, co ty robiłaś przez te kilka lat.-powiedziała Tara, głaszcząc Wilka.
-Ehhh-westchnęła Shea- No to zabiłam dwóch ostatnich bandytów, którzy zniszczyli mi życie. Dzięki jednemu z nich mam tą bliznę- wskazała na swoją twarz- Potem wędrowałam po świecie i doszłam tutaj. To wszystko. Oczywiście, że pójdę z tobą.
- A co ci zrobili ci bandyci?-zapytała Tara.
-...Zabili mi całą rodzinę, więc ja odpłaciłam się im tym samym tylko nie zabiłam im rodzin, ale ich samych.
-Oh...współczuję ci...pewnie miałaś kochającą rodzinę nie tak jak ja...
- Właściwie to nie była moja prawdziwa rodzina ale przybrana. A teraz może zmieńmy temat. Co do pieniędzy to może poszukamy pracy tutaj.
- Właśnie dlatego tu zawędrowałam żeby szukać pracy. Podobno to miasto jest bogate.
-Z takimi cenami to się nie dziwię.
-Hahaha- serdecznie zaśmiała się Tara- zauważyłam!
-Tom powiedział żebym zapytała się Werthy o pracę. Jak tylko ją spotkamy to się dowiemy. Ale teraz to już może chodźmy spać, bo już jest ciemno. Chyba będziesz spała u mnie?
-Bardzo chętnie, inaczej musiałabym nocować gdzieś na dworze. Dzięki.
Po długiej rozmowie momentalnie zasnęły.
Strasznie przestraszone uciekły jak najdalej od karczmy, a dokładniej do lasu, trzymając swoje przestarszone maleństwa. -Uff...Strasznie się przestraszyłam tej najemniczki. Dobrze, że uszłyśmy z tego cało.-powiedziała Tara.
Shea z nie mniej przestraszoną miną rzekła do dziewczyny- A teraz opowiadaj, co się działo przez te wszystkie lata od naszego ostatniego spotkania-Spojrzała na Tarę swymi czerwonymi oczyma.
-Wtedy, gdy wybroniłaś mnie od tych bandytów, musiałam szukać jakiegoś schronienia lub domu, w którym mogłabym zamieszkać. Na moje szczęście znalazłam starą porzuconą chatkę, w której było przytulnie i ciepło. Lecz na tym jak widzisz nie skończyły sie moje kłopoty, a nawet powędrowały teraz tu ze mną. Muszę spłacić długi za swoją naukę w akademii.-westchnęła mówiąc to- Wiesz...szukam towarzysza...podróży w poszukiwaniu pieniędzy, gdyż moje fundusze na jedzenie już się kończą...pomyślałam sobie że może wyruszysz ze mną...co ty na to?
Ale zanim mi odpowiesz to opowiedz teraz ty mi, co ty robiłaś przez te kilka lat.-powiedziała Tara, głaszcząc Wilka.
-Ehhh-westchnęła Shea- No to zabiłam dwóch ostatnich bandytów, którzy zniszczyli mi życie. Dzięki jednemu z nich mam tą bliznę- wskazała na swoją twarz- Potem wędrowałam po świecie i doszłam tutaj. To wszystko. Oczywiście, że pójdę z tobą.
- A co ci zrobili ci bandyci?-zapytała Tara.
-...Zabili mi całą rodzinę, więc ja odpłaciłam się im tym samym tylko nie zabiłam im rodzin, ale ich samych.
-Oh...współczuję ci...pewnie miałaś kochającą rodzinę nie tak jak ja...
- Właściwie to nie była moja prawdziwa rodzina ale przybrana. A teraz może zmieńmy temat. Co do pieniędzy to może poszukamy pracy tutaj.
- Właśnie dlatego tu zawędrowałam żeby szukać pracy. Podobno to miasto jest bogate.
-Z takimi cenami to się nie dziwię.
-Hahaha- serdecznie zaśmiała się Tara- zauważyłam!
-Tom powiedział żebym zapytała się Werthy o pracę. Jak tylko ją spotkamy to się dowiemy. Ale teraz to już może chodźmy spać, bo już jest ciemno. Chyba będziesz spała u mnie?
-Bardzo chętnie, inaczej musiałabym nocować gdzieś na dworze. Dzięki.
Po długiej rozmowie momentalnie zasnęły.
Ostatnio zmieniony czwartek, 16 marca 2006, 16:02 przez Osoria, łącznie zmieniany 1 raz.
Rafiki:Bedziesz królem...wspaniałym królem


-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
[Morgoth i Haakon]
Podczas gdy byliście uwięzieni u Grutfbeltów, wydawało wam się, że siedzicie tam cholernie długo. Jak to zwykle bywa czas albo się dłuży, albo pędzi jak szalony. W waszym wypadku okazało się, że się dłużył. Gdy w końcu wyszliście na wolność, to ze zdziwieniem zauważyliście, że jest wieczór. Nie wydawało wam się, żeby to był już następny dzień, ale przecież siedzieliście tam tak długo ... Jednak po zapytaniu się przechodnia i upewnieniu się u paru innych, zdaliście sobie sprawę, że jednak wcale tak długo was nie przetrzymywali. Przynajmniej jakiś plus, gorzej, że nie macie przy sobie żadnych pieniędzy. Grutfbeltowie zabrali wam wszystko co do pensa ... A raczej nie można liczyć w tym miasteczku na czyjąś bezinteresowną pomoc ... Jasna cholera ...
Poza sesją:
Tak wygląda część trzecia posta Ouzaru:
Nawet gdyby ja teraz gonil oddzial strazy, nikt nie bylby w stanie jej dogonic czy dotrymac kroku. Wsciekla jak nieboskie stworzenie, czerwona na twarzy i z mina niedzwiedzia gryzzli pedzila szybkim ciezkim krokiem w strone karczmy. Serce jej walilo w piersi, Pusia kolyslala sie w kieszeni kamizelki wystraszona. Wertha przez cala droge zachodzila w glowe, dlaczego ten czlowiek jeszcze zyje? Przeciez to nie pierwszy taki numer, jaki zrobil. Juz dawno powinna go zapoznac ze swym ostrzem! No ale jeszcze tym razem mu daruje... Wyzyje sie na kims innym... *Mag!* - z predkoscia blyskawicy przemknelo jej przez mysl. Z zadowolenia az przystala. To dopiero byla mysl! Tak go zlapac za gardlo i scisnac z calej sily, azeby mu oczka wypadly. Albo zlapac za wlosy i bic piescia jego sliczna twarzyczke do momentu, az jego nos nie bedzie rownomiernie rozsmarowany po calosci... Zawsze tez zostawalo wybicie wszystkich zebow i polamanie palcow. Alez smiesznie wyglada mag, ktory chce wymowic jakies przeklete zaklecie, gdy brakuje mu uzebienia! Wertha usmiechnela sie szeroko, to byl zaiste bardzo zabawny widok, gdy mag sepleniac slowa plul sobie na szate
Chichoczac pod nosem i ze znacznie poprawionym humorem, poszla prosto do karczmy.
Rozejrzala sie po sali, jej wzrok padl na Elzix'a pijanego w trzy d*py i jakos dziwnie siedzacego przy stoliku. Raczej ciezko bylo to nazwac siedzeiem... Podeszla do niego, zlapala za wlosy i uniosla jego łeb by mu nakrzyczec do ucha, co mysli o upijaniu sie przed spotkaniem z pracodawca. Jednak tego nie zrobila. Szok wywolany widokiem jego paskudnej gęby, tego ogromnego fioletowego nosa i zakrwawionego stolika wywolal w niej fale obrzydzenia.
- Łeee... - stwierdzila i puscila jego wlosy. Glowa Elzix'a z cichym "łup!" i "plask!" wrocila na dawne miejsce.
*Obrzydlistwo* - pomyslala. *Ktos musi za to odpowiedziec... Hmmm... MAG!
*
Warknela pod nosem przeklenstwo i szybko zlokalizowala Dagon'a. Mag przybral postawe "mnie tu nie ma" i cicho popijal cos z kielicha. Jednak zdradzala go jego reka, ktora tak sie trzesla, iz rozlewal kazdy lyk, ktory chcial wypic... Najemniczka ucieszyla sie, bal sie jej, juz wiedzial, co go moze czekac! Nie, nie mogla pozwolic, by zyl dalej w nieswiadomosci. Podeszla doń i na spokojnie oparla sie o blat lady.
- Witaj... Dobrze sie tu bawiliscie? <czarujacy usmiech> Mozesz mi wyjasnic, co sie dzialo podczas mej nieobecnosci? I lepiej, zeby to bylo jakies dobre wytlumaczenie, bo bedziesz tego bardzo zalowal. I dlugo. Obiecuje
Spojrzala w strone Elzix'a z obrzydzeniem.
- No ja naprawde nie wiem, poszlam na jakas godzine, a on sie zdazyl tak urzadzic!
Zastanowila ja jeszcze jedna rzecz. Tak spojrzala po osobach zebranych w karczmie i nigdzie nie zauwazyla swego syna... Hmmm czyzby go gdzies zgubili? o_O
- Acha i jeszcze jedno, magu... Gdzie do cholery jasnej jest Reinhard?! - ryknela mu prosto w twarz.
Podczas gdy byliście uwięzieni u Grutfbeltów, wydawało wam się, że siedzicie tam cholernie długo. Jak to zwykle bywa czas albo się dłuży, albo pędzi jak szalony. W waszym wypadku okazało się, że się dłużył. Gdy w końcu wyszliście na wolność, to ze zdziwieniem zauważyliście, że jest wieczór. Nie wydawało wam się, żeby to był już następny dzień, ale przecież siedzieliście tam tak długo ... Jednak po zapytaniu się przechodnia i upewnieniu się u paru innych, zdaliście sobie sprawę, że jednak wcale tak długo was nie przetrzymywali. Przynajmniej jakiś plus, gorzej, że nie macie przy sobie żadnych pieniędzy. Grutfbeltowie zabrali wam wszystko co do pensa ... A raczej nie można liczyć w tym miasteczku na czyjąś bezinteresowną pomoc ... Jasna cholera ...
Poza sesją:
Tak wygląda część trzecia posta Ouzaru:
Nawet gdyby ja teraz gonil oddzial strazy, nikt nie bylby w stanie jej dogonic czy dotrymac kroku. Wsciekla jak nieboskie stworzenie, czerwona na twarzy i z mina niedzwiedzia gryzzli pedzila szybkim ciezkim krokiem w strone karczmy. Serce jej walilo w piersi, Pusia kolyslala sie w kieszeni kamizelki wystraszona. Wertha przez cala droge zachodzila w glowe, dlaczego ten czlowiek jeszcze zyje? Przeciez to nie pierwszy taki numer, jaki zrobil. Juz dawno powinna go zapoznac ze swym ostrzem! No ale jeszcze tym razem mu daruje... Wyzyje sie na kims innym... *Mag!* - z predkoscia blyskawicy przemknelo jej przez mysl. Z zadowolenia az przystala. To dopiero byla mysl! Tak go zlapac za gardlo i scisnac z calej sily, azeby mu oczka wypadly. Albo zlapac za wlosy i bic piescia jego sliczna twarzyczke do momentu, az jego nos nie bedzie rownomiernie rozsmarowany po calosci... Zawsze tez zostawalo wybicie wszystkich zebow i polamanie palcow. Alez smiesznie wyglada mag, ktory chce wymowic jakies przeklete zaklecie, gdy brakuje mu uzebienia! Wertha usmiechnela sie szeroko, to byl zaiste bardzo zabawny widok, gdy mag sepleniac slowa plul sobie na szate

Chichoczac pod nosem i ze znacznie poprawionym humorem, poszla prosto do karczmy.
Rozejrzala sie po sali, jej wzrok padl na Elzix'a pijanego w trzy d*py i jakos dziwnie siedzacego przy stoliku. Raczej ciezko bylo to nazwac siedzeiem... Podeszla do niego, zlapala za wlosy i uniosla jego łeb by mu nakrzyczec do ucha, co mysli o upijaniu sie przed spotkaniem z pracodawca. Jednak tego nie zrobila. Szok wywolany widokiem jego paskudnej gęby, tego ogromnego fioletowego nosa i zakrwawionego stolika wywolal w niej fale obrzydzenia.
- Łeee... - stwierdzila i puscila jego wlosy. Glowa Elzix'a z cichym "łup!" i "plask!" wrocila na dawne miejsce.
*Obrzydlistwo* - pomyslala. *Ktos musi za to odpowiedziec... Hmmm... MAG!

Warknela pod nosem przeklenstwo i szybko zlokalizowala Dagon'a. Mag przybral postawe "mnie tu nie ma" i cicho popijal cos z kielicha. Jednak zdradzala go jego reka, ktora tak sie trzesla, iz rozlewal kazdy lyk, ktory chcial wypic... Najemniczka ucieszyla sie, bal sie jej, juz wiedzial, co go moze czekac! Nie, nie mogla pozwolic, by zyl dalej w nieswiadomosci. Podeszla doń i na spokojnie oparla sie o blat lady.
- Witaj... Dobrze sie tu bawiliscie? <czarujacy usmiech> Mozesz mi wyjasnic, co sie dzialo podczas mej nieobecnosci? I lepiej, zeby to bylo jakies dobre wytlumaczenie, bo bedziesz tego bardzo zalowal. I dlugo. Obiecuje

Spojrzala w strone Elzix'a z obrzydzeniem.
- No ja naprawde nie wiem, poszlam na jakas godzine, a on sie zdazyl tak urzadzic!
Zastanowila ja jeszcze jedna rzecz. Tak spojrzala po osobach zebranych w karczmie i nigdzie nie zauwazyla swego syna... Hmmm czyzby go gdzies zgubili? o_O
- Acha i jeszcze jedno, magu... Gdzie do cholery jasnej jest Reinhard?! - ryknela mu prosto w twarz.

-
- Marynarz
- Posty: 200
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:56
- Numer GG: 3511208
- Lokalizacja: Grajewo
- Kontakt:
Haakon
Bard popatrzył na Morgotha. W jego oczach dało się zauważyć wściekłość. Wydawało mi się, że siedzieliśmy tam dwa miesiące, do kutfy nędzyzaklął. I na dodatek to wszystko moja wina. Musze komuś przyje*ać. Haakon rozejrzał się wokoło szukając potencjalnej ofiary tj. mocno pijanego, bogatego kupca, broń Boże szlachica. Pomimo wypatrzenia takowego, zrezygnował z upatrzonego celu pod naporem siły wyższej, czyli zbliżającego się żandarma. Po chwili zastanowienia wskazał na Morgotha i poszedł do jakiejś karczmy. W środku panowała nizbyt miła atmosfera. Strasznie dużo chołoty. Jakaś kobieta, dodajmy, że sędziwa, chyba najemniczka wydzierała się na pewnego człowieka. Krzyczała coś o swoim synu. Haakon sam nie wiedział dokładnie co. Wcale mu się tu nie podobało, jednak korzystając z okazji chciał naciągnąć jakiegoś frajera na kubek piwa, ewentualnie dzban wina. Rozsiadł się więc wygodnie na jednej z wolnych ław i zaczął nucić wesołą piosenkę o życiu krasnoludów. Piosenka była lekko sprośna, więc bard oczekiwał na reakcję zgromadznych w karczmie.
Bard popatrzył na Morgotha. W jego oczach dało się zauważyć wściekłość. Wydawało mi się, że siedzieliśmy tam dwa miesiące, do kutfy nędzyzaklął. I na dodatek to wszystko moja wina. Musze komuś przyje*ać. Haakon rozejrzał się wokoło szukając potencjalnej ofiary tj. mocno pijanego, bogatego kupca, broń Boże szlachica. Pomimo wypatrzenia takowego, zrezygnował z upatrzonego celu pod naporem siły wyższej, czyli zbliżającego się żandarma. Po chwili zastanowienia wskazał na Morgotha i poszedł do jakiejś karczmy. W środku panowała nizbyt miła atmosfera. Strasznie dużo chołoty. Jakaś kobieta, dodajmy, że sędziwa, chyba najemniczka wydzierała się na pewnego człowieka. Krzyczała coś o swoim synu. Haakon sam nie wiedział dokładnie co. Wcale mu się tu nie podobało, jednak korzystając z okazji chciał naciągnąć jakiegoś frajera na kubek piwa, ewentualnie dzban wina. Rozsiadł się więc wygodnie na jednej z wolnych ław i zaczął nucić wesołą piosenkę o życiu krasnoludów. Piosenka była lekko sprośna, więc bard oczekiwał na reakcję zgromadznych w karczmie.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Morgoth:
Zabójca nie był w nastroju. Krzyki kobiety wywołały w nim wściekłość. Stłumił myśli krążące wokół poderznięcia komuś gardła, jednak gdy podszedł blizej i przyjzał się kobiecie stwierdził, ze widział juz gdzieś te rysy twarzy. Odstąpił od swego zamiaru. Kobietę tą widział gdzieś w Górach Szarych. Był tam jakiś obóz, czy coś w tym kierunku. Przypomniał sobie około osiemnasto-, a może i dwudziestoletnia dziewczynę. Chłopczycę. Miał wtedy mniej lat, ale takich abnomalii się nie zapomina. Kobieta miała więcej siły niż rozumu i więcej rozumu, niż opanowania. Morgoth dostał od niej w łeb czymś twardym, gdy przechodził przez obóz. Skąd miał wiedzieć, ze zawędrował do kuchni. Leżał przez chwile jak długi, a gdy dziewczyna go obeszła wstał szybko i przycisnął jej ostrze do gardła. Wtedy wyrzucił z siebie tylko wściekłe -Jak kogoś uderzasz w łeb, to upewnij się, ze nie wstanie. Jesteś za mało ostrożna. Tacy ludzie szybko giną!- po czym puścił dziewczynę i wyszedł na zewnątrz, oglądając się jeszcze na nią. Wiedział, ze może i drwili z niej tutaj, ale nikt jej nie groził... Nawet jeśli nie to, to musiała go zapamiętać ze względu na krwiożerczość. Gdy raz wrócił do obozu, poturbowany i poraniony po walce z kilkoma rokami jeden z najemników zaczął z niego drwić. Morgoth zagroził mu, a tamten, wstawiony wyciągnął miecz. Zabójca sprawił, ze ognisko niemal zupełnie wygasło, a w ciemności dał się słyszeć stłumiony krzyk i chrupniecie. Morgoth literalnie odgryzł głowę najemnikowi. Prawem obozu było zabijanie w obronie własnej, wiec najemnicy skwitowali to zdarzenie tylko pomrukiem zniesmaczenia. Dzień później Morgoth opuścił obozowisko i udał się na zachód...
Z zamyślenia wyrwał go kolejny krzyk kobiety. Pokręcił głowa, wstał i podszedł do niej, po czym pacnął ja w ramię. -Dalej jesteś za mało ostrożna, ale widzę, że jeszcze nie zginęłaś, co?- chciał sobie przypomnieć jej imię, ale będąc w obozie wszyscy wołający ją zarazem drwili z niej swym zawołaniem. Jej imię nigdy nie padło. Przynamniej nie w obecności Morgotha.
Zabójca nie był w nastroju. Krzyki kobiety wywołały w nim wściekłość. Stłumił myśli krążące wokół poderznięcia komuś gardła, jednak gdy podszedł blizej i przyjzał się kobiecie stwierdził, ze widział juz gdzieś te rysy twarzy. Odstąpił od swego zamiaru. Kobietę tą widział gdzieś w Górach Szarych. Był tam jakiś obóz, czy coś w tym kierunku. Przypomniał sobie około osiemnasto-, a może i dwudziestoletnia dziewczynę. Chłopczycę. Miał wtedy mniej lat, ale takich abnomalii się nie zapomina. Kobieta miała więcej siły niż rozumu i więcej rozumu, niż opanowania. Morgoth dostał od niej w łeb czymś twardym, gdy przechodził przez obóz. Skąd miał wiedzieć, ze zawędrował do kuchni. Leżał przez chwile jak długi, a gdy dziewczyna go obeszła wstał szybko i przycisnął jej ostrze do gardła. Wtedy wyrzucił z siebie tylko wściekłe -Jak kogoś uderzasz w łeb, to upewnij się, ze nie wstanie. Jesteś za mało ostrożna. Tacy ludzie szybko giną!- po czym puścił dziewczynę i wyszedł na zewnątrz, oglądając się jeszcze na nią. Wiedział, ze może i drwili z niej tutaj, ale nikt jej nie groził... Nawet jeśli nie to, to musiała go zapamiętać ze względu na krwiożerczość. Gdy raz wrócił do obozu, poturbowany i poraniony po walce z kilkoma rokami jeden z najemników zaczął z niego drwić. Morgoth zagroził mu, a tamten, wstawiony wyciągnął miecz. Zabójca sprawił, ze ognisko niemal zupełnie wygasło, a w ciemności dał się słyszeć stłumiony krzyk i chrupniecie. Morgoth literalnie odgryzł głowę najemnikowi. Prawem obozu było zabijanie w obronie własnej, wiec najemnicy skwitowali to zdarzenie tylko pomrukiem zniesmaczenia. Dzień później Morgoth opuścił obozowisko i udał się na zachód...
Z zamyślenia wyrwał go kolejny krzyk kobiety. Pokręcił głowa, wstał i podszedł do niej, po czym pacnął ja w ramię. -Dalej jesteś za mało ostrożna, ale widzę, że jeszcze nie zginęłaś, co?- chciał sobie przypomnieć jej imię, ale będąc w obozie wszyscy wołający ją zarazem drwili z niej swym zawołaniem. Jej imię nigdy nie padło. Przynamniej nie w obecności Morgotha.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Marynarz
- Posty: 343
- Rejestracja: wtorek, 10 stycznia 2006, 17:54
- Numer GG: 6299855
- Lokalizacja: Kraków

-
- Marynarz
- Posty: 200
- Rejestracja: piątek, 23 grudnia 2005, 13:56
- Numer GG: 3511208
- Lokalizacja: Grajewo
- Kontakt:
Haakon
Widząc jak jeden z gości chwyta za kolbę na plecach bard przestał grać i zaczął uważniej przyglądać się nieznajomemu. Mocniej ścisnął lutnię, poruszył się i chrząknął głośno, dając do zrozumienia Morgothowi, że może zostać zaatakowany. Następnie wstał od stołu i zapytał głośno, czy nikt nie zechciałby postawić mu dzbanu wina, aby jego struny głosowe mogły być gotowe do dlaszego umilania życia gościom karczmy.
Widząc jak jeden z gości chwyta za kolbę na plecach bard przestał grać i zaczął uważniej przyglądać się nieznajomemu. Mocniej ścisnął lutnię, poruszył się i chrząknął głośno, dając do zrozumienia Morgothowi, że może zostać zaatakowany. Następnie wstał od stołu i zapytał głośno, czy nikt nie zechciałby postawić mu dzbanu wina, aby jego struny głosowe mogły być gotowe do dlaszego umilania życia gościom karczmy.
Ostatnio zmieniony sobota, 18 marca 2006, 17:56 przez Gavrill, łącznie zmieniany 1 raz.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Morgoth:
Zabójca zauwazył gest towarzysza i nieznacznie pokazał mu, ze ma pod reką jeden z długich noży...
-Kawałek czasu już minął od naszego ostatneigo spotkania... kilka lat bedzie, czyż nie, Wertha?- uśmiechnął się do siebie. Przypomniał sobie imię dziewczyny. Padło raz - poza obozem. Wystarczyło.
-Masz bardzo nerwowego towarzysza, sama też jesteś nieźle roztrzęsiona. Gorączka?- zapytał is uśmiechnął się szczerzac zbyt długie kły.
Zabójca zauwazył gest towarzysza i nieznacznie pokazał mu, ze ma pod reką jeden z długich noży...
-Kawałek czasu już minął od naszego ostatneigo spotkania... kilka lat bedzie, czyż nie, Wertha?- uśmiechnął się do siebie. Przypomniał sobie imię dziewczyny. Padło raz - poza obozem. Wystarczyło.
-Masz bardzo nerwowego towarzysza, sama też jesteś nieźle roztrzęsiona. Gorączka?- zapytał is uśmiechnął się szczerzac zbyt długie kły.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

Wertha
Nieco zbaraniała. Jakiś nieznajomy typek ją zaczepił, znał jej imię i coś jeszcze bredził. Jak mu się tak przyjrzała, to może i gębę miał nieco znajomą... Lecz ona nie miała do tego dobrej pamięci. A już na sto procent była pewna, iż nie zna jego imienia.
- Towarzysz? Gorączka? Dobrze się czujesz, przybyszu? I kim do cholery jesteś? Znam twą twarz, lecz jeśli masz do mnie sprawę to przedstaw się... <zmrużyła oczy>
Nim mężczyzna zdążył odpowiedzieć zerknęła szybko przez ramię do tyłu. Ano, rzeczywiście... Ten... no tamten jeden stał za nią. Nawet go wcześniej nie zauważyła. *Zleceniodawca od szanownej Pani Hrabiny...* - pomyślała i westchnęła. - *Czy wszyscy bogowie się na mnie uwzięli? Nawet chwili spokoju!* Spojrzała na mężczyznę i barda.
- Więc czego chcesz? – burknęła.
Powoli coś jej zaczęło świtać w głowie. Może to nie był przypadek? Bogowie zapewne wystawiają ją na próbę, coś o czym mówił ten pedał kapłan... *Pewno chcą sprawdzić moją cierpliwość i nerwy...* To wyglądało jak jeden wielki spisek, aż nazbyt duży, by można tu było cokolwiek nazwać „zbiegiem okoliczności”. Fretka poruszyła się niespokojnie w kieszonce. Też wyczuła, że coś niedobrego wisi w powietrzu...
Poza sesją:
MG może uśmiercić Werthę, nie wiem jak w najbliższym czasie będę odpisywać. Pewno topornie i z poślizgiem czasowym :/
Nieco zbaraniała. Jakiś nieznajomy typek ją zaczepił, znał jej imię i coś jeszcze bredził. Jak mu się tak przyjrzała, to może i gębę miał nieco znajomą... Lecz ona nie miała do tego dobrej pamięci. A już na sto procent była pewna, iż nie zna jego imienia.
- Towarzysz? Gorączka? Dobrze się czujesz, przybyszu? I kim do cholery jesteś? Znam twą twarz, lecz jeśli masz do mnie sprawę to przedstaw się... <zmrużyła oczy>
Nim mężczyzna zdążył odpowiedzieć zerknęła szybko przez ramię do tyłu. Ano, rzeczywiście... Ten... no tamten jeden stał za nią. Nawet go wcześniej nie zauważyła. *Zleceniodawca od szanownej Pani Hrabiny...* - pomyślała i westchnęła. - *Czy wszyscy bogowie się na mnie uwzięli? Nawet chwili spokoju!* Spojrzała na mężczyznę i barda.
- Więc czego chcesz? – burknęła.
Powoli coś jej zaczęło świtać w głowie. Może to nie był przypadek? Bogowie zapewne wystawiają ją na próbę, coś o czym mówił ten pedał kapłan... *Pewno chcą sprawdzić moją cierpliwość i nerwy...* To wyglądało jak jeden wielki spisek, aż nazbyt duży, by można tu było cokolwiek nazwać „zbiegiem okoliczności”. Fretka poruszyła się niespokojnie w kieszonce. Też wyczuła, że coś niedobrego wisi w powietrzu...
Poza sesją:
MG może uśmiercić Werthę, nie wiem jak w najbliższym czasie będę odpisywać. Pewno topornie i z poślizgiem czasowym :/

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Morgoth:
-Mówili na mnie "Krwiożerca", a na imię mam Morgoth, ale nie sadzę, ze to imię coś ci powie...- odpowiedział Morgoth i krzywo się uśmiechnął. -Co porabiasz w Romagen? Jakoś sobie ciebie w roli matki nie wyobrażam...- dodał, unosząc brew. Zwrócił się następnie do towarzysza Werthy. -Uspokój się, bo nei jesteś jedynym uzbrojonm mężczyzna w Romagen, a juz napewno nie jedynym, który jest w stanie mocno dowalić!- dodał i błysnął ślepiami.
-Mówili na mnie "Krwiożerca", a na imię mam Morgoth, ale nie sadzę, ze to imię coś ci powie...- odpowiedział Morgoth i krzywo się uśmiechnął. -Co porabiasz w Romagen? Jakoś sobie ciebie w roli matki nie wyobrażam...- dodał, unosząc brew. Zwrócił się następnie do towarzysza Werthy. -Uspokój się, bo nei jesteś jedynym uzbrojonm mężczyzna w Romagen, a juz napewno nie jedynym, który jest w stanie mocno dowalić!- dodał i błysnął ślepiami.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
[Do wszystkich]
Zaczynamy porządki
Tara i Shea poszły spać jeszcze przed powrotem Werthy z łaźni (co z tego że jeszcze był dzień i było cholernie widno). Dlatego też nie odbyło się żadne wyrzucanie zwierzaczków ani nic w tym stylu. Jedyną pokrzywdzoną przez Werthę jak na razie osobą jest Elzix, którego nos ponownie znalazł się w bliskim kontakcie z twardą powierzchnią. Zaleta tego taka, że się ponownie obudził. Wada - boli go łeb i nos (co jest chyba w miarę zrozumiałe).
Morgoth ma oczy na szypułkach skoro widzi jak Rabe sięga po broń (to samo się tyczy Haakona). Rabe jest gdzieś z tyłu sali i wszystko dyskretnie obserwuje ...
[Karczma]
Gdy Morgoth rozpoczął rozmowę z najemniczką, cała karczma dyskretnie lecz uważnie zwróciła na nich uwagę (przynajmniej ta w miarę trzeźwa część). Stali bywalcy znali już Werthę, a tu najwyraźniej jakiś nowy i wyglądający na skażonego przez Chaos mężczyzna, zaczyna z Werthą. Nawet Bill na wszelki wypadek począł się uważnie przyglądać całemu zajściu. Gdy najemniczka już miała odpowiedzieć na głupie przechwałki nieznajomego ... nagle ... pod sufitem dało się słyszeć lekkie „puf”. Gdy Wertha nabrała wdech ... nagle na jej głowę spadła piękna, nowa, czerwona dachówka ... Najemniczka nagłym ruchem wcisnęła głowę w ramiona. Na jej twarzy wykwitł wyraz ogromnego zdziwienia. Gdy wszyscy zamarli w bezruchu z bardziej lub mniej tępymi minami, dachówka pęknięta, na głowie najemniczki, na dwie części powoli i majestatycznie zaczęła się zsuwać ... wpierw na ramiona, a potem na podłogę ...
Wraz z większością znajdujących się w karczmie osób, Bill spojrzał się na belkowany sufit. W zasadzie sam nie wiedział po co się tam spojrzał. Wiedział przecież, bardzo dobrze, że nie ma dachówek na dachu.
- Jasna cholera, w całym Romagen nie ma czerwonych dachówek ...
Zaczynamy porządki

Tara i Shea poszły spać jeszcze przed powrotem Werthy z łaźni (co z tego że jeszcze był dzień i było cholernie widno). Dlatego też nie odbyło się żadne wyrzucanie zwierzaczków ani nic w tym stylu. Jedyną pokrzywdzoną przez Werthę jak na razie osobą jest Elzix, którego nos ponownie znalazł się w bliskim kontakcie z twardą powierzchnią. Zaleta tego taka, że się ponownie obudził. Wada - boli go łeb i nos (co jest chyba w miarę zrozumiałe).
Morgoth ma oczy na szypułkach skoro widzi jak Rabe sięga po broń (to samo się tyczy Haakona). Rabe jest gdzieś z tyłu sali i wszystko dyskretnie obserwuje ...
[Karczma]
Gdy Morgoth rozpoczął rozmowę z najemniczką, cała karczma dyskretnie lecz uważnie zwróciła na nich uwagę (przynajmniej ta w miarę trzeźwa część). Stali bywalcy znali już Werthę, a tu najwyraźniej jakiś nowy i wyglądający na skażonego przez Chaos mężczyzna, zaczyna z Werthą. Nawet Bill na wszelki wypadek począł się uważnie przyglądać całemu zajściu. Gdy najemniczka już miała odpowiedzieć na głupie przechwałki nieznajomego ... nagle ... pod sufitem dało się słyszeć lekkie „puf”. Gdy Wertha nabrała wdech ... nagle na jej głowę spadła piękna, nowa, czerwona dachówka ... Najemniczka nagłym ruchem wcisnęła głowę w ramiona. Na jej twarzy wykwitł wyraz ogromnego zdziwienia. Gdy wszyscy zamarli w bezruchu z bardziej lub mniej tępymi minami, dachówka pęknięta, na głowie najemniczki, na dwie części powoli i majestatycznie zaczęła się zsuwać ... wpierw na ramiona, a potem na podłogę ...
Wraz z większością znajdujących się w karczmie osób, Bill spojrzał się na belkowany sufit. W zasadzie sam nie wiedział po co się tam spojrzał. Wiedział przecież, bardzo dobrze, że nie ma dachówek na dachu.
- Jasna cholera, w całym Romagen nie ma czerwonych dachówek ...

