[WP IV Era][obóz zła] Totalna Dominacja

-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin
DOL-GULDUR
Zon, Aghrr, Tronber, Balrog
Udało wam się pozbierać wojsko do kupy, Balrog rozkazał wymarsz do Dol Guldur do którego niemieliście wcale tak daleko. W końcu waszym oczom ukazała się płonąca twierdza i rozgorzała bitwa było tam pełno Krasnoludów, Elfów które próbowały wedrzeć się do twierdzy. Balrog zaryczał w Gniewie wpadając w szał.
Devvra
Weszliście już częściowo do fortecy, gdy w ogniu bitwy nagle dotarł do waszych uszu złowieszczy ryk, a od południa powiał mocny gorący wiatr. Posłyszałaś jak w szeregach wroga zapanowała dziwna Euforia a ich rogi zaczęły dąć chaotycznie jak gdyby już na znak zwycięstwa Uniosłaś delikatnie głowę i wtedy zobaczyłaś nad Fortecą unoszącego się demona ognia, złowieszczo prężącego się do walki. Nogi mimowolnie ugięły się pod tobą dobrze wiedziałaś kim był ów demon. Czy to miała być ostateczna bitwa gdzie dwie potęgi zetrą się ze sobą?. Nie widziałaś teraz szans na wasze zwycięstwo sam Balrog był wystarczająco silny by przełamać wasze oddziały. Orki zdawały się mieć przewagę a pewnie wraz z Balrogiem przybyły posiłki. Nie mogłaś dostrzec Radagasta, który najpewniej został mocno z tyłu.
Zon, Aghrr, Tronber, Balrog
Udało wam się pozbierać wojsko do kupy, Balrog rozkazał wymarsz do Dol Guldur do którego niemieliście wcale tak daleko. W końcu waszym oczom ukazała się płonąca twierdza i rozgorzała bitwa było tam pełno Krasnoludów, Elfów które próbowały wedrzeć się do twierdzy. Balrog zaryczał w Gniewie wpadając w szał.
Devvra
Weszliście już częściowo do fortecy, gdy w ogniu bitwy nagle dotarł do waszych uszu złowieszczy ryk, a od południa powiał mocny gorący wiatr. Posłyszałaś jak w szeregach wroga zapanowała dziwna Euforia a ich rogi zaczęły dąć chaotycznie jak gdyby już na znak zwycięstwa Uniosłaś delikatnie głowę i wtedy zobaczyłaś nad Fortecą unoszącego się demona ognia, złowieszczo prężącego się do walki. Nogi mimowolnie ugięły się pod tobą dobrze wiedziałaś kim był ów demon. Czy to miała być ostateczna bitwa gdzie dwie potęgi zetrą się ze sobą?. Nie widziałaś teraz szans na wasze zwycięstwo sam Balrog był wystarczająco silny by przełamać wasze oddziały. Orki zdawały się mieć przewagę a pewnie wraz z Balrogiem przybyły posiłki. Nie mogłaś dostrzec Radagasta, który najpewniej został mocno z tyłu.

-
- Mat
- Posty: 532
- Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 16:41
- Lokalizacja: Chodzież
- Kontakt:
Zon
Zon wydał okrzyk bojowy, który zabrzmiał raczej komicznie. Wydarł się na goblinów by atakowały! Sam ruszył pędem na wroga, biegł, biegł, coraz wolniej, a gdy został już wystarczająco z tyłu, zaczął biec nie na wroga, a w bok, biegł co sił, wypatrywał wzgórza z którego by można bezpioecznie oglądać bitwe.
Zon wydał okrzyk bojowy, który zabrzmiał raczej komicznie. Wydarł się na goblinów by atakowały! Sam ruszył pędem na wroga, biegł, biegł, coraz wolniej, a gdy został już wystarczająco z tyłu, zaczął biec nie na wroga, a w bok, biegł co sił, wypatrywał wzgórza z którego by można bezpioecznie oglądać bitwe.
Fuck?

-
- Kok
- Posty: 1115
- Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Hrubieszów

-
- Marynarz
- Posty: 332
- Rejestracja: czwartek, 10 listopada 2005, 18:48
- Numer GG: 763272
- Lokalizacja: Breslau
- Kontakt:


-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin
Dol Guldur
(wszyscy W okolicach Dol-Guldur)
Forteca zbudowana na starych zgliszczach potężnej wierzy. Forteca, która przyjęła nie jedna bitwę to miejsce było dziś ponownie świadkiem starcia olbrzymich sił tego świata.
Mroczna puszcz, las złotych liści który był teraz schronieniem dla Odnowionego pradawnego sojuszu elfów i Krasnoludów, ten wiekowy pradawny las po raz kolejny dźwignąć musi ciężar podłości tego świata.
Starzec siedział nieco zgarbiony na koniu w towarzystwie Elfich Mistrzów i Krasnoludzkich Wojowników. Ujrzawszy ognistego demona, który wzniósł się and wierzą Koń jego poderwał kopyta ku górze, zarżał bojowo a Brązowe szaty Starca załopotały na wietrze. Horongwie Samotnej Góry i Mrocznej Puszczy razem powiewały na ognistym palącym wietrze który wrogo wiał od strony Demona.
W wyrwie przy murze, Gdzie nie dawno Siły Krasnoludów i Elfów zdobyły przewagę, walka jak gdyby na chwilę ustała. Nogi pod wojownikami zachodu mimowolnie się uginały ale niedługo trwał ten stan z którego żołnierzy sojuszu wybudziły ostrza toporów i mieczy ciemnego wroga.
Devvra znów stanęła do walki musząc bronić swego życia. Wsparta ramię przy ramieniu z Krasnoludem co uratował jej życie i ze swym wiernym przyjacielem tańczyli w ogniu walki czując jak ogień zbliża się do nich. Orkowie zdawali się walczyć lepiej jak gdyby jaka nowa siła w ich wstąpiła to była moc nadziei. Nagle pomarańczowy bat uderzył nie więcej jak kilka kroków od Devvry powalając kilkoro mężnych wojowników z jej oddział. To byli przecież jej przyjaciele, towarzysze, rodzina… Balrog stał w samym sercu bitwy rozpędzając armię Mrocznej puszczy. Devvra niebyła tą która rezygnuje tak łatwo. Wymierzyła w przypływie szału strzałę wprost pod ciemne skrzydło Balroga, który zawył z bólu poczym spojrzał na przyczynę swego problemu. Sha'da'hran wziął zamach i biczem związał nogi Devvry którą nadepnie powalił na ziemię. Poczym wysokim lotem i skokiem opadł w jej okolicę zgniatając przy tym kilkoro żołnierzy zachodu i odpychając duża falą innych, spojrzał na nią pogardliwie, a następnie swym ognistym mieczem wziął zamach By zakończyć jej i tak za długie życie. Wtedy to Fendir przeciął mocnym cięciem bat Balroga i własną piersią przysłonił Devvrę. Pierś Fendira rozplatała się a ciało opadło na ziemię. Balrog wpadł w jeszcze większy szał już chciał wziąźć drugi zamach gdy jego oczom ukazał się Jasny błysk światła. Przyjrzał się uważniej temu jak ze arcyciekawemu zjawisku poczym ze zdumieniem stwierdził iż był to starzec pędzący na koniu wprost na niego. światło dobywało się z Kostura który był w tym galopie pochylony niczym pika. Wiedział że to ten zdrajca którego ścigali jego sługusy tyle tygodni. Sha’da’hran zaśmiał się wiedząc że to już koniec jego zmartwień wtem starzec zdawał się wznieść w powietrze nad armią zachodu nadal zmierzając wprost do Balroga. Wtedy to też wszyscy spostrzegli jak Brązowy płaszcz opadł ze starca ukazując śnieżną biel jego szat która poraziła swym blaskiem nawet Demona Ognia. Starzec leciał na swym koniu z którego wyrosły potężne czarne skrzydła. Balrog nie mógł uwierzyć że to ma tu i teraz miejsce. Starzec był już tuz przy Balrogu gdy wykrzyczał – Precz do piekła demonie, jam Radagast mściciel natury twój prześladowca. Oto Radagast Brązowy Mistrz dzisiejszych Istria wielkim zamachem swego kostura uderzył Balroga wprost w klatkę piersiową. Demon odleciał w głąb swej armii na kilkadziesiąt metrów niszcząc przy tym część fortecy i zabijając wielu ze swoich. Radagast z wysokości spostrzegł nadzieję na wygraną. Nadzieje która przyszła w samą porę gdyż on utracił już większość swej mocy.
Devvra oswobodzona, patrzyła na całe widowisko z podziwem i uznaniem. Tronber i Aghr Nie wierzyli własnym oczom gdy zobaczyli jak ich pan został położony jednym ciosem. Jednak teraz to Oni mieli zdecydować o losie bitwy Aghrr jako pierwszy poprowadził grupę Troli na rozbita częściowo armie Zachody, a Tronber nakazał swym ludziom, a także tym których spotkał już w samej bitwie by walczyli u boków Troli. Tronber i Aghrr walcząc razem byli skuteczniejsi niż robili by to osobno. Armia zachodu odniosła wielkie starty po Interwencji Balroga, teraz zalewana Wojskiem walczącym już nia tak Chaotycznie jak zwykle, zaczęła być spychana ze wzgórza.
Sam Balrog powoli stawał na nogi by zemścić się za swe upokorzenie.
Devvra walczyła rozpaczliwie zmuszana do odwrotu – to na nic krzyczano - wielka klęska zachodu, wielka klęska Radagasta, sojusz o ostatnie dźwigniecie rebelii o wyzwolenie mrocznej puszczy zawiodło.
Balrog znów się zbliżał . Radagast krzyżując kostur i miecz krzyczał -Nie pozwolę ci !. Balrog i Radagast zderzyli się swymi mieczami poczym wdali się w majestatyczną walkę, ale jej wynik zdawał się już nie być ważny gdyż orki przeganiały już atakujących. Wchodząc na wzgórze pod murami fortecy. Radagast wiedział dobrze że musi dać im czas… By odwrócić uwagę wroga.
Zon Krzywy ryj o mało nie pogubił swych ostatnich zębów gdy zobaczył jak jego pan został odrzucony. Odwrócił się by uciekać widząc już rychłą klęskę swego Majestatu. Gdy nagle za wzgórza zobaczył cos co sprawiło że o mało nie zamarł. Jego zielonym wyłupiastym oczom ukazał się widok jak w zupełnym milczeniu i skupieniu szła zwolna Armia złoto-srebrnych pancerzy, na czele której stały trzy dostojne postacie, które prowadziły w ciszy armię w swej chwale i blasku który nawet zon dostrzegł w tym dostojeństwie. Zon bal się tak bardzo że w popłochu uciekł biegnąc na oślep. –teraz to już na pewno koniec –myślal
Rogi Zadęły, wszyscy walczący wiedzieli co to za dźwięk to był róg Loth Lorien
Uciekające i rozpraszające się oddziały Krasnoludów i Elfów, dostrzegły jak z zachodu wyłania się armia. Dźwięk Rogów zwrócił też uwagę Balroga, który spostrzegł z niedowierzaniem armie składającą się jedynie z Elfów- To niemożliwe -wykrzyknął gdy spostrzegł kto im dowodzi. Ten moment nieuwagi Balroga wykorzystał jego przeciwnik. Balrog dźgnięty przez Radagasta ponownie został sprowadzony na ziemie, ale tu Balrog zdążył swym biczem chwycić pegaza i tym samym zrzucił jeźdźca z jego grzbietu.
Armia Lorien Pędziła już na przód. Ci którzy uciekali widząc nadzieję w pomocy Elfów z Lorien stworzyli ostatni kordon by przyjąć uderzenie pędzącego wroga. Elfy i Krasnoludy przestały się wycofywać i przyjęły impas uderzenia wroga.
Ponad 300 konnych elitarnych żołnierzy Lorien wbiło się w bok armii Balroga. Nacierającej na broniące się rozpaczliwe wojska Mrocznej Puszczy. Elfy Przejechały przez całą linie długości frontu niosąc jedynie śmierć bez strat wychodząc z pola bitwy, by tam zatoczyć z dala od niej koło i powrócić ponownie wbijając się w nacierający tłum. Gdy ostatni konny wyjechał z strefy bitwy grad strzał zasypał wzgórze które zamieniło się w potok ciemniejącej krwi. Orkowie znaleźli się w pułapce Elfy z Lorien weszły w końcu Do Dol-Guldur od strony zachodniej.
Balrog ledwo dźwignął się na nogi, a już stała przednim potęga o której nawet nie mógł przypuszczać że jest w stanie walczyć. Wyostrzone miecze Elfich Królów groziły mu teraz .
Arwen I Halmir w swej czarnej zbroi przyjęli dzielnie potężny cios Sha’da’hrana odbijając go. Walczyli jak tancerze wojny.
Zaknefein przypatrywał się temu w zachwycie, niebył to wojownik ale był genialnym obserwatorem i uczył się szybko. Widział jak walczą Król z królową widział jak walczy Balrog. Arwen raniła Balroga w ognistą rękę, a Halmir wytrącił z niej bat. Balrog resztką sił odepchnął magiczną mocą wszystkich o kilka metrów poczym sam wznosząc się do góry zobaczył pole bitwy.
Wojska Lorien zajęły Dol-Guldur gdzie zaciągali swe chorągwie. Wycięte niemal w pień wojska Mrocznej puszczy i krasnoludów doganiały uciekinierów. Setki elfów krzyczało już wtedy – Zwycięstwo. Tuz pod Balrogiem W dole z ziemi podnosił się Halmir i Arwen. Sha’da’hran wiedział ze w tym stanie nie da im rady co mu pozostało?....
(wszyscy W okolicach Dol-Guldur)
Forteca zbudowana na starych zgliszczach potężnej wierzy. Forteca, która przyjęła nie jedna bitwę to miejsce było dziś ponownie świadkiem starcia olbrzymich sił tego świata.
Mroczna puszcz, las złotych liści który był teraz schronieniem dla Odnowionego pradawnego sojuszu elfów i Krasnoludów, ten wiekowy pradawny las po raz kolejny dźwignąć musi ciężar podłości tego świata.
Starzec siedział nieco zgarbiony na koniu w towarzystwie Elfich Mistrzów i Krasnoludzkich Wojowników. Ujrzawszy ognistego demona, który wzniósł się and wierzą Koń jego poderwał kopyta ku górze, zarżał bojowo a Brązowe szaty Starca załopotały na wietrze. Horongwie Samotnej Góry i Mrocznej Puszczy razem powiewały na ognistym palącym wietrze który wrogo wiał od strony Demona.
W wyrwie przy murze, Gdzie nie dawno Siły Krasnoludów i Elfów zdobyły przewagę, walka jak gdyby na chwilę ustała. Nogi pod wojownikami zachodu mimowolnie się uginały ale niedługo trwał ten stan z którego żołnierzy sojuszu wybudziły ostrza toporów i mieczy ciemnego wroga.
Devvra znów stanęła do walki musząc bronić swego życia. Wsparta ramię przy ramieniu z Krasnoludem co uratował jej życie i ze swym wiernym przyjacielem tańczyli w ogniu walki czując jak ogień zbliża się do nich. Orkowie zdawali się walczyć lepiej jak gdyby jaka nowa siła w ich wstąpiła to była moc nadziei. Nagle pomarańczowy bat uderzył nie więcej jak kilka kroków od Devvry powalając kilkoro mężnych wojowników z jej oddział. To byli przecież jej przyjaciele, towarzysze, rodzina… Balrog stał w samym sercu bitwy rozpędzając armię Mrocznej puszczy. Devvra niebyła tą która rezygnuje tak łatwo. Wymierzyła w przypływie szału strzałę wprost pod ciemne skrzydło Balroga, który zawył z bólu poczym spojrzał na przyczynę swego problemu. Sha'da'hran wziął zamach i biczem związał nogi Devvry którą nadepnie powalił na ziemię. Poczym wysokim lotem i skokiem opadł w jej okolicę zgniatając przy tym kilkoro żołnierzy zachodu i odpychając duża falą innych, spojrzał na nią pogardliwie, a następnie swym ognistym mieczem wziął zamach By zakończyć jej i tak za długie życie. Wtedy to Fendir przeciął mocnym cięciem bat Balroga i własną piersią przysłonił Devvrę. Pierś Fendira rozplatała się a ciało opadło na ziemię. Balrog wpadł w jeszcze większy szał już chciał wziąźć drugi zamach gdy jego oczom ukazał się Jasny błysk światła. Przyjrzał się uważniej temu jak ze arcyciekawemu zjawisku poczym ze zdumieniem stwierdził iż był to starzec pędzący na koniu wprost na niego. światło dobywało się z Kostura który był w tym galopie pochylony niczym pika. Wiedział że to ten zdrajca którego ścigali jego sługusy tyle tygodni. Sha’da’hran zaśmiał się wiedząc że to już koniec jego zmartwień wtem starzec zdawał się wznieść w powietrze nad armią zachodu nadal zmierzając wprost do Balroga. Wtedy to też wszyscy spostrzegli jak Brązowy płaszcz opadł ze starca ukazując śnieżną biel jego szat która poraziła swym blaskiem nawet Demona Ognia. Starzec leciał na swym koniu z którego wyrosły potężne czarne skrzydła. Balrog nie mógł uwierzyć że to ma tu i teraz miejsce. Starzec był już tuz przy Balrogu gdy wykrzyczał – Precz do piekła demonie, jam Radagast mściciel natury twój prześladowca. Oto Radagast Brązowy Mistrz dzisiejszych Istria wielkim zamachem swego kostura uderzył Balroga wprost w klatkę piersiową. Demon odleciał w głąb swej armii na kilkadziesiąt metrów niszcząc przy tym część fortecy i zabijając wielu ze swoich. Radagast z wysokości spostrzegł nadzieję na wygraną. Nadzieje która przyszła w samą porę gdyż on utracił już większość swej mocy.
Devvra oswobodzona, patrzyła na całe widowisko z podziwem i uznaniem. Tronber i Aghr Nie wierzyli własnym oczom gdy zobaczyli jak ich pan został położony jednym ciosem. Jednak teraz to Oni mieli zdecydować o losie bitwy Aghrr jako pierwszy poprowadził grupę Troli na rozbita częściowo armie Zachody, a Tronber nakazał swym ludziom, a także tym których spotkał już w samej bitwie by walczyli u boków Troli. Tronber i Aghrr walcząc razem byli skuteczniejsi niż robili by to osobno. Armia zachodu odniosła wielkie starty po Interwencji Balroga, teraz zalewana Wojskiem walczącym już nia tak Chaotycznie jak zwykle, zaczęła być spychana ze wzgórza.
Sam Balrog powoli stawał na nogi by zemścić się za swe upokorzenie.
Devvra walczyła rozpaczliwie zmuszana do odwrotu – to na nic krzyczano - wielka klęska zachodu, wielka klęska Radagasta, sojusz o ostatnie dźwigniecie rebelii o wyzwolenie mrocznej puszczy zawiodło.
Balrog znów się zbliżał . Radagast krzyżując kostur i miecz krzyczał -Nie pozwolę ci !. Balrog i Radagast zderzyli się swymi mieczami poczym wdali się w majestatyczną walkę, ale jej wynik zdawał się już nie być ważny gdyż orki przeganiały już atakujących. Wchodząc na wzgórze pod murami fortecy. Radagast wiedział dobrze że musi dać im czas… By odwrócić uwagę wroga.
Zon Krzywy ryj o mało nie pogubił swych ostatnich zębów gdy zobaczył jak jego pan został odrzucony. Odwrócił się by uciekać widząc już rychłą klęskę swego Majestatu. Gdy nagle za wzgórza zobaczył cos co sprawiło że o mało nie zamarł. Jego zielonym wyłupiastym oczom ukazał się widok jak w zupełnym milczeniu i skupieniu szła zwolna Armia złoto-srebrnych pancerzy, na czele której stały trzy dostojne postacie, które prowadziły w ciszy armię w swej chwale i blasku który nawet zon dostrzegł w tym dostojeństwie. Zon bal się tak bardzo że w popłochu uciekł biegnąc na oślep. –teraz to już na pewno koniec –myślal
Rogi Zadęły, wszyscy walczący wiedzieli co to za dźwięk to był róg Loth Lorien
Uciekające i rozpraszające się oddziały Krasnoludów i Elfów, dostrzegły jak z zachodu wyłania się armia. Dźwięk Rogów zwrócił też uwagę Balroga, który spostrzegł z niedowierzaniem armie składającą się jedynie z Elfów- To niemożliwe -wykrzyknął gdy spostrzegł kto im dowodzi. Ten moment nieuwagi Balroga wykorzystał jego przeciwnik. Balrog dźgnięty przez Radagasta ponownie został sprowadzony na ziemie, ale tu Balrog zdążył swym biczem chwycić pegaza i tym samym zrzucił jeźdźca z jego grzbietu.
Armia Lorien Pędziła już na przód. Ci którzy uciekali widząc nadzieję w pomocy Elfów z Lorien stworzyli ostatni kordon by przyjąć uderzenie pędzącego wroga. Elfy i Krasnoludy przestały się wycofywać i przyjęły impas uderzenia wroga.
Ponad 300 konnych elitarnych żołnierzy Lorien wbiło się w bok armii Balroga. Nacierającej na broniące się rozpaczliwe wojska Mrocznej Puszczy. Elfy Przejechały przez całą linie długości frontu niosąc jedynie śmierć bez strat wychodząc z pola bitwy, by tam zatoczyć z dala od niej koło i powrócić ponownie wbijając się w nacierający tłum. Gdy ostatni konny wyjechał z strefy bitwy grad strzał zasypał wzgórze które zamieniło się w potok ciemniejącej krwi. Orkowie znaleźli się w pułapce Elfy z Lorien weszły w końcu Do Dol-Guldur od strony zachodniej.
Balrog ledwo dźwignął się na nogi, a już stała przednim potęga o której nawet nie mógł przypuszczać że jest w stanie walczyć. Wyostrzone miecze Elfich Królów groziły mu teraz .
Arwen I Halmir w swej czarnej zbroi przyjęli dzielnie potężny cios Sha’da’hrana odbijając go. Walczyli jak tancerze wojny.
Zaknefein przypatrywał się temu w zachwycie, niebył to wojownik ale był genialnym obserwatorem i uczył się szybko. Widział jak walczą Król z królową widział jak walczy Balrog. Arwen raniła Balroga w ognistą rękę, a Halmir wytrącił z niej bat. Balrog resztką sił odepchnął magiczną mocą wszystkich o kilka metrów poczym sam wznosząc się do góry zobaczył pole bitwy.
Wojska Lorien zajęły Dol-Guldur gdzie zaciągali swe chorągwie. Wycięte niemal w pień wojska Mrocznej puszczy i krasnoludów doganiały uciekinierów. Setki elfów krzyczało już wtedy – Zwycięstwo. Tuz pod Balrogiem W dole z ziemi podnosił się Halmir i Arwen. Sha’da’hran wiedział ze w tym stanie nie da im rady co mu pozostało?....


-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin

-
- Marynarz
- Posty: 166
- Rejestracja: piątek, 5 sierpnia 2005, 21:11
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Łódź (podwodna^^)
- Kontakt:
Dougan
To nie koniec, to dopiero poczatek!!! -pomyslal Dougan glebiej sie ukrywajac w polach swojego starego i brudnego plaszcza.- Ta przepaść nie stanie mi na drodze! To nie bedzie koniec mojej wedrowki. Jeszcze nie dopelnilem swojej zemsty! -chodziem nerwowo w jedna i druga strone mierzac uskok swoim lodowatym od wscieklosci spojrzeniem.
-Wiedziałem, ze gdzies tam na gorze, toczone sa bitwy o losy tego swiata i co gorsze ja w nich nie uczestniczyłem...- Przepasc karze wierzyc no to do cholery wierze i co mi z tej wiary przyszło? Jakas durna przepasc nie stanie mi na drodze do wolnosci, nie wygra ze mna jakas durna przeszkoda terenowa. Nikt ze mna nie wygra!!! -nabrałem powietrza w pluca i zegłem głosniej:
-TY ZEMNĄ NIE WYGRASZ!!! -i ruszyłem biegiem w kierunku przepaści. Zaraz przed krawedzią skoczyłem wzdłuz robiac najdluzszy skok w moim zyciu. Doleciałem juz do polowy szerokosci przepasci, kiedy skonczyla sie sila ciagu i zaczelem opadac. Wtedy sobie powiedziałem -Tej przepaści wcale nie ma...
To nie koniec, to dopiero poczatek!!! -pomyslal Dougan glebiej sie ukrywajac w polach swojego starego i brudnego plaszcza.- Ta przepaść nie stanie mi na drodze! To nie bedzie koniec mojej wedrowki. Jeszcze nie dopelnilem swojej zemsty! -chodziem nerwowo w jedna i druga strone mierzac uskok swoim lodowatym od wscieklosci spojrzeniem.
-Wiedziałem, ze gdzies tam na gorze, toczone sa bitwy o losy tego swiata i co gorsze ja w nich nie uczestniczyłem...- Przepasc karze wierzyc no to do cholery wierze i co mi z tej wiary przyszło? Jakas durna przepasc nie stanie mi na drodze do wolnosci, nie wygra ze mna jakas durna przeszkoda terenowa. Nikt ze mna nie wygra!!! -nabrałem powietrza w pluca i zegłem głosniej:
-TY ZEMNĄ NIE WYGRASZ!!! -i ruszyłem biegiem w kierunku przepaści. Zaraz przed krawedzią skoczyłem wzdłuz robiac najdluzszy skok w moim zyciu. Doleciałem juz do polowy szerokosci przepasci, kiedy skonczyla sie sila ciagu i zaczelem opadac. Wtedy sobie powiedziałem -Tej przepaści wcale nie ma...

-
- Kok
- Posty: 1115
- Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Hrubieszów
Tronber
Wszystko szło dobrze on i banda jego orków razem z trollami niszczyła setki ba tysiące wrogów. On sam cały czas szedł za przedzie grupy. Nagle kiedy był pewien że wygrana należy do nich. Zobaczył na góre smugę jasnego światła. Na początku był w szoku nie wiedział co to jest. Po chwili uświadomił sobie że to słońce odbija się w zbrojach elfów. Wydał rozkazy odwrotu do reszty walczących po ciemnej stronie. Stał gdzieś w środu wielkiego oodziału. Nagle elfy zaczeły nacierać. Zabijały każdego kogo napotkały i wychodziły praktycznie bez strat. Może kilku zostało powalonych na ziemie przez orków, gobliny czy inne istoty. On razem z jakiś innym orkiem powalił jednego elfa, ale nikt btedo nie zauważył. On i jego współtowarzysz zaczeli iść w głąb oodziałów. Elfy nadal nacierały i przebiały się coraz bliżej do nich. Tronber szedł zgarbiony tak że nie było go prawie widać pośród innych walczących. Nagle atak elfów nasilił się. On został powalony mieczem wroga mimo że przyjął cios na topór upadł na ziemie. Wojownicy w jasnych zbrojach powybijali wszystkich. On odziwo przeżył. Sam nie wie jak to się stało. Leżał pomiędzy zwłokami goblinów, orków, ludzi. powoli złapał szybko czyjąś tacze. Położył ją na sobie. Gdzieś koło niego przejeżdżał elfi jeździec. Koń elfa uderzył kopytam o tarcze zasłaniająca głowe Tronbera. Ork zemdlał.
Wszystko szło dobrze on i banda jego orków razem z trollami niszczyła setki ba tysiące wrogów. On sam cały czas szedł za przedzie grupy. Nagle kiedy był pewien że wygrana należy do nich. Zobaczył na góre smugę jasnego światła. Na początku był w szoku nie wiedział co to jest. Po chwili uświadomił sobie że to słońce odbija się w zbrojach elfów. Wydał rozkazy odwrotu do reszty walczących po ciemnej stronie. Stał gdzieś w środu wielkiego oodziału. Nagle elfy zaczeły nacierać. Zabijały każdego kogo napotkały i wychodziły praktycznie bez strat. Może kilku zostało powalonych na ziemie przez orków, gobliny czy inne istoty. On razem z jakiś innym orkiem powalił jednego elfa, ale nikt btedo nie zauważył. On i jego współtowarzysz zaczeli iść w głąb oodziałów. Elfy nadal nacierały i przebiały się coraz bliżej do nich. Tronber szedł zgarbiony tak że nie było go prawie widać pośród innych walczących. Nagle atak elfów nasilił się. On został powalony mieczem wroga mimo że przyjął cios na topór upadł na ziemie. Wojownicy w jasnych zbrojach powybijali wszystkich. On odziwo przeżył. Sam nie wie jak to się stało. Leżał pomiędzy zwłokami goblinów, orków, ludzi. powoli złapał szybko czyjąś tacze. Położył ją na sobie. Gdzieś koło niego przejeżdżał elfi jeździec. Koń elfa uderzył kopytam o tarcze zasłaniająca głowe Tronbera. Ork zemdlał.

-
- Mat
- Posty: 532
- Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 16:41
- Lokalizacja: Chodzież
- Kontakt:
Zon
Tak nie może być, tak nie może być! Ja nie moge zginąć, mamo!!!! gdzie jesteś jak cie potrzebuje Zon uciekał przed siebie jak najdalej od twierdzy. Chciał się znów znaleźć w ciepłym Mordorze w jednej z tych przytulnych karczem. Biegł co sił, płuca paliły go, a każdy oddech cierpieniem. Nawet nie oglądał się za nadchodzącą śmiercią, nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy... Chciał uciec, skryć się, widząc parę drzew i krzaki krzynknął: Nadzieja!!! Uratowany! Przyspieszył biegu, ledwo dyszał, wpadł w krzaki i z impetem uderzył w drzewo! Moja głowa!!! Auaa!!! Upadł na ziemie zwijając się z bólu.Leżał tak dobre parę godzin, może nawet przysnął parę razy, wiele razy chciał uciekać przed zbliżającym się wrogiem. Czekał aż wrzawa bitwy ucichnie, nie miał odwagi wyjrzeć. W końcu zdecydował się, rozchylił delikatnie krzaki i spojrzał co się dzieje przy twierdzy...
Tak nie może być, tak nie może być! Ja nie moge zginąć, mamo!!!! gdzie jesteś jak cie potrzebuje Zon uciekał przed siebie jak najdalej od twierdzy. Chciał się znów znaleźć w ciepłym Mordorze w jednej z tych przytulnych karczem. Biegł co sił, płuca paliły go, a każdy oddech cierpieniem. Nawet nie oglądał się za nadchodzącą śmiercią, nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy... Chciał uciec, skryć się, widząc parę drzew i krzaki krzynknął: Nadzieja!!! Uratowany! Przyspieszył biegu, ledwo dyszał, wpadł w krzaki i z impetem uderzył w drzewo! Moja głowa!!! Auaa!!! Upadł na ziemie zwijając się z bólu.Leżał tak dobre parę godzin, może nawet przysnął parę razy, wiele razy chciał uciekać przed zbliżającym się wrogiem. Czekał aż wrzawa bitwy ucichnie, nie miał odwagi wyjrzeć. W końcu zdecydował się, rozchylił delikatnie krzaki i spojrzał co się dzieje przy twierdzy...
Fuck?

-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin
Valius, Overżyc
Rozglądając się bez skutecznie iż zastanawiając nad tym co usłyszeliście nic nie wskóraliście sensownego. Widzicie jak wasz towarzysz Dougan wziął w końcu rozbieg i przeskoczył przepaść. Inny z waszych towarzyszy po prostu przeszedł przez nią.
Dougan
Wziąłeś rozbieg i skoczyłeś ku twemu zdziwieniu podczas skoku odczułeś jak gdyby grawitacja przestała istnieć lekko opadłeś na drugą stronę przepaści.
Rozglądając się bez skutecznie iż zastanawiając nad tym co usłyszeliście nic nie wskóraliście sensownego. Widzicie jak wasz towarzysz Dougan wziął w końcu rozbieg i przeskoczył przepaść. Inny z waszych towarzyszy po prostu przeszedł przez nią.
Dougan
Wziąłeś rozbieg i skoczyłeś ku twemu zdziwieniu podczas skoku odczułeś jak gdyby grawitacja przestała istnieć lekko opadłeś na drugą stronę przepaści.

-
- Pomywacz
- Posty: 21
- Rejestracja: wtorek, 17 stycznia 2006, 14:03
- Lokalizacja: Z nicości... khe, khe.
Devvra:
Świat wokół elfki powoli, acz sukcesywnie przestawał istnieć. Odgłosy bitwy dochodziły do niej jak z oddali, jak gdyby znajdowała się pod wodą. Cała wściekłość, cała żądza krwi uleciała z niej prędko, nie pozostawiając po sobie nawet lichego wspomnienia. Stała w bezruchu, obserwując własne dłonie, niepomna wydarzeń, jakie miały przed chwilą miejsce. U jej stóp leżał Fendir. Jej przyszłość i jej nadzieja. Szrama, jaka malowała się na jego piersi, już nie krwawiła. Oczy zamknięte, ust nie skaziło najmniejsze poruszenie, dłonie - dłonie stygły w rytm jej bijącego serca. Powoli, nie zważając na ogrom walki wokół siebie, elfka padła na kolana. Niezdarnie odgarnęła włosy z twarzy przyjaciela, mentora, kochanka. Przesunęła palcami po linii jego warg, policzka, ucha.
Grzebała rodzinę, przyjaciół, współtowarzyszy. Żadna jednak śmierć nie była tak przerażająca, tak niesamowicie okropna jak ta. Życie wygasło w nim już dawno, jednak ona niewzruszona spoczywała nad nim, z uporem próbując dać mu jakiś znak, odezwać się doń, przemówić. Nagle, niespodziewanie i gwałtownie, jej świat zaczął ginąć. Kiedyś, bardzo dawno temu, naiwnie wierzyła, że kiedy to wszystko się skończy, pójdą z Fendirem poszukać wieczności. Bo, jak twierdził elf, od wieczności dzieliła ich tylko nieskończoność. A on ją właśnie przekroczył.
Bez niej.
Pustka i głuchota, niezrozumienie. Palce wplecione w zmatowiałe włosy. Uporczywe czekanie na cud, jak gdyby cud był na wyciągnięcie ręki. Po policzkach elfki spływały pojedyncze łzy. Nie potrafiła zachować kamiennej twarzy, nie potrafiła urobić w sobie hardości, jaka była jej teraz potrzebna. Czuła się mała i słaba, niezdolna do dalszych walk. Bo to, co było jej bronią i tarczą, właśnie umarło na jej rękach. Bez pożegnania, z jedynym tylko poświęceniem, życie za życie, krew za krew. Nie czekając na nieskończoność, Fendir odszedł od świata, pozostawiając ją samą.
Nie rozumiała. Bitwa cichła, dobiegała końca. Widziała tych, którzy pokonali Balroga, stojący tak blisko - a jednocześnie, na Iluvatara, tak daleko! Gdzież były duchy lasu, skłonne przychodzić w takiej godzinie? Nie było ich nigdzie. Tylko śmierć, upiorzyca, chichotała złośliwie nad jej głową.
- Jeńców - wychrypiała w końcu elfka do resztek swego oddziału - Chcę ich przywódców za jeńców.
Świat wokół elfki powoli, acz sukcesywnie przestawał istnieć. Odgłosy bitwy dochodziły do niej jak z oddali, jak gdyby znajdowała się pod wodą. Cała wściekłość, cała żądza krwi uleciała z niej prędko, nie pozostawiając po sobie nawet lichego wspomnienia. Stała w bezruchu, obserwując własne dłonie, niepomna wydarzeń, jakie miały przed chwilą miejsce. U jej stóp leżał Fendir. Jej przyszłość i jej nadzieja. Szrama, jaka malowała się na jego piersi, już nie krwawiła. Oczy zamknięte, ust nie skaziło najmniejsze poruszenie, dłonie - dłonie stygły w rytm jej bijącego serca. Powoli, nie zważając na ogrom walki wokół siebie, elfka padła na kolana. Niezdarnie odgarnęła włosy z twarzy przyjaciela, mentora, kochanka. Przesunęła palcami po linii jego warg, policzka, ucha.
Grzebała rodzinę, przyjaciół, współtowarzyszy. Żadna jednak śmierć nie była tak przerażająca, tak niesamowicie okropna jak ta. Życie wygasło w nim już dawno, jednak ona niewzruszona spoczywała nad nim, z uporem próbując dać mu jakiś znak, odezwać się doń, przemówić. Nagle, niespodziewanie i gwałtownie, jej świat zaczął ginąć. Kiedyś, bardzo dawno temu, naiwnie wierzyła, że kiedy to wszystko się skończy, pójdą z Fendirem poszukać wieczności. Bo, jak twierdził elf, od wieczności dzieliła ich tylko nieskończoność. A on ją właśnie przekroczył.
Bez niej.
Pustka i głuchota, niezrozumienie. Palce wplecione w zmatowiałe włosy. Uporczywe czekanie na cud, jak gdyby cud był na wyciągnięcie ręki. Po policzkach elfki spływały pojedyncze łzy. Nie potrafiła zachować kamiennej twarzy, nie potrafiła urobić w sobie hardości, jaka była jej teraz potrzebna. Czuła się mała i słaba, niezdolna do dalszych walk. Bo to, co było jej bronią i tarczą, właśnie umarło na jej rękach. Bez pożegnania, z jedynym tylko poświęceniem, życie za życie, krew za krew. Nie czekając na nieskończoność, Fendir odszedł od świata, pozostawiając ją samą.
Nie rozumiała. Bitwa cichła, dobiegała końca. Widziała tych, którzy pokonali Balroga, stojący tak blisko - a jednocześnie, na Iluvatara, tak daleko! Gdzież były duchy lasu, skłonne przychodzić w takiej godzinie? Nie było ich nigdzie. Tylko śmierć, upiorzyca, chichotała złośliwie nad jej głową.
- Jeńców - wychrypiała w końcu elfka do resztek swego oddziału - Chcę ich przywódców za jeńców.
"Jeśli twe życie to pasmo zabójstw, zdaj sobie sprawę, że umarłeś już dawno. Razem ze swoją pierwszą ofiarą."

-
- Marynarz
- Posty: 298
- Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 19:02
- Lokalizacja: Szczecin
Arwena:
Gwiazdy przybrały ogniem swoim suknie
Dwa komet warkocze - smugi jasnosmukłe
Słońca pocałunkiem wrzały między wrogiem
Śród ciał twardych zbroi torując jej drogę.
Rudy ogon pancerzem, diadem hełmem lśniącym
Inskrypcje mruczane kałamarza włosem
Snuły tarczę kwiecia naznaczoną wonią.
Dla przyjaciół miodem, przeciwnikom dłoni
Lustrzanym odbiciem odłamki toporów
Miękko zawracała z wpierw nadanych torów.
Usta śpiewem grzmiały; włóczysta poezja
(Korzeniami nut swych zdradzonych przez drzewa)
Tajemnicą w ciałach otwierała rany.
Zbroje miast purpury wypuszczały kwiatów
Delikatne pędy. Wgryzały się w ziemię
Spokój duszy w glebie! Wyło przeznaczenie.
O złączonych z trawą, rozbitych w popioły
Marność upomniała się z krakaniem wrony
Przywołana pieśnią, uzbrojona czasem.
Glina Cię zrodziła - wrócisz zatem w piasek
Kruki obwieszczały. Zwiastowanie przykre
Wytrącało sercom czarnym z dłoni klingę.
Deszcz z chmur elfich palców, grotów iskry mokre
Nawałnicy gniewem wypełniły orgię
Jęków grzechopadłych. Przerywana gromem
Spadającym w morze skrzydłoczarnym koniem
Rozszczepiała fale. Mściwiegończym rogiem
Klątwą broczył jeździec zemstę na Balrogu.
I ona stanęła. Gwiazda srebrnych borów
Wysłanniczka Entów, dzierżycielka bogów
Rękopisów, lalka dla nimfich zachcianek.
Zjednana ze śmiercią makabryczny taniec
Rozpoczęła; wstęgi ostrzy żmij ogonem
Wgryzały się w skórę, kaleczyły zbroję
Po to by śród przekleństw przez pętle nadgarstków
Jednoczący z skałą poprowadzić łańcuch.
Łuski w milion iskier pękły skute lodem,
Stal runy zgubiła. Ostrze przetopione
Niczym żywe srebro prysnęło w kamienie.
Blizny rozpalając w podłej bestii ciele.
Modlitwę przez szpaki zaniosła niebiosom.
Mgła spowiła pole. Znajomych chorągwi
Las wyrósł cieknący z nasączonej gleby
- Pędy wypuszczone z mięsistych korzeni.
Oddech ciężko złapać. Słaniając się, ledwie
Doszedwszy do barda padła w ręce elfie
Oczyma łzawymi prosząc o schronienie
W palcach nie zranionych stalowym sumieniem.
Gwiazdy przybrały ogniem swoim suknie
Dwa komet warkocze - smugi jasnosmukłe
Słońca pocałunkiem wrzały między wrogiem
Śród ciał twardych zbroi torując jej drogę.
Rudy ogon pancerzem, diadem hełmem lśniącym
Inskrypcje mruczane kałamarza włosem
Snuły tarczę kwiecia naznaczoną wonią.
Dla przyjaciół miodem, przeciwnikom dłoni
Lustrzanym odbiciem odłamki toporów
Miękko zawracała z wpierw nadanych torów.
Usta śpiewem grzmiały; włóczysta poezja
(Korzeniami nut swych zdradzonych przez drzewa)
Tajemnicą w ciałach otwierała rany.
Zbroje miast purpury wypuszczały kwiatów
Delikatne pędy. Wgryzały się w ziemię
Spokój duszy w glebie! Wyło przeznaczenie.
O złączonych z trawą, rozbitych w popioły
Marność upomniała się z krakaniem wrony
Przywołana pieśnią, uzbrojona czasem.
Glina Cię zrodziła - wrócisz zatem w piasek
Kruki obwieszczały. Zwiastowanie przykre
Wytrącało sercom czarnym z dłoni klingę.
Deszcz z chmur elfich palców, grotów iskry mokre
Nawałnicy gniewem wypełniły orgię
Jęków grzechopadłych. Przerywana gromem
Spadającym w morze skrzydłoczarnym koniem
Rozszczepiała fale. Mściwiegończym rogiem
Klątwą broczył jeździec zemstę na Balrogu.
I ona stanęła. Gwiazda srebrnych borów
Wysłanniczka Entów, dzierżycielka bogów
Rękopisów, lalka dla nimfich zachcianek.
Zjednana ze śmiercią makabryczny taniec
Rozpoczęła; wstęgi ostrzy żmij ogonem
Wgryzały się w skórę, kaleczyły zbroję
Po to by śród przekleństw przez pętle nadgarstków
Jednoczący z skałą poprowadzić łańcuch.
Łuski w milion iskier pękły skute lodem,
Stal runy zgubiła. Ostrze przetopione
Niczym żywe srebro prysnęło w kamienie.
Blizny rozpalając w podłej bestii ciele.
Modlitwę przez szpaki zaniosła niebiosom.
Mgła spowiła pole. Znajomych chorągwi
Las wyrósł cieknący z nasączonej gleby
- Pędy wypuszczone z mięsistych korzeni.
Oddech ciężko złapać. Słaniając się, ledwie
Doszedwszy do barda padła w ręce elfie
Oczyma łzawymi prosząc o schronienie
W palcach nie zranionych stalowym sumieniem.
If the ocean was vodka
And I were a duck
I would swim to the bottom
And never come up
But since it ain't vodka
And I'm not a duck
Pass me the bottle
And shut the fuck up
And I were a duck
I would swim to the bottom
And never come up
But since it ain't vodka
And I'm not a duck
Pass me the bottle
And shut the fuck up

-
- Pomywacz
- Posty: 36
- Rejestracja: poniedziałek, 31 października 2005, 14:30
- Lokalizacja: Szydłowiec
- Kontakt:
Overżyc
Natychmiast biorę przykład z kolegi, po drugiej stronie przepaści (jeśli bogowie będą łaskawi nie robić na złość :)) wpatruję się w wydawałobysię niekończące ciemności podemną, nie interesuje mnie zbytnio w jaki sposób się udało.
- Valius, kaman, tyczki nie będą już potrzebne. - W ramach gwarancji wyciągam pierwszy z brzegu śmieć z kieszeni rzucając niedaleko swych nóg. Odwracam się, oglądam zamek. - Któryś kolega byłby może odmiennych gustów i przypadkowo w posiadaniu spinki do włosów? hehe. Mam już dość lochów... - Przeszywa mnie szybko strach na myśl o opowiadanej mi w dzieciństwie legendzie o Zapomnianych Królestwach, lecz udaje mi się opanować. - W najbliższej karczmie macie u mnie po kuflu... dziewki chędożycie na własny rachunek.
Natychmiast biorę przykład z kolegi, po drugiej stronie przepaści (jeśli bogowie będą łaskawi nie robić na złość :)) wpatruję się w wydawałobysię niekończące ciemności podemną, nie interesuje mnie zbytnio w jaki sposób się udało.
- Valius, kaman, tyczki nie będą już potrzebne. - W ramach gwarancji wyciągam pierwszy z brzegu śmieć z kieszeni rzucając niedaleko swych nóg. Odwracam się, oglądam zamek. - Któryś kolega byłby może odmiennych gustów i przypadkowo w posiadaniu spinki do włosów? hehe. Mam już dość lochów... - Przeszywa mnie szybko strach na myśl o opowiadanej mi w dzieciństwie legendzie o Zapomnianych Królestwach, lecz udaje mi się opanować. - W najbliższej karczmie macie u mnie po kuflu... dziewki chędożycie na własny rachunek.
...

-
- Chorąży
- Posty: 3653
- Rejestracja: sobota, 19 listopada 2005, 11:02
- Numer GG: 777575
- Lokalizacja: Poznań/Konin
overżyc
Przed twoimi stopami jakiś smiec co rzuciłeś spadł w przepaść po chwiliz erwał się jakgdyby deliaktny wiatr i wyszeptał "Uwierz". mimo to zrobiłeś krok i spadłeś naszczęście złapałeś się ściany przepaści i wyjść z niej pomogł ci jeden z twym towarzyszy(i niebył to valius)
reszta widziała całe zdazenie.
Przed twoimi stopami jakiś smiec co rzuciłeś spadł w przepaść po chwiliz erwał się jakgdyby deliaktny wiatr i wyszeptał "Uwierz". mimo to zrobiłeś krok i spadłeś naszczęście złapałeś się ściany przepaści i wyjść z niej pomogł ci jeden z twym towarzyszy(i niebył to valius)
reszta widziała całe zdazenie.

-
- Marynarz
- Posty: 166
- Rejestracja: piątek, 5 sierpnia 2005, 21:11
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Łódź (podwodna^^)
- Kontakt:
Spokojnie wszystko obserwuje, po czym bez slowa wracam do swoich spraw, czyli wrot.
Najpierw je uwaznie obserwuje, oceniam wytrzymalosc drewna i stopien zardzewienia zawiasów, nastepnie szukam polapek, jesli nic nie znajduje to staram sie otworzyc drzwi. Na wszelki wypadek dotykam ich powierzchni poprzez kamien...
Najpierw je uwaznie obserwuje, oceniam wytrzymalosc drewna i stopien zardzewienia zawiasów, nastepnie szukam polapek, jesli nic nie znajduje to staram sie otworzyc drzwi. Na wszelki wypadek dotykam ich powierzchni poprzez kamien...
